Jutro trafi do kiosków numer „Tygodnika Powszechnego” z moim tekstem „Zagubiona więź”, w którym zastanawiam się, po co Franciszek powołał tajną komisję zajmującą się problemem antykoncepcji i co zamierza zrobić w przyszłym roku w związku z 50. rocznicą encykliki Pawła VI „Humanae vitae”. Przy okazji pokazuję, jak wraz pojawieniem się tego dokumentu etyczne doświadczenie małżonków zaczęło się rozchodzić, z tym, co o etyce małżeńskiej (zwłaszcza w dziedzinie regulacji poczęć) mówi Kościół.
Pytanie kluczowe brzmi: po co sięgają po seks małżonkowie, nie zważając na jego „wewnętrzne przeznaczenie do prokreacji” (czyli łamiąc normę z „Humanae vitae”, zwłaszcza w chwilach, gdy naturalne metody szwankują – np. podczas karmienia piersią czy w okresie premenopauzy)? Albo mówiąc językiem etyki, jakie dobro chcą wówczas realizować?
Chcą podtrzymywać i wzmacniać więź. A stosunek seksualny, bardzo się do tego nadaje ze względu na wyrzut oksytocyny i wazopresyny – hormonów więzi. (Precyzyjniej rzecz ujmując, nie musi być to pełny stosunek waginalny – wystarczy doświadczenie orgazmu). Małżonkowie są świadomi, że przede wszystkim powinni dbać o więź. Raz, że nikt ich w tym nie zastąpi, dwa, że od jakości więzi, zależy mnóstwo innych spraw, np. jakość ich rodzicielstwa, czyli dobro dzieci. Mówiąc językiem etyki – to na nich spoczywa obowiązek dbania o więź jako o dobro podstawowe, czyli takie, od którego zależy realizacja innych ważnych dóbr.
To są bardzo poważne etyczne powody. Dobrem podstawowym jest np. ludzkie życie. Przy jego obronie stosuje się np. zasadę mniejszego zła (jeśli życiu zagraża chory organ, można go wyciąć – wówczas lekarz leczy, a nie kaleczy, jak mówi ks. Tadeusz Styczeń w „ABC etyki”).
Jak sprawa wygląda od strony Magisterium?
Według „Humane vitae” małżonkowie mają moralny obowiązek dbać przede wszystkim o abstrakcyjne „przeznaczenie każdego aktu seksualnego do prokreacji”. Od tego w niezrozumiały (chyba nie tylko dla mnie) sposób zależy jakość ich miłości i więzi. Jeśli sięgają po zachowania antykoncepcyjne, oznacza to, że nie potrafią zapanować nad popędem.
Wygląda na to, że Paweł VI, choć mówi wiele o „znaczeniu jednoczącym” aktu (ciekawe, że nie o „funkcji jednoczącej”), nie dostrzega w bardzo realnym przecież podczas stosunku doświadczeniu więzi dobra treściowo pozytywnie określonego. Nadal stosunek seksualny to reakcja na brak (zaspokajanie popędu), albo grożące popadnięciem w hedonizm dążenie do przyjemności.
W moim tygodnikowym tekście piszę więcej, dlaczego tak trudno jest w Kościele o docenienie wydawałoby się oczywistej więziotwórczej roli seksu. W każdym razie mamy dwie interpretacje obecnej sytuacji masowego ignorowania przez małżonków zakazu antykoncepcji:
– obrońcy encykliki Pawła VI mówią, że jej kontestacja jest normalnym zderzeniem trudnej prawdy głoszonej przez Kościół z myśleniem na sposób „światowy”;
– druga interpretacja stwierdza, że kontestacja świadczy o braku recepcji nauczania, a brak recepcji oznacza, że Magisterium gdzieś popełniło błąd, że nie potrafiło w pełni jasno opisać i ocenić sytuacji.
Franciszek na pewno w przyszłym roku wypowie się na temat antykoncepcji – wymusi to na nim 50. rocznica ogłoszenia „Humanae vitae”. Piszę „wymusi”, bo wielokrotnie papież zastrzegał, że Kościół za często mówił o antykoncepcji, sprawiając wrażenie, że jest to sprawa najważniejsza, co przecież nie jest prawdą. Myślę, że powołał komisję właśnie po to, by dobrze przyjrzeć się, czy aby druga interpretacji nie jest tą bardziej właściwą.