Poproszony zostałem o komentarz do wypowiedzi Benedykta XVI na temat encykliki „Humanae vitae”. Od kilku dni do tego się przymierzam. Problem w tym, że ja tej wypowiedzi… nie rozumiem. Znalazłem ją w serwisie KAI. Potem w serwisie Radia Watykańskiego oraz IAR. Politolog przytoczył Onet, który oparł się na informacji PAP. W końcu znalazłem oryginał włoski na stronach watykańskich. Ponieważ nie znam włoskiego, pokazałem to przemówienie ks. Bonieckiemu, który świetnie włada tym językiem. Rzucił okiem i… wyprosił mnie na pół godziny, mówiąc, że musi się z nim spokojnie zapoznać, gdyż jest napisane trudnym językiem. Potem przetłumaczył mi „na żywo”. I dalej nic nie rozumiem. Jestem zaskoczony. Pisałem już, że cenię tego Papieża za jasność i precyzję wypowiedzi. Tymczasem konia z rzędem dla tego, kto wyjaśni, o co chodzi np. tutaj: „W czterdzieści lat od ogłoszenia tego dokumentu, zawarte w nim nauczanie nie tylko ukazuje swoją niezmienną prawdę, ale ujawnia też dalekowzroczność, z jaką Paweł VI podchodził do tego problemu. W istocie miłość małżeńska opisana jest tam w ramach procesu globalnego, który nie zatrzymuje się na podziale na duszę i ciało ani nie ulega wyłącznie uczuciom, często ulotnym i nietrwałym, lecz bierze na siebie jedność osoby i całkowity współudział małżonków, którzy we wzajemnym przyjęciu ofiarowują siebie w obietnicy miłości wiernej i wyłącznej, która wypływa z autentycznego wyboru wolności. Jak mogłaby podobna miłość pozostawać zamknięta na dar życia? Życie jest zawsze darem nieocenionym; za każdym razem, gdy jesteśmy świadkami jego narodzin, postrzegamy moc stwórczego działania Boga, który ufa człowiekowi i w ten sposób wzywa go do budowy przyszłości z siłą nadziei”.
Co zrozumiałem? Że zdaniem Papieża nie ma powodów, by zastanawiać się nad jakąkolwiek zmianą dotychczasowego nauczania, choć jest ono… „niełatwe” i „Urząd Nauczycielski Kościoła nie może uchylać się od wciąż nowej i pogłębionej refleksji nad podstawowymi zasadami, dotyczącymi małżeństwa i prokreacji”. Że tekst encykliki często był „rozumiany opacznie” (choć nie wiadomo, na czym ta opaczność polegała). Że „prawa natury (biologii płciowości?) pozostają niepisaną normą, do której wszyscy powinni się odwoływać”. Że zagrożona jest młodzież. I że Papież bardzo stara się unikać słowa „antykoncepcja” (w przeciwieństwie do Jana Pawła II).
To trochę za mało na komentarz… Zatem przypomnę zasadniczy problem, przed jakim stanął wtedy Paweł VI. Miał odpowiedzieć na pytanie: czy antykoncepcja (czyli zewnętrzna ingerencja małżonków w stosunek seksualny, powodująca jego bezpłodność) jest czynem wewnętrznie złym? Czynem „wewnętrznie złym”, czyli moralnie złym zawsze, niezależnie od motywów i okoliczności. „Moralnie złym”, czyli przynoszącym człowiekowi tak dużą szkodę duchową, że lepiej by było, gdyby zgodził się raczej umrzeć niż świadomie i dobrowolnie go popełnić. Takie jest znaczenie powyższych słów. Wiem, że to szokuje, ale tak właśnie jest, nic nie przesadzam!
Paweł VI zdecydował się odpowiedzieć pozytywnie: tak, antykoncepcja jest czynem wewnętrznie złym. Na czym to zło polega? Oczywiście na godzeniu w płodność. Problem w tym, że płodność jest w konkretnym stosunku nieprzewidywalna, a norma moralna ma sens tylko wtedy, gdy precyzyjnie rozstrzyga, które czyny są złe, a które nie są złe. Paweł VI zatem normę moralną nie związał bezpośrednio z nieprzewidywalną płodnością, tylko z „wewnętrznym przeznaczeniem każdego aktu seksualnego do prokreacji”. W ten sposób Papież połączył każdy akt z prokreacją, co pozwoliło mu sformułować normę, która jest „precyzyjna”, ale tylko dlatego, że jest „za szeroka” – prowadzi także do takich paradoksalnych konsekwencji, że stosunek seksualny z kobietą z wyciętymi jajnikami i macicą nadal pozostaje „przeznaczony do prokreacji” (i nadal użycie prezerwatywy, by się np. chronić przed wirusami, jest czynem wewnętrznie złym, czyli lepiej umrzeć niż…). Poza tym norma ta wydaje się być arbitralna, gdyż intuicja podpowiada nam, że stosunek seksualny zawdzięcza swój sens jednoczący w dużej mierze właśnie temu, iż jego głównym celem nie jest prokreacja. Tym różni się m.in. seksualność ludzi od kopulacji zwierząt.
Pisałem o tym szczegółowo w tekście „Małżeństwo pod rygorem„. Dziś chciałem przedstawić nowy argument. Papież wyjął spod zakresu normy sytuacje, w których środki hormonalne używa się jako lekarstwa (punkt 15 encykliki). Powołał się na zasadę „podwójnego skutku” (niepłodność jest niezamierzonym skutkiem takiego działania). Jednak warunkiem zastosowania tej zasady jest porównywalna wartość dóbr: chronionego i poświęconego. Na przykład podczas ciąży wolno zastosować chemioterapię, gdyż ratuje ona życie matki, mimo, że jej skutkiem jest poronienie (dlatego mówimy o heroizmie matek, które rezygnują z ratowania swojego życia dla dobra dziecka). Nie wolno natomiast stosować leków poprawiających zdrowie matki, które skutkowałyby śmiercią dziecka, gdyż zdrowie nie jest dobrem tego samego rzędu, co życie. Tymczasem punkt 15 encykliki mówi, że można podjąć działania – które, jeśli są bezpośrednio zamierzone, są wewnętrznie złe – jeśli chronią one zdrowie. To tak jakby Papież powiedział: wolno podczas ciąży podać środki poronne dla leczenia endometriozy. Czy w ten sposób sam nie przyznaje, że działania antykoncepcyjne mają niższą rangę od tzw. czynów wewnętrznie złych?
Benedykt XVI wspomniał o „odwadze” Pawła VI. Moim zdaniem można mówić o odwadze cywilnej (Paweł VI przeciwstawił się powszechnemu oczekiwaniu), ale nie o odwadze myśli. Papież przestraszył się, że konsekwencją zgody na antykoncepcję będzie relatywizm i zachwianie zaufania do Kościoła. Tak wcale wtedy nie musiało być, wystarczyłoby, żeby Papież pokazał, iż nauczanie Kościoła przez wieki kształtowały „historyczne czynniki”: brak szczegółowej wiedzy na temat biologii procesów poczęcia (nie wiedziano jak poczęcie zachodzi, stąd sądzono, że każdy stosunek mógł do niego doprowadzić) oraz dostrzeganie w małżeńskim współżyciu dużego zagrożenia „pożądliwością”, jeśli nie „pracuje” ono dla prokreacji. Dzisiaj po czterdziestu latach sytuacja jest paradoksalnie o wiele trudniejsza: każda papieska, nawet najmniejsza pozytywna wzmianka o antykoncepcji wywołałaby tak duże zamieszanie w mediach i Kościele, że trudno byłoby Magisterium spokojnie wytłumaczyć ludziom, o co chodzi. Dlatego nie spodziewam się w najbliższym czasie jakichś rewelacji. Choć dotarły do mnie z wiarygodnego źródła sygnały o tym, że ma się coś ruszyć w podejściu do in vitro! Być może zmiany przyjdą tą okrężną drogą. J
Wypowiedzi urzędników katolickiej odmiany chrześcijaństwa zawsze są w pierwszym rzędzie nacechowane interesem firmy a dopiero później interesem wyznawców. Choroba ta jest powszechna i pielęgnowana przez kolejnych władców Watykanu
ten celibat naprawde powinni zniesc bo takie brednie o seksie pisane lub mowione przez ludzi,ktorzy teoretycznie nie maja rodzin i nie utrzymuja ich,jest hipokryzja.
List św.Pawła do Koryntian „Każdy biskup i osoba duchowna powinna mieć żonę i dzieci!! Jak niema to SPERMA pada na MÓZG i wymyśla głupoty które są zaprzeczeniem słów Nowego Testamentu.Papież już był tak stary że pojęcia mu pomieszały się o czym pisze
Nie udawaj, ze cytujesz bo jak bys cytowal wiernie tekst to bys nie dodawal swoich slowek, a tak w ogole to celibat jest wolnym wyborem: nikt nie zmusza przyszlego kaplana aby nim zostal jelsi nie chce zyc w celibacie.
John tu nie chodzi o cytowanie ,tylko wyciągnięcie wniosku który jest zalecany żeby nauczyciel który ma przybliżyć człowieka do Boga, sam postępował jak prawdziwy chrześcijanin a nie tylko rzucać słowa bez pokrycia nie znając sedna małżeństwa do tego będąc w celibacie siejąc zgorszenie nie panując nad swoją chucią a innych pouczając o moralności seksualnej czy materialnej,Kler polski przestał wierzyć w Boga ,Ogarnęła go mania posiadania rzeczy materialnych ,życia w zbytku, nie zajmowania się ubogimi,sięganie i podskórnie dyrygowanie władzą świecką.A dodatkowo jeżeli coś czyta się to określone słowa trzeba rozumieć. Pozdrowienia i rozumienia tekstu tego listu.
W ten sposób uwalniają się od prawdziwej odpowiedzialności.
List św.Pawła do Koryntian „Każdy biskup i osoba duchowna powinna mieć żonę i dzieci!! Jak niema to SPERMA pada na MÓZG i wymyśla głupoty które są zaprzeczeniem słów Nowego Testamentu.Papież już był tak stary że pojęcia mu pomieszały się o czym pisze
Ja tez nie rozumiem.. dlaczego stosowanie środków antykoncepcyjnych zapobiegających połączeniu komórek płciowych miałoby byc grzechem śmiertelnym, albo jakims innym cieżkim grzechem. Czy tzw. kalendarzyk malzenski, dozwolony przez kosciól i propagowany przez rózne organizacje katolickie, nie jest takze unikaniem aktu płciowego, ktorego skutkiem powinno byc poczecie dziecka?Przeciez kobieta jest płodna przez jeden, góra 2 dni w miesiącu. Czy to znaczy,ze zeby nie popelnic grzechu nalezaloby uprawiac sex [jak to okropnie brzmi]oczywiscie małżenski [ jeszcze okropniejsza zbitka słow] tylko przez te 2 wieczory???? Stawianie nacisku na prokreacje jest według mnie pogwalceniem idei miłości małżeńskiej i jedności małzenskiej. Sex jest po to,zeby zblizac i łączyc małżonków ze sobą. Co zrobic ,jesli jedno z nich jest bezpłodne? czy wyedy milosc w takim malżeństwie jest grzechem w oczach Boga?? Jestem pewna, ze nie! Oczywiscie , zatajenie bezplodnosci jest wedlug prawa koscielnego argumentem do uniewaznienia malzenstwa. Jakze totalitarny bylby system, ktory nakazywalby zostawiac bezplodnego malzonka,aby szukac płodnego!Kosciół moglby miec obiekcje co do srodkó wczesnoporonnych – i z tym sie zgodzeNatomiast jesli chodzi o in vitro to nie dziwie sie stanowisku Kosciola.Sa takie rzeczy, ktorych nie powinnismy robic, mimo ze umiemy. Nie powinnismy stosowac pewnych technik w stosunku do istot ludzkich.Problem z invitro polega na tym,ze sa trudnosci z pozyskiwaniem i przechowywaniem komorek jajowych. Kobieta musi poddac sie kuracji hormonalnej, zeby w okresie ovulacji wyprodukowac wiecej niz jedna komorke jajowa. Komorki pobiera sie z jajnikow operacyjnie. Komorek jajowych ne da sie zamrozic [ nie ma jeszcze skutecznej techniki] tak wiec musza byc zapladniane prawie natychmiast. zamrozic mozna zarodki, dlatego powstaje ich wiecej i wszczepia sie je w macice w wiekszej ilosci, piniewaz moga latwo obumrzec.Caly problem polega na tym – co poczac z pozostalymi zarodkami. Nie uwazam,ze sa to juz istoty ludzkie, ale jest t o Istnienie pobudzone do zycia, potencjala istota ludzka taka jak kazdy z nas. Wyobrazmy sobie siebie i swoich sasiadow jako takie zarodki w zamrazarce…Problem polega tez na tym,ze ludzie decydujacy sie na dziecko z in vitro sa bardzo zdesperowani. W naszej kulturze uwazamy ze mamy prawo do wszystkiego co nam sie zamarzy, Jesli czegos bardzo chcemy – nnie ma rzeczy niemozliwych. Brak nam pokory.Dlatego dziecko jest jak najnowszy model Porche – jesli sie bardzio postarasz, zacisniesz pasa – bedziesz to miec.I w tym momencie wyprasza sie Boga kuchennymi drzwiami:”idz sobie, poradzimy sobie bez Ciebie”.
Marta, Kościół traktuje embriony jako istoty ludzkie (na podst. KKK) ! tak wiec zabrania jakichkolwiek eksperymentow prowadzonych przy ich udziale
Marta, a co z takimi co nie wierzą? Dla nich nie ma grzechu, więc in vitro nie jest problemem
Dla tych co nie wierza nie ma problemu. Oni nie sluchaja tego co ma do powiedzenia w tej sprawie papiez, Kosciól ani kto inny. Oni sluchaja lekarzy i swoich potrzeb. Nie potępiam ich, mówie tylko,że wedlug mnie,sa takie sprawy, ktorych nie powinnismy ruszac przez wzglad na to,ze jestesmy ludzmi a nie np. krowami. Ale to jest moje stanowisko i ja tez nikomu niczego nie zabraniam. Wszystko jest kwestia sumienia wlasnego.Ja bym nie korzystala z in vitro.In vitro nie jest zakazane, poki co, i watpie zeby ktokolwiek probowal jego zakazac.
Marto nie masz arcji, ze nie sluchamy papieza ani nikogo innego. Wielkim autorytetem dla mnie byl Jan Pawel II , bo byl wspanialym czlowiekiem i nie obchodzi mnie to czy wierzyl czy nie. Byl cudowy
Nie rozumiem Sporniaka. Ja się zastanawiam czy p. Artur Sporniak nie stosuje antykoncepcji, a teraz próbuje sam przed sobą usprawiedliwić. Panie Arturze nie wszystko trzeba rozumieć. Czasami świadomość tego co niszczy np. moje małżeństwo przychodzi za późno.
@Sebastiansugeruje Pan, że to osobiste sprawy autora tekstu rzutują na jego poglądy w sprawie antykoncepcji. Odnosi się Pan zatem do osoby, a nie do problemu. Jest to jedna z zasad erystyki – zaatakować osobę zamiast dyskutować merytorycznie z jej poglądami. To według Pana jest zgodne z duchem Kościoła??
Rzeczywiście może być za późno, niestety te tzw autorytety moralne nie mają żadnych moralnych hamulców, bo u nich na pierwszym miejscu jest wola stwórcy.
Panie szanowny, nigdy Pan nie zrozumie Papieza bo tutaj to wiary troche trzeba. Ten tygodnik to juz dawno „katolickim” nie powinien sie nazywac. Piszcie sobie co chcecie ale nie uzywajcie tej nazwy bo katolickiego pogladu nie reprezentujecie. Biedny JPII to sie chyba w trumnie przewraca jak patrzy na to, co sie z tygodnikiem podzialo. Na czyich uslugach jestescie? Czy nie rozumie pan tego, ze gdyby Pawel VI dopuscil kiedys antykoncepcje to dzis pan, jako „jasnie oswiecony katolik” (?) dziwil by sie i „nie rozumial p[apieza”, ze jeszcze aborcji nie zaakceptowal do 9 miesiaca zycia. Z pelnym szacunkiem, panie pismaku, ale pewnych rzeczy rzeczywiscie pan nigdy nie pojmie.Kazimierz
A to z Ciebie Kazimierzu prawdziwy, najprawdziwszy katolik, bo chrześcijanin- hmmmm….(to taka refleksja po przeczytaniu wypowiedzi).
Obrazić drugiego. Jakie to arcykatolickie. Gratuluję znajomości Pisma.
Radze troche poczytac na temat antykoncepcji i jak KK uzasadnia swoj sprzeciw wobec niej, a pozniej dopiero krytykowac papieza i liczyc na to, ze Kosciol tylnymi drzwiami jakos sie na nia zgodzi. Pana dlugi wywod ukazal tylko, ze brak Panu pewnych podstawowych informacji na ten temat, z punktu widzenia KK, do ktorego rzekomo Pan nalezy.
> Radze troche poczytac na temat antykoncepcji i jak KK> uzasadnia swoj sprzeciw wobec niej, a pozniej dopiero> krytykowac papieza i liczyc na to, ze Kosciol tylnymi> drzwiami jakos sie na nia zgodzi.Radzę trochę poczytać na temat antykoncepcji i jak red. Sporniak uzasadnia swoje poglądy, a później dopiero krytykować p. Artura.Gdyby Pan zadał sobie trochę trudu, to by Pan wiedział, że co jak co, ale dokumenty Kościoła dotyczące w choć niewielkim stopniu problematyki etyki seksualnej i antykoncepcji, to pan Redaktor studiuje na bieżąco i wnikliwie.
a to pan antykoncepcje uprawia i za katolika sie uwaza? jak pan moze pisac takie rzeczy, jako katolik? wstydzic sie nam trzeba, ze takich „oswieconych” Katolikow mamy. albo sie jest nim albo sie nim nie jest. niech sie pan zapyta sam siebie: jestem czy nie prawdziwym katolikiem? dzis moje imieniny i pan mnie tym zdenerwowal. a tygodnika to juz dawo nie kupuje bo jestescie antykatolicy, na czele z tym ksiedzem od siedmiu bolesci, waszym chyba jeszcze redaktorem naczelnym. co sie w tej Polsce dzieje, jak wy mozecie tak niszczyc nasza tradycje, katolicyzm nasz polski, wstydze sie za takich jak pan.
> jak wy mozecie tak niszczyc nasza tradycjeWidocznie są uczniami Jezusa…
Pani Zofio, czy Pani rzeczywiscie istnieje, czy to tylko taka zgrywa?Jeśli to autentyczne, to mnie Pani przeraziła! Ile u Pani jest zwykłej głupoty!!! I złości!Wyrażam solidarność z P. Arturem . Co do tekstu: wykrakałam – tu się nic nie zmieni…Dla mnie encyklika HV jest tak ” zakręcona”, że wolałabym gdyby Kościół tupnął nogą i powiedział ” no bo tak”, zamiast miotać się pomiędzy zachwalaniem wstrzemięźliwości a straszeniem rozwiązłością kobiet i brakiem szacunku dla nich u mężczyzn…Jan Paweł II był zwolennikiem HV, ale też chyba czuł, że te wyjaśnienia są niedobre. Oczekiwał, że ktoś znajdzie lepsze…Janie, rozumiem o czym piszesz. Ja też uważam, że kładzenie nacisku na doskonałość moralną w jednej sprawie a zaniedbywanie, a nawet pomijanie całych obszarów toksyczności w stosunkach międzyludzkich jest czymś bardzo, ale to bardzo smutnym.
Katolicki znaczy powszechny, a „nasz polski” to mianowicie jak?
No cóż, wypada tylko wyrazić Panu Redaktorowi solidarność w „nie rozumieniu”. Może nawet takie „nie rozumienie” jest w pewnym sensie moralnym obowiązkiem, bo gdyby nie takie „nie rozumienia” nie byłoby rozwoju doktryny. Można oczywiście podawać jeszcze inne przykłady, np. co z „prokreacyjnością” aktu płciowego, kiedy kobieta już jest niepłodna, albo wogóle jaką wartość moralną mają w powyższym kontekscie tzw. naturalne metody regulacji poczęć (ktoś napisał, że bardziej otwarci na nowe życie są ci, którzy stosują… antykoncepcję, bo jest ona bardziej zawodna od owych naturalnych metod!). Ale clou problemu jest moim zdaniem zupełnie gdzie indziej. Otóż Magisterium Kościoła ogłasza nam pewne prawdy moralne (nie dogmaty!) i każdy przypadek sprzeniewierzenia się im nakazuje poczytywać sobie za grzech. Grzech natomiast popełniamy mając na względzie naszą reakcję do Boga, a nie do Magisterium Kościoła, albo do Osoby Papieża. Ponieważ Nauczanie Kościoła w sprawach moralnych – wolno, bo wolno – ale jednak się zmienia, powstać musi pytanie z gatunku, jak sądzę „granicznych”: czy można Pana Boga sprowadzać do roli jakiegoś organu wykonawczego, który ma „obowiązek” sądzić nas według decyzji zapadłych z Watykanie?!… Z pewnością nie sposób w to uwieryzć, a problem dobrze widać na przykładzie losu dzieci zmarłych przed Chrztem Św. (do Otchłani, czy do Nieba). Czy Pan Bóg może z tymi dziećmi postępować w zależności od decyzji papieża (uhhh… lepiej nie odpowiadać!). Dla uproszczenie lepiej też nie pytać o los tych, którzy wogóle nie są chrzczeni, bo np. urodzili się w kraju i środowisku laickim, albo np., jako muzułmanie. A powracając do spraw „płciowych”, moim zdaniem Kościół Katolicki uparcie nie chce się wycofać z oczywistej nadregulacji, wypracowanej zresztą zupełnie w innej epoce, przy braku dzisiejszej wiedzy, np. o ludzkiej seksualności i płciowości, nie wyrażając dostatecznego zaufania do człowieka i jego zmysłu moralnego, który powinien pozwalać dokonywać mądrych wyborów moralnych w danych okolicznościach, a podawanie wszystkiego „na tacy” bynajmniej nie sprzyja rozwojowi zdolności do takich decyzji i stanowczo nie zgadzam się, że byłaby to apologia relatywizmu. (Należy odważnie pytać, co wynika z czystej interpretacji Ewangelii dokonanej przy udziale Ducha Św., a co było tylko usankcjonowaniem obyczajów panujacych w czasach np. Soboru Trydenckiego i obowiązujących stadnardów w ustroju fełdalnym.) Tak się składa, że krzywdzić człowieka, czy wogóle, szerzej, wyrządzać zło, można na nieograniczoną liczbe sposobów i opracowywanie choćby najbardziej opasłego kodeksu moralnego (i nawet jego przestrzeganie!) nie zawsze pomaga stawać się lepszym. A w Kościele ogromny nacisk położony na sprawy doktrynalne, np. dotyczace regulacji poczęć nie idzie niestety w parze z działaniami kształtującymi w powyższy sposób rozumianą formację moralną, a skutki tego są opłakane: dobrze wiemy, że nie wolno używać prezerwatywy, albo wogóle… nic, a nic przed ślubem kościelnym, ale często wogóle nie wiemy ile zła wyrządzamy bliźniemu naszymi toksycznymi zachowaniami, których świadkiem, a także beneficjentem piszący te słowa był wielokrotnie i to w bardzo wyraźnej postaci. Na koniec anegdota: Na lekcjach relicji, na których zresztą uczono mnie m. in., że Kościół nie ma nic przeciwko… karze śmierci! (sic!) (jakieś może 35 lat temu) mieliśmy „wychowanie seksualne”: osobno chłopcy, osobno dziewczęta. Pamietam, jak na jednej z tych lekcji ksiądz mówił: „Słuchajcie chłopcy, jeśli ktoś z Was będzie miał w czasie snu wytrysk nasienia, to nie jest grzech, chociaż jeszcze niedawno… był!…
Cóż. Kolejny raz widać, że „Powszechny” w tytule Tygodnika nie koniecznie (a właściwie zupełnie nie) znaczy „Katolicki”.
Drodzy Prawdziwi Katolicy… Czy przeczytaliście kiedykolwiek ze zrozumieniem Ewangelię? Czy znacie Jezusa? Czy nie bliżej wam do tych, którzy Go zabili za to, że niszczył ich tradycję i stawiał na pierwszym miejscu człowieka, a nie przepisy; dostosowywał religię do aktualnych czasów?
Dzieciaku, przsadzasz okropnie porownujac wiernych Katolikow do faryzeuszy, ktorzy zabili Jezusa. Tu o zycie ludzkie chodzi a nie o jakies „obmywanie kubkow” czy tez inne zwyczaje. I ty nie dostrzegasz roznicy? Pozwoli kosciol na antykoncepcje to pozniej bedziesz sie domagal aborcji i eutanazji i jeszcze mowil, ze ty za Jezusem idziesz a ci co nie chca mordowac to sa, co Go morduja. Pomysl troche…
> DzieciakuNo cóż, wolę być dzieckiem naiwnie szukającym woli Boga niż skostniałym starcem stawiającym na pierwszym miejscu ludzkie tradycje.> przsadzasz okropnie porownujac wiernych> Katolikow do faryzeuszy, ktorzy zabili Jezusa.Nie porównuję ludzi jako takich, ale duchy, którym ci ludzie pozwolili, aby w nich zamieszkali.> Tu o zycie> ludzkie chodzi a nie o jakies „obmywanie kubkow” czy tez> inne zwyczaje.Jeżeli uważasz, że jedyne tradycje, z jakimi zerwał Jezus, to „obmywanie kubków”, to z pewnością nie przeczytałeś nigdy sercem Ewangelii. Jezus przedefiniował pojmowanie szabatu, wyraźnie odgraniczał starą szkołę opartą na tradycji od nowej, opartej na Duchu, większość Ewangelii to walka z faryzeuszami, którzy pozamykali swoje serca.> IPozwoli> kosciol na antykoncepcje to pozniej bedziesz sie domagal> aborcji i eutanazji i jeszcze mowil, ze ty za Jezusem> idziesz a ci co nie chca mordowac to sa, co Go morduja.> Pomysl troche…Stosując takie myślenie powinniśmy zrezygnować z jedzenia, bo może to doprowadzić do grzechu obżarstwa… Widać, że boisz się człowieczeństwa…
> Stosując takie myślenie powinniśmy zrezygnować z jedzenia,> bo może to doprowadzić do grzechu obżarstwa… Tego porównania użyłem niefortunnie… Sugeruje ono, że wszelkie stosowanie antykoncepcji jest wstępem do aborcji i eutanazji. Uważam, że tak nie jest. Jestem twardym przeciwnikiem aborcji i eutanazji.
Opodatkować kościół 40% podatkiem i usunąć religię ze szkół i z Polski zrobić Holandię. Ja na miejscu księży już bym się bał, bo jak młodzi dojdą do władzy, to cały ten kościelny burdel się skończy.
wlasciwie to sprowadzanie sexu w małrzeństwie tylko do aktu płciowego mającego na celu prokreacje redukuje nas do zwierzat, które poz okresem rui nic do siebie nie pociaga.
Panie Arturze, czy mógłby Pan jeden z kolejnych wpisów poświęcić postrzeganiu antykoncepcji w innych religiach i wyznaniach? Szczególnie interesowałoby mnie prawosławie (bo jest wyznaniem najbliższym katolikom) oraz judaizm (bo jest najbliższą religią dla chrześcijaństwa). Mam wrażenie, że wnioski mogą być pouczające. O ile mi wiadomo, prawosławie postrzega siebie jako straszą siostrę katolicyzmu, a bez judaizmu nie byłoby chrześcijaństwa. Może najwyższy czas zacząć się uczyć od starszych?
Jeśli wziąć pod uwagę wypowiedzi papieża jeszcze jako kardynała Ratzingera i zakładać ich spójność z jego wypowiedziami jako papieża (a takie założenie nie jest oczywiste), to mnie rysuje się taka mniej więcej interpretacja. Oczywiście nie twierdzę, że papież tak myśl – jest to to, co ja potrafię pomyśleć na temat jego motywacji według mojej wiedzy. Najbardziej zastanawia mnie to „opaczne odczytywanie encykliki HV”. Zapewne jako zanadto rygorystycznej, bo chyba nie liberalnej. Czytaliśmy kiedyś w jakimś watykańskim dokumencie podpisanych chyba właśnie przez kard. Ratzingera o tym, że pewne prawdy Kościół może podawać prawdziwie, choć niewłaściwie je motywując i argumentując. Czytaliśmy także jego słowa o nadmiernie technicznym podejściu do zagadnienia grzeszności antykoncepcji (wywiad Kunga? – nie pamiętam); chyba tam wspominał o konfesjonale jako właściwym miejscu rozwiązywania szczegółowych problemów. Była też wypowiedź z pierwszego roku pontyfikatu, w której papież mówił o złu, jakim jest „systematyczne” zamykanie się na nowe życie. Wydaje mi się, że w wywiadzie „Sól ziemi” przewidywał, że chrześcijaństwo przestanie być masowe i będzie miało raczej kształt wysp, mniejszych wspólnot. Reasumując, wydaje mi się, że papież w ten sposób chce uczynić HV dokumentem, który globalnie sprzeciwił się „rewolucji seksualnej” i jego wartość leży w ukazaniu niebezpieczeństw kursu na antykoncepcję. Do mojej wyobraźni przemawia najbardziej to związane z obawą przed wymaganiem przez państwa kontroli urodzin, co widzimy w Chinach. O zaangażowanych chrześcijan papież się nie obawia, bo chyba uważa, że rozwiążą swoje kłopoty w oparciu o spowiedź.
Hmmm… no dobrze, ale czy to znaczy, że Papież zakłada/dopuszcza sytuacje, kiedy podczas spowiedzi świętej spowiednik powie penitentce/penitentowi „OK, widzę, że nie jesteście z mężem/żoną zamknięci na życie i rozumiem, że z przyczyn takich czy owakich nie powinniście mieć już więcej dzieci, więc niniejszym pozwalam wam na stosowanie sztucznej antykoncepcji”?Jeżeli tak, to po co to całe suszenie głowy w kwestii rzekomych porów w lateksie czy wpływie anytkoncepcji na rozwiązłość kobiet i dlaczego nikt nie mówi, że HV nakreśla jedynie ogólne miary a po miary szczegółowe należy się zgłosić do konfesjonału?Jeżeli nie, to co spowiedź może w tej sprawie zmienić?pozdrawiamcse
Spowiedź w tej kwestii zmienia coś w życiu tych, którzy szukają jakiegoś kompromisu między swoim rozeznaniem, a wolą posłuszeństwa.
Na czym ten kompromis ma/może polegać? Przepraszam za namolność, ale kwestia formalna jest dla mnie ważna. Czy więc ten kompromis (w świetle praktyki konfesjonału) może polegać na dopuszczeniu stosowania sztucznej antykoncepcji w konkretnym indywidualnym przypadku czy ma polegać jedynie na „naprostowaniu” sumienia penitenta do Magisterium tak, aby ów kompromis osiągnąć?pozdrawiamcse
Nie ma za co przepraszać. Hasła kompromis i konfesjonał kojarzą mi się z czymś bardzo indywidualnym, czego nie da się określić w taki sposób, do którego chcesz mnie skłonić. Ja nikogo nie spowiadam, więc nie odpowiem Ci na to pytanie. Można za to przeczytać o praktyce postępowania z ludźmi żyjącymi w niesakramentalnych związkach. U nich ten kompromis zasadza się na rezygnacji ze współżycia. Nie chcę teraz wnikać w oceny słuszności takiego kroku, lecz skoncentrować się na fakcie, który przy okazji wychodzi: po spełnieniu tego (drastycznego) warunku Kościół jakby sankcjonował sytuację – są rodziną. Choć zdawałoby się, że zrobi to dopiero, gdy się porzuci niesakramentalnego małżonka. Kompromis istnieje tu ze względu może np. na dobro dzieci w tym związku. Być może mogą zaistnieć jakieś analogiczne kompromisy ze względu na jakieś dobro w omawianej przez nas sytuacji.Odbieram to jako łataninę, ale co można lepszego zrobić – zabrać się i pójść sobie?
Witam cse!Wtrącam się do dysputy bo ja coś podobnego właśnie doświadczyłem!Mielismy z żoną problem z przewlekła grzybicą, którą „sprzedawaliśmy” sobie nawzajem i nie nigliśmy się jej pozbyć przez długi czas. Lekarz powiedział, że bez prezerwatywy to będzeimy się leczyć całe zycie. I ksiąz w konfesjonale stwierdził, że skoro tak, to na czas leczenia on nie widzi problemu, o ile nie służy to bezpośrednio „zamknięciu się” na przyjęcie nowego życia. Kiedy usłyszał, że planujemy jeszcze dzieci ale dobrze byłoby, gdyby zona przed ciążą zrobiła porządek z wszelkimi przypadłościami to tym bardziej stwierdził, że nie ma problemu.To niby nie to samo, bo w naszym wypadku nie traktowalismy przezerwatywy jako środka antykoncepcyjnego, ale gdyby trzymać się dokładnie stanowiska KK nie powinno być żadnych wyjątków (!) i ksiądz powinien mnie wygonic z konfesjonału! Jednak tego nie zrobił.Tak więc w konfesjonale, po dokładnym zbadaniu intencji mozliwe są zalecenia nie do końca odpowiadające „literze prawa”.I o to właśnie chodzi. Mniej faryzejskich przepisów a więcej zaufania do ludzi!Pozdrawiam,
> Mielismy z żoną problem z przewlekła grzybicą, którą> „sprzedawaliśmy” sobie nawzajem i nie nigliśmy się jej> pozbyć przez długi czas. Lekarz powiedział, że bez> prezerwatywy to będzeimy się leczyć całe zycie. I ksiąz w> konfesjonale stwierdził, że skoro tak, to na czas leczenia> on nie widzi problemu, o ile nie służy to bezpośrednio> „zamknięciu się” na przyjęcie nowego życia. Kiedy> usłyszał, że planujemy jeszcze dzieci ale dobrze byłoby,> gdyby zona przed ciążą zrobiła porządek z wszelkimi> przypadłościami to tym bardziej stwierdził, że nie ma> problemu.> To niby nie to samo, bo w naszym wypadku nie traktowalismy> przezerwatywy jako środka antykoncepcyjnego, ale gdyby> trzymać się dokładnie stanowiska KK nie powinno być> żadnych wyjątków (!) i ksiądz powinien mnie wygonic z> konfesjonału! Jednak tego nie zrobił.> Tak więc w konfesjonale, po dokładnym zbadaniu intencji> mozliwe są zalecenia nie do końca odpowiadające „literze> prawa”.> I o to właśnie chodzi. Mniej faryzejskich przepisów a> więcej zaufania do ludzi!Mundek, jedna uwaga: spowiednik nie jest od podejmowania decyzji dotyczących życia penitenta! On nie może podejmować decyzja za penitenta. Jego jedyną rolą jest rozeznanie, czy penitent spełnia warunki rozgrzeszenia, czy nie spełnia i podjęcie decyzji, czy udzielić rozgrzeszenia, czy nie udzielić. Nie może także zmieniać nauczania, może natomiast rozeznać, że na obecnym etapie duchowego rozwoju penitent przy całej swojej dobrej woli nie jest w stanie spełnić wymogów Kościoła. Wtedy udziela mu rozgrzeszenia wskazując jednocześnie kierunek rozwoju. Jeśli natomiast powie: „w waszym przypadku nauczanie jest bez sensu, postępujcie jak uważacie”, wtedy przekracza swoje kompetencje, choćby nauczanie rzeczywiście było bez sensu.A jeśli chodzi o Wasz przypadek, wyraźnie pokazuje on bolesną dla małżonków paradoksalność nauczania, które nie dopuszcza żadnych wyjątków! Zatem zgodnie z nauczaniem spowiednik powinien był zasugerować całkowitą wstrzemięźliwość aż do czasu wyleczenia przypadłości. Ewentualnie, jeśli uznał, że taka sugestia wprowadziłaby w życiu penitenta więcej zamieszania niż dobra – przemilczeć ją i rozgrzeszyć bez komentarza, zwracając uwagę na miłość do małżonka i otwartość na dzieci jako na sprawy fundamentalne. Bycie spowiednikiem to przy obecnym stanie nauczania bardzo trudne i „niewdzięczne” powołanie.
hmmm, tu mnie pan troche zaskoczył. W sumie to logiczne o czym pan pisze. Ale spotkałam sie z czymś takim o czym pisze Mundek, choć nie osobiście. Znam osoby, której spowiednik powiedział, ze w ich przypadku, po spełnieniu kilku warunków(że bedą mieli jeszcze dzieci, nie posuną sie do aborcji, są małżenstwem i jeszcze tam coś czego nie pamietam). Spowiadnik dodał też, ze oficjalnie owszem Kosciół jest przeciw antykoncepcji, bo rozpusta i aborcja itd, ale nieoficjalnie dopuszcza wyjątki. Dodam, ze spowiadali sie na KULu, wiec niejako w ośrodku myśli katolickiej.
> Znam osoby, której> spowiednik powiedział, ze w ich przypadku, po spełnieniu> kilku warunków(że bedą mieli jeszcze dzieci, nie posuną> sie do aborcji, są małżenstwem i jeszcze tam coś czego nie> pamietam). Spowiadnik dodał też, ze oficjalnie owszem> Kosciół jest przeciw antykoncepcji, bo rozpusta i aborcja> itd, ale nieoficjalnie dopuszcza wyjątki. Dodam, ze> spowiadali sie na KULu, wiec niejako w ośrodku myśli> katolickiej.Bo spowiednicy znajdują się między młotem (nauczania) a kowadłem (życiowych problemów, z którymi przychodzą penitenci) i często nie wytrzymują tego napięcia – jak napisałem, niełatwe to powołanie. Dlaczego nie powinni podawać „swoich rozwiązań”? Bo nie swoją mocą dają rozgrzeszenie tylko mocą Kościoła. A dlaczego tak często podają :”swoje rozwiązania”? Bo to ludzki odruch i zdrowy rozsądek bierze górę.MagCzu powyżej dała przykład z „kompromisem” w sprawie rozwodników. Tu także, a może jeszcze bardziej, działa ów młot i kowadło, skoro „puszcza” nawet nawyższym kościelnym dostojnikom. Cytat z Kroniki najnowszego numeru TP:„Zawsze bardzo jasno opowiadałem się za tym, aby rozszerzyć tu perspektywę” – powiedział metropolita wiedeński kard. Christoph Schönborn, pytany o problem niedopuszczania do komunii rozwiedzionych, którzy ponownie zawarli związek małżeński. „Prawdziwe miłosierdzie w kwestii rozwiedzionych, którzy ponownie zawarli cywilny związek małżeński, polega na tym, że najpierw i przede wszystkim określona zostanie historia winy i że nie będzie łudzić się człowieka perspektywą szybkiego uleczenia poprzez sakrament traktowany jak plaster na ranę” – zauważył hierarcha w rozmowie z austriackim dziennikiem „Die Presse”. Zarazem dostrzegł możliwość dopuszczenia do sakramentów po okresie „pracy nad sobą, skruchy, być może nawet podjęcia wysiłku w kierunku pojednania”. „Wtedy można jak najbardziej i z pełną odpowiedzialnością powiedzieć z duszpasterskiego punktu widzenia, że jest to sytuacja, w której także dostęp do sakramentów ma ponownie sens” – powiedział kard. Schönborn (o sprawie komunii dla rozwiedzionych więcej na http://www.tygodnik.onet.pl).Zamierzam tę wypowiedź jeszcze komentować na blogu, gdyż jest zaskakująca – zważywszy na to, kim jest jej autor.
Ejże, ale przecież nawet chyba HV wprost mówi, że KK dopuszcza stosowanie środków leczących inne choroby nawet, jeżeli efektem ubocznym ich stosowania jest antykoncepcja (ów punkt 15 encykliki). W wykładni spowiednika mundka widzę więc praktyczne zastosowanie powyższego i w tym kontekście trudno zgodzić mi się z komentarzem, że spowiednik sprawdza jedynie, czy może udzielić rozgrzeszenia: wydaje mi się, że w tej konkretnej sytuacji w ogóle o grzechu mowy być nie może tym bardziej, jeżeli mundek przyszedł z tą kwestią do spowiedzi przed zastosowaniem rady lekarza.Zgodzę się, że powołanie spowiednika w sprawach antykoncepcji w ogóle jest trudne i niewdzięczne. W moich postach na tym forum chodzi mi natomiast o znalezienie odpowiedzi czy KK w ogóle ma jakąś wspólną metodologię rozwiązywania mniej klarownych niż mundka przypadków (na przykład takich jak mój).Powiem szczerze, że podejście do sprawy sprowadzające się do tego, że spowiednik będzie rozeznawał czy udzielić rozgrzeszenia czy nie w sprawie mojego ewentualnego stosowania sztucznej antykoncepcji jest dla mnie zupełnie niezadowalające dlatego, że z góry zakłada moją (a może i KK też?) dwulicowość. Jeżeli stosujowałbym sztuczną antykoncepcję to zapewne nie przypadkowo, ale systematycznie i planowo (inaczej chyba nie ma sensu? ;-)). Gdzie, przy takim podejściu, miejsce na mocne postanowienie poprawy? Bez tego przecież spowiedź nie jest ważna. Spowiednik też przecież musiał by zdawać sobie sprawę z podobnego, nie powinien więc udzielić rozgrzeszenia.Rzecz w tym, że nie wszystkie przypadki są tak klarowne, jak przypadek mundka. Moja niezgoda w stosunku do praktyki konfesjonału jest taka, że skoro to spowiednik ma rozeznać i podjąć decyzję, czy popełniam grzech czy nie, to taka decyzja jest bardzo mocno zależna od jego indywidualnych poglądów czy podejścia (i to pomimo całej formacji; nawet o biskupach mówi się wprost, że jedni są bardziej liberalni a inni bardziej konserwatywni – taki podział dotyczy wszystkich). A skoro grzeszność mojego działania zależy, choćby pośrednio, od poglądów konkretnego spowiednika, stawia mnie to w sytuacji, kiedy ryzykuję moje zbawienie, bo jest ono pośrednio zależne od tego kogoś. Przecież Jezus powiedział do Apostołów: „Którym odpuścicie grzeczy, są im odpuszczone, którym zatrzymacie, są im zatrzymane”.A co, w aspekcie powyższego, byłoby, gdyby mundek trafił na spowiednika-konserwatystę? Mieliby sobie z żoną „sprzedawać” tę grzybicę do końca życia?pozdrawiamcse
Uzależnianie zbyt wielu rzeczy jest dosć ryzykowne takze z tego powodu, ze zachęca do takiej troche niemoralnej postawy. Co niektórzy zamiast motywować sie do pracy nad sobą szukają liberalnego spowiednika.
Sporniak, ty widocznie tylko rozumiesz takich TW JAK BONIECKI ktora to cala masa zostala usadowíona za poprzedniego papieza.Czy teraz zrozumiales sentencje???
Sporniak, ty widocznie tylko rozumiesz takich TW JAK BONIECKI ktora to cala masa zostala usadowíona za poprzedniego papieza.Czy teraz zrozumiales sentencje???
Z twojej wypowiedzi wynika że Wojtyła też był TW (Troskliwym Władcą?) – dalej więc, zlustrować gościa!
Nie ty jeden nic nie rozumiesz z tego bełkotu, Sporniak. Mowa B16 niczym nie różni się od wodolejstwa towarzyszy pierwszych sekretarzy epoki słusznie minionej. Tylko podmiot liryczny trochę inny 😛 To zarazem dowód że katolstwo skończy tak jak komuna – na śmietniku historii.
Widzę dziś na stronie Tygodnika Powszechnego artykuł o zmianie podejścia Kościoła do rozwiedzionych. W dziale „Tylko na www”. Redakcja Tygodnika przyjęła bardzo sprytną strategię ostatnio: Artykuły wywrotowe i nieprawomyślne drukować w internecie, tam, gdzie czytają Tygodnik młodzi liberałowie. Artykuły konserwatywne drukować w wydaniu papierowym, by czytali je ludzie starsi oraz konserwatywni (którzy i tak nie mają internetu) – zgodnie z przyjętym ostatnio założeniem, aby reklamować Tygodnik wśród księży. W ten sposób wilk będzie syty i owca cała. Wszyscy dostaną od Tygodnika to, czego chcą. Dla konserwatystów Tygodnik będzie jak Pan Bóg przykazał konserwatywny. Dla liberałów – Tygodnik będzie liberalny. :-))
Gościówa, doczytaj do końca tekst Wojtka Pięciaka – trudno nie zauważyć, informacja jest pogrubiona. :)http://tygodnik.onet.pl/32,0,10218,2,artykul.html Tekst w internecie pisany był „na szybko” – w najbliższym numerze ukaże się materiał obszerniejszy.
Och, no tak. Moja teoria runęła. 😉