Grzech, o którym Kościół zapomniał

Seksuolodzy alarmują: współczesny styl życia niszczy namiętność. Stres, przepracowanie, niezdrowe odżywianie się oraz brak fizycznej aktywności czynią z nas coraz gorszych kochanków. Z kolei Esther Perel w „Inteligencji erotycznej” przekonuje, że zbyt duża bliskość w związku, bezpieczeństwo, przewidywalność i rutyna skutecznie gaszą pożądanie. Nie trudno przewidzieć, czym grozi w małżeństwie zanik pożądania. Jeśli zatem zależy nam na dobru związku, obok troski o intymność i zaangażowanie trzeba zadbać także o namiętność. To staje się coraz bardziej oczywiste.

Nie dla wszystkich jednakże.

Jest rzeczą intrygującą, że w licznych w ostatnich dziesięcioleciach wypowiedziach Kościoła na temat małżeństwa i seksualności nie znajdziemy ani słowa o konieczności zadbania o pożądanie. Przeciwnie: pożądanie wciąż postrzegane jest jednostronnie – jako groźna drzemiąca w nas siła, która w każdym momencie może okazać swoją niszczycielską moc, wyrywając się spod kontroli i wodząc nas na manowce. Wymaga zatem stałej czujności i trzymania jej w ryzach. Wygląda na to, że z kościelnej perspektywy problemem współczesnych małżonków, także wewnątrz związku, jest wbrew faktom wciąż nadmiar a nie zanik pożądania. Wystarczy przeglądnąć choćby katechezy o małżeństwie Jana Pawła II.

Taki brak równowagi staje się pretekstem do oskarżania Kościoła o zafiksowanie na punkcie seksu i oderwanie od życiowych realiów. Jest to tym bardziej zaskakujące, że Kościół od Soboru Watykańskiego II czyni wiele, by małżeństwo i seksualność dowartościować, a przed wiekami przyjął doktrynę, która bynajmniej nie wymuszała jednostronnej interpretacji.

W XIII wieku św. Tomasz zaadoptował do myśli chrześcijańskiej etykę Arystotelesa, która obok troski o realizm cechowała się umiarem i zdrowym rozsądkiem. Zdaniem Stagiryty, właściwe (czyli cnotliwe) jest działanie lub uczucie, które w danych okolicznościach trafia w „środek”: wadą jest zarówno przesada przekraczająca rozumną miarę, jak i zbytnia powściągliwość, która do owej miary nie dociąga. Odnośnie uczuć Arystoteles pisał w „Etyce nikomachejskiej”: „I tak obawiać się, być odważnym, pożądać, gniewać się, litować się i w ogóle radować się i smucić się można i zbytnio, i za mało, a w obu tych wypadkach niewłaściwie; doznawać zaś tych namiętności we właściwym czasie, z właściwych przyczyn, wobec właściwych osób, we właściwym celu i we właściwy sposób – to właśnie jest drogą zarówno środkową, jak i najlepszą, i to też jest istotną cechą dzielności etycznej”.  

Podkreśliłem czasownik „pożądać”, by zwrócić uwagę, na czym według Arystotelesa polegało niewłaściwe użycie seksualności. Często myślimy, że przekroczenie miary w tej dziedzinie polega na zbytniej intensywności przeżywanej namiętności i pożądania. Nic bardziej błędnego! Nawet niewrażliwy na uroki życia św. Tomasz trzeźwo zauważa: „Nadmiar uczucia, będący wadą, nie mierzy się wielkością jego natężenia, ale według jego stosunku do rozumu (…) gdy przekracza jego granice. Otóż rozkosz, towarzysząca aktowi małżeńskiemu, choć odznacza się bardzo wielkim natężeniem, nie przekracza granic, wyznaczonych jej uprzednio przez rozum, mimo, że w czasie samego trwania rozkoszy rozum nie może wyznaczać tych granic”.

Wadą nadmiaru jest zatem przekroczenie granic rozumu, a dzieje się to wtedy, zdaniem Arystotelesa i św. Tomasza, gdy ulegamy pożądaniu w niewłaściwych „okolicznościach”. Widać to wyraźnie np. w akcie pedofilskim – pedofil przekracza wszystkie rozumne granice: pożąda w niewłaściwym czasie, niewłaściwej osoby, z niewłaściwych przyczyn i w niewłaściwym celu.

  Ale – pamiętajmy – zgrzeszyć możemy także brakiem pożądania, gdy „okoliczności” akurat się go domagają. Niewątpliwie małżeństwo, zagrożone dzisiaj śmiercią namiętności, domaga się szczególnej troski o pożądanie. Św. Tomasz w jednym z artykułów swojej Sumy pisze o grzechu niewrażliwości: insensibilitas. „Kto by zatem do tego stopnia unikał przyjemności, że powstrzymywałby się od tego, co jest konieczne do zachowania natury, popełniałby grzech sprzeczny z porządkiem natury. Na tym zaś polega wada niewrażliwości”. Specjaliści od Tomasza wiedzą, że „grzech sprzeczny z porządkiem natury” nie jest wcale jakimś pośledniejszym grzechem.

Dlaczego Kościół tak łatwo zapomniał akurat o grzechu niewrażliwości, i wciąż o nim nie pamięta, mimo dokonujących się przemian w nauczaniu o seksualności?

Przyczyny są zapewne wielorakie. Spróbuję je rozszyfrować w następnych wpisach. Tymczasem na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie. Dzisiaj mierzi nas rozpatrywanie problemów seksualnych w kategoriach etycznych: pojęcie cnoty umiarkowania (Arystoteles, św. Tomasz) zastąpiliśmy pojęciem inteligencji erotycznej (Esther Perel). Ale zauważmy: przecież nadal chodzi o właściwą miarę. J

76 komentarzy do “Grzech, o którym Kościół zapomniał

  1. ~jaras

    A kościół jeszcze w ogóle o czymś pamięta? Może o tym, że Jezus był ubogi i nie miał nieruchomości, co?

    1. ~Nuncjusz Apostolski

      Kierowana przez Abp Paetza Watykańska Rada Episkopatu w Polsce postanowiła, że katoliczka po śmierci męża będzie mogła złożyć śluby dozgonnej czystości i przekazać majątek Kościołowi.

      1. ~Jacek

        Dobry pytanie, co to jest grzech przeciw DUCHOWI ŚWIĘTEMU.Panie Arturze , czekam na wykład.

  2. ~x

    Tajemnica malzenstwa to nie „dwie dusze w jednym ciele ,ale dwa ciala w jednej duszy.”Wtedy jest milosc .

    1. ~magia

      nie wiem nic o panu/pani – autorze tej wypowiedzi – jednak wciaz nie potrafie zzrozumiec, skad biora sie ludzie tak bojacy sie myslenia. tak, prosze autora, bo najwyrazniaj nie zrozumial/a autor nic z tego, co AS probuje przekazac w artykule. albo tez jest tak ograniczony/a ze boi sie otworzyc swoj umysl na prawde o tym jak powinno sie dbac o zwiazek, malzenski czy inny. jezeli chcemy by byl pelny, nie mozemy ignorowac kwestii erotyki i seksu miedzy nami a najblizsza nam osoba na swiecie. bo tak wlasnie jest, malzonek to najblizsza nam osoba i jezeli czesc spoleczenstwa nie zgadza sie z tym, to znaczy to, ze sa to ludzie ograniczeni bledami w ich wychowaniu, blokowaniem sie na prawde o prawdziwych i pelnych zwiazkach, radosci jaka one daja obojgu ludzi tworzacych je, oraz ograniczeni doktrynami kosciola, ktore nie sa idealne, nie ewoluuja z odpowiednim tempem. nalezy sie z tym pogodzic. a autorowi tej wypowiedzi zycze, aby zaczal/ela myslec inaczej o swoim zwiazku, jesli jakis istnieje, i zaczac zycie seksualne w nim budowac na innych plaszczyznach niz wylacznie prokreacja. i radze nie wyrazac sie w podobny sposob o ludziach, ktorzy swoja wiedza i otwartoscia starraja sie pomoc innym ulepszyc ich zycie.

  3. ~gościówa

    Wiesz co, Artur – ty proponujesz mnożyć grzechy. Ja bym była za czymś wręcz przeciwnym.

  4. ~Klara

    Zacznij w końcu zajmować się tym co masz powyżej pasa czyli głową.Rzuciłeś niedoszły stan duchownego to wystarczy.

    1. ~Barbara

      Ale złośliwość:( Na to stać każdego, ale trudniej przecierać nowe szlaki. A Artur to robi.

      1. ~magia

        nie nazwalabym tego przecieraniem szlakow, no – moze w przypadku niektorych, ciezszych przypadkow oderwania od rzeczywistosci, tak – ale bardziej proba uswiadomienia ludziom wlasnie tego, jaka rzeczywistosc jest. natomiast zgadzam sie, ze zlosliwoscia sa podobne komentarze, jednak wynikaja one moim zdaniem wylacznie z ograniczenia komentujacych. brawo dla AS za artykul.

  5. ~Arnold Buzdygan

    To nie zarzut. To fakt, że KK jest zafiksowany na punkcie seksu. I to negatywnie zafiksowany zapominając o wielu innych ważniejszych sprawach.

    1. ~niedziela

      Proponuję wrócić do czasów Papieża Pawła VI.Kto był autoremencykliki Humane Vite i jak została wykorzystana do polityki.Pan Artur z uporem maniaka zajmuje myśli tym co poniżej pana.Może to zboczenie.?

    2. ~niedziela

      Proponuję wrócić do czasów Papieża Pawła VI.Kto był autoremencykliki Humane Vite i jak została wykorzystana do polityki.Pan Artur z uporem maniaka zajmuje myśli tym co poniżej pana.Może to zboczenie.?

  6. ~x

    Ja już kiedyś Arturkowi mówiłem że mu ktoś nassrał do głowy i co trzeba zrobić żeby gównno wyleciało z niej ale widzę że nie posłuchał.

  7. ~etam

    Kościół w Polsce jest daleki od ludzkich problemów. Czemu katolickie kraje są takie pokręcone moralnie i obłudne, i biedne??? Pewnie inaczej,byłoby to sprzeczne z interesem tej kasty.

    1. ~koń

      Pewnie dlatego są biedne że przestrzegają przykazania np. nie kradnij , i nie okradają innych krajów tak jak to robią bogatsze kraje pod różnymi przykrywkami.

  8. ~Rominagrobis

    No właśnie. Dostałam od męża pod choinkę (bo sobie zażyczyłam) książeczkę wydawnictwa W drodze pt. „Rozpoznawanie duchów” (chodzi oczywiście o „duchy” w sensie odróżniania głosów demonów od głosu Ducha). I tam autor – anonimowy zresztą, bo na okładce w miejscu autor widnieje napis Mnich z Zakonu Kartuzów – powołując się na doświadczenie Ojców Kościoła opisuje dysputę mnichów, podczas której mieli ustalić, która cnota jest cnotą główną – bez której wszystkie inne się zawalą. Pomysłów było wiele, ale – nie pamiętam dobrze, a do książki na razie nie mogę sięgnąć – bodajże mistrz Eckhart stwierdził, że największą cnotą jest ROZTROPNOŚĆ. Czyli właśnie zdrowy rozsądek, który pozwala trzymać się właściwej miary. Bo demony działają tak: jeśli nie skuszą cię do obżarstwa, to każą ci się zadręczać postem, jeśli nie wzbudzą twojej pychy z powodu bogactwa, to wzbudzą pychę z powodu mniszego ubóstwa. Bo każda przesada pochodzi od Złego. Nikt dzisiaj nie wspomina, że siedem grzechów głównych nie dotyczy tylko tego, czego sądzimy, że literalnie dotyczy tzn. np grzech nieumiarkowania w jedzeniu i piciu jest postrzegany jako grzech, gdy chodzi o pijaństwo i obżarstwo, ale już nie widzimy go w neurotycznym odchudzaniu się prowadzącym do zaburzeń psychicznych. Tak samo jest z grzechem nieczystości: czy ktokolwiek ma świadomość, że kobieta odpychająca męża z nieuzasadnionych powodów grzeszy nieczystością? A według mnie tak właśnie jest. W kościele rozpoznanie jest proste Brak seksu = czystość, seks = nieczystość. Dlatego możliwe było kanonizowanie pary małżeńskiej: bo przestali uprawiać seks. Lekka masakra.

  9. ~Dziewica

    Kościół to by chciał, żeby seks był mechaniczny, suchy i bez żadnych oznak błogości. Oczywiście JEDYNIE w celu prokreacji. Z marsową miną, chłodno i bez przyjemności.

  10. ~Artur

    Tak sobie myślę panie Arturze, że nie rozumie pan do końca, czym jest pedofilia i kim jest pedofil. Pedofil bowiem pożąda niewłaściwej osoby i w niewłaściwym czasie (o ile właściwym czasem jest czas po ślubie), ale już niekoniecznie z niewłaściwych przyczyn i w niewłaściwym celu.Ale chciałbym poruszyć inną kwestię. Snuje pan rozważania o seksualności w małżeństwie. Jednak czym dla pana jest małżeństwo? Co wyznacza jego ramy? Od jakiego momentu mówimy o małżeństwie? Od ślubowania według reguł Kościoła Katolickiego? A co z chrześcijanami innych wyznań, co z muzułmanami czy buddystami? Ich małżeństwa nie są małżeństwami w rozumieniu KRzK, czy więc te rozważania dotyczą też ich?

    1. ~MagCzu

      > A co z chrześcijanami innych wyznań, co z> muzułmanami czy buddystami? Ich małżeństwa nie są> małżeństwami w rozumieniu KRzK, czy więc te rozważania> dotyczą też ich?Są małżeństwami w rozumieniu KRzK – naturalnymi, ale nie sakramentalnymi. Małżeństwo naturalne można też zawrzeć w KRzK, np. osoby wierzącej z niewierzącą.

      1. ~gościówa

        Ale dwoje katolików już nie może zawrzeć małżeństwa naturalnego, bo to cudzołóstwo? Ta logika mnie przerasta. 😉

        1. ~MagCzu

          > Ale dwoje katolików już nie może zawrzeć małżeństwa> naturalnego, bo to cudzołóstwo? Ta logika mnie przerasta.> ;-)Logika jest. Chrzest coś zmienia w sytuacji człowieka – wszczepia go w jakieś ciało. Ochrzczeni biorąc ślub, robią dokładnie to samo, co wszyscy inni ludzie, a że skutki są inne, na to wpływu nie mają.P.S. odpowiedziałam na Twoje pytanie w poprzednim wpisie Artura

          1. ~gościówa

            > Logika jest. Chrzest coś zmienia w sytuacji człowieka -> wszczepia go w jakieś ciało. Ochrzczeni biorąc ślub, robią> dokładnie to samo, co wszyscy inni ludzie, a że skutki są> inne, na to wpływu nie mają.To okropne. Ja w takie chrześcijaństwo na pewno nie wierzę. Niby że rodzice wrobili mnie w wieku niemowlęcym – tak, że już na wieki wieków seks poza katolickim małżeństwem wrzuca mnie w stan grzechu śmiertelnego? Nawet jeśli np. zmienię religię lub zostanę ateistką, to u Pana Boga zaksięgowane, że mnie musi traktować z podwyższonym rygorem. Ja bym swojemu dziecku czegoś takiego nie zrobiła. Oj nie.

          2. ~MagCzu

            > Niby że rodzice wrobili mnie w wieku niemowlęcym -> tak, że już na wieki wieków seks poza katolickim> małżeństwem wrzuca mnie w stan grzechu śmiertelnego? Jako ochrzczona masz prawo zawrzeć w Kościele małżeństwo z kim chcesz, choć z dyspensą. Jeśli ślub wobec Kościoła Cię nie obchodzi, to ja szukałabym innych zmartwień w sprawie kontaktów z Bogiem niż akurat koniecznie seks poza małżeństwem. Klasyfikowanie grzechów to zresztą nie to samo co klasyfikowanie czynów.Nie bardzo jednak wiem, czy mówisz o seksie pozamałżeńskim czy poza-katolicko-małżeńskim.> jeśli np. zmienię religię lub zostanę ateistką, to u Pana> Boga zaksięgowane, że mnie musi traktować z podwyższonym> rygorem. Ja bym swojemu dziecku czegoś takiego nie> zrobiła. Oj nie.Jak Bóg u Lewisa: „aniele Gabrielu, proszę mi podać teczkę Gościówy…”Jeśli nie wierzysz, że chrzest tak działa, to chyba nie ma dla Ciebie znaczenia, czy ochrzcisz niemowlę?

  11. ~pokojztoba

    mysle ze pan nie do konca ma racje w tym ze kosciol zapomina zupelnie o tym (przepraszam juz za bledy gramatyczne, bo jestem obcokrajowcem). Czy papiez BenedyktXVI w swoim encyclice 'bog jest miloscia’ nie pisal o rownowadze miedzy 'eros’ i 'agape’. eros jest milosc ktory sie wymaga dostac, agape pragnie dac. Trafnie pisal ze jezeli jest tylko jest agape, ze cos jest nie jak powinno. agape tylko wytrzyma jesli tez jest eros. odwrotnie milosc co tylko eros, tez jest czyms niedobre.Agape jest mozliwe wazniejsze, ale na pewno nie jedyne w relacji. mysle ze w temacie seksu to jest podobne. namietnosc jest jak agape, bo chce sie oddawac drugiej osoby. Bardzo wazne aspekt, ale jezeli tylko sie daje, i druga osoba tylko przyjmuje, sam nic oddajac, to w tej relacji seksualnej cos nie gra. Pozadanie jest wtedy jak eros…Papiez nie doslownie o tym myslal, ale jak przeczytalem ten kawalek encycliku, to przychodzil mi mysl ze te idee tez licza w tej dziedzinie. wiec mysle ze jednak kosciol nie zapominal o tym. Moge sie oczywiscie pomylic, w tym przypadku chetnie przeczytam poprawki od pana.

  12. ~gs

    Oni faktycznie, tak jak już ktoś pisał w komentarzach, mają jakieś niezdrowe zafiksowanie na punkcie seksu http://wiadomosci.onet.pl/1922975,11,item.html – od razu ciśnie mi się pytanie a co z wdowcami? Przebija tu jakaś swiadome lub podświadome nierównouprawnienie płci. I czy biskupi naprawdę nie mają ważniejszych tematów do dyskusji? A powszechna bieda? A nieludzkie traktowanie pracowników przez pracodawców? Zjawisko bardzo częste w małych sklepikach w moim miasteczku. Praca długo w noc, w niedziele, cały czas na nogach i minimalna pensja. I potrącenia z malutkiej pensji za niedobry towaru, który ukradziono. O tym nie dyskutują biskupi, bo i po co? O in vitro ich ruszyło i zaczął się jazgot dopiero po doniesieniach o planowanym finansowaniu z NFZ, wcześniej było w miarę spokojnie – mimo że zabiegi były w Polsce wykonywane. Reasumując: często myślą i dyskutują o seksie oraz bardzo żywo reagują na słowo kasa. Aha, i jeszcze kombinują przy kwitach z IPN żeby się nie wydało, a jak już się wydało to żeby ludziska uwierzyli, że to nic takiego (kneblowanie ks. Isakowicza – Zaleskiego), no i komisja majątkowa przy MSWiA i zwroty ziemi. Matactwa, machloje. Przykre to wszystko

  13. ~jan

    Wszystko to jest Panie Redaktorze w kolejności dla mnie bardzo trudnej do zaakceptowania. Otóż jeśli małżonkom jest ze sobą dobrze w sferze intymnej, to ma to nie mieć wartości samoistnej, tylko umacniać małżeństwo traktowane właśnie jako samodzielny obiekt moralności. Innymi słowy, to małżeństwu ma być dobrze z małżonkami, a nie małżonkom w małżeństwie. Takie stawianie sprawy jest oczywiście wymuszone przez całą obowiązującą w Kościele naukę o rodzinie, na pierwszym miejscu stawiającą właśnie małżeństwo, które jeśli zostało prawidłowo zawarte, należy zawsze chronić jako świętość, nie zależnie od tego, czy służy człowiekowi, czy jest dla niego przekleństwem. Związek dwojga ludzi nie ma wartości samoistnej, choćby pod względem uczuciowym był najwspanialszy, wartość ma natomiast każde małżeństwo. Nie jest to nawet przewaga formy nad trescią, gdyż nastąpiła swego rodzaju zamiana ról, tzn. treścią ma być właśnie małżeństwo, a miłość ewentualnie tylko jakimś dodatkiem, oprawą bynajmniej nie konieczną, żeby treść miała sie dobrze. Gdyby takie rozumowanie odnieść np. do sfery pracy, to fakt zarabiania pieniędzy, satysfakcji z pracy i zadowolenia pracodawcy byłyby tylko o tyle dobre, o ile umacniałyby stosunek pracy traktowany jako wartość samoistną. Bardzo dobrze, że nawet niektórzy hierarchowie zdają się nie dawać sobie rady z tym paradygmatem, szkoda tylko, że kościelne młyny mielą tak wolno…

  14. ~anias

    Prawdy i pólprawdy…Współczesny styl życia gasi namiętność, ale też namiętność bywa współcześnie często źle wykorzystywana. Jest krotochwilą, poza małżeństwem nierzadko nie łączy się z żadną głębszą refleksją.Stąd chyba rozumny, jak mi się wydaje, postulat prymatu zdrowego rozsądku nad namiętnościami.Z namiętnością z początkowym etapie związku małżeńskiego raczej kłopotów nie ma :), faktycznie prawdopodobnie głębszej refleksji należałoby poddać lata późniejsze, kiedy o pożądanie coraz trudniej…Tylko, że dbać o tę sferę należy tak samo troskliwie jak o każda inną…I czy to nam sie to podoba czy nie ta sfera naszej wrażliwości po pewnym czasie obumiera. Czy Waszym zdaniem pożądliwość jest absolutnie konieczna do trwania małżeństwa?W pewnym wieku, pewnie gdzieś koło 65 lat, wiele par traci ochotę na seks.Czy stają się przez to mniej małżonkami? Czy powinni szukać namiętności na siłę bo to podstawa ich związku?to tez są ważne pytania, warto na to wszystko spojrzeć z dalszej i głębszej perspektywy.

    1. ~MagCzu

      > czy to nam sie to podoba czy nie ta sfera> naszej wrażliwości po pewnym czasie obumiera. Czy Waszym> zdaniem pożądliwość jest absolutnie konieczna do trwania> małżeństwa?Przeważnie problem polega na tym, że pożądanie zanika wewnątrz małżeństwa, a zaczyna się rozwijać poza nim. Historia stara jak świat.

  15. ~j_rozm

    polecam „Rozpalona miłość” dr Joseph & Linda Dillow, dr Peter & Lorraine Pintus.

  16. oscar5_

    Panie Arturze, w którymś miejscu znalazłem taką uwagę: „Uwaga! Komentarze sprzeczne z elementarną kulturą albo zupełnie nie na temat będą usuwane”. I co? I nic. Tyle tu chamstwa wśród komentarzy, a Pan nie reaguje!. Czytając Pański wpis zamierzałem coś napisać, ale po przeczytaniu kilku komentarzy zdenerwowałem się i zapomniałem, co miałem pisać. Pozdrawiam i w imię poszanowania elementarnych zasad kultury proszę coś z tymi śmieciami zrobić.

  17. ~niezapominajka

    W dzisiejszej GW jest artykuł o tym, co sądzi o antykoncepcji żona T. Blaira, Cherie Blair. Katoliczka, dzięki której jej mąż przeszedł na katolicyzm. Anias pewnie stwierdzi, że to żadna katoliczka…Cieszę się, że Pan Artur ciągle drąży ten temat. Mam nadzieję, że coraz więcej ludzi będzie się zdobywać na szczerość. I mury runą, runą, runą… To fajne skojarzenie miał kiedyś chyba Farad. Anias pisze o Pana artykule : ” Prawdy i półprawdy! „Może i tak, ale HV to też prawdy i półprawdy. Wypowiedzi różnych księży na temat „in vitro”, to też niezła mieszanka.Ktoś z poprzedników poleca stronę o. Knotza. Przeczytałam wszystko. To też prawdy i półprawdy. Aż szkoda czasu na czytanie.Jak dla mnie, to HV i podążający za nią orto- npr, to taki współczesny koń trojański w Kościele. Jeszcze nie widać wszystkich szkód, jakie wyrządził… I jeszcze wyrządzi. Ciekawe, czy p. Blair dostanie jakąś naganę czy też może zakaz pogrzebu katolickiego?

    1. ~Farad

      > I mury runą, runą, runą… To fajne skojarzenie miał kiedyś chyba Farad. To ktoś inny, a ja nie kojarzę kto to mógł być. 🙂

      1. ~gościówa

        Farad, a propos naszej wcześniejszej rozmowy o nauce religii.http://tnij.org/cdxh Tutaj dziennikarze zgromadzili przykłady patologii na współczesnych lekcjach religii. Jestem w stanie pominąć doniesienia o jednostkowych wyskokach stukniętych katechetów (choć właściwie niby dlaczego? coś za dużo ich w Polsce!). Ale tam cytowane są PODRĘCZNIKI do katechezy. Włos staje na głowie.Ciężarna kobieta jako „skafander” dla dziecka???Onanizm to grzech „gorszy od bomby atomowej”???Antykoncepcja to „zło nie do nazwania”???Kościół zatwierdza te podręczniki. Nad tym nie da się przejść do porządku dziennego.

        1. ~Sophie

          Ciężarna kobieta jako „skafander” dla dziecka to przypuszczenie autorki, moim zdaniem dyskusyjne a Ty Gościówo podajesz je już jako fakt.Poza tym wybacz, nie bardzo wiem dlaczego jesteś tak przeciwko lekcjom religii skoro nie masz dzieci, więc nikt nie może im nic fałszywego wpoić. W zasadzie to też nie rozumiem ateistów że są przeciw, skoro katechezy mają pomagać produkować innych ateistów. Powiem jeszcze, że mam lat 45, w czasach podstawówki mieszkałam na wsi i NIE chodziłam na religię bo mi się nie chciało. Do kościoła też nie chodziłam z tego samego powodu (było daleko i uważałam, że to nudne – wolałam sobie poczytać książkę albo obejrzeć teleranek). W latach 70-tych, NA PROWINCJI i żadnego ostracyzmu. Moje dzieci chodzą, bo mąż sobie tego życzy, ale do ich klas chodzą dzieci, które nie chodzą i ZAWSZE były przedmiotem ZAZDROŚCI a nie ostracyzmu (tu dodam, że teraz mieszkamy w Warszawie, więc może na prowincji jest inaczej). Swoją drogą więcej głupot dowiedziałam się w szkole podstawowej od pewnej polonistki niż od księdza katechety (od tego ostatniego nie mogłam się dowiedzieć bo nie chodziłam na religię:)) a uważam, że było to z korzyścią bo nauczyłam się weryfikować na własną rękę wszystkie informacje a nie przyjmować je na wiarę.

          1. ~gościówa

            Gdzie ja mówię o jakimś ostracyzmie? Halo, halo! Tu Ziemia!I przyczepiłaś się (typowy chwyt w dyskusji) do najbardziej wątpliwego sformułowania w moim tekście, pomijając zupełnie resztę – tę mniej wątpliwą.Idź do dyskusji pod poprzednim wpisem Artura, to dowiesz się, dlaczego poruszam sprawę lekcji religii. Tam jest wszystko wytłumaczone.

          2. ~Sophie

            O ostracyzmie jest mowa w tekście do którego dajesz linka. Przeczytałam Twoje wypowiedzi na temat religii wcześniej stąd i mój post był szerszy, bo uwzględniał co napisałaś. Swoją drogą jak to mówią psychoterapeuci nikt na łożu śmierci nie mówi: żałuję, że więcej czasu nie spędzałem w pracy tak i mnie się wydaje, że nawet jeśli na lekcjach religii nadmiernie dużo mówi się o zachowywania czystości (rozumianej oczywiście nie jako częste mycie rąk i całego ciała:)) to szkody z tego wielkiej nie ma bo jakoś nie znam nikogo, kto by powiedział: żałuję, że z powodu zachowywania szóstego przykazania nie poszłam/poszedłem z kimś do łóżka. Jeżeli się żałuje, to raczej tego, że się poszło. Tak poza tym, to całkiem sporo osób – mimo uczestniczenia w katechezie – nie przestrzega szczególnie moralnych wskazówek dotyczących współżycia przed ślubem i jakoś nie widzę by robili to z grobowymi minami bojąc się, że pójdą do piekła. Dodam jeszcze, że ja chodzę regularnie do kościoła i szczerze mówiąc na kazaniach częściej słyszę o tym, że picie i siadanie za kierownicą to łamanie 5 przykazania niż na temat antykoncepcji, seksu czy dozwolonych pozycji w małżeństwie. Gdybym nie miała wiedzy o tym co Kościół myśli o tych sprawach z lektury prasy (wcale nie kościelnej) czy choćby z tego forum a tylko z kazań w kościele to – z ręką na sercu stwierdzam – żyłabym w błogiej nieświadomości:)

          3. ~niezapominajka

            No to miałaś Sophie sporo szczęścia do spowiedników, że Cię 1) nie wypytywali i nie oświecili, a 2) nie próbowali prostowac. Chociaż może po prostu nie miałaś problemu z orto- npr-em albo z temperamentem męża lub swoim. Albo nie przeszkadza Ci „udawanie Greka”.

          4. ~Sophie

            Ciebie spowiednicy wypytują? Moje doświadczenia są takie, że odnoszą się do grzechów wyznanych, skoro ktoś nie wie, że coś jest grzechem np. jakoś przeoczył, że 1.01.jest świętem nakazanym i nie powie, że opuścił mszę świętą w tym dniu bo mu się nie chciało po balu to nie usłyszy pytania- a czy byłaś na mszy świętej w Nowy Rok. Właśnie, zastanawiam się czy to nie my przypadkiem kładziemy większy nacisk na akurat grzechy tej jednej strefy.

          5. ~niezapominajka

            Tak, mnie wypytywali. A ja jestem uparta i pyskata, i drążyłam temat: „A dlaczego uważacie to za taki straszny grzech?” Tak jak p. Artur w swoich tekstach. Przez całe lata. Nie udawałam Greka. Odpowiedzi księży niczego nie rozświetlały, a prawie zawsze zmierzały w tym kierunku, żeby mi wykazac, jaka to ja jestem zła, skoro sama tego nie rozumiem.Nieznajomośc prawa nie chroni przed prawem. Nieznajomośc praw kościelnych też przed nimi nie chroni. Trzeba podążac za aktualnymi naukami. Nie jestem biedną kobietą, o jakiej opowiadała Kore- , któraby przez całe życie stosowała a/k w formie stosunków przerywanych i dumna była z tego, że postępowała zgodnie z nauką Kościoła… Ja niestety trochę czytam, i to „ze zrozumieniem”.Nie, Sophie, to nie my za dużą wagę przywiązujemy do tych spraw. Wracając do p. Blair, napisałaś o tym, że ona sama uznaje a/k za sprawę wstydliwą, i Ty tu widzisz jakąś niekonsekwencję.Wszyscy chyba uznajemy te sprawy za wstydliwe, i to chyba dobrze. Karykaturą kultury i wrażliwości jest postawa przeciwna, np. w Big Brother-rze. Pewne rzeczy chowa się tylko dla siebie nie dlatego, że są wstydliwe (w sensie „złe”). Są intymne, i takie powinny pozostac. A poza tym p. Blair pewnie myślała o prezerwatywach. Jeśli była i jest katoliczką- to za to grozi kościelny lincz, gorzej niż za narkotyki. Gdyby to się dostało do mediów!

          6. ~Sophie

            No tak, ale pani Blair opowiada publicznie o tym, że stosuje/stosowała środki antykoncepcyjne (więc się nie wstydzi i uważa że można o tym mówić) a jednocześnie przyznaje, że wstydziła się, że o tym że ich używa dowie się służba królowej! To w końcu jest się czego wstydzić czy nie? Uważasz, że dzieci a szczególnie nastolatki chcą wiedzieć że poczęli się przez przypadek, niedopatrzenie rodziców i że rodzice byliby szczęśliwi gdyby tego uniknęli i że to spływa po nich jak woda po kaczce?

          7. ~cse

            Sophie, to chyba nie tak. Przypuszczam, że pani Blair nie chciała, aby ochrona wyciągnęła jej z torebki prezerwatywy na tej samej zasadzie, jak nie chciałaby, żeby ochrona wyciągnęła jej z torebki na przykład tampony. Jak sądzę, istnieje duża różnica między wstydem spowodowanym świadomością robienia czegoś złego a wstydem spowodowanym naruszeniem intymności – wydaje mi się, że pani Blair mówiła to raczej o tym drugim przypadku.pozdrawiamcse

          8. ~Sophie

            Jaka ochrona? Służba. Poza tym gdyby to były prezerwatywy to chyba powinny być przy PANU Blair:) Czyżby tylko pani Blair miała psi obowiązek troszczyć się o nie zajście w ciążę? A ponadto dokładnie chodzi mi o to, że w postawie pani Blair wyczuwam rozdwojenie jaźni. Pani Blair odczuwa wstyd z powodu naruszenia intymności wobec kilku osób a jednocześnie swoje intymne sprawy komunikuje całemu światu. .

          9. ~muddy

            A może po prostu dojrzała do tego? Ludzie zmieniają się w czasie. Być może KIEDYŚ była to dla niej sprawa wstydliwa i intymna, ale udało jej się „wyzwolić”. Może właśnie ta ostatnia ciąża nauczyła ją, że nie warto tych spraw przemilczeć, a warto zabrać głos i próbować coś zmienić?

          10. ~cse

            Nie chcę bronić pani Blair, bo nie znam motywów jej działania. Uważam jednak, że źle interpretujesz tę sytuację.Abstrahując od tego, kto powinien te prezerwatywy mieć przy sobie, wyciągnięcie ich przez służbę/ochronę wbrew woli czy intencji pani Blair było przypuszczalnie naruszeniem jej intymności. Wywiad, którego udzieliła, był jej dobrowolnym działaniem, ewentualna dyskusja o stosowaniu antykoncepcji była więc jej decyzją.Przy okazji tej dyskusji chciałbym jednak postawić pytanie w kwestii bardziej formalnej. Pani Blair publicznie przyznaje, że stosuje antykoncepcję, daje też do zrozumienia, że zamierza ją stosować. Co, w takim razie, powinien zrobić kapłan podczas najbliższej mszy, na której pani Blair będzie chciała przystąpić do Komunii? Pan Artur w jednym ze swoich artykułów o konflikcie sumienia z nauczaniem Magisterium podaje nieco bardziej wyraziste przypadki (np. lekarz, o którym wiadomo, że prowadzi praktykę aborcyjną) – tutaj sprawa jest nieco bardziej miękka. Zdaję sobie sprawę, że to pytanie nieco teoretyczne i zakładające pewną ortodoksję, ale jestem ciekaw Waszych opinii.pozdrawiamcse

        2. Artur Sporniak

          > Antykoncepcja to „zło nie do nazwania”???Z tym akurat się zgadzam. Ja też – jak pewno zauważyliście – nie potrafię do tej pory nazwać tego zła 🙂

    2. ~Sophie

      A mnie trochę dziwi postawa pani Blair. Taka odważna feministka, która nie wstydzi się w telewizji przyznać do używania środków antykoncepcyjnych wstydzi się, że zobaczy je służba z Balmoral! Czyli jednak uważa, że TO jest powód do wstydu. No i pomyślny sobie, jej syn Leo dowie się, że swoje istnienie zawdzięcza tylko temu, że jego odważna, feministyczna matka uległa jakimś tam narzuconym konwenansom i wstydziła się nie zapobiec jego poczęciu. Na pewno po takiej wiadomości podniesie mu się poziom własnej wartości.

      1. ~niezapominajka

        To forum jest dobre też z tego względu, że pokazuje, co mają w głowach (i sercach) ludzie, którzy chodzą do Kościoła. Kolejną mieszankę prawd i półprawd.O syna p. Blair jakoś się nie martwię, myślę, że będzie więcej rozumiał z tego niż Ty, Sophie.

        1. ~Sophie

          Nie ma czegoś takiego jak półprawda. Może być tylko prawda albo kłamstwo. Bo jak coś może być półprawdziwe?

          1. ~niezapominajka

            Jakieś twierdzenie może byc w połowie prawdziwe, gdy jest „niedokładne”, nieprecyzyjne. Dla jednych prawda, dla drugich nieprawda.

  18. ~www.katolikablog.bloog.pl

    Mądry, ciekawy tekst…Sądzę, że nieczułość, brak intymności jest lokomotywą egoizmu, który z kolei niszczy naszą cywilizację….

  19. ~niezapominajka

    Sophie napisała, co będzie, jak syn p. Blair dowie się, że nie był planowany…Postawy wobec kobiet w niechcianej ciąży idą w dwóch kierunkach.Pierwszy, znacznie bardziej rozpowszechniony, polega na dalszym ich „dołowaniu”, powiększaniu i tak już istniejącego poczucia winy. Tak było w filmie „Droga do szczęścia”, o którym już ze 2 tyg. temu zaczynałam pisac (a w ostatnim TP jest recenzja p. Anity Piotrowskiej). Młoda kobieta, „niewyżyta” artystycznie, nie była w stanie zaakceptowac ciąży. Myślę, że ciosem w samo serce, który ostatecznie przypieczętował postanowienie aborcji, było zdanie wygłoszone przez człowieka chorego psychicznie (takiego, co zawsze mówi szczerze), że najbardziej współczuje temu poczętemu dziecku, i że nie chciałby byc w jego skórze…Ty Sophie też idziesz w tym kierunku… Zamiast zauważyc, że p. Blair jednak tego syna urodziła i wychowała, byc może rezygnując z jakichś ważnych planów, Ty kładziesz akcent na to, że jak się dowie, że był nieplanowany, to runie jego poczucie własnej wartości…Druga postawa, znacznie sensowniejsza, polegałaby na daleko idącemu współodczuwaniu z tą kobietą i na pomocy dla niej. Myślę, że już takie zdanie: „wiem, że zawalają się twoje plany i marzenia, nie jesteś tylko „pokrowcem” na nowe życie, pomogę ci dzień po dniu przetrwac te najcięższe chwile… Bo tak naprawdę robisz najważniejszą rzecz na świecie, chociaż jeszcze tego nie widzisz…” ma więcej sensu niż manifestacyjne współczucie dla dziecka, którego się jeszcze nie zna.Są różne skrajności.W Wysokich Obcasach jest artykuł o angielskich młodocianych matkach, które z rodzenia dzieci robią sobie sposób na życie i utrzymywanie się. Są finansowane przez państwo, nawet przez parę pokoleń. Aż trudno w to uwierzyc. Nie wiem, czy wolałabym urodzic się w takiej rodzinie, czy byc synem p. Blair…Mówi się, że dziecko już w łonie matki wie, że jest niechciane. To pewnie prawda. Ale sami wiemy, ilu wśród nas jest takich nieplanowanych… I przez całe wieki tak było… Póki życie trwa, można wiele naprawic, przekształcic zło w dobro. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, jeśli człowiek się bardzo stara.

    1. ~Sophie

      Niezapominajko, pani Blair była akurat w nieporównywalnie dobrej sytuacji do tysięcy innych kobiet i nie ma co jej współczuć. Ale zachowuje się jak typowa celebrity nie bacząc na to, jak odczytają inni jej wypowiedzi np. jej dzieci. I nie widzę powodów bym miała podchodzić do jej postawy na kolanach, bo powiedziała coś co podoba się innym. Swoją drogą, krytyczne podejście przydaje się również do oceny tekstów w GW i WO a nie tylko do kontestowania HV.W WO ukazał się kiedyś tekst o matce która oddała swoje czwarte dziecko do adopcji. Reporterka nie mogła jej zrozumieć ale bardzo rozumiała te kobiety, które wybrały aborcję. Napisałam grzeczny list opisujący swoje doświadczenia (jestem adoptowana) z pytaniem czy uważają, że moje życie się nie liczy a moja matka zasługuje na potępienie. Myślisz, że go zamieszczono albo doczekałam się odpowiedzi?

      1. ~niezapominajka

        Oczywiście i w GW i WO jest mnóstwo głupot i niekonsekwencji… Często chodzi tylko o robienie wrzawy. Czasami jest to zwykłe gorszenie ludzi. Sama jednak widzisz po sobie, że wiele można zrozumiec i wybaczyc, jak się zna różne sytuacje.Młodzi ludzie najbardziej ze wszystkiego potrzebują prawdy i szczerości, mam nadzieję.Miałam kochaną ciocię, która wychowała dużo dzieci. Kiedyś powiedziałam do niej tak: Ciociu, przecież ciocia chciała mie taką liczną rodzinę, a ja już nie daję rady… Ona na to zakryła oczy dłońmi i cicho powiedziała, że nie, wcale tak nie planowała i wcale to nie było łatwe. Bardzo jej byłam wdzięczna za to wyznanie. Nie fałszowała historii, nie robiła z siebie bohaterki. A była naprawdę cudowna!!! Jeśli nigdy nie powiemy, jak to jest naprawdę, nie damy przykładu, że można przez to przejśc, to nasze dzieci będą myślały, że to one tylko mają takie ciężkie przeżycia. . Przecież nie chodzi o pokusę aborcji, tylko o przeżycie pewnego szoku zmiany życiowych planów. Wiem, że zwrócisz uwagę na to słowo: „cicho”…

        1. ~Sophie

          A propos tego co potrzebują młodzi ludzie od swoich rodziców to akurat na onecie można przeczytać zwierzenia syna znanego aktora w których mówi:”GALA: Jest w tobie dużo wściekłości na rodziców. Co im zarzucasz? RO Że mnie olali. Oni się mną zupełnie nie interesowali. I to dotyczy zarówno ojca, jak i matki, która nawet starała się mną zająć, ale ja zawsze miałem świadomość, że niechcący zmarnowałem jej życie, zwichnąłem karierę. „Więc może szczerość i prawda nie zawsze są tym co powinniśmy serwować naszym bliźnim a zwłaszcza najbliższym?

          1. ~niezapominajka

            A czy dziecko chciane i planowane też czasem nie usłyszy, że miało byc „nie takie”, że zawiodło oczekiwania rodziców… To też jest odrzucenie.Ja z kolei w innym piśmie przeczytałam zwierzenia syna znanej piosenkarki, pani V.V. Nic tam nie ma o tym, że matka mu mówiła o tym, że był nieplanowany. Raczej tylko nigdy nie był dla niej ważny i nigdy nie miała dla niego czasu. Ale on o matkę się troszczy i ją rozumie, pomimo żalu. Każdej matce życzyłabym takiego syna.Dzieci sławnych rodziców mają trudną sytuację, jeśli do tych rodziców nie dorastają, a mają na dodatek słaby charakter. Ale znowu lepiej w ten temat się nie zagłębiac, bo wyjdą półprawdy.

  20. Artur Sporniak

    Na stronie LMM znalazłem omówienie ciekawych badań ankietowych na temat zadowolenia ze stosowania NPR pt. „Najlepiej skrywana tajemnica naszych czasów”. Zobaczcie: http://npr.pl//index.php/content/view/308/43/Niezapominajko, odnajdziesz tam m.in. wypowiedzi, z którymi chyba będziesz mogła się utożsamić.Swoją drogą, jeszcze ciekawsze byłyby dla mnie badania porównujące zadowolenie nie tyle ze stosowania NPR i antykoncepcji hormonalnej, co twardego NPR (orto-NPR, jak mówi Niezapominajka) oraz NPR wspomaganego pieszczotami, seksem oralnym czy – jak trzeba – prezerwatywami. Dla mnie najważniejszym pytaniem nie jest alternatywa: NPR czy hormony?, tylko: NPR jako absolutny wymóg moralny czy raczej metoda podporządkowana miłości i roztropności małżeńskiej?

    1. ~m.ż

      Ano ciekawe. Zwł. fragment podsumowania:”zważywszy na sygnalizowane dość często przez respondentów problemy z rozbieżnością wymagań metod w stosunku do naturalnej seksualnej dynamiki kobiety, należałoby więcej uwagi poświęcać tej kwestii podczas kursów i konsultacji, by małżonkowie byli świadomi tego rodzaju cyklicznych napięć i by uczyli się pozaseksualnych form okazywania sobie bliskości i czułości.”Czy metodę, która jest rozbieżna z naturalną dynamiką seksualną kobiet można nazywać naturalną ;)? To raz. Czy fakt istnienia chociażby tylko tej rozbieżności nie piszącemu nic więcej do myślenia, niż uczenie się form pozaseksualnych, a więc niejako odrzucających, a przynajmniej nie biorących pod uwagę, rytmu kobiety?ps. co jakiś czas tu zaglądam i podczytuję, ale 2 miesięczne niemowlę ma zdecydowane pierwszeństwo 🙂

    2. ~Lilly

      Jestem w tej 1/3 części stosujących, ale niezadowolonych z metody.Bardzo optymistyczne podsumowanie artykułu odbieram, że 30% niezadowolonych (czyli prawie 30 na 100 osób) nie jest warte zainteresowania . Metoda jak zwykle jest świetna,jeśli masz z nią problemy to … twój problem.

    3. ~cse

      Z tego, co czytam, to w badaniu popełniono poważny błąd. Autorzy sami przyznają, że grupa jest mało liczna i dosyć jednorodna (małżeństwa katolickie). Błąd polega na rozciągnięciu wniosków z tej grupy na całą populację. Należy zauważyć, że wyniki tych badań mogą ewentualnie wskazywać, że 30% małżeństw katolickich ma wskazane problemy z NPR a nie 30% wszystkich małżeństw, bo te, które miały problemy, a nie odczuwają nacisku religijnego na stosowanie NPR już dawno zarzuciły jego stosowanie (i nie są członkami tego stowarzyszenia metody Billingsów).pozdrawiamcse

      1. ~Farad

        Przyłączam się do wątpliwości Cse i podrzucam moje wątpliwości co do przedstawionego tekstu.„okazało się, iż małżeństwa stosujące te nowsze metody doświadczały w większym stopniu umocnienia relacji, zyskiwały na lepszej komunikacji, dzieliły się odpowiedzialnością, odczuwały satysfakcję ze znajomości mechanizmów płodności, miały poczucie większego wzajemnego zaufania i dobrostanu duchowego.”Doświadczały w większym stopniu ale od kogo? Od małżeństw stosujących kalendarzyk albo metodę termiczną, czy od małżeństw stosujących inną a/k, a może od małżeństw nie stosujących a/k?„Do 1400 wybranych losowo małżeństw stosujących NPR (w dotarciu do nich pomogło amerykańskie stowarzyszenie Metody Owulacyjnej Billingsów) rozesłano kwestionariusz ankiety — na pytania odpowiedziały 334 pary, „Ludzie NPR są aktywni (tutaj należą do organizacji Metody Owulacyjnej Billingsów) czemu więc tylko 334?„Warto tu zaznaczyć, że odpowiedzi pozytywne pojawiały się trzy razy częściej niż negatywne.”Najpierw trzeba wyjaśnić dlaczego 334 z 1400. Może reszta już np. nie stosuje npr i co wtedy z wnioskowaniem?

    4. ~niezapominajka

      Mam do tego dokładnie takie samo podejście jak Pan.Przeczytałam też o badaniach, z których wynikało, że kobiety biorące hormony tracą intrygujący dla mężczyzn zapach… Robią się „nieinteresujące”… Jest to możliwe, bo wiemy, że sexapil to jakaś chemia…O tych wszystkich głupotach, jak to TWARDY npr jest dobry dla związku nie mam ochoty już czytac. Rzeczywiście trzeba by zbadac, jaki procent ankietowanych stosował tą jedyną moralną formę npr-u. Bo może oni też „udają Greka”?Trzebaby zapytac też o temperamenty tych ludzi. Ale biologiczno- emocjonalny aspekt mnie już nie interesuje. Wiem swoje.Chodzi tylko o aspekt moralny.O straszenie piekłem za „grzechy z miłości” O te wszystkie poradnie npr, LMM, szkolenia przedmałżeńskie, rekolekcje małżeńskie pod kątem npr,liczne artykuły w gazetach katolickich, książki, strony internetowe o. Knotza i Meissnera (nie wiem, czy taka pisownia)-CZY TO MA NAPRAWDĘ TAKĄ MORALNĄ WAGĘ, BY TEMU POŚWIĘCAC AŻ TYLE SIŁ I ŚRODKÓWJa myślę, że nie.

      1. ~cse

        Ale sprawa mimo wszystko oburzająca. Zwracam uwagę, że przyczyną podjęcia decyzji o aborcji było bezpośrednie zagrożenie życia tej dziewczynki. Biskup ekskomunikujący lekarzy jednoznacznie stwierdza więc, że życie nienarodzonego dziecka JEST WAŻNIEJSZE niż życie tej dziewięcioletniej dziewczynki. Uważam to za nadużycie.Poza tym lekarze działali, jak sądzę, zgodnie ze sztuką lekarską. Ekskomunika, jak rozumiem z cytowanych artykułów, jest wynikiem nie jakiegoś uporczywego trwania w grzechu – wieloletniej praktyki aborcyjnej – ale tego jednego konkretnego przypadku. Czyli to tak, jakby ekskomuniką obkładać wszystkich zabójców i wszystkich w zabójstwie, nawet pośrednio uczestniczących. A gdzie tu troska o zagubione owce? Gdzie miejsce na Miłosierdzie Boże?pozdrawiamcse

        1. ~Farad

          Po pierwsze, zgadzam się z gs, że brakuje tu ekskomuniki dla głównego sprawcy sytuacji. W tych okolicznościach biskup chcąc niechcąc powiedział tak: aborcja zawsze jest zbrodnią, natomiast jak ojczym gwałci dziewczynkę od 6 roku jej życia, to jest to błahostka. Ot, pójdzie sobie biedny ojczym do spowiedzi i po sprawie, zaś matka i lekarze muszą pokutować do końca życia. Po drugie, czy możliwe, by 9-letnia dziewczynka utrzymała bliźniaczą ciążę i sama jeszcze do tego przeżyła? Czy przypadkiem matka i zespół lekarzy nie ratowali jedynego życia, które mogli uratować? Zauważyć jeszcze chciałem, że ojczym trwał w grzechu (i to jakim!) od co najmniej 3 lat, zaś matka i lekarze być może podjęli złą decyzję, ale w tym konkretnym przypadku jest to jednorazowa decyzja.

  21. ~niezapominajka

    Kościół zapomina o grzechu niewrażliwości…Na dzień kobiet kupiłam sobie prezent: książkę „Nad przepaściami wiary”, wywiad z ks. Hryniewiczem.Co to ma do tematu blogu?Przekornie rzecz biorąc, ma bardzo dużo, bo wcale nie ma tam mowy o „wielkim problemie antykoncepcji”…Za to jest mowa o wszystkim, co jest naprawdę ważne. Wszystko wraca na swoje miejsce. Poczytajcie, zobaczycie. Złapiecie nowy oddech.

Możliwość komentowania została wyłączona.