Niezawodna Gościówa precyzyjnie wyliczyła wszystkie słabości mojego poprzedniego wpisu, zmuszając mnie do przemyślenia tematu kobieta-biologia-moralność. Oto próba odpowiedzi.
Otóż np. niezbitym faktem statystycznym jest, że wśród pań ze świecą szukać gwałcicielki. Gwałt to specjalność typowo męska. Podobnie jak zabójstwo, choć statystyka jest tu gorsza: jedynie co dziesiąty zabójca to kobieta. Co najmniej jedna trzecia z owych zabójczyń rozprawiła się z mężem lub partnerem i najczęściej w samoobronie (dane są tu na str. 4 i 5). Nic na to, Gościówo, nie poradzę, że należysz do płci z natury – a na pewno statystycznie – bardziej moralnej. Podobnie jest z moralnością seksu. Badania pokazują, że w podejściu do seksu różnimy się. Należący do czołówki światowej psycholog społeczny Roy Baumeister pisze w książce „Zwierzę kulturowe” (miałem już ją okazję cytować na tym blogu):
„W przeprowadzonym przez nas w roku 2001 przeglądzie wyników opublikowanych badań nie było ani jednego przypadku pomiaru, który wskazywałby na to, że kobiety pragną seksu bardziej niż mężczyźni. Wręcz przeciwnie, prawie każdy pomiar w każdym z badań stwierdzał, że mężczyźni mają silniejszą motywację seksualną. Mężczyźni myślą o seksie częściej niż kobiety, częściej się podniecają, częściej pragną seksu w każdym okresie życia i w każdej fazie związku, pragną mieć więcej partnerów, bardziej lubią urozmaicenie w seksie, mają bardziej pozytywny stosunek do genitaliów swoich i partnerki, trudniej im żyć bez seksu, spędzają [raczej poświęcają – uwaga do tłumacza] więcej czasu, energii i pieniędzy oraz innych środków, żeby zdobyć seks, częściej są inicjatorami i rzadziej odmawiają, mają zdecydowanie niższe wymagania, jeśli idzie o akceptację ewentualnych partnerów, częściej się masturbują, sami się oceniają jako mający większy popęd i pod każdym innym względem dowodzą, że mają silniejszy popęd seksualny” (str. 127).
Może warto dodać, że amerykański psycholog zastrzega się, iż nie oznacza to, że mężczyźni czerpią większą przyjemność z seksu: „Popęd seksualny jest wyznacznikiem tylko tego, jak często i jak bardzo ktoś pragnie seksu”. I dalej ważna konkluzja: „Łagodniejsze pragnienie seksu u kobiet przypuszczalnie daje większe możliwości kształtowania i wpływu ze strony czynników socjokulturowych”. Odwrotnie się ma sprawa z „pragnieniem posiadania i sprawowania opieki nad dzieckiem”. Zdaniem Baumeistera „wększość specjalistów uważa, że to pragnienie jest nieco silniejsze u kobiet, a więc jeśli słabsze pragnienie przyczynia się do jego większej plastyczności, ojcostwo powinno być bardziej niż macierzyństwo podatne na wpływy kultury” (str. 128). Mamy zatem fakt, że kobiety mniej są „uzależnione” biologicznie od seksu niż mężczyźni i przez to łatwiej poddające seks wpływom kultury, ale za to bardziej uzależnione są biologicznie od rodzicielstwa w przeciwieństwie do mężczyzn.
Co z tych różnic wynika dla moralności?
Gościówa pisze, że chcę, żeby „sama biologia strzegła katolickiej moralności – ale tylko u kobiet”. Ciekawe jest to, że najaktywniejsze w narzucaniu kobietom restrykcyjnej moralności są… same kobiety. Baumeister pisze, odwołując się do badań, że np. okrutna praktyka wycinania dziewczynkom łechtaczek, o której wspominałem, jest fundowana przez kobiety. „Te praktyki są prawie całkowicie inicjowane, podtrzymywane, przeprowadzane i bronione przez kobiety” (str. 371). Oczywiście, z powodu bytowej zależności od mężczyzn. „Kobietom zależy na tym, by cena seksu była wysoka, a podobnie jak w przypadku każdego innego zasobu, wysokie ceny osiąga się wówczas, kiedy popyt przewyższa podaż. Dlatego też kobiety mają motywy, by hamować zachowania seksualne własnej płci”. Zatem, Gościówo, to nie ja, to wy same nawzajem jesteście strażniczkami kobiecej moralności.
Chciałem jednak dodać swoje trzy grosze…
Trzeba odróżnić co najmniej trzy emergentne (rządzące się własnymi prawami) poziomy: (1) biologiczny, na którym działają ewolucyjne mechanizmy związane z modułem nagrody-kary; (2) psychiczny, rządzony szukaniem przyjemności i unikaniem przykrości oraz (3) racjonalny (kulturowy, moralny), który rządzi się logiką, ale też wglądem w obiektywne wartości (to silne założenie!). Jeśli chodzi o seksualność kobiet, to rzeczywiście wygląda na to, że wszystkie te poziomy są blisko siebie i statystycznie rzecz biorąc funkcjonują w dobrej harmonii. U mężczyzn poziom biologiczno-psychiczny staje jakby okoniem względem poziomu moralnego.
Czy rzeczywiście z tej różnicy wynika, że jak twierdzi Gościówa kobiety mają gorzej? („A zatem kobieta ma się trzymać katolickiej moralności, BO jest ona zgodna z biologią – a mężczyzna ma się trzymać katolickiej moralności, choć jest sprzeczna z biologią?”) Kobieta ma się trzymać moralności, bo jest racjonalnym człowiekiem, a wygląda na to, że jest jej łatwiej, gdyż jej seksualność jest naturalnie kompatybilna z moralnością. Mężczyzna również z tego samego powodu ma się trzymać moralności (gdyż jest racjonalnym człowiekiem). Choć być może będzie mu trudniej, gdyż moralność jest przeciwna jego biologicznym odruchom. W indywidualnych przypadkach być może stanowić to będzie okoliczność łagodzącą osobistą winę…
Ale, ale nie zapominajmy, że cały czas mówimy o wynikach statystycznych badań. Oznacza to, że średnio kobietom jest łatwiej, a mężczyznom statystycznie trudniej. W ramach każdej z płci różnice w skrajnościach są jednak większe niż różnice między statystyczną kobietą a statystycznym mężczyzną. Zatem wśród kobiet znajdziemy bardziej „męskie” kobiety niż statystyczny mężczyzna, a wśród mężczyzn bardziej mężczyzn „kobiecych” niż statystyczna kobieta.