Po raz kolejny w ostatnim czasie Kościół katolicki znalazł się na celowniku mediów z powodów nauczania moralnego. Dwa katolickie szpitale w Niemczech odmówiły pomocy zgwałconej kobiecie. 25-letnia mieszkanka Kolonii w grudniu ubiegłego roku po wieczornej zabawie klubowej obudziła się następnego dania na ławce w innej dzielnicy miasta, nic nie pamiętając. Ponieważ wyglądało na to, że została odurzona „pigułką gwałtu” i zgwałcona, zgłosiła się na pogotowie. Lekarka z pogotowia rutynowo powiadomiła policję i skierowała potencjalną ofiarę gwałtu do dyżurnego szpitala na badania ginekologiczne, aby zabezpieczyć ewentualne dowody przestępstwa. Dwa najbliższe szpitale mające ostry dyżur – szpital St-Vinzenz-Hospital i Heilig-Geist-Krankenhaus (oba prowadzone przez siostry zakonne) – odmówiły przyjęcia kobiety. Dopiero szpital ewangelicki zrobił odpowiednie badania. Skąd ta zaskakująca odmowa?
W pisemnym oświadczeniu przedstawiciele szpitali mówią o nieporozumieniu w komunikacji z lekarzami. Mogą oni badać ofiary gwałtów i zabezpieczać materiał dowodowy; nie wolno im tylko przepisywać tabletek wczesnoporonnych. Archidiecezja kolońska wyraziła ubolewanie, że kobieta nie została przyjęta. Te oświadczenia nie zahamowały jednak zmasowanej krytyki. Tym bardziej, że ujawniono, iż wytyczne dotyczące zasad etycznych, obowiązujących personel lekarski pod rygorem zwolnienie z pracy w katolickich szpitalach na terenie archidiecezji, weszły w życie w listopadzie 2012 roku po serii prowokacji zorganizowanych przez skrajne środowiska pro-life. Do katolickich szpitali zgłaszała się wynajęta przez te środowiska kobieta podająca się za ofiarę gwałtu. Mniej więcej w co drugim szpitalu otrzymała receptę na pigułkę „dzień po”. Stosowny donos w tej sprawie trafił do znanego z konserwatywnych poglądów kolońskiego metropolity kard. Joachima Meisnera.
Media nie pozostawiły na Kościele suchej nitki. „Należy postawić pytanie, czy Kościół katolicki powinien w ogóle jeszcze być organizatorem służby zdrowia, jeżeli nie jest w stanie zapewnić całkowitej opieki, ponieważ coś koliduje z jego zasadami wiary” – pisał „Westdeutsche Zeitung”, a ta wypowiedź i tak należy do bardziej merytorycznych. Kard. Lehmann mówił wręcz o tabloidyzacji nagonki na Kościół.
Czy zamieszania można było uniknąć?
Dziennikarze wykorzystują fakt, że powszechna wrażliwość moralna staje po stronie prawa do obrony przed skutkami gwałtu, m.in. prawa do zatrzymania procesów fizjologicznych zapoczątkowanych przez gwałciciela w ciele ofiary. Tymczasem swoimi wytycznymi względem katolickich lekarzy kard. Meisner mówi, że to słuszne prawo ma granice – jest nim nowe życie. Należałoby zatem dokładniej przyjrzeć się, jak działa sporna pigułka „dzień po”.
Zawiera ona silną dawkę syntetycznego hormonu o zbliżonym działaniu do progesteronu – hormonu, który czyni kobietę niepłodną. Zatem jej główne zadanie jest antykoncepcyjne: nie dopuszcza do zapłodnienia. Tabletka zagęszcza śluz szyjkowy i sprawia, że jest on nieprzepuszczalny dla plemników, opóźnia owulację i utrudnia przemieszczanie się komórki jajowej.
To antykoncepcyjne działanie nie jest, moim zdaniem, kością niezgody. Zgwałcona kobieta ma moralne prawo bronić się przed poczęciem dziecka z gwałtu. Trudno jest mi wyobrazić sobie rozumne argumenty przeciwko temu prawu. Problemem jest natomiast jeszcze jedna cecha tabletki „dzień po”: potrafi ona przeciwdziałać zagnieżdżeniu się zarodka, jeśli do zapłodnienia już doszło. Tymczasem zgodnie z nauczaniem Kościoła moralnym wymogiem jest ochrona życia ludzkiego od samego poczęcia. Zatem restrykcyjna wykładnia tej zasady głosiłaby, że nie wolno przeciwdziałać zagnieżdżeniu, gdyż jest to wówczas atak na życie ludzkie.
Nie przypominam sobie jednak, by Kościół oficjalnie potępił stosowanie tabletki „dzień po” w przypadku gwałtu. Sądzę, że jest tak nie bez powodu. Po pierwsze, by owo antyzagnieżdżeniowe działanie tabletki miało okazję zadziałać, musi dojść do zapłodnienia, a prawdopodobieństwo tego jest stosunkowo niewielkie: owulacja musiałoby wystąpić mniej więcej w ciągu jednej doby (w okresie od gwałtu do zażycia tabletki). Uwzględnić należałoby także fakt, że w warunkach normalnych tylko dwóm z pięciu zarodków udaje się zagnieździć. Zatem według prostych obliczeń, jedynie co siedemdziesiąte zażycie tabletki „dzień po” daje w efekcie niezagnieżdżenie się już istniejącego zarodka.
(Niektórzy kontrargumentują, że jeżeli chodzi o życie ludzkie nie wolno ryzykować. Zwykle przytacza się argument z polowaniem: jeżeli nie jesteś pewien, co rusza się za drzewami, nie wolno ci strzelać. Na to można odpowiedzieć, że wszystko zależy od powagi okoliczności: na polowaniu dla przyjemności taka zasada jest jak najbardziej słuszna, w przypadku jednak, gdy w okolicy krąży tygrys-ludojad, żaden myśliwy nie będzie czekał, co wyskoczy z krzaków).
Drugi powód związany jest z ciągle gorącą dyskusją na temat ontologicznego statusu zarodka. Istnieją poważne argumenty, że o jednostce ludzkiej w sensie ontologicznym, a nie tylko genetycznym, możemy mówić dopiero od momentu zagnieżdżenia (a ściślej od chwili wyodrębnienia się tzw. smugi pierwotnej, czyli ok. 14 dni od zapłodnienia). Do tego momentu nie jest przesądzone, czy np. zarodek nie podzieli się i nie powstaną bliźniaki jednojajowe, albo czy nie zleje się z drugą zapłodnioną komórką tworząc genetyczną hybrydę. Wielu poważnych katolickich moralistów opowiada się za momentem zagnieżdżenia (w Polsce zwolennikiem takiego poglądu jest ks. prof. Tadeusz Ślipko SJ).
Jaki z tego wniosek?
Wydaje mi się ryzykowne wymaganie od wszystkich (nie tylko od katolickich lekarzy, ale także od przypadkowych ofiar gwałtu) restrykcyjnego przestrzegania zakazu używania tabletki „dzień po”, w sytuacji, w której nie mamy pewności, czy norma ochrony życia ludzkiego ma w ogóle zastosowanie oraz gdy jest niewielkie prawdopodobieństwo, że tę normę łamiemy. To mimo wszystko trąci rygoryzmem.
„Zatem według prostych obliczeń, jedynie co setne zażycie tabletki „dzień po” daje w efekcie niezagnieżdżenie się już istniejącego zarodka.”
Możliwe, że jeszcze mniej. Piszesz: Owulacja musiałaby zajść w odstępie doby (szansa 1/28), plus zarodek musiałby być naturalnie zdolny do zagnieżdżenia (szansa 2/5). Mnożymy: (1/28)*(2/5)=0.014. Ale to przy założeniu, że w ciągu owej doby śluz szyjkowy na pewno nie zdąży się zagęścić, czyli przepuści plemniki. Jeśli jest prawdopodobieństwo, że zdąży, to trzeba tę liczbę jeszcze pomnożyć przez to prawdopodobieństwo, więc stanie się ona jeszcze mniejsza.
W dodatku, z tego co czytałam, nie jest jasne, czy pigułka „dzień po” w ogóle jest w stanie zapobiec zagnieżdżeniu. Podobno są przypadki, że pigułka nie działa, tj. dochodzi do ciąży. Tłumaczy się to tym, że po prostu zażycie było już po owulacji. Ale tutaj trzeba by poszukać po literaturze, bo ja nie mam wiedzy. Jeszcze jedno: ja nie do końca rozumiem wymóg zażycia w ciągu 72 h od stosunku. Jeśli jest on po to, aby zapobiec owulacji, lub dopłynięciu plemników do jajeczka, to rozumiem. Ale jeśli tabletka miałaby w sposób pewny zapobiegać zagnieżdżeniu – to przecież zagnieżdżenie odbywa się dopiero jakiś tydzień po zapłodnieniu. Zatem z przyjęciem tabletki nie trzeba byłoby się tak spieszyć.
Chyba sama niejasno napisałam:
„Możliwe, że jeszcze mniej. Piszesz: Owulacja musiałaby zajść w odstępie doby (szansa 1/28), plus zarodek musiałby być naturalnie zdolny do zagnieżdżenia (szansa 2/5). Mnożymy: (1/28)*(2/5)=0.014. Ale to przy założeniu, że w ciągu owej doby śluz szyjkowy na pewno nie zdąży się zagęścić, czyli przepuści plemniki.”
Chodziło mi o to, że tutaj założyłeś, że przez 1 dobę od zażycia plemniki będą mogły przepłynąć. Natomiast może jest tak, że śluz zagęszcza się przeciętnie szybciej, np. w ciągu pół doby, albo ćwierć doby. Więc wtedy trzeba by tamtą liczbę przemnożyć jeszcze przez 1/2 lub 1/4 itp.
Dobranoc 🙂
Poprawiłem z „jedynie co setne zażycie tabletki” na „co siedemdziesiąte”, bo 1 dzielone przez 0.014 plus rozszerzenie daje dokładnie 70. Na pewno wiele czynników ma na zapłodnienie wpływ. Zastanawiałem się np. czy kobiety statystycznie nie są gwałcone częściej w okresie płodnym (ze względu na feromony), z drugiej strony gwałt jest potężnym stresem, a stres, o ile sobie przypominam, hamuje owulację…
Nie chodzi o 1 dobę „od zażycia” tylko o 1 dobę „do zażycia” – to czas jaki mają plemniki sprawcy (optymistycznie zakładam, że dziewczyna na następny dzień uda się do szpitala). Gdzieś czytałem, że pigułka „dzień po” potrzebuje tylko 4 godzin, by w pełni zacząć działać.
Pigułka zmienia strukturę ścianki macicy, w podobny sposób, jak się to dzieje w fazie lutealnej i dlatego nie jest pigułką wczesnoporonną taką jak np. RU 486! Przeciwnie, gdyby zarodek zdążył się jakimś cudem zagnieździć, pigułka „dzień po” tylko by to zagnieżdżenie umocniła. Nomenklatura kościelna nie uwzględnia różnicy między poronieniem zarodka zagnieżdżonego a wydaleniem zarodka niezagnieżdżonego.
„Nie chodzi o 1 dobę „od zażycia” tylko o 1 dobę „do zażycia” – to czas jaki mają plemniki sprawcy”
Tak. Dzięki za sprostowanie.
Niezależnie od oceny moralnej postępowania tych szpitali trzeba zauważyć, że argument o tym, że istnieje tylko 1/70 prawdopodobieństwa, że tabletka „dzień po” będzie oddziaływać na zarodek może być bronią obusieczną, bo przeciwnicy tej argumentacji mogą łatwo odbić piłkę, że skoro prawdopodobieństwo ciąży jest tak niskie, to nie należy nic robić (nie mówię, że ten argument jest sensowny, ale na pewno się pojawi, skoro pojawiają się nawet i takie sugerujące, że organizm kobiety sam broni się przed niechcianą ciążą w przypadku gwałtu – vide ostatnia kampania prezydencka w USA).
Dodatkowo, wydaje mi się, że jeżeli już posługujemy się kategorią prawdopodobieństwa w tym kontekście, to wliczanie do niego faktu, że w warunkach normalnych jedynie dwóm na pięć zarodków udaje się zagnieździć może być ryzykowne. Chodzi mi o to, że tabletka „dzień po” będzie oddziaływać na wszystkie zarodki, niezależnie od ich „oryginalnej” szansy na zagnieżdżenie. Te 1/70 szansy to jedynie różnica w liczbie zarodków, którą możemy obserwować dopiero po fakcie – przy obecnym stanie wiedzy medycznej mając niezagnieżdżony zarodek nie jesteśmy w stanie stwierdzić czy on się „w warunkach normalnych” zagnieździ, czy nie, stąd nie jesteśmy w stanie powiedzieć czy na ten zarodek tabletka oddziaływała „dodatkowo” czy nie.
Poza tym, czy nie jest tak, że taka argumentacja oparta o procenty trąci relatywizmem (to się chyba nazywa moralność/etyka relatywistyczna – zdaje się, że pisał Pan kiedyś o tym, że postulat o zastosowaniu tego typu etyki została odrzucona na Soborze Watykańskim II). Bo jakie prawdopodobieństwo uznać za moralnie wystarczająco niskie?
Znacznie większe szanse na ewentualną zmianę praktyki w tym zakresie widzę w tej ontologicznej definicji stanu zarodka.
Czy mógłby Pan poświęcić któryś z następnych wpisów temu tematowi? Tak na szybko przejrzałem kilka artykułów, które znalazłem w Internecie i widzę, że nie tylko ks. prof. Tadeusz Ślipko SJ prezentuje pogląd związany z opóźnioną animacją. Czy w tej sprawie jest jakieś oficjalne stanowisko KK?
pozdrawiam
cse
Przyłączam się do prośby. Moja intuicja również podpowiada, że animacja opóźniona jest trafną koncepcją.
pozdrawiam,
A ja czytałam kiedyś – nie podlinkuję, bo nie wiem nawet, czy to było w internecie, że gwałt może właśnie wyzwolić owulację. Czemu? Mechanizm ewolucyjny (Artur się zna, Artur sprawdzi 🙂 Jeśli jest szansa na połączenie się z innymi genami niż dotychczas mózg uruchamia taki potworny (z punktu widzenia moralności) mechanizm.
tutaj jest przyklad zboczonej logiki ktora usiluje uzyc, naduzyc, specyficznego przykladu zeby stworzyc argument pro-aborcyjny.
wydaje mi sie ze pierwszozednie trzeba uwzglednic – sluzba medyczna opiekujaca sie ofiara gwaltu jak i policja – powinni uwzglednic – szok i/lub ubytkowy efekt substancji oduzajacych. dlatego procedura powinna byc jasna jak postepowac. ofira moze byc w szoku w momencie zgloszenia. na pewno jest takze pod wplywem wielkiej emocji. po drugie poza pomoca i zachecaniem do zabezpieczenia ewidencji ktora jest wrazliwa na czas, takze trzeba zabezpieczyc ofiarze badania na potencjalne choroby zakazne. prosze sobie wyobrazic kogos kto nie wie kto i co tobil z jej cialem, prosze uwzglednic lek ktory taka osoba odczuwa. wiele chorob zakaznych nie objawia sie natychmiast, a jest ich wiele. prosze w procedurach uwzglednic czy ta osoba jest ubezpieczona i czy ma pieniadze na badania. lek takiej osoby nie opusci dopuki okna zakazen chorobami mina. moze taki ktos nie ma pieniedzy na prywatne badanie sie miesiac za miesiacem na szereg chorob zakaznych ktorymi moglabyc zainfekowana podczas gwaltu. moze w procedurach zaoferowac bezplatne badania na skali czasowej dla kogos kto pada ofiara gwaltu.
ostatnia kwestja jest mozliwosc zajscia w ciaze. prosze wiedziec ze oferowanie aborcji komus w okresie szoku po gwalcie moze miec negatywne skutki. wiele ludzi nie zgadza sie z aborcja nawet w takich ekstremalnych sytuacjach. dla kogos kto stanowczo jest przeciwko aborcji – zachecanie do aborcji ktora by lamala swoje zasady w momencie kiedy ta osoba jest w szoku moze miec negatywne skutki
mysle ze powinno byc delikatnie postawione ze jezeli ta osoba zdecyduje sie na aborcje to bedzie mogla jej dokonac za darmo i wskazac miejsce, ale ofiara gwaltu nie powinna byc pietnowana i potepiana przez srodowkiso medyczne czy jakikowliek jezeli dokona innej decyzji. moze ktos mysli ze niszczenie niewinnego zycia nawet poczetego w takich okropnych sytuacjach – jest powielaniem zbrodni. oczywiscie nie potepiam tych ktorzy wybieraja aborcje, jednak warto pomyslec ze nie kazdy wybralby aborcje i ze sa tacy ktorzy wybraliby ochronic to niewinne poczete zycie.
Można przeciwdziałać by nie doszło do poczęcia i o to chodzi. To niewinne życie wzięło się z tego, że jakiś wstrętny zbok wlał swoje nasienie w kobietę wbrew jej woli. I to nasienie zaczyna się rozwijać, poczęcie wbrew woli to dalszy ciąg gwałtu. Nie ma niewinności w tym wszystkim, jest odrażająca biologia.
Jaką aborcję? O czym Ty mówisz? Przecież ta kobieta dzień po gwałcie nie jest w ciąży!! Polecam powrót do szkoły, bo i o biologii nie masz zielonego pojęcia i o ortografii również. Zajrzyj do książki, a dowiesz się ile czasu potrzeba na zapłodnienie, ile czasu na dotarcie zapłodnionej komórki do macicy i przede wszystkim czym jest aborcja, bo na pewno nie zapobieganiem zapłodnieniu.
Efekt będzie taki, że społeczeństwa przestana finansować „katolickie” lecznictwo.
Wszystkim to wyjdzie na zdrowie.
Wszystkim poza ludziom poczętym w wyniku gwałtu.
Pewnych ludzi nie przekonasz niczym, oni wiedzą lepiej… Ja zażyłam takie tabletki, lekarz wytłumaczył mi ich działanie i nie widzę w tym nic złego, nie czuję w związku z tym żadnej winy, nie zabiłam nikogo. Mogłam jedynie nie dopuścić do zagnieżdżenia się trofoblastu w jamie macicy. Ale przecież trofoblast ma zwykle około 10-12 dni, więc jakim cudem ktoś tu mówi o niedopuszczeniu do zagnieżdżenia skoro ja te tabletki przyjmuję do 72h po? Jeżeli już doszło do zapłodnienia to tabletki faktycznie działają później, ale powiedzmy sobie prawdę trofoblast to jeszcze nie człowiek.Brak mu serca, układu nerwowego (nie czuje niczego bez tego układu), nie ma też mózgu, ani rdzenia kręgowego. Nie ma właściwie nic, dopiero będzie miał za kilka tygodni. Więc przestańmy już tak drążyć temat, tabletki 72 Po to dobre rozwiązanie dla kobiet po gwałcie, dla kobiet, które nie uważały, a nie chcą dziecka, to jest zwykle przestrogą na przyszły raz, dobrze, że jest taka możliwość w tym kraju. Aborcji nie popieram, ale tych tabletek aborcją nazwać nie można.
Witam…
Wkurzylao mnie cytuje „Niektórzy kontrargumentują, że jeżeli chodzi o życie ludzkie nie wolno ryzykować.”- skoro tak to czemu nie wezma sie za tych,mam namysli Koscol oczywiscie,ktorzy jawnie ryzykuja zycie ludzkie…Te wszystkie koncerny ktore laduja do ich produktow zywnosciowych,bo nie mozna tego nazwac przeciez jedzeniem, te wszystkie konserwatory, koloranty i inne chemikalia, z ktorych wiekszosci nawiasem mowiac badania naukowe wykazaly ze maja zly wplyw na zdrowie i zycie ludzkie.Co z bisfenolem ktoremu tez udowodniono bardzo szkodliwe dzialanie.Co z centralami energii nuklearnej, ktorych efekty mozna zobaczyc w Japoni,Czarnobylu itp….ochrona zycia ludzkiego…tam gdzie jest duza kasa tam nie ma ochrony zycia ludzkiego.A Kosciol to juz sie nie ma czego czepiac…te regoly sprzed ponad 2tys.lat nie maja sensu bytu w naszych czasach.Czasami mam naprawde ochote zmienic wyznanie na bardziej zdrowe…chocby wlasnie Protestanckie gdzie podejscie do rodziny,malzenstwa i czlowieczenstwa jest bardziej zgodne z natura.
Pozdrawiam
Tutaj nie ma nad czym dyskutować, nie ważne czy doszło do zapłodnienia, czy nie. Tabletka wczesnoporonna powinna być wydawana z automatu. Widziałem kiedyś reportaż o młodej polce, która pod presją rodziny urodziła dziecko z gwałtu. Nienawidzi dziecka, bo to przypomina jej z wyglądu gwałciciela i cały czas przypomina o tym traumatycznym przeżyciu. Mimo to go nie odda, bo to też jej dziecko. Jednym słowem zniszczyło jej to życie. Księdzu w takiej sytuacji można tylko pokazać środkowy palec.
Witam, piekny ,powazny i mimo wszystko „jeszcze” odwazny post. Zachęcił mnie do lektury pozostałych i wolną chwilą oddam się tej lekturze. Moj warsztat nie dorownuje Panskiemu, lecz jesli ma Pan ochote na chwile rozrywki w zwiazku z tym „zwiazkiem wyznaniowym” zapraszam na mojego bloga.www.blogrozwodnika.wordpress.com lub http://www.rozwodnik2.wordpress.com.
Pozdrawiam
Ludzie o czym wy dyskutujecie. Społeczeństwo i państwo ma tylko dwa obowiązki wobec zgwałconej kobiety:
Po pierwsze ochronić ją przed dalszymi skutkami gwałtu
Po drugie wyrwać jaja temu kto jej to zrobił
Ustalenie od kiedy człowiek staje się człowiekiem i od kiedy jego życie podlega ochronie jest kluczowe, jako że ustawa aborcyjna jest niezgodna z Konstytucją RP! Powinna zostać unieważniona! Ustawa ta narusza podstawową zasadę konstytucyjną – równości wobec prawa – stanowiąc jawna dyskryminacje obywatela RP ze względu na wiek! KK (Kodeks Karny) nie rozgranicza kar za zabójstwo ze względu na to czy ofiara ma 5, 25 czy 75 lat, jedynym wyjątkiem jest ww. Ustawa! Należy ją zlikwidować a aborcję zgodnie z KK traktować, konsekwentnie, jako morderstwo z premedytacją lub zmowę w celu pozbawienia życia i stosować odpowiednie kary. Ponadto należy zgodnie z KK prowadzić dochodzenia w sprawie poronień w celu ustalenia czy postępowanie podejrzanych miało wpływ na to zdarzenie. Bezprawne jest także stosownie podziału na „owoc gwałtu” i pozostałe! Konsekwentnie bowiem wyjęcie spod prawa i ochrony jego życia jako człowieka „owocu gwałtu” musiałoby skutkować na całe życie i dozwalać pozbawienia życia w dowolnym wieku! Podobnie z sytuacja gdy ciąża zagraża życiu matki, należy stosować istniejące przepisy dotyczące obrony koniecznej.
Do pogłębionej analizy należy pozostawić kwestie zaniechania, albowiem zaniechanie prokreacji (wstrzemięźliwość seksualna, antykoncepcja) skutkuje także nie poczęciem człowieka, warto też przypomnieć, że każde zbliżenie, zgodnie z Biblia, powinno skutkować prokreacją. Ze względu na naukowe dowody wskazujące na to iż nie z każdej zapłodnionej komórki powstaje człowiek, kary orzekane w tych sprawach mogły by być w zawieszeniu.
Do katalogu działań prewencyjnych należałoby tez włączyć badanie kobiet opuszczających granice RP czy nie są w ciąży, a następnie analogiczne badanie po powrocie. Takie badania stanowiłyby źródło dowodów materialnych w sprawach o usuniecie ciąży poza granicami kraju i ukróciły by w znacznym stopniu „turystykę aborcyjna”.
Tak więc ustalenie w którym momencie możemy mówić o powstaniu człowieka jest kluczowe dla ustalenia czy dana osoba ma podlegać karze (do dożywocia włącznie), czy nie.
W przypadku gdy określimy, że człowiekiem jest się od poczęcia, stosowanie jakichkolwiek regulacji prawnych innych niż wobec każdego innego człowieka jest prawnie wadliwe a także wskazuje na relatywizm moralny osób takie rozwiązanie popierających. W swych poglądach należy być konsekwentnym…
W takim razie uważam, że seks bez poczęcia powinien być karany. Należy badać kto współżyje , jak i kiedy, a jeśli nie ma ciąży prowadzić przymusowe zapłodnienia. Pary bezpłodne powinny być rozdzielane z automatu. Płodny partner powinien poszukać innego płodnego, a niepłodne jednostki leczyć obowiązkowo lub odbierać prawa obywatelskie. Ewentualnie po uzyskani stosownego rozgrzeszenia zakazać współżycia i zmusić do pracy w domach dziecka albo wydalić z Państwa. W końcu co społeczeństwu po takiej jednostce… Kobiety ciężarne powinny być wyrokiem sądu ubezwłasnowolniane, na wszelki wypadek, jeszcze którejś wpadnie do głowy złe prowadzenie się albo szok poporodowy.
Fakt, Hella.
Ale dodam jeszcze,rozwijając Twoją tezę, to z punktu widzenia SKUTKU aborcja, pigułka wczesnoporonna, antykoncepcja chemiczna/mechaniczna/itp, jak również powstrzymanie się od seksu w okresie jajeczkowania prowadzą do tego samego finału.
Co za tym idzie powinny podpadać pod ten sam paragraf.
A w takim razie tak samo powinna być traktowana kobieta, która uprawia seks w okresie płodnym, a potem usuwa, jak i ta, która w okresie płodnym powstrzymuje się od seksu…
Prawnicy powinni rozważyć ten problem!
A także drugi – odwrotny!
Nie każda zygota/embrion rodzi się żywym człowiekiem.
Jeżeli skazujemy kogoś (np. za aborcję) to musimy mu udowodnić winę, a jak udowodnić, że gdyby nie aborcja, to dziecko urodziło by się żywe?
Jest taka prawnicza „zagadka”. Facet wyskoczył/wypadł z 30 piętra i spadał, na 15 piętrze inny facet postanowił „przestrzelać” sztucer i strzelił przez okno w powietrze.
Pech chciał, że kula trafiła śmiertelnie lecącego z góry faceta.
Problem: Czy należy skazać strzelającego za nieumyślne zabójstwo? (wprawdzie ofiara żyła w momencie postrzału, ale za chwilę straciła by życie dolatując do ziemi…)
Hmmm…
Czy 50 lat temu było tyle zła?
Argumentacja w końcówce artukułu słaba.
Po co wobec tego obowiązek zapinania pasów w samochodzie?
Przecież wyruszając w podróż nie wiemy jeszcze czy będzie wypadek czy nie, a prawdopodobieństwo wypadku jest małe (dużo mniej niż 1 do 70 wspomniane przez autora).
I w tym i w tym przypadku mówimy o życiu człowieka (w różnych fazach rozwoju).
A to czy zarodek podzieli się na bliźniaki czy nie – no cóż, albo więc zabijamy jednego człowieka, albo dwóch.
Ale może też w ogóle nie podzielić się, bo nawet w sprzyjających warunkach nie zagnieździłby się.
Jeśli chcemy być tacy konsekwentni z ochroną zarodków, to należy przede wszystkim z automatu karać wszystkich starających się o dziecko, którym nie udało się zajść w ciążę w pierwszym cyklu. Bo to oznacza, że najprawdopodobniej doprowadzili do powstania zarodka, który się nie zagnieździł.
Ten biskup, co mówił, że życie dziecka z in vitro okupione jest życiem kilkorga jego sióstr i braci – powinien konsekwentnie dodać, że jakiekolwiek naturalne zajście w ciążę jest okupione tym samym.
Panie Arturze,
ciekawa wiadomość w omawianej sprawie: http://tiny.pl/h2dd9.
I tak się teraz zastanawiam, w kontekście jednego z Pana pierwszych wpisów na tym blogu dotyczącego przedmiotu czynu. O ile dobrze zrozumiałem te trudne filozoficzne tematy, etyka KK opiera się na założeniu, że dany czyn jest moralnie dobry lub zły niezależnie od okoliczności.
Skoro teraz kardynał akceptuje podanie tabletki niedopuszczającej do zapłodnienia należy na tej podstawie automatycznie stwierdzić, że sztuczna antykoncepcja jest moralnie dobra – wszak działanie jest to samo (niedopuszczenie do zapłodnienia) a okoliczności nie mają tu znaczenia czyli nieistotne jest czy nie chcemy dopuścić do zapłodnienia w wyniku gwałtu czy też pełnego miłości stosunku.
Inna sprawa, że zastosowanie tabletki niedopuszczającej do zapłodnienia jest zupełnie bez sensu w dyskutowanym przypadku kobiety z Kolonii, bo skoro plemnikom zabiera 15 minut na dotarcie do jajowodów a potem 6 godzin na proces kapacytacji to wzięcie takiej tabletki po 24 godzinach mija się z celem.
Niemniej jednak wydaje mi się, że ta wypowiedź kardynała jest interesująca z punktu widzenia moralnej oceny sztucznej antykoncepcji według KK.
Co Pan o tym sądzi?
Pozdrawiam
cse
A skąd teoria, że plemniki gwałciciela posiadają zdolność zapłodenienia jedynie przez 24 h? Przeciez plemniki mogą dożywac nawet do 9 dni, to dlatego zajście w ciążę jest prawdopodobne bardziej- trzeba ten czas jakby wliczyć przed wypuszczeniem komórki jajowej. Do tego ilość dni niepłodnych zależy od cyklu, a jeśli wpłynął nań wielki stres, wttedy nastepuja zaburzenia..
Smuci mnie większa uwaga poświęcona plemnikom i komórce jajowej, a mniejsza ogromnej tragedii jaka się zdarzyła.
Na szczęście nigdy nic podobnego mnie nie dotknęło ale potrafię sobie wyobrazić jak ogromnym stresem jest to dla tej kobiety.
Jej podstawowe poczucie bezpieczeństwa zostało zburzone, zaufanie i być może szacunek do własnego ciała. Trudno powiedzieć jak długo będzie podnosić się do takim przejściu.
Jak ktoś taki miałby być matką?
Sama byłam kilkakrotnie w ciąży i wiem jak jest to ogromnym stresem i wysiłkiem, mimo że dziecko jest chciane. Przeżyłam depresję poporodową (prawdziwą, uprzedzając ewentualne pytania) i z przekonaniem mogę stwierdzić, że gdybym miała rodzić dziecko będące wynikiem gwałtu wolałabym odebrać życie sobie.
Może to brzmi ostro, ale depresja jest stanem naprawdę odbierającym nadzieję.
Trudno jest mi uwierzyć, by Kościół był aż tak pozbawiony współczucia dla życia JUŻ narodzonego, by skazywać kobietę na poniżenie urodzenia dziecka swojego gwałciciela.
Treść wpisu, jak i dyskusja, która się pod nim wywiązała, dowodnie pokazują, że tradycja toczenia sporów o liczbę diabłów na łebku szpilki jest w katolicyzmie wciąż żywa. A w tonie bardziej poważnym: pokazuje skalę spustoszeń, jakich dokonuje religia w umysłach ludzi bądź co bądź zdradzających ewidentne oznaki inteligencji.To w wymiarze indywidualnym. W wymiarze społecznym zaś – skalę oderwania intelektualistów katolickich od istotnych problemów życia społecznego.
Ja czegoś nie rozumiem ,ocena moralna aborcji jest zawsze jednakowo nagatywna (przypadek ciązy blizniaczej z gwałtu u 9 latki i sankcje kanoniczne dla matki i lekarzy ) a tu mamy oto taką wypowiedz Ks. prof. Schockenhoffa-„(..)Ten postulat graniczy z heroizmem. Zostawia jednak otwartą furtkę: – Jeżeli kobieta nie czuje się na siłach, poczętego z gwałtu dziecka nie musi urodzić. Aborcja w tym przypadku nie zostaje usankcjonowana moralnie, ale decydująca się na nią kobieta jest usprawiedliwiona, podczas gdy wina moralna zostaje przeniesiona na gwałciciela.
(..)”
całosc artykułu tu http://tygodnik.onet.pl/32,0,79529,1,artykul.html
Czy może mi ktoś wyjaśnic te 2 odmienne stanowiska ???
Dlaczego w przypadku brazilijskim winna moralna za aborcję nie została przeniesiona na ojczyma sprawdę gwałtu ??
Proszę o rzeczowe i merytoryczne odpowiedzi.
Zagnieżdżenie życia w tej kobiecie nastąpiło w czasie seksu-gwałtu. Kościół powoli zbliża się w swym skrajnie konserwatywnym zboczeniu od normy czyli od pomagania pokrzywdzonym w stronę pochwały działania zła, ponieważ dalsza działalność, rozwinięcie tematu tego zapłodnienia to wyraźne zaakceptowanie aktu przemocy i ograniczenia sfery wolności tej kobiety. Taka postawa jest karygodna i zasługuje na potępienie, mimo że to postawa kościelna. Jest to niegodne i deprawujące, ponieważ podtrzymuje dalszymi działaniami działania mężczyzn-gwałcicieli. Kościół w tej sytuacji nie staje po stronie kobiety – pokrzywdzonego, popiera, oczywiście pośrednio i dalszymi czynnościami/mechanizmami, ale mając świadomość i będąc informowanym o faktach, działanie niezgodne z prawem, łamiące dobre obyczaje i naruszające wszelkie prawa obywatelskie tej kobiety. Niebywały paradoks i skandal, że odmówiono tej kobiecie pomocy, pomocy poszkodowanemu człowiekowi. Pochwała szowinistycznych gwałcicieli i pochwała przestępczości w imię sztywnych „zasad momentu powstawania nowego życia”. Przykre, bo w tym „chwilowym systemie” wydaje się, że zwycięża w danym momencie zło, a nie dobro człowieka. Brak wsparcia i brak pomocy osobie pokrzywdzonej to zaniedbanie i popieranie „danego systemu” zła.
Admiring the time and energy you put into your site and in depth
information you offer. It’s awesome to come across a blog
every once in a while that isn’t the same unwanted rehashed material.
Excellent read! I’ve saved your site and I’m adding your RSS feeds to
my Google account.