Czy w obrazie rzeczywistości budowanym przez współczesne nauki przyrodnicze znajdzie się miejsce dla duszy? Nawet jeśli udałoby się zachować samo pojęcie, jego treść musiałaby ulec przeformułowaniu. Pomoże mi to pokazać komentarz woj67, zamieszczony pod moim ostatnim wpisem w obronie tradycyjnej metafizyki.
Woj67 powołał się na klasyczną zasadę metafizyczną głoszącą, że w skutku nie może być więcej rzeczywistości niż w przyczynie. Wynika z niej, że absurdalnym byłoby twierdzenie, iż „martwa materia ożywia się tylko dzięki samej sobie w procesie ‘kombinacyjnego łączenia’ w wyniku, którego ‘osiągałaby’ to, czego nie ma – czyli np. stany uczuciowe, myślenie i inne funkcje niematerialne”. Zatem musimy przyjąć istnienie duszy, która ożywia i scala nasze ciało w jedno.
Rozwój nauk ścisłych podważył jednak zasadność zasady racji dostatecznej. Dziś można wskazywać na przykłady precyzyjnie identyfikowanych przez naukę przyczyn „mniejszych” od swoich skutków – innymi słowy przyczyn, które są autentycznie twórcze. Ks. prof. Michał Heller w wielu miejscach wskazuje na istnienie w przyrodzie procesów modelowanych przez nieliniowe układy dynamiczne. „Równania nieliniowe są w stanie opisać powstanie nowości – mówił Heller podczas odbierania w 2001 r. Nagrody im. Ks. Idziego Radziszewskiego. – Oddziaływania nieliniowe sprawiają, że struktura całości jest istotnie bogatsza od struktury, jaka powstałaby przez sumowanie jej części”. Dzieje się tak, gdyż oddziaływania w układach nieliniowych tworzą hierarchię – do oddziaływań między częściami układu dochodzą oddziaływania między oddziaływaniami. W silnie nieliniowych równaniach ogólnej teorii względności, by obliczyć pole grawitacyjne pochodzące od dwóch mas, nie wystarczy dodać do siebie pola pochodzące od każdej z mas z osobna. Suma tych pól także jest źródłem pola i tak w nieskończoność – wynikiem jest granica ciągu o nieskończenie wielu elementach. (Zob. Heller „Filozofia wszechświata” str. 98, a także str. 446-447).
Innym ciekawym przykładem związanym z układami nieliniowymi jest słynny efekt motyla w teorii chaosu – drobne zakłócenie niestabilnego układu dynamicznego powoduje olbrzymie i nieprzewidywalne zmiany. W „Filozofii wszechświata” Heller pisze, że „efekty nieliniowe leżą u podstaw powstawania i wzrostu samoorganizujących się struktur”. „Wiadomo już dziś, że tego rodzaju struktury – od gromad galaktyk aż do istot żywych – mogą powstawać i ewoluować w stanach dalekich od równowagi dzięki rozmaitym nieliniowym (grawitacyjnym, chemicznym, termodynamicznym,…) strategiom” (str. 447). Zatem znany jest prawdopodobny mechanizm powstawania życia ze struktur ontycznie mniej bogatych – wbrew zasadzie dostatecznej przyczyny.
(Nawiasem mówiąc, owa metafizyczna zasada skopiowana została, jak się domyślam, z logiki. To w rozumowaniu dedukcyjnym jest tak, że przesłanka zawsze zawiera więcej informacji niż wniosek, dlatego dedukcja jest niezawodna. Ciekawe, że ks. Heller w artykule „Przeciw fundacjonizmowi”, powołując się na ważną rolę, jaką w naukowym opisie rzeczywistości pełnią nieliniowe układy, postuluje utworzenie „logiki nieliniowej”. Postulat został podjęty przez jego uczniów, Bartosza Brożka i Adama Olszewskiego, w artykule „Logika zapętleń”, w którym znajdziemy zaczątek formalizacji takiej logiki; zob. „Oblicza racjonalności”, str. 33-50).
*
Czas na propozycję pozytywną. Jeżeli dusza jako substancja „nie z tego świata” (inna niż materia) nie nadaje się do współczesnego obrazu świata, będącego w dużej mierze pod wpływem nauk przyrodniczych, czy skazani jesteśmy na materializm? Nie. Coraz więcej myślicieli wskazuje na pośrednią propozycję, która przejmuje zalety materializmu i dualizmu, zarazem odrzucając ich wady. Chodzi o monizm emergentny. Monizm mówi o jednym tworzywie wspólnym dla ciała i umysłu, emergencja – o nieredukowalności własności układów materialnych wyższego rzędu do elementów z niższych poziomów. Innymi słowy umysł jest tworem mózgu, ale nie jest redukowalny do jego części składowych, np. neuronów i oddziaływań między nimi.
Jednym ze wspomnianych myślicieli jest amerykański filozof Philip Clayton, który uczestniczył w cyklu konferencji zorganizowanych przez Watykańskie Obserwatorium Astronomiczne i Center for Theology and the Natural Sciences w latach 1988-2001 w Berkeley w Kalifornii. Założony przez Hellera i Życińskiego Ośrodek Badań Interdyscyplinarnych oraz wydawnictwo Biblos opublikowało pod tytułem „Stwórca – wszechświat – człowiek” dwutomowy wybór najciekawszych tekstów z tych konferencji. W drugim tomie znalazł się esej Claytona „O Bogu, osobie i neurobiologii w perspektywach emergentyzmu”. Poniżej streszczę jego treść.
*
Zdaniem Philipa Claytona współczesna neurobiologia spotyka się z teologią na terenie metafizyki, a konkretnie w ramach teorii osoby (str. 551). Amerykański filozof uważa, że najbardziej sprzyja temu spotkaniu stanowisko, głoszące współbrzmienie konkretnych wyników neurobiologii z tym, co głosi teologia (str. 550). Przy czym od strony teologii wymaganym standardem jest, by przekonania religijne nie znajdowały się w sprzeczności z wynikami nauk przyrodniczych. Jeżeli taka sprzeczność zachodzi powinniśmy być gotowi do porzucenia owych przekonań (str. 552).
Współbrzmienie teologii i współczesnej nauki o mózgu najlepiej realizuje monizm emergentny. Unika on bowiem dwóch skrajnych stanowisk: radykalnego redukcjonizmu i dualizmu metafizycznego (str. 558). Pierwszy godzi w teologię, drugi w naukę.
Radykalny redukcjonizm jest stanowiskiem, które twierdzi, że ludzka myśl i umysł są całkowicie wyjaśnialne (i w przyszłości zostaną wyjaśnione) przez odwołanie się do reakcji mózgu, czyli zredukowanie wiedzy o człowieku do neurobiologii. Jest to tzw. teza o wystarczalności (str. 558). Przy tej koncepcji nie da się myśleć o osobach „jako o oddzielnych jednostkach działania, jako o podmiotach zdolnych do posiadania intencji, do czynienia referencji i do posiadania subiektywnych doświadczeń” (str. 563). Religia, a co za tym idzie także teologia jako racjonalna refleksja nad religią, zakłada takie myślenie o kondycji ludzkiej jako warunek konieczny.
Z kolei dualizm metafizyczny zakłada istnienie oddzielnego od materii bytu duchowego odpowiedzialnego za posiadanie przez człowieka stanów mentalnych (idei, intencji, emocji, pamięci, itd., zob. str. 559). Nie tylko ma on kłopot z interpretacją wyników eksperymentów neurobiologicznych, wskazujących na zależność naszych myśli, emocji czy pamięci od funkcjonowania mózgu, ale przede wszystkim wydaje się nie do pogodzenia z fundamentalnymi dla nauk przyrodniczych zasadami, np. zasadą zachowania energii (w jaki sposób dusza oddziałuje na ciało nie naruszając podstawowych praw fizyki?).
Monizm emergentny unika tych pułapek. Monistyczne podejście zakłada istnienie jednej tylko substancji rządzonej przez prawa przyrody, a emergencja gwarantuje, że właściwości pojawiające się na wyższych poziomach zorganizowania materii (np. mentalne) nie są redukowalne do własności niższych poziomów (np. fizycznych). Clayton zauważa, że osobowość jest tym poziomem analizy, „który nie ma całkowitego odpowiednika w stanach ciała i umysłu” (str. 569). Osobowość pojawia się w wyniku interakcji poziomu umysłowego z poziomem neurobiologicznym. Z tym, że interakcja ta zachodzi w obu kierunkach: mamy do czynienia ze sprzężeniem zwrotnym między fizyczną przyczynowością „oddolną” (bottom-up causation) i umysłową przyczynowością „odgórną” (top-down causation). W ciekawy sposób potwierdzają to wyrafinowane doświadczenia, np. multimedialno-wirtualna instalacja artystyczna Char Davies „Osmose”.
Takie emergentystyczne podejście pozostawia, zdaniem Claytona, miejsce dla teologii. Pisze on: „Prawdopodobnie teologowie mieliby wiele do powiedzenia na temat emergentnych własności, ich źródeł i ostatecznych celów” (str. 576). Ich zadaniem byłoby dopełnienie tworzonego przez nauki przyrodnicze obrazu kondycji ludzkiej przez zbudowanie antropologii teologicznej.
*
Warto dopowiedzieć kilka słów o owej instalacji Char Davies. „Osmose” to interaktywny symulator rzeczywistości złożony z hełmu i skafandra. Hełm wytwarza symulację trójwymiarowego krajobrazu złożonego z drzew i krzewów, a skafander poprzez wyginanie się na boki umożliwia poruszanie się w tej wirtualnej przestrzeni. Ponieważ w „Osmose” można przechodzić przez elementy wirtualnego krajobrazu (np. drzewa) a samo poruszanie się wymaga innych ruchów niż w rzeczywistości, mózg doświadcza innej interakcji ze światem niż ta, do której jest przyzwyczajony. Okazuje się, że taka symulacja daje niezwykłe efekty psychologiczne. Clayton pisze: „Niektóre osoby po piętnastu minutach tego wirtualnego doświadczenia są głęboko poruszone i – opierając się na ich relacjach – czasem dogłębnie przemienione. Niektórzy utrzymują, że doświadczają potem zanurzenia w niewirtualnym świecie inaczej niż w świecie realnym. Kilka osób twierdzi, że ‘nie boi się już więcej śmierci’” (str. 566).
PS. Fragment będący streszczeniem artykułu Claytona pierwotnie był moją odpowiedzią na jedno z zadań w ramach studiów podyplomowych „Nauka i religia” na UPJP2, które podjąłem we wrześniu. Polecam te studia: nie dość, że są niezwykle ciekawe i prowadzone w systemie e-learningowym (wykłady otrzymuje się mailem, można zatem studiować, mieszkając na drugim końcu Polski), to na dodatek z powodu dofinansowania przez Fundację Templetona bardzo tanie. Tu jest link.