Jakiś czas temu napisałem tekst „Pochwała przyjemności”, który – polemizując z poglądami XX-wiecznego moralisty Dietricha von Hildebranda – pokazywał ograniczenia etyki. Do tej pory nie odważyłem się go opublikować, choć poświęciłem mu mnóstwo czasu. Są tego dwa powody. Teza, do której w tym tekście dochodzę, wciąż wydaje mi się zbyt kontrowersyjna i liczę się z tym, że jest po prostu błędna. Brzmi ona tak: moralność nie jest szczytem człowieczeństwa, pojawia się i jest niezbędna jedynie w „trybie awaryjnym” naszego życia. Drugi powód to świadomość, iż moja znajomość i rozumienie etyki wciąż pozostawia wiele do życzenia. Ale ostatnio pomyślałem, że blog jako miejsce ostrych dyskusji jest dobrym forum na stawianie kontrowersyjnych i nie do końca twardo uzasadnionych tez. Czynię to także dlatego, iż liczę, że z waszym udziałem uda mi się pójść dalej w myśleniu o etyce. Zatem przewrotna pochwała przyjemności w sześciu odsłonach – odcinek pierwszy: kulturowa mini-historia rozumienia, czym jest życie szczęśliwe.
*
Przyjemność stała się tematem refleksji już u zarania dziejów europejskiej myśli. Wtedy to sformułowano pytanie, które zajmowało umysły bez mała wszystkich filozofów: jak żyć, by osiągnąć szczęście? Charakterystyczne dla różnych odpowiedzi było to, że obok przyjemności pojawiało się także inne pojęcie: cnota. Choć każde z tych trzech pojęć – przyjemność, cnota i szczęście – jest wieloznaczne, podstawowa intuicja była mniej więcej taka: na ile dzielność (pierwotne znaczenie słowa „cnota”, zawsze zakładające zdolność do poświęceń), a na ile dążenie do przyjemności mają wpływ na doświadczenie sensu życia? Co jest źródłem i gwarancją tego, by życie miało trwałą wartość i nas w pełni satysfakcjonowało? W ten sposób refleksja na temat przyjemności została spleciona z etyką.
W starożytnej Grecji dominowało rozstrzygnięcie przyznające pierwszeństwo cnocie przed przyjemnością, choć tę ostatnią traktowano jako niezbędny warunek szczęścia. Skrajne stanowiska zajęli hedoniści i stoicy. Uczeń Sokratesa – Arystyp z Cyreny – uznał przyjemność (zwłaszcza rozkosz zmysłową) za najwyższe dobro, cel życia i główny motyw ludzkich działań. Hedonizm, zawężając spojrzenie na życie, wbrew swym intencjom naznaczył przyjemność piętnem czegoś moralnie podejrzanego. Stoicy z kolei przekonywali, że skoro rzeczywistość jest zmienna i nie mamy na nią ostatecznie wpływu, rozumny człowiek powinien poddać się losowi rządzonemu – jak wierzyli – boską opatrznością. Ideałem stała się apatia – stan doskonałej wewnętrznej niezależności od zewnętrznych okoliczności. Przyjemność, uzależniona od tych okoliczności i związana z namiętnościami zaburzającymi wewnętrzną harmonię, wyrzucona została poza krąg zainteresowań filozofa.
Bardziej wyważoną i zróżnicowaną doktrynę zaproponował Arystoteles. Przyjął on, że człowiek z natury dąży do szczęścia. Ów pęd ma charakter wręcz instynktowny i należy go odróżnić od świadomych pragnień, celów i działań człowieka. Tylko pragnienia, cele i działania zgodne z naturą człowieka zadość czynią owemu instynktowi i przynoszą poczucie szczęścia. Brak takiej zgodności unieszczęśliwia człowieka. Stagiryta naukę o właściwym ludzkim postępowaniu oparł więc na metafizyce (naturze człowieka). Twierdził, że człowiek działając, aktualizuje swoje potencjalności i w zależności od tego czy czyni to zgodnie, czy nie zgodnie ze swoją rozumną naturą, doskonali się, albo bytowo degraduje. Doskonali się przede wszystkim wtedy, gdy postępuje godziwie – wedle praktyki cnót (mądrości, roztropności, sprawiedliwości, umiarkowania i męstwa). Przyjemność tym samym może być godziwa, bądź niegodziwa w zależności od moralnego charakteru czynów, z których jest czerpana. Arystoteles ponadto wprowadził hierarchię w dziedzinę przyjemności. Ponieważ byt ludzki jest złożony z formy i materii, czyli metafizycznie doskonalszej duszy i mniej doskonałego ciała, przyjemności duchowe są również doskonalsze i bardziej właściwe człowiekowi niż przyjemności cielesne dzielone wespół ze światem zwierzęcym.
Metafizykę Arystotelesa przejął i rozwinął Tomasz z Akwinu, dostosowując ją do doktryny chrześcijańskiej. Znalazło to swój wyraz przede wszystkim w utożsamieniu ostatecznego celu, bytowej doskonałości i szczęścia ze stanem, w którym człowiek trwa w zjednoczeniu z Bogiem. Dzieje się to przede wszystkim w intelektualnej kontemplacji. Taka koncepcja ma prosty, aczkolwiek niezauważany przez długie wieki feler: ludzkość istnieje i cywilizacyjnie rozwija się dzięki indywidualnej niedoskonałości. Gdybyśmy bowiem wszyscy byli doskonali (mądrzy i duchowo silni), przestałaby nas zajmować doczesność, a życie poświęcilibyśmy na kontemplowaniu w wielkim szczęściu ostatecznego celu i najdoskonalszego Bytu.
Paradoks scholastycznego perfekcjonizmu i przesadne podkreślanie w średniowieczu znaczenia ascetyki wpłynęły na odrzucenie w nowożytności przez utylitarystów tradycyjnej etyki. Historia jakby zatoczyła koło: na powrót stały się aktualne idee Arystypa z tą różnicą, że jego skrajny indywidualizm wraz z duchem czasu zastąpiony został troską o dobro ogółu: w życiu moralnym liczy się możliwa do osiągnięcia przez społeczeństwo maksymalna suma przyjemności i zadowolenia; złem jest wszystko to, co ją pomniejsza. Nie trudno przewidzieć, że taki rachunek w praktyce prowadzić musi do niepokonalnych trudności.
Reakcją na utylitaryzm była kantowska etyka powinności. Ani naturalne skłonności, ani korzyści czy zadowolenie, ani wreszcie żaden zewnętrzny cel nie może – zdaniem Kanta – stanowić fundamentu dla moralnego postępowania, czyli motywować woli. Jeżeli ktoś działa zgodnie ze swoją skłonnością (np. z natury jest życzliwy), albo licząc na jakąś korzyść (jest uczciwy, bo wie, że mu się to opłaci), nie działa moralnie. Moralną wartość posiadają czyny spełniane z czystej powinności. Zasadę owej powinności odkrywa rozum w samym sobie w postaci imperatywu kategorycznego: postępuj tylko według takich zasad, co do których możesz jednocześnie chcieć, aby się stały prawem powszechnym (gdybyśmy chcieli kłamstwo czy nieuczciwość uczynić takim powszechnym prawem, szybko podważyłoby ono samo siebie – przestalibyśmy sobie wzajemnie ufać). Kant był przekonany, że odkrył formalną – czyli niezależną od naszego empirycznego doświadczenia (np. obecnych w nas skłonności) – zasadę postępowania, gwarantującą trwałość i pewność etyki jako nauki. W systemie Kanta przyjemność została przeciwstawiona moralności. Im jakaś powinność jest bardziej nieprzyjemna i przeciwstawia się naszym skłonnościom, tym ma większą moralną wartość – z jednym wszakże wyjątkiem: głębokiego zadowolenia, jakie przynosi samo sumienne spełnianie obowiązków.
Tym trzem sposobom budowania etyki, opartym na metafizyce bytu, powszechnej korzyści i samej formalnie określonej słuszności postępowania, sprzeciwił się na początku XX wieku Max Scheler, wybitny uczeń twórcy fenomenologii – Edmunda Husserla. Zaproponował on nowe spojrzenie: moralność, jego zdaniem, znajduje ugruntowanie w wartościach, czyli treściowo określonych jakościach, których istotę i znaczenie odkrywamy w dostępnym dla każdego aksjologicznym doświadczeniu. Jako nauka o tym, co powinniśmy czynić a czego unikać, etyka w znacznym stopniu uniezależniła się w ten sposób od metafizycznych koncepcji natury ludzkiej i jednocześnie zachowała obiektywność. Pozwoliło to także wyzwolić się jej z egocentrycznej perspektywy – skupienia uwagi wyłącznie na człowieku i jego dążeniach: wartości i związane z nimi powinności są niezależne od tego, jak człowiek na nie reaguje i co się w nim zmienia. Mogą zatem stanowić źródło transcendentnego sensu. Aksjologia ponadto unika wskazanego przez Moore’a błędu naturalistycznego – definiowania dobra i zła moralnego przy pomocy pojęć pozamoralnych (np. bytowej doskonałości, szczęścia czy powszechnego pożytku): wartości i antywartości są doświadczane jako jakości proste, niesprowadzalne do prostszych czy bardziej fundamentalnych elementów.
Na aksjologii oczywiście nie kończą się perypetie przyjemności w dziejach etyki. Dzisiaj lepiej zdajemy sobie sprawę z trudności, do jakich prowadzi budowanie teorii moralności jedynie w oparciu o platoński świat niezmiennych wartości. Ale przez paradoksy owego świata dostrzec można, jak mi się wydaje, ograniczenia samej etyki.
Konkurs: Kto z rządzących w Polsce uważa, że „polskość to nienormalność”? Podpowiedź: jest ryży, tchórzliwy, kłamliwy i sepleni.
Konkurs: Kto z rządzących w Polsce uważa ,że ” polskość to… RUDY LIS !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
A jak Pan Redaktor odpowie na tego typu argumentacje odnosnie antykoncepcji?-http://www.deon.pl/religia/eros-i-kosciol/cialo-duch-seks/art,25,onan-czary-guslarstwo-antykoncepcja-w-biblii.html oraz w drugim artykule -http://www.deon.pl/religia/eros-i-kosciol/cialo-duch-seks/art,17,seks-jako-sluzba-innym.html ???P.SKiedy w koncu zostanie opublikowany artykuł o nerwicy elelzjogennej o Jacka Prusaka?? z gory dziekuje za odpowiedz.
I znów, jak bumerang, wraca do mnie myśl, że (nie)grzeszność tego, co robię jest określana przez systemy myślowe, których braki są aż nadto wyraźne. Oczywiście, nie mówię tu o tym, co Sędzia mi powie na Sądzie Ostatecznym, ale o tym, jak moralność poszczególnych działań oceniają jego „działacze”.Czytając artykuły polecone wyżej przez Politologa zauważam, że i żydowska etyka była zbudowana według tego, co Żydzi wówczas wiedzieli i rozumieli oraz jak ich system społeczny był zbudowany. Zastanawia mnie wobec tego, że z jednej strony używa się argumentów typu „musimy pamiętać, że w tamtych czasach X było ważne ze względów takich to a takich, więc dzisiaj też musi być ważne”, a nie używa się tej samej argumentacji w drugą stronę: „w tamtych czasach X było ważne ze względów takich to a takich, ale dzisiaj już tak być nie musi, bo zmieniły się okoliczności”.Weźmy tu przykład Onana. Czy kara została na niego zesłana za to, że wylewał nasienie czy za to, że nie dopełnił obowiązku? Na wtedy przypuszczalnie takie rozróżnienie nie miało istotnego znaczenia, teraz jest dość istotne w argumentacji zwolenników i przeciwników antykoncepcji czy masturbacji. Ten przykład KK tłumaczy w sposób „ortodoksyjny”, dlaczego jednak tak samo nie tłumaczy zakazu spożywania wieprzowiny już nie do końca rozumiem…Jestem ciekaw dalszych odcinków tego cyklu i wniosków końcowych.pozdrawiamcse
Zresztą warto jeszcze o tym Onanie coś więcej wspomnieć, bo na tym przykładzie można zobaczyć o co chodzi z tą „grzesznością” rzeczy, działań, zachowań.Napisałam, że Bóg zgładził Onana bo nie wzbudził potomstwu swemu bratu. Ale chyba jednak chodziło o coś innego. Obowiązujące wtedy prawo lewiratu nakazywało wziąć sobie wdowę po bracie aby płodzić z nią dzieci (najlepiej synów) żeby klan rósł w siłę.Onan żonę wziął i współżył z nią, ale dzici mieć z tego związku nie chciał bo przydałyby chwałę nie jemu tylko bratu. Więc zasadniczo chodziło o grzech egoizmu, zawiści do zmarłego, nie o samo wylewanie nasienia. Choć trzeba powiedzieć, że to konkretne zachowanie było owocem/konsekwencją tego, co działo się w jego duszy.To by się jakoś uzupełniało z tym, co kiedyś później powiedział Jezus, że nieczyste, może być tylko to, co z wnętrza człowieka wychodzi.
Jeżeli takie jest przesłanie tego fragmentu Biblii, to widać, jak przeinaczane jest ono na potrzeby konkretnej agitacji w KK (w tym przypadku agitacji na rzecz szkodliwości masturbacji) – ten fragment jest bowiem podawany jako uzasadnienie szkodliwości.Tymczasem, jeżeli przesłanie tego fragmentu jest takie, jakie piszesz, to nie wynika z niego w żaden sposób, że masturbacja jest szkodliwa (i abstrahuję tutaj od podawanych chociażby przez Autora bloga argumentów, że szkodliwa być może). I zastanawiam się, że podobne nadużycie być może jest popełniane na przykład w przypadku antykoncepcji. W tym aspekcie wiele argumentów używanych w dyskusji staje się co najmniej naciągane…pozdrawiamcseP.s. Gdzie są pozostali „stali dyskutanci” tego bloga?
Sądzę, że warto poczytać poszerzające wiedzę inne mini-wykłady dostępne w necie ja choćby ten:http://www.opoka.org.pl/biblioteka/F/FE/granice_relatywzmu_04.htmlCzy etyka i moralność to to samo? (Artur używa tych terminów wymiennie).Według prof. Ossowskiej etyka zawiera w sobie moralność, ale jest czymś więcej: mówi o wartościach rzeczy w ogóle, definiuje o co warto zabiegać, o co nie – jest więc poszerzona o teorię wartości.Moralność natomiast mówi o tym co ludzie w danych warunkach uważają za dobre/właściwe a co za naganne. W czasach Jezusa ukamienowanie jawnogrzesznicy nie było niemoralne, takie było prawo do którego wszyscy mieli się stosować. Jezus staje jakby ponad tą ówczesną moralnością – pokazuje wartość życia jako takiego, ludzkiej godności itp.Onan rozgniewał Boga nie dlatego, że wylewał nasienie na ziemię lecz dlatego, że nie wzbudził potomstwa swemu zmarłem starszemu bratu.
Myślę, że ten feler tkwiący w koncepcji trwania w zjednoczeniu z Bogiem nie jest właściwie felerem. Nie jestem znawcą ani Arystotelesa ani Św.Tomasza , ale według dostępnej mi wiedzy trwanie w kontemplacji Boga nie oznacza niezajmowania się sprawami doczesnymi. Czytając niektórych autorów można wręcz odnieść wrażenie przeciwne, uzdalnia do zajmowania się sprawami doczesnymi w sposób twórczy i nieegoistyczny, a co za tym idzie nadzwyczaj efektywny 😉
Ciekawy wyklad z historii filozofii panie Arturze. Teol.Mor. uczy o czlowieku prymitywnym „drzemiącym” w kazdym z nas. Dojrzalosc polega na wlasnej refleksji: na ile mu sie poddaje? Co do seksualnosci to nie jestesmy zwierzetami-mamy rozum. „Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzysc”, no nie? Akt malzenski (pomine tutaj kolezeńskie uprawianie seksu) powinien byc skierowany na danie potomstwa a takze przyjemnosc. Jesli chodzi o masturbacje to niekoniecznie trzeba traktowac ją jako problem. Nalezy odroznic masturbacje dla przyjemnosci z wyrafinowanymi fantazjami, stanu psychozy, od nalogu spowodowanego nieuporzadkowaniem zachowan natury seksualnej. Tak mysle ja. Pozdrawiam. Maicon.
Wracając jeszcze do październikowego wpisu.Czy pytanie „po co mi Kościół”? jest podobne do pytania „po co mi żona”?Mąż/żona jest w związku równorzędnym partnerem, Kościół (instytucjonalny) nim nie jest i nigdy nie będzie.Chociaż zasadnicza rola i tego i tego jest podobna -pokazywać mi Boga, jakoś prowadzić do niego.Nigdzie Jezus nie powiedział: „bądź w Kościele a będziesz zbawiony”.Wskazywał raczej na to, że należy „wypełniać wolę Ojca”. Tak więc to jest może klucz do zrozumienia tajemnicy Barbary Skargi, prof Marii Ossowskiej, Tadeusza Kotarbińskiego i innych niezwykle przyzwoitych niewierzących.Oni choć nie opierali swego kodeksu etycznego na samej nauce Kościoła, to jednak nie działali w próżni, też się na czymś wspierali: np. na intuicyjnym poczuciu moralnej przyzwoitości, humanizmie i co bardzo ważne – na indywidualnej wewnętrznej głębokiej pracy nad sobą.A my?Kościół instytucjonalny (co bardzo irytujące niektórych na tym blogu i niestety nie bez racji) nierzadko przypomina naburmuszonego sędziego i pysznego arystokratę i bywa zgorszeniem dla wiernych.A Jezus chciał aby jego wspólnota była jak On – cicha i pokorna.Jedyne co możemy zrobic to dawać własne świadectwo i żyć tak, aby inni patrząc na nas chcieli się nawracać.
Anias, dziękuję za to uzupełnienie – wydaje mi się ono bardzo cenne. Co do rozumienia kontemplacji przez św. Tomasza, to zdaję sobie sprawę, że streszczenie jego myśli w 8 linijkach jest – delikatnie mówiąc – ryzykowne. Ale, jak już mówiłem, blog prędzej zniesie takie drastyczne uproszczenia. :)(Tym bardziej, gdy znajdą się takie osoby, jak Kurk, które na to zwrócą uwagę.)