Okładka sugeruje, że to książka dla nastolatek przestrzegająca przed zgubnymi skutkami współżycia przedmałżeńskiego. Ostatnio coraz więcej ukazuje się takich amerykańskich przedruków – owocu prężnie rozwijającego się ruchu „Czystych serc”. Przeglądam te pozycje, jeśli trafią mi w ręce, gdyż łatwo w nich dopatrzeć się słabych stron nauczania Kościoła (prosty język szybko obnaża wszystkie uproszczenia np. na temat różnicy między NPR a antykoncepcją czy „zła” pożądania – jeśli pożądanie jest złe, to jak płodzić dzieci? J). Otwierałem tę książkę przygotowany zatem na to, co w środku zastanę. Druga strona utwierdziła mnie w jak najgorszych przeczuciach – jeśli ktoś swoją książkę dedykuje… Maryi i ojcu Kolbe, to pożytek z lektury może okazać się złudny. Na szczęście mój nałóg czytania i świetny tytuł „Dreszcz czystości” sprawiły, iż zacząłem kartować. Przerzucając kartkę za kartką, coraz bardziej wbity byłem w fotel…
Właściwie trudno o tej książce pisać – jej autentyzm poraża. Trzeba ją przeczytać. Pamiętacie, jak pisałem o Nouwenie, który w „Intymności” pokazuje nawrócenie jako przejście od lękowego odruchu zawłaszczania i władzy nad drugim do duchowej intymności, która czyni nas wobec Boga i drugiej osoby bezbronnymi. Tylko w przestrzeni tej intymnej bezbronności i szczerości dziać się mogą rzeczy wielkie: miłość, przebaczenie, śmierć i zmartwychwstanie. Dawn Eden zdaje sprawę właśnie z takiego „przejścia”, tym samym staje w zupełnej bezbronności wobec… czytelnika. Trudno to z czymkolwiek porównać. Do głowy przychodzą jedynie „Wyznania”. Tyle że sędziwy Biskup Hippony, wytrawny retor, który ślubował celibat, mógł sobie na nie pozwolić. Tutaj mamy wyznania zagubionej kobiety z XXI wieku, jakby żywcem wziętej z serialu „Seks w wielkim mieście”, która odnajduje drogę, cały czas tęskniąc za tym jedynym i dla owego nieznanego zdobywa się na czystość. Jasne, że swobodny, zdystansowany do siebie i do świata styl Dawn Eden trudno pod względem literackim porównywać z patosem i filozoficzną wnikliwością „subtelnego Afrykańczyka”, ale jej autentyzm naprawdę rozbraja. Zastanawiam się wręcz, co powie owemu wyczekanemu, gdy go wreszcie spotka, skoro wszystko powiedziała już nam, czytelnikom.
Napisałem, że okładka (skądinąd niezła) jest myląca. To książka ściśle rzecz biorąc nie dla nastolatek, choć zapewne krzywdy młodym czytelnikom nie zrobi – może być pouczająca. Nie wyobrażam sobie jednak, by np. szesnastolatka potrafiła w pełni docenić to, co czyta. Np. subtelny humor autorki, gdy pisze: „Romantycy nazywają to ciepłe, niejasne uczucie, które mamy po stosunku seksualnym, <poświatą>. Kiedy nie żyjesz w małżeństwie, czujesz to bardziej jako podzwonne” (s. 57).
To, co najcenniejsze, to zapis żywego doświadczenia – duchowego, etycznego, religijnego. Autorka nie opisuje momentu nawrócenia, dzieli się natomiast jego skutkami: subtelną mądrością i dojrzałością. Wtajemniczani jesteśmy w coś, co jest żywe, prawdziwe i nieuchwytne, a jednocześnie niezwykle proste: „Tracisz niewinność, kiedy uczysz się nabierać dystansu. Nabierasz dystansu, aby się chronić. Chronisz się i seks zamiast być wspólnym, skierowanym na drugiego człowieka doświadczeniem miłości, staje się skierowanym do wewnątrz, narcystycznym doświadczeniem własnej niepewności. Rozwiązaniem jest przestać się chronić, a jedynym sposobem na to jest unikanie sytuacji, w których musisz się chronić. Żeby się z kimś naprawdę zjednoczyć, musisz pozwolić sobie na wrażliwość. A nie możesz być wrażliwa, jeśli zawsze musisz zadawać sobie pytanie, czy mężczyzna, którego pragniesz, będzie przy tobie, aby cię podeprzeć, gdy upadniesz” (s. 67).
Znów przypomnijcie sobie, jak pisałem, że osoby uzależnione od seksu, gdy autentycznie zdrowieją, mają wgląd poprzez własne cierpienie i negatywne doświadczenia w czystą istotę seksualności. Dokładnie o tym jest „Dreszcz czystości”. Nie tylko opisuje zdrowienie, ale ową istotę seksualności. I to bez krzty pruderii! Pod tym względem Eden na głowę bije zahamowanego i seksualnie anorektycznego Augustyna. Mała próbka braku pruderii w zdawać by się mogło banalnej konstatacji: „Wbrew zdrowemu rozsądkowi, pocałowałam go. Było miło, ale bez fajerwerków. To powinno być dla mnie natychmiastowym ostrzeżeniem: jeśli pocałunek mężczyzny cię nie podnieca, to albo nie jest to właściwy mężczyzna, albo jeszcze nie powinnaś go całować” (s. 210).
Nie będę szczegółowo streszczać tej książki, lepiej ją samemu przeczytać. Na zachętę pokażę jedynie, co Dawn Eden pisze o nawyku masturbacji, nad którego ewentualną szkodliwością czy neutralnością także tutaj już debatowaliśmy.
„Masturbacja uczy ograniczania ekspresji seksualnej, ponieważ jej celem jest wyłącznie osiągnięcie orgazmu. Jeśli porównamy ją do prawdziwego stosunku, który ma naśladować, to okazuje się, że masturbacja wyrabia zachowanie, w wyniku którego orgazm jest w centralnym punkcie aktu seksualnego, w którym ciała twoje i partnera są tylko narzędziami służącymi do wywołania reakcji płciowej”. Wspomina także o pogłębiającym się po masturbacji uczuci samotności, odwołując się do „przyśpieszającej powstawanie więzi emocjonalnej”… oksytocyny. (Tym mnie kupiła, gdyż pisząc o tym hormonie przy okazji wpisu o seksie oralnym, także zastanawiałem się nad jego masturbacyjną bezproduktywnością J.) „Jeśli ten hormon wytwarzany jest w czasie masturbacji, nie ma w pobliżu nikogo, kto mógłby być adresatem tej więzi, dlatego czujemy się opuszczone” (s. 191-192).
Eden nie moralizuje, nie starszy grzechem. Po prostu pyta: „No i po co?”.
„Dlatego czujemy się opuszczone” – uwielbiam, gdy ktoś pisze o sobie per „my, kobiety” :-/. Poza tym, nie wyobrażam sobie, żeby mężczyzna napisał taką książkę. „Gdy my mężczyźni się masturbujemy, to wydziela się u nas oksytocyna i czujemy się opuszczeni.” :-)))
> „Dlatego czujemy się opuszczone” – uwielbiam, gdy ktoś> pisze o sobie per „my, kobiety” :-/. Poza tym, nie> wyobrażam sobie, żeby mężczyzna napisał taką książkę. „Gdy> my mężczyźni się masturbujemy, to wydziela się u nas> oksytocyna i czujemy się opuszczeni.” :-)))Gościówa, sądzisz, że u nie wszystkich kobiet wydziela się oksytocyna? Mężczyzna napisał taką książkę – zob. wyżej. Tyle, że okazał się na nieszczęście anorektykim i na setki lat zaważył swoimi uprzedzeniami na nauczaniu Kościoła. Może rzeczywiście kobiety powinny być biskupami? 🙂
> Gościówa, sądzisz, że u nie wszystkich kobiet wydziela się> oksytocyna? A u tych 90% mężczyzn, którzy od setek lat się masturbują wbrew setkom lat kościelnej propagandy?> Mężczyzna napisał taką książkę – zob. wyżej.Fakt. Na szczęście nie argumentował wyższości celibatu oksytocyną. W sumie to uczciwiej, powiedzieć – wyrzekam się seksu, choć to boli, bo właśnie ma boleć, to taka asceza (chyba do tego to się sprowadzało w „Wyznaniach”) – zamiast wmawiać ludziom, że „my” (wszystkie/wszyscy) poczujemy się od tego lepiej, zdrowiej i ogólnie to taki fitness fizjologiczno-psychiczny.
> A u tych 90% mężczyzn, którzy od setek lat się masturbują> wbrew setkom lat kościelnej propagandy?U nich też.> > Mężczyzna napisał taką książkę – zob. wyżej.> Fakt. Na szczęście nie argumentował wyższości celibatu> oksytocyną. W sumie to uczciwiej, powiedzieć – wyrzekam> się seksu, choć to boli, bo właśnie ma boleć, to taka> asceza (chyba do tego to się sprowadzało w „Wyznaniach”) -> zamiast wmawiać ludziom, że „my” (wszystkie/wszyscy)> poczujemy się od tego lepiej, zdrowiej i ogólnie to taki> fitness fizjologiczno-psychiczny.Zbyt proste rozwiązanie, czarno-białe (wyrzucić, ma boleć vs. będzie lepiej).
A o co wogole chodzi?
Podziwiam Twoją wytrwałość w pogłębianiu i promocji kościelnych abberacji związanych z seksem. Może ktoś powinien Ci sfinansować podróż po różnych kulturach na świecie byś się przekonał, że ludzie sekszą z wielką frajdą na wszelkie sposoby, bynajmniej nie wchodząc w żadne monogamiczne związki i… krzywda nikomu się nie dzieje, a wręcz przeciwnie.Sądzę, że byłoby to dla Ciebie bardzo odkrywcze i śmiem twierdzić – wręcz zbawienne doświadczenie. Przypomnę Ci też, że Kościół Katolicki już dawno zaczął się wycofywać z kiwania palcem na masturbację – choć robi to za wolno i za mało dobitnie. I niestety nadal jeszcze zdarzają się księża niszczący psychikę młodych ludzi bredniami o grzeszności masturbacji itd. Rozumiem, że wg autorów tej głupiej książki będzie OK jeśli para – nie małżonkowie – będzie się onanizować przytulona do siebie. Wtedy oksytoksyna czy jak to się tam zwie zrobi swoje i będzie wszystko w porządalu? niezmiennie ubawiony po pachy. Chyba już lepiej czytać http://www.edukacja-seksualna.com
Ech… Myślę, że wycieczka kulturoznawcza by nic nie dała..Świat jest zbyt zakłamany i chce się pokazać z jak najlepszej strony.Musiała by być to wycieczka do głębi ludzkich serc i nie dla Artura, tylko dla Ciebie Arnoldzie. Może wycieczka do Twojego własnego serca …
Trzeba być nieźle walniętym, żeby tak dzielić na czworo włos łonowy. Dziękuję za uwagę.
Pocałunek jako sposób na rozpoznanie, czy to odpowiedni mężczyzna czy nie. Naprawdę ciekawa myśl. :PArturze, nie powinieneś wyrywać takich fragmentów z kontekstu, bo co niektórzy mogą dojść do bardzo dziwnych wniosków…
Religie, by istnieć, muszą operować i manipulować skrajnościami. Kto nie wierzy, choćby był młodym człowiekiem, z pewnością jest komunistą i bolszewikiem, kto nie chodzi do kościoła, a podobają mu się nagie dziewczyny, z pewnością jest zboczeńcem. Kto nie pije mszalnego wina, ale jakieś Bordeaux, z pewnością jest żulem i alkoholikiem.Na boga (który nie istnieje, ku chwale nauki) ! Po co te brednie ? Zamiast życia, trwacie w niepewności, strachu, ciągłym ocenianiu, osądzaniu, upadlaniu samego siebie za własne pragnienia. Przykre.Żyć można pięknie, cieszyć się życiem i wszelkimi przyjemnościami, ale żyć trzeba umieć. Dlatego życie godne, piękne i szczęśliwe jest dla ludzi mądrych. Motłochowi musi niestety wystarczyć filozofia dla mas, czyli religia.
Uderzyło mnie to zdanie: „Druga strona utwierdziła mnie w jak najgorszych przeczuciach – jeśli ktoś swoją książkę dedykuje… Maryi i ojcu Kolbe, to pożytek z lektury może okazać się złudny.”Że co niby ma Pan do św.Maksymiliana i Najświętszej Maryi Panny ?Pan ma poważne problemy ze swoją wiarą Panie Sporniak. Pan ma ponadto problemy ze sobą i swoją seksualnością.
> Uderzyło mnie to zdanie: „Druga strona utwierdziła mnie w> jak najgorszych przeczuciach – jeśli ktoś swoją książkę> dedykuje… Maryi i ojcu Kolbe, to pożytek z lektury może> okazać się złudny.”> Że co niby ma Pan do św.Maksymiliana i Najświętszej Maryi> Panny ?Nie, to zwykłe doświadczenie redaktorskie. Jeżeli autor dedykuje swój tekst Maryi czy świętym, to zwykle wróży to jak najgorzej – już sama taka dedykacja jest potwornie egzaltowana. A religijna egzaltacja nie jest niczym wartościowym, przeciwnie – przeszkadza w autentycznej wierze.W przypadku Dawn Eden właśnie zaskakujące jest to, że dedykacja jest egzaltowana, a sama treść książki pozbawiona jakiejkolwiek religijnej egzaltacji. Przeciwnie – to jedna z najbardziej trzeźwych, mądrych i pełnych inteligentnego poczucia humoru (to sprawdzian autentyzmu!) książek, jakie czytałem. Jedno mnie niepokoi – autorka robi przed anonimowym i masowym czytelnikiem coś, na co stać niewielu tylko małżonków względem siebie: całkowicie się odsłania i staje taka, jaka stoi przed Panem Bogiem. Z wielkim pożytkiem dla nas, czytelników, ale czy sama Dawn Eden uniesie taką bezbronność i jej skutki w swoim życiu?
Tytułowe zestawienie kościoła i moralności jest śmieszne.Powinno raczej być kościół i hipokryzja.Uzdrawiające trendy instytucja ta powinna wprowadzić u siebie, dać przykład.Póki co bagno!Jest niewiele dziedzin,w których Kościół (dawny i współczesny) mógłby być autorytetem.
Ja trochę z innej beczki ale w nawiązaniu do tematyki tego Bloga. Pisał Pan co prawda już na temat stanowiska kościoła wobec antykoncepcji, ale mnie ciekawi jak zapatruje się kościół na używanie prezerwatyw w małżeństwie w którym jedno z małżonków jest nosicielem HIV? a może małżeństwo z gruntu jest nieważne ponieważ w momencie jego zawarcia wykluczona jest możliwość posiadania potomstwa? a skoro o potomstwie mowa to czy w takim przypadku inseminacja z użyciem (oczyszczonej z wirusów) spermy męża jest dozwolona???…będę wdzięczna za odpowiedź ..pozdrawiam
> Ja trochę z innej beczki ale w nawiązaniu do tematyki tego> Bloga. Pisał Pan co prawda już na temat stanowiska> kościoła wobec antykoncepcji, ale mnie ciekawi jak> zapatruje się kościół na używanie prezerwatyw w> małżeństwie w którym jedno z małżonków jest nosicielem> HIV? a może małżeństwo z gruntu jest nieważne ponieważ w> momencie jego zawarcia wykluczona jest możliwość> posiadania potomstwa? a skoro o potomstwie mowa to czy w> takim przypadku inseminacja z użyciem (oczyszczonej z> wirusów) spermy męża jest dozwolona???…będę wdzięczna za> odpowiedź ..pozdrawiamWciąż obowiązuje jedno kryterium: wszelkie świadome i dobrowolne użycie władz seksualnych poza pełnym i niczym niezakłóconym stosunkiem seksualnym w małżeństwie jest ciężkim wykroczeniem moralnym. O prezerwatywie w kontekście AIDS pisałem w komentarzu: http://tygodnik.onet.pl/0,23561,kosciol__afryka_i_prezerwatywy,komentarz.htmlPod tym komentarzem są linki do innych tekstów na ten temat.Jeżeli chodzi o sztuczną inseminację to Papieska Rada Duszpasterstwa Służby Zdrowia w Karcie Pracowników Służby Zdrowia dopuściła możliwość inseminacji spermą ze stosunku małżeńskiego – pisałem o tym pod koniec tekstu „Pusty pokój dziecinny” (link w „Tekstach o małżeństwie” obok na skrzydełku). Ostatnio jednak dokument Kongregacji Nauki Wiary „Dignitas personae” ( z 12 grudnia 2008) zamknął, jak się wydaje, także tę furtkę.
przykre, ale jak widać prawdziwe… dziękuję za odpowiedź- choć nie ukrywam, że pozbawiła mnie resztek nadziei na powrót do kościoła…Pozdrawiam
* BLOG ANTYRELIGIJNY * – http://ateistaa.blog.onet.pl/
Nawiazujac do rozwazan o czystosci.. znalezłem w internecie dosc ciekawy tekst odnosnie ascezy seksualnej a wysokiej korelacji z agresją. w teksie dr Jacka Breczko pracownika Studium Filozofii i Psychologii Uniw.Med. w Białymstoku.Dłuższy tekst pisany z pozycji niekatolickiej (strona Gnostycka??) http://www.gnosis.art.pl/e_gnosis/punkt_widzenia/breczko_nurt_seksualnej_ascezy_w_chrzescijanstwie01.htmOraz II teks prof.med. Zbigniewa Lwa-Starowicza zwiazany z asceza seksualną „Rzadko kto zdaje sobie sprawę z tego, że zmuszanie się do ascezy seksualnej bywa przyczyną silnej erotyzacji psychiki przez podświadomość.”http://www.resmedica.pl/zdart5983.htmlCo Pan Redaktor sadzi o takiej argumentacji?
Spodobał mi się ostatni przypis pod tekstem Breczki: „Dziwić może rozłożenie akcentów we współczesnej polskiej kulturze. Proszę sobie uświadomić jak reagują przeciętni rodzice, kiedy widzą, że dziecko ogląda film, w którym są sceny przemocy, a jak, gdy ogląda sceny erotyczne. Seks wydaje się rodzicom zwykle większym zagrożeniem dla psychiki dzieci niż przemoc. Pocałunki działają bardziej demoralizująco niż widok wybijanych zębów.”Nie tylko o polską kulturę tutaj tak naprawdę chodzi.Dowalę z grubej rury: Nie budzi to wielkiego oburzenia, gdy rodzice kupują dziecku plastikowy karabin. Lecz rodzice, którzy kupiliby dziecku zabawkę erotyczną, np. plastikowy fallus, poszliby do więzienia. (Jest paragraf na prezentowanie nieletnim pornografii.)- Dlaczego? – Dlaczego samo zestawienie tych dwóch przypadków nas zaskakuje i razi?Ciekawe, co nami powoduje, że oceniamy zjawiska właśnie tak?
Gościówa, odpowiedz sobie sama. Plastikowym pistoletem możesz bawić się że jesteś policjantem i łapiesz gangsterów a jak można bawić się plastikowym fallusem?A jeżeli chodzi o filmy, pokazywanie scen erotycznych (nie pocałunku ale stosunku) narusza intymność znacznie bardziej niż przemoc. Należy zauważyć, że zarówno przemoc jak i miłość jest sztuczna w filmach, jednak to sztuczna jest miłość bardziej nas razi niż że sztuczna jest przemoc (tu możemy poczuć tylko ulgę).Może nie doszukuj się we wszystkim obłudy katolickiej?
Po pierwsze, jedyna osoba, która tutaj mówi o obłudzie katolickiej – to ty.Jeżeli można owo zjawisko diametralnie różnego oceniania przemocy i seksu nazwać obłudą, to w każdym razie na pewno nie jest ona katolicka, tylko dużo starsza.Mnie jedynie interesuje, dlaczego w ramach naszej kultury myślimy właśnie tak? Dlaczego wydaje nam się to oczywiste? (Wg mnie niewiele rzeczy jest oczywistych, ta też.)> Gościówa, odpowiedz sobie sama. Plastikowym pistoletem> możesz bawić się że jesteś policjantem i łapiesz> gangsterów a jak można bawić się plastikowym fallusem?No i? Która zabawa jest wg ciebie lepsza? Zabawa w zabijanie ludzi, chociażby było to zabijanie złych ludzi – czy zabawa w seks, ostatecznie kończący się czasami robieniem ludzi? 😉 Lepiej ludzi obdarzać życiem, czy pozbawiać życia? ;-)> A jeżeli chodzi o filmy, pokazywanie scen erotycznych (nie> pocałunku ale stosunku) narusza intymność znacznie> bardziej niż przemoc. Wyjaśnij, dlaczego tak myślisz? Dla mnie to nie jest oczywiste.
Wiesz, to pewnie dlatego mnie się wydaje co innego niż Tobie że jesteśmy na innych etapach rozwoju ewolucyjnego. Ja jestem na niższym niewątpliwie (np. nie trawię mleka). W każdym razie wydaje mi się oczywiste, że ssak i drapieżnik zwany człowiekiem nie przeżyłby gdyby nie wynalazł takich zabawek jak ubranie, łuk i karabin. Polowanie czy obrona przed polowaniem zaliczały się do publicznych widowisk podczas gdy kopulacja oraz robienie kupy i siku robimy/robiliśmy w ukryciu – w czym niewątpliwie różnimy się od zwierząt. Czy to źle? Czasami też mam takie wrażenie – zwłaszcza, że mam problem z żołądkiem i pęcherzem i są chwile, że żałuję, że nasza obłudna kultura nakazuje mi udać się w zaciszne miejsce (i to dyskretnie) kiedy dostanie się do tego dyskretnego miejsca sprawia mi naprawdę ból. Ale co za ulga. Porównywalna – jak dla mnie – z uczuciem postkoitalnym. Nie pozwalamy jednak dzieciom bawić się ich odchodami (a niewątliwie niektóre by chciały) podobnie jak fallusem tatusia czy plastikowym – tzn. niektórzy pozwalają ale społecznie tego nie akceptujemy.
To chyba pół Azji jest wg ciebie na niższym stopniu ewolucji, bo też nie trawi mleka.Opowiadasz rzeczy, które nie trzymają sie kupy. Nomen omen. Dlaczego robienie kupy kładziesz w tej samej kategorii co seks, a zabijanie już nie? Objaśniasz objaśnianym (petitio principii): Dlaczego seks jest uważany za coś, co nie może odbywać się publicznie? Bo seks nie może odbywać się publicznie. Ech.
A dlaczego robienie kupy nie może odbywać się publicznie? Przecież jest to też czynność najzupełniej naturalna i pewnie cześciej wykonywana niż kopulacja. Poza tym łatwiej się powstrzymać od kopulacji niż od wydalania. Swoją drogą, musimy zabijać żeby żyć – z jakichś powodów jesteśmy wszystkożerni – i nie sądzę, że da się całą ludzkość nawrócić na wegetarianizm. Dodatkowo – dla informacji – tak, jestem półazjatką.I jeszcze – najczęściej kiedy się czyta utyskiwania „autorytetów” na temat hipokryzji, która każe nam chronić dzieci przed zbyt wczesnym zapoznaniem się z seksem okazuje się często, że są to osoby ze skłonnościami pedofilskimi.
Dla rownowagii stanowisk link do tekstow JPII dotyczacych etyki seksualnej http://www.nonpossumus.pl/biblioteka/karol_wojtyla/milosc_i_odpowiedzialnosc/„(..)Z punktu widzenia struktury grzechu (w ramach analizy „grzesznej miłości”) należy jednak podkreślić, że ani sama zmysłowość, ani też sama pożądliwość ciała nie jest jeszcze grzechem. Teologia katolicka upatruje w pożądliwości ciała tylko „zarzewie grzechu”. Trudno nie uznać, że zarzewiem grzechu jest stała skłonność do pożądania ciała osoby drugiej płci jako „przedmiotu użycia”, gdy do osoby winniśmy się odnosić w sposób ponad-użytkowy (to, bowiem mieści się w pojęciu „miłować”). Dlatego też teologia, opierając się na Objawieniu, widzi w pożądliwości ciała skutek grzechu pierworodnego. Ta stała skłonność do tego, aby niewłaściwie i nieprawidłowo odnosić się do osoby ze względu na wartość seksualną związaną z jej ciałem; nie może być bez przyczyny. Brak przyczyny musiałby stać się powodem pesymizmu, tak jak każde zło niezrozumiałym. Prawda o grzechu pierworodnym tłumaczy to zło, bardzo podstawowe i bardzo powszechne zarazem, polegające na tym; że w zetknięciu z osobą drugiej płci człowiek nie umie po prostu i spontanicznie tylko „miłować”, ale całe jego odniesienie do tej osoby zostaje wewnętrznie zmącone pragnieniem „używać”, które nieraz wyrasta ponad „miłować” i odbiera miłości właściwą istotę, zachowując często tylko jej pozory. Tak, więc nie może człowiek całkiem bezpiecznie zaufać samym reakcjom zmysłowości (a nawet uczuciowości, którą ze zmysłowością łączy w życiu psychicznym poniekąd wspólne źródło), nie może ich jeszcze uznać za miłość, ale musi z nich dopiero miłość wydobyć. Zawiera się w tym pewna przykrość, człowiek, bowiem chciałby po prostu pójść za tym, co spontaniczne, chciałby znajdować miłość już gotową we wszystkich reakcjach, które mają za przedmiot drugiego człowieka.(..)”podrozdział-Struktura Grzechu http://www.nonpossumus.pl/biblioteka/karol_wojtyla/milosc_i_odpowiedzialnosc/r3_1.phpCo Pan Redaktor sadzi na podstawie zestawienia wczesniejszych tekstow( wczesniejczy wpis odnosnie ascetyzmu ,teks dr Breczki i prof.Lwa-Starowicza )a propo dynamizmu potrzeb seksualnych i dazenia do przyjemnosci fizycznej i psychiczniej z koncepcją persnalistczną MIłosci ?Według mnie jest konflikt …miedzy potrzebami seksualnymi człowika a ideą „czystej miłosci” bez „Przedmiotu użycia” Zastanawia mnie czy istnieje III droga wyjscia godzaca te z pozoru dwa przeciwstawne stanowiska???tak aby pogodzic koncepcje miłosci „bez używania” z koncepcja realizacji naturalnych potrzeb w tym seksualnych.Czy jest mozliwa koncyliatorska koncepcja etyczna ktora jednoczesnie pozwoli pogodzic wartosc przyjemnosci seksualnej z MIłoscią? Według mojej intuicji taka podbudowa etyczna mogła BY byc „uwolniemiem „od ciaglego konfliktu wartosci w tym w zakresie rozwiazan szczegołwych np antykoncepcji, i innych etycznych aspektow ludzkiej seksualnosci
Już sam termin „czystość”, określa jak traktowana jest w chrześcijaństwie naturalna sfera seksualności człowieka. Seksualność zatem to brud, sfera brudu, który jest warunkowo dopuszczalny po odprawieniu magicznych rytuałów oczyszczających. No cóż, nie pierwsza to ideologia która większość energii poświęca na walkę z problemami które sama tworzy.
Mam 16 lat. Czytałam książkę,o której piszesz i nie wiem czemu sądzisz, że dziewczyna w moim wieku, nie będzie w stanie jej zrozumieć.Jest bardzo pouczająca i na prawdę wiele po przeczytaniu jej zrozumiałam, zrozumiałam samą siebie.To właśnie nastolatki najczęściej spotykają się z problemami związanymi z postrzeganiem własnej seksualności. Coraz trudniej jest żyć w czystości. Kiedy się kogoś kocha, chce się mieć tą osobę jak najbliżej.Współczesny świat namawia do życia w grzechu. Często pojawia się pytanie:”Czy warto z seksem czekać do ślubu?”.Tak łatwo jest zagłuszyć własne sumienie…O tym, że warto nastolatki często przekonują się już wtedy, gdy jest za późno.
czemu katolików tak ekscytuje seks? BO IM GO BRAK!!! cała reszta to bełkot zastępujący im to co jest RADOŚCIĄ i PRZYJEMNOŚCIĄ a nie powodem do dręczenia się i mieszania w to Boga