Aby sformułować normy moralne, które kierują seksualnością (przypominam: cel mojego cyklu), trzeba dokładniej przyjrzeć się naturze seksualnej intymności powstającej podczas każdego działania seksualnego. Nie jest to wcale łatwe, gdyż intymna bliskość ukazuje się w aspektach subiektywnych i obiektywnych jakby ze sobą stopionych. Moim zadaniem jest wydobycie tylko tych drugich, czyli niezmiennych i od nas niezależnych.
Na razie wstępnie pokazałem, że intymność ta nadaje się na przedmiot aktu seksualnego: jest bezpośrednim skutkiem działań seksualnych; do tego skutkiem efektywnym, gdyż powstaje podczas każdego zbliżenia; jest niezależna od zmiennych okoliczności takich jak nasze nastawienia, motywy, od tego, kim dla nas jest partner seksualny; poza tym na trwałe zmienia relację między podmiotami; oraz poprzez oddziaływanie neurochemiczne również na trwałe zmienia ich świadomość i wpływa na późniejsze zachowania. Wszystkie te cechy są niezależne od tego, co sobie o seksie myślimy, jakimi normami się kierujemy, jak nasze myślenie kształtowane jest przez społeczeństwo w danej chwili historycznej – słowem intymność w swojej obiektywnej formie powstawała zawsze, od kiedy jesteśmy ludźmi. Te stwierdzenia opierają się na założeniu, że sama fizjologia i neurochemia stosunku seksualnego, czyli podstawa dynamiki działania, nie zmieniała się w historii ludzkości (choć oczywiście Masters i Johnson mieli możliwość zbadania jedynie par nam współczesnych J).
By w analizie intymności uczynić krok dalej, proponuję przyjrzeć się sytuacji szczególnej i – jak postaram się pokazać – jednocześnie wzorcowej. Wyobraźmy sobie kobietę i mężczyznę, którzy nie mieli dotychczas żadnych doświadczeń seksualnych – ich mózgi są jakby niezapisaną seksualnie tablicą. Pobierają się i rozpoczynają współżycie. Początki są nieporadne, może nawet nieudane, jak to czasem bywa. Ale nie zrażają się tym, gdyż są otwarci, ciekawi siebie i cierpliwi – mają całe życie przed sobą. Z czasem jest coraz lepiej: współżycie staje się coraz bogatsze i bardziej satysfakcjonujące. Pojawia się pragnienie dzidziusia. Poczyna się on w optymalnych warunkach, gdyż jego rodzice spojeni są silną seksualną więzią (choć oczywiście nie tylko nią). Można wyraźnie dostrzec, że ich płciowość nie tylko jest „na swoim miejscu”, także przyczynia się do ich osobowego rozwoju i dojrzewania – ma zatem wymiar etyczny.
Co się dzieje z intymnością? Pojawia się ona już podczas pierwszej próby stosunku, choćby w zaczątkowej formie, gdyż oboje odsłaniają się przed sobą. Z czasem rozwija się, nabiera nowych barw i kształtów – dojrzewa wraz z dojrzewaniem relacji między małżonkami, na pewno zarazem pozytywnie stymulując tę relację. To scenariusz optymalny. Przyjrzyjmy się możliwym zakłóceniom.
Najpierw doświadczenia seksualne przedmałżeńskie. Napisałem już kiedyś w jednym z komentarzy, że gdy współżyjemy z osobą, która nie jest naszym pierwszym partnerem, to współżyjemy co najmniej we trójkę. Tamta, pierwsza, już zaistniała intymność daje o sobie znać, wciska się w nową intymność, zakłóca jej przebieg. Oczywiście w głównej mierze chodzi o obrazy seksualne, które mamy zapisane w mózgu. Nasza świadomość, czy wręcz podświadomość automatycznie porównuje i miesza obie intymności: nowa nie ma warunków, by w pełni się rozwinąć. Co gorsze, nigdy takich warunków już mieć nie będzie. Jeszcze bardziej poważne skutki przynosi zakłócenie już rozwijającej się intymności przez „skok w bok”. Seksualny galimatias w mózgu tworzy się wtedy na bieżąco przez bardzo silne, bo świeże obce bodźce. Widać zatem, że w swoim dojrzałym kształcie intymność może mieć formę jedynie monogamiczną – normy „nie cudzołóż” i „nie uprawiaj nierządu” uzyskują tutaj całkiem uchwytną, realną podstawę.
Jak się ma do tego antykoncepcja? Prokreacja, jak już napisałem, jest celem dalszym współżycia, wpisanym w jego perspektywę, a nie w każdy poszczególny akt. Można powiedzieć, że jest owocem dojrzałej intymności. Najważniejsza jest troska o intymność, jako przedmiot działań seksualnych. Zablokowanie płodności z ważnych powodów nie godzi w bezpośredni cel aktów, zatem powinno być moralnie dopuszczalne. Sądzę, że niemoralne byłoby dopiero wykluczenie potomstwa w ogóle. Podobnie jest z pieszczotami doprowadzającymi do orgazmu czy z miłością francuską. Takie działania nie zakłócają monogamicznej intymności, mogą ją natomiast wzbogacać jako różnorodne formy zachowań seksualnych.
Wbrew pozorom, nie jest to żaden permisywizm. Powyższe ustalenia zgodne są z powszechnym doświadczeniem moralnym małżonków. Poza tym etyka budowana na intymności w kwestii monogamiczności wypada bardzo surowo: nawet „niewinne” gapienie się na seksualne obiekty np. na ulicy czy w autobusie, jako produkowanie obcych intymności endorfin już jakoś ją zakłóca. O wiele oczywiście poważniejszym zakłóceniem jest pornografia. Uważam także, iż masturbację usprawiedliwić może jedynie konieczność badania nasienia. Zatem, co może wielu zaskakiwać, etyka intymności daje wyraźne podstawy dla obrony pogardzanej w naszej kulturze czystości przedmałżeńskiej (i małżeńskiej). J
Podsumujmy: z intymnością jest trochę jak z dzieckiem – pojawia się przy pierwszych działaniach seksualnych i pozostaje na stałe, wymagając naszej troski oraz odpowiednich warunków dla jej dojrzewania. Potrzebuje także odpowiednich warunków zanim się pojawi. I nie chodzi tu tylko o czystość naszych umysłów, chodzi także o ich psychiczną dojrzałość. Carnes (i nie tylko on) w książce „Od nałogu do miłości” ukazuje jak wielkie spustoszenia w mózgu powoduje zbyt wczesna inicjacja seksualna. (Nawiasem mówiąc, kultury aranżujące małżeństwa z nastoletnimi dziewczynkami – m.in. starożytny Izrael – należałoby oskarżyć o propagowanie pedofilii).
Na koniec przyznam, że z jedną sprawą mam kłopot: zwłaszcza kobietom zdarza się czasem w małżeństwie zmuszać się do współżycia: niby chcą, a nie chcą. Jak się to przekłada na intymność?
W następnym odcinku generalne podsumowanie i ostateczne wnioski – jak będzie trzeba, uwzględniające Wasze uwagi. J