Małżeństwo przedwczorajsze

Zewsząd słychać o kryzysie małżeństwa, o jego mizernej kondycji, o konieczności ratowania rodziny stojącej na chwiejnym małżeństwie. Słowem, jesteśmy coraz bardziej beznadziejni: nie chce się nam budować trwałych związków, cechuje nas niesłowność, nie można na nas polegać, idziemy na łatwiznę i tylko zabawa nam w głowie. Nie to, co nasi dziadowie i pradziadowie!

Nietrwałości małżeństwa dowodzą statystyki rozwodowe. Nie wiem jednak, czy odpowiada za nie bardziej nasza obecna mizeria, czy fakt, że dzisiaj jest o wiele trudniej niż wczoraj. W XX wieku dość dramatycznie bowiem zmienił się model małżeństwa.

Dawniej pobierający się ludzie nie tworzyli nowej struktury społecznej tylko wypełniali miejsce w strukturze już istniejącej. Mam na myśli wielopokoleniową rodzinę, która stanowiła solidne ramy dla każdego małżeństwa. W ogóle instytucjonalny aspekt małżeństwa odgrywał o wiele ważniejszą rolę niż dziś. To społeczeństwo gwarantowało dostęp do pożądanych poprzez małżeństwo dóbr: bezpieczeństwa, stabilizacji, prestiżu. Małżonek jedynie musiał się podporządkować zastanym, ściśle określonym regułom. Małżeństwo zatem było o wiele bardziej instytucją niż życiowym powołaniem, a wypełnianie zadań – innych dla kobiety i innych dla mężczyzny – ważniejsze niż budowanie osobowej więzi.

Oczywiście taka sztywna wielopokoleniowa rodzina nie wykluczała więzi między małżonkami, ale nie ona była najważniejsza. Prawdę mówiąc, można się było bez niej obyć. Małżonkowie przez lata mogli żyć obok siebie i doskonale funkcjonować w ramach szerszej struktury. A jak dzisiaj to dokładnie wiemy, budowanie trwałej osobistej więzi z drugim człowiekiem wcale nie jest łatwe. Wymaga stałego wysiłku, dlatego więź nie pielęgnowana szybko słabnie. Zatem tradycyjne patriarchalne małżeństwo nie sprzyjało raczej więzi. Sprzyjało natomiast sumiennemu wypełnianiu społecznych ról.

Pamiętam, że jeszcze w latach 80. w ramach rekolekcji wielkopostnych organizowano nauki stanowe – osobno dla kobiet i osobno dla mężczyzn. Bo małżeństwo pojmowano wciąż w Kościele bardziej jako stan, w który się wchodziło, niż relację, którą się cierpliwie współtworzyło. Na owych naukach usłyszeć można było przede wszystkim o „obowiązkach stanu”. Zarówno kobieta, jak mężczyzna mają wiernie i dokładnie wypełniać specyficzne dla siebie i ściśle określone społeczne role – ona ma być przede wszystkim matką, żoną i opiekunką ogniska domowego, on obrońcą i żywicielem, a także strażnikiem porządku.

Zaskakującym reliktem takiego myślenia są kanony 1104 i 1105 Kodeksu Prawa Kanonicznego. Ale zanim napiszę, co przedstawiają, zagadka: czy w Kościele katolickim na ślubnym kobiercu mogą stanąć np. dwie kobiety? Oczywiście! Tak mógłby wyglądać mój ślub, gdybym, zamiast osobiście się stawić, wysłał do kościoła koleżankę z pracy jako mojego pełnomocnika. J Tak, tak, choć wydaje się to nie do pomyślenia, sakramentu małżeństwa można sobie udzielić przez pełnomocnika. Skoro jest to przede wszystkim kontrakt dający dostęp do specyficznych dóbr, to czemu nie. O takiej możliwości właśnie traktują oba kanony (pamiętam, jak nad nimi z ubolewaniem kiwał głową śp. ks. prof. Remigiusz Sobański).

Łatwo dostrzec, że wraz z zmianą sposobu funkcjonowania małżeństwa zmieniła się w nim rola seksu. O ile dawniej seks służył przede wszystkim prokreacji, czyli budowaniu kolejnego piętra w owej zastanej wielopokoleniowej strukturze rodzinnej, o tyle dzisiaj niepomiernie ważniejszą jego rolą jest wzmacnianie relacji międzyosobowej i budowanie intymnej bliskości, w której funkcjonuje współczesne partnerskie małżeństwo. Bez tej roli trudno właściwie myśleć o udanym małżeństwie.

Na tradycyjne postrzeganie małżeństwa nakładała się w Kościele równie tradycyjna nieufność do seksu. Pamiętacie, po grzechu prarodziców nieustannie na nas czyha niemoralna „pożądliwość”. Zatem seks pełnił w małżeństwie także drugorzędną po prokreacji, ochronną rolę legalnego uśmierzania pożądliwości. I właściwie na tym się jego zadanie kończyło. J

Widać też, skąd się brało tak gwałtownie negatywne podejście do antykoncepcji. Antykoncepcja to była jakaś niezrozumiała aberracja, nadużycie instytucji małżeństwa, wskazujące na kłopoty małżonków z pożądliwością – skoro seks służył prawie wyłącznie do prokreacji…

Dzisiaj widać, że skuteczna metoda planowania poczęć jest prawie że niezbędna do powodzenia małżeństwa. Skoro więź, czyli być albo nie być małżeństwa, codziennie na nowo się negocjuje, odnawia i dostosowuje do zmieniającej się rzeczywistości (nie tylko zewnętrznej, także przecież my się z czasem zmieniamy), bez wyraźnego wsparcia społecznego, to małżeństwo przypomina dziś taniec na lodzie. Dlatego stawianie małżonkom dodatkowych trudności w postaci niezrozumiałego wymogu abstrakcyjnego „otwarcia” na prokreację bez względu na okoliczności i skutki (np. prowadzące do wielomiesięcznej abstynencji), można potraktować, jak rzucanie małżonkom kłód pod nogi. Jako działanie nieroztropne.

109 komentarzy do “Małżeństwo przedwczorajsze

  1. ~Doradca

    Na spotkaniach z narzeczonymi, którzy mają za sobą długi okras bycia razem, szczególnie ci którzy mieszkają i pracują zagranicą od kilku lat, do tego oczywiście mieszkają razem i tworzą wspólne domostwo, daje się od dawna wyczuć intuicję, która Pan proponuje. Przyjeżdżają do rodzinnej parafii udzielić sobie sakramentalnego ślubu, i wracają do siebie kontynuować budowanie rodziny na więzi małżeńskiej. Przy naszych rozmowach wiele ich zaskakuje, ale trzeba przyznać okazują dużą wyrozumiałość. Ja sam od nich wiele się uczę.

  2. ~ubu

    Bez urazy, ale od tego miejsca, do którego Pan doszedł mozolną drogą, powinien Pan zaczynać. Przecież bez tych uwzględnienia tych zmieniających się ram nie sposób analizować poważnie problemu. No i, jak się powiedziało względem wniosków A, trzeba powiedzieć B i C. Wnioskiem A jest ten dotyczący niszczenia więzi między małżonkami przez sadystyczną wizję antykoncepcji (NPR to wszak nic innego, jak antykoncepcja).

    1. Artur Sporniak

      > Bez urazy, ale od tego miejsca, do którego Pan doszedł> mozolną drogą, powinien Pan zaczynać. Przecież bez > uwzględnienia tych zmieniających się ram nie sposób> analizować poważnie problemu. No i, jak się powiedziało> względem wniosków A, trzeba powiedzieć B i C. Wnioskiem A> jest ten dotyczący niszczenia więzi między małżonkami> przez sadystyczną wizję antykoncepcji (NPR to wszak nic> innego, jak antykoncepcja).Przy całej sugestywności naszkicowanego wyżej przez mnie kulturowego tła i zmian w postrzeganiu małżeństwa, nie stanowią one merytorycznego (!) argumentu za tym, że Kościół się w sprawie antykoncepcji myli. To jest co najwyżej argument (psychologiczny), dlaczego papieże (np. Pius XI i Pius XII) tak długo nie dostrzegali, że Magisterium może nie mieć racji. Właściwy spór toczy się na argumenty teoretyczno-moralne (np. wskazując na niechciane czy absurdalne konsekwencje obecnego nauczania; proponując alternatywne ujęcie i sprawdzając, czy nie jest wyraźnie lepsze, tzn. że dzięki niemu lepiej czy bardziej precyzyjnie zaczynamy rozumieć znaczenie seksu w małżeństwie – podobnie jak spór między systemem ptolemeuszowym i kopernikańskim). Tu i ówdzie właśnie takie merytoryczne argumenty przedstawiałem, np. rygoryzm jako skutek nauczania. Być może pora, by zebrać je w spójną całość, wówczas będzie można także łatwiej zobaczyć, jakie znaczenie miała zmiana modelu małżeństwa w czasach współczesnych.

      1. ~ubu

        Nie można miec ciastka i go zjeść. Trzeba wziąć odpowiedzialność za całość, bo inaczej traci się wiarygodność. Nauczanie krk jest w tej materii niespójne, po prostu (choć sam problem niespójnosci prosty nie jest).

        1. slawni.wegetarianie@op.pl

          sex to nie zabawa=ma poważne konsekwencje:dzieci choroby70% polek złapało męża na ciążę niezaplanowaną=tylko 20% polek stosuje antykoncepcję (na zachodzie 50%) a ile uprawia sex? to z powodu religijnego zacofania zamiast edukacji sexualnej?

        2. slawni.wegetarianie@op.pl

          gdyby ludzie uprawiali sex tylko by mieć dzieci z tym z kim chcą je mieć wtedy kiedy mogą i chcą je mieć nie byłoby sierot zdrad rozwodów gwałtów prostytucji aborcji zboczeń.

          1. slawni.wegetarianie@op.pl

            dlatego wolę wegetarianizm=wzmacnia orga(ni)zm:)wegetarianie nie zagryząją się jak wilki nie mają trupiego oddechu przy całowaniu:)a wegetarianki lubią nasionka!ale tylko wegetarian:)

  3. ~gościówa

    W dzisiejszych czasach żenić się chcą już tylko księża i geje… ;-)))

  4. ~muddy

    „Pamiętam, że jeszcze w latach 80. w ramach rekolekcji wielkopostnych organizowano nauki stanowe – osobno dla kobiet i osobno dla mężczyzn.”W latach 80-tych? Toż ze cztery lata temu takowe miały miejsce w mojej parafii. I pięć, i sześć, i siedem lat temu. Wcześniej tu nie mieszkałem, a później już nie chodziłem (chociaż uczciwie przyznam,że w ostatnich latach przestało pojawiać się określenie „nauka stanowa)… Gdzie? Nie, nie w jakiejś wiosce na prowincji. W Krakowie. Na dużym osiedlu. W kościele wybudowanym zaledwie kilkanaście lat temu, gdzie proboszczem jest ksiądz, któremu, co tu dużo mówić, jeszcze się chce coś robić i bynajmniej nie zaliczyłbym go do „flanki rydzykowej”. A w mojej rodzinnej wiosce na prowincji nadal duszyczki raczone są naukami stanowymi. Lata 80-te nie wszędzie się jeszcze skończyły. Stawiam tezę, że nie skończyły się w 90% parafii.

    1. ~Barbara

      Racja! Ja bym powiedziała, że gdzieniegdzie nie skończyły się lata osiemdziesiąte… ale dziewiętnastego wieku 😉

    2. ~Bystra

      Nauki stanowe Anno Domini 2011 – rekolekcje parafialne Warszawa Ursynów.

    3. kalina16@vp.pl

      W warszawskiech Archikatedrze św. Jana wisi ogłoszenie o rekolekcjach dla KOBIET. Jest lipiec 2011 r.

  5. ~Shaak Ti

    Czyli w sumie wrócilismy do tego samego : niektóre rzeczy się nie zmieniaja, ale niektóre i owszem tak. („Matrix”). nie zmienił sie pogląd, ze małżeństwo powinno być na całe życie, zmieniło sie wszystko oprócz tego. nic dziwnego, ze nie udaje sie tego ze soba połączyć.

  6. ~Politolog

    Trwałość małżeństwa a NPR według amerykańskiego biskupa http://tiny.pl/hfzlbnatomiast w tym artykule autorka podaje liczbę tylko 1-3% rozwodzących się par stosujących NPR -http://tiny.pl/hfz4h oraz polecam katalog ciekawych artykułów na tej samej stronie http://tiny.pl/hfz4xJak widać będzie musiał Pan Redaktor wskazać argumenty pokazujące ze antykoncepcja nie przyczynia się właśnie do rozpadu małżeństw ( jakieś poważne badania socjologiczne ) w przeciwnym razie cały powyższy artykuł ma bardzo słabą siłę dowodową w zderzeniu z nauczaniem Magisterium i tezami ruchów NPR.

    1. ~muddy

      Argument jakoby nikły procent rozwodów wśród par stosujących NPR był dowodem na to, że to NPR wpływa na scalanie związku jest dla mnie nielogiczny. Zgodzimy się, że NPR stosują osoby ściśle przestrzegające nauczania KK (pomijając nieliczne moim zdaniem pary stosujące „ideologię ekologiczną”). To nauczanie jednocześnie zakazuje rozwodów! Nie można więc wysnuwać wniosków co d wpływu stosowania NPR na fakt utrzymywania związków (być może „za wszelką cenę”), skoro obydwa te zachowania mają źródło w jednej przyczynie. Albo inaczej: znikoma ilość rozwodów niekoniecznie wypływa z faktu stosowania akurat NPR, ale raczej z faktu stosowania całego nauczania Kościoła. Moim zdaniem jedyny fakt to taki, że 1-3% par „ortodoksyjnych katolików” rozwodzi się – niczego więcej to nie dowodzi.

      1. ~Politolog

        Ta teza argumentacyjna raczej świadczy o prawidłowej nauce KK ..bo skoro wierność ortodoksyjna nauczaniu Magisterium daje rezultat większej trwałości małżeństwa…znaczy się ze jest lepszym modelem życia niż liberalne podejście dające owoce w postaci rozwodu .

        1. ~muddy

          Zaraz, ale to masło maślane: Kościół nie pozwala na rozwody, więc brak rozwodów wśród osób przestrzegających nauki Kościoła niczego nie dowodzi: co najwyżej tego, że te osoby jej przestrzegają. Trudno byłoby udowodnić tezę, że po zezwoleniu przez Kościół na antykoncepcję te same osoby, które teraz rygorystycznie przestrzegają nauki Kościoła, nagle zaczną się rozwodzić. Najprawdopodobniej nadal będą jej przestrzegać, stosując czy to antykoncepcję, czy NPR, pozostając wiernym nauczaniu o nierozerwalności małżeństwa. Na pewno argument o 1-3% odsetku rozwodów wśród par stosujących NPR nie jest tu rozstrzygający.

        2. ~emma

          Pewnie, że tak, tylko Politologu zapominasz, że tak rozumiana „trwała więź małżeńska” dotyczy nikłego procenta ortodoksyjnych katolików, którzy zapewne sa masochistami i lubą sobie zwyczajnie cierpieć w małeżeństwie, które dawno jest martwe.. a potem opowiadają „młodym” i „niedoświadczonym” historie typu: „wiesz pomiędzy mną i mężem zaczęło sie układać naprawdę dobrze od kiedy zrezygnowaliśmy z seksu” – zdanie które słyszałam na własne uszy od pewnej takiej katoliczki – zresztą wcale się jaj, prawdę powiedziawszy nie dziwię, ja bym bez pożdąnia też nie chciała…

          1. ~Politolog

            Żeby odpowiedzieć na to pytanie musimy przeanalizować teologię katolicką a szczególnie jej zakres ascetyczny a mianowicie sens cierpienia , jego miejsca i roli w życiu człowieka.W sumie dziwne ze Pan Artur nie napisał takiego tekstu na temat wpływu katolickiej mistycyzmu zakonnego ,( rozwoju pojęcia Kenozy w nurcie ascetycznej teologii ) na życiu wiernego a korzystanie z seksualności i czerpania z niej radości.Dziś ludzie przykładają uwagę do jakości relacji w małżeństwie do jej relacyjnego charakteru , a dla teologii tradycyjnej głownie liczy się trwałość za cenę cierpienia.Pytanie czy można zbudować nową teologię małżeństwa w oparciu o Ewangelię jednoczenie brać pod uwagę naturę człowieka współczesnego?? Wydaje mi się ze takim dobrym kierunkiem jest prawosławna nauka o małżeństwie http://tiny.pl/hf3g9ale co wtedy z nauką o nierozerwalności małżeństwa która chyba ma charakter nieomylny w ujęciu KK.???Może Pan Redaktor coś więcej fachowo uzupełni, czy jest możliwa nowa reinterpretacja sakramentu małżeństwa bez popadania w herezję???.

          2. ~prawosławny chrześcijanin

            Sprawa prosta – jak Pan uważnie przeczyta, to Kościół Prawosławny TEŻ uznaje nierozerwalność małżeństwa, nie tylko do śmierci jednego ze współmałżonków, ale nawet w wieczności. Zdjęcie błogosławieństwa z poprzedniego małżeństwa i obrzęd błogosławieństwa nowego małżeństwa jest z zasady czymś wyjątkowym i ma pomóc upadłym ludziom odnaleźć się w Kościele. Ma on charakter pokutny – proszę przeczytać tekst tego obrzędu – jest w jednym z linków na stronie, którą Pan podał. Jedyna różnica w stosunku do Kościoła Katolickiego to strona „teoretyczna”, bo w praktyce skutek jest ten sam – dopuszczenie nowo-zaślubionej pary do przyjęcia Eucharystii. Nawet powiedziałbym, że to Kościół Prawosławny jest bardziej rygorystyczny w tych sprawach, bo obrzęd błogosławieństwa dotyczy również wdowców i wdów, którzy chcą się pobrać. W Kościele Katolickim są traktowani jak gdyby nigdy nie byli w związku sakramentalnym. Kościół Prawosławny PAMIĘTA o ich poprzednim, wiecznym sakramencie małżeństwa.

      2. ~Gosia

        Alez scala związki. Metoda jest tak zawodna że dzieci przybywa a im więcej dzieci tym trudniej się rozwieść.

  7. ~emma

    Panie Arturze, zgadzam się z Pana postulatami dotyczącymi antykoncepcji – bezsansowne, niejasne i stresogenne są te zakazy, biorąc pod uwagę, że metody kalendarzykowe to też antykoncepcja, więc uczepienie się że tylko ta metoda jest jedynie słuszna bo coś tam jest po prostu nieracjonalne, podobnie jak bzdurny i nieracjonalny jest bezwzględny nakaz, aby każde wspóżycie kończyło się dopochwowo z powodu choćby takiego, że kobieta ma większe możliwości, niż mężczyzna (mówię o przeciętnej. Mniejsza jednak o to. Nie zgadzam się z tezą iż „odpuszczenie” przez Kościół tym nakazomi i zakazom pomoże małżeństwu i poratuje jego kondycję, gdyż wiadomym jest z psychologii motywacji, że usunięcie przyczyn niezadowolenie nie podnosi automatycznie poziomu zadowolenia (jedynie likwiduje niezadowolenie, jeżli więc mamy duże niezadowolenie z jakości współżycia i przy tym małe zadowolenie z małżenstwa jako takiego, to zlikwidowanie niezadowolenia z jakości współżycia nie spowoduje jeszcze zadowolenia z małzeństwa jako takiego). Ja bym, na miejscu instytucji kościelnych, zwyczajnie odpuściła sobie całkowicie wchodzenie ludziom do łóżka i przyglądania się tak wnikliwie co tż oni tam (zbożnie, czy bezbożnie) robią, a zajęła się problemem (zamiast tematami ważnymi, ale pobocznymi): bo kondycja małżenstwa rzeczywiście jest w kościele słaba i niestety słabnie. Moim zdaniem nie z podowdu braku satysfakcji z seksu, ale z powodu słabnącej zdolności do budowania trwałych relacji z ludźmi.Skąd się to bierze – skomplikowane, ale w duzym stopniu z braku rzeczywistych więzi rodziców z dziećmi. Dziecko bowiem uczy sie więzi w więzi ze swoimi rodzicami.Dużo Państwo piszecie o roli kobiety, starając sie kobietę uwolnić i uprawomocnić – bardzo słusznie. Mało widzę jedank zainteresowania mężczyznami: kim jest, we wspólczesnym kościele mężczyzna? Ja mam wrażenie, że mamy kościół nastolatków, starych panien i mamutów, czyli dziadków. Poważni mężczyźni nie „bawią się” w kościół. Jeśli jakichs tam można znaleźć – to (zapewne ze względu na fatalne nauczanie o grzeszności pożądania)są to panowie tak aseksualni, „bladzi” i życiowo niezaradni, że żadna normalna kobieta za kogos takiego za mąż by nie chciała (brrr..)- więc skąd te kobiety miałyby brać mężów- wcale się nie dziwię, że nie chcą wychodzić za mąż…albo po prostu opuszczają koścł (kto wie, czy nie w poszukiwaniu „normalnego” mężczyzny… Bardzo jestem ciekawa Pana zdania czemu to tak się dzieje i co takiego kościół robi (czy coś w ogóle), aby zainteresować kościołem dobrze radzącego sobie w życiu mężczyznę – nazwijmy to – w wielu produkcyjnym… Pozdrawiamemma

  8. ~jtt

    Trzeba się wreszcie zdecydować: czy żyje się po chrześcijańsku zgodnie z Pismem Świętym i nauczaniem Kościoła (z Papieżem Benedyktem XVI włącznie) czy też żyje sie po świecku. Wszystkie antykomcepcje, jakkolwiek wygodne, odbijają się na zdrowiu psychicznym i duchowym małżonków. Kościół sprzyja zdrowiu, nie chorobie. Ale jeśli ktoś nie chce słuchać Kościoła, to niech nie słucha, niech tylko nie tworzy paranoi sobie i innym: chcę być katalikiem i nie chcę być zarazem. Bycie katolikiem kosztuje trochę wysiłku. Kogo nie stać na ten wysiłek, no to nie noże być chrzescijaninem.

    1. ~emma

      autorwi wypowiedzi „trzeba się wreszcie zdecydować” gorąco polecam analizę kościelnych zakazów i nakazów dotyczących współżycia malażenskiego na przectrzeni historii, bo jak sie je studiuje nieodmiennie narzuca się pytanie jakim prawem kościół wymagał od małżenstw wsóżycia w jednej pozycji i z pominięciem przyjemności po stronie kobiety, nakazując jej jednoczesnie, aby się mężowi oddawała tak często, jak sobie on tego życzy. Przypuszczam, ze małzeństwa tamtych czasów albo rezygnowały ze współycia w ogóle (jak się tylko dopracowały oczekiwanego potomstwa), albo po prostu omijały ten nakazozakaz z takimi samymi dylematami, a jakimi sie borykają dzisiejsze małżeństwa w kwestii dyskutowanej antykoncepcji chociażby. Gorliwemu Tjj polecam gorąco zrobienie „tego” z żoną tak, aby było bez pożdąnia (którego to kościół tak bardzo się boi)- bardzo jestem ciekawa efektów. W ogóle chciałabym zobaczyc „zawodnika”, któremu by się to bez pożądania udało…9z pominięciem mechanicznej stymulacji, rzecz jasna) Nie odbierajmy ludzim normalności i nie wplątujmy Boga w swoje ludzkie, podszyte kulturowo uwarunkowanym zakompleksieniem obawy….serdecznie pozdrawiamemma

      1. ~zbychus1

        dobrze napisane. Mysle, ze antykoncepcja jest najwieksza bolaczka wspolczesnego kosciola. U wielu zwlaszcza mlodych powoduje frustracje i niechec, a w sumie odejscie od kosciola. Na poczatku malzenstwa stosowalismy kalendarzyk (nawet sie sprawdzal) ale po pierwszym dziecku dalismy sobie spokoj i nie wazne czy z wygody, czy stresu, czy uwarunkowan biolologicznych. W sumie to nieistotne, kalendarzyk to tez antykoncepcji i ten kto tego nie zauwaza mysli po prostu nie logicznie, bo kalandarzyk to swiadomy wybor seksu bez zgody na kolejne(lub pierwsze) dziecko – nie widze roznicy z zalozeniem prezerwatywy (bilogia kontra technika). Nie stanowi to jednak dla mnie argumentu za odejsciem od kosciola, bo uwazam go dla siebie, rodziny oraz dla spoleczenstwa za wazny, skoro wierze to trwam w kosciele. Nie stosuje relatywizmu do wielu kwestii, ot po prostu w sferze sexu mam inne zdanie niz hierarchia i nie czyni mnie to gorszym chrzescijaniniem. Kazda kobieta wie, ze najwieksza ochota jest w dni plodne, a po 20 latach malzenstwa i ilus juz tam stosunkach podtrzymanie pozadania jest rowniez istotne, a kalendarzyk by takie podejscie nieco utrudnil czyniac dodatkowe frustracje. Cierpienie jest nieodlacznym czynnikiem zycia, ale dlaczego mamy je sobie jeszcze zadawac sami ? Nie wystarczy trudny dnia codziennego ? Chrystus uczyl nas radosci z zycia i czerpania jej po warunkiem ze nie krzywdzimy blizniego. Ponure zakazy w kwestiach moralnych sa dla mnie niezrozumiale, ale kosciol jest wciaz dla mnie autorytetem, staram sie go zrozumiec, ale nie biczuje sie gdy czasem mamy odrebne zdania. Kolege jj pozdrawiam i zycze wiecej tolerancji dla odmiencow 😉

    2. ~Gospodyni Domowa

      No trochę nielogiczne to myślenie, bo skąd, jako panna, mogłam wiedzieć jak to jest po rozpoczęciu współżycia… Przed ślubem miałam takie samo myślenie, że albo się jest katolikiem albo nie, ale po zorientowaniu się, że w czasie niepłodnym nie mam najmniejszej ochoty na seks, że jest on mało komfortowy, nieprzyjemny, czasem bolesny (własnie z powodu braku śluzu w pochwie) i wręcz pod przymusem i „pod dyktando” Kościoła, po trzeciej ciąży sięgnęliśmy po prezerwatywy. Kochamy się kiedy oboje tego chcemy. Jednak nadal bezczelnie wierzę w Boga, a myślę, że Papież się mylilł. Zastanawiam się tylko ile jeszcze czasu musi upłynąć zanim się do tego przyzna i w jakim stylu wybrnie… Generalnie Kościół cały czas zdaje się mówić „OK możecie współżyć, ale jak już nie chcecie mieć dzieci, to możecie to robić tylko wtedy gdy kobietę to boli.Rozmawiałam na ten temat z jednym duchownym, którego znam od lat. Niestety wszystko co miał mi do powiedzenia to … zaproponowanie żelu nawilżajcego na moje dolegliwości. I pomyślałam sobie wtedy, że bardzo chciałabym, aby żel pomagał mi wybrać mój ginekolog, a ksiądz by zajął sie moim rozwojem duchowym…Ja też się nasłuchałam od duchownych i kilku rodzin jak to NPR umacnia relacje i przenosi nas na inny poziom. Ale moje znajome mówią jednogłośnie (wszyscy jesteśmy/byliśmy zaangażowani w różne wspólnoty): mężczyzna zamiast „pielęgnować gesty czułości” w ogóle unika jakiegokolwiek zbliżenia. Mój mąż też mnie poprosił kiedyś, abym w czasie płodnym (czyli kiedy mam ochotę na seks największą) nie zaczynała pieszczot, bo jemu trudno jest się zatrzymać tylko na tym. Używamy prezerwatyw od 10 lat i będziemy używać ich nadal. A duchownym, którzy nie muszą się troszczyć o utrzymanie dzieci, kredyty i pracę uprzejmie radziłabym zamilknąć. Panie Arturze , dzięki, ale kiedy będzie jakiś odzew ze strony Kościoła? Co z głosem innych świeckich, zwłaszcza kobiet? Pozdrawiam.

    3. ~Gosia

      Wobec tego nie opowiadajmy sobie bajek że Polska to taki katolicki kraj. Jakby tak było to by nie było rozwodów, antykoncepcji hormonalnej, in vitro , aborcji i kobiet idących w bieli do ołtarza z brzuchem pod nosem.

  9. ~Augustyn

    Kocham PaniąCzy Panią to męczy?Czy w Pani jęczy ten akord powtarzalny i smętny?Czy przykry jest jak seks analny?Może moralny, acz „nienormalny”?Może normalny, acz „niemoralny”?W każdym razie bezorgaźmicznie fatalny.Że Panią kocham tak, jakżuk na wspak i trochę nie tak;a może właśnie smak,ust Pani i nie tylko dla,i dla mnie nie wszak;cicho sza, o tym jak,Pani ochotę ma na,ten „cienki barszcz”;i jeszcze też, o czym kto wie,się dowie ten (żetem z żelem), komu i wdzięk,Pani się śni w te letnie dnii wszystkie Pani zakamarki.Czy Pani więc, że skrócę sens,do tak, czy nie,no, czy Pani też,choć trochę też, międli mnie,w noce i dnie; bo ja tak, chcęwidzieć, jak sen chowa już dzieńi opowiada nam-nas, a może nawet icoś więcej.Kocham Panią wieczorem i rano,tak samo i czekam kiedy, Pani mi powie, czy wie, no czy Pani mnie kocha choć odrobinę po i przed,a może nie, i tylko mi,zostają drzwi i kawy poskąpidziś ten beznadziejnie przesłodzony amor…Umówmy się więc może oralnie,proszę uwierzyć, kochanek ze mnie jest genialnyi obcy mi przymiotnik machinalny.Udowodnię to organoleptycznieczyli namacalnie.Chyba, że Pani teżliryczna jest i chce mieć ech, od razu seks po grób sakralny.Bo jeśli tak, padam u stóp, oświadczę się,ujawnię się banalnie; bo jak Pani wie, domyśla się,tak serio tointeresuje mnie,po pierwsze Pani serce.Ref: Bo w Pani jest taki jazz, że mnie się chce, normalnie chce sięzaczynać i nie kończyć,łajdaczyć w brzoskwiniowym sadzie.Zapomnieć łatwo jest smak winegret,nie musi się, nic skończyć jak, tyci dźwiękumierającej galaktyki.I jeszcze raz, refren tak ma, że z siebie sam,lubi się powtarzać.I trudno mu zakazać.Ref: Bo w Pani jest taki jazz, że mnie się chce, normalnie chce sięzaczynać i nie kończyć,łajdaczyć w brzoskwiniowym sadzie.Zapomnieć łatwo jest smak winegret,nie musi się, nic skończyć jak, tyci dźwiękumierającej galaktyki.Michał Augustyn

  10. ~gościówa

    Wiele osób tutaj idealizuje sytuację. Ci przekonani do doktryny sądzą, że instytucja kościelna świetnie wie, co robi, głosząc ją. Ci nieprzekonani wierzą, że wystarczy jeszcze trochę bardziej się natężyć, jeszcze trochę lepsze argumenty znaleźć, a instytucja da się przekonać. Otwórzcie oczy. W wywiadzie w TOK FM http://tnij.org/mo4p teolożka Zuzanna Radzik mówi, jak to wygląda od wewnątrz – nie z punktu widzenia szeregowego świeckiego, lecz z punktu widzenia młodych teologów na uczelniach kościelnych oraz księży. Na przykładzie antykoncepcji: Oni wszyscy uważają naukę Kościoła za bezsensowną. Nie rozumieją jej, ale nie mogą nic z nią zrobić. Księża w konfesjonałach celowo stosują uniki, żeby nie rozmawiać o tym z penitentami. A wiele naiwnych kobiet na forach o NPR mówi z ufnością, że pójdą do spowiedzi i rozstrzygną wątpliwości z księdzem. Warto, żeby wreszcie zobaczyły, że ten ksiądz nie jest żadnym autorytetem, nie chce nim być, jest to dla niego ciężar do skwapliwego zrzucenia. Bo ksiądz też nie wie i nie rozumie. Dziwię się kobietom, że do tego stopnia rezygnują z własnego rozumu i pozwalają innym niekompetentnym osobom decydować o sobie. Piszę o tym, bo żal mi tych pań, które czasem czytam na forach. Im dłużej będą w nieświadomości, tym gorsze będzie później rozczarowanie.Próby tworzenia przez Artura coraz bardziej wyrafinowanych argumentów są bezcelowe. Wszyscy, łącznie z księżmi i teologami, wiedzą, że kościelna nauka o etyce seksualnej jest bez sensu. Pod tym względem twoje argumenty, Arturze, to wyważanie otwartych drzwi. Ale ty myślisz, jeśli dobrze rozumiem, że jeśli dopasujesz odpowiedni kluczyk do tego zamka, dobierzesz argumenty w odpowiednim kształcie, to stworzysz alternatywną teologię, którą będzie można zastąpić tę starą. I że wtedy wszystko pójdzie jak po maśle. Nieprawda. Kto miałby ten klucz przekręcić? Przecież nie prosty dziennikarz z mało znanego katolickiego czasopisma w dalekim kraju. Papież tego bloga i tak nie czyta. A inni – polscy księża i teologowie – nawet jeśli czytają, to nie odzywają się, bo uważają, że nic w tej sprawie nie mogą zrobić.

    1. ~emma

      Tu się z Tobą Gościówo, pozwolę sobie nie zgodzić, że niec się nie da zrobić. Przeciwnie: trzeba robić, żeby zrobić. Trzeba właśnie mówić – mądrze i odważnie, ale też szczerze. Trzeba kobiety uświadamiać, dbać o nasze córki, aby się czuły ważne i kochane, aby się stawały silnymi i mądrymi kobietami. Trzeba wychowywać naszych synów na silnych i mądrych mężczyzna (a nie na grzeczne dziwczynki, co się obecnie dzieje powszechnie), ale zdolnych do partnerstwa i dialogu. Trzeba się nie zgadzać, uparcie stawiać niewygodnie pytania… Oczywiście oczekiwanie, ze zmiany zajdą teraz, od razu, natychmiast są nierealne, zresztą wiemy z historii, czym konczyły się rewolucje – zawsze pociągały straszne koszty, więc uważam, ze trzeba pracować na stonowną ewolucję i sądzę, ze się ona dzieje na naszych oczach….Pozdrawiamemma

      1. ~gościówa

        > Tu się z Tobą Gościówo, pozwolę sobie nie zgodzić, że niec> się nie da zrobić. Przeciwnie: trzeba robić, żeby zrobić.O tym właśnie mówię, można się dużo narobić, ale nic nie będzie zrobione.> Trzeba właśnie mówić – mądrze i odważnie, ale też> szczerze. Trzeba kobiety uświadamiać, dbać o nasze córki,> aby się czuły ważne i kochane, aby się stawały silnymi i> mądrymi kobietami. Trzeba wychowywać naszych synów na> silnych i mądrych mężczyzna (a nie na grzeczne dziwczynki,> co się obecnie dzieje powszechnie), ale zdolnych do> partnerstwa i dialogu. Doktryny kościelnej to nie zmieni.> Trzeba się nie zgadzać, uparcie> stawiać niewygodnie pytania… Komu? Księżom? Teologom? Pytaj się mnie, a ja ciebie. Właśnie w tej audycji teolożka mówi, że takie pytania młodzi teologowie stawiają księżom, a księża robią uniki, bo sami chcieliby komuś te same pytania zadać, ale nie mają komu. Pytanie księży nic nie daje, bo oni nie mają wpływu na górę. Obowiązuje ich dyscyplina. To samo dotyczy teologów świeckich, jak za dużo zaczną pytać, stracą pracę. Pytać biskupów? Czy ty myślisz, że to taka nowość? Od ponad pół wieku ludzie na zachodzie pytają biskupów. I była tylko jedna okazja, gdzie biskupi mieli szansę podjąć skuteczną decyzję – sobór, dawno temu. Wypowiedzieli się nawet po myśli świeckich – i nic. Papież zadecydował inaczej. Masz naiwne wyobrażenie o tym, jak działa instytucja kościelna.> Oczywiście oczekiwanie, ze> zmiany zajdą teraz, od razu, natychmiast są nierealne,Czekaj tatka latka. 😉 Nie wszyscy mają kilkaset lat czasu.> zresztą wiemy z historii, czym konczyły się rewolucje -> zawsze pociągały straszne koszty, No straszne koszty będą, jak Kościół przyzna ludziom, że to, co i tak robią na codzień, nie jest ZŁE. Gadanie o strasznych kosztach to mydlenie oczu.> więc uważam, ze trzeba> pracować na stonowną ewolucję i sądzę, ze się ona dzieje> na naszych oczach….Nieprawda, już od ponad pół wieku nic się nie dzieje.

        1. ~emma

          Do kogo mówić? Do wszystkich, którzy chca słuchac, bo gadanie do kogoś, kto nie chce słuchać nie ma sensu..W pierwszej kolejności do kobiet, które chcą zmian, w drugiej kolejności do tych, które nie sa pewne a na końcu do tych, które nie chcą zmian. Kobiety moim zdaniem niewiele rzeczywiście mogą i to nie tylko w kościele, ponieważ się na wzajem nie popierają…Jak myślisz – jak liczne grono katoliczek – tak średnio w %tach chciałoby aby dopuszczono sztuczną antykoncepcje a jak liczna by sie temu aktywnie przeciwstawiała? Najpierw trzeba przekonać same kobiety… Jak np. czytam komentarze do rozmaitych bardzo odważnych wypowiedzi KS Jacka Prusaka to się zastanawiam szczerze, czy go w pewnym momencie rozwścieczone katoliczki parasolkami na ulicy nie zatłuką za „bezeceństwa’, które wypisuje…a przecież to jest w końcu ksiądz…no i (to a propo zmian) jeszcze 15 lat temu chyba rzeczywiście teksty tak jednoznacznie polemizujace z oficjlną doktryną kościłe w wydaniu księdza na prawdę nie byłyby możliwe… Co więcej – oswajamy się ze słowami nie tylko takimi, jak seks, ale nawet z takimi, jak pożądanie, których przyzwiotemu katolikowai 20 lat temu na głos nie wypadało wypowiadać. O. Knotz walczy o kulturę współycia katolickich małżeństw, która najoględniej biorąc jest na poziomie bradzo niskim (mówię o średniej)i otwarcie dyskutuje się możliwość zawierania małżenstw przez księży. Moim zdaniem więc dzieje się sporo dobrego – choć na razie tylko w gadaniu, ale to sa naprawdę dobre znaki.Gadanie otwarcie, na forum zwiastuje zmiany…Ale mówię o rzeczach oczywistych. Z mojego punktu widzenia bardziej interesujace jest to, o czym się nie mówi – bo to dużo więcej pokazuje. i to rzeczywiście jest smutne… Nie mówi się o mężczyznach świeckich w wieku tzw produkcyjnym – mężach i ojcach (czasem singlach), których w kościele praktycznie nie ma.. Nie mówi się o odpowiedzialności mężczny za ojcostwo – przecież te abortowane dzieci mają także ojców, czy nie tak? Nigdzie, nigdy nie słyszałam aby z ambon nawoływano, aby mężczyźni brali odpowiedzialność za swoje ojcostwo. Nawołuje się kobiety – ofiary gwałtu do tego, aby urodziły, a nie nawołuje się sprawców do (np!) publicznej pokuty (inna sprawa czy posłuchają), ale czy możesz sobie to wyobtrazić jako akcję w skali krajowej? Kościól ciągle czegoś żąda od kobiet – sobie stawiając niewielkie wymagania (mam na myśli hiererchów)a mężczyźni i ci w habitach/sutannach i ci bez nich cały czas mają taryfę ulgową: oczywiście ponieważ to oni decydują…więc dlatego do nich akurat mówić nie warto – wcale nie dlatego, że oni nic nie mogą tylko zwyczajnie dlatego, że nie jest w ich interesie, aby sie coś zmieniło (i tu też mówię o pewnej przeciętnej, od której istnieja wyjątki), bo tak, jak jest jest im bardzo wygodnie- i łatwo z tej wygody rzeczywiście nie zrezygnują… Pozdrawiamemma

          1. ~gościówa

            O jakich katoliczkach ty mówisz? 3/4 naszego wierzącego społeczeństwa dopuszcza antykoncepcję i ma gdzieś zdanie Kościoła. Tyleż samo dopuszcza współżycie przed ślubem, a 60% dopuszcza rozwód. Wśród młodych ludzi poparcie dla antykoncepcji jest jeszcze większe, bo 79%. Twój pomysł misji uświadamiania katoliczek jest z księżyca, przecież one już są uświadomione… lepiej od ciebie…

          2. ~emma

            No właśnie i tu jest kłopot, bo powstaje proste pytanie, czy ludzie których wymieniasz jeszcze są katolikami, poza tym, że tak siebie nazywają? Bo to sie robie znów problem w drugą stronę: jeśli ktoś ma za przeproszeniem w d… co mówi kościół, no to dlaczego koścół miałby go słuchać.. i tak to koło się zamyka .. ha ha ha

          3. ~gościówa

            Twój argument jest obosieczny. Weź pod uwagę, że może się znaleźć ktoś jeszcze bardziej zasadniczy od ciebie i cię przelicytować (o, znam takie fora kościelnych radykałów!). Ten ktoś może tobie powiedzieć, że nie jesteś katoliczką. Bo nie przyjmujesz z dobrodziejstwem inwentarza nauczania kościelnego, tylko marzy ci się uświadamianie współbraci i zadawanie niewygodnych pytań hierarchii. W ten sposób, drogą redukcji, prawdziwymi katolikami pozostają tylko ci, dla których nie trzeba absolutnie niczego zmieniać. Więc zastanawianie się, kto jest prawdziwym katolikiem a kto obłudnym udawaczem to raczej droga na manowce. Zawsze znajdzie się ktoś „świętszy” od ciebie kto ci powie, że to ty tylko nazywasz się katoliczką, a nią nie jesteś.

          4. ~emma

            Tak. Oczywiście ja sobie zdaje sprawę z tego, co napisłaś – zapewne spora rzesza „prawowiernych” katolików dawno już by mnie wyklęła tak, jak i ks Prusaka (z którym sie pewnie w 95%tach zgadzam w rozmaitych kwestiach o których pisze), ale nie o to idzie. Po prostu decydenci, czyli hiererchia kościelna z oczywistych powodów nie będzie słuchała odstępców (cokolwiek miałoby to znaczyć) a zdefiniuje ich zapewne przede wszystkim według tego, czy żyją według przykazań, czy nie (a nie według tego, czy i na ile mają rację ani też według tego jak duże ogólnospołeczne poparcie te racje mają). Ty się możesz z tym nie zgadać, ale tak to działa. Chcesz cos zmienic w kościele to możesz to zrobic tylko bedąc w nim i (na dodatek) zachowując się bez zarzutu pod kazym względem. Inaczej nikt poważnie nie potraktuje twojego głosu. A jeśli ci się to nie podoba – to możesz sobie zrobić swój własny koścł o ile znajdziesz zwolenników. Na tej zasadzie dochodziło do schizm – zreztą znasz to…No więc katoliczki o których piszę, to sa te właśnie, które tak żyją i postępują, jak napisłam (ważne z tego względu, ze z nimi – potencjalnie, rzecz jasna- kosciół mógłby się liczyć) – one są, moim zdaniem niespecjalnie świadome. Zastanawiam się na przykład ile kobiet, które przygotowują sie do śłubu i zamierzają stosowac kalendarzyk i zdecydowały ze współżyciem zaczekać do po ślubie wie, że wsółzycie w okresie niepłodnym może byc nieprzyjemne, a nawet bolesne. Że jest to czas, w którym one na to w ogóle mogą nie mieć ochoty i że sie bąda musiały pogodzić z tym, że w czasie, kidy będa miały ochotę to sobie będą musiały odmówić, że to ogólnie jest bardzo frustrujące jako idea życia w relacji z właśnym mężem pod hasłem czystości…Zastanwiam się, czy gdyby to wiedziały, czy nadal entuzjastycznie popierałyby kaledarzyk? To mam na myśli mówiąc o uświadamianiu – grupy ludzi, o których Ty wspómniałas maja to w d..- rzecz jasna, więc o nich nie ma co gadać.

          5. ~gościówa

            > Po prostu decydenci, czyli hiererchia> kościelna z oczywistych powodów nie będzie słuchała> odstępców (cokolwiek miałoby to znaczyć) a zdefiniuje ich> zapewne przede wszystkim według tego, czy żyją według> przykazań, czy nie (a nie według tego, czy i na ile mają> rację ani też według tego jak duże ogólnospołeczne> poparcie te racje mają). Ty się możesz z tym nie zgadać,> ale tak to działa. Chcesz cos zmienic w kościele to możesz> to zrobic tylko bedąc w nim i (na dodatek) zachowując się> bez zarzutu pod kazym względem. Inaczej nikt poważnie nie> potraktuje twojego głosu. Złudzenia! Oni nie traktują poważnie głosów nawet tych najbardziej prawowiernych katolików. Na Boga, gdyby traktowali, to zakaz antykoncepcji zniesiono by już na soborze, około 50 lat temu. Strategia – zacisnąć zęby, poświęcić się i być prawowiernym, bo może hierarchia właśnie mnie wysłucha i zmieni nauczanie? – daje zerowe szanse na sukces, a powoduje, że człowiek marnuje własne cenne życie. Jakim trzeba być naiwnym albo chorobliwie zadufanym we własny wpływ na Watykan, żeby w ogóle brać taką strategię pod uwagę…

          6. ~emma

            I dopowiadając jeszcze: mężczyźni są bardzo wygodni. Po prostu.. Chcąc wprowadzić zmiany o których się rozpisujemy musieliby zgodzić się na wiele bardzo niewygodnych zmian. Musieliby sie na przyklad przyznac do błędu (o czym asama pisałaś), ajesli do jednego, to może i do większej ich ilości …. zastanwiałś się, jakie mogłoby to za sobą pociągnąć konsekwencje? Mogłoby się na przykład okazać że kobietom naprawdę trzeba będzie przyznac prawdo do kapłństwa .. i w rezultacie okazać by sie mogło, że taki ksiądz, biskup i arcybisku nagle zamiast przełożonego ma przełożoną.. jak oni nawet w seminarich maja problem z podporządkowaniem się kobietom (nieliczne jakies tam wykładają)… Przecież oni sobie czegos takiego na dzien dzisiejszy nawet wyobrazić nie mogą…czemu zreszta trudno się dziwić, bo panów, którym robi trudność, że kobieta jest ich szefową, w Polsce i poza kościłem nie brakuje…no ale ciągnąc ten wątek – wielu katliczkom i katolikom na dzien dzisiejszy trudno jest sobie wyobrazic żonatego księdza, a co dopiero kobietę – kapłana. Najwiekszą przeszkodą do tych wszystkich zmian jest nasza mentalność, a mentalnośc usztywnia się i utrwala, jak wiadomo po 30-tce. Dlatego tak wolno te zmiany się dzieją i dlatego mówię, ze rewolucja pociągńęłaby drastycznę koszty: ci, którzy sa przeciw zapewne wpadliby w histerię i byłoby gorzej, niż na Krakowskim w sprawie krzyża… a to już by było superniewygodne….

          7. ~Politolog

            Emma zgadzam się z Tobą ze trzeba coś robić …szukać Prawdy i tylko i wyłącznie siłą Prawdy w zakresie ludzkiego życia seksualnego może pokonać takie czy inne nakazy i zakazy.Ale też i Gościówa ma racje , na Zachodzie Europy ale i w USA , Kanadzie czy Ameryce Południowej działają ruchu progresywne które mają zaplecze w postaci licznych stowarzyszeń czy poważnych uczelni wyższych, patrz.Ruch My Jesteśmy Kościołem , czy cała amerykańska teologia feministyczna itp z całym szacunkiem działalność polskiego środowiska TP w porównaniu z tymi ruchami to działania mrówki toczącej przed sobą małe ziarenko piasku.Siła przebicia naszych dyskusji jest bardzo słaba …bo cóż ludzie czytają może i czasem zajrzy tu jakiś duchowny i na tym się skończy.Realnie patrząc na sprawę to antykoncepcja jest częścią większego sporu o kształt Kościoła instytucjonalnego osią konfliktu jest stosunek do współczesności, z jednej strony mamy silne skrzydło konserwatywne a z drugiej słabsze skrzydło liberalne progresywne.Jedyne co można zrobić to większa konsolidacja między ruchami świeckimi i postępowymi hierarchami w celu utworzenia większego pola debaty i niejako ”zmuszenie ”władzy do rozmowy publicznej w oparciu o zobiektywizowane kryteria, jedynie dyskusja na twarde argumenty poparte silnymi dowodami może coś wnieść…bo inaczej to będziemy sobie pisać kolejne 100 lat i nić się nie zmieni.Ale do takiej dyskusji trzeba się solidnie przygotować, zgromadzić naprawdę sile dowody na polu zarówno etyki, filozofii, teologii ale i nauk psychologicznych , medycznych , antropologicznych.Skoro chcemy Prawdy…musimy ją udowodnić.

          8. ~gościówa

            > Skoro chcemy Prawdy…musimy ją udowodnić.Czyli uważacie, że musicie udowadniać instytucji własną niewinność. Nie uważacie, że to jest poniżej wasze godności?

          9. ~Rominagrobis

            Gościówa, podoba mi się wszystko co piszesz, ale jednak jestem dość naiwna, by nie zgadzać się na rozgoryczenie, jakie wyczuwam w twoich wypowiedziach. Ja na pewno nie podporządkuję się czemuś, co stoi w poprzek rozumu, ale nie zamierzam się też dać z Kościoła wydziedziczyć tym, co „sami nie wchodzą i innym wejść nie dają”.Więc co według Ciebie mamy robić, żeby nie było to poniżej naszej godności, ale też nie było rezygnowaniem z walki o normalność w Kościele? Do cholery, przecież to też jest NASZ Kościół!

          10. ~gościówa

            Na pewno nie odpowiem na twoje pytanie. Tylko podam linka, który potwierdza moją diagnozę:http://tnij.org/mrun – diagnozę nie tyle sytuacji na froncie etyki seksualnej, co ogólnego traktowania wiernych przez instytucję kościelną. Jest to streszczenie niedostępnego jeszcze w całości artykułu w Tygodniku Powszechnym.

        2. ~allegra walker

          > No straszne koszty będą, jak Kościół przyzna ludziom, że> to, co i tak robią na codzień, nie jest ZŁE.Gorzej będzie z tymi, którzy zaciskali zęby i przez lata męczyli się z NPR, a teraz usłyszą „to ładnie, że tak ściśle przestrzegacie zasad, ale przemyśleliśmy sprawę i w sumie wychodzi na to, że przestrzegacie ich niepotrzebnie”.

    2. ~Zjevení

      Kiedyś wyjdzie z góry ukaz i postawi sytuację na głowie. I wtedy wszyscy, i ci, co stosowali, i ci, co nie stosowali, wyjdą na idiotów.Dlatego mam pytanie- dlaczego w ogóle grać w tę grę, której na imię katolicyzm? „Doświadczenie Boga”? No, kaman.

  11. ~Jan Landes

    Bzdury. Prokreacja jest fundamentem małżeństwa. Rodziny wielodzietne są szczęśliwsze, z jednym dzieckiem często się rozpadają. Jedynaki są osamotnione, częściej korzystają z porad psychoterapeutów i psychiatrów. Małżeństwa bezdzietne w 70% się rozwodzą. Co ich łączy po latach? Nuda? Wrogość?

    1. ~emma

      Uhym,… a co powiesz o takich małżeństwach, które odchowały tą swoją czwórkę, czy piątkę nawet, a gdy najmłodsze osiągnęło pełnoletniość z ulgą się rozeszli (często na życzenie kobiety) i nie chcą się nawet znać.. a może o takich nie słyszałeś? Albo o mężach, którzy w wieku 40-45 porzucają swoją przywzoitą katolicką żonę z trójką dzieci i dla jakiejś atrakcyjnej dwudziesetki? To pewnie są dla ciebie historie z innej planety, co?emma

      1. ~emma

        Fundamentem małżeństwa i rodziny jest silna więź emocjonalna pomiędzy małżonkami, a seks i prokreacja – jednymi z elementów, które ją tworzą. Gdyby w zamyśle Stwórcy seks między kobietą i mężczyzną słuzył tylko prokreacji to owulacja u kobiety byłaby wynikiem kopulacji, tak jak to jest u kotów i psów. Innymi słowy mielibyśmy ruję raz czy dwa razy do roku, załatwialibyśmy „te sparwy” na poziomie czysto bilogicznym i koniec na tym. Jest jednak, jak wszyscy wiemy, inaczej. Oczywiście niektórzy ewolucjoniści twierdzą, że „natura” specjalnie tak to wymyśliła u ludzi, żeby związać mężczyznę z kobietą bardziej trwale dla wspólnego wychowania potomstwa, które zanim sie usamodzielni potrzebuje opieki przez wiele lat. Kiedys kobieta z dzickiem nie przetrwałaby bez obecności i opieki mężczyzny więc można powiedzieć, ze tekie „rozwiązanie” było w interesie jej i dziecka. Dzisiaj jest jednak inaczej: kobieta może sobie pradzić sama nawet z kilkorgiem dzieci – powstaje więc proste pytanie: po co jej w ogóle mężczyzna na stałe? To samo w drugą stronę: skoro kobieta moze sobie pradzić sama, to po co on się ma tak angazować? Jaka ma być jego rola? Jeśli ludzi nie łaczy coś więcej, niż wspólne dzieci, dom i formalne zobowiązania – rozchodzą się, bo związek pozbawiony więzi jest tylko dodatkowym ciężarem

  12. ~mąż

    Moja abstynencja w małżeństwie trwa ponad 6 lat. Żona ma nietypowe problemy hormonalne i nie można stosować u niej jakiejkolwiek antykoncepcji naturalnej, a długość okresu waha się od 20 dni do 45 dni. Do tego po kilku poronieniach i urodzeniu dwójki dzieci (dwie ciąże cały czas leżała pod aparaturą) ma obecnie tak paniczny strach przed ciążą, że nawet z tabletką hormonalną po współżyciu nadawałaby się tylko do psychiatry. Nie mam żadnych szans na współżycie z tą kobietą w pełnej zgodzie z nauką kościoła w poczuciu szczęścia. No ale obiecałem, że jej nie opuszczę aż do śmierci. Taki jest mój krzyż, którego podobno się nie rzuca.

    1. ~mwb

      I to jest najlepszy dowód, że sztywna, dotychczasowa doktryna jest błędna. Wszak po owocach poznacie… Jeśli są małżeństwa, dla których NPR jest dobry to bardzo dobrze, ale jest dużo dla, których się nie sprawdza, bo powoduje złe skutki. Ja miałem podobny problem. Dzisiejszy świat wpływa na organizm kobiety bardzo silnie, a skutek jest taki, że książkowe teorie nie potwierdzają się w życiu.

    2. ~Życzliwa

      Kościół nie jest tak drastyczny i kategoryczny jak wieść gminna głośi. To było dawno, może takie nauki są gdzieniegdzie głoszone, ale jakby tak naprawdę poczytać naukę kościoła i przeanalizować Pismo Święte, to każdy rodzaj seksu małżeńskiego jest dozwolony, jeśli tylko oboje się na to zgadzają. Oczywiście seks grupowy odpada 😉 Tak więc masz wiele możliwości współżycia z żoną, które nie prowadzą do ciąży. Na początek, dopóki się nie oswoi. Poza tym w tych szczególnych przypadkach kościół nie zabrania użycia antykoncepcji „nienaturalnej”, ponieważ prowadzi to (*przynajmniej na tym etapie) do utraty zdrowia. W tym wypadku psychicznego. Takie stany lękowe są chorobowe. Mam nadzieję, że żona chodzi na terapię, a może nawet oboje, żeby przywrócić normalność i harmonię w waszym życiu i dać dobry przykład życia małżeńskiego dzieciom. Pogrążanie się w cierpieniu i noszenie krzyża bez prób zaradzenia mu jest niezgodne z nauczaniem kościoła i rujnuje życie całej waszej rodziny. Trzymam za was kciuki i życzę powodzenia 🙂

  13. ~MAMA

    POLECAM AUTOROWI POSZERZYC KRĄG ZNAJOMYCH, POMIJAJĄC MAŁŻEŃSTWA WÓWCZAS MÓGŁBY NAPISAĆ OBIEKTYWNY TEKST, ISTNIEJĄ ZWIAZKI NIEZALEGALIZOWANE, MAJA SIE ŚWIETNIE, ASPEKT FINANSOWY JEST TU DOSC WAŻNY DLATEGO JEST JAK JEST… ALE W ARTYKULE JEST TEŻ SPORO PRAWDY ŻYCIOWEJ NA TEMAT MAŁŻEŃSTWA.

  14. ~JL

    Nic się nie zmieniło. Małżeństwo bezdzietne to brak przyszłości małżeństwa i narodu

  15. ~mami2@onet.pl

    Jestem nieco odmiennego zdania dotyczącego trwałości związku małżeńskiego. Nikt w dość długim łańcuchu wychowawców, poczynając na matce i ojcu, kończąc na nauczycielach nie mówi o odpowiedzialności za drugiego człowieka. Nie mamy do czynienia z zabawką – małżeństwo jest symbolem dojrzałości. Zapomniano o instrukcji obsługi drugiego człowieka.Pozdrawiamzapraszam do siebiehttp://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/

  16. zetablack

    Ja widzę w tym rozwój człowieka i dojrzewanie w nim humanizmu i duchowości. Im bardziej prymitywne społeczeństwa tym mniejsze znaczenie ma miłość, zaufanie i więzi łączące ludzi. W czasach kiedy ludzi pochłaniała walka o przetrwanie, kiedy socjalne systemy pomocy w ogóle nie istniały Kościół jako instytucja miał zupełnie inną pozycję i znaczenie. Małżeństwa zawierano po to by zabezpieczać się finansowo, a Kościół przypieczętował na amen. Miłość, wartości duchowe, Bóg funkcjonowały jako przykrywka do realizacji materialnych planów, jako gwarancja ich dopełnienia. Dziś nie nazwalibyśmy takich więzi miłością, miłość też ewoluuje, jak wszystko zresztą. Dziś kiedy jakaś część polskiego społeczeństwa zauważyła wreszcie, że błona dziewicza ma za zadanie chronić pochwę przed bakteriami a nie stanowić o wartości kobiety zaczynamy dostrzegać, że patrarchalne wartości faktycznie uwsteczniły społeczeństwo i wyrządziły krzywdę nie tylko kobietom ale i wypaczyły psychikę wielu mężczyzn. Nawiązując do teorii Junga dotyczącej animy i animusa- jeśli przyjąć, że zarówno mężczyzna jak i kobieta ma w sobie pierwiastek męski i kobiecy, to deprecjacja jednego z nich – w naszym wypadku kobiecego prowadzi do wypaczenia psychiki nie tylko męskiej ale i żeńskiej. I to jest moim zdaniem przyczyną dysharmonii, która powstaje między płciami, tu leży źródło większości zaburzeń seksualnych a także braku tolerancji(bo na co sam sobie nie pozwalam nie pozwolę innym, choć tak na prawdę bardzo bym chciał) i ogólnie niezadowolenia z życia,z siebie, bo jak człowiek nieszczęśliwy ma niby okazywać serce innym i przekazywać dobro dalej jak sam doświadcza tylko nieszczęść. Tutaj opisałam przykład skrajny, ale w miejszym lub większym stopniu niezadowolenie z życia, z samych siebie kwitnie w nas, bo gdzieś w podświadomości żyją jeszcze patriarchalne stereotypy i tak wszystko co kobiece jest negatywne, niemęskie, niepełne i to jest ta cząstka w nas, która tak na prawdę boli. A to co kobiece nie jest niemęskie, to jest po prostu kobiece, inne.Kościół nie zna tego pojęcia, Kościól tworzą mężczyźni, mężczyźni nie mający pojęcia o kobietach, o seksie, nie rozumiejący kobiet i nawet nie zanosi się na jakiekolwiek zrozumienie, bo najpierw trzebaby kobiety respektować i postawić na równi z mężczyzną, do czego KK nie jest gotowy. Dlatego w Polsce instytucja ta będzie dalej słabnąć, ale to nic nie zmieni, bo w krajach Trzeciego Świata czekają kolejni nieświadomi, którzy na kilka wieków podpiszą się pod partriarchatem i na jakiś czas zwycięży ego. Ale przyjdzie i tam czas kiedy ono zapłacze, za dzikim, ciemnym, intuicyjnym pierwiastkiem, który w pełni włączony w świadomość człowieka otwiera przed nim zupełnie nowe światy.

  17. ~Politolog

    Oto fragment wpisu z bloga Jana Turnaua odnośnie ciekawej książki-„Jezuicki krakowski WAM wydał właśnie dzieło olbrzymie: ”Libri Poenitentiales”. Tak to się nazywa na okładce, na stronie tytułowej mamy już ”Księgi pokutne” (Tekst łaciński, grecki i polski, układ i opracowanie Arkadiusza Barona i Henryka Pietrasa SJ). Trzydzieści dokumentów od penitencjarzy irlandzkich po X wiek. Nieocenione źródło wiedzy nie tylko o grzechach i pokutach, nakładanych na nie w tamtej epoce, ale i o społecznych uwarunkowaniach, obyczajach i reliktach pogańskich. Księga otworzyła mi się sama na stronie 209*, gdzie wyczytałem: ”Gdyby maż współżył ze swą żoną, jak to czynią psy, niech pości 40 dni. Jeśli współżyje analnie, niech pości 10 lat”. Nie wiedziałem, że liberalizm w tych sprawach ojca Knotza jest aż tak duży, bo chyba tamte zakazy nie minęły bez śladu. „

  18. ~emma

    Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz: skąd się włściwie wzięłó niezbite przekonanie kościoła, że głównym celem małzeństwa i seksu małzeńskiego jest prokreacja, bo właściwie gdzie to jest w Biblii napisane? Kiedy pan Bóg stworzył Ewę to nie powiedział „dobrze, aby mężczyzna miał partnerkę do rozrodu”, tylko powiedział „nie jest dobrze, aby mężczyzna był sam, stwórzmy mu odpowiednią pomoc”, a więc wydaje się, ze dla wspólnoty, relacji, partnerstwa i pomocy są dwoje, w pierwszej kolejności, a potem, konsekwencją tego jest płodność i związane z nią błogosławienstwo „bądźcie płodni, itd…”emma

    1. ~jorgu@op.pl

      > bardzo ciekawe informacje. dziękujemy! nowa metoda> wykrywania raka na http://www.tojefura.comTo oczywiście oszustwo!Na zakończenie należy wysłać sms”a za 25 zł. netto.Pozdrowienia dla autora i wiernych dyskutantów :)))

  19. lotofagi@op.pl

    > Zewsząd słychać o kryzysie małżeństwa, o jego mizernej> kondycji, o konieczności ratowania rodziny stojącej na> chwiejnym małżeństwie. Słowem, jesteśmy coraz bardziej> beznadziejni: nie chce się nam budować trwałych związków,> cechuje nas niesłowność, nie można na nas polegać, idziemy> na łatwiznę i tylko zabawa nam w głowie.A czy przypadkiem za ów upadek nie odpowiedają nasze praprababki Sufrażystki wraz z dzisiejszą finansjerą? Dawniej> pobierający się ludzie nie tworzyli nowej struktury> społecznej tylko wypełniali miejsce w strukturze już> istniejącej. A co w przypadku gdy jedo z małżonków było sierotą – aby to ie nowa struktura?Mam na myśli wielopokoleniową rodzinę, która> stanowiła solidne ramy dla każdego małżeństwa.Wielopokoleniowość była wpisana w kanon słowa rodzina,stanowiła ponad to o statusie. W ogóle> instytucjonalny aspekt małżeństwa odgrywał o wiele> ważniejszą rolę niż dziś.Instytucjonalizm małżeństwa to pojęcie kościelne przejęte niejako naturalnie później na ramy społeczne,niemniej jednak tak jak i jego pierwowzór kościelny jest pojęciem niejako „zewnętrznym” To społeczeństwo gwarantowało> dostęp do pożądanych poprzez małżeństwo dóbr:> bezpieczeństwa, stabilizacji, prestiżu. Małżonek jedynie> musiał się podporządkować zastanym, ściśle określonym> regułom. Błąd w założeniach,tych gwarancjii udzialały pospołu Patriarchat jak i instytucjonalizm,zaś rodziny wielopokoleniowe zazwyczaj szczyciły się swoimi zasadami gwarantującymi niejako ową wielopokoleniowość więc przyjęcie ich czy to przez kobietę czy mężczyznę następowało samoistnie.Zatem tradycyjne patriarchalne małżeństwo nie> sprzyjało raczej więzi. Sprzyjało natomiast sumiennemu> wypełnianiu społecznych ról. Twz patriarchat wywodzi się także z nauk Kościoła,a konkretnie zapisów biblijnych,co zaś do więzi małżeńskiej to bardziej stawały jej na drodze sztywe i odrealnione nauki Kościelne niźli rzeczywiste relacje pomiędzy małżonkami.,>. Zarówno kobieta, jak> mężczyzna mają wiernie i dokładnie wypełniać specyficzne> dla siebie i ściśle określone społeczne role – ona ma być> przede wszystkim matką, żoną i opiekunką ogniska domowego,> on obrońcą i żywicielem, a także strażnikiem porządku.> Zaskakującym reliktem takiego myślenia są kanony 1104 i> 1105 Kodeksu Prawa Kanonicznego. Ale zanim napiszę, co> przedstawiają, zagadka: czy w Kościele katolickim na> ślubnym kobiercu mogą stanąć np. dwie kobiety? Oczywiście!> Tak mógłby wyglądać mój ślub, gdybym, zamiast osobiście> się stawić, wysłał do kościoła koleżankę z pracy jako> mojego pełnomocnika. J Tak, tak, choć wydaje się to nie do> pomyślenia, sakramentu małżeństwa można sobie udzielić> przez pełnomocnika. Skoro jest to przede wszystkim> kontrakt dający dostęp do specyficznych dóbr, to czemu> nie. O takiej możliwości właśnie traktują oba kanony.Typowa Kościelna „Istytucjonalność”i sankcjonowanie czegoś o czym się niema bladego pojęcia,przez wieki Kościół twierdził że Ziemia jest płaska itp za które zamordował masę osób.Owe kanony to nic innego niż przykład zbrodniczej logiki Kościoła który posługuje się Biblią by jej interpretacjami zniewolić i mieć pod kotrolą wszystkie aspekty życia człowieka! Na> tradycyjne postrzeganie małżeństwa nakładała się w> Kościele równie tradycyjna nieufność do seksu. Dobry niewolnik to taki którego można ze wszechmiar kontrolować,skoro zaś nie nie można zakazać mu seksu więc należy go ograniczyć.> Antykoncepcja to była jakaś niezrozumiała aberracja> nadużycie instytucji małżeństwa,Antykoncepcja i zabiegi z nią związane były traktowae przez Kościół jako czary i wyklęte,miało to w zasadzie podłoże ekonomiczne tj:im więcej dusz tym więcej kasy,tyle że kasy dla KOścioła nie zaś na wspomożenie rodziców. Skoro więź, czyli być albo nie być> małżeństwa, codziennie na nowo się negocjuje, odnawia i> dostosowuje do zmieniającej się rzeczywistości (nie tylko> zewnętrznej, także przecież my się z czasem zmieniamy),> bez wyraźnego wsparcia społecznego, to małżeństwo> przypomina dziś taniec na lodzie. Mylna definicja więzi małżeńskiej,i nieomal sprowadzenie roli kobiety w małżeństwie do roli inkubatora(7 dzieci na które płacą podatnicy(w imie czego?)Co zaś do „socjalu” to wypadkowa kondycjii państwa i polityki pro społecznej,nie zaś pobożnych życzeń,nawoływań z ambony,rozmaitych fundacjii itp – Kościół może nawoływać w obronie życia poczętego,bo jak pisałem ma z tego nielichą kasę,ale jeśli Państwo jest biedne to żadne brednie niczego nnie zmienią!!!I na koniec >NIEKTÓRZY WICIĄŻ WIERZĄ ŻE ZIEMIA JEST PŁASKA I GOTOWI SĄ ZA TO ZGINĄĆ.

  20. lotofagi@op.pl

    > Zewsząd słychać o kryzysie małżeństwa, o jego mizernej> kondycji, o konieczności ratowania rodziny stojącej na> chwiejnym małżeństwie. Słowem, jesteśmy coraz bardziej> beznadziejni: nie chce się nam budować trwałych związków,> cechuje nas niesłowność, nie można na nas polegać, idziemy> na łatwiznę i tylko zabawa nam w głowie.A czy przypadkiem za ów upadek nie odpowiedają nasze praprababki Sufrażystki wraz z dzisiejszą finansjerą? Dawniej> pobierający się ludzie nie tworzyli nowej struktury> społecznej tylko wypełniali miejsce w strukturze już> istniejącej. A co w przypadku gdy jedo z małżonków było sierotą – aby to ie nowa struktura?Mam na myśli wielopokoleniową rodzinę, która> stanowiła solidne ramy dla każdego małżeństwa.Wielopokoleniowość była wpisana w kanon słowa rodzina,stanowiła ponad to o statusie. W ogóle> instytucjonalny aspekt małżeństwa odgrywał o wiele> ważniejszą rolę niż dziś.Instytucjonalizm małżeństwa to pojęcie kościelne przejęte niejako naturalnie później na ramy społeczne,niemniej jednak tak jak i jego pierwowzór kościelny jest pojęciem niejako „zewnętrznym” To społeczeństwo gwarantowało> dostęp do pożądanych poprzez małżeństwo dóbr:> bezpieczeństwa, stabilizacji, prestiżu. Małżonek jedynie> musiał się podporządkować zastanym, ściśle określonym> regułom. Błąd w założeniach,tych gwarancjii udzialały pospołu Patriarchat jak i instytucjonalizm,zaś rodziny wielopokoleniowe zazwyczaj szczyciły się swoimi zasadami gwarantującymi niejako ową wielopokoleniowość więc przyjęcie ich czy to przez kobietę czy mężczyznę następowało samoistnie.Zatem tradycyjne patriarchalne małżeństwo nie> sprzyjało raczej więzi. Sprzyjało natomiast sumiennemu> wypełnianiu społecznych ról. Twz patriarchat wywodzi się także z nauk Kościoła,a konkretnie zapisów biblijnych,co zaś do więzi małżeńskiej to bardziej stawały jej na drodze sztywe i odrealnione nauki Kościelne niźli rzeczywiste relacje pomiędzy małżonkami.,>. Zarówno kobieta, jak> mężczyzna mają wiernie i dokładnie wypełniać specyficzne> dla siebie i ściśle określone społeczne role – ona ma być> przede wszystkim matką, żoną i opiekunką ogniska domowego,> on obrońcą i żywicielem, a także strażnikiem porządku.> Zaskakującym reliktem takiego myślenia są kanony 1104 i> 1105 Kodeksu Prawa Kanonicznego. Ale zanim napiszę, co> przedstawiają, zagadka: czy w Kościele katolickim na> ślubnym kobiercu mogą stanąć np. dwie kobiety? Oczywiście!> Tak mógłby wyglądać mój ślub, gdybym, zamiast osobiście> się stawić, wysłał do kościoła koleżankę z pracy jako> mojego pełnomocnika. J Tak, tak, choć wydaje się to nie do> pomyślenia, sakramentu małżeństwa można sobie udzielić> przez pełnomocnika. Skoro jest to przede wszystkim> kontrakt dający dostęp do specyficznych dóbr, to czemu> nie. O takiej możliwości właśnie traktują oba kanony.Typowa Kościelna „Istytucjonalność”i sankcjonowanie czegoś o czym się niema bladego pojęcia,przez wieki Kościół twierdził że Ziemia jest płaska itp za które zamordował masę osób.Owe kanony to nic innego niż przykład zbrodniczej logiki Kościoła który posługuje się Biblią by jej interpretacjami zniewolić i mieć pod kotrolą wszystkie aspekty życia człowieka! Na> tradycyjne postrzeganie małżeństwa nakładała się w> Kościele równie tradycyjna nieufność do seksu. Dobry niewolnik to taki którego można ze wszechmiar kontrolować,skoro zaś nie nie można zakazać mu seksu więc należy go ograniczyć.> Antykoncepcja to była jakaś niezrozumiała aberracja> nadużycie instytucji małżeństwa,Antykoncepcja i zabiegi z nią związane były traktowae przez Kościół jako czary i wyklęte,miało to w zasadzie podłoże ekonomiczne tj:im więcej dusz tym więcej kasy,tyle że kasy dla KOścioła nie zaś na wspomożenie rodziców. Skoro więź, czyli być albo nie być> małżeństwa, codziennie na nowo się negocjuje, odnawia i> dostosowuje do zmieniającej się rzeczywistości (nie tylko> zewnętrznej, także przecież my się z czasem zmieniamy),> bez wyraźnego wsparcia społecznego, to małżeństwo> przypomina dziś taniec na lodzie. Mylna definicja więzi małżeńskiej,i nieomal sprowadzenie roli kobiety w małżeństwie do roli inkubatora(7 dzieci na które płacą podatnicy(w imie czego?)Co zaś do „socjalu” to wypadkowa kondycjii państwa i polityki pro społecznej,nie zaś pobożnych życzeń,nawoływań z ambony,rozmaitych fundacjii itp – Kościół może nawoływać w obronie życia poczętego,bo jak pisałem ma z tego nielichą kasę,ale jeśli Państwo jest biedne to żadne brednie niczego nnie zmienią!!!I na koniec >NIEKTÓRZY WICIĄŻ WIERZĄ ŻE ZIEMIA JEST PŁASKA I GOTOWI SĄ ZA TO ZGINĄĆ.

    1. ~emma

      Straszny ten wywiad, Politologu, straszny ten ksiądz- „psycholożyna” dla ubogich…ech, żal gadać….

    2. ~Politolog

      Przy takim stanie świadomości części Kleru trzeba zacząć pracę u podstaw, bo inaczej to i za 150 lat doktryna nie drgnie ani o 1 cm do przodu.Zastanawia mnie jedno gdzie Ci ludzie uzyskują stopnie naukowe i kto im je daje, bo jakoś dziwnie mi się wydaje ze nić one nie mają wspólnego z nauką a więcej z ideologią , a z tego co wiem z apologii ideologii stopni naukowych nie powinno się wydawać.Oraz drugie pytanie dlaczego ideologia czy wręcz doktryna konserwatyzmu zlewa się z oficjalną doktryną KK?? ja rozumiem część uwarunkować historycznych ale skąd ta wręcz patologiczna ociężałość w recepcji współczesnego świata???Czy Ewangelia jest w duchu ideologii konserwatyzmu??? Proszę o sensowne odpowiedzi, nie interesuje mnie tezy taniego antyklerykalizmu ( bo zarówno klerykalizm jak i antyklerykalizm uważam za patologię)

    3. ~MN

      > Zwraca Ksiądz uwagę na to, by w okresie przygotowania do małżeństwa „nie dochodziło do inicjacji > seksualnej ani innych form krzywdy”. Taa… i innych „form krzywdy”> jeśli doszło do współżycia przed ślubem — to ona i on nie mają gwarancji, że się pobiorą. Mogą mieć > jedynie taką nadzieję, ale żadna ze stron nie jest do tego zobowiązana. Doświadczenie uczy, że po > takim współżyciu mężczyzna często oddala się, znika.Jeśli małżeństwo ma być trwałe, to niech Kościół nie uznaje jego nieważności z byle powodu… (np. niezdolność psychiczna)> Jeśli dochodzi do współżycia przed ślubem, to wcześniej czy później ona i on zaczną mieć żal do > siebie. Chowają się przed Bogiem, jak Adam. Do końca życia będą mieli wątpliwości, czy ta druga > osoba zachowa wierność po ślubie.”czy druga osoba zachowa wierność po ślubie”??? Bez komentarza

  21. ~aptekarz

    Przejrzyjcie ten mały artykulik; od razu powiem że nie wiem czy jest prawdziwy..

  22. ~Politolog

    Kolejny tekst http://tiny.pl/h595w , ciekawe jak Pan Redaktor się odniesie do stawianych tam tez i argumentów .Bo coś mi się wydaje ze brakuje Panu Arturowi wystarczającej ilości argumentów naukowych -badań socjologicznych , psychologicznych itp. w stosunku do ilości podawanych w teksie powyżej.W konkretnej debacie trzeba mieć twarde dowody a przynajmniej bardzo dużo dowodów pośrednich, bo samą analizą filozoficzno-etyczną nie obali się argumentów strony przeciwnej.

    1. ~emma

      Zastanawiam się „czego megistrem” jest autorka, pani Lasota…? Tekst, ponieważ obszerny i naszpikowany odnosnikami sprawia wrażenie „poważnego dokumentu naukowego”, co nie znaczy, że takim jest rzeczywiście. Aby się wypowiedzieć krytycznie i profesjonalnie trzeba byłoby go przeanalizować i sięgnąć do bibliografi a takze zapoznać się z kntekstem, z jakiego zostały wyciągnięte liczne cytaty…. W tej materii mam nadzieję, ze doczekam się jakiejś, ze strony Pana Redaktora riposty. Ja natomiast oprzeć się nie mogę, po poieznym – przyznaję- zapoznaniu sie- że jest to zbiór luźno ze sobą powiązanych i dość arbitralnych stwierdzeń, popartych licznymi cytatami, pasującymi do całości, ale wyrwanymi z kontekstu i przez to w gruncie rzeczy zniekształcajacymi sens wypowiedzi cytowanych autorów, ale budujacymi taką argumrntacje, o jaką autorce chodziło. Zabieg często zresztą stosowany w odniesieniu do Biblii, którą, jak się powyrywa z kontekstu rozmaite zdania – można dopasowac do czegokolwiek by się chciało.weżmy na przykład: cytuję: „Stosowanie naturalnych metod regulacji poczęć wymaga stałegoprzekraczania warstwy popędowej (Ryś, 1999, s. 79). Jednak potrzebyseksualne – według A. Kępińskiego – nie są potrzebami bezwzględniewymagającymi zaspokojenia. W przeciwieństwie do pozostałych działańbiologicznych mogą być odroczone na dowolnie długi okres czasu27 (za:Meissner, 1997, s. 20).”Przy takim zestawieniu tych dwóch cytatów z dwóch autorów z dwóch różnych opracowań – można wyciągnąć dowolny wniosek, na przykład taki, że z zaspokajania potrzeb seksualnych można zrezygnowac w ogóle – z pożytkiem i dla ducha i dla zdrowia psychicznego a przede wszystkim dla moralnego, co wynika z owego przekraczania warstwy popędowej,,, itd- co jest bzdurą oczywistą, bo kępińskiego idea przekraczania warstwy popędowej ma znaczenie szersze i bardziej ogólne – nie odnosi sie jedynie do seksu, ale do rozwoju osobowości w ogóle.. Jest w tekście pani zresztą sporo takich rozmaitych zniekształceń: pani pisze na przykład, że powstrzymywanie się od wspóżycia przez okres tylko kolku dni…, po czym okazuje się, że te tylko kilka dni to od 8 do 16(!). – szesnaście to – nie chce byc złośliwa, ale więcej,niż pól miesiaca, proponowałanbym więc autorce mniej propagandowe, ale może bardzie prawdziwe: „powstrzymywanie się od współżycia przez mniej wiecej pół miesiąca” , w innymi miejscu pani pisze, że różne elementy współżycia z zastosowaniem metod NMPR tylko nielicznym kobietom sprawiają dyskomfort, po czym okazuje się, że te „tylko nieliczne” to ponad 20%(!), ale generalnie teks ten stara się udowodnić, że – po pierwsze wszyscy „normalni” ludzie stosują NMPR, a po drugie (i co wazniejsze) – tylko ci, którzy stosują NMPR są normalni i ci właśnie tworzą trwałe, szczęśliwe, małżeństwa, ponieważ kochają się miłością prawdziwą (cokolwiek miałoby to znaczyć). Dalej idąc tym tropem – jeśli ktoś nie stosuje NMPR to alboo nie kocha miłością prawdziwie prawdziwą, albo jest nienormalny, albo – to to ostanie najbardziej prawdopodobne- jedno i drugie….Tak, że: drogie panie i drodzy panowie – Wy macie problem z tym NMPR bo po prostu jesteście nienormalni (i zapewne powinniście się leczyć…)

      1. Artur Sporniak

        Zgadzam się z oceną Emmy. Natrafiamy na wiele stereotypów przepisanych po prostu z książek takich autorów jak ELżbieta Wójcik, o. Karlo Meissner, Kinga Wiśniewska-Roszkowska, Fijałkowski, Kosmala, McDowell. Prosta sprawa: dłuższa abstynencja nie szkodzi małżeństwu, jeżeli jest uzasadniona. Jeżeli nie jest uzasadniona, na pewno małżeństwu nie służy, bo pobierając się przecież nie ślubujemy wstrzemięźliwości. I tu nie potrzeba do tego badań – współżycie jest wpisane w ideę małżeństwa. Natomiast zgadzam się, i wielokrotnie o tym tutaj mówiłem, że stając przed wyborem: NPR – antykoncepcja hormonalna, warto zdecydować się na NPR. Choćby tylko z tego powodu, że umiejętność rozpoznawania płodności jest (zwłaszcza dla kobiety) bardzo cenna. Jeżeli stworzyła nas ewolucja (a trudno w to na poważnie wątpić), to prokreacja jest główny mechanizmem wpisanym w nasza biologię i nie wierzę, by blokowanie tego mechanizmu było zdrowotnie niewinne. (Nawiasem mówiąc, ciekawy jest argument z psychologii ewolucyjnej, że kobiety zażywające hormony, wybierają „krewnych”.)Ale przecież w sporze z Kościołem nie chodzi o pytanie: NPR czy antykoncepcja, tylko o pytanie: twarde NPR (współżycie tylko w okresach płodnych, choćby skazywało to nas na wieczną abstynencję) czy miękkie NPR (wspomaganie się także prezerwatywą i różnorodnością zachowań seksualnych). Ciekawe byłby moim zdanie właśnie takie badania, które szczegółowo pokazywałyby wpływ na małżeństwa tej drugiej alternatywy.

        1. ~Emma

          Odpowiadając po części na to, co Pan Artur napisał powyżej, a po części dopowiadając w kwestiach, w których zabierałam głos na tym forum: nie jestem przeciwniczką NMPR – przeciwnie – uważam, że to bardzo dobra metoda. Powiem nawet więcej – na tyle dobra, że nie potrzeba przerysowanych i sztucznych zabiegów (jak choćby tekst pani Lasoty), aby jej bronić – doskonale broni się sama z powodów, które Pan Redaktor podaje. Natomiast nie oznacza to, że jest to meoda dobra dla wszystkich w każdych okolicznościach i generalne taka „jedna jedynie słuszna”. Po prostu są pary, które z rozmaitych powodów metody tej stosować nie będą mogły efektywnie – i to naraża je na wzajemne pretensje, oddalenie od siebie i nerwice i dla tych par lepiej byłoby stosowac inne metody, choćby prezerwatywę, bez przylepiania im od razu łatki albo rozpasanych egoistów, albo ludzi niepohamowanych, którzy nie potrafią panować nad swoimi popędami, albo też ludzi, którzy nie potrafią kochać miłością prawdziwą. Nie jest prawdą, że stosowanie sztucznej antykoncepcji powoduje stałą dostępność seksualną partnerow, ponieważ na ogół jest tak, że nawt, jeli ludzie mają możliwość kochania się bez ograniczeń- nie zawsze mają ochotę akurat oboje w tym samym czasie – i zwykle bywa tak, że na to wspólne chcenie muszą oboje zaczekać. W normalnych okolicznosciach kazda para tworzy pewien rytm współżycia i wstrzemiężliwości, tyle, że w przypadku stosowania NMPR rytm ten reguluje „kalendarzyk” a w przypadku innych metod – obópólne chcenie….Generalnie sprzeciwiam się nadmiernemu zainteresowaniu ze strony Kościoła tym, co ludzie robią (i jak) w łóżku – uważam to za żenujące i również (w gruncie rzeczy) nerwicotwórcze.

          1. ~Politolog

            A Ja mam pytanie czy są jakieś poważna badania naukowe na temat wpływu stosowania żelaznych zasad etyki seksualnej KK na rozwój zaburzeń lękowych?? ( inaczej nerwic).Kiedyś obiecywał Pan Redaktor ze coś napisze o.Jacek Prusak na temat nerwic eklezjogennych , ale na obietnicy się skończyło

        2. ~emma

          A propo tego, że stworzyła nas ewolucja – mam ochotę podzielić sią takimi refleksjami: po pierwsze nie wiadomo, czy stwprzyła nas ewolocja bo do tej pory nie udało sie tego udowodnić. Dokładnie rzecz ujmując udowodniono, że ewolują gatunki, ale nie udowodniono, że jeden gatunek w wyniki ewolucji przekształca sie w inny gatunek (jak myślał Darwin). Nie wiadomo więc dokładnie skąd wziął się człowiek, ani nawet dokładnie nie wiadomo na dzień dzisiejszy – od kiedy człowiek na Ziemi żyje (sa jedynie przybliżone datowania), nie wiadomo tez dokładnie, co znaczy, ze człowiek ewoluuje (niektórzy naukowcy twierdzą, że tak nie jest). Ale mniejsza o to, jeśliby nawet stworzyła nas ewolucja (co rzeczywiście na dzisiejszy stan naszej wiedzy jest prawdopodobne) – jest niezwykle ryzykowne stwierdzenie, że jednym z najsilniejszych biologicznych mechanizmów przez nią wytworzonych jest prokreacja, a jeszcze bardziej ryzykowane powiedzenie, ze w związku z tym nie nalezy w ten mechanizm sztucznie ingerować. Dlaczego ryzykowane? Bo ta sama ewolucja z wielką determinacją i konsekwencją eliminuje osobniki słabe i gorzej przystosowane (wiele gatunków w wziązku z tym owa ewolucja wyeliminowała, na przestrzeni dziejów, całkowicie) – powstaje więc pytanie, po co (na przykład) sztucznie utrzymywać przy życiu (czasem stosując do tego bardzo zaawansowaną, sztuczną technologię i rozmaite medykamenty) osobiki stare, chore i słabe, upośledzone, które w „naturalnych warunkach” po prostu by wyginęły same, albo zostałyby wyeliminowane przez własnych rodziców (np. ptaki wyrzucają z gniazda słabe pisklęta, a myszy zagryzają potomstwo, którego nie są w stanie wykarmić), ewentualnie przez własne stado. U ludzi tak się nie dzieje (choć w zasadzie to właściwie moze i tak- ale Koścł z tym walczy), pomieważ ludzkimi „stadami” kierują inne rzeczy.Człowiek, dla swoich potrzeb społecznych i innych tzw wyższych – w pewien sposób „ucywilizował” ewolucję i myślę, ze wokól metod i zakresy tego ucywilizowania kręca sie rozmaite nasze dyskusje. Dyskusyjne jest również, moim zdaniem, czy rzeczywiście tak bardzo silnie ewolucyjne ustawieni jesteśmy na prokreację – bo gdyby tak było chceielibyśmy rzeczywiście mieć jak najwięcej dzieci w jak nakrótszym czasie. Chcielibyśmy również – w tym celu wykorzystać każdy możliwy cykl) Tak jednak jest tylko u zwierząt. U ludzi jest inaczej, zwłaszcza w krajach wysko rozwinietych widać to wyraźnie (opóżnia się i to bardzo wiek, w którym kobiety decydują się na urodzenie pierwszegoo dziecka, niektóre nie chcą miec dzieci wcale) – to oznacza, że mechanizm sterujący jest inny (konia z rzędem temu, kto dziś będzie w stanie wskazać jednoznacznie- jaki), być może bardziej związany z seksem i jego więziotwórczą rolą, gdyż chcemy tego, czy nie mamy wyraźnie postępującą tendencję do separowania seksu od prokreacji, przy czym seksu chcemy miec więcej (przynajmniej deklaratywnie), aprokreacji mniej. Co to znaczy? Że być moze dużo silniej jesteśmy ewolucyjnie uwarunkowani na tworzenie związków i życie w gromadach, niż na prokreację jako taką. Prokreacja jest w to wszystko zaplątana, jast tego konsekwencją. Bo czy nie jest w gruncie rzeczy tak, ze kobieta chce miec dzieci, gdy pojawia się odpowieni mężczyzna i chce je miec wąłśnie z nim? Czy z mężczyznami nie jest tak samo?

  23. ~Politolog

    Temat z innej beczki ale dotyczy jak najbardziej etyki i moralności , co prawda nie seksualnej ale równie ważnej a może i ważniejszej bo fundamentalnej , ogólnoludzkiej http://tiny.pl/h5wxb , na oczach świata umierają dzieci w Somali…i nić zero militarnej akcji humanitarnej (jakoś nikt nie kwapi się wysłać wojska z pomocą żywnościową żeby miejscowe bojówki i ugrupowania skrajne islamskie nie rozkradły darów ).Za to mamy nadwyżki produkcji żywności w UE i USA ( Pentagon wydaje rocznie ok 700 mld $ na prowadzenie wojen ) i nikogo nie rusza ( mam na myśli decydentów) nie ma akcji wojskowej jak w przypadku Afganistanu , Iraku, czy Libii .Dzieci w Somali nie są ważne…priorytety etyczne i polityczne są inne.

    1. ~Emma

      No pewnie, że masz rację, ale jest to stara, znana prawda- przecież nik nie będzie walczył za darmo, tak?

  24. ~Politolog

    Ciekawy wynik badań naukowych opublikowany w ostatnim NewScientist -mapa neuronalna kory sensorycznej w trakcie pobudzenia seksualnego u kobiety.

      1. ~emma

        Tak, to interesujący artykuł.., choć wiesz – tak na prawdę to nie są to jakieś „wielkie rewelacje” – może jedynie o tyle o ile daje się potwierdzać badaniami naukowaymi rozmaite „rzeczy”, które ludzie i tak wiedzą na podstawie własnych, pozytywnych doświadczeń we wpółżyciu. Tak, czy siak to cenny „głos” w dyskusji, którą tutaj prowadzimy…Pozdrówka

  25. ~smuga2011

    na początku piszesz o niesłowności, niechęci do podjęcia wysiłku, by budować więzi,. pewnie problem antykoncepcji jest b.istotny, ale powodów rozpadu związków jest więcej. konsumpcyjne podejście do życia, rozmywające się cele i zasady, indywidualizm tam, gdzie potrzebny jest wysiłek zespołowy, egoizm, brak empatii i odpowiedzialności za szczęście współmałżonka i dzieci, chęć ekspresowej realizacji zachcianek.itp.co ciekawe ludzie zmieniając partnerów bywają również nieszczęśliwi, bo nowy związek też nie jest bezproblemowy.antykoncepcja powinna być jednak akceptowana, ponieważ utrzymywanie dziś dziecka trwa co najmniej 25 lat, a nie jak drzewiej bywało. to kolejna zmiana, jaką musimy brać pod uwagę. pozdrawiam

  26. ~Politolog

    Zapowiedz filmu dokumentalnego HBO o życiu seksualnym katolików -http://tiny.pl/h5dscpo zakończeniu 1 głównego fragmentu są jeszcze dwa w tym samym okienku.

  27. ~Gosia

    Pierwszy akapit i juz błędne założenie. Związki nieudane były, są i beda i nic sie pod tym względem nie zmieniło i nie zmieni.Cały dowcip polega na tym że kiedys kobieta była bez wykształcenia, bez zawodu czyli bez własnych środków do zycia, miała naście dzieci więc jak mąz pił, bił, zdradzał to siniaki pudrowała i w bagnie tkwiła bo innego wyjścia nie miała. Rozwód to był wstyd i hańba dla niej i dla całej rodziny. Do tego miała zakodowane ze co Bóg złączył……więc się meczyła do smierci. Dzisiaj kobieta jest samowystarczalna, łaski pana i władcy nie potrzebuje więc jak raz ja zdradzi czy pobije papiery rozwodowe do sadu i po herbacie.

    1. ~Gosia

      PS. Rodzina wielopokoleniowa, szczególnie wspólne mieszkanie z rodzicami czy teściami to jest czesty powód do rozwodu.

  28. ~andrzej

    Bzdury. Jestem katolikiem i moja wiara w żadnym wypadku nie ogranicza mi seksu. Zyję w małżeństwie już blisko 40 lat i seks u nas ciągle funkcjonował i funkcjonuje. Właśnie dlatego, że staramy się żyć zgodnie z zasadami wiary. Nawet młodzi zarzucają mi, że często piszę o seksie. To dziś, młodzież ma substytut seksu.andrzej-w.blog.onet.plPozdrawiam

    1. ~mwb

      Załóżmy, że wszystko co piszesz jest prawdą i co to dowodzi. W Twoim przypadku…, a w stu innych?

  29. Alicia_S

    Jak dla mnie Kościół za bardzo ingeruje w małżeństwa mając o nich znikome pojęcie… A już na pewno nie praktyczne tylko czysto teoretyczne, mówiąc o księżach – przecież oni nie mogą się żenić ale mimo to uważają, że o małżeństwie wiedzą wszystko a głowa kościoła może ustalać prawa… Oczywiście jakkolwiek by mnie to nie bulwersowało nie przejmuję się tym. Dopóki nie „zaglądają mi pod kołdrę” i nie zwracają uwagi na to, że mimo wszystko wezmę ślub kościelny chociaż przykładowo dziewictwo straciłam już dawno temu – to zwyczajnie przechodzę nad tym wszystkim do porządku dziennego. W końcu nikt mnie nie zmusi żebym żyła tak, jak każą mi bądź co bądź obcy mi ludzie… Pozdrawiam i dziękuję za dobry tekst:)[secret-of-my-soul]

  30. ~Politolog

    Ciekawy wpis na blogu GW http://tiny.pl/h5plcBez rozwoju naszego rozumienia Biblii i ewolucji doktryny zawsze będziemy skazani na błądzenie po manowcach fundamentalizmu religijnego który niechybnie prowadzi do tragedii i zła.Oraz drugi tekst reportaż o zmianie płci …chyba też wymaga głębszej refleksji intelektualnej http://tiny.pl/h5plf

  31. ~Muzyk

    Po lekturze ostatniego Tygodnika, zaciekawiła mnie postać Hansa Roslinga. I faktycznie – niezwykła osobowość, a piszę, bo znalazłem ciekawy wykład na temat umieralności dzieci, w którym na końcu stawia ciekawą tezę. Twierdzi, że troska o niską śmiertelność dzieci ma wymiar nie tylko humanitarny, ale jest również „strategiczną inwestycją na przyszłość, bo dotyczy środowiska. Dopóki nie ustabilizujemy liczby populacji (która jest częścią środowiska), dopóty nie ustabilizujemy środowiska i nie unikniemy katastrof klimatycznych, a sposobem na to jest m.in dostęp do PLANOWANIA RODZINY.”To kolejny punkt, który Kościół powinien wziąć pod uwagę…

  32. ~Politolog

    Widzę że wakacje w rozkwicie , zero nowych wpisów Pana Artura, natrafiłem w internecie na taką oto informacje http://tiny.pl/h521k, to już kolejna inicjatywa po niemieckim memorandum teologów.Oraz kolejny problem natury etycznej ,( może Pan Artur go rozwinie ) chodzi mianowicie o operacje plastyczne z tego co się orientuje według teologów moralistów KK operacja plastyczna w celach estetycznych jest grzechem ciężkim .http://tiny.pl/h52jh oraz oraz http://tiny.pl/h52j9Czy w takim razie kobieta np chcąc poprawić swą atrakcyjność wszczepiając implanty piersi po porodzie badz poddając się plastyce części intymnych co ma bezpośredni wpływ na poprawę współżycia seksualnego popełnia grzech ciężki??? bądz mężczyzna poddający się liposukcji brzucha którego nie może się pozbyć dietą ani ćwiczeniami fizycznymi????Co uważa Pan Artur na ten temat??

    1. ~Emma

      No proszę. … Zaraz się namnoży katolockich poradników zycia seksualnego, o tym, jak to po katolicku współzyć można (i należy), aby było miło…jakby to wszystko nie bylo normalne, jak u wszytkich innych ludzi i jakby sobie nie można było poczytać gdziekolwiek, jak ktoś potrzebuje się zainspirować … – pełno przecież tego typu literatury i filmów. Autorowi tego filmu , skoro ma takie zacięcie do kręcenia dokumentów na temat życia erotycznego gorąco zaleciłabym nakręcenie zycia seksualnego rzekoltek leśnych (co ma taką zaletę, że o gatunku rzadko występującym by napisał), albo krokodli błotnych (na przykład)… Bo tak – to wychodzi na to rzeczywiście, że oto właśnie cały polskokatolocki świat oczami Ojca Knoca i co poniektówrych filmowców Amerykę odkrył prawdziwą – taką mianowicie, że oto katolicy, jak wszyscy inni normalni ludzie mają potrzebę urozmaicenia swojego życia erotycznego i że to jest po pierwsze bardzo dobre, a po drugie bardzo normalne….No i teraz zaczną, drodzy Państwo, jak grzyby po deszczu powstawać poradnki i podręczniki, jakich na całymm świecie bez liku (tyle, że tym razem opieczętowane przez tekiego czy innego wielebnego lub biskupa, jako śwęcie uprawomocnione) o orgazmach i pozycjach – w świetle KK tym razem. Mam szczera nadzieję, ze nie dojdziemy do paranoi (choć niestety jesteśmy jak widac na dobrej ku temu drodze), że zacznie się i w katolickich magazynach pisac o kobiecie i jej erotycznym spełnieniu tak, jakby się pisało instrukcję obsługi pralki automatycznej… a gdybyście Państwo mieli na takie czytadła ochote to obwieszczam: pełno ich w kioskach z kolorowymi magazynami, nie ma co pisac nowych. Wystarczy stare opieczętowywać katolockimi etykietami..!!!

  33. ~Politolog

    Uwaga!!! na ibuprofen i inne lekarstwa -http://tiny.pl/h568fIbuprofen zwiększa dwukrotnie ryzyko poronienia we wczesnym okresie ciąży – donosi thisislondon.co.uk.Twierdzą tak kanadyjscy lekarze, którzy przeanalizowali przyczyny ponad 4,7 tys. przypadków poronień.Do tej pory mogliśmy się tego tylko domyślać. Badanie ostatecznie rozwiewa wątpliwości – mówi Ruth Bender Atik z The Miscarriage Association zródlo http://www.thisislondon.co.uk/standard/article-23984210-ibuprofen-doubles-the-risk-of-having-miscarriage.do

  34. ~gościówa

    Warto odnotować rzadki w czasopismach katolickich artykuł krytykujący katolicką etykę seksualną w zakresie antykoncepcji: http://tnij.org/nn3k Co prawda nie ma tam nic, czego nie napisano by na tym blogu lub w komentarzach pod nim. Ale ciekawe jest, że autorem jest młody człowiek.

    1. ~Color

      Dlatego twierdzę, że kiedyś Kościół w ramach „pogłębienia i rozwoju doktryny” uzna, że sztuczna antykoncepcja pod pewnymi warunkami nie jest grzeszna, ale stanie się to dopiero wówczas gdy już nikt nie będzie poważnie jej traktował.

  35. ~Politolog

    Ciekawy artykuł http://tiny.pl/h1cm7 czy Eschatologia będzie się musiała uporać z nowym obrazem naukowym tak jak kiedyś Nauka o Stworzeniu Świata z teorią ewolucji???.Czy jest w ogóle możliwa adaptacja i rozwój doktryny KK uwzględniająca najnowszą wiedzę z zakresu kosmologii i fizyki teoretycznej???Co sądzicie ??? może Pan Redaktor się odezwie? bo coś ostatnio zerowa aktywność na forum Dodam od siebie że oprócz powyższej koncepcji kosmologicznych coraz mocniej świat fizyków teoretycznych i astrofizyków skłania się w kierunki istnienia wszechświatów równoległych różnych typów tzn multiwszechświata , miejsca o różnych stałych fizycznych , być może i praw fizycznych oraz liczby wymiarów ( nasz wszechświat ma 4 czasoprzestrzenne wymiary – długość, szerokość , głębokość oraz czas), teoria strun -M teoria przyjmuje istnienie aż 11 wymiarów .Chyba nie da się dalej ignorować tej nauki i nie zwrócić uwagi jakie to ma implikacje filozoficzne i teologiczne…obraz rzeczywistości się diametralnie zmienia ( np.ostatnie doniesienie o przekroczeniu prędkości światła , które wymaga jeszcze sprawdzenia ponownego eksperymentalnego obecnie powtórzono eksperyment ….zaledwie 16 tysięcy raz!!!)

    1. ~gościówa

      To są bzdury, bo on każe ludziom wciąż myśleć: „Robię to i to, ale to jest złe, tylko że ja jestem słaby.” Takie myślenie nie przynosi ulgi, przeciwnie, ugruntowuje przekonanie, że jest się wciąż nie w porządku. Tymczasem można myśleć: „Robię to i to, i jest to neutralne moralnie, nie jest wyrazem żadnej mojej słabości i ulegania złu, po prostu chcę sobie zrobić przyjemność.”

      1. ~tatanka

        nie tylko chce sobie zrobic przyjemnosc ale tez chce utrzymac w dobrym zdrowi i kondycji psychicznej moje malzenstwo.

  36. ~cja55r

    jesteś facet żałosny z tym kosmosem otworzą i ciebie wiesz pzrez dramaty i ból i się podłaczy a wtedy bedziesz mały prawdziwie załosne wywody badacza tchórza i zdrajcy-judaszu

Możliwość komentowania została wyłączona.