Sposób na nałóg

Zmieniam na chwilę temat i z „sytuacji bez wyjścia” w etyce przechodzę do równie frapującego tematu uzależnień. Mam w tej dziedzinie na koncie dwa sukcesy. J Ważniejszy: od ponad trzech lat nie palę (bardziej szczegółowo pisałem o tym tutaj). I drobny: kilka tygodni temu wyzwoliłem się z nałogu picia kawy. Bywało, że podczas intensywnej pracy pijałem kilka (nawet do sześciu) dużych mocnych kaw dziennie. To oczywiście nie było zdrowe. Raz, że kofeina z czasem przestała na mnie działać, dwa, że duża ilość kawy rozstrajała mi żołądek. Ostatnio po takim mało przyjemnym kawowym maratonie, doszedłem do wniosku, że to bezsensu. I stało się: przez kilka tygodni przestałem w ogóle pić kawę. A mniej więcej od dwóch potrafię pić i nie pić. To znaczy, w przeciwieństwie do dawnych czasów przed zrobieniem sobie kawy, zastanawiam się czy mam rzeczywiście ochotę na nią i czy to będzie dobry pomysł. Często uznaję, że nie i rezygnuję (to dla mnie znak, że jednak odzyskałem swobodę decyzji).

Ale chwalę się nie dla irytowania nałogowców, tylko dlatego, że przyszedł mi do głowy pomysł, na czym polega mechanizm wychodzenia z nałogu. Bardzo on przypomina proces… zmiany paradygmatów w nauce opisany przez Thomasa Kuhna w słynnej „Strukturze rewolucji naukowych” z 1962 r. Przypomnijmy: amerykański filozof wyróżnił kilka charakterystycznych etapów rozwoju nauki: (1) etap nauki normalnej, (2) kryzys, (3) rewolucja i (4) etap nowej nauki normalnej ze zmienionym paradygmatem.

 W okresie nauki normalnej naukowcy kierują się w swojej pracy badawczej uzgodnionym zbiorem teoretycznych i metodologicznych reguł, które określają zasady wyjaśniania zjawisk, prowadzenia eksperymentów i rozstrzygania pomiędzy konkurencyjnymi hipotezami. Ale z czasem powstaje coraz więcej anomalii i dochodzi do kryzysu fundamentów. Następuje rewolucja i zmiana paradygmatu, który wręcz zmienia sposób patrzenia na rzeczywistość. Przychodzi czas kierowania się nowymi regułami. 

By dokonała się rewolucja w nauce, potrzeba zatem kryzysu i nowego paradygmatu. Podobne warunki muszą wystąpić, by dokonała się rewolucja w nałogowym zachowaniu: potrzebny jest bolesny kopniak i nowa realistyczna wizja możliwa do zastosowania. Dlaczego? Bo tak jak w etapie nauki normalnej uczeni odruchowo bronią paradygmatu przed anomaliami przy pomocy hipotez ad hoc, w nałogowym życiu mózgowy mechanizm interpretatora dąży do racjonalizowania porażek i kryzysów. Jednak coraz mocniejsze kopniaki prędzej czy później same przychodzą – nałóg szkodzi, więc musimy to w końcu boleśniej odczuć. Natomiast same kopniaki nie wystarczają. Bez nowego życiowego „paradygmatu” wyjście z nałogu jest bardzo trudne, o ile w ogóle możliwe. To warunek sine qua non.

W przypadku moich kłopotów z kawą stary paradygmat, głoszący, że kawa jest mi niezbędna do skupienia przy pracy, zastąpiłem nowym: doskonale do pracy nadaje się… woda mineralna (przekonała mnie do tego m.in. mądra lekarka, choć to dość długo trwało).

Kuhn bez ogródek pisze, że rewolucja w nauce, a więc zmiana paradygmatu jest zwykle możliwa dopiero wraz z nadejściem nowego pokolenia naukowców. Stare jest zbyt mocno psychologicznie związane z dawnym paradygmatem, po prostu ma skostniałe myślenie. W przeciwieństwie do nauki jako społecznej działalności, nałóg dotyka jednak jednostkowego życia, dlatego jeśli nałogowiec chce odzyskać swobodę, potrzebuje trzeciego elementu: elastyczności myślenia. Nowa wizja musi do niego przemówić. Zatem trzeba (1) nie bać się kopniaków – przeciwnie, cenić je sobie, (2) szukać nowego paradygmatu i (3) ćwiczyć się w elastyczności myślenia. Aż kiedyś nastąpi ta błogosławiona chwila i zestrojenie trzech niezbędnych elementów spowoduje olśnienie: „Matko, jaki ja byłem dotychczas głupi!”.

O ile „Struktura rewolucji naukowych” okazała się jedynie po części trafna, jeśli chodzi o opis rzeczywistej praktyki naukowej (Kuhn za bardzo psychologizował i relatywizował działalność naukową), o tyle pasuje do opisu zmiany, jaka dokonuje się w przypadku wychodzenia z nałogu, właśnie przez swoją psychologiczną wnikliwość. Można by wręcz mówić o strukturze rewolucji behawioralnych…

17 komentarzy do “Sposób na nałóg

  1. ~Rominagrobis

    A co by Pan powiedział o zastosowaniu tej zasady do reformy Kościoła? Przestajemy się sprzeczać z hierarchami, którzy i tak nas nie traktują poważnie, a „nowe wino” wlewamy do „nowych bukłaków” czyli w głowy naszych dzieci? Nie od dziś jestem przekonana, że aby spotkać biskupa, który uzna mnie za równą sobie a moje zdanie za równie ważne jak jego własne, to takiego biskupa muszę sama wychować. A nie ma chyba potężniejszej władzy, niż rodzicielska. Bo tylko rodzice są w stanie przetrącić nas psychicznie na całe życie, sądzę też że moga nas uzdolnić do rzeczy niemożliwych i zdjąć nam z barku ograniczające paradygmaty. Bo wystaczy, że powiem córce lub synowi: „Ten ksiądz gada głupoty” i dla moich dzieci, które ufają mi bezgranicznie ten ksiądz (może być sobie nawet papieżem) jest błaznem. Bo tak powiedziała mama 🙂

    1. ~gościówa

      Chcesz sama wychować nowych, lepszych duchownych?Zakładasz, że twoi synowie będą chcieli zostać księżmi. Tymczasem, jeśli wychowani będą w przekonaniu, że obecna forma Kościoła nie jest najlepsza, to raczej nie zostaną księżmi. Przecież nie pójdą do seminarium kopać się z koniem. Nie należy się dziwić, że spada liczba powołań – to właśnie dlatego.

      1. ~Rominagrobis

        Ile osób słucha księży? Ile traktuje ich śmiertelnie poważnie? Nikt nie jest wieczny. Biskupi też umierają. Bezpotomnie. Tak się składa, że jestem młodsza niż 100% episkopatu. I mam dwoje dzieci. Jeśli córce powiem, że to niesprawiedliwość, że kobiety nie mają głosu w kościele, a jej bratu, że to pięknie służyć Bogu, ale potrzebuje do tego wsparcia żony, bo celibat jest bezsensowny, kto da im radę za 20 lat? Paradygmat zmienia się z pokoleniem. A przez Ciebie wydaje mi się przemawia gorycz, jeśli nie wierzysz, że możemy ukształtować pokolenie ludzi myślących inaczej.

  2. ~Sir Absurd z KLechistanu

    A co powiedziałby Pan, gdyby tak postanowić sobie: – Od dziś zrywam z nałogiem chodzenia na imprezy zwane nabożeństwami? Wszak one nie mają żadnego „umocowania” w Ewangeliach, Tradycji i tzw. zdrowym rozsądku, a jedynym ich realnie zauważalnym celem jest indoktrynacja i…taca…

    1. ~gościówa

      Powyższy komentarz podany został w trochę szyderczej formie, która może odpychać. Ale coś w tym jest. Konieczność uczestniczenia w tym, co robi Kościół, takiego chcąc-niechcąc-popierania, może działać podobnie jak uzależnienie.

      1. ~Sir Absurd z KLechistanu

        Dzięki, że uświadomiłaś mi, że moja uwaga jest „trochę szydercza i może o d p y c h a ć”.. . Nigdy bym na to nie wpadł. Jesteś całkiem jak ksiądz, który wyjaśnia jak żyć w Bogu, oddychać Stwórcą, kochać Przedwiecznego i płacić Panu Cóż bym począł bez takich paradoksalnie podstawowych uświadomień? Lubię je…

    1. ~o. Kleon Nabit OSB

      Jest 15,56 a Ty już o seksie??? Nie dziwię się, że święci Ojcowie Kościoła stwierdzali, że ” w lędźwiach niewiasty mieści się piekło, a w nim mieszka szatan”.

  3. ~rychoc

    W nałogu nie chodzi o zmianę paradygmatu, bo ten bywa całkiem odmienny od działania. Osobnik uzależniony, nawet jeśli wie, że nałóg jest zgubny, albo co najmniej szkodzi, to ma osłabiona wolę i racjonalizuje tylko momentami – w chwilach głodu, w momentach tuż przed dokonaniem działań od których jest uzależniony, Przed i po – to już zależy od stopnia świadomości, ale nawet gdy ktoś przed, po i w trakcie zdaje sobie sprawę z niszczącej siły nałogu, to najwyżej ma dysonans, ale nie koniecznie taka świadomość od razu jest wstępem do rzucenia nałogu. Dla mnie porównanie rzucania ze zmianą w nauce nie jest zbyt adekwatne. Równie dobrze można by porównać z przeżywaniem traumy, czy śmierci bliskich, bo tam sa też okresy załamania, buntu, aż wszystko sie uspokaja i idzie nowym torem, To jednak za mało, żeby czynić analogie.I niech Pan poprawi to „ciesząc się tym drobnym sukcesem, przyszedł mi do głowy pomysł”, bo to nie przystoi.Pisze Pan ciekawie.Pozdrawiam

    1. ~Artur Sporniak

      > W nałogu nie chodzi o zmianę paradygmatu, bo ten bywa> całkiem odmienny od działania. Osobnik uzależniony, nawet> jeśli wie, że nałóg jest zgubny, albo co najmniej szkodzi,> to ma osłabiona wolę i racjonalizuje tylko momentami – w> chwilach głodu, w momentach tuż przed dokonaniem działań> od których jest uzależniony, Przed i po – to już zależy od> stopnia świadomości, ale nawet gdy ktoś przed, po i w> trakcie zdaje sobie sprawę z niszczącej siły nałogu, to> najwyżej ma dysonans, ale nie koniecznie taka świadomość> od razu jest wstępem do rzucenia nałogu.Możliwe, że za bardzo ogólnikowo przedstawiłem analogię do zmiany paradygmatu w nauce. Zatem jeszcze raz: świadomość, że nałóg szkodzi można porównać ze świadomością kryzysu w nauce. Doświadczanie bolesnych skutków nałogu to doświadczanie bolesnych porażek w ramach dotychczasowego paradygmatu naukowego. Bezsilność nałogowca to bezsilność naukowca, który nie widzi przed sobą drogi rozwoju. W nauce nowy paradygmat to nowy sposób podejścia, który okazuje się płodny. W zachowaniu nałogowym to nowy zdrowy sposób na zaspokajanie potrzeb, które w chory sposób zaspokajała substancja uzależniające. W przypadku mojego nałogowego picia kawy tym nowym pomysłem okazała się Muszynianka. Po prostu uwierzyłem, że ona tak samo, jak kawa, a może nawet lepiej, a na pewno zdrowiej pomaga mi się skupić podczas pisania tekstów. Co do porzucenia papierosów, to przyznaję, że sprawa była nieco bardziej skomplikowana. Najbardziej bałem się psychicznego cierpienia związanego z walką z pokusą zapalenia papierosa. Dzięki Tabexowi niczego takiego nie doświadczyłem. Przeciwnie, pociąg do papierosa ustąpił zdumiewająco łatwo i na trwałe (czasem mi się śni, że się zaciągam). Natomiast gratyfikacja była tak duża i zadowolenie, że nie palę, tak intensywne, iż starczyły by wytrwać w postanowieniu. Natomiast mój mózg ciągle dopomina się jakiś zastępczych gratyfikacji po nikotynie, np. czekolady, wcześniej kawy, lampki dobrego wina. I to trzeba wciąż kontrolować. Ćwiczę go, by mu mineralna wystaczała. Nie wiem, czy moja analogia z paradygmatami ma natomiast zastosowanie do nałogów z prawdziwego zdarzenia: wieloletniego alkoholizmu, narkomani, seksoholizmu, itd.> Dla mnie porównanie rzucania ze zmianą w nauce nie jest> zbyt adekwatne. Równie dobrze można by porównać z> przeżywaniem traumy, czy śmierci bliskich, bo tam sa też> okresy załamania, buntu, aż wszystko sie uspokaja i idzie> nowym torem, To jednak za mało, żeby czynić analogie.Zgadzam się, że za mało.> I niech Pan poprawi to „ciesząc się tym drobnym sukcesem,> przyszedł mi do głowy pomysł”, bo to nie przystoi.A tego nie rozumiem. W walce z każdym nałogiem bardzo ważna jest umiejętność pozytywnego myślenia, np. cieszenia się z drobiazgów. I to potwierdzam z własnego doświadczenia.> PozdrawiamDziękuję za wpis i również pozdrawiam.

      1. ~gościówa

        >> I niech Pan poprawi to „ciesząc się tym drobnym sukcesem, >> przyszedł mi do głowy pomysł”, bo to nie przystoi. > A tego nie rozumiem. Chodzi o gramatykę. „Będąc młodą lekarką, wszedł raz do mnie pacjent.”

        1. safo@kr.onet.pl

          Proszę sprawdzić jak się stosuje imiesłowy przysłówkowe i przymiotnikowe tzw. współczesne. W obydwu częściach zdania złożonego czynności odbywają się w tym samym czasie, a ich podmiot musi być ten sam. Czyli albo Pan jako narrator, albo pomysł, który przyszedł…

      2. ~gościówa

        >> I niech Pan poprawi to „ciesząc się tym drobnym sukcesem, >> przyszedł mi do głowy pomysł”, bo to nie przystoi. > A tego nie rozumiem. Chodzi o gramatykę. „Będąc młodą lekarką, wszedł raz do mnie pacjent.”

  4. ~Politolog

    Kiedy się pojawi rozwiązania dylematu moralnego z poprzednich wpisów???

  5. ~Marianna

    Wróciłam na onet 🙂 Witam serdecznie, pozdrawiam gorąco i zapraszam w moje skromne progi 🙂 lustro-mojej-duszy.blog.onet.pl

Możliwość komentowania została wyłączona.