Zwykle nie komentuję aktualnych wydarzeń kościelnych. Tym razem zrobię wyjątek i odniosę się do sprawy ks. Andrzeja ze Szczecina oraz problemu pedofilii w polskim Kościele. Zastanawiałem się, co zrobiłbym jako ojciec i osoba wierząca, gdyby któryś z moich synów spotkałby się z niedwuznacznym zachowaniem ze strony księdza. Od razu odpowiem: prawdopodobnie złożyłbym doniesienie do prokuratury, a gdyby sytuacja tego wymagała, nie wahałbym się nagłośnić sprawy w mediach.
Jak pewno wiecie, zdaniem niektórych biskupów takie postępowanie „godzi w dobro Kościoła”. Proponuję mimo wszystko zapanować nad oburzeniem i „na chłodno” rozważyć owe dobro. Prowincjał dominikanów, odpowiadając biskupom, zauważył w „Tygodniku„: „Dobro Kościoła to dobro konkretnych ludzi, a nie enigmatycznej instytucji. Dlaczego dobrem Kościoła miałaby być ochrona ks. Andrzeja, przy ignorowaniu głosu tych najmniejszych?”. Rozważmy zatem dobro wszystkich dramatis personae.
Dobro dzieci: To, że ich dobro powinno być szczególnie chronione, jest rzeczą bezdyskusyjną. Po pierwsze, wszelkie – nawet najbardziej „niewinne” (!) – zachowania seksualne wobec dziecka zawsze (!) są nadużyciem, i im jest młodsze, tym większe spustoszenie wywołują w jego psychice oraz kłopoty w jego późniejszym życiu. Napisałem „wszelkie”, bo tu nie ma wyjątków – często nie zdajemy sobie sprawy, że np. głupie żarty w trakcie rodzinnych imprez na temat seksualności naszych dorastających dzieci są już nadużyciem i ingerencją w ich intymność.
Po drugie, dziecko zwykle nie potrafi się samo obronić, zwłaszcza jeśli sprawcą jest dorosły, od którego jest zależne (rodzic, krewny, znajomy, nauczyciel, katecheta, lekarz, terapeuta). Obowiązek ochrony spoczywa oczywiście na nas – rodzicach. Ale oprócz ochrony możemy zrobić coś jeszcze: dziecko stanie się przede wszystkim wtedy bezbronne, gdy będzie sytuacją molestowania zaskoczone. Dlatego powinniśmy je na nią zawczasu przygotować. Powinno wiedzieć, że nikt nie ma prawa je w dziwny sposób dotykać czy nakłaniać do dziwnych zachowań. Im starsze, tym jego wiedza powinna być większa. Tu się nie ma czego obawiać, wbrew pozorom nasze dzieci są bardzo pojętne. Jeśli widzą pijaka i pytają, dlaczego ten pan tak dziwnie chodzi, a my wyczerpująco odpowiadamy, to nie widzę przeszkód, by nie mówić o „złym dotyku”. Pedofilia – pomijając rzadkie przypadki rzeczywiście groźnych psychopatii (o których pisała m.in. Ewa Woydyłło) – to jeden ze wzorców zachowania składających się na erotomanię. Pedofil, jak każdy uzależniony, nie potrafi kontrolować swoich zachowań. Jeśli dziecko będzie to rozumieć, nie poczuje się sparaliżowane strachem i nie da się tak łatwo zmanipulować (potrafi przecież z daleka omijać pijaka).
Dobro sprawcy (jakkolwiek dziwnie to brzmi): Skoro pedofil to człowiek spętany nałogiem, wcale nie dbamy o jego dobro, chroniąc go od odpowiedzialności. To żelazna zasada terapii wszelkich uzależnień: uzależniony musi poczuć na sobie skutki swego nałogu. Wtedy ma dużą szansę przeżyć wstrząs, dostrzec mistyfikację racjonalizacji, które misternie sobie konstruował i rozpocząć skuteczne leczenie. Pedofilia to przestępstwo. Jeśli o nim wiemy, mamy obowiązek powiadomić prokuraturę (dla dobra wszystkich!). Skrupuły czy litość mogą być tutaj zgubne! Carnes w książce „Od nałogu do miłości” opisuje wiele przypadków erotomanów, którzy zdali sobie sprawę ze swojego nałogu dopiero w trakcie aresztowania.
Dobro biskupa: Próbuję się wczuć w sytuację biskupa, który dowiaduje się, że podlegający mu ksiądz oskarżany jest o pedofilię. Nie jest ona łatwa. Tylko w sakrze biskupiej jest pełnia kapłaństwa – biskup jakby „użycza” swego kapłaństwa duchownemu, którego wyświęca. Jest silniej związany ze swymi kapłanami niż nam się wydaje: w duszpasterstwie kapłan działa w imieniu biskupa (a biskup w imieniu Chrystusa). Wyobraźmy sobie, co musi zatem w takiej sytuacji przeżywać. Na pewno pojawia się pokusa wyparcia, zaprzeczenia za wszelką cenę. Jak żona, która nie chce w ogóle dopuścić do siebie myśli, że mąż mógłby robić krzywdę dziecku. Co by ludzie powiedzieli! To przerasta jej (jego) siły…
Dobro Kościoła: Stawianie instytucji – żeby nie wiem jak uświęconej – wyżej człowieka przewraca Ewangelię do góry nogami. Chrystus wcielił się nie dla siebie (tym bardziej nie dla Kościoła!), tylko dla nas, dla naszego zbawienia. Struktury mają służyć zbawieniu człowieka. I w zasadzie można by na tym poprzestać, czyli powtórzyć pytanie prowincjała dominikanów – o. Krzysztofa Popławskiego: „Dlaczego dobrem Kościoła miałaby być ochrona ks. Andrzeja, przy ignorowaniu głosu tych najmniejszych?”. Ale pomyślałem, że Ewangelia jest jedynym dobrem, jaki posiada Kościół. Na ile rozumiem jej sens, jest ona z kolei jedynym „środkiem”, zdolnym przerwać spiralę zła. W przypadku pedofilii bardzo wyraźnie ją widać: pedofilia nie rodzi się z niczego. Pedofil jest osobą, która prawie na pewno była poważnie skrzywdzona w dzieciństwie (słyszymy o gigantycznych odszkodowaniach w USA dla ofiar pedofilów, na dobrą sprawę dla wielu z nich też należałyby się takie odszkodowania). Zatem myślenie o rzeczywistym dobru osób – dziecka, księdza-pedofila, biskupa – jest chyba bliskie Ewangelii, bo przerywa obłęd zła…
Co nie znaczy, że gdybym, nie daj Boże, znalazł się w sytuacji ojca dziecka skrzywdzonego przez księdza, potrafiłbym na trzeźwo myśleć o dobru. Być może żywcem rozszarpałbym dziada, a biskupa spostponował…
Dlatego napisałem ten post.
Po śmierci JP2 kler zachowuje się jak sfora psów spuszczona z łańcucha-hulaj dusza piekła nie ma.W chwilach dla Ojczyzny przełomowych byli wieszani jako zdrajcy i szubrawcy.Dziś chodzą w niezasłużonej chwale jutro poniosą zasłużoną karę jaką będzie pogarda i wykluczenie z Narodu.
Ten kler pochodzi z rodzin takich ,jaką reprezentujesz ty.Przecież księża pochodzą nie z kosmosu.Rodziny z których wyszli mieli wyprane mózgi przez towarzyszy,którzy obecnie mienią się obrońcami demokracji.Ale myśl trzeżwo;jeśli pewna nauczycielka kilka lat temu zamordowała ucznia,to nie oznacza ,że wszyscy nauczyciele są mordercami,no ,ale z przykrością stwierdzam ze i tobie mózg wyprano.
http://tiny.pl/4n34 <== UPR edukuje młodych PO-wiaków !! Jeszcze trochę i przerosną samych mistrzów.
Nie rozumiem Pańskiego rozumowania że kapłan wzął ślub z Bogiem,Ten związek jest nienaturalny i siejący zgorszenie.On ma być tylko nauczycielem uczącym wiary ,List św,Pawła do Koryntian „Każdy biskup i prezbiterianin powinien mieć jedną żonę i dzieci jak niema to sperma pada na mózg” Te słowa Swiętej Księgi powinne wystarczyć do unormowania tych spraw a nie wymyślone dogmaty które sieją tylko zgorszenie i obłudę głoszoną przez kler,
Z którego Listu do Koryntian przytacza Pan cytat i z jakiego wydania?
Nie rozumiem Pańskiego rozumowania że kapłan wzął ślub z Bogiem,Ten związek jest nienaturalny i siejący zgorszenie.On ma być tylko nauczycielem uczącym wiary ,List św,Pawła do Koryntian „Każdy biskup i prezbiterianin powinien mieć jedną żonę i dzieci jak niema to sperma pada na mózg” Te słowa Swiętej Księgi powinne wystarczyć do unormowania tych spraw a nie wymyślone dogmaty które sieją tylko zgorszenie i obłudę głoszoną przez kler,
Za czasów JPbis również kryto pedofilię kapłanów. Umarły papa znał te sprawy, lecz wolał zamiatać wszystko pod dywan.
Zawsz mialam takie odczucie, ze kto duzo o zasadach moralny mowi to sam ma nieczyste sumienie. Pedofilia jest zbrodnia, a instytucja ukrywajaca ta zbrodnie jest zbrodnicza
Serdecznie zapraszam:!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!WWW.ROGALINSKI.BLOOG.PL!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
straszny z ciebie jełopa
A cobys zrobil jakby twoj tatus byl pedofilem albo twoja kochana mamusia.Chcialbym znac twoja odpowiedz. Czy tez bys go nozem poczestowal?
zrobiliście z papieża Wojtyły świętego, a to pod jego sutanną skrywano pedofilię księży na całym świecie.On wręcz nakazywał taki proceder, także rękami Ratzingera, obecnego papieża. Gdyby moje dziecko było molestowane lub gwałcone przez księdza, oberżnąłbym mo co trzeba, żeby nie mógł więcej tego robić, i do więzienia z nim, tam by go używano i on poużywałby sobie. Kompletne odizolowanie takiego księdza, i tylko w więzieniu!
Moje dziecko chodzi do 2lk gimnazjum.Nowy ksiadz na lekcjach religii wypowiadal sie w sposob,moim zdaniem bedacy forma molestowania-opowiadal dzieciom o tym,jak dziewczynki „to robia sobie”,uzywajac przy tym zwrotow wielce niewybrebnych.Nie bede cytowac-co mowil,bo nie chce. W klasie jest 27 osob-po zebraniu w szkole z Dyrekcja ,rodzice stwierdzili,ze nic sie nie dzieje-sami rodzice nierzadko sa winni ,ze wolol cisz.
Jeżeli rozpatrujemy sprawę z pozycji nałogu to warto pamiętać, że zazwyczaj nie ma uzależnień „w pojedynkę”. To dlatego terapia alkoholika może być skuteczna tylko wtedy, gdy osoba mu bliska leczy się razem z nim na specjalnej terapii dla współuzależninych. Tam właśnie żony i matki uczą się, że poprzez pseudo „ochronę i opiekę” tak naprawdę jeszcze bardziej pogrążają chorą osobę w jej problemie.W świetla tego co Pan napisał o związku biskupa z kapłanem to właśnie biskup jest osobą współuzależnioną i powinien przeżyć taką terapię razem z kapłanem alkoholikiem, pedofilem czy innym uzaleznionym. I nie ma w tym żadnej przesady ani żadnej krzywdy dla Kościoła.Poza tym: Tylko Prawda może nas wyzwolić.Wiem, że kościół nie lubi jak się o tym mówi ale sprawa wygląda na bardziej poważną niż się komukolwiek wydaje.1. Ja już jako dorosły człowiek uświadomiłem sobie, że sposób dotykania mnie przez jednego księdza mógł mieć podłoże pedofilskie (na szczeście nie przekroczył pewnych granic). Nigdy o tym nikomu nie powiedziałem – nawet rodzicom – ilu jest takich chłopców?2. W mojej parafii niedawno było aresztowanie księdza za rozpowszechnianie treści pornograficznych.3. Z rozmów ze znajomumi wynika, że pewien bardzo szanowany ksiądz z mojej obecnej parafii spał z ministrantami w jednym łużku. Ponoć nic nie robił….Proszę zauważyć: jestem przeciętnym katolikem, miałem dwie parafie i trzy razy otarłem się o zachowania co najmniej podejżane.Czyżbym miał pecha?Pozdrawiam,P.S. Jak mój syn zgłosił się na ministranta to nie wiedziałem do końca czy się cieszyć czy nie!
Chcialabym naruszyc jedna sprawe Sprawe naturalnych futer bardzo mnie to denerwuje i sprawia ogromny bol w sercu jak widze film Obdzieranych zwierzat z wlasnych futer i umierajocych w strasznym bolu .Podaje link prosze zobaczyc i sie przekonac do czego ludzie sa zdolni —–> http://www.furisdead.com/feat/ChineseFu rFarms/Najpierw obdzierani ze skory nawet nie uspienio tych biednych zwierzony tylko tnal na zywca i pozniej umierajo z wykrwawielnia albo z takiego bolu . Dostajo skurczy serca. Biedne misie sa wyjmowanie na sile z klatki nie chca wyjsc bo widdzieli wczesniej co ich czeka walo o ziemie jesli nie zostanie zlamany kregoslup to „nic przeciez to nie czlowiek poco mam sie wyslilac by to zdechlo niech sie meczy dalej” :(:(
Arturze,Na blogu Przeglądu Powszechnego toczy się właśnie dyskusja z ks. Dariuszem Kowalczykiem, prowincjałem jezuitów. Na ten sam właściwie temat: http://tinyurl.com/3vygfuCo o tym sądzi ks. Kowalczyk, to niech każdy sobie tam przeczyta. W niektórych kwestiach zgadzam się z nim, a w niektórych – ani trochę. Ja natomiast tutaj wkleję kilka puktów, które w tej dyskusji podniosłam – bo jakoś mało ludzi zwraca na nie uwagę:1. Kwestia odpowiedzialności biskupów polskich in gremio – nie tylko tych kilku od sprawy szczecińskiej.Biskupi wybrali na przewodniczącego episkopatu Józefa Michalika – człowieka, na którego pada cień dwóch afer pedofilskich.W pierwszej – znanej sprawie z Tylawy – Michalik jako przełożony w zaparte bronił księdza pedofila. Starał się przy tym również publicznie rozgrywać konflikty międzywyznaniowe, sugerując, że cała sprawa jest spiskiem grekokatolików. Proboszcz z Tylawy został skazany prawomocnym wyrokiem sądowym za pedofilię (2 lata więzienia w zawieszeniu + 8-letni zakaz wykonywania zawodu nauczyciela), a Michalik pozwala mu dalej pracować w tej samej parafii, gdzie przez wiele lat dokonywał czynów pedofilskich.Druga sprawa – jest to nie wyjaśniona jeszcze przez prokuraturę sprawa z Hłudna. Chłopiec popełnił tam samobójstwo, w liście pożegnalnym oskarżając miejscowego proboszcza o gwałt. Negatywna rola Michalika jako przełożonego owego proboszcza polegała na tym, że ignorował skargi parafian, gdy już wcześniej były problemy z tym księdzem. Natomiast po samobójstwie chłopca Michalik zareagował z opóźnieniem i niezbyt adekwatnie – przeniósł księdza do pracy w innej parafii, lecz na tyle późno, że ów ksiądz we własnej osobie odprawił mszę pogrzebową chłopca.W chwili, gdy biskupi wybierali Michalika na swego przewodniczącego – jeszcze świeża była tamta pierwsza sprawa. Jakoś biskupom nie przeszkadzała jednak, aby wybrać Michalika na zwierzchnika polskiego Kościoła.Tym bardziej więc obecnie, gdy druga sprawa jest w toku – nikomu z biskupów nie przychodzi do głowy zaproponować odsunięcia Michalika od władzy.2. Kwestia odpowiedzialności prawnej – kto powinien powiadomić o przestępstwie:Artykuły 197-205 Kodeksu Karnego mówią o tym, że przestępstwa seksualne na osobach poniżej 15. roku życia są ścigane z urzędu. Obywatele, którzy wiedzą o przestępstwie ściganym z urzędu mają OBOWIĄZEK zawiadomić o tym organa ścigania (Art. 304. § 1. Kodeksu Postępowania Karnego).Niewypełnienie tego obowiązku nie jest co prawda karane w przypadku większości przestępstw. W szcxzególności niepowiadomienie o przestępstwie seksualnym na osobie poniżej 15. roku życia nie jest karane – lecz mimo to KPK wymienia takie powiadomienie jako “społeczny obowiązek”, odwołując się do pożądanych postaw społecznych w demokratycznym państwie, dzięki którym popełnione przestępstwo nie pozostaje anonimowe, a jego sprawca nie może liczyć na bezkarność.Jeśli chodzi zaś o przedawnienie przestępstwa, to zachodzi ono po 10 lub 15 latach, w zależności od kary, jaka za nie grozi. Sprawdzenie, czy sprawy się przedawniły, należy więc do organów ścigania.O. Mogielski powinien był po pierwsze lecieć z tym do prokuratury. A nie do biskupa. Ani do przełożonego zakonnego.Miał taki obowiązek (co prawda nie sankcjonowany karą, ale zapisany w kodeksie postępowania karnego), w przypadku, jeśli molestowanie seksualne dotyczyło osoby poniżej 15. roku życia.Taki sam obowiązek mieli pracownicy domu opieki, w którym się to działo (a nie iść do biskupa, a potem założyć ręce).Taki sam obowiązek mieli biskupi, którzy się o tym dowiedzieli.Najciekawszy jest jednak przypadek posła Gowina. Jeśli dowiedział się o tym jako poseł, nie tylko miał obowiązek powiadomić prokuraturę – lecz, zgodnie z prawem, jako reprezentant instytucji państwowej (w odróżnieniu od wymienionych wyżej prywatnych osób) powinien zostać ukarany za niedopełnienie tego obowiązku.Co do samej postaci abp. Michalika – to powiem szczerze, gdybym była dziennikarzem, to wiedziałabym jak zrobić z niego bohatera pierwszych stron gazet. I to wcale nie pozytywnego. Dziwię się, że dziennikarze tak omijają tę postać szerokim łukiem. Boją się?
Dodam jeszcze jedno.Gdy piszę o przymykaniu oczu przez polskich biskupów na różne przypadki pedofilii wśród księży; gdy do historii ze szczecińskimi biskupami dodaję casus Michalika – to chcę zwrócić uwagę na dziwne zjawisko wybiórczego wypierania pewnych rzeczy ze świadomości. Zwłaszcza ze świadomości biskupów zarządzających Kościołem w Polsce. Choć nie tylko.Otóż w przypadkach, gdy jakiś ksiądz wykorzystuje seksualnie dzieci – ludzie mają tendencję do ignorowania tego. Wypychania ze swojej świadomości. Tak zrobili polscy biskupi, którzy wybrali na swojego przewodniczącego Michalika – biskupa, który chroni księdza-pedofila. Tak nieraz robią rodzice, gdy dzieci skarżą im się na niewłaściwe zachowania księży (wiem z lektury różnych forów, ale też np. byłam świadkiem podobnego przypadku w podstawówce). Tak robią również osoby, które kiedyś zostały wykorzystane, ale po latach nawet nie chcą tego ujawniać, „bo i po co”. To nie koniec – tak zrobił nawet sąd, który ostatecznie skazał księdza z Tylawy: sam Tygodnik Powszechny przytoczył uzasadnienie wyroku: http://tinyurl.com/5axslx . Sąd stwierdził (wbrew obowiązującemu prawu!!!), że właściwie cała sprawa mogła była zostać załatwiona polubownie! – tymczasem prawo stwierdza, że przestępstwo o którym mowa jest ścigane z urzędu, a obywatele mają społeczny obowiązek zawiadomienia o nim.A więc wypieranie ze świadomości przypadków, gdy księża popełniają czyny pedofilskie. Ludzie i instytucje nie chcą o tym myśleć ani rozmawiać.Paradoksalne jest jednak, że takie sprawy są wypierane wybiórczo. Bo przecież ci sami biskupi przymykający oczy na afery pedofilskie – głośno krzyczą, że gejom nie wolno adoptować dzieci, bo jeszcze zostaną wykorzystane, lub co najmniej skrzywione w swych seksualnych wzorcach!Jak to?! Ja tego nie rozumiem.
Hej, dobra obserwacja. I, niestety, chyba prawdziwa. Z resztą, wydaje się, że to ma swoje uzasadnienie naukowe. Człowiek usiłuje nawet podświadomie wybielać kontekst, w którym się znajduje: rodzinę, grupę, naród, kościół. Gdzieś czytałem, że to jest jakoś uzasadnione historycznie/ewolucyjnie, że ponieważ człowiek integruje się ze swoją grupą (oryginalnie dlatego, że tak było łatwiej przetrwać), to stara się wytworzyć jakiś wyidealizowany obraz tej grupy, żeby w niej wytrwać. Stąd też w konsekwencji mądrości ludowe takie, jak „zły to ptak, co własne gniazdo kala”. Czyż nie z takim myśleniem mamy do czynienia w dyskutowanych tutaj przypadkach? Czy myślenie nie jest takie: „zły to katolik, co o przestępstwie księdza informuje prokuraturę”? Wydaje mi się, że takie myślenie, niestety, wpisuje się w szerszą strategię _części_ (niestety dość dużej) Kościoła: strategii oblężonej twierdzy. Podział na „nas” i „ich”, dobrych i złych pozwala na łatwe uzasadnienie uproszczonych osądów i przedstawianie czarno-białej wizji świata. I na koniec wrócę do drążonego tu wcześniej przeze mnie przykładu tego niesławnego raportu mniejszości i decyzji papieża w sprawie antykoncepcji. Czy i wtedy nie było tak, że bano się złamania owego czarno-białego spojrzenia na świat? Gdyby uznać dopuszczalność antykoncepcji, trzeba by uznać, że w kościołach protestanckich też działa Duch Święty (takie uzasadnienie ponoć wtedy podawano), a wtedy stracono by możliwość podziału na nas, dobrych katolików i ich, złych protestantów (albo w ogóle innych)…pozdrawiamcse
Gościówo, czy naprawdę dziwi Cię to, że osoby molestowane nie chcą tego ujawniać? Mnie to nie dziwi ani trochę. To musi być okropna trauma i upokorzenie, a Ty oczekujesz, że osoby skrzywdzone pobiegną do odpowiednich władz, żeby to upokorzenie upublicznić? Żeby narazić się na docinki, żeby być traktowanym jak współwinny tego, co się stało? Mam ogromny podziw względem o. Marcina, który przy tej okazji zdobył się na powiedzenie prawdy o swoich traumatycznych doświadczeniach. Zresztą chyba nie miał wyboru, bo zaraz ta sprawa zostałaby wyciągnięta i straciłby na wiarygodności. Niemniej jednak i tak wiele ryzykował. Uważasz, że powinien był najpierw pójść do prokuratury. Jak się nad tym zastanawiam, to chyba na jego miejscu postąpiłabym tak samo – uznałabym, że biskup ma prawo wiedzieć przede wszystkim i że to raczej on jako przełożony powinien się zwrócić do wymiaru sprawiedliwości. Nie zapominaj, że w grę wchodzi jeszcze inny kontekst – kuria biskupia kontra zakon, który jej nie podlega. To chyba wymaga ogromnej uwagi i dyplomacji, żeby nie zaogniać sytuacji. Mogłoby dojść do poważnego konfliktu, który nikomu by nie posłużył.Co do abp. Michalika – oczywiście, łatwo byłoby zrobić z tego sensację. Ale mechanizm jego zachowania i zachowania innych biskupów też wydaje mi się psychologicznie zrozumiały – oni w obliczu oskarżeń na przekór wszystkim zwierają szeregi i pokazują światu, że osobom oskarżonym ufają. Czy to mądre – wątpię. Oskarżenia mogą być słuszne albo nie. Czy jeśli sprawa dopiero zaczyna się wyjaśniać rzeczywiście trzeba na wszelki wypadek wszystkich zesłać do klasztoru? Pewno nie. A czy trzeba koniecznie podkreślać przekonanie o niewinności i wybierać na funkcje publiczne? Ja bym się w takiej sytuacji może wstrzymała. Ale biskupi chyba nie dopuszczają myśli, że oskarżenia mogą się potwierdzić i że na dłuższą metę taka strategia zaszkodzi zamiast pomóc. Mam naiwną nadzieję, że jednak z czasem będą się tego uczyć.
> Gościówo, czy naprawdę dziwi Cię to, że osoby molestowane> nie chcą tego ujawniać? Ale skąd to pytanie? Nic takiego przecież nie napisałam.> Uważasz, że powinien był najpierw pójść do prokuratury.> Jak się nad tym zastanawiam, to chyba na jego miejscu> postąpiłabym tak samo – uznałabym, że biskup ma prawo> wiedzieć przede wszystkim i że to raczej on jako> przełożony powinien się zwrócić do wymiaru> sprawiedliwości. Błąd. Każdego w Rzeczpospolitej Polskiej obowiązuje polskie prawo. Ono po coś jest. Duchowny, który nie powiadamia władz o przestępstwie na szkodę współobywatela, pokazuje, że przedkłada dobro swojej firmy (instytucji kościelnej) nad solidarność z współobywatelami Rzeczpospolitej. Księża nie stoją ponad prawem, to obywatele jak wszyscy. Skończyły się czasy średniowieczne, gdy stan duchowny podlegał sądom duchownym, a świeccy – sądom świeckim.> Co do abp. Michalika – oczywiście, łatwo byłoby zrobić z> tego sensację. Ale mechanizm jego zachowania i zachowania> innych biskupów też wydaje mi się psychologicznie> zrozumiały – oni w obliczu oskarżeń na przekór wszystkim> zwierają szeregi i pokazują światu, że osobom oskarżonym> ufają.Chwila moment, Michalik „ufa” prawomocnie skazanemu pedofilowi!!! Nie dziwi cię to?? Arcybiskup Michalik ufa pedofilowi, że żyjąc i pracując dokładniusieńko w tym samym miejscu, gdzie popełniał wielokrotne przestępstwa na dzieciach – teraz będzie „grzeczny” i praworządny. Absurd. Masz naprawdę za dobrą opinię o Michaliku.
> > Gościówo, czy naprawdę dziwi Cię to, że osoby> > molestowane> > nie chcą tego ujawniać?> Ale skąd to pytanie? Nic takiego przecież nie napisałam.Owszem, napisałaś – może to było w Twojej intencji marginalne, ale akurat rzuciło mi się w oczy:> Tak robią również osoby, które kiedyś > zostały wykorzystane, ale po latach> nawet nie chcą tego ujawniać, „bo i po co”.> Chwila moment, Michalik „ufa” prawomocnie skazanemu> pedofilowi!!!> Nie dziwi cię to??> Arcybiskup Michalik ufa pedofilowi, że żyjąc i pracując> dokładniusieńko w tym samym miejscu, gdzie popełniał> wielokrotne przestępstwa na dzieciach – teraz będzie> „grzeczny” i praworządny. Absurd. Masz naprawdę za dobrą> opinię o Michaliku.Nie znam go bliżej, nie sądzę, żebym miała o nim szczególnie dobrą lub szczególnie złą opinię. Myślę, że jak najbardziej tamten ksiądz powinien zniknąć wiernym z horyzontu – i dla ich dobra, i dla własnego. W tej historii wszystko stoi na głowie! Ale nie przesadzajmy w drugą stronę – dlaczego od razu zakładać, że tu czy gdzie indziej będzie dalej robił to samo? Obowiązkiem przełożonego byłoby skierować go na terapię – i wtedy mógłby mieć większe uzasadnienie dla swojego zaufania. O ile słyszałam, niczego takiego nie zrobił, więc uzasadnieniem dla tego zaufania byłoby chyba tylko myślenie o przestępcy w kategoriach nawróconego już grzesznika. Nie wiem, naprawdę trudno mi się wypowiadać o szczegółach tylko na podstawie relacji prasowych.Nie twierdziłam nigdzie, że Kościół i kapłani nie podlegają prawu państwowemu, ale naprawdę bardzo łatwo jest mi zrozumieć, dlaczego o. Mogielski udał się najpierw do biskupa.
> > > Gościówo, czy naprawdę dziwi Cię to, że osoby> > > molestowane> > > nie chcą tego ujawniać?> > Ale skąd to pytanie? Nic takiego przecież nie> > napisałam.> Owszem, napisałaś – może to było w Twojej intencji> marginalne, ale akurat rzuciło mi się w oczy:> > Tak robią również osoby, które kiedyś> > zostały wykorzystane, ale po latach> > nawet nie chcą tego ujawniać, „bo i po co”.Ale nie napisałam, że się dziwię. Z psychologicznego punktu widzenia nie jest to dziwne i właśnie tam powyżej wytłumaczyłam ten mechanizm, jak to działa. Tym niemniej powinni to zgłosić.> > Chwila moment, Michalik „ufa” prawomocnie skazanemu> > pedofilowi!!!> > Nie dziwi cię to??> > Arcybiskup Michalik ufa pedofilowi, że żyjąc i pracując> > dokładniusieńko w tym samym miejscu, gdzie popełniał> > wielokrotne przestępstwa na dzieciach – teraz będzie> > „grzeczny” i praworządny. Absurd. Masz naprawdę za> > dobrą> > opinię o Michaliku.> Nie znam go bliżej, nie sądzę, żebym miała o nim> szczególnie dobrą lub szczególnie złą opinię. Myślę, że> jak najbardziej tamten ksiądz powinien zniknąć wiernym z> horyzontu – i dla ich dobra, i dla własnego. W tej> historii wszystko stoi na głowie! Ale nie przesadzajmy w> drugą stronę – dlaczego od razu zakładać, że tu czy gdzie> indziej będzie dalej robił to samo? Bo przez kilkanaście lat przed skazaniem za pedofilię ROBIŁ TO SAMO. Pedofile tak mają.> Obowiązkiem> przełożonego byłoby skierować go na terapię – i wtedy> mógłby mieć większe uzasadnienie dla swojego zaufania. O> ile słyszałam, niczego takiego nie zrobił, więc> uzasadnieniem dla tego zaufania byłoby chyba tylko> myślenie o przestępcy w kategoriach nawróconego już> grzesznika. Pieprzenie kotka za pomocą młotka, za przeproszeniem. To jest bardzo miłe i łatwe usprawiedliwienie… i jakie przebiegłe… taki arcybiskup zakłada ręce i jeszcze zasłania się miłością chrześcijańską. Powinien raczej kierować się miłością do wiernych z tamtej parafii, a nie do tego jednego księdza. To wszystko stoi na głowie: solidarność księżowska wydaje się ludziom ważniejsza i naturalniejsza od solidarności międzyludzkiej. Zobacz, sama troszeczkę temu ulegasz, gdy wydaje ci się zrozumiałe, że biskup „przebacza księdzu-grzesznikowi”. Kiedy tymczasem to księża są powołani do tego aby SŁUŻYĆ reszcie ludzi! Dla biskupa to ta reszta ludzi powinna być ważniejsza, a nie jeden ksiądz i w dodatku wieloletni pedofil!!!> Nie wiem, naprawdę trudno mi się wypowiadać o> szczegółach tylko na podstawie relacji prasowych.Relacje prasowe są wystarczająco szczegółowe. Np. Tygodnik Powszechny przytoczył uzasadnienie wyroku. Wiesz, tak też jest łatwo wycofywać się z niewygodnej sytuacji – powiedzieć, że to tylko relacje prasowe i nie można ich brać na serio. To co, do jasnej anielki, można jeszcze wziąć na serio?! Musiałabyś osobiście być na sali sądowej, albo w kurii biskupiej, żeby uwierzyć w ten skandal?> Nie twierdziłam nigdzie, że Kościół i kapłani nie> podlegają prawu państwowemu, ale naprawdę bardzo łatwo> jest mi zrozumieć, dlaczego o. Mogielski udał się najpierw> do biskupa.I to jest właśnie tragiczne, że tak łatwo jest ci to zrozumieć. To nie powinno być dla nikogo oczywiste. Zobacz, ty już przyjęłaś za naturalne, że kasta księży przedkłada solidarność kastową nad solidarność międzyludzką!!
> > Obowiązkiem> > przełożonego byłoby skierować go na terapię – i wtedy> > mógłby mieć większe uzasadnienie dla swojego zaufania.> > O> > ile słyszałam, niczego takiego nie zrobił, więc> > uzasadnieniem dla tego zaufania byłoby chyba tylko> > myślenie o przestępcy w kategoriach nawróconego już> > grzesznika.> Pieprzenie kotka za pomocą młotka, za przeproszeniem. To> jest bardzo miłe i łatwe usprawiedliwienie… i jakie> przebiegłe… taki arcybiskup zakłada ręce i jeszcze> zasłania się miłością chrześcijańską. Powinien raczej> kierować się miłością do wiernych z tamtej parafii, a nie> do tego jednego księdza. To wszystko stoi na głowie:> solidarność księżowska wydaje się ludziom ważniejsza i> naturalniejsza od solidarności międzyludzkiej. Zobacz,> sama troszeczkę temu ulegasz, gdy wydaje ci się> zrozumiałe, że biskup „przebacza księdzu-grzesznikowi”.> Kiedy tymczasem to księża są powołani do tego aby SŁUŻYĆ> reszcie ludzi! Dla biskupa to ta reszta ludzi powinna być> ważniejsza, a nie jeden ksiądz i w dodatku wieloletni> pedofil!!!Zgadza się, że tu wszystko stoi na głowie. Ale postaw się na chwilę na miejscu tego biskupa – on ma obowiązki tak wobec wszystkich wiernych, zwłaszcza skarżących się, że doznali krzywdy, jak i wobec tej jednej konkretnej oskarżonej osoby. I na etapie, kiedy docierają do niego pierwsze informacje (patrzę na ten etap, bo wydaje mi się kluczowy dla dalszego ciągu), musi to zważyć na szali i zdecydować się, komu uwierzyć. Naprawdę wcale mnie nie dziwi, że wbrew wszystkiemu, czasem wbrew oczywistościom, decyduje się stanąć murem za podwładnym. Żebyśmy się dobrze zrozumiały – nie mówię w żadnym wypadku, że taki wybór jest słuszny i właściwy!!! Mówię, że dla mnie jest PSYCHOLOGICZNIE ZROZUMIAŁY. A to ogromna różnica. I jak najbardziej zgadzam się z Tobą, że biskup powinien przede wszystkim patrzeć na dobro całej wspólnoty przede wszystkim. Naprawdę wielka krzywda nie stałaby się nawet niewinnie oskarżonemu, gdyby na jakiś czas został odsunięty od swoich czynności (nb. tak ostatnio zrobił biskup koszaliński, choć sprawa jest w toku). A wspólnota miałaby jasny sygnał, że biskup głos wiernych traktuje serio. Dlaczego tak się nie dzieje? Przypuszczam, że dlatego, że primo: biskupi po swojemu rozumieją „dobro Kościoła”, secundo: nie ufają, że są świeccy, którzy czują się odpowiedzialni za Kościół, tertio: sądzą, że wszelkie oskarżenia przeciw kapłanom godzą w Kościół i trzeba wytaczać przeciw nim walkę. Pewnie jest jeszcze milion innych powodów. Najpoważniejszą sprawą wydaje mi się jednak to, że w takiej kryzysowej sytuacji wielu zwierzchników Kościoła bezwiednie ujawnia, czym Kościół dla nich jest, a czym nie jest i że ta wizja, zgodnie z którą żyją i postępują, ma się nijak do Ewangelii i Vaticanum II. A to już jest przerażające.Co do przebaczenia grzesznikowi – nie mylmy dwóch spraw: usprawiedliwiania z góry (praktykowanego i opisywanego przez Ciebie) i przebaczenia. Pierwsze jest absolutnie bezzasadne i nie powinno się zdarzać, drugie – jest prawem przysługującym przede wszystkim tym ludziom skrzywdzonym, a w dalszej kolejności osobom pośrednio dotkniętym przez grzech tego człowieka – czyli, w moim rozumieniu, wszystkim członkom Kościoła, na który padł cień grzechu tego jednego. I w takim rozumieniu człowiekowi, który przez wiele lat krzywdził innych, skrzywdzeni mogą (nie muszą) chcieć w którymś momencie przebaczyć. Po właściwej ocenie jego postępowania, po terapii – może chcieć mu przebaczyć także jego przełożony – dlaczego nie? Co nie znaczy, że trzeba przywracać mu dawne obowiązki i dawną chwałę (jak się to dzieje u nas) – choćby po to, żeby jego i jego otoczenia nie narażać na powtórkę! Choćby po to, żeby nie gorszyć ludzi.> Wiesz, tak też> jest łatwo wycofywać się z niewygodnej sytuacji -> powiedzieć, że to tylko relacje prasowe i nie można ich> brać na serio. To co, do jasnej anielki, można jeszcze> wziąć na serio?! Musiałabyś osobiście być na sali sądowej,> albo w kurii biskupiej, żeby uwierzyć w ten skandal?Biorę na serio to, o czym czytam – to poniekąd mój zawód. Ale nie wiem, czy zauważyłaś – w tych relacjach wielokrotnie pojawiają się dwa punkty widzenia. Komuś tu trzeba uwierzyć – i nie jest to dla mnie osobiście łatwa decyzja. Dlatego – póki nie ma prawomocnego wyroku – osoba podejrzana pozostaje dla mnie wciąż „tylko” podejrzaną, a nie winną. Choć oczywiście relacje tych chłopców ze Szczecina są wstrząsające i jak najbardziej w nie wierzę, a skandal jest tym bardziej porażający, że pokazuje wszystkie chore mechanizmy w Kościele. Tylko wolę na razie nie mówić, że z pewnością ten-a-ten jest winny i jest pedofilem – choć w świetle faktów prasowych prawdopodobnie nim jest. Nie ja jestem od ferowania wyroków, bo całość dowodów będzie miał sąd. To tylko taka różnica, może techniczna. Nie wiem, czy dla Ciebie istotna. Dla mnie tak. I myślę tak bynajmniej nie dlatego, że oskarżony jest w tym wypadku kapłan. Po prostu kiedyś mnie takiego spojrzenia na człowieka nauczono i tego staram się trzymać.> I to jest właśnie tragiczne, że tak łatwo jest ci to> zrozumieć. To nie powinno być dla nikogo oczywiste.> Zobacz, ty już przyjęłaś za naturalne, że kasta księży> przedkłada solidarność kastową nad solidarność> międzyludzką!!Jeszcze raz – łatwo jest mi to zrozumieć, bo działają tu stosunkowo proste mechanizmy. Ale nie jest to dla mnie oczywiste ani naturalne w tym sensie, że tak być powinno. NIE. Nie powinno. Moim zdaniem, powinno być tak, jak w przypadku diecezji koszalińskiej (http://tygodnik.onet.pl/0,75,8583,1508,artykul.html). Jeśli się okaże, że w tym wypadku ksiądz był bez winy, zostanie zrehabilitowany. A jeśli jest winny, to biskup dał ważny sygnał, że nie przedkłada dobra oskarżonego nad dobro wspólnoty.Jeszcze jedną ważną sprawą, która wynika z tego, co napisałaś, jest fakt istnienia „kasty księży”. Skłonna byłabym przyznać Ci rację, że taka kasta istnieje. I znowu – nie tak być powinno, a winę za to ponosi, jak mi się zdaje, głównie system formacji seminaryjnej. Dużo by o tym można pisać, ale na co dzień obserwuję, jak niewielu kapłanów jest otwartych na ludzi świeckich, na dzielenie się doświadczeniami w obie strony, a nie tylko nauczanie z ambony, jak niewielu wierzy w to, że świecki katolik może mieć właściwie uformowane sumienie i żyć z Bogiem, jak nieufnie hierarchia podchodzi do inicjatyw świeckich. Tu wraca niestety problem, o którym Artus już wcześniej pisał… A dla mnie w podłoża tego problemu leży jednak przede wszystkim błędna, a przynajmniej w jakimś stopniu zakłamana, wizja Kościoła.Mam nadzieję, że nie za obszernie mi wyszło i że zdołałam Ci pokazać, że chyba niesłusznie przypisujesz mi poglądy, których nie mam.
> Tylko wolę na razie nie mówić, że z pewnością ten-a-ten jest winny i > jest pedofilem – choć w świetle faktów prasowych prawdopodobnie > nim jest. Nie ja jestem od ferowania wyroków, bo całość dowodów > będzie miał sąd. To tylko taka różnica, może techniczna. Nie wiem, czy > dla Ciebie istotna.Uwaga! Ja też nie opieram się na faktach prasowych. O księdzu z Hłudna nie napisałam, że jest pedofilem, tylko że zamieszany jest w samobójstwo chłopca. I to jest FAKT, a nie „fakt prasowy”. Bo świadczy o tym list samobójcy, którego zdjęcie możesz sobie dokładnie obejrzeć w gazecie, razem z policyjną ekspertyzą autentyczności. Po drugie: Pomijasz jakoś, że na księdzu z Tylawy ciąży wyrok sądowy za pedofilię.Czego chcesz jeszcze, żeby uwierzyć, że jest on przestępcą?
Każda z tych spraw jest inna – w dwóch toczy się postępowanie (Szczecin i Hłudno), w drugiej jest prawomocny wyrok (Tylawa). Oczywiste, że o prawomocnie skazanym za pedofilię można powiedzieć „pedofil”. I chyba zgodziłyśmy się, że władze kościelne rozegrały tę sprawę źle – TP o tym także kiedyś pisał. Ale w innych sprawach, póki tego wyroku nie ma, ja tak mówić nie chcę.
> Ale w innych sprawach,> póki tego wyroku nie ma, ja tak mówić nie chcę.Posłużę się aktualnym przykładem: na UJ jest ostatnio duża afera, bo szef samorządu studentów został oskarżony o nieprawidłowości finansowe. Tysiąc studentów podpisało petycję, żeby tego człowieka odsunąć od piastowanego urzędu aż do wyjaśnienia sprawy. Nie dlatego, że koniecznie jest winien, tylko dlatego, że toczy się względem niego postępowanie. Jakoś nikogo nie dziwi, że ludzie wymagają odsunięcia się z klasą na bok do czasu wyjaśnienia zarzutów.To samo powinno być z księdzem z Hłudna – natychmiast odsunięty od pracy w parafii. I to nie tylko w jego parafii, ale w jakiejkolwiek parafii. Zarzuty jakie mu postawiono to znęcanie się fizyczne i psychiczne, tak podają ostatnio gazety. Nie powinno być tak, że facet, którego oskarżono o znęcanie się nad dziećmi idzie normalnie pracować z ludźmi w innej parafii. Niech go arcybiskup Michalik odeśle gdzieś na ubocze do klasztoru kontemplacyjnego.
> Tysiąc studentów podpisało> petycję, żeby tego człowieka odsunąć od piastowanego> urzędu aż do wyjaśnienia sprawy. Nie dlatego, że> koniecznie jest winien, tylko dlatego, że toczy się> względem niego postępowanie. Jakoś nikogo nie dziwi, że> ludzie wymagają odsunięcia się z klasą na bok do czasu> wyjaśnienia zarzutów.Całkowita zgoda – pisząc wyżej, jak powinno moim zdaniem być, przywoływałam przykład z diecezji koszalińskiej, gdzie tak właśnie biskup postąpił.
Odbiegając od tematu pedofilii, ale wracając do tego, o czym pisałam wcześniej – dyskusja wokół ew. nominacji abpa. Głódzia na metropolitę gdańskiego jest kolejnym dowodem na istnienie przepaści między świeckimi a hierarchią. Zawrzałam, czytając dziś w GW:http://www.gazetawyborcza.pl/1,88975,5114882.html„Żadnego głosowania, publicznego roztrząsania przymiotów poszczególnych kandydatów przez wiernych. Głos ludzi świeckich może być wzięty pod uwagę, ale pod warunkiem, że „odznaczają się mądrością”. Lud ma wierzyć w rozum papieża, jego rozpoznanie dobra Kościoła i działanie Ducha Świętego.Normy te zatwierdził w 1983 r. Jan Paweł II, który w tej sprawie działał zgodnie z literą i duchem Soboru Watykańskiego II. Swoim oświadczeniem kierownictwo Episkopatu Polski nie naruszyło więc postanowień soboru i nie zagoniło wiernych do „sprzątania świątyń” – jak napisał Jan Turnau w ostatniej „Gazecie Świątecznej”. (…) Nie oznacza to, rzecz jasna, abym laikatowi odmawiał wszelkiego głosu w sprawach personalnych Kościoła. Opinie wiernych powinny być brane pod uwagę dla uszanowania tradycji i specyfiki każdej diecezji. To pozwala unikać gorszących sporów. Najwięcej do zrobienia w tej materii ma odchodzący hierarcha, który winien przygotować zarówno swojego następcę do wejścia we wspólnotę, jak i wiernych na przyjęcie nowego zwierzchnika.”I tak właśnie – zdaniem niektórych – powinien wyglądać Kościół. Episkopat ostro skomentował wszelkie dyskusje medialne, uznając je za przejaw „podważania usankcjonowanej od lat praktyki wyboru biskupów diecezjalnych przez naciski”. To nie biskup ma wejść w istniejącą wspólnotę, ale wspólnota przystosować się do nowego biskupa. Smutne, bardzo smutne.
Za pierwszych chrześcijan to wierni wybierali biskupów.Zresztą, co tu daleko szukać – w sprawie Wielgusa Kościół skorzystał z głosu wiernych.W sprawie „Santo Subito” – oczywiście też – i ile to jeszcze było ochów i achów, że wierni mają taki wspaniały zmysł eklezjalny!Nasuwa się przykry wniosek: Wierni NIE mają nic do gadania. Tylko im się tak czasem wydaje, gdy hierarchia pozwoli im „dać głos”, by wykorzystać ten głos w swoich celach.Nigdy dotąd nie miałam tak radykalnych poglądów i hm, wręcz jeszcze jakiś czas temu uważałabym to co napisałam wyżej za teorię spiskową. Ale to jest jedyny logiczny wniosek, jaki można wyciągnąć z ostatnich wydarzeń w Kościele.
A dzisiejsza nominacja bpa Głódzia chyba tę sprawę kończy…
Pytasz waści „Gdyby mój syn spotkał księdza-pedofila”,,,myślę ,że wtedy Twój syn miałby wielkie problemy,gdyż dobrze wyżarty ,mało wypracowany klecha nie dałby Mu żadnych szans;;;natomiast gdyby to spotkało mojego syna,to z pewnością obcąłby czarnemu f.uta.Nie ma innej opcji.
test odpowiedzi
A gdyby spotkało: dyrygenta pedofila, nauczyciela pedofila, policjanta pedofila, lekarza pedofila, górnika pedofila lub kominiarza pedofila ?… proponuję cały cykl felietonów.
Właśnie jakoś tak jest w Polsce, że jak ktoś spotka kominiarza-pedofila, to leci na policję. A szef Związku Kominiarzy nie kryje i nie broni winowajcy. A jak ktoś spotka księdza-pedofila… To nie idzie na policję, tylko albo myśli: e tam, nic się nie stało, albo idzie do biskupa i uważa sprawę za załatwioną. A biskup na przykład broni i kryje winowajcę.
zenada i dno… czyli poziom urbanowego „nie”
http://antyreligion.blog.onet.pl
byłem molestowany przez księdza pedała gdy miałem 10 lat
JA NIE BYLAM MOLESTOWANA NIESTETZ PRYEY KSIEDZA BO TEGO NIE POTRYEBUJE BO SIE MOLESTUJE CO DZIENNIE.
Na prawdę dziwne jest to porównanie:”biskup jakby „użycza” swego kapłaństwa duchownemu, którego wyświęca. Jest silniej związany ze swymi kapłanami niż nam się wydaje…Wyobraźmy sobie, co musi zatem w takiej sytuacji przeżywać. Na pewno pojawia się pokusa wyparcia, zaprzeczenia za wszelką cenę. Jak żona, która nie chce w ogóle dopuścić do siebie myśli, że mąż mógłby robić krzywdę dziecku. Co by ludzie powiedzieli! To przerasta jej (jego) siły…ó”Biskup jest jak „żoną” dla swoich „mężów”-kapłanów??? Chyba jest to przesada.A szczerze mówiąc,-po prostu śmiesznie i przypomina coś z dziedziny „stosunków homoseksualnych”.
Dobra uwaga.Ja inaczej bym zinterpretowała postawę biskupa wypierającego ze świadomości nadużycia seksualne księży.Otóż to jest raczej postawa rodzica: „Nie, moje dziecko na pewno nie uprawia seksu.” No a już tym bardziej nie jest dewiantem. Podobne przymykanie oczu pojawia się w przypadku, gdy księża mają kochanki, gdy mają dzieci. Praktyka biskupów jest taka, żeby księdza po cichu gdzieś odsunąć, przesunąć, sprawę zamieść pod dywan. Broń Boże nie robić wrażenia, że ksiądz w ogóle ma życie seksualne. To tak samo, jak rodzice nastolatków – życie seksualne dzieci nie mieści im się w głowie, odrzuca ich sama taka wizja. „Może inni uprawiają seks, ale moje dziecko nie!” – stąd biskupom łatwo pomstować na życie seksualne i dewiacje innych, trudno natomiast na własnych „synów w kapłaństwie”.No i znów powracamy do starego motywu, który sama przy kilku okazjach już tu demaskowałam: Instytucja kościelna traktuje ludzi jak dzieci. W tym szczególnym przypadku – księży.
> Zwykle nie komentuję aktualnych wydarzeń kościelnych. Tym> razem zrobię wyjątek i odniosę się do sprawy ks. Andrzeja> ze Szczecina oraz problemu pedofilii w polskim Kościele.> Zastanawiałem się, co zrobiłbym jako ojciec i osoba> wierząca, gdyby któryś z moich synów spotkałby się z> niedwuznacznym zachowaniem ze strony księdza. Od razu> odpowiem: prawdopodobnie złożyłbym doniesienie do> prokuratury, a gdyby sytuacja tego wymagała, nie wahałbym> się nagłośnić sprawy w mediach. Jak pewno wiecie, zdaniem> niektórych biskupów takie postępowanie „godzi w dobro> Kościoła”. Proponuję mimo wszystko zapanować nad> oburzeniem i „na chłodno” rozważyć owe dobro. Prowincjał> dominikanów, odpowiadając biskupom, zauważył w> „Tygodniku”: „Dobro Kościoła to dobro konkretnych ludzi, a> nie enigmatycznej instytucji. Dlaczego dobrem Kościoła> miałaby być ochrona ks. Andrzeja, przy ignorowaniu głosu> tych najmniejszych?”. Rozważmy zatem dobro wszystkich> dramatis personae. Dobro dzieci: To, że ich dobro powinno> być szczególnie chronione, jest rzeczą bezdyskusyjną. Po> pierwsze, wszelkie – nawet najbardziej „niewinne” (!) -> zachowania seksualne wobec dziecka zawsze (!) są> nadużyciem, i im jest młodsze, tym większe spustoszenie> wywołują w jego psychice oraz kłopoty w jego późniejszym> życiu. Napisałem „wszelkie”, bo tu nie ma wyjątków -> często nie zdajemy sobie sprawy, że np. głupie żarty w> trakcie rodzinnych imprez na temat seksualności naszych> dorastających dzieci są już nadużyciem i ingerencją w ich> intymność. Po drugie, dziecko zwykle nie potrafi się samo> obronić, zwłaszcza jeśli sprawcą jest dorosły, od którego> jest zależne (rodzic, krewny, znajomy, nauczyciel,> katecheta, lekarz, terapeuta). Obowiązek ochrony spoczywa> oczywiście na nas – rodzicach. Ale oprócz ochrony możemy> zrobić coś jeszcze: dziecko stanie się przede wszystkim> wtedy bezbronne, gdy będzie sytuacją molestowania> zaskoczone. Dlatego powinniśmy je na nią zawczasu> przygotować. Powinno wiedzieć, że nikt nie ma prawa je w> dziwny sposób dotykać czy nakłaniać do dziwnych zachowań.> Im starsze, tym jego wiedza powinna być większa. Tu się> nie ma czego obawiać, wbrew pozorom nasze dzieci są bardzo> pojętne. Jeśli widzą pijaka i pytają, dlaczego ten pan tak> dziwnie chodzi, a my wyczerpująco odpowiadamy, to nie> widzę przeszkód, by nie mówić o „złym dotyku”. Pedofilia -> pomijając rzadkie przypadki rzeczywiście groźnych> psychopatii (o których pisała m.in. Ewa Woydyłło) – to> jeden ze wzorców zachowania składających się na> erotomanię. Pedofil, jak każdy uzależniony, nie potrafi> kontrolować swoich zachowań. Jeśli dziecko będzie to> rozumieć, nie poczuje się sparaliżowane strachem i nie da> się tak łatwo zmanipulować (potrafi przecież z daleka> omijać pijaka). Dobro sprawcy (jakkolwiek dziwnie to> brzmi): Skoro pedofil to człowiek spętany nałogiem, wcale> nie dbamy o jego dobro, chroniąc go od odpowiedzialności.> To żelazna zasada terapii wszelkich uzależnień:> uzależniony musi poczuć na sobie skutki swego nałogu.> Wtedy ma dużą szansę przeżyć wstrząs, dostrzec> mistyfikację racjonalizacji, które misternie sobie> konstruował i rozpocząć skuteczne leczenie. Pedofilia to> przestępstwo. Jeśli o nim wiemy, mamy obowiązek powiadomić> prokuraturę (dla dobra wszystkich!). Skrupuły czy litość> mogą być tutaj zgubne! Carnes w książce „Od nałogu do> miłości” opisuje wiele przypadków erotomanów, którzy zdali> sobie sprawę ze swojego nałogu dopiero w trakcie> aresztowania. Dobro biskupa: Próbuję się wczuć w sytuację> biskupa, który dowiaduje się, że podlegający mu ksiądz> oskarżany jest o pedofilię. Nie jest ona łatwa. Tylko w> sakrze biskupiej jest pełnia kapłaństwa – biskup jakby> „użycza” swego kapłaństwa duchownemu, którego wyświęca.> Jest silniej związany ze swymi kapłanami niż nam się> wydaje: w duszpasterstwie kapłan działa w imieniu biskupa> (a biskup w imieniu Chrystusa). Wyobraźmy sobie, co musi> zatem w takiej sytuacji przeżywać. Na pewno pojawia się> pokusa wyparcia, zaprzeczenia za wszelką cenę. Jak żona,> która nie chce w ogóle dopuścić do siebie myśli, że mąż> mógłby robić krzywdę dziecku. Co by ludzie powiedzieli! To> przerasta jej (jego) siły… Dobro Kościoła: Stawianie> instytucji – żeby nie wiem jak uświęconej – wyżej> człowieka przewraca Ewangelię do góry nogami. Chrystus> wcielił się nie dla siebie (tym bardziej nie dla> Kościoła!), tylko dla nas, dla naszego zbawienia.> Struktury mają służyć zbawieniu człowieka. I w zasadzie> można by na tym poprzestać, czyli powtórzyć pytanie> prowincjała dominikanów – o. Krzysztofa Popławskiego:> „Dlaczego dobrem Kościoła miałaby być ochrona ks.> Andrzeja, przy ignorowaniu głosu tych najmniejszych?”. Ale> pomyślałem, że Ewangelia jest jedynym dobrem, jaki posiada> Kościół. Na ile rozumiem jej sens, jest ona z kolei> jedynym „środkiem”, zdolnym przerwać spiralę zła. W> przypadku pedofilii bardzo wyraźnie ją widać: pedofilia> nie rodzi się z niczego. Pedofil jest osobą, która prawie> na pewno była poważnie skrzywdzona w dzieciństwie> (słyszymy o gigantycznych odszkodowaniach w USA dla ofiar> pedofilów, na dobrą sprawę dla wielu z nich też należałyby> się takie odszkodowania). Zatem myślenie o rzeczywistym> dobru osób – dziecka, księdza-pedofila, biskupa – jest> chyba bliskie Ewangelii, bo przerywa obłęd zła… Co nie> znaczy, że gdybym, nie daj Boże, znalazł się w sytuacji> ojca dziecka skrzywdzonego przez księdza, potrafiłbym na> trzeźwo myśleć o dobru. Być może żywcem rozszarpałbym> dziada, a biskupa spostponował… Dlatego napisałem ten> post.Przez przypadek „wpadła mi w ręce” gejowska gazeta z ogłoszeniami erotycznymi. Były tam ogłoszenia od osób, określających się jako „ksiądz katolicki”, „jestem księdzem” itd.Chodziłam wtedy od czasu do czasu na spotkania Odnowy w parafii i spytałam księdza, co o tym sądzi. Dowiedziałam się, że jestem nienormalna.
Ale co mają wspólnego geje z pedofilami???
takie rozwazania mają taki sens jak to: Co bym zrobił gdybym spotkał jakiegoś red Tygodnika Powszechnego pedofila, myślę że podobny jest stopień prawdopodobieństwa. Tym bardziej ze badania wskazują że wsrod księży mniejszy jest odsetek tego typu zachowań niż w całej populacji. Dlatego rozważajmy może problem na takim przykładzie, efekt bedzie taki sam.
Instytucja zwana KK dawno odeszła od nauczania chrystusowego „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili…”
Bardzo mądry, wyważony komentarz – wypadałoby się tylko domagać, aby takie słowa (w duchu ewangelicznego „tak-tak-nie-nie”) częściej padały z ust naszych biskupów. Bo przecież nie jest tak, że czarne tylko CZASAMI jest czarne, a białe – białe. Nazywanie zła złem zawsze jest dobre (przy całej miłości do grzesznika i do „świętej nierządnicy” Kościoła). A niekiedy wydaje mi się, żeśmy zapomnieli, że choć Kościół jest „święty”, to nie znaczy, że są w nim sami święci ludzie – i że każdy, kto o tym otwarcie mówi, od razu kala tę świętość. http://www.cienistadolina.blog.onet.pl
Bardzo dobry reportaż… W sumie nie wiem czemu się tyle tego pojawia.Z roku na rok statystyki są bardziej przerażające, więcej pedofili, więcej księży pedofili…Wogóle jak można taką krzywdę zrobić?Nie wiem jak to dalej skomentować, ostatetcznie prawo jest zbyt łaskawe dla takich osób.
Panie Arturze, pan nie rozumie czym jest pedofilia. Pedofilia to nie erotomania. Proszę przeczytać poniższą definicję i odwiedzić stronę pedofil.pl utworzoną przez Jakuba Śpiewaka prezesa Fundacji Kidprotect.pl, na której jest więcej informacji na ten temat:Pedofilia to rodzaj parafilii seksualnej: stan, w którym jedynym lub preferowanym sposobem osiągania satysfakcji seksualnej jest kontakt z osobami nie posiadającymi trzeciorzędowych cech płciowych (z dziećmi).Statystycznie występuje wielokrotnie częściej u mężczyzn niż kobiet (ok 90% przypadków stanowią heteroseksualni mężczyźni).W klasyfikacji ICD-10 posiada kod F65.4, w klasyfikacji DSM-IV: 302.2. W obu przypadkach zaliczany jest do kategorii zaburzeń preferencji seksualnych.
A ja mam świeży temat do bloga, Panie Redaktorze!http://tinyurl.com/4nok3mA propos omawianej tu już kiedyś Karoliny Kózkówny. Katoliccy rodzice w Polsce przy I Komunii każą dzieciom przysięgać dziewictwo do ślubu…Jak można w ogóle: po pierwsze kazać, a po drugie 8-9 latkowi, ślubować COKOLWIEK na wiele lat?! Uważam, że Kościół coraz bardziej rozmija się z rzeczywistością. Dorosłych traktuje jak dzieci, a dzieci jak dorosłych.Inicjatywa przysięgania „czystości” jest pomysłem głupich rodziców. Ale czym ona się tak naprawdę różni od organizowanych przez samą instytucję Kościoła przysiąg odnośnie niepicia i niepalenia?? W każdym tym przypadku jest to zmuszanie dziecka do przysięgi, która z samego faktu przymusu nie jest ważna. Oraz z faktu, że dzieci nie mają wystarczającej świadomości, żeby składać jakiekolwiek przysięgi z własnej woli.Gdy byłam mała i przystępowałam do I Komunii to musiałam przysięgać niepicie alkoholu i czułam się potem zwyczajnie wmanipulowana.
Nakazywanie przysięgania odgórnie rzeczywiście traci sens. Ale co do tego, że dzieci nie mają świadomości i nie potrafią składać obietnic na lata byłbym ostrożniejszy. Można się bardzo pomylić…
> Nakazywanie przysięgania odgórnie rzeczywiście traci sens.> Ale co do tego, że dzieci nie mają świadomości i nie> potrafią składać obietnic na lata byłbym ostrożniejszy.> Można się bardzo pomylić…Ja nie miałam i nie mogłam. A byłam nad wiek rozwiniętym dzieckiem. :-
A ty co, sama jesteś katolickim rodzicem czy nie, że tak od razu innym katolickim rodzicom wytykasz? Mów! Tylko szczerze!
Jacy oni tam katoliccy?? Tacy rodzice to od razu ekskomunika latae sententiae i do widzenia!! Sama widzisz, że tamtejszy ksiądz Szostak ostro potępił taki pomysł bo są to pierścienie dla tych co mają powyżej 18 roku. Nie ma co zaraz bloga z tego powodu zakładać.
> A propos omawianej tu już kiedyś Karoliny Kózkówny.> Katoliccy rodzice w Polsce przy I Komunii każą dzieciom> przysięgać dziewictwo do ślubu…Mnie to też dziwi, ale z innej strony. Współżycie przed ślubem jest grzechem a przysięga, że się tego nie zrobi wybrzmiewa tak, jakby to był rodzaj wyrzeczenia. Podobnie można by proponować przysięgę, że się nie będzie kradło. Z paleniem, wydaje mi się, sprawa jest podobna. Jedynie wstrzemięźliwość od alkoholu rzeczywiście można nazwać wstrzemięźliwością we właściwym znaczeniu sensu tego słowa. I wydaje mi się, że w kraju z taką liczbą alkoholików nie jest szczególnie dziwne i trudne wyjaśnić małym chrześcijanom, że taką przysięgę mogą ofiarować w intencji wielu nałogowców, którzy mieszkają być może za ścianą.
Co to znaczy darowac wyrzeczenie w intencji ?Że niby co? jak nie wypiję piwa do obiadu to komus się polepszy od tego ?Jakie znaczenie dla rodziny pijaków ma to czy ja przez miesiąc wypiję piwo czy nie ?Magczu czy na prawdę myslisz ze jak przez 40 dni w naszym kraju iles tysiecy ludzi wstrzymuje sie od alkoholu a potem przez święta od samego rana piją wódke przez dwa dni to ma to jakikolwiek sens ?
To ma bardzo głęboki sens. W Kościele istnieje też coś takiego, jak modlitwa wstawiennicza. Modlę się za kogoś. Proszę Boga o dobro dla kogoś. Tak samo mogę w czyjejś intencji ofiarować swoje wyrzeczenie. Nie jest istotne czy będzie to coś wielkiego i spektakularnego, czy raczej coś co mnie osobiście dużo kosztuje, a może być nie widoczne dla ludzkich oczu. Moje wyrzeczenie może być małą częścią największej ofiary Jezusa. Przecież On też ofiarował się za nas, a nie za Siebie.Dziś wielu ludziom trudno pojąć, że dla Boga większą wartość ma wyrzeczenie ukryte niż wielkie charytatywne imprezy, choćby nie wiadomo ile dały pieniędzy.Często wyśmiewa się powstrzymywanie się od jedzenia słodyczy, które księża często proponują dzieciom z racji Adwentu czy Wielkiego Postu. A kto próbuje, ten wie,że i dal dorosłych może to być duże poświęcenie. O telewizji czy piwku już nie wspomnę (to dla dorosłych, oczywiście).
> Co to znaczy darowac wyrzeczenie w intencji ?> Że niby co? jak nie wypiję piwa do obiadu to komus się> polepszy od tego ?> Jakie znaczenie dla rodziny pijaków ma to czy ja przez> miesiąc wypiję piwo czy nie ?Czy się polepszy czy nie – tego wiedzieć nie możesz, choć możesz cynicznie twierdzić, że żadnego znaczenia to nie ma. Istnieje jednak jeszcze kwestia świadectwa. Możesz przeżyć dziesięć lat w abstynencji i nie mieć okazji do dania go. Ale zdarzy Ci się spotkać potem z kimś, dla kogo świadectwo Twego niepicia piwa do obiadu przez dziesięć lat jest tak znaczące i tak podnoszące, że zmienia to jego życie. Możesz teraz dyskutować, czy warto było dla jednego człowieka.
No cóż, ja w ten mistyczny sens nie wierzę. W sens ofiarowania swojej abstynencji za osobę cierpiącą na chorobę alkoholową.Ale kto inny niech sobie wierzy. Prywatnie.Byle nie robić z tego ogólnokościelnego przymusu. Bo to nie jest prawda objawiona.
> No cóż, ja w ten mistyczny sens nie wierzę. W sens> ofiarowania swojej abstynencji za osobę cierpiącą na> chorobę alkoholową.> Ale kto inny niech sobie wierzy. Prywatnie.> Byle nie robić z tego ogólnokościelnego przymusu. Bo to> nie jest prawda objawiona.Swoją drogą ciekawa jestem, jak zareagowałby katecheta i ksiądz, gdyby dziecko (i jego rodzic) przed pierwszą komunią poprosiło o zwolnienie z przysięgi niepicia do 18. roku życia. „Ogólnokościelny przymus” to może być taki sposób zakrycia swojej własnej niechęci do nonkonformistycznych zachowań. Z jednej strony decyzje o wyrzeczeniach powinny być proponowane w maksymalnym poczuciu wolności. Z drugiej strony osoba, na której wywiera się presję, powinna umieć korzystać ze swej wolności i nie chować się za stwierdzenia „wszyscy tak zrobili”. Ofiarowanie postu (modlitwy, wyrzeczenia itd) w czyjejś intencji jak najbardziej może być przedmiotem publicznej zachęty w Kościele, mimo iż nie jest to „prawda objawiona”. Wszelkie działania dla dobra bliźniego, wymagające w dodatku samodyscypliny, są przecież czymś godziwym. Dziwne by było, gdyby Kościół publicznie mówił na ten temat jedynie: „możesz sobie w to wierzyć, ale prywatnie”.
> Dziwne by było, gdyby Kościół publicznie mówił> na ten temat jedynie: „możesz sobie w to wierzyć, ale> prywatnie”.Ależ Kościół tak mówi wyraźnie np. o objawieniach prywatnych: można w to wierzyć, ale nie ma obowiązku.W ogóle, mistyka jest z natury swojej zjawiskiem indywidualnym. Ktoś może mieć święte przekonanie, że jego wyrzeczenia przynoszą coś dobrego jakiemuś anonimowemu bliźniemu. I OK. Może tak być, Duch wieje kędy chce. Ale to jest sprawa indywidualna pomiędzy człowiekiem a Bogiem. Takie rzeczy nie dzieją się z automatu. Czyli jeśli w danej parafii setka dzieci każdej wiosny wyrzeknie się picia alkoholu, to nie znaczy automatycznie, że jakikolwiek alkoholik w parafii zostanie uzdrowiony.Ja osobiście mam wątpliwości co do psychologicznego efektu takich wyrzeczeń. One mogą(!) powodować efekt spoczęcia na laurach. Nie piję w ogóle, więc automatycznie nic nie muszę robić w sprawie zaprowadzenia w narodzie kultury spożywania alkoholu. A co sobie pomyśli młody człowiek, jeśli ma przed sobą tylko 2 wzorce: jeden to absolutny abstynent, a drugi to pijak? Jeśli nie zechce zostać abstynentem, to pozostanie mu tylko wzorować się na pijakach.
Moim zdaniem te dwie postawy (tzn. dobrowolna abstynencja jako wyrzeczenie i picie, ale z pełną kulturą) świetnie się uzupełniają i nie ma między nimi sprzeczności. Póki nie ma przymusu wyboru jednej z nich i każdy może przemyśleć, co wydaje mu się w jego sytuacji sensowniejsze, to wszystko jest w porządku. Wierz mi – są takie chwile, kiedy abstynencja w naszym społeczeństwie naprawdę dużo kosztuje i kusi mnie, żeby przejść na tę drugą postawę, właśnie dlatego, że być może mądrzejsze z pewnego punktu widzenia byłoby pokazywanie, że się umie zachować umiar. Tylko że wtedy sobie właśnie uświadamiam, że to jest post i wyrzeczenie… Wtedy, kiedy to zaczyna mnie kosztować, ma najgłębszy sens. Oczywiście – co jest skuteczniejsze obiektywnie, nie umiem powiedzieć. Być może nie mam racji, ale to jest mój prywatny i świadomy wybór – nb. dokonany już po osiągnięciu pełnoletności. Nikogo nie zmuszam, żeby robił to samo. Swoich dzieci też bym nie zmusiła.
> Moim zdaniem te dwie postawy (tzn. dobrowolna abstynencja> jako wyrzeczenie i picie, ale z pełną kulturą) świetnie> się uzupełniają i nie ma między nimi sprzeczności. Póki> nie ma przymusu wyboru jednej z nich i każdy może> przemyśleć, co wydaje mu się w jego sytuacji> sensowniejsze, to wszystko jest w porządku.100% zgoda. Natomiast dzieci są _zmuszone_ do abstynencji do 18. roku życia, co jest idiotyzmem. W krajach typu Włochy, gdzie kulturalne picie alkoholu jest szeroko akceptowaną normą – młodzi ludzie pijają wino do obiadu np. od 16. roku życia. Jakoś nie szkodzi im to na zdrowie. Tymczasem w Polsce (przynajmniej za moich czasów) te głupie przysięgi czyniły z alkoholu zakazany owoc – rodzice nastolatka nie poczęstują oficjalnie alkoholem, bo to głupio, bo przecież przysięgał. Więc nastolatki radziły sobie we własnym zakresie, w warunkach bardzo niekulturalnych. Doprawdy lepiej nauczyć młodego człowieka, jak i ile się pije elegancko przy stole i w kulturalnym towarzystwie, niż żeby uczył się pić potajemnie w piwnicy i na umór.
> Natomiast dzieci są _zmuszone_ do abstynencji> do 18. roku życia, co jest idiotyzmem. Oczywiście, że jest idiotyzmem. Nawet nie wiem, czy takie przyrzeczenie, jeśli jest złożone pod presją, powinno być uznawane za ważne. Na I Komuniach, na których ostatnio bywałam, takie przyrzeczenia były, ale tylko dla chętnych i bez specjalnej celebry, nie kładziono na to takiego nacisku. Jakaś część dzieci takie deklaracje złożyła i nie było krzyku, że ktoś nie chce.> Doprawdy lepiej nauczyć młodego> człowieka, jak i ile się pije elegancko przy stole i w> kulturalnym towarzystwie, niż żeby uczył się pić> potajemnie w piwnicy i na umór.Pewnie, to byłoby idealnie. Chociaż wydaje mi się, że to picie w piwnicach i na umór nie jest spowodowane wyłącznie tym, że ktoś przysięgał abstynencję przy I Komunii i że z tego powodu rodzice nie dawali alkoholu w domu. Po pierwsze, sami rodzice często piją na umór i nie stanowią dobrego wzoru. Po drugie, to picie w piwnicy na jakimś etapie może się stać elementem tożsamości, identyfikacji z grupą rówieśniczą, buntem, itp.Wydaje mi się, że póki są tak złe wzorce społeczne, jak teraz, to nadal potrzebne jest nie tylko świadectwo ludzi, którzy umieją zachować umiar, ale i takich, którzy z alkoholu dobrowolnie rezygnują. Szczerze – gdybym mieszkała na stałe we Francji, w życiu nawet nie pomyślałabym, że takie zobowiązanie do abstynencji komukolwiek może coś dawać, bo tam byłoby to raczej antyświadectwo (albo jakieś niezrozumiałe dziwactwo). U nas – wciąż jednak widzę potrzebę takiej formy modlitwy.
> Na I Komuniach, na których ostatnio> bywałam, takie przyrzeczenia były, ale tylko dla chętnych> i bez specjalnej celebry, nie kładziono na to takiego> nacisku. Jakaś część dzieci takie deklaracje złożyła i nie> było krzyku, że ktoś nie chce.Oddaję honor. Być może pozostaję pod wrażeniem zwyczajów z nieco dawniejszych czasów i dlatego mówię o przymusie. Nie bywałam ostatnio na I Komuniach. Jeśli to się zmieniło na lepsze, to rzeczywiście – temat do dyskusji znika. Jeśli ktoś z was mógłby napisać, jak jest teraz w różnych parafiach, to bardzo byłabym wdzięczna. Nie chcę pozostawać niedoinformowana.> > Doprawdy lepiej nauczyć młodego> > człowieka, jak i ile się pije elegancko przy stole i w> > kulturalnym towarzystwie, niż żeby uczył się pić> > potajemnie w piwnicy i na umór.> Pewnie, to byłoby idealnie. Chociaż wydaje mi się, że to> picie w piwnicach i na umór nie jest spowodowane wyłącznie> tym, że ktoś przysięgał abstynencję przy I Komunii i że z> tego powodu rodzice nie dawali alkoholu w domu. Po> pierwsze, sami rodzice często piją na umór i nie stanowią> dobrego wzoru. To stereotyp. Obecnie w Polsce alkoholików jest procentowo 2x mniej niż np. w Niemczech, a mocnych alkoholi pije się w Polsce (na głowę) prawie 3x mniej niż w tychże Niemczech. Alkoholizm przestał być w Polsce pierwszorzędnym problemem społecznym. Wiem, bo akurat ostatnio czytałam statystyki.Więc rzadko obecnie w rodzinach to rodzice są dla dzieci przykładem pijaństwa. Najwyżej w bardzo specyficznych środowiskach, powiedzmy w byłych PGRach.> Po drugie, to picie w piwnicy na jakimś> etapie może się stać elementem tożsamości, identyfikacji z> grupą rówieśniczą, buntem, itp.Ano właśnie, buntem. Przeciwko czemu? Przeciwko rodzicom, którzy tępią picie alkoholu. To w ramach buntu młody człowiek właśnie nadużywa. Gdyby piło się codziennie do obiadu wino z rodzicami – nie wybrałoby się tak łatwo tej akurat formy buntu.> Wydaje mi się, że póki są tak złe wzorce społeczne, jak> terazJa, szczerze, nie widzę takich wzorców społecznych. Ani w statystykach, o których mówiłam, ani w osobistych obserwacjach. Na ten przykład, kto teraz najwięcej chleje w Krakowie – to Anglicy.> U nas – wciąż jednak widzę potrzebę takiej formy modlitwy.OK. Być może ty mówisz o jakimś całkiem innym środowisku, innych okolicach Polski. Podaj mi przykłady, niech się czegoś nauczę. Jak mówię, średnia w Polsce jest zupełnie optymistyczna. Nie żeby alkoholizmu nie było, ale jest to problem nieporównanie mniejszy, niż np 20 lat temu. Ludzie o tym zapominają i często jadą na stereotypach z dawnych czasów.
Nie znam ostatnich statystyk. Ale jakoś nie potrzebuję ich aż tak bardzo, żeby uzasadnić swoje działanie. Obrazki z wczoraj – 1. rozmowa dwóch starszych pań, z których jedna narzekała na uzależnienie swojego męża, opisywała szczegółowo, na co on choruje właśnie przez swój alkoholizm i jak bardzo nie dociera do niego, że musi się leczyć; 2. zapach w autobusie, którym jechałam ok. godziny 13 – daję głowę, że była tam więcej niż jedna osoba, która nadużyła (a nie tylko użyła) alkoholu i to bynajmniej nie do obiadu; 3. grupki panów w średnim wieku włóczące się w wiadomym celu w okolicy sklepów spożywczych na warszawskiej Starówce. Nawet nie wiesz, ile razy dziennie przypomina mi się w ten sposób temat uzależnienia od alkoholu. I wtedy jakoś nie zastanawiam się, czy on jest statystycznie najpoważniejszym problemem w naszym społeczeństwie. Być może nie jest (nb. ciekawa byłabym, który zgodnie z najnowszymi badaniami jest najpoważniejszy?). Jednak z tego, co widzę na co dzień nie mogę wyciągnąć wniosku, że problem ten już w ogóle nie istnieje. Niestety. Oczywiście, możesz spytać, co tym konkretnym osobom moja abstynencja da. Ale wtedy wrócimy znowu do tego, co albo się przyjmuje, albo nie – czy istnieje jakaś „mistyczna” wymiana dóbr duchowych. Tego z pewnością tu nie rozstrzygniemy.
> > Dziwne by było, gdyby Kościół publicznie mówił> > na ten temat jedynie: „możesz sobie w to wierzyć, ale> > prywatnie”.> Ależ Kościół tak mówi wyraźnie np. o objawieniach> prywatnych: można w to wierzyć, ale nie ma obowiązku.Chodzi mi o kwestię, czy Kościół ma prawo propagować coś, co jest objawieniem prywatnym. Moim zdaniem ma. Tylko że ludzie uznają często propagowanie za przymus. Znany jest mi z forum „Katolika” człowiek, który opuścił Kościół Katolicki z powodu presji na odmawianie różańca. Czy był to przymus, czy tylko brak odwagi do odmowy – nie wiem. Ale wiem, bo widzę, że bardzo wiele osób traktuje z góry to, co jest przez księży lub katechetów proponowane jako mus, bez jakiejkolwiek próby rozmowy na ten temat.> Czyli jeśli w> danej parafii setka dzieci każdej wiosny wyrzeknie się> picia alkoholu, to nie znaczy automatycznie, że> jakikolwiek alkoholik w parafii zostanie uzdrowiony.Bo nie jest celem takiego wyrzeczenia uzdrawianie alkoholików. Kościół to nie klub AA ani poradnia odwykowa. Post w czyjejś intencji jest formą modlitwy i próbą braterstwa z człowiekiem. Ocenia to Bóg, a nie postronni obserwatorzy.> Ja osobiście mam wątpliwości co do psychologicznego efektu> takich wyrzeczeń. One mogą(!) powodować efekt spoczęcia na> laurach. Nie piję w ogóle, więc automatycznie nic nie> muszę robić w sprawie zaprowadzenia w narodzie kultury> spożywania alkoholu.To samo może(!) spowodować kulturalne picie wina do obiadu. A wyprowadzenie kogoś z nałogu może(!) spowodować pychę. Taki zarzut można obrócić ku czemukolwiek. > A co sobie pomyśli młody człowiek, jeśli ma przed sobą> tylko 2 wzorce: jeden to absolutny abstynent, a drugi to> pijak? Jeśli nie zechce zostać abstynentem, to pozostanie> mu tylko wzorować się na pijakach.Jak mam w parafii do wyboru tylko księdza pedofila i księdza pijaka, to marny mój los jako chrześcijanki. Cóż to za argumenty?
Ja akurat w to wierzę. Prywatnie 😉 Bo wierzę w wymianę dóbr duchowych w Kościele i wierzę w modlitwę za siebie nawzajem. Ale też myślę, że da się uzasadnić ewangelicznie taką postawę, kiedy rezygnuje się z czegoś obiektywnie dobrego, żeby to wyrzeczenie za kogoś ofiarować – to jest podstawowy wymiar i sens każdego postu. Tyle że jak najbardziej się zgadzam z gościówą, że nie powinno się to dziać pod przymusem, bo wtedy nawet i ten sens się odbiera. Co to za wyrzeczenie, którego dokonujemy, bo ktoś nam każe? Co to za wyrzeczenie, kiedy wyrzekamy się czegoś złego (tu MagCzu ma rację)? Byłabym bardzo ostrożna z wciąganiem dzieci w takie gierki.
To moze by odrazu pociągnąć temat dlaczego dzieci ślubują iż nie będą palić do 18 roku życia ???Przecież to jawna sugestia dla dziecka że po 18-tce można palić papierosy !Czyżby kosciół pozwalał na palenie ?To tak jakby dzieci przysięgały że nie będą kradły i zabijały do 18 roku życia.Taka przysięga jest kompletnie bez sensu.Tyle że w przypadku kradzieży nonsens jest oczywisty a w przypadku palenia nie.
> To moze by odrazu pociągnąć temat dlaczego dzieci ślubują> iż nie będą palić do 18 roku życia ???> Przecież to jawna sugestia dla dziecka że po 18-tce można> palić papierosy !> Czyżby kosciół pozwalał na palenie ?Tez to odbieram jako taką sugestię. Zwłaszcza, że wielu księży pali. Jest na to przyzwolenie. I nie ma w tym nic dobrego.