Nie każda zgoda warta zachodu

Jeszcze raz odniosę się do sugestii, że moje dywagacje na temat grzechu pierworodnego mogą być konordyzmem. Mam wrażenie, że nie wszystko zostało tu powiedziane, a jak na razie owa sugestia jest najpoważniejszym zarzutem.

Przypominam, że konkordyzm jest próbą znajdowania w Biblii odpowiedników dla zjawisk badanych przez naukę. Zatem treść Biblii interpretowana jest w taki sposób, aby dokładnie pasowała do danych naukowych. Przykładem: dostrzeganie w kolejnych dniach opisu stworzenia następujących po sobie całych epok geologicznych. Jak wyczytałem, był to pomysł geologa George’a McCredy Price’a, gorącego zwolennika XIX-wiecznej wizjonerki Ellen White, założycielki Adwentystów Dnia Siódmego. W swoich wizjach widziała ona jak Bóg stwarzał świat w ciągu siedmiu dni. Price na początku XX wieku przestawił jej wizje w wersji quasi-naukowej. Ale konkordyzm nie jest nowym pomysłem. Taka metoda interpretowania Pisma Świętego obok metody alegorycznej była stosowana już w czasach patrystycznych. Na czym jej istota polega?

Concordia po łacinie znaczy: zgoda, jedność, harmonia. Zharmonizować trzeba dwie wizje świata: tworzoną przez naukę i zawartą w Biblii. Zauważcie, że w przeciwieństwie do kreacjonistów, którzy naginają dane naukowe do Biblii, konkordyści postępują na odwrót: naginają Biblię do danych naukowych. Ponieważ w obu przypadkach takie postępowanie jest arbitralne, powstaje pozorna harmonia, która ostatecznie godzi zarówno w naukę, jak i w Biblię. W obu podejściach dla ideowych celów (harmonia „na siłę”) poświęca się rzeczywistość. To nie może oczywiście się udać.

Najbliższa konkordyzmowi jest moja teza utożsamiająca grzech pierworodny (a więc pewien stan naszej natury) z powstałą ewolucyjnie dysharmonią pracy mózgu. Czy to jest naginanie Biblii do danych nauki?

Zauważcie, że ja niczego nie „naginam”. Proponuję jedynie pozareligijne wyjaśnienie obecnej w nas skłonności do zła moralnego (to na razie nic zdrożnego – powiedziałbym nawet, że czyn chwalebny J). Jeżeli chcemy jednak utrzymać religijne wyjaśnienie owej skłonności do zła w postaci grzechu pierworodnego, zmuszeni jesteśmy oba wyjaśnienia utożsamić, gdyż ewolucji nie da się pogodzić z upadkiem prarodziców traktowanym jako historyczne wydarzenie. Zatem mamy dwa wyjścia: albo pożegnanie z Adamem i Ewą, albo rezygnacja z traktowania skłonności do niemoralnej nadpobudliwości jako pozostałości po grzechu pierworodnym. W całym tym rozumowaniu nie ma niczego arbitralnego: są empirycznie doświadczalne skłonności; stan naszej natury jako ich podłoże; oraz dwie sprzeczne teorie tłumaczące ów stan – religijna (upadek) i pozareligijna (ewolucja). Gdzie w tym tkwić ma konkordyzm?

Nie przypadkowo w poprzednim wpisie odwołałem się do przykładu z epilepsją, gdyż to do pewnego stopnia analogiczna sytuacja: mamy empiryczne symptomy (drgawki, piana na ustach, utrata przytomności); jakiś stan organizmu, który tkwi u podłoża tych symptomów; i dwa przeciwstawne wyjaśnienia – medyczne (uszkodzenie układu nerwowego) oraz religijne (opętanie). Przyjmując wyjaśnienie medyczne, musimy zrezygnować z religijnego. I to w dość kategoryczny sposób – tzn., jeśli nadal mówić będziemy o demonie, oskarżeni zostaniemy o propagowanie przesądów.

Tutaj zarysowuje się ważna różnica między oboma przykładami: skłonność do padaczkowych napadów można wyczerpująco wyjaśnić przy pomocy medycyny, a więc naturalistycznie, w przeciwieństwie do skłonności do zła moralnego, której nie daje się wyjaśnić czysto naturalistycznie. Wielokrotnie podkreślałem, że przy interpretacji tej skłonności musimy odwoływać się także do świata obiektywnych wartości moralnych.

Tu właśnie otwiera się rzeczywista furtka dla religii. Wygląda bowiem na to, że świat wartości moralnych jest „nie z tego świata”. I tego bym się trzymał.

 

PS. W najnowszym „Tygodniku Powszechnym” (nr 29) m.in. dwa listy odnoszące się do „Pożegnania z Adamem i Ewą”, w tym głos prof. Andrzeja Paszewskiego (biologa, który jest autorem słynnego już tekstu „Wokół problemów regulacji urodzin” z historyczngo 483. numeru Znaku z sierpnia 1995 roku pt. „Antykoncepcja – ciało – miłość”).

26 komentarzy do “Nie każda zgoda warta zachodu

  1. ~Politolog

    Mam Pytanie do Pana Redaktora jakie wnioski praktyczne płyną z tak przyjętej tezy o neurogennym charakterze Grzechu Pierworodnego dla teologii praktycznej – moralnej i etyki seksualnej ???

  2. ~MagCzu

    > Tutaj zarysowuje się ważna różnica między oboma przykładami: > skłonność do padaczkowych napadów można wyczerpująco wyjaśnić > przy pomocy medycyny, a więc naturalistycznie, w przeciwieństwie > do skłonności do zła moralnego, której nie daje się wyjaśnić czysto > naturalistycznie. Wielokrotnie podkreślałem, że przy interpretacji tej > skłonności musimy odwoływać się także do świata obiektywnych > wartości moralnych. No i właśnie sam napisałeś to, dlaczego trudno jest mi zrozumieć Twoje intencje w podjęciu tego tematu. Póki mówisz o badanych przez naukę skłonnościach do jakichś zachowań, np. agresji, nie widać jeszcze zazębienia się z grzechem. Zwierzęta mają je również i nie zarzucamy im grzeszności. O grzechu mowa się zaczyna w chwili, gdy człowiek wiedząc, iż jakaś jego skłonność JEST ZŁA, jednak ulega jej. Wyrazisty moment, którego efektem długofalowym jest przeważnie osłabienie lub zaniknięcie poczucia zła. Nie ma to w zasadzie nic wspólnego z kwestią naturalistyczną, czy człowiek swoje odruchy nadal ma i jakie to są odruchy. Jest taki słynny aforyzm Exupery’ego – „Istotą świecy nie jest wosk, knot i spalanie, lecz światło”. Jak blisko potrafi już biologia podejść do takiej mojej DECYZJI jak zgięcie palca lub pozostawienie go prostego? Cóż dopiero mówić o moim rozeznaniu dobra i zła oraz decyzji wyboru pomiędzy nimi? > Przyjmując wyjaśnienie medyczne, musimy zrezygnować z religijnego. > I to w dość kategoryczny sposób – tzn., jeśli nadal mówić będziemy o demonie, > oskarżeni zostaniemy o propagowanie przesądów.Nie czuję tego. Nie znam się na opętaniach i zwyczajnie nie wiem, czy do podejrzenia opętania potrzebny jest papier „medycyna rozkłada ręce”. Nie rozumiem, które z kolejnych wyjaśnień co się dzieje należy uznać za ostateczne: widzę pianę na ustach, ona tam naprawdę jest, znalazła się tam na skutek sygnału z mózgu, sygnał wywołany jest pewnym mechanizmem i… co dalej? Jak to się ma do ostatecznej najgłębszej przyczyny/inspiracji? Na jakiej zasadzie szereguję „tu Bóg”, „tu demon”, „tu natura”. W przypadku cudów, jak rozumiem, orzeka się jakąś sprzeczność z naturalnym biegiem rzeczy. Ale czy zdarzenia naturalne, nie mieszczące się w granicach cudu, wypadają poza ręce Boga?

    1. Artur Sporniak

      MagCzu, Politologu, czy moje podejście coś zmienia w teologii i etyce? Trochę się niepokoję, ża aż za wiele. Weźmy taką kwestię: z powodu niezawinionej bezradności nie trafia się do piekła. To rozwiązuje np. skandaliczną kwestię skazywania na piekło czy nibypiekło dzieci zmarłych bez chrztu (przyznam, że te katolickie poglądy zawsze mnie totalnie gorszyły). Co do wyjaśnienia losów zmarłych bez chrztu dzieci – to super, ale czy piekło jest w ogóle nam potrzebne?Trzeba by też przebadać, jak zmienia się tradycyjna nauka o cnotach i wadach moralnych. Czy nie jest w wielu kwestiach lekkomyślna? Podobnie teologia duchowości, ascetyka, itd.Wiedza o naszej ewolucyjnej genezie daje nam kontrolny punkt oparcia – zmienia poznawczą perspektywę. Z jednej strony dostrzegamy moralne nadużycia, wiemy skąd się biorą i jak „działają”. MagCzu przytacza tradycyjną intuicyjną tezę, że zło popełniane przytępia naszą wrażliwość. Nie wiem, na ile ona jest uzasadniona. Jak to sprawdzić? Natomiast wiem, że moją wrażliwość mogą przytępić ci, których traktuję jako autorytety. Że moją wrażliwość mogą przytępić obecne w kulturze stereotypy, np. stereotyp „cygana”. Że moją wrażliwość może przytępić na przykład… Biblia, gdy czytam, że Jahwe nakazał wyciąć w pień ludy Kanaanu, w innym miejscu nakazał wyciąć w pień wrogów – łącznie z kobietami i dziećmi, z wyjątkiem… dziewic, które Izraelici mogli sobie zabrać. (Toż to żadne święte prawo dane od Boga, tylko ten sam odruch, który lwom zdobywcom nowego stada samic nakazuje zagryzać wszystkie małe lwiątka.) Z drugiej strony ewolucyjna i neurologiczna wiedza wskazuje, co jest „naturalne”. Np. w seksie. 🙂 W przygotowywanym obecnie numerze TP (nr 30.) opublikowany zostanie bardzo ciekawy artykuł ks. Jacka Prusaka o złu pornografii – właśnie na podstawie najnowszych badań mózgu. Wbrew temu, co głoszą seksuolodzy (zwykle lekkomyślnie), natomiast zgodnie z intuicją Kościoła, pornografia nie jest dla naszych mózgów niewinna.> Jak blisko potrafi już biologia podejść do> takiej mojej DECYZJI jak zgięcie palca lub pozostawienie> go prostego? Cóż dopiero mówić o moim rozeznaniu dobra i> zła oraz decyzji wyboru pomiędzy nimi?Politolog zdaje się kilkakrotnie podawał linki do tekstów omawiających niepokojące badania, w których naukowcy potrafili przewidzieć na kilka sekund wcześniej, na jaki ruch palcem zdecyduje się badana osoba. Jak znajdę te informacje, to je zalinkuję. W każdym razie badania te są niepokojące – niektórzy na ich podstawie twierdzą, że nasza wola to złudzenie produkowane przez mózg. > > Przyjmując wyjaśnienie medyczne, musimy zrezygnować z> > religijnego.> > I to w dość kategoryczny sposób – tzn., jeśli nadal> > mówić będziemy o demonie,> > oskarżeni zostaniemy o propagowanie przesądów.> Nie czuję tego. Nie znam się na opętaniach i zwyczajnie> nie wiem, czy do podejrzenia opętania potrzebny jest> papier „medycyna rozkłada ręce”. Nie rozumiem, które z> kolejnych wyjaśnień co się dzieje należy uznać za> ostateczne: widzę pianę na ustach, ona tam naprawdę jest,> znalazła się tam na skutek sygnału z mózgu, sygnał> wywołany jest pewnym mechanizmem i… co dalej? Jak to się> ma do ostatecznej najgłębszej przyczyny/inspiracji? Na> jakiej zasadzie szereguję „tu Bóg”, „tu demon”, „tu> natura”. W przypadku cudów, jak rozumiem, orzeka się jakąś> sprzeczność z naturalnym biegiem rzeczy. Ale czy zdarzenia> naturalne, nie mieszczące się w granicach cudu, wypadają> poza ręce Boga?Różnica jest kolosalna: do epileptyka wzywamy karetkę, do opętanego – egzorcystę. Dawniej „opętany” jako źródło najbardziej niebezpiecznego zła był usuwany ze wspólnoty (np. był palony na stosie albo topiony). Złe rozpoznanie powoduje, że człowiek chory nie tylko nie jest leczony, ale staje się kimś obcym, wzbudzającym lęk, wykluczonym. To mało?

      1. ~gościówa

        > W przygotowywanym obecnie numerze TP (nr 30.) opublikowany zostanie bardzo ciekawy artykuł ks. > Jacka Prusaka o złu pornografii – właśnie na podstawie najnowszych badań mózgu. Wbrew temu, co > głoszą seksuolodzy (zwykle lekkomyślnie), natomiast zgodnie z intuicją Kościoła, pornografia nie jest > dla naszych mózgów niewinna. Przeczytam z ciekawością i już wiem, że nie będę się zgadzać. Moje poglądy – estetyczne i moralne – na pornografię są z grubsza takie, jak przedstawione w tym tekście: http://tnij.org/hlft

        1. ~Politolog

          Przeczytałem te poglądy ale jakieś bardzo ogólnikowe i ciężko odnieść to do zapowiadanego artykułu,zbyt wysoki poziom uogólnień i jakoś nijak ma się do tezy o negatywnym wpływie na mózg treści o charakterze pornograficznym , raczej są to wolne myśli i gdybanie autora.Brak twardej argumentacji naukowej i faktograficznej.

          1. ~gościówa

            Nie ja pisałam ten tekst.Hehe, Politologu, wymagasz dokumentacji naukowej na temat, jak pornografia wpływa na MÓJ mózg? Skoroś taki do przodu, to dostarcz mi dokumentacji naukowej o wpływie pornografii na twój mózg. ;-)O sobie ci powiedzieć tylko z własnego doświadczenia: wpływa pozytywnie i inspirująco.Zauważam, że przeciwnicy pornografii robią zasadniczy błąd: Mieszają estetykę z moralnością. Ponieważ erotyzm w naszej kulturze był długo tabu, więc zapotrzebowanie na twórczość pornograficzną/erotyczną urosło do takich rozmiarów, że ludzie zaczęli brać co dają. Dzięki temu twórcy pornografii bardzo często nie silą się na estetykę. I w ten sposób ocena nieestetycznego dzieła wpływa na ocenę moralną: „Jak można oglądać takie BRZYDKIE rzeczy?” Zaręczam, że oglądanie ładnej pornografii daje zupełnie inne wrażenia, niż oglądanie taniej (w sensie artystycznym) i brzydkiej. Nie chcę używać słowa „ambitnej”, bo to zakrawałoby na ostentację i snobizm. Sądzę, że twórczość rozrywkowa rzadko jest ambitna i nie należy tego od niej wymagać. Pozostaję więc przy słowie: estetyczna. Regułą jest, że gdy ludzie mają wybór pomiędzy oglądaniem rzeczy ładnych i brzydkich, wybierają te ładne. Gdy nie mają wyboru – jest przaśnie jak za PRL.Moraliści jednak robią chytrą woltę. Gdy przedstawić im przykład dostatecznie pięknego dzieła pornograficznego – to mówią: „Ech, to nie jest pornografia, to sztuka”. A następnie udają, że potrafią rozdzielić walory estetyczne dzieła od jego walorów podniecających erotycznie. Za czym konsekwentnie udają, że dzieło podoba im się li tylko ze względu na estetykę, a broń Boże nie ze względu na zasadniczą treść. Że oglądają dzieło z taką powagą i celebracją, jaka przystoi oglądaniu Sztuki, czyli bez najmniejszego podniecenia. Oto hipokryzja właściwa naszej kulturze.

          2. ~MagCzu

            > Regułą jest, że gdy ludzie mają wybór pomiędzy > oglądaniem rzeczy ładnych i brzydkich, wybierają te ładne.A ich kryteria zmieniają się w zależności m.in. od tego, co oglądają.

          3. ~Politolog

            Na argumenty naukowe i faktograficzne czekam aż się pojawią w tym zapowiadanym artykule który tak zachwala Pan Red.A co do moich poglądów i badań jakie znalazłem na stronach czasopism naukowych to przedstawię je po tej publikacji.

          4. ~gościówa

            Jeśli nie będzie to zbytnią ciekawością – twoje poglądy opierają się wyłącznie na wynikach badań, czy również na własnym doświadczeniu?

        2. ~drakaina

          Ha, nie sądziłam, że zostanę zacytowana przez publicystę Tygodnika Powszechnego i to w kwestii pornografii, bardzo mi miło 🙂 I odzyskałam wiarę w to, że w TP nie wszystko poszło w kierunku, który sprawił, że przestałam regularnie czytać. Pozdrawiam, Agnieszka (od Scribere necesse est)

        3. ~gościówa

          > Przeczytam z ciekawością i już wiem, że nie będę się> zgadzać.Właśnie pojawiły się zajawki cyklu tekstów TP o pornografii. Wiedziałam, że będą przedstawiać odmienny od mojego punkt widzenia, ale nie spodziewałam się tego paternalistycznego tonu. Autorzy tekstów powiedzieli mi, że jestem wewnętrznie poraniona i zakłamana (o. Pilśniak, kawę na ławę) oraz uzależniona (o. Prusak, bardziej owijając w bawełnę, ale nie dopuszczając innej możliwości). Tak się nie da rozmawiać z nikim. Myślałam, że te teksty staną się tutaj materiałem do ciekawej dyskusji, ale zawiodłam się. W tej sytuacji moja polemika z autorami staje się bez sensu. Zamiast wymiany poglądów byłaby próbą obrony przed ocenianiem mnie przez autorów. W te klocki nie będę się bawić. Wielka szkoda. Księża muszą się jeszcze wiele nauczyć, jeśli chodzi o komunikację ze zwykłymi ludźmi. Akurat taki ton w mówieniu o seksie zakrawa na szczególny tupet, bo przecież im nie wolno w żaden sposób realizować swojej seksualności.

          1. ~Politolog

            Również przeczytałem tekst o.Jacka Prusaka powołuję się na aspekt specyfiki uzależnień związanych z łatwością i dostępem do treści pornograficznych , a końcowy wniosek brzmi mniej więcej ” (..)pornografia nie jest niebezpieczna tylko dla trupa…”Można by zadać pytanie o np. alkohol jeśli szukamy analogii, ze jest nie niebezpieczny tylko dla trupa biorąc pod uwagę możliwość uzależnienia.Badania na jakie się powołuje autor wskazuję ze reakcje jakie powoduje podniecenie seksualne aktywizują znaczna część mózgu ..i tyle brak wniosku końcowego.Ponad to rodzi się pytanie o aspekt fantazji seksualnych …niby są złe i niby są czymś normalnym u zdrowego człowieka a więc też jakieś wyimaginowane obrazy w naszej wyobrazni o charakterze seksualnym są z tym co pisze autor czymś naturalnym a jednocześnie te same obrazy np w komputerze w formie wizualizacji są czymś złym??? trochę to mało logiczna argumentacja.Autor nie pisze wprost ale rodzi się również pytanie o status etyczny moralny masturbacji bo jak powszechnie wiadomo pornografia służy głównie temu aspektowi ludzkiej aktywności seksualnej.Co prawda odnosi się do kompulsywnej masturbacji plus pornografia ale nie odpowiada co z nie kompulsywną ??? patologia i zło?? Nie wiem może się bardzo mylę ale cały ten wywód jaki zaproponowali autorzy tekstów w TP o których wspominała Gościówa jakoś intuicyjnie mi nie pasuje.Jeśli miał bym osobiście postawić jakieś pytanie odnośnie statutu etycznego pornografii to są one min;1) Czy praca w charakterze aktora porno , a więc seks z obcym partnerem bez więzi emocjonalnej dla pieniędzy nie jest formą prostytucji??2) Czy oglądając taka treść nie aprobuje taką własnie dwuznaczną sytuację etyczną???Kiedyś zadałem podobne pytania pewnej znanej feministycznej Teolożce która jest profesorem etyki na jednej z prestiżowych uczelni w USA (autorka pewnej książki odnośnie nowej etyki seksualnej w której porusza powyższe zagadnienia )…ale do dziś nie otrzymałem żadnej odpowiedzi.A co do badań nad wpływem pornografii na człowieka .hmm są rożne wyniki, http://tiny.pl/h79l1Jak widać ludzie lubią manipulować prawdą .,a obowiązkiem człowieka jest poszukiwanie prawdy obiektywnej.

          2. ~Politolog

            Dodam jeszcze link do anglojęzycznej strony psychologa który publikuje na łamach prestiżowego czasopisma naukowego, też przedstawia powyższy problem ze strony biologii ewolucyjnej i neuronauk o 180 stopnii odmiennie niż o.Jacek Prusak http://tiny.pl/h79l4

          3. ~gościówa

            Politologu, szkoda roztrząsać oczywistości. Każdy ksiądz to alkoholik, bo codziennie spożywa wino mszalne. :-/

          4. ~gościówa

            > 1) Czy praca w charakterze aktora porno , a więc seks z> obcym partnerem bez więzi emocjonalnej dla pieniędzy nie> jest formą prostytucji??> 2) Czy oglądając taka treść nie aprobuje taką własnie> dwuznaczną sytuację etyczną???Rozumiem, że są to pytania też do mnie. Są one sensowne. Odpowiem poniżej, ale najpierw zaznaczę: Moje poglądy w tych kwestiach ewoluowały. Dawniej były daleko bardziej konserwatywne. Zrozumiałam jednak, że jako takie były one nie tyle moje, co wpojone mi. Krok po kroku przemyśliwałam je i zaczęłam dochodzić do odmiennych wniosków. To co piszę oznacza, że mam poglądy liberalne, ale nie jest to światopogląd utwierdzony na amen, dany z nieba, lub – jak to ludzie lubią powtarzać – „bo tak mnie wychowano”, lecz oparty na racjonalnych argumentach. Dlatego nie wykluczam zmiany zdania co do jakichś kwestii, jeśli ktoś mnie racjonalnie do tego przekona.Odpowiedź na twoje pytania trzeba zacząć od oceny prostytucji. Otóż prostytucja w większości opiera się na przymusie i związana jest ze środowiskiem przestępczym i jako taka jest moim zdaniem głęboko nieetyczna – ze strony tych przymuszających. Natomiast jasne jest dla mnie, że ludzie dobrowolnie uprawiają seks nie wyłącznie z miłości, lecz również z rozmaitych innych powodów. Jak długo nie ma w tym przymusu, tak długo nie widzę powodów do potępienia tych ludzi. Jeśli ludzie potrafią się dobrowolnie umówić na taki lub inny układ w seksie, to nie widzę nic przeciwko. Podkreślam – umowa i brak przymusu. Również małżeństwa są umowami, kontraktami o określonych (bardzo różnych w zależności od małżeństwa!) warunkach. Dlatego nie widzę powodu, by potępiać osoby, które w kontrakcie umieszczają pieniądze. W przypadku prostytucji, w realnym świecie takie dobrowolne umowy chyba zdarzają się bardzo rzadko.Z tego widać, że nie potępiam, gdy ktoś za pieniądze uprawia seks w filmie – o ile nie robi tego pod przymusem. Prawda jest taka, że wiele filmów pornograficznych, które można znaleźć w sieci, wygląda tak, jakby aktorzy odwalali ciężką pańszczyznę. Nie oglądam tych filmów, są estetycznie do niczego i widać, że praca nie sprawia aktorom przyjemności.Natomiast jest też wiele filmów, na których widać, że aktorzy lubią to co robią. Z tej kategorii większość to filmy amatorskie. Nie ma tam więc mowy o pieniądzach! Takie filmy kręcą sobie i wrzucają do sieci również małżeństwa. Muszą być to osobowości o dużej dozie narcyzmu i ekshibicjonizmu, ale skoro sprawia im to przyjemność, to czemu nie.Do tego dochodzi jeszcze kategoria pornografii – pojedynczej. Są to zdjęcia, gdzie osoby nie uprawiają seksu, lecz pozują osobno. Dalej, pornografia rysunkowa, komiksowa i książkowa, gdzie w ogóle nie występują żywi aktorzy.Dla mnie nie do przyjęcia i godny potępienia jest wszelki przymus. Natomiast pod warunkiem dobrowolności – nie widzę w pornografii nic złego.

      2. ~MagCzu

        > Weźmy taką kwestię: z powodu niezawinionej bezradności nie> trafia się do piekła. To rozwiązuje np. skandaliczną> kwestię skazywania na piekło czy nibypiekło dzieci> zmarłych bez chrztu Te kwestie prawdopodobnie ujawniają różnicę między ludźmi dawniej i dziś. Dziś zakłada się, że człowiek ma prawo do nieba, o ile tylko go nie zaprzepaści czymś odrażającym – a wtedy i tak ma jeszcze Chrystusa. Widać kiedyś nie uważano, że takie prawo jest oczywiste. Lewis pisał, że Ewangelia nie jest taka nośna w naszych czasach, bo ludzkość nie uznaje ewangelicznej diagnozy swego stanu.> MagCzu przytacza tradycyjną> intuicyjną tezę, że zło popełniane przytępia naszą> wrażliwość. Nie wiem, na ile ona jest uzasadniona. Jak to> sprawdzić? Natomiast wiem, że moją wrażliwość mogą> przytępić ci, których traktuję jako autorytety. Że moją> wrażliwość mogą przytępić obecne w kulturze stereotypy,> np. stereotyp „cygana”. Że moją wrażliwość może przytępić> na przykład… Biblia, gdy czytam, że Jahwe nakazał wyciąć> w pień ludy Kanaanu, w innym miejscu nakazał wyciąć w pień> wrogów – łącznie z kobietami i dziećmi, z wyjątkiem…> dziewic, które Izraelici mogli sobie zabrać. Jeśli wymieniasz te przykłady, to znaczy, że ich lektura nie stępiła Ci wrażliwości :)Najlepiej to zjawisko się widzi na własnym przykładzie. Ten najbardziej świadomy i wypełniony miłością czas, jaki człowiek przeżywa w swoim życiu, daje mu najwięcej szans na dostrzeżenie własnej niegodziwości i ograniczenia. Poza nim jesteśmy trochę jak uczniowie Chrystusa, którzy śpią w ogrodzie, gdy On w udręce wylewa krwawy pot. Jest to może stan bezradności, ale nie wydaje się oczywiste, że można spokojnie zań oczekiwać fanfar niebieskich.> Z drugiej strony ewolucyjna i neurologiczna wiedza> wskazuje, co jest „naturalne”. Np. w seksie. 🙂 Naturalne i nienaturalne nie ma samo w sobie etycznej wartości.> > Jak blisko potrafi już biologia podejść do> > takiej mojej DECYZJI jak zgięcie palca lub> > pozostawienie> > go prostego? Cóż dopiero mówić o moim rozeznaniu dobra> > i> > zła oraz decyzji wyboru pomiędzy nimi?> Politolog zdaje się kilkakrotnie podawał linki do tekstów> omawiających niepokojące badania, w których naukowcy> potrafili przewidzieć na kilka sekund wcześniej, na jaki> ruch palcem zdecyduje się badana osoba. Jak znajdę te> informacje, to je zalinkuję. W każdym razie badania te są> niepokojące – niektórzy na ich podstawie twierdzą, że> nasza wola to złudzenie produkowane przez mózg.Nie bardzo dowierzam. W artykułach popularnonaukowych rzadko ujawnia się metodologię, lecz same „niepokojące odkrycia” przefiltrowane dodatkowo przez interpretację kogoś, kto nie jest fachowcem. Czy takie badanie dotyczy raczej gościa, który ma za zadanie wykonywać serie wyborów ograniczonych do bardzo małego zakresu w warunkach skupienia, czy kogoś, kto nieskrępowanie działa? > > Na> > jakiej zasadzie szereguję „tu Bóg”, „tu demon”, „tu> > natura”. W przypadku cudów, jak rozumiem, orzeka się> > jakąś> > sprzeczność z naturalnym biegiem rzeczy. Ale czy> > zdarzenia> > naturalne, nie mieszczące się w granicach cudu,> > wypadają> > poza ręce Boga?> Różnica jest kolosalna: do epileptyka wzywamy karetkę, do> opętanego – egzorcystę. Dawniej „opętany” jako źródło> najbardziej niebezpiecznego zła był usuwany ze wspólnoty> (np. był palony na stosie albo topiony). Złe rozpoznanie> powoduje, że człowiek chory nie tylko nie jest leczony,> ale staje się kimś obcym, wzbudzającym lęk, wykluczonym.> To mało?To, o czym piszesz, to jest efekt traktowania przyczyn medycznych NA RÓWNI z religijnymi. Albo natura, albo religia. Po jednym świętym od każdej części ciała i modlić się do św. Agnieszki – zamiast iść na mammografię itd. O ile mi wiadomo, dzisiaj egzorcyści nie bywają od pierwszej pomocy, lecz ostatniej. A gdy modlę się w czasie trudnej operacji, to czy neguję sensowność leczenia? Wyjaśnienie czegoś ewolucją Twoim zdaniem każe Bogu odsunąć się parę metrów dalej? „Oczyszcza teren” z nadprzyrodzonych wpływów?

          1. ~MagCzu

            Tak sobie to mniej więcej wyobrażałam. W pierwszym linku opisuje się doświadczenie, w którym człowiek ma nacisnąć guzik i dowodem na brak wolnej decyzji jest fakt, iż naukowiec wcześniej widzi impuls prądu z czujek jakąś część mózgu badającego (o której się mówi, że nie jest świadomością) niż człowiek uświadamia sobie chęć wykonania tego ruchu.Tak to formułują:”Polecił jeszcze badanym zapamiętać, kiedy dokładnie w ich umyśle pojawiła się chęć podniesienia palca. Rezultat był zdumiewający – najpierw wzbudzała się „iskra” (neurolodzy zwą ją „potencjałem przygotowującym”), a dopiero potem uświadomione pragnienie, czyli akt naszej woli, i – kilkaset milisekund później – samo działanie.”Jak widać, chodzi o „milisekundy”. Czy badany „zapamiętuje” ten moment z dokładnością do milisekundy czy też naukowiec mierzy jeszcze inny impuls, porównuje z tamtym, a potem dopiero czeka na ruch? Są też argumenty tego rodzaju, że można wywołać sztucznie poczucie woli do czegoś drażniąc mózg w odpowiednim miejscu. Czy autor artykułu uważa, że wolna wola powinna posługiwać się danymi i impulsami, które przychodzą z pominięciem mózgu?! Wspomina się też o doświadczeniu, w którym naukowcy mogli przed badanym wiedzieć, którą rękę wybierze. To byłoby już coś do dyskusji – ale to tylko wzmianka jednozdaniowa i w ogóle nie wiadomo, co tak dokładnie robiono.Drugi artykuł z grubsza twierdzi, że „fizyka jest deterministyczna”, a zatem mózg też taki musi być…No i takie to „argumenty naukowe”.

      3. ~Politolog

        Nadal Pana Redaktora koncepcja neurobiologiczna Grzechu Pierworodnego napotyka na dość poważne przeszkody natury teologicznej i logicznej jak mi się wydaje, oto moje zastrzeżenia a własciwe sprzecznośći jakie widzę.1) Jeśli usnuniemy odpowiedzialność Pierwszego Człowieka Adama za czyn -Grzech i pozniejsze konsekwencje dla ludzkości to jaki sens ma Ofiara Odkupieńcza Pana Jezusa ?2)Drugie pytanie a propo wypowiedzi Pana Artura cyt ” (..)Z drugiej strony ewolucyjna i neurologiczna wiedza wskazuje, co jest „naturalne”. Np. w seksie. 🙂 (..)” no własnie co jest naturalne?? co autor miał na mysli?? czy np homoseksualizm też?? 3) Jak się zmieni nauka o cnotach?? a i co z tym ascetyzmem?? jak to implikuje praktykę życia religijnego???

    2. ~gościówa

      > W przypadku cudów, jak rozumiem, orzeka się jakąś sprzeczność z naturalnym biegiem rzeczy. Gorzej – orzeka się zaledwie sprzeczność z aktualnym stanem wiedzy naukowej. ;-]

      1. Artur Sporniak

        > > W przypadku cudów, jak rozumiem, orzeka się jakąś> > sprzeczność z naturalnym biegiem rzeczy.> Gorzej – orzeka się zaledwie sprzeczność z aktualnym> stanem wiedzy naukowej. ;-]Gorzej – orzeka się zaledwie niemożliwość wytłumaczenia danego zjawiska przy pomocy dostępnej wiedzy fachowej. Przynajmniej tak jest przy orzekaniu cudów podczas procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych. Ostatnio proces beatyfikacyjny Jana Pawła II uległ zatrzymaniu właśnie z powodu zakwestionowania przez dwóch lekarzy wykazania w dokumentach beatyfikacyjnych owej niemożliwości odnośnie uzdrowienia z choroby Parkinsona francuskiej zakonnicy (nieuleczalna choroba według prawa kanonizacyjnego powinna ustąpić nagle, całkowicie, trwale czyli bez nawrotów i w sposób niewytłumaczalny przez współczesną medycynę – wtedy mamy do czynienia z cudem).

        1. ~gościówa

          > > Gorzej – orzeka się zaledwie sprzeczność z aktualnym> > stanem wiedzy naukowej. ;-]>> Gorzej – orzeka się zaledwie niemożliwość wytłumaczenia > danego zjawiska przy pomocy dostępnej wiedzy fachowej. To nie to samo?

  3. ~MiDo

    Z wielkim zainteresowaniem przeczytałem Pana artykuł z 27 numeru TP poświęcony problemom jakie pojawiają się na styku teorii ewolucji z nauką o grzechu pierworodnym. Ponieważ problem ten nurtuje mnie od ładnych paru lat, pozwolę sobie podzielić się kilkoma przemyśleniami dotyczącymi tej sprawy.Na początek małe self-presentation: jestem człowiekiem zawodowo zajmującym się fizyką teoretyczną. Nie piszę o tym aby swoim tezom przydać blasku (ani tym bardziej by im go odjąć). Chcę w ten sposób jedynie objaśnić (być może nieco dziwaczną) perspektywę, którą przyjmuję oraz wytłumaczyć się z niewątpliwej teologicznej amatorszczyzny.0) W swoim artykule przywołuje Pan książkę „Grzech pierworodny w nauczaniu Kościoła”, którą szczęśliwie posiadam. Chciałbym zwrócić Pana uwagę na podrozdział I.1 eseju Roberta Spaemanna, który, jak sądzę, zawiera interesujące sugestie dotyczące nurtujących Pana (i mnie) wątpliwości. Chodzi mi o uwagi dotyczące przygodności – a nawet podwójnej przygodności – świata w którym żyjemy oraz o odwołanie do orygenesowej koncepcji „przeddziejowego” raju i grzechu prarodziców. Postaram się teraz przedstawić pewien pomysł na uszczegółowienie tych idei. Muszę w tym celu w możliwie zwięzły sposób przeanalizować kilka, na pozór odległych od sedna sprawy, problemów.1) Co to znaczy „być człowiekiem”? Precyzyjniej – co to określenie może oznaczać z punktu widzenia Boga, o ile cokolwiek możemy o tym powiedzieć? Pytanie to jest oczywiście arcymocarne, pozwolę sobie jednak poprzestać na następujących dwóch spostrzeżeniach. Po pierwsze – można chyba powiedzieć, że jedną z konstytutywnych cech „bycia człowiekiem” jest wbudowana (choć możliwa do zagłuszenia) zdolność do osobowego kontaktu z Bogiem. Po drugie – wydaje mi się, że zdolność do osądów moralnych NIE jest taką konstytutywną cechą. Wnioskuję to między innymi z podanych przez Pana (i nie tylko) przykładów zachowań o charakterze moralnym w świecie zwierząt oraz z faktu, że osoby trwale pozbawione władz moralnych (choćby na skutek chorób psychicznych bądź uszkodzenia mózgu) nie przestają być, jak sądzimy, wobec Boga ludźmi. Nie bez znaczenia jest tu także biblijny opis, który zdolność poznania dobra i zła wiąże z „czynem zabronionym” – zjedzeniem owocu z zakazanego drzewa.2) Inne, związane z powyższym pytanie – co dzieje się z człowiekiem po śmierci? Kościół poucza nas, że choć może ulec zniszczeniu cała materialna struktura ludzkiego ciała, to samo jądro każdego człowieka pozostaje niezniszczalne. W matematyce w rozmaitych kontekstach pojawia się pojęcie „reprezentacji”. W największej ogólności (i niezupełnie ściśle) oznacza ono, że precyzyjnie ustalone związki między abstrakcyjnymi obiektami mogą być realizowane (reprezentowane) poprzez konkretne struktury matematyczne na rozmaite sposoby. Z jednej strony niektóre z tych sposobów mogą gubić część oryginalnej abstrakcyjnej informacji, a z drugiej, w owych konkretnych realizacjach mogą się pojawiać dodatkowe subtelności nie ujęte w abstrakcyjnym sformułowaniu początkowym. Prosty umysł wychowany na tego typu rozumowaniach tłumaczy sobie, że każdy żyjący na tym świecie człowiek jest (zapewne – między innymi) pewną niesłychanie skomplikowaną (z naszego punktu widzenia, być może nieskończenie skomplikowaną) informacją, która aktualnie jest „reprezentowana” jako byt materialny złożony z wielkiej ilości rozmaitych związków węgla. Przychodzi jednakowoż dla każdego moment gdy owa informacja zostaje ze znanego nam świata zabrana, przeniesiona Gdzie Indziej i tamże „reprezentowana” na zupełnie nowy („ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało…”) sposób. W piekle, w niebie bądź w czyśćcu jak głosi dobrze znana katechizmowa reguła.3) Współczesna fizyka rozumie wszechświat materialny jako coś, w pewnym sensie, „bardzo prostego”. Kilkanaście stałych, ściśle określone symetrie, do tego „reguły gry” określające „ewolucję w czasie” – i gotowe. Oczywiście, przyswojenie matematyki – języka, w którym owe ingrediencje się wyrażają – wymaga zauważalnego wysiłku, ale gdy już pokonamy ten krok, to w obrębie poznanego aparatu sam „przepis na świat” zastanawia swoją prostotą. Co więcej, marzeniem fizyków jest uczynić ten przepis jeszcze prostszym. Powiązać ze sobą stałe, znane symetrie wywieść z jakiejś „prasymetrii”, pokazać, w jaki sposób „reguły gry” nie są zupełnie arbitralnie. Mamy zatem sytuację, w której pewne wysoce estetyczne idee, przestają być li tylko ideami, a stają się podstawowymi regułami opisującymi rzeczywistość. W tym duchu wierzący fizyk będzie myślał o stworzeniu świata – jako o uaktualnieniu pewnej idei, albo w języku Spaemanna – postawieniu kwantyfikatora „istnieje” przed nawiasem zawierającym „przepis na świat”.4) Przejdźmy wreszcie do rzeczy. A co jeśli istnieje realne Gdzie Indziej, które było areną pierwszego stworzenia i pierwszego upadku? A może Bóg postawił początkowo kwantyfikator „istnieje” przed nieco innym nawiasem, który zawierał nieco inny „przepis na świat”, i którego CAŁA FIZYCZNOŚĆ była nieco inna? (Zwróćmy uwagę, że zarówno rzeczywistość Edenu, jak i rzeczywistość przyszłego Raju opisywane są w Biblii w sposób charakterystycznie „odrealniony”, w którym zdaje się, że nie ma miejsca nie tylko na zło moralne, ale również na wszelką przemoc i zło fizyczne, które jak wiemy, jest immanentną częścią naszego świata, właśnie na mocy elementarnych praw przyrody). Powiedzmy, że w takim Edenie pojawili się konkretni pierwsi rodzice (byli „wiernie reprezentowani”, że użyję tego obrzydliwego matematycznego żargonu) i popełnili tamże pierwszą winę. Nie jestem na tyle głupi by posuwać się do szczegółowych sugestii na czym konkretnie miałaby ona polegać. Przypuśćmy tylko, że był w niej element radykalnej niezgody na owo pierwotne „świata urządzenie”. Odpowiedź Boga byłaby mniej więcej następująca – „OK, a zatem masz tutaj świat logicznie poprawiony według Twoich pomysłów. Żyj w nim”. Uaktualniony zostaje inny wszechświat („poddany marności” – patrz znowu Spaemann i jego teza o podwójnej przygodności), w którym pomysł Boży zmącony jest od SAMEGO POCZĄTKU zaburzeniem wprowadzonym przez bunt człowieka. Kosmos ten – nasz kosmos – rozwija się podług swoich reguł, które już całkiem nieźle znamy. Wyłania się świat istot żywych z całą przemocą przypisaną do niego TUTAJ, ale której nie było TAM, która jest wyłącznie owocem owego „poddania marności”. W pewnym momencie pojawia się na drodze ewolucji szczep (zapewne dość nieliczny) hominidów o wysokich (w porównaniu do całej reszty zwierząt) właściwościach moralnych i szczególnej inteligencji – ale jeszcze nie ludzi (patrz pkt 1). I oto w ciała takich właśnie inteligentnych i moralnych zwierząt przenosi Bóg (znowu – „reprezentuje”) prarodziców, zmieniając parę zwierząt w parę ludzi (może „usynawia”, „uczłowiecza” przy tym cały pozostały szczep małpiszonów, a może nie – nie ma to w tym kontekście większego znaczenia). Ten nowy sposób „bycia człowiekiem” (nowa reprezentacja) zawiera w sobie winę prarodziców (bo zawiera ją cały Wszechświat, ze swoją gwałtownością i ufundowaniem na przemocy), pozostaje jednak, dzięki woli Bożej, „byciem człowiekiem” (znowu patrz pkt 1).5) Można powyższy obrazek traktować jako groteskowy konkordyzm. Uważam jednak, że ostrożny konkordyzm nie jest niczym złym, a raczej objawia rozumny i uzasadniony szacunek dla Biblii. Ponadto, jak słusznie sam Pan zauważa, czasami nie da się pozostać racjonalnie myślącym chrześcijaninem bez wchodzenia choćby na milimetr na grunt wspomnianego konkordyzmu. Wydaje mi się, że elementy biblijnej nauki o stworzeniu niestety (albo i stety) są takim właśnie przypadkiem. Na koniec – deklaracja. Nie traktuję powyższych rozważań przesadnie serio. Są to po prostu pomysły teologicznego dyletanta, który docenia obecne nauczanie o realnej winie konkretnych prarodziców. Głównie ze względu na to, że bez owego nauczania trudno mi „uratować Boga” tzn. móc myśleć o nim jako o „światłości, w której nie ma żadnej ciemności”. Jest to oczywiście temat na oddzielny sążnisty elaborat.PS Pozwolę sobie jeszcze na dwie uwagi dotyczące wrażeń jakie mam po lekturze pewnej ilości Pana tekstów. Mam szczerą nadzieję, że nie będą one dla Pana powodem jakiejkolwiek urazy.A) Wydaje mi się, że podobnie jak niektórzy współczesni biolodzy i Kartezjusz dawno temu, wyobraża Pan sobie świat jako pewien bardzo skomplikowany, ale jednak – mechanizm, który puszczony w ruch, z zegarmistrzowską precyzją toczy się w ściśle deterministyczny sposób. Proszę się nie dać nabrać, tak nie jest. Wiemy już bardzo dobrze (choć jak w przekonujący sposób twierdzą ludzie mądrzejsi ode mnie, jeszcze nie w pełni – patrz Roger Penrose i problem redukcji stanu), że fundamentalnym procesem rządzącym materią w mikroskali jest pewna ściśle określona gra PRAWDOPODOBIEŃSTW zwana zazwyczaj mechaniką kwantową. Sądzę (jest to przeczucie laika), że nie da się stworzyć kompletnej „teorii życia”, w tym „teorii mózgu” i „teorii świadomości” bez odwołania do owej fundamentalnej zasady. Jest raczej jasne, że jeśli przestajemy traktować mózg jako obiekt, który w umieszczony w stanie A w sposób nieuchronny przekształci się na skutek praw przyrody tylko i wyłącznie w stan B, to ma to dość istotne implikacje dla opisu człowieka z perspektywy teologicznej.B) Mam wrażenie, że nieco zbyt bezkrytycznie podchodzi Pan do wyników szeroko pojętej psychologii ewolucyjnej. Otóż istnieją, moim zdaniem sensowne, obiekcje dotyczące naukowości niektórych rezultatów tej dyscypliny. Naturalnie nie chodzi mi o protesty fundamentalistów różnej maści, a raczej o podstawowe problemy z falsyfikowalnością. Przypuszczam, że abp Życiński jest w stanie o tym opowiadać długo i ciekawie 😉

  4. ~Krzysiek.

    Kiedy jakaś kolejna debata na temat antykoncepcji?? Uważam, że ciągle można na ten temat wiele pisać. Może jakiś kolejny tekst, panie Arturze?

  5. ~jermaja

    BOGA szukaj na LEWICY !- która jest neutralna – nie utrzymuje się z dyktatury wiary(z błędami nauczania). Nie zamulaUMYSŁY hipnozą. Bóg jest Wszechobecny – nawet komórkę ciała można klonować i tworzyć Światy. To jest Cud – To jest Bóg. Chodzenie z Chrystusem po wodzie jest bezpieczne.—-jermaja,Kurs Cudów, vbaza.pl,….i inne. Xxxx777.ENERGIA DUCHA również w Tobie – walka z każdym pojedynczym człowiekiem to walka z BOGIEM–jak długo ?

Możliwość komentowania została wyłączona.