Sądy wyobrażone

Politolog starym zwyczajem próbował mnie podpuścić, bym wszedł tym razem w rolę eksperta Soboru Watykańskiego III. Już się zacząłem zastanawiać, czym powinien się nowy sobór zająć, gdy przyszedł mi do głowy pomysł na inny eksperyment myślowy.

Wyobraźcie sobie Sąd Ostateczny…

Sporniak stoi z hardą miną, która coraz bardziej mu rzednie, gdy słyszy, jak jest naprawdę. Seksualność w warunkach ziemskiego życia jest czymś niezwykłym. Jest bramą do rzeczywistości, która przerasta człowieka i dzięki temu pozwala mu przekraczać siebie i swoje doczesne ograniczenia. Tą rzeczywistością jest miłość, która nie pochodzi od nas tylko od Boga. Każda ziemska miłość powinna pozwalać wciągać się w ową Boską miłość. Tylko w ten sposób może wzrastać.

Miłość między mężczyzną a kobietą ma seksualny charakter po to, by Boska miłość owocowała wzajemną miłością dwojga ludzi i nowym życiem, które samo w sobie jest czymś niezwykłym. Każdy nowy człowiek jest niepowtarzalny, nawet ten poczęty w laboratorium, czy wręcz złożony z genetycznych cegiełek (tu Sporniak zobaczył przyszłość nauki). Tej niepowtarzalności nie można z góry zaprogramować – ona pochodzi wprost od Boga. Dlatego człowiek, sięgając po seks powinien liczyć się z jego „nieziemskim” odniesieniem.

Seks nie jest ową rzeczywistością przekraczającą człowieka – on jest jedynie i aż bramą do tej rzeczywistości. Ludzie często to mylą. Nie jest też po prostu zabawą, która ma uatrakcyjniać życie. Gdy nie dokonuje się „po Bożemu”, czyli w pełnym fizjologicznym połączeniu kobiety i mężczyzny, przestaje być ową bramą, przejściem, wkroczeniem na szlak odwiecznych przeznaczeń. Odbija się od czystej fizjologii i skłania ludzi ku przyziemnym rzeczom.

Pozornie rygorystyczne nauczanie Kościoła przez wieki jedynie chroniło to najgłębsze przeznaczenie ludzkiej seksualności. Nie chodziło o straszenie piekłem, tylko o pokazywanie ludziom właściwej drogi. Dopatrywanie się w owym nauczaniu sprzeczności i pomyłek, zamiast pokazywać coraz głębszy sens życia, miłości i seksu, wodzi ludzi na manowce.

No i jak byście mnie bronili?

(Na szczęście w ostatniej chwili Anioł Stróż znalazł w swoim laptopie ten wpis… J)

                                                                                     

*

 

A propos wyobraźni, szukając dla MagCzu w „Miłości i odpowiedzialności” wypowiedzi Karola Wojtyły na temat „intencji prokreacyjnych”, znalazłem ciekawy przypis o „sądach wyobrażonych” (w moim wydaniu z 1986 r. nr 47 na str. 146). Kontekstem jest uwaga Wojtyły na temat trudności z rozeznaniem w konkretnej sytuacji, czy wola uległa już pożądaniu, czy jeszcze nie. Sam jednak przypis wskazuje, jak mi się wydaje, na daleko idące konsekwencje. Nie bez znaczenia jest fakt, że przypisy opracował zespół uczniów Wojtyły (m.in. księża profesorowie Styczeń i Szostek), który, jak możecie przeczytać we wstępie, starał się uwzględnić wyniki dyskusji etyków po „Humanae vitae”:

 

Akt woli („chcenie” lub „niechcenie” czegoś) implikuje poznanie intelektualne tego czegoś, a więc sąd rozumu. Stąd zachowanie się człowieka doznającego uczuć „moralnie podejrzanych” w sytuacji pozwalającej tylko na „sądy wyobrażone”, a nie wydane rzeczywiście – bez względu na to, jakie by to zachowanie było – nie może być przedmiotem oceny moralnej. Tylko na gruncie świadomości intelektualnej nie zaś czysto wyobrażeniowej – zrodzić się może sąd o powinności moralnej (wyobrazić sobie, że jest się zobowiązanym do czegoś, to za mało, by faktycznie być zobowiązanym, podobnie jak wyobrazić sobie, że się, czegoś chce – np. na scenie teatralnej – a chcieć czegoś naprawdę, to dwie różne sprawy).

 

Czy zatem jeżeli ktoś w dobrej wierze postępuje zgodnie z sumieniem, dowiaduje się jednak, że Kościół widzi w jego postępowaniu czyny wewnętrznie złe, próbuje to bezskutecznie zrozumieć (jego intelektualne poznanie nie jest w stanie przekształcić się w sąd rozumu o powinności moralnej), wyobraża sobie jednak, że postępuje źle i doznaje uczuć „moralnie podejrzanych” (duchowego dyskomfortu), to „bez względu na to, jakie by to zachowanie było [np. uciekanie się w trudnych sytuacjach do prezerwatywy, pieszczoty z orgazmem, czy małżeński seks oralny] – nie może być przedmiotem oceny moralnej”? Nie wystarczy – jak głosi przypis – „wyobrazić sobie” pod wpływem nauczania Kościoła, że „jest się do czegoś zobowiązanym”, trzeba, żeby nasz własny, niczym nieprzymuszony rozum uznał to za prawdę. Czy dobrze rozumiem?

No, byłoby to jednak coś sensacyjnego (musiałbym zamknąć blog J). Niestety nie znalazłem nic więcej na temat sądów wyobrażonych. Może ktoś coś wie?

47 komentarzy do “Sądy wyobrażone

  1. ~x

    To co myślimy o sobie, to się realizuje w materii.Jednak gdy uda się nas zmanipulować do myślenia, że jesteśmy “zwyczajni” – to tworzymy “zwyczajne” życie.Kiedy uwierzymy, że jesteśmy “nadzwyczajni” – tworzymy “nadzwyczajne” życie – i tu manipulacja się kończy.

  2. ~Krzysztof_U

    Przytoczę dalszą część przypisu, ponieważ daje on „więcej światła”:…Kierowanie własnym działaniem zgodnie z „prawdą o dobru moralnym” może być poniekąd „podświadome”, lecz w tym tylko sensie, że racje uprzednio przyjęte i utrwalone w określonych dyspozycjach czynnościowych uracjonalniają dane działanie spoza pola uwagi aktualnej. Moralna wartość działań ludzkich – przy dużej częstotliwości zmian zachodzących, co do ich przedmiotu i okoliczności – nie może być bezustannie kontrolowana i sprawdzana w polu uwagi, jakie obejmować musi również inne rodzaje ocen. Dlatego „człowiek dobrej woli” słusznie ufa – bo zresztą ufać musi – tej „spontaniczności nabytej”, jaką zawdzięcza swoim wartościowym moralnie dyspozycjom (podobnie jak w szanującej się społeczności obywatele – czy np. uliczni przechodnie – uważani są za niepodejrzanych donec, contrarium probetur). Na drodze poszukiwań warto odwołać się do encykliki „Rozum i Wiara”, dyskwalifikującej w/w hipotezę:”Wiara i rozum (Fides et ratio) są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy. Sam Bóg zaszczepił w ludzkim sercu pragnienie poznania prawdy, którego ostatecznym celem jest poznanie Jego samego, aby człowiek — poznając Go i miłując — mógł dotrzeć także do pełnej prawdy o sobie”Abstrahując jednak od hipotez i problemu powyżej poruszanego, proponuję spojrzeć na zagadnienie „seksualnych wyjątków potwierdzających regułę”, jako na system zasad moralnych, którego niedoskonałość nie dziwi, z racji nieistnienia ziemskiego systemu doskonałego. Tak więc mając do wyboru system i brak systemu w konsekwencji skutków, oczywistym może okazać się „cicha aprobata wyjątków” lub „brak aprobaty” z uwagi na przetrwanie systemu.

    1. Artur Sporniak

      > Przytoczę dalszą część przypisu, ponieważ daje on „więcej> światła”:> …Kierowanie własnym działaniem zgodnie z „prawdą o dobru> moralnym” może być poniekąd „podświadome”, lecz w tym> tylko sensie, że racje uprzednio przyjęte i utrwalone w> określonych dyspozycjach czynnościowych uracjonalniają> dane działanie spoza pola uwagi aktualnej. Moralna wartość> działań ludzkich – przy dużej częstotliwości zmian> zachodzących, co do ich przedmiotu i okoliczności – nie> może być bezustannie kontrolowana i sprawdzana w polu> uwagi, jakie obejmować musi również inne rodzaje ocen.> Dlatego „człowiek dobrej woli” słusznie ufa – bo zresztą> ufać musi – tej „spontaniczności nabytej”, jaką zawdzięcza> swoim wartościowym moralnie dyspozycjom (podobnie jak w> szanującej się społeczności obywatele – czy np. uliczni> przechodnie – uważani są za niepodejrzanych donec,> contrarium probetur).Pominąłem tę część przypisu, gdyż odnosi się ona najwyraźniej do sytuacji opisywanej przez Wojtyłę w tym miejscu „MiO”. Przypomnę: trudności w rozeznaniu w konkretnym momencie, czy wola uległa już pożądaniu, czy jeszcze nie. To, co autorzy przypisu dopowiadają, jest oczywiste: gdybyśmy w trakcie działań seksualnych, gdy ogarnia nas podniecenie, zaczęli się nad nimi zastanawiać… z seksu nic by nie wyszło. 🙂 To zresztą najprostsza i chyba bardzo stara metoda radzenia sobie z niechcianymi uczuciami: zacząć się nad nimi zastanawiać – natychmiast tracą swoją moc.Mnie chodzi o inną sytuację: niemożności zrozumienia tego, że dana kategoria czynów jest moralnie zła sama z siebie, jak głosi akurat Kościół. Czy to nie jest także „sytuacja pozwalająca tylko na sądy wyobrażeniowe”?> Na drodze poszukiwań warto odwołać się do encykliki „Rozum> i Wiara”, dyskwalifikującej w/w hipotezę:> „Wiara i rozum (Fides et ratio) są jak dwa skrzydła, na> których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy. Sam> Bóg zaszczepił w ludzkim sercu pragnienie poznania prawdy,> którego ostatecznym celem jest poznanie Jego samego, aby> człowiek — poznając Go i miłując — mógł dotrzeć także do> pełnej prawdy o sobie”Temu nie zaprzeczam – także wierzę, że Bóg nas stworzył w ten sposób, abyśmy mogli Go poznać i pomaga nam to czynić, jeśli się na Niego otwieramy. Czasem mam jedynie wątpliwości, czy Boża prawda dla nas pokrywa się w pełnym swoim zakresie i zawsze z prawdą głoszoną przez Kościół w każdym swoim szczególe. :)> Abstrahując jednak od hipotez i problemu powyżej> poruszanego, proponuję spojrzeć na zagadnienie> „seksualnych wyjątków potwierdzających regułę”, jako na> system zasad moralnych, którego niedoskonałość nie dziwi,> z racji nieistnienia ziemskiego systemu doskonałego.> Tak więc mając do wyboru system i brak systemu w> konsekwencji skutków, oczywistym może okazać się „cicha> aprobata wyjątków” lub „brak aprobaty” z uwagi na> przetrwanie systemu.A tej uwagi o „wyjątkach” nie bardzo rozumiem.

      1. ~Krzysztof_U

        > Czasem mam jedynie wątpliwości, czy Boża prawda dla nas pokrywa się w pełnym swoim zakresie i > zawsze z prawdą głoszoną przez Kościół w każdym swoim szczególe. :)Ja mam niemal pewność co do powyższej hipotezy wysuniętej przez Pana, ale rozumiem też 2-gą stronę. Proszę sobie wyobrazić, że prezerwatywa jest narzędziem, które może nieść spełnienie małżeńskie, ale i „cywilizację śmierci”. W obszarach „miękkich”, w których nie można odnieść się do sytuacji jednoznacznie (tak rób, a tak nie rób), a należałoby mieć pewność co mądrości w używaniu prezerwatyw (właściwego punktu odniesienia co do potencjalnych zagrożeń z sexoholizmem i przedmiotowością włącznie) nie można stworzyć skutecznego systemu. „Dasz palec a wezmą całą rękę”. Dodatkowo nakładając na to kontekst realnie istniejącej „cywilizacji śmierci”, w którą są uwikłani katolicy (uogólnienie), rozbudowanego konsumpcjonizmu, ujemnego przyrostu naturalnego itd., jak można „dać palec” bez jednoznacznego tak-nie?Podobnie rzecz ma się z „doskonałym opętaniem” kwalifikującym się do teoretycznej kary śmierci, którego nikt nie potrafi na 100% udowodnić.Żyjemy na ziemi, na której nie ma idealnego systemu. Szukanie dziury w systemie ma swoje zalety i wady. System mianowicie można doskonalić lub go zburzyć. Konsekwencje braku systemu są często gorsze niż posiadania systemu niedoskonałego. Mam jednak uzasadnione obawy, że system KK jest „łatany zbyt wolno”. Wykonanie „łaty” w zakresie etyki seksualności nie jest łatwe. ja nie mam pomysłu (jako hipotetyczny decydent) jak dopuścić prezerwatywy nie narażając się na katastrofalne konsekwencje „cywilizacji śmierci”.A może sytuacja wygląda inaczej?Może wszyscy używają prezerwatyw kwalifikując się poniekąd do „ateistów światopoglądowych”, a bajdurzenie o ich fatalnych skutkach w kontekście nauki KK już dawno leży zapomniane w ciemnej szufladzie? Być może, że obecny stan to masowa utrata wiary z powodu niezrozumiałych zakazów?Oczywiście w/w uwagi nie odnoszą się do argumentów abstrakcyjnych (zasłony dymnej), o której pisał Pan kilka lat temu. Chodziło bodajże o „ingerencja w moc stwórczą”.

        1. ~MagCzu

          > Konsekwencje> braku systemu są często gorsze niż posiadania systemu> niedoskonałego. Mam jednak uzasadnione obawy, że system KK> jest „łatany zbyt wolno”. Wykonanie „łaty” w zakresie> etyki seksualności nie jest łatwe. ja nie mam pomysłu> (jako hipotetyczny decydent) jak dopuścić prezerwatywy nie> narażając się na katastrofalne konsekwencje „cywilizacji> śmierci”.Po pierwsze, twórcom cywilizacji śmierci wisi, co ma Kościół do powiedzenia na temat prezerwatyw. Po drugie, prawdy się nie instrumentalizuje, nawet w szlachetnych celach.Po trzecie, zasadniczo system od dawna jest: dwa przykazania miłości; na tym się opierają Prawo i prorocy.

          1. ~Krzysztof_U

            >Po pierwsze, twórcom cywilizacji śmierci wisi, co ma Kościół do powiedzenia na temat prezerwatyw. Nie zgodzę się. Twórcy i odtwórcy cywilizacji śmierci to niestety my – grzeszni ludzie (m.in. katolicy) popadający choćby w konsumpcjonizm. >Po drugie, prawdy się nie instrumentalizuje, nawet w szlachetnych celach.W teorii. W praktyce bywa różnie. To tak jak z demokracją, która jest niedoskonała, ale najlpesza. System ma przede wszystkim pomagać w wypasie owieczek a nie w dyskursach filozofów.>Po trzecie, zasadniczo system od dawna jest: dwa przykazania >miłości; na tym się opierają Prawo i prorocy. Diabeł tkwi w szczegółach :-).Przykazanie miłości to nie system a drogowskaz.Nie umnijszając drogowskazowi (który jest najważniejszy), KK musi rozstrzygać w drodze do celu (wyznaczonym przez drogowskaz) które konkretnie szlaki wybrać i dlaczego. A na szlakach bywa różnie…

          2. ~MagCzu

            > Twórcy i odtwórcy cywilizacji śmierci to> niestety my – grzeszni ludzie (m.in. katolicy) popadający> choćby w konsumpcjonizm.Oczywiście, że można i tak patrzeć. Kto jest grzeszny w Kościele – ja i ty. Z naszej winy mamy cywilizację śmierci i z naszej winy były nieszczęścia drugiej wojny. Jest jednak ogromna różnica między ludźmi, którym czują niechęć do zrodzenia dużo dzieci, a ludźmi, którzy dążą środkami prawnymi do przymusowych sterylizacji i aborcji.> >Po drugie, prawdy się nie instrumentalizuje, nawet w> szlachetnych celach.> W teorii. W praktyce bywa różnie. To tak jak z demokracją,> która jest niedoskonała, ale najlpesza. System ma przede> wszystkim pomagać w wypasie owieczek a nie w dyskursach> filozofów.Nie chodzi o dyskurs filozofów, lecz o konsekwencje grzechów śmiertelnych, tak jak je przedstawia katechizm. Czy prawdą jest, iż są to grzechy ściągające na człowieka karę piekła. Do znudzenia poza tym przywołuję przykład z alkoholizmem – czy nie lepiej dla owieczek, gdyby picie alkoholu było grzechem? Tak jest w islamie. Celem „pasienia owieczek” nie jest zadowolenie pasterzy, że mają ład na łące. Kościół istnieje po to, by człowiek się w nim zbawiał. Po nic innego.> > Po trzecie, zasadniczo system od dawna jest: dwa> przykazania >miłości; na tym się opierają Prawo i prorocy.> Diabeł tkwi w szczegółach :-).> Przykazanie miłości to nie system a drogowskaz.> Nie umnijszając drogowskazowi (który jest najważniejszy),> KK musi rozstrzygać w drodze do celu (wyznaczonym przez> drogowskaz) które konkretnie szlaki wybrać i dlaczego. A> na szlakach bywa różnie…No właśnie nie wiem, czy musi. Już nie musi np. udzielać zgody na czytanie książek z indeksu.

          3. ~Krzysztof_U

            przykład z alkoholem – b.dobry…i widzę, że podchodzimy „do tej samej góry” z 2 różnych stron 🙂 i spieramy sięczy to ta sama góra, ponieważ z każdej strony wygląda inaczej :-). To kwestia kilku godzin dyskusji a nie „postowania” na blogu :-).

          4. ~Krzysztof_U

            MagCzu, właściwie to powinienem powitać po latach, może nie tak i w tym miejscu, ale nie mam innej sposobności. Czy znalazłaś już ukojenie w związku z „tym” wydarzeniem przeszłośi? Wiele się modliłem w Twojej intencji.

        2. ~cse

          Wydaje mi się, że w ten sposób chyba nie można argumentować. Równie dobrze można powiedzieć, że bagietka też może służyć do dobrych celów (żywienie), ale może też tworzyć cywilizację śmierci – po ususzeniu można z niej zrobić kij bejsbolowy i tłuc innych.Przecież fakt, że coś można wykorzystać niecnie nie może implikować, że każde użycie tego czegoś będzie niecne. Już kiedyś komentowałem, że takie podejście na pewno jest bezpieczne – zakazanie wszystkich POTENCJALNIE niewłaściwych rzeczy zmniejsza odpowiedzialność ustawodawcy – nie trzeba wchodzić w niuanse i w razie czego można powiedzieć, że zakazując bagietek wiedzieliśmy, że mogą one być użyte do zabijania innych, więc nie wolno się buntować przeciwko zakazowi ich użycia.A jak się jeszcze trafi świadectwo kogoś, kto bagietek używał tylko do zabijania innych a teraz się nawrócił i od bagietek stroni całkowicie, to będzie dodatkowy argument do poparcia tego ustawodawstwa.To jest tak, jakby, chcą zapobiec poparzeniu, powiedziało się małemu dziecku, że mu pod żadnym pozorem nie wolno wchodzić do kuchni. I potem taki zakaz rozciągnęło na wszystkich. I faktycznie w kuchni można się poparzyć (nawet doświadczony kucharz), ale można stworzyć wiele fantastycznych potraw.Tego właśnie nie mogę zrozumieć w nauczaniu KK: że z przypadków skrajnych nadużyć tworzy się jakieś uogólnienie na całość sprawy i na tej podstawie tworzy się prawa.pozdrawiamcse

          1. ~MalcolmX

            ale oprócz bagietki (prezerwatywa) jest bułka (npr), więc jest „zdrowa alternatywa” bagietki to sexoholizm i w dodatku przestaną się rodzić dzieciaki i katolicy wymrą 🙂

  3. Artur Sporniak

    I jeszcze obiecany MagCzu fragment „MiO” o intencjach prokreacyjnych:Wracając jeszcze do wspomnianego stanowiska: stosunek małżeński jest dopuszczalny i godziwy pod tym tylko warunkiem, że x i y zamierzają przezeń doprowadzić do prokreacji, trzeba zauważyć, że stanowisko takie może zawierać w sobie ukryty utylitaryzm (osoba jako środek do celu – o czym już była mowa w rozdziale I), a wówczas kolidowałoby z normą personalistyczną. Współżycie małżeńskie wypływa i winno wypływać z wzajemnej miłości oblubieńczej. Jest ono potrzebne miłości, a nie tylko prokreacji. Małżeństwo jest instytucją miłości, a nie tylko płodności. Współżycie małżeńskie zaś samo w sobie jest stosunkiem między-osobowym, jest aktem miłości oblubieńczej, dlatego też intencja i uwaga winny być skierowane w stronę drugiej osoby, w stronę jej prawdziwego dobra. Nie wypada skierowywać tej intencji i uwagi w stronę możliwego (in potentia) następstwa stosunku, zwłaszcza gdyby to łączyło się z odwróceniem uwagi i intencji od współmałżonka. Dlatego też z pewnością nie chodzi o nastawienie: „Spełniamy ten akt, wyłącznie, aby być rodzicami”. Wystarczy zupełnie nastawienie: „Spełniając ten akt, wiemy, iż możemy stać się ojcem i matką i jesteśmy na to gotowi”. Jedynie takie nastawienie jest zgodne z miłością i umożliwia jej wspólne przeżycie. Samo stawanie się matką i ojcem dokonuje się tylko przy sposobności aktu małżeńskiego; on sam powinien być aktem miłości, aktem zjednoczenia osób, a nie tylko „narzędziem” czy „środkiem” prokreacji. Jeśli jednak jakieś przeakcentowanie intencji samej prokreacji zdaje się kłócić z właściwym charakterem, współżycia małżeńskiego, to tym bardziej kłóci się z nim pozytywne wykluczenie prokreacji (raczej możliwości prokreacji). Pewne przeakcentowanie intencji prokreacji tłumaczy się w zupełności w małżeństwie przez długi czas bezdzietnych; nie stanowi ono wówczas jakiegoś wypaczenia aktu miłości, raczej uwydatnia tylko naturalny związek miłości z rodzicielstwem. Natomiast pozytywne wykluczenie możliwości poczęcia odbiera wprost współżyciu małżeńskiemu ów potencjalny charakter rodzicielski – w pełni usprawiedliwiający to współżycie przede wszystkim wobec samych osób biorących w nim udział – który sprawia, że uznają je za wstydliwe i czyste. Kiedy mężczyzna i kobieta, współżyjąc z sobą po małżeńsku, pozytywnie wykluczają możliwość ojcostwa i macierzyństwa, wówczas przez to samo intencja każdego z nich odwraca się również od osoby, a skierowuje się na samo używanie: znika „osoba współtworząca miłość”, a pozostaje tylko „partner przeżycia erotycznego”. I to jest najgruntowniej sprzeczne z właściwą orientacją aktu miłości. Uwaga i intencja w związku z tym aktem winny być skierowane ku samej osobie, wola przejęta jej dobrem, uczucie pełne afirmacji jej właściwej wartości. Wykluczając pozytywnie możliwość prokreacji we współżyciu małżeńskim, mężczyzna i kobieta nieuchronnie przesuwają całe przeżycie w stronę samej przyjemności seksualnej. Treścią przeżycia staje się wówczas „używanie”, podczas gdy winno nim być właśnie „miłowanie”, a używanie (w drugim znaczeniu słowa „używać”) winno tylko towarzyszyć aktowi małżeńskiemu. (Rozdział IV: „Sprawiedliwość względem Stwórcy”; podrozdział: „Rozrodczość a rodzicielstwo”)

    1. ~Farad

      > Natomiast pozytywne wykluczenie możliwości poczęcia odbiera wprost współżyciu małżeńskiemu > ów potencjalny charakter rodzicielski – w pełni usprawiedliwiający to współżycie przede wszystkim > wobec samych osób biorących w nim udział – który sprawia, że uznają je za wstydliwe i czyste.Z tego tekstu wynika, że nawet seks małżeński jest grzechem. Usprawiedliwia go jedynie potencjalna prokreacja. Jeszcze raz, bo chcę to podkreślić. Z tego tekstu wynika, że autor uważa każdy seks za grzech. Także seks małżeński, o ile ten nie jest potencjalnie płodny.I to jest prawdziwa skala problemu, z jakim autor tego bloga się boryka. Podejrzewam, że jakby głębiej pokopać, to z każdego oficjalnego pisma wyjdzie to samo: jakikolwiek seks jest grzechem, łącznie z małżeńskim, z jednym wyjątkiem – potencjalnej przynajmniej prokreacji. (Aż mnie korci napisać, dlaczego ten akurat przypadek dostał dyspensę.)

    2. ~MagCzu

      Artur, dziękuję. I za wskazanie linka również 🙂 (Wolałabym czytać ten tekst tak jak czytam ulubionego Bubera – jako przyczynek do rozważań – a nie jako źródło obowiązującej doktryny…)Spodziewałam się, że gdzieś około tego fragmentu odnajdzie się jakieś wyjaśnienie, dlaczego istnieje asymetria w ocenie „przeakcentowania” któregoś z celów współżycia małżeńskiego. Nie mam czasu teraz tego przejrzeć – zresztą teksty Wojtyły są niezbyt przejrzyste pod kątem szukania założeń i wnioskowań – ale czuję, że podstawą jednak jest tu biologiczna celowość aktu tradycyjnie rozpoznawana jako prokreacja.Przy okazji natknęłam się na też ciekawy fragment rozdziału „Analiza zmysłowości”, w którym pada próba wyjaśnienia zła zmysłowości. Wojtyła zakładał, że „przetworzona” zmysłowość (a inna nie jest nam dostępna) posiada nastawienie na samo użycie, w oderwaniu od biologicznego celu seksu. Jak dla mnie, to to „zbrukanie” jest tu włożone rękami. Podobnie jak włożone rękami jest twierdzenie, że reakcja wstydu wynika z poczucia bycia sprowadzonym do przedmiotu użycia. A jedno z drugim jest związane. „Dodajmy, że u człowieka nie może być mowy o „czystej” zmysłowości, jak u zwierząt, ani też o nieomylnym regulowaniu jej reakcji przez instynkt. Dlatego też to, co jest bez reszty naturalne u zwierząt; stoi poniżej natury u człowieka. Sama treść reakcji zmysłowości, w której zawiera się przeżycie ciała i płci jako „możliwego przedmiotu użycia”, wskazuje na to, że zmysłowość nie jest u człowieka „czysta”, ale w pewien sposób przetworzona pod kątem wartości. Czysta, naturalna zmysłowość kierowana w swych reakcjach instynktem nie posiada nastawienia na samo użycie w oderwaniu od celu życia seksualnego, zmysłowość natomiast u człowieka posiada takie nastawienie.”

  4. ~ogo

    cokolwiek bym nie czytał firmowanego przez TP to jakieś pokrętne, wieloznaczne podobne do bełkotu Wałęsy.Wstyd (nie chodzi mi o ten blog), TP zrobił się krypto antychrześcijański bardziej niż Wyborcza.O tym, że ma w tytule „POWSZECHNY” nawet mnie od kilkudziesięciu lat nie uwiera!!!Czyżby ludzie Tygodnika Powszechnego stracili wiarę w Jezusa Chrystusa i Kościół rzymsko-katolicki?

  5. ~jad

    Czytałam pobieżnie…Za dużo pieprzenia o tym i o tamtym… Działam zgodnie z moim sumieniem, żadna wiara mnie nie krępuje, jestem więc wolnym człowiekiem i nie muszę się tłumaczyć jak autor tego tekstu . Pozdrawiam wszystkich wolnych ludzi od wszelkiej metafizyki.

  6. ~Ixia

    Zawsze gdzieś koło Wielkiej Nocy skrupuły Sporniaka rosną. A cóż złego dopatrujesz się w seksie oralnym i to na dodatek małżenskim, bo z Twojej wypowiedzi można by wnioskować, że jest wogóle przez Kościół niedopuszczalny. Pozdrawiam,i nie obawiajmy się Miłości

  7. ~niezapominajka

    Rabindranath Tagore napisał coś takiego: „Nie przez oskubanie kwiatka poznasz jego piękno”.To wszystko, co na temat ludzkiej miłości i małżeństwa piszą księża, jest dla mnie właśnie takim oskubywaniem kwiatka. Oskubywaniem czyli niszczeniem. Nie dajmy się zwariować.

  8. ~cse

    Ten przypis o akcie woli jest dla mnie trochę nieostry. W jaki bowiem sposób ocenić miarę intelektualnego poznania danej materii? Moje intelektualne poznanie materii stosowania sztucznej antykoncepcji jest mizerne w porównaniu z wiedzą seksuologów czy ginekologów w zakresie techniczno-naukowym i jest co najmniej równie mizerne w porównaniu z wiedzą teologów czy etyków w zakresie etyczno-moralnym. Stąd można wyciągnąć prosty wniosek, że moje sądy w tej materii będą zawsze wyobrażone, więc nie mogą być przedmiotem oceny moralnej. Takie podejście jest jednak dość ryzykowne, bo bardzo łatwo rozciągnąć je na dowolną dziedzinę i łatwo tu o nihilizm.Z drugiej strony sam tu przyznawałem, że stosowanie się do zakazu antykoncepcji wzięło się u mnie z tego, że mi tak „wyprano mózg” bez żadnej głębszej dyskusji osadzonej na gruncie logicznej argumentacji. Stąd moje poczucie zobowiązania do przestrzegania tego zakazu może być wyobrażone – czy w tym kontekście nieprzestrzeganie tego zakazu miałoby nie podlegać ocenom moralnym?Jednocześnie w cytowanym tutaj dla MagCzu fragmencie MiO czytam: „Dlatego też z pewnością nie chodzi o nastawienie: >>Spełniamy ten akt, wyłącznie, aby być rodzicami<>Spełniając ten akt, wiemy, iż możemy stać się ojcem i matką i jesteśmy na to gotowi<<". Ponieważ antykoncepcja nie daje 100% nie zajścia w ciążę, więc każdy stosunek, nawet z użyciem prezerwatywy czy pigułek nieporonnych implikuje tę gotowość do stania się ojcem i matką. Gotowość nie oznacza jednak chęci – stąd użycie antykoncepcji. Z powyższego nie potrafię jednak wywnioskować tego moralnego zła antykoncepcji, o którym mówi KK.pozdrawiamcse

    1. ~muddy

      > Jednocześnie w cytowanym tutaj dla MagCzu fragmencie MiO> czytam: „Dlatego też z pewnością nie chodzi o nastawienie:> >>Spełniamy ten akt, wyłącznie, aby być> rodzicami>Spełniając ten akt, wiemy, iż możemy stać się> ojcem i matką i jesteśmy na to gotowi< antykoncepcja nie daje 100% nie zajścia w ciążę, więc> każdy stosunek, nawet z użyciem prezerwatywy czy pigułek> nieporonnych implikuje tę gotowość do stania się ojcem i> matką. Gotowość nie oznacza jednak chęci – stąd użycie> antykoncepcji. Z powyższego nie potrafię jednak> wywnioskować tego moralnego zła antykoncepcjiI w drugą stronę: jak ma się ten fragment do „trenerów NPR” świadczących o doskonałej skuteczności tej metody? Współżyjąc w „fazie niepłodnej” i będąc przekonanym o poprawnym stosowaniu NPR przechodzimy do kategorii „pozytywnie wykluczających ojcostwo i macierzyństwo”. Dlaczego więc „NPR jest dobre”?

  9. ~Rafał Krzysztof

    Panie Arturze z chęcią podejmę funkcję Pańskiego adwokata na Sądzie Ostatecznym przeprowadzonym w trybie przepisanym według norm zawartych w nauczaniu Kościoła 🙂 Moja Kancelaria podejmie obrony charytatywnie 🙂 Jako linię obrony proponuję przedstawić następujący materiał dowodowy:1) nauka o konieczności postępowania w zgodzie z sumieniem, nawet źle uformowanym2) oraz obowiązek kształtowania go w odniesieniu do norm Kościoła, co wydaje mi się, że Pan czyni, czego dowodem jest ten blog oraz chyba w szczególności polemiki w prasie z „wysokimi” przedstawicielami doktryny KK. 3) argument, który proponuję wysunąć przed Trybunałem Sprawiedliwości znajduje się w dalszej części Pańskiego wpisu. Chodzi mi o przypis do MiO. Wydaje mi się, że interpretuje go Pan poprawnie. Naczelną regułą, na której zasadza się ta interpretacja jest obowiązek postępowania zgodnie z sumieniem, a nie wyobrażeniem. Oczywiście nie dam ręki uciąć, że autorzy przypisu mieli dokładnie identyczną intuicję jak Pan. Jednak idąc „metodą” św. Tomasza w myśl, której jeśli twierdzenie da się zinterpretować w sposób zgodny z rzeczywistością – nawet wbrew intencji autora – to trzeba tak interpretować!Za taką interpretacją przemawiają według mnie następujące fakty:1) dzieci poniżej 8 roku życia nie są odpowiedzialne moralnie, ponieważ poniekąd umownie przyjmuje się, że do tego wieku nie używają one rozumu. Nie można jednak powiedzieć, że nie wydają one żadnych sądów. Przedmiotem oceny jest użyteczność/szkodliwość jakiegoś przedmiotu. Jest to jednak sąd czysto zmysłowy, podobny do tego jakie kierują zwierzętami dzięki zmysłowej władzy osądu (vis aestimativa). Oczywiste jest, że z takimi sądami wiążą się pewne wyobrażenia i wspomnienia, które określiłbym „sądami wyobrażeniowymi”;2) niewątpliwe jest też, że u dorosłych może wystąpić rozbieżność między sądem sumienia, a sądem wyobrażeniowym. Skrajnym przykładem tego są, tzw. skrupulanci, biedni ludzie którzy powodowani lękiem wykonują czynności, których nie uważają za zło, np. skrupulant zbiera różne odpadki, śmieci, butelki na ulicach, po to żeby „nie wyrządziły szkody innym” – pomimo tego, że wewnętrznie jest przekonany o irracjonalności tego zachowania. Nie podporządkowanie się temu nakazowi wywołuje natomiast poczucie winy. Na razie niestety nie mam pomysłu jak te interpretację pogłębić w stosunku do ludzi zdrowych, jeśli coś uda mi się skonstruować z chęcią się z Wami podzielę 🙂 A teraz czas wracać do obowiązkówPozdrawiam

    1. Artur Sporniak

      Panie Krzysztofie Rafale, dziękuję za tak sympatyczną propozycję obrony. Jak będzie trzeba, to mojemu Aniołowi Stróżowi przypomnę Pana wpis. Obawiam się jednak, że oskarżyciel powoła się na opinię biegłego – Jacka Prusaka – który w prywatnej rozmowie ze mną na temat „sądów wyobrażonych”, stwierdził, że z psychologicznego punktu widzenia nie da się tak jasno rozróżnić, które sądy są rzeczywiste, a które tylko wyobrażone. I że to rozróżnienie polepsza jedynie… samopoczucie teoretyków (etyków). 🙂

  10. ~gościówa

    „Pozornie rygorystyczne nauczanie Kościoła przez wieki jedynie chroniło to najgłębsze przeznaczenie ludzkiej seksualności.”Chciałabym zapytać, jakie jest odwieczne, najgłębsze przeznaczenie ślepej kiszki?

    1. ~Sophie

      Najnowsze badania dowodzą, że osoby z usuniętym wyrostkiem robaczkowym dłużej i bardziej cierpią z powodu zatruć pokarmowych.Prawdopodobnie wynika to z faktu, że ta część układu pokarmowego, zwana potocznie ślepą kiszką, stanowi rezerwę flory bakteryjnej. Jest ona szczególnie przydatna przy zatruciach, gdy błyskawicznie może uregulować poziom „dobrych bakterii” w naszych jelitach.Więc być może jest odwieczne przeznaczenie ślepej kiszki.Bo gdyby nieograniczony seks i pieniądze dawały szczęście to nie byłoby tylu sfrustrowanych, nieszczęśliwych ludzi Zachodu.

      1. ~gościówa

        Hm, a odwieczne przeznaczenie kości ogonowej?A odwieczne przeznaczenie płatków uszu? Może przekłuwanie ich to grzech?W ogóle, człowiek został odwiecznie przeznaczony do życia w klimacie sawanny i noszenie ubrań oraz pchanie się w zimniejszy klimat jest to zaprzeczanie zamysłom Boga.Gdybyśmy wyewoluowali jako istoty rozmnażające się bezpłciowo, to nie mielibyśmy dostępu do owych wrót miłości Bożej?A stworzenia czteropłciowe z pewnej planety opisanej przez Stanisława Lema? Na tamtej planecie, aby mieć dzieci, muszą spotkać się: mama, tata, nana i gaga. Dopieroż rozmaitość emocji, tragedii miłosnych i uniesień jest możliwa w tamtej cywilizacji! Czy oni mają bliżej do Pana Boga?;-)

  11. ~gościówa

    Co do „sądów wyobrażonych” – bardzo to rozsądny przypis, a z powodu wzmianki o scenie przypuszczam, że autorstwa samego Wojtyły.Tym rozróżnieniem woli realizacji od wyobrażeń o realizacji można na różne sposoby atakować tradycyjną etykę seksualną Kościoła katolickiego. Np. wyobrażanie sobie, że się uprawia seks z kimś, kto nie jest / jeszcze nie jest naszym małżonkiem może być takim właśnie sądem wyobrażonym: psychologia od dawna odróżnia fantazje seksualne od prawdziwej woli ich realizacji. Bardzo często ludzie tak naprawdę wcale nie chcieliby swoich fantazji realizować – wiedzą, że wynikłyby z tego same kłopoty – lecz fantazje jako takie sprawiają im radość. Do tej kategorii należałoby też włączyć oglądanie pornografii. Na forum gazeta.pl czytałam ostatnio wątek, na który odpowiedziała ekspert psycholog. Pewna żona skarżyła się, że mąż ukrywa przed nią oglądanie pornografii. Psycholog odpowiedziała, że ukrywał, bo spodziewał się, że żona może czegoś w tym nie akceptować. Czyli zachowywał swoje fantazje dla siebie, wiedząc, że ich realizacja lub nawet samo oznajmienie żonie przyniosłoby więcej kłopotów niż pożytku.

  12. ~gościówa

    „No, byłoby to jednak coś sensacyjnego (musiałbym zamknąć blog).”Ehh, Arturze, uśmiechnęłam się… Ty żyjesz z tych kościelnych problemów i tak naprawdę wcale nie chcesz, aby zostały rozwiązane, bo za co by ci wtedy Tygodnik płacił honoraria? ;-)))

  13. ~Politolog

    „..Seks nie jest ową rzeczywistością przekraczającą człowieka – on jest jedynie i aż bramą do tej rzeczywistości. Ludzie często to mylą. Nie jest też po prostu zabawą, która ma uatrakcyjniać życie. Gdy nie dokonuje się „po Bożemu”, czyli w pełnym fizjologicznym połączeniu kobiety i mężczyzny, przestaje być ową bramą, przejściem, wkroczeniem na szlak odwiecznych przeznaczeń. Odbija się od czystej fizjologii i skłania ludzi ku przyziemnym rzeczom.Pozornie rygorystyczne nauczanie Kościoła przez wieki jedynie chroniło to najgłębsze przeznaczenie ludzkiej seksualności. Nie chodziło o straszenie piekłem, tylko o pokazywanie ludziom właściwej drogi. Dopatrywanie się w owym nauczaniu sprzeczności i pomyłek, zamiast pokazywać coraz głębszy sens życia, miłości i seksu, wodzi ludzi na manowce..”Tak przedstawiajac sprawe Pan Redaktor niestety musi rowniez dodac ze całe Stworzenie w tym Natura rownież zawiera w sobie sprzecznosci ponieważ wiele gatunkow zwierząt w tym naczelnych nie idzie tropem sensu strice prokreacyjnym (np samica szympanasa odbywa ok 2000 stosunkow przed zajsciem w I ciążę,delfiny rownież uprawiaja seks nie w celach prokreacyjnych oraz inne gatunku , a co jeszcze gorsze o zgrozo u ok 500 gatunkow zwierzat odnotowano zachowania seksualne całkowicie wykluczajace prokreacje -homoseksualizm, idzmy dalszym tropem fizjologii i natury, mechanizm faz cyklu u kobiety na 28-30 dni cyklu ,dni płodnych jest 7-8 (przy bardzo dokładnej analizie biochemicznej) wiec stosunek niepłodnosci do płodnosci albo jak kto woli prokreacji do sekualnosci wynosci 1;3 -1 tydzien płodny i 3 bezpłodne , idac jeszcze dalej scieżka fizjologii -rola i funkcja łechtaczki organu strice służacego przyjemnosci seksualnej funkcji prokreacyjnych jakos nie ma , idac jeszcze dalej wiele badan wykazało ze zdolnosc przezywania orgazmu u kobiet wcale nie musi byc zwiazana z pieszczeniem i stymulacja okolic genitaliow wiele kobiet osiaga orgazm poprzez stymulacje piersi…Wiec gdzie tu ta wspomniana przez Pana niezbywalna ciagłosc miedzy seksualnoscia i płodnoscią ??? no chyba ze zaneguje Pan istnienie tych faktowa albo uzna ze Całe Stworzenie-Natura Jest Grzeszne ????Mozna negowac ruch ciał niebieskich jak to robiono w sredniowieczu i wpisywac na liste ksiag zakazanych dzieła Kopernika na 216 lat czy dzieła Karola Darwina o Ewolucji Gatunkow żeby pasowało do panuacej aktualnie wizji doktrynalnej ignorujac naukę jak zła i sprzeczną z Objawieniem …to juz w historii zrobio narażajac sie tylko na smiesznosc ale i łamiac sumienia wiernych a czesto każac smiercia za odstepstow od panujacej wowczas wykładnii czy nakładajc kary ekskomuniki (vide Index Ksiag Zakazanych)Ja uważam ze w Dziele Stworzenia Pan Bóg zawarł Prawdę ,rzeczywistosc jest o wiele bardziej skaplikowana niz możemy przypuszczac.

  14. ~bartek

    Dlaczego Jezus, kiedy nauczał maluczkich, nie dał dokładnej instrukcji obsługi człowieka?Czy czy te wszystkie rozważania na temat seksu naprawdę są krokiem we właściwą stronę?A może nie o to chodzi?Może takie pogmatwane teorie nie służą drodze duchowej do której Jezus nas tak zaprasza?Wydaje mi się, że w przykazaniu „miłuj bliżniego swego jako siebie samego” jest odpowiedź na wszystkie dylematy.I to nie odpowiedź opasła, wielotomowa, skomplikowana, ale niezwykle prosta.Zapewne dlatego trudno nam tak za nią podążac, bo wymaga prostoty myślenia i przede wszystkim zachęca do odpowiedzialności za nasze człowieczeństwo.Czy wyobrażacie sobie, że Bóg naprawdę tak się przygląda tym wszystkim naszym orgazmom, ejakulacjom, i pieszczotom i skrzętnie nas z tego zamierza rozliczac?Ktoś nam palcem pokazuje Księżyc, a my ciągle się patrzymy na palec….

  15. ~Politolog

    Ciekawe doniesienie naukowe z zakresu neuroscience -http://wyborcza.pl/1,75476,6582890,Wolna_wola_jest_iluzja_.html

    1. ~Krzysztof_u

      Neuropsychologia chełpi się tym odkryciem będąc nadal „w krzakach” – co sama przyznaje w badaniach nad psychologią człowieka :-). Udowodnili, że jeśli np. jem zupę i decyduje w trakcie ją posolić to nie jest to decyzja mojej świadomej woli tylko decyzja mózgu, której nie jestem świadomy (mózg jest szybszy).I taki dowód próbują wykorzystać szerzej tzn. że niby człowiek nie ma „wolnej woli” co oczywiście jest absurdem. Naukowcy mają to do siebie, że lubią „nurkować” natomiast brak im „szerszego spojrzenia” z wykorzystaniem interdyscyplinarności.

  16. ~niezapominajka

    Dyskusja zamarła, bo pewnie mało kogo interesują „sądy wyobrażone”. Panie Arturze, długo i sumiennie próbował Pan szukać sensu w tych rygorystycznych zasadach- bo jak Pan napisał na początku, już wiele lat temu zauważył Pan, że „coś tu nie gra”.W całej tej orto-npr-owej teorii jest gdzieś taka fałszywa nuta, że aż uszy bolą… Żadne tłumaczenia o sądach wyobrażonych tego nie zmienią. Ta teoria, jak ją traktować poważnie, odpycha od KK jak mało co. Stawia nas w sytuacji rozdarcia między własnymi przekonaniami, co jest słuszne i dobre dla małżeństwa, a posłuszeństwem doktrynie. Okazuje się, że wielu mądrych ludzi ma problem ze zrozumieniem tego wszystkiego. Można nawet powiedzieć, że – paradoksalnie – inteligencja przeszkadza w rozumieniu. Dobre jest to, że dzięki Pana blogowi wielu ludzi, i księży (mam nadzieję!) i świeckich, zyskuje szersze spojrzenie na ten temat. Myślę, że nie napisał Pan niczego, co mogłoby kogoś zgorszyć.W dzisiejszych czasach… Pana blog to naprawdę wyjątkowo porządne miejsce.Jeśli miałabym Pana bronić, to powiedziałabym Panu Bogu, że starał się Pan dociekać prawdy po to, by znaleźć w nauczaniu kościelnym na ten temat coś takiego, czemu można by się podporządkować z pełnym przekonaniem i miłością. Jak na razie, chyba pozostaje nam nadzieja…

    1. Artur Sporniak

      Dyskusja chwilowo zamarła, bo próbuję się dokopać do fundamentów nauczania Kościoła o pożądliwości, by nie rzucać słów na wiatr. Sądzę, że tutaj jest jeden z kluczy kościelnych problemów z negatywnym spojrzeniem na seksualność. Co oczywiście rzutuje na życiowe problemy ludzi szczerze przejętych nauczaniem. Pracuję też nad bardzo ciekawymi dwiema książkami o. Knotza – już opublikowanym i już głośnym „Seksem jakiego nie znacie” oraz napisaną wspólnie z świecką teolożką Moniką Waluś książką „Puzzle małżeńskie”, którą Znak niebawem rzuci na rynek. O ile pierwsza ma charakter intymnego poradnika dla wierzących małżonków, o tyle druga wchodzi w życie małżeńskie głębiej – jest „podręcznikiem” duchowości, a poglądy o. Ksawerego (generalnie słuszne) są ciekawie kontapunktowane przez kobietę – żonę i matkę. Zatem chwilowo mam co robić. Wyniki tej pracy niezwłocznie tutaj przedstawię. 🙂

      1. ~MagCzu

        > Pracuję też nad> bardzo ciekawymi dwiema książkami o. Knotza – już> opublikowanym i już głośnym „Seksem jakiego nie znacie”> oraz napisaną wspólnie z świecką teolożką Moniką Waluś> książką „Puzzle małżeńskie”Czy okażę się kolejną Ewą i z ciekawości przeczytam, czy też zwycięży rozsądek i powstrzymam się? :)Komu z Was pomaga czytanie takich rzeczy, a komu wyrządza krzywdę? Dobrze, że nie jestem Arturem i nie muszę…

        1. ~mż

          Zawsze mam problem, czy podobne pozycje (łącznie z tym blogiem ;)) czytać, czy też nie. Efekty przeczytania są różne, zwłaszcza na świeżo, póki sie nie uleży i nie skonfrontuje z życiem, czasem frustracja, czasem pozytywne nakręcenie tudzież nowy zapał do pracy…

        2. ~niezapominajka

          MagCzu, odpowiadam na Twoje, być może retoryczne pytanie. Ja akurat czytam rewelacje o. Knotza z goryczą i smutkiem. Widzę tam różne niedopowiedzenia. Punktem wyjścia nie jest dobro rodziny, kobiety i mężczyzny, ani sumienie, tylko doktryna KK. Dlatego nie chcę już więcej tego czytać. Doktrynę znam bardzo dobrze.Mnie interesuje tylko to, dlaczego KK musi aż straszyć piekłem, by do słuchania tej nauki przymusić. I na to pytanie nikt nie umie odpowiedzieć. Pan Artur zamierza drążyć problem pożądania, ale wg mnie tutaj też nie znajdzie odpowiedzi… Bo ja na przykład na pewno nie z powodu nadmiaru pożądania dbam o kontakt z mężem ( a mąż z kolei też nie grzeszy jakimś nadmiernym pożądaniem)… Jesteśmy zupełnie normalni.Przeczytałam wywiad z dr Depko i znalazłam tam świetne porównanie: życie seksualne w ramach KK tak się ma do życia seksualnego wolnego człowieka jak życie antylopy na wybiegu w zoo do życia antylopy na sawannie.Ale dr Depko lepiej rozumie logikę zasad kościelnych niż o. Knotz zna się na seksie…Dobrze, że te książki o. Knotza są wydawane, bo zawierają dużo pozytywnych rzeczy, a poza tym uzmysławiają katolikom, że rzeczywiście są tymi antylopami na wybiegu w zoo, i tak już po prostu jest.

          1. ~MagCzu

            > Ja akurat czytam rewelacje o. Knotza z goryczą i smutkiem.Na pewno czyta się go lepiej niż panów Jankowskiego albo Tabora, bo nie czuje się w nim tej nieprzejednanej i trochę pysznej postawy „prawomyślnych” – fakt, że jest celibatariuszem chyba mu w tym pomaga. Mam też przeświadczenie o jego autentycznej życzliwości wobec małżonków. No i – w końcu – mam przeświadczenie, że on wierzy, iż Kościół nas dobrze w tej kwestii prowadzi. I to jest dla mnie tragiczne połączenie. > Dobrze, że te książki o. Knotza są wydawane, bo zawierają> dużo pozytywnych rzeczy, a poza tym uzmysławiają> katolikom, że rzeczywiście są tymi antylopami na wybiegu w> zoo, i tak już po prostu jest.Nie wiem, co o tym myśleć. Kto i dlaczego korzysta z pomocy o. Knotza – to ważne wiedzieć, jaki jest ten wybieg tych właśnie ludzi. Chyba faktycznie zamieniają go dzięki o. Knotzowi na coś lepszego. A w takich wywiadach jak ten, do którego daje link Politolog, szalenie irytuje mnie ten (protekcjonalny nieco) entuzjazm dziennikarzy, że katolicki kapłan „o takich rzeczach tak otwarcie mówi”. Dobra nowina: seks jest dla ludzi. O. Knotz nie odpowiedział na pytanie, czemu się zajął tym tematem (zamiast tego powiedział, że dziesięć lat temu nie uwierzyłby). Stwierdził też, że jego celibat jest potrzebny małżonkom jako znak. Ten temat wstrzykuje mi nieco adrenaliny. Czy jest to taki znak, o jakim mówiła kiedyś Matka Teresa z Kalkuty do papieża, trawestując swobodnie słowa jej podopiecznych, którzy „dzięki przykładowi sióstr uwierzyli w możliwość życia w czystości”? Powiedział też „W czasie tych spotkań [z małżonkami] lepiej uświadamiam sobie, że ta moja >niewykorzystana< seksualność czemuś służy". Co mógł mieć na myśli?W ogóle jednak podziwiam jego zdolność stawania jako rzecznik nauki Kościoła na temat seksu wobec małżeństw. To trochę taka rola jak tego przeora jezuitów wobec Indian ze słynnego filmu "Misja".

          2. ~niezapominajka

            MagCzu, zastanawiałam się trochę nad Twoimi pytaniami. To wszystko jest tak zagmatwane, że jedyną „zbiorczą” odpowiedzią może być wg mnie coś takiego:w ocenianiu wartości celibatu, małżeństwa, czystości – najważniejsza jest czystość intencji. Łatwiej to ocenić pod kątem negatywnym, czyli czego nie powinno być: egoizmu, egocentryzmu, pychy, chciwości, interesowności, itd., itp. Tę czystość intencji widać n.p. u M.Teresy. Pewnie też u o. Knotza, chociaż on o niewygodnych rzeczach nie pisze (w przeciwieństwie do innych specjalistów od „npr-owego stylu życia”, którzy często po prostu kłamią).Takie małe kłamstwa w imię wielkiej idei. Na kłamstwie niczego się nie zbuduje, i to właściwie jest główny powód mojej ogromnej niechęci do wszystkich tego typu działaczy. Wprowadzają do wnętrza Kościoła dużo fałszu. Czasem mam wrażenie, że zagnieździli się w Kościele jacyś „obcy”, lisy farbowane. Chcą być ważni, być w centrum. Często wątpię w czystość ich intencji.Nie wiem, co ks. Knotz miał na myśli mówiąc, że jego celibat jest jakimś tam znakiem dla małżonków. Ja bym tego znaku nie przeceniała. Także wśród świeckich jest wielu ludzi samotnych z wyboru lub przypadku, i nie widzę w ich „czystości” żadnego „znaku”. Nie wiem, czy zwróciłaś uwagę na złotą myśl Camerona, że seks małżeński zmierza do nudnego końca, i homoseksualizm daje mężczyznom znacznie lepsze przeżycia… I w domyśle mogłoby być dalej: więc dlatego zwalczam homoseksualizm…?Ks. Knotz stara się jednak bronić seksu małżeńskiego, ale czy przy orto-npr- rze kobiety mają szanse na dobre przeżycia? A mężczyźni, gdy widzą, że kobiety się tylko „poświęcają”, czy mogą taki seks lubić???Do tych gadżetów, które mogą ten system wspomóc, trzeba jeszcze dodać jakieś pigułki anty-amo w I poł. miesiąca, i wiagrę dla kobiet oraz jakieś sterydy w II połowie.

          3. ~Farad

            > Mnie interesuje tylko to, dlaczego KK musi aż straszyć piekłem, by do słuchania tej nauki przymusić. > I na to pytanie nikt nie umie odpowiedzieć. Ja mogę Ci odpowiedzieć. Ale to tylko moje widzimisię. Otóż nasz Kościół chce być w swoim nauczaniu wstecznie zgodny. Tzn. że jak w średniowieczu ktoś coś „chlapnął” – napisał i przyjęto to do nauczania, to nie ma takiej siły, by z tego się wycofać. Co najwyżej można zamieść problem pod dywan. I ta metoda świetnie działała do czasu Internetu. > To wszystko jest tak zagmatwaneSwego czasu Cse zacytował jakieś pismo kościelne, w którym napisano, że jeśli Twoje sumienie nie zgadza się z nauczaniem Kościoła i nie dotyczy to dogmatu, to masz iść za głosem sumienia. Tam było też napisane, że nie wolno głosić PUBLICZNIE nauk niezgodnych z nauczaniem Kościoła. To wyjaśniło mi przypadki innego traktowania w konfesjonale – tam nie ma nauczania publicznego. Tzn. że o. Knotz prywatnie może mieć kompletnie inne zdanie (a przynajmniej dopuszczać taką możliwość) niż to, co MOŻE napisać. Zastanawia mnie, czy w jego tekstach między wierszami nie ma puszczanego oka. ;)Co do npr-u to zawsze zastanawiałem się, czemu faceci przerobieni na „100% npr” są tacy dziwni. Takie gładkie, niewadzące nikomu misie. No i chyba znalazłem powód. Oni są po prostu niemęscy! Określiłbym to jako autopsychokastracja. (Przepraszam Panie Arturze. Mam nadzieję, że Pana nie obraziłem.)

          4. ~niezapominajka

            Farad, ależ oni są męscy!Mnie osobiście to dziwi, ale znalazłam kilka wypowiedzi tego rodzaju: gdyby moja kobieta zawsze byłaby „dostępna”, przestał bym ją szanować… Straciłbym zainteresowanie seksem.To były słowa „prawdziwego katolika”, ojca rodziny.Nie chodzi o to, by złapać króliczka, ale by gonić go… Taki macho, kowboj, który musi stale być w niepewności, musi polować.Poza tym npr wykazuje wyższość natury mężczyzny nad naturą kobiety. Mężczyzna jest „skończony”, doskonały – on nie musi obserwować swojego ciała i postępować wbrew niemu, dla wygody płci przeciwnej. To musi nieźle łechtać po ambicji dużą część świata męskiego. Przyjęło się, że takie cechy (w moim przekonaniu brzydkie, niegodne człowieka), są właśnie bardzo męskie.Ja tego wszystkiego nie rozumiem, ale muszę przyjąć do wiadomości istnienie także takich ludzi.Wydaje mi się, to też jest takie moje z kolei widzimisię, że KK wychodzi z założenia, że ludzie są głupi i źli. My pewnie chcielibyśmy być traktowani jak dobrzy i mądrzy. To dlatego siedzimy na wybiegu w zoo, żeby nas lwy na sawannie nie rozszarpały. Może nawet nie wiemy, że są jakieś lwy…

          5. ~mż

            > Co do npr-u to zawsze zastanawiałem się, czemu faceci> przerobieni na „100% npr” są tacy dziwni. Takie gładkie,> niewadzące nikomu misie. No i chyba znalazłem powód. Oni> są po prostu niemęscy! Określiłbym to jako> autopsychokastracja. No to zniknąłeś co najmniej dwóch znanych mi facetów, 100% npr, 100% męskości. I to nie takiej, o jakiej pisze niezapominajka (czyli typu macho), ale takiej typu wewnętrzna siła, oparcie, ciekawe zainteresowania i ogólnie życie.

  17. ~lostson

    Sądy wyobrażone, hmm, problemem w tej sutacji jest zjawisko, które się nazywa „natręctwo”. Zrobiłeś źle, ukłoń się, zrobiłeś gorzej, ukłoń się…. jest to rozmowa o niczym – dla psychoterapeuty. Jeśli chcesz seksu analnego z Żoną – zapytaj się, jeśli chodzi o inne rzeczy ]]] – zapytaj się. Jeśli się zgodzi, u got fun he he……

  18. ~MAS

    Wszystkie uczone teksty przemądrzałych filozofów wrzućcie do kosza. Kierujcie sie wskazówką św. Augustyna: „Kochaj i rób co chcesz”. Nie myślcie o tym co wolno a co nie, bo wylądujecie w psychiatryku 🙂

Możliwość komentowania została wyłączona.