Archiwa tagu: terapia reparatywna

Homoseksualizm: temat na nowy sobór

„Tygodnik” zamieścił na stronie internetowej komentarz psychologa z UJ dr Grzegorza Iniewicza krytykujący wykład ojca Admama Szustaka na temat homoseksualizmu, który ten znany duszpasterz zamieści z kolei na swoim vlogu. Rozgorzała burzliwa dyskusja, z której się cieszę, bo temat wart jest dyskutowania. Z niepokojem jednak obserwuję narastanie kolejnych nieporozumień. W tym wpisie najpierw spróbuję je sprostować, a potem odniosę się bardziej szczegółowo do samego problemu homoseksualizmu.

  1. Co może duszpasterz? Z niezrozumiałych dla mnie powodów niektórzy kwestionują przeciwstawienie duszpasterzowi psychologa, sugerując, że bardziej odpowiednim rozmówcą dla ojca Szustaka byłby inny duszpasterz – słowem: rozmawiajmy w swoim gronie. To nieporozumienie. „Tygodnik” nie kwestionuje prawa ojca Szustak do oceny homoseksualizmu z punktu widzenia nauki Kościoła. Jako duszpasterz ma do tego pełne prawo. Krytykujemy natomiast wypowiadanie się w imieniu Kościoła w kwestiach, w których kompetentna jest tylko nauka. Czy homoseksualizm jest wrodzony, czy nabyty? Jaka jest geneza homoseksualizmu? Czym jest homoseksualizm? Czy można go leczyć? To są wszystko pytania, w których kompetentna jest nauka, a nie Kościół. Jeśli duszpasterz z dużą pewnością siebie daje na nie odpowiedzi w imieniu Kościoła (!?) i to odpowiedzi nieuzasadnione naukowo, sformułowane tak, by można było łatwo potwierdzić nauczanie moralne Kościoła, po pierwsze naraża Kościół na kompromitację, a po drugie naraża ludzi na krzywdę. „Teorie” homoseksualizmu tworzone na własny użytek nie są niewinne. Wyobraźmy sobie ojca, który ma syna homoseksualistę i wcale nie jest tak, że nie poświęcał mu czasu w dzieciństwie (takiej korelacji nie potwierdzają rzetelne badania naukowe) i dowiaduje się od ojca Szustaka, że to on jest winny homoseksualności syna. Co czuje? Jak się czują ludzie pokieraszowani terapią reparatywną, której skuteczności i sensowności także nie potwierdzają nauki?
  2. Deprecjonowanie nauki. Pojawiły się sformułowania „psychologowie związani ze środowiskiem homoseksualnym”, którzy przez to nie są obiektywni. W ogóle mam wrażenie, że wiele osób postrzega psychologię i psychiatrię poprzez podział na naukowców związanych z LGBT i tych związanych z Kościołem. To kolejne nieporozumienie. Moim zdaniem jedynie sensowny jest podział środowiska naukowego na rzetelnych badaczy – kierujących się metodologią naukową, a więc obiektywizmem, oraz na tych, którzy podporządkowują warsztat metodologiczny tezom światopoglądowym i dlatego stawiających siebie na marginesie nauki (niektórzy np. Joseph Nicolosi, na którym najwyraźniej opiera się o. Szustak czy Paul Cameron, podporządkowują swój warsztat tezom w ich mniemaniu związanym z prawdami wiary, nie wykluczam jednak, że mogą istnieć naukowcy, którzy z innych powodów nie potrafią być obiektywni, na przykład z powodu własnego homoseksualizmu). Sądzę, że potrzebujemy koniecznie jakiegoś rozsądku w myśleniu o nauce. Inaczej popadniemy w skrajność odrzucając w ogóle możliwość rzetelnej psychiatrii i rzetelnej psychologii.
  3. Kwestia wpływu lobbingu LGBT na postawę naukowców. Mam wrażenie, że niektórzy dyskutanci za cel wzięli sobie deprecjonowanie decyzji Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, które w roku 1973 usunęło homoseksualizm z klasyfikacji chorób. Czy naprawdę można dzisiaj rozsądnie uważać, że ta decyzja była nie merytoryczna, tylko wynikała z zastraszenia naukowców? Faktem jest, że pod koniec lat 60. i na początku lat 70. homoseksualni działacze wpadali na szacowne zgromadzenia lekarzy dyskutujących jak leczyć homoseksualizm, zabierali panelistom mikrofony i zadawali trudne pytania. Był to czas zmiany paradygmatu w psychiatrii i psychologii – odchodzenia od nienaukowej psychoanalizy na rzecz metod bardziej sprawdzalnych. Ponadto, gdy uświadomimy sobie, co ówczesne społeczeństwo robiło homoseksualistom, trudno się aktywistom LGBT dziwić. Polecam zapoznanie się z historią Alana Turinga – twórcy komputera, dzięki któremu możemy teraz dyskutować, a także maszyny deszyfrującej niemiecką enigmę (co przyśpieszyło wygraną aliantów – Turing rozwinął osiągnięcia polskich matematyków), który z powodu nieludzkiego potraktowania w 1954 r. popełnił samobójstwo. Zatem skąd się wzięła zdumiewająca skuteczność owego lobbingu – czy nie stąd, że dysponował poważnymi, racjonalnymi argumentami?

*

Dlaczego ojciec Szustak, używając m.in. poetyckich sformułowań („pustka płciowa”, „rana płciowa”) jako pojęć naukowych, zdecydował się ryzykować autorytetem swoim i Kościoła? Rozumiem to tak. Magisterium Kościoła jednoznacznie potępia czyny homoseksualne. Jest jednak ostrożne, jeśli chodzi o naturę homoseksualizmu – czeka na rozstrzygnięcia nauki. Problem w tym, że żeby dać bardziej przekonujące uzasadnienia zła czynów homoseksualnych, musimy jakoś zinterpretować samo zjawisko. Ojciec Adam jest bombardowany pytaniami o homoseksualizm (sam o tym mówi). Ponieważ Magisterium na razie takiej teorii nie podaje, ojciec Szustak uznał, że sam sobie ją spreparuje. (Chyba się kierował przekonaniem, że musi mieć odpowiedź. Może warto jednak czasem powiedzieć: „Kochani, nie wiem. Kościół nie ma tego jeszcze do końca rozkminione”.)

Jak widać problem jest rzeczywiście poważny – Kościół prędzej czy później będzie musiał odpowiedzieć na więcej pytań. Najważniejsze jest takie: czy homoseksualizm jest normalną wersją natury ludzkiej – jeśli tak, to dlaczego akty są moralnie złe, jeśli nie jest, na jakiej podstawie to twierdzimy?

*

Jeszcze inaczej spróbuję ten problem pokazać. Odpowiedź na pytanie o kwestię homoseksualizmu można potraktować jako trudną układankę z wielu elementów, które niekoniecznie wszystkie do siebie pasują. Spróbujmy wymienić te elementy: w literalnym odczytywaniu Biblii mamy niesłychanie ostrą, negatywną ocenę stosunków seksualnych osób tej samej płci; taki odczyt jednak jest czymś innym niż interpretacja teologiczna Biblii – to drugi element; mamy także oficjalne nauczanie Kościoła; poza tym mamy subiektywne świadectwa osób homoseksualnych; mamy podejście reparatywne psychologów kierujących się światopoglądem religijnym; mamy tezy głoszone przez działaczy LGBT; mamy naszą (osób hetero) subiektywną intuicję (niestety często opartą na odczuciu wstrętu zamiast na rozstrzygnięciu rozumu); mamy wreszcie tezy naukowców dbających o standardy naukowe. Jak to poukładać, czyli od czego zacząć?

Ojciec Szustak zaczyna od obrony Pana Boga odczytywanego literalnie w Biblii. Bóg według takiej lektury brzydzi się homoseksualizmem. Nie mógł więc stworzyć ludzi homoseksualnych. Zdaniem dominikanina homoseksualizm wszedł na świat wraz z grzechem pierworodnym – jest zrodzonym ze zła zaburzeniem normalności. Patrząc przez pryzmat takiej tezy, widzimy oczywiście tę garstkę naukowców (oskarżanych przez zdecydowaną większość pozostałych uczonych o nienaukowość i stronniczość) jako na jedynych przedstawicieli nauki, którzy docierają do prawdy. Reszta jest nieważna, bo z definicji błądzi.

Niestety jest dokładnie odwrotnie. Już św. Augustyn zauważył, że wiara – a dokładniej nasza interpretacja Biblii – nie może być sprzeczna z dobrze uzasadnionymi tezami nauki. Jeśli jest sprzeczna, po prostu kompromituje się przed poganami. Ale wszystkich, którzy czują sprzeciw wobec czynienia nauki fundamentem swojego światopoglądu („światopogląd naukowy”? – przecież już to przerabialiśmy!), uspokajam, że nie chodzi o „przerabianie” wiary w naukę, tylko o taką interpretację naszej wiary, która nie byłaby sprzeczna z dobrze uzasadnioną wiedzą naukową – innymi słowy, która nie byłaby irracjonalna. Zatem religijna (moralna) ocena homoseksualizmu musi uwzględniać wiedzę naukową – ale rzetelną czyli obiektywną, a nie pisaną pod dyktando religii.

Według mojego rozeznania nauka coraz bardziej rozpoznaje homoseksualność jako wariant natury ludzkiej. Z tym się teologia powinna coraz bardziej liczyć. Innymi słowy, dobrze jest jeśli teologia wręcz uprzedza sytuacje kryzysowe – tzn. zakłada najbardziej niekorzystne dla wiary warianty naukowej interpretacji rzeczywistości.

Przyszłość według mnie będzie zatem taka: Magisterium odejdzie od literalnej lektury Biblii w sprawie homoseksualizmu, rozwinie nauczanie – stanie się ono bardziej zniuansowane, będzie lepiej odpowiadać na ważne życiowo pytania osób homoseksualnych.

Bez nowego soboru się jednak nie obejdzie. Widać to coraz wyraźniej – na ostatnich synodach biskupi ograniczyli się tylko do zwrócenia uwagi na trudną sytuację rodziców osób homoseksualnych, w sprawie naglących pytań, które dziś rodzi homoseksualizm, zrobili unik. Ale nie boję się o przyszłość. Jako wierzący nie wątpię, że Kościół prędzej czy później poradzi sobie z różnymi wersjami ludzkiej natury, tak jak sobie poradził z dwiema naturami Chrystusa – boską i ludzką („bez zmieszania, bez zmiany, bez rozdzielania i rozłączania”).

PS. Z przystępnych i obiektywnych lektur na temat homoseksualizmu polecam np. „Homoseksualizm męski i kobiecy w perspektywie psychologicznej” Iwony Janickiej i Marcina Kwiatkowskiego (PWN 2016).