Co znajduje się między nauką a wiarą?

Choć wspomniany przez mnie słynny list Jana Pawła II do o. Coyne’a z 1987 r. zrobił wrażenie na naukowcach, nie zrobił wrażenia na teologach. Prawdę mówiąc, teologowie nim się specjalnie nie przejęli. Wiele racji ma Politolog, pisząc gorzko pod moim ostatnim wpisem: „żaden katolicki uniwersytet nie ośmielił się zacząć oczyszczać wiary za pomocą nauk, zobaczmy nieszczęsne nauczanie o ludzkiej seksualności”. Politolog zatem odmawia jakiegokolwiek znaczenia gestowi papieża. Z tym jednak się nie zgadzam. List pozostaje ważny jako doktrynalny punkt odniesienia, jako wezwanie czekające na realizację. Dlaczego mamy oglądać się na innych? Zamiast narzekać na teologów, sami weźmy się do pracy! 🙂

Zanim jednak zaczniemy przy pomocy nauki oczyszczać wiarę z przesądów, dobrze jest uświadomić sobie, jakie między nimi zachodzą relację: jak się ma nauka do wiary i wiara do nauki? Ważną wskazówkę dał zmarły w 2011 historyk i filozof nauki Ernan McMullin (polecam jego publikacje!). Powiedział on, że między nauką a wiarą powinno zachodzić „współbrzmienie, a nie wynikanie”. Jak to rozumieć?

Z brakiem logicznego wynikania sprawa jest prosta. Nauki przyrodnicze są metodologicznie samowystarczalne. Zakładają, że rzeczywistość, jaką badają, jest przyczynowo domknięta, tzn., że nie trzeba sięgać poza nią, by ją wyjaśnić. Założenie to, nazwane naturalizmem metodologicznym, okazało się strzałem w dziesiątkę – od kiedy nauka nowożytna zaczęła wyjaśniać to, co naturalne, przez to, co naturalne stosując empiryczno-matematyczną metodę, rozpoczął się gigantyczny sukces nauki. Wszelkie próby wprowadzenia założeń religijnych do nauk przyrodniczych, np. w luki dotychczasowej wiedzy (tak zachowują się zwolennicy Inteligentnego Projektu), niszczą metodologiczną spójność nauki i skazują wiarę na kompromitację, gdy z czasem nauka sama wypełni owe luki.

Co jednak, gdy wierzenia religijne i nauki przyrodnicze zajmują się tym samym przedmiotem – np. mówią o człowieku czy o świecie? Czy tu konflikt jest nieunikniony? Jak możliwe jest owe współbrzmienie, o którym mówił McMullin?

Wiara, czyli przyjęcie Objawienia, jest w najgłębszym sensie żywą relacją z Bogiem, który przekracza to, co naturalne. Zatem nauki przyrodnicze w tym doświadczeniu nie mają bezpośrednio nic do powiedzenia. Inaczej sprawa się ma z teologią, która jest racjonalnym namysłem nad Objawieniem i doświadczeniem wiary. Owa racjonalna interpretacja wiary musi odwoływać się także do tego, co naturalne. Nieco upraszczając można to przedstawić w ten sposób: tezy teologiczne wynikają z koniunkcji prawd objawionych i tez o naturalnym charakterze. Te drugie teolog powinien tak dobierać, by unikać ewidentnych sprzeczności z naukami przyrodniczymi (ale też nie uzależniać Objawienia od nich), jeśli nie chce narażać religii na oskarżenie o naiwność czy przesądy. W tym, co naturalne, odpowiedzi nauk przyrodniczych są metodologicznie mocniejsze niż odpowiedzi teologii.

Przykładem może być teologiczna analiza objawionej prawdy o stworzeniu świata przez Boga. Czy prawda ta zakłada czasowy początek świata? Taka teologiczna interpretacja narażałaby prawdę objawioną na ryzyko podważenia przez modele kosmologiczne zakładające np. wieczność cyklicznie oscylującego świata. Tymczasem już św. Tomasz z Akwinu za św. Augustynem pokazywał, że istotą stworzoności jest całkowita bytowa zależność od Boga, która nie musi mieć czasowego początku – odcisk w pisaku pozostawałby przyczynowo zależny od stopy także wtedy, gdyby tkwiła ona w nim od zawsze.

Innym przykładem jest pytanie, czy da się pogodzić realne istnienie Adama i Ewy oraz rajskiego stanu „pierwotnej niewinności i sprawiedliwości” z historią naturalną świata, które już na tym blogu omawiałem (zob. posty z czerwca 2010).

McMullin pisze, że zarówno teologia, jak kosmologia powinny zgodnie formować nasz „pogląd na świat”. Ów pogląd na świat jest jakby przestrzenią buforową między nauką a Objawieniem, w której może dochodzić do istotnych uzgodnień i harmonii. Te uzgodnienia działają w obie strony. Wspomniałem, że tak powinniśmy interpretować Objawienie, by nie narażać je na konflikt z nauką, ale też naukę w naszym poglądzie na świat możemy tak interpretować, by metafizyczne tezy wynikające z tej interpretacji nie kolidowały z naszą wiarą. Mamy zatem prawo odrzucać np. naturalizm ontologiczny (głoszony przez Dawkinsa i innych ateistów), gdyż metodologia metafizyki nie wydaje się mocniejsza od metodologii teologii.

Podsumowując: nie jest możliwy bezpośredni konflikt między nauką a wiara, gdyż nauka zajmuje się tym, co naturalne, a wiara dotyczy tego, co nadnaturalne. Konflikt, ale zarazem harmonia, możliwy jest w przestrzeni buforowej między nauką a wiarą, czyli w miejscu, w którym kształtuje się nasz światopogląd, a wpływ na niego mają zarówno metafizyczne interpretacje wyników nauk przyrodniczych, jak i teologia – czyli racjonalna interpretacja Objawienia i wiary.

 

15 komentarzy do “Co znajduje się między nauką a wiarą?

  1. ~Mieczysław S.Kazimierzak

    W spadku po antycznej kulturze grackiej chrześcijaństwo odziedziczyło poznawanie świata i sztukę,Tym pierwszym kierunkiem poszła nauka stanowiąca o prawach stworzenia i natury ,natomiast na bazie sztuki powstał dramat odkupienia.To rodzi : „napięcie między otwartością na problemy współczesnego świata,a koniecznością zachowania jednoznaczności oraz tożsamości”,co jak potwierdza się jest „zasadniczym dylematem współczesnego Kościoła,a w konsekwencji także teologii chrześcijańskiej.”
    BOSKI WYMIAR DRAMATU jako Teodramat przedstawił Hans Urs von Balthazar.
    Natomiast CHRYSTUS W DRAMACIE ZBAWIENIA to Soteriologia dramatyczna Raymunda Schwagera.
    Oba te dramaty zestawił z DRAMATEM LUDZKIEJ PRZEMOCY ksiądz Stanisław Budzik w książce DRAMAT ODKUPIENIA.
    Zbliżyć wiarę do rozumu to zrozumieć ten dylemat dla przyjęcia FILOZOFII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ,z której wynika JAK ŻYĆ.

  2. ~Alba

    Wydaje mi się, że tzw. „konflikt między nauką a wiarą” powstaje jedynie wtedy (i tak też było w słynnej „Sprawie Galileusza”) gdy jedna albo druga zaczyna wyrokować o tym, co do niej NIE NALEŻY. Np. kiedy w wypaczony sposób pojmowana „wiara” mówi: „Świat został stworzony w dni sześć, jako rzecze Pismo święte” – lub gdy naukowcy zaczynają wchodzić w rolę „kapłanów”, twierdząc, że NIE MA BOGA (notabene jest to stwierdzenie nienaukowe, bo nie da się udowodnić empirycznie ani matematycznie:)), że nie istnieje „grzech” czy też że jesteśmy tylko zwierzętami, jak inne (i w związku z tym „mamy prawo” zachowywać się „jak zwierzęta.”) Tymczasem, jak ja to mówię, nie jest dobrze wbijać gwoździe śrubokrętem – bo nie do tego on służy. Wiara i nauka nie powinny się zwalczać ani ze sobą rywalizować – duchowni nie powinni wygłaszać stwierdzeń o charakterze naukowym, a naukowcy – moralnym, wartościującym. Powinni za to wzajemnie korzystać ze swego dorobku. Bardzo często zresztą współczesna nauka (nie tylko kosmologia – twórca teorii Wielkiego Wybuchu był księdzem katolickim, oskarżanym o to, że za pomocą nauki próbuje „wesprzeć” swoją wiarę w Stworzenie; ale także np. psychologia) zdaje się potwierdzać wiele dawnych chrześcijańskich intuicji, do tego stopnia, że niektórzy mówią już o „światopoglądzie chrześcijańsko-naukowym.” Na pewno zaś nie jest słuszne utożsamienie „naukowości” z ateizmem, najlepiej wojującym. 🙂

  3. ~Politolog

    Wszystko ładnie pięknie na poziomie ogólności.
    Kiedy jednak spojrzymy na szczegóły sporów aktualnych to nie wygląda to tak prosto, Alba wspomina o tym że kapłani mają prawo wygłaszać sądy moralne wartościujące a naukowcy na temat nauki.
    Niestety jest to mocne uproszczenie , podam przykład.
    Homoseksualizm , kapłani odwołują się w uzasadnieniu niemoralności zachowań homoseksualnych Pismem Świętym oraz nienaturalnością w sensie przyrodniczym , dewiacja choroba , zaburzenie psychiczne.
    Kolejny przykład….ksenotransplantacje czyli transplantacje organów od zwierząt hodowanych jako „hybrydy ludzko-zwierzęce”
    do embrionu świni transferujemy komórki macierzyste serca osoby chorej….rośnie świnka z ludzkim sercem , następnie usypiamy zwierze i przeszczepiamy organ zgodny genetycznie osobie chorej ( nie trzeba stosować środków immunosupresyjnych przez co zwiększają się znacząco szanse na długie i zdrowe życie, no i nie ma problemów z brakiem organów ).
    Powyższych tematów można mnożyć …a co do kosmologii fizycznej i astronomii temat bezpieczny etycznie ( póki co )dla KK więc pozwala swoim kapłanom zajmować się badaniami w tym zakresie.
    Pan Artur pisze….” Z tym jednak się nie zgadzam. List pozostaje ważny jako doktrynalny punkt odniesienia, jako wezwanie czekające na realizację. Dlaczego mamy oglądać się na innych? Zamiast narzekać na teologów, sami weźmy się do pracy! :-)”
    Po pierwsze kto ma się tym zając w sposób profesjonalny i systematyczny?? ( czytelnicy TP?? i sympatycy bloga Pana Artura??)
    Po drugie czy nie spotka się to z oficjalnym potępieniem ze strony władzy Kościelnej
    Po trzecie kto zajmie się analizą i weryfikacją merytoryczną ewentualnych prac w od strony teologiczno-filozoficznej i naukowej?

    Liczę na poważna odpowiedz o ile na poważnie swój wpis traktuje Pan Artur.

    1. ~Alba

      Szanowny Panie Arturze – „Politologu” – mam wrażenie, że tak krótka forma, jaką jest KOMENTARZ do internetowego BLOGA wymusza na mnie tę powierzchowność, jaką mi Pan (chyba niesłusznie) zarzuca. Chciałabym również nieśmiało zauważyć, że NIE TYLKO ci „brzydcy i źli duchowni” odwołują się w swoich wywodach do „NATURY” – czyni to również druga strona, robiąc np. wielki medialny event z pary pingwinów- samców, które (w braku samic) zaczęły wspólnie wysiadywać jedno podłożone jajo. Event ów miał groteskowy ciąg dalszy, gdy dostarczono zakochanym w sobie „panom” pingwinom „panie” – a aktywiści LGBT podnieśli wielki krzyk o „narzuconą zwierzętom siłą heteronormatywność.” To tylko dowód na to, że nie jest bezpiecznie w poszukiwaniu natury LUDZKIEJ odwoływać się bezpośrednio do świata zwierząt. Wygląda na to, że zwierzęta – te, które są rozdzielnopłciowe – na ogół nie tworzą TRWAŁYCH związków jednopłciowych (nie bardzo zresztą wiadomo, do czego miałyby one służyć „naturze”, jeśli jest ona zasadniczo ukierunkowana na przedłużanie gatunków. Jestem sobie w stanie wyobrazić jedynie, że istnienie „zwierzęcych homoseksualistów” byłoby, być może, jakąś formą „naturalnej antykoncepcji”, tj. ograniczania nadmiernej liczebności populacji) – a ludzie, OWSZEM. I czego to dowodzi? TYLKO tego, czego zresztą filozofia chrześcijańska ZAWSZE nauczała – że INNA jest „natura” ludzka, a inna – zwierzęca. Bardzo lubię określenie swego byłego spowiednika, filozofa i etyka, który na moje zapalczywe młodzieńcze deklaracje, że „homoseksualizm jest nienaturalny!” – odparł ze spokojem, że on wahałby się tak mówić, ponieważ, w przeciwieństwie do zwierząt (wiemy np. że żaden pies, tłumaczył mi, nie zacznie nagle latać – w NATURZE psa nie leży latanie), CZŁOWIEK JEST NATURĄ OTWARTĄ – czyli jego „natura” może się zrealizować na wiele różnych sposobów. I nie ma konieczności zmuszania biednych pingwinów, by żyły razem, aby to udowodnić. 🙂 Co jest „naturalne” dla człowieka – jaka jest jego NATURA – to wielkie pytanie zarówno dla religii i filozofii, jak i dla nauk społecznych przyrodniczych. Łączę niskie ukłony. „Alba” (Anna)

      1. ~Alba

        Wygląda też na to, że najprostsza i – zdawałoby się – nieco naiwna odpowiedź na pytanie „co znajduje się na styku nauki i wiary?” mogłaby brzmieć: znajduje się tam CZŁOWIEK. Człowiek, który może być rozpatrywany przez „naukę” (którą notabene sam stworzył) i która zawsze ma pokusę ulegania złudzeniu, że potrafi o nim powiedzieć WSZYSTKO. „Człowiek jest zwierzęciem, eukariontem, kręgowcem, ssakiem, jednym z naczelnych. Koniec, kropka.”; „Człowiek jest zbudowany z białek, soli mineralnych i wody.”; „Człowiek jest układem cząstek, podlegających oddziaływaniom fizycznym.” I tak dalej. Wszystkie te definicje – bez względu na stopień szczegółowości i precyzji, (bo już Pascal – jak mówiono o nim, geniusz wykradziony nauce przez mistykę, stwierdził, że „wszystkie nauki nieskończone są w rozciągłości swoich badań”) – mogą być jednak niewystarczające, „redukcjonistyczne”, bez uwzględnienia tego, co dla człowieka unikalne – wymiaru duchowego, psychicznego, artystycznego… WIADOMO, że wszelkie „styki” mogą czasem iskrzyć.:) A owo iskrzenie staje się bardziej wyraźne właśnie gdy nauki szczegółowe zaczynają wyciągać wnioski ETYCZNE ze swych odkryć. Tak, jak postąpił pewien profesor biologii, gdy stwierdził, że nie rozumie zupełnie, skąd u LUDZI tyle kontrowersji wokół tożsamości płciowych, gdy u niektórych organizmów tych tożsamości może być nawet kilkadziesiąt – i organizmy te zupełnie się tym nie przejmują, kopulując ze sobą w najróżniejszych konfiguracjach… Gdy to przeczytałam, w którejś z niedawnych „Polityk”, naszła mnie nagła ochota, by zapytać owego znakomitego skądinąd uczonego, czy sądzi, że homo sapiens również niepotrzebnie „robią problem” z mężobójstwa czy dzieciobójstwa, gdy w świecie zwierzęcym są to nader powszechne praktyki? To zresztą dobrze ilustruje niebezpieczeństwo zagrażające naukowcom, gdy chcą wchodzić w rolę „kapłanów”: „Ponieważ odkryłem w naturze to i to, uważam, że LUDZIE POWINNI zachowywać się w określony sposób.” Religie natomiast mówią (z reguły): „Ludzie powinni zachowywać się w określony sposób, ponieważ tego pragnie dla nich Stwórca świata.” A „porządek świata” czasem ZDAJE SIĘ to potwierdzać, a czasem nie. I niebezpieczeństwo, jakie zagraża z kolei religii jest takie, że będzie się próbowało tak naginać, a czasem wręcz wypaczać „dowody naukowe” (czymkolwiek one są) żeby pasowały do etycznej intuicji. Jak w przypadku niektórych wielce karkołomnych wywodów o „szkodliwości antykoncepcji”, które można czasami usłyszeć na salkach parafialnych – albo już zupełnie haniebnej wypowiedzi o „bruździe” jaką rzekomo naznaczone są wszystkie dzieci, poczęte z in vitro.

    1. ~Politolog

      WAŻNE Wyjaśnienie.
      chodziło oczywiście o Chimery zwierzęco -ludzkie a nie o Hybrydy.
      Chimera powstaje wtedy kiedy są łączone komórki dwóch osobników tego samego lub innego gatunku, wyżej wspomniana chimera zwierzęco ludzka powstaje w wyniku dodania do embrionu zwierzęcego komórek macierzystych ludzkich( można wyhodować w ciele zwierzęcia ludzki organ np.serce ,trzustkę , wątrobę, krew, nie dochodzi do odrzucenia ponieważ na etapie embrionalnym nie ma ukształtowanego układu odpornościowego)
      Natomiast z Hybrydą mamy do czynienia wtedy kiedy dochodzi do mieszania się materiału genetycznego dwóch osobników różnych gatunków.
      Polecam ciekawy artykuł przedstawia wiele zaskakujących zjawisk i informacji -http://www.focus.pl/nauka/zobacz/publikacje/wszyscy-bedziemy-chimerami/nc/1/

    2. ~Alba

      Nie czytałam (jeszcze) artykułów dotyczących chimer, do których Politolog podaje odnośniki – ale już dawno temu słyszałam o rozmowie, jaką miał odbyć bł. Jan Paweł II z pewnym transplantologiem, który go pytał, czy z punktu widzenia religii katolickiej moralnie dopuszczalne jest przeszczepianie ludziom organów zwierzęcych. Papież miał wówczas odpowiedzieć, że owszem – bo np. serce świni, przeszczepione człowiekowi, w miarę jak przepływa przezeń LUDZKA krew biorcy, stopniowo się „uczłowiecza”. Jedyne ograniczenia, z tego co wiem, miałyby dotyczyć organów kluczowych dla naszej tożsamości – mózgu i gonad.

  4. ~Moral Diplomacy

    Na pytanie: Co znajduje się między nauką, a wiarą? Odpowiem rozum. Teologia jako interpretacja Objawienia i wiary jest również nauką. Zatem wiara nie ogranicza się tylko do poznania nadprzyrodzonego, ale i naukowego – czego dowodem są nauki teologiczne.

  5. ~Jola

    Ja myślę, że między nauką a wiarą jest przepaść nie do przebycia. Myślę tu o naukach przyrodniczych – do filozofii się nie nadaję .
    Nie jestem wierzącą – z wyboru i przemyśleń.Czytam czasami biblię i nijak nie mogę pojąć jak można uznać tę księgę jako zapis słowa bożego.Jeśli rzeczywiście byłyby to słowa boga to przeczyłby sam sobie w wielu punktach.Tym , co mnie najbardziej wyprowadza z równowagi jest fakt łamania własnych praw przez boga- mordował i kazał mordować ile wlezie.A sam mówił-nie zabijaj.Jeśli to jest prawo boskie, na co powołują się obrońcy życia poczętego dopiero co – to czemu bóg je łamał?
    Pociągnęło to za sobą wiele nieszczęść – stosy, księgi na indeksie, wojny krzyżowe i sławetne „Gott mit uns”. Nie chcę mieć z tym nic wspólnego i oburzam się na próby znalezienia wspólnej części religii i nauki.
    O powstaniu Wszechświata nie chcę dyskutować , bo to był pierwszy krok do mojego rozstania się z KK.Zachowanie wielu księży, z którymi kiedyś miałam styczność, oraz to , co dzieje się dzisiaj w wielu parafiach wystarcza mi za dowód , że dobrze zrobiłam zrywając z tą religią.

  6. ~Aloha Hawaii

    ” nie jest możliwy bezpośredni konflikt między nauką a wiara, gdyż nauka zajmuje się tym, co naturalne, a wiara dotyczy tego, co nadnaturalne”

    Ja bardzo przepraszam, ale jak na mój gust jest to nieco pompatyczne, by nie powiedzieć, bezczelne, stwierdzenie. Założenie, że w ogóle wypada mówić o czymkolwiek „nadprzyrodzonym”, co istnieje gdziekolwiek poza sferą wyobraźni, jest IMHO nie do obrony. Nasz umysł uwielbia pojęcia abstrakcyjne a język pozwala mielić je na wszelkie sposoby. To jednak wciąż tylko słowa. Much ado about nothing.

    Duchowość oparta na „nadprzyrodzonym” jest, mam wrażenie, niewiarygodna. Monoteizmy, wokół których kręci się duchowość człowieka zachodu, są mimo wszystko młode. Czeka je jeszcze wiele zmian, czego niestety nie będzie nam dane oglądać.

Możliwość komentowania została wyłączona.