Pytałem w ostatnim wpisie: czy w sytuacji, gdy ciąża zagraża życiu matki, wolno nam bezczynnie czekać na rozwój wypadków? Zanim spróbuję odpowiedzieć, zobaczmy, co mówi Magisterium Kościoła. Otóż nauczanie jest bardzo surowe i zdawać by się mogło – konsekwentne.
W pierwszej w historii encyklice poświęconej małżeństwu „Casti connubii” z 1930 Pius XI pisze: „W sprawie >>wskazań lekarskich lub terapeutycznych<< – by użyć tych określeń – wyraziliśmy już,Czcigodni Bracia, głębokie swoje współczucie dla takiej matki, której spełnieniu obowiązku naturalnego zagrażają choroby a nawet śmierć. Lecz jakiż kiedykolwiek przytoczyć można powód dla usprawiedliwienia zamierzonego zabójstwa niewinnego dziecięcia? A przecież o to tu chodzi. I czy ono godzi wżycie matki, czy w życie dziecka, zawsze sprzeciwia się przykazaniu Bożemu i głosowi przyrodzonemu: >>Nie zabijaj<<. Życie dziecięcia tak samo święte, jak życie matki.Stłumić go nikt, nawet państwo, nigdy nie będzie miało prawa”.
21 lat później usłyszymy to samo: „Na przykład, ratować i zachować życie matki to cel bardzo szlachetny. Ale zabicie wprost dziecka jako środek do tego celu nie jest dozwolone” – napisał lekką ręką Pius XII w przemówienie do położnych z 1951 r.
To nauczanie zostanie powtórzone w pierwszym dokumencie poświęconym w całości aborcji – deklaracji Kongregacji Nauki Wiary o sztucznym poronieniu „Quaestio de abortu procurato” z 1974 r.: „Nie możemy nie uznać tak poważnych trudności, jak np., że stawia się w niebezpieczeństwie zdrowie matki, a nawet naraża się jej życie (…). Należy jednak stwierdzić, że nigdy żadna z tych racji nie może obiektywnie dać prawa do decydowania o życiu drugiego człowieka, nawet dopiero co poczętego”.
Te fragmenty robią wrażenie, jakby Kościół przyjął postawę niezwykle konsekwentną i surową (dodajmy, że z punktu widzenia zwolenników innych etyk niż etyka zasad – także irracjonalną, gdyż jeżeli płód nie jest w stanie przeżyć poza ciałem matki, umiera on wraz z nią). W praktyce jednak dopuszcza się wyjątki, które pokazują, że tak radykalne prawo etyczne jest nie do utrzymania. Mam na myśli bardzo częste przypadki ciąż pozamacicznych (statystyki medyczne podają, że takich ciąż zdarza się ok. trzy na sto) i znamienne milczenie na ich temat Magisterium Kościoła.
Jak sama nazwa wskazuje, ciąża ta polega na zagnieżdżeniu się zarodka poza macicą (w 99 proc. przypadków – w jajowodzie). Zarodek nie ma szans wówczas na rozwój, za to stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo dla kobiety, gdyż może rozerwać jajowód i spowodować krwotok wewnętrzny. Dlatego, jeśli ciąża pozamaciczna (ekotopowa) zostanie zdiagnozowana, standardową medyczną procedurą jest farmakologiczne lub chirurgiczne (laparoskopowe) usunięcie zarodka.
Kościół na ten temat milczy. O ciąży pozamacicznej nie znajdziemy ani jednaj wypowiedzi doktrynalnej. Nie słychać też o ekskomunikach za usuwanie zarodka z jajowodu, a przecież – jak czytaliśmy wyżej – „nigdy żadna z tych racji nie może obiektywnie dać prawa do decydowania o życiu drugiego człowieka, nawet dopiero co poczętego”. Jeśli „nigdy”, to także w przypadku zarodka dopiero co zagnieżdżonego w jajowodzie.
Trudno jednak wyobrazić sobie sytuację, że lekarze będą czekać bezczynnie na rozwój wypadków, a kobiety będą masowo ryzykować śmiercią, licząc na samoistne poronienie. Ciąże ekotopowe to zbyt częste przypadki, nawet jeśli część z nich rzeczywiście kończy się samoistnym poronieniem.
Katoliccy etycy próbują tę niekonsekwencję osłabiać, odwołując się do rozróżnienia na śmierć bezpośrednio i pośrednio zamierzoną. Śmierć płodu zamierzamy bezpośrednio, gdy wyciągamy go z macicy w kawałkach, pośrednio, gdy np. wycinamy zaatakowaną rakiem całą macicę wraz z płodem, albo gdy aplikujemy chemioterapię, która jako skutek uboczny doprowadza do poronienia. To drugie podejście według części katolickich etyków jest moralnie usprawiedliwione. W przypadku ciąży ekotopowej, moralnie usprawiedliwione byłoby wycięcie całego fragmentu jajowodu wraz z zarodkiem.
Pisałem już za siostrą Barbarą Chyrowicz i na blogu, i na łamach „Tygodnika Powszechnego” (w tekście „Działajmy, ale nie bezkrytycznie„), że rozróżnienie na śmierć pośrednio i bezpośrednio zamierzoną ma moralny sens tylko wtedy, gdy śmierć pośrednio zamierzoną rozumiemy jako skutek naszych działań przewidywany, nawet dopuszczany, ale nie stuprocentowo nieunikniony (musi istnieć choćby cień szansy, że do tej śmierci nie dojdzie). Jeśli wycinamy macicę z płodem, czy fragment jajowodu z zarodkiem, zakończenie poczętego życia jest nieuniknione, zatem także i tych przypadków nie da się uzasadnić na gruncie nauczania Kościoła. Dodatkowo przy wycinaniu fragmentu jajowodu z zarodkiem okaleczamy kobietę, czyniąc ją częściowo niepłodną tylko po to, by pozbyć się ciąży pozamacicznej rzekomo w sposób moralny.
Czy skazani jesteśmy na niekonsekwencję? Na gruncie dotychczasowego nauczania Kościoła – na to wygląda. Na gruncie etyki – niekoniecznie. Ale o tym w następnym wpisie.
W każdym przypadku decyzja należy do kobiety,jej światopoglądu,oraz tego,jak respektuje Prawo Boże.Jeśli kobieta ma wyrobiony pogląd,zajmie jednoznaczne stanowisko,podejmie każde ryzyko byleby nie ingerować w to ,co naturalnie powinno się rozwiązać.Czy to będzie dotyczyło śmierci obojga ,czy jednego z nich ,zdecyduje natura.Medycyna może być pomocna przy udzieleniu fachowej opieki medycznej już po naturalnym wyjaśnieniu się sprawy.Jeśli płód obumarł ,ratujemy matkę,jeśli umrze matka ratujemy dziecko,jeśli zachodzi konieczność ratowania matki ,bo płód i tak obumrze,niech ona podejmie decyzje kiedy,po śmierci płodu,czy przed,a może nie zechce podjąć żadnej z tych decyzji.Lekarze muszą liczyć się ze zdaniem pacjentki i nie ingerować bez zgody matki.Natomiast lekarzowi nie można zabraniać wykonywania czynności koniecznych i łamać przysięgi Hipokratesa.Nikt nie może mu zabraniać.Jedynie pacjent ma moc decyzyjną,jeśli jest nieprzytomny ,decyduje rodzina.
Pomysł z wycinaniem płodu razem z macicą czy fragmentem jajowodu jest tak faryzejski, że byłby śmieszny, gdyby nie był koszmarny. Równie dobrze oni mogliby powiedzieć: Zabić człowieka gołymi rękami – grzech, ale zabić z karabinu – nie grzech, bo to nie bezpośrednio.
Tytuł wpisu, posługując się liczbą mnogą rodzaju meskiego, potwierdza moim zdaniem prawidlowość, że dyskusje, spory o aborcji, antykoncepcji toczą się NAD głowami kobiet; prym w większości wiodą w nich mężczyżni i kobiety teoretyzujące w tym temacie, bo ich samych albo z wyboru stanu, albo wieku te wszystkie rozstrząsane okolicznosci dotyczyc nie mogą. Byc może jestem w mniejszości, ale im dłużej trwają te rozstrząsania – z odwołaniem do fizjologicznych szczegółow, ale z duzym czasem dyletanctwem obnażającym braki w obiektywnej wiedzy biologicznej i medycznej – tym jako kobieta czuję się coraz gorzej. Poczucie przynaleznej podmiotowosci gdzies zupelnie znika. W ocenie radykałów (zazwyczaj rodzaju meskiego) oczywiście kobieta w tym temacie nie ma juz nic do powiedzenia, zwłaszcza jeśli już poczęła. Nikomu nie przychodzi nawet na mysl to, ze kobieta MA PRAWO WYPOWIEDZIEC się BEZ PRESJI w kazdej sytuacji swojego stanu odmiennego- tylko kobieta oddaje swoje ciało, często zdrowie, zawsze ponosi ograniczenia w czasie ciązy. Nalezy sie jej za to przede wszystkim szacunek. Cała ta dyskusja aborcyjno-antykoncepcyjno-fizjologiczna toczy sie nad glowami kobiet w wieku rozrodczym. Dyskutanci nie zwracają sie do nich bezpośrednio, w 2 osobie l. poj. lub mnogiej, nie pytając, co one mają do powiedzenia , choc to je najgłebiej dotyka stan, o ktorym zawzięcie dyskutują. Oni i tak wiedza lepiej. A ja czuję sie fatalnie jako czlowiek po prostu; myśl, że jesli ciąza pozamaciczna spotkalaby wlasnie mnie, mogę trafić na personel , ktory tak dlugo bedzie rozstrząsał etyczne zawiłości ąz umrę, albo doprowadzą mnie do stanu okaleczenia jest po prostu straszna. Boje sie jeszcze bardziej, czytając o okolicznosciach smierci kobiety w ciązy, ktorej udzielano swiadczen medycznych z powodu ropni przewodu pokarmowego (sprawa przedstawiona w Trybunale w Strasburgu przez rodzinę,tutaj panstwo polskie nie przegralo) w tak zachowawczy sposob, ze obie osoby zmarly, w tym matka -w męczarniach. Odważę się napisać coś, co z pewnoscią wiele kobiet mysli, ale nie mówi glosno- kobieta jest ważniejsza niz zarodek, ma prawo do ochrony swojego zdrowia i zycia bezdyskusyjnie, nikt nie robi jej w tym łaski, priorytetem dla mnie są dzieci , ktore juz urodziłam i wychowuję, sa one dla mnie wazniejsze niż zarodek, gdybym musiala wybierac. Jesli ja umrę, cierpienie moich dzieci, ktore mnie znaja i ktore kocham bedzie niewyobrazalne- jesli muszę wybierać , chcę zyc dla nich nawet kosztem zycia zarodka, Chcę zachować zdrowie, by miec sily je wychowywac, by miec sily opiekowac się straszymi rodzicami. Jesli ja umrę, tego miejsca nie zapelni juz nic. Gdy umiera zarodek- znika historia, ktora jeszcze się nie rozpoczęła, natura daje szanse na wiele takich potencjalnych początkow. W moim odczuciu w toczacej sie dyskusji dochodzi wręcz do sakralizacji biologii/fizjologii. Lekką ręką mówi się o ekstremalnych przypadkach tragicznych sytuacji, tak jakby zwyczajna ciąża i zwyczajny porod to bylo cos w rodzaju bólu migdałkow. Otóz nie jest. Tylko kobieta ma ten przywilej i ciężar doswiadczenia ekstremalnej sytuacji w swoim zyciu – w każdej ciązy, nawet tej łatwej. Osoby, ktore nie doswiadczyly tego stanu, powinny miec przynajmniej trochę pokory, by sprobowac o to zapytac, jesli interesuje je prawdziwa odpowiedz- jednak z reguly ONE WIEDZĄ LEPIEJ, co moze czuc kobieta , obowiązkowo ma być szczęsliwa, a jej ewentualne problemy są pyłkiem wobec waznosci zarodka.Wedlug mnie najlepsza droga do ochrony zycia poczętego ZACZYNA sie od szacunku do kobiety, powinna doswiadczac PODWOJNEJ porcji szacunku i ochrony ,otrzymac gwarancję pomocy i wsparcia. Niestety, ton toczącej sie dyskusji budzi we mnie , jako kobiecie -poczucie uprzedmiotowienia, odebrania prawa do wypowiedzenia sie o sobie; zakwestionowania prawa do rzeczywistego samostanowienia; zostaje zakwestionowana waznosc istnienia mnie jako osoby, bo wazniejszy jest zarodek. Rola kobiety w tym momencie jest sprowadzona do biologicznego srodowiska w ktorym zagnieździl sie zarodek Ratowanie jej zycia staje się przedmiotem dyskusji tylko z tego powodu. To upokarzające. Zadnej innej czesci spoleczenstwa nie dotyczą tak daleko posuniete wiwisekcje i ingerencje w najbardziej osobiste rejony przez opinię społeczną. Naturalna fizjologia kobiety jest ograniczeniem i w pewnym sensie upokorzeniem-od pierwszej menstruacji- z ktorym kobieta musi sobie poradzic, by funkcjonowac w sposob zrownowazony; Mamy do tego stosunek wywazony i roztropny- nie wpadamy w histerię na mysl, ze byc moze nieswiadomie ulegl poronieniu zarodek, o ktorym nie wiedzialysmy. Obecnie dochodzi do tego, ze o krok od zastepczego przezywania takiej histerii sa radykalni i nawiedzeni obroncy zycia. Moja wypowiedz jest subiektywna, zapewne mozna ja odebrac jako mocno niereprezentatywną, może jednak tak do konca nie jest-bo dlaczego polskie kobiety, zyjąc w tym kraju, po prostu odmawiają rodzenia? Nastapiło przegiecie- klimat wokół tej sfery zycia kobiet jest po prostu nie do zniesienia, nie ma zadnego dialogu. Pozostaje wtedy odmowa wspolpracy. Radykalni fundamentalisci-ródżcie sobie sami. Mam nadzieję, że ten wpis przeczyta chociaz Redaktor Sporniak, ktorego bardzo szanuję, sledzę jego mysl od wielu lat w tym wątku. Niewatpliwie kierunek tego myslenia prowadzi w stronę konfrontacji sformulowanych logicznych wniosków z doktryną. Dotychczasowe analizy Redaktora obnażają niespojnośc i arbitralnosc tej doktryny. To, ze nie nadaje się ona na „teorię wszystkiego” w odniesieniu do relanego zycia- mozna dostrzec bez trudu. Z ciekawosccią bedę sledzic, czy Pan Redaktor pojdzie konsekwentnie w kierunku, jakim uczciwa analiza poprowadzi?
Dlaczego starsi panowie „episkopalni” i ich „kadry naukowe” mieliby decydować o sprawach najbardziej osobistych, dotyczących kobiet – matek [nawet tylko in spe] i szerzej – przyszłych rodziców… NIE WIEM… I nie akceptuję ich natrętnego wtykania nosów do łóżek i do kobiecych vagin… Skoro niczego nie umieją i z powodów doktrynalnych nie chcą zrozumieć, niech zajmą się tylko tym, co potrafią – straszeniem ludzi…
a bogate konkubiny, bogatych biznesmenów i biskupów na skrobankę i tak pójdą, i cmoknijcie je w lichtarz !
a może tak panie redaktorze poczytać troche pismo i uzupelnic artykuł z lekka??????
Katabasy nie powinni wypowiadać się na takie tematy. Oni nikogo nie kochają, tylko własne brzuchy.
Głosy które przyznają prawo do zabicia NIENARODZONE DZIECKO są głosami ludzi samolubnych i idacych po trupach do celu.Analogicznie do tej sytuacji wyboru zycia kobiety kosztem DZIECKA,mozna przyjąc że:—–;-dzisiaj kolekjki do lekarza ludzi corych licza na lata oczekiwania.Dlatego w myśl zachowania MOJEGO ZDROWIA I ZYCIA tych co sa w kolejce bliżej celu MOGE MORDOWAĆ WSZYSTKICH KTÓRZY WYPRZEDZAJĄ MNIE.
Każdy przypadek, medycznie nawet identyczny, jest tak naprawdę inny. Decyzji nie podejmuje się z jednego powodu, ale wieloaspektowo.
Kościół nie „dorósł” do ciąży pozamacicznej! Kościół to tępy i średniowieczny twór, który nie chce (nie umie) kierować się logiką i zdrowym rozsądkiem! Prawa kościelne, mają się tak do naszych LUDZKICH PRAW, jak telefon na korbkę do …smartfona:) Pogonić, odesłać do średniowiecza, zapomnieć!
Jak nie masz co robić, to możesz zarobić klikając w reklamy – knebraska@gmail.com
Zadałam podobne pytanie mężowi: czyje życie by ratował: moje(w sensie żony) czy dziecka? Odpowiedział, że ratowałby moje zycie. Zaargumentował to w ten sposób: żonę ma jedną a dzieci może mieć jeszcze wiele.Ps. oczywiście abstrahuję od tego, że żon tez można miec wiele, no ale tu rozumiemy to w sensie katolickim.
Zadałam podobne pytanie mężowi: czyje życie by ratował: moje(w sensie żony) czy dziecka? Odpowiedział, że ratowałby moje zycie. Zaargumentował to w ten sposób: żonę ma jedną a dzieci może mieć jeszcze wiele.Ps. oczywiście abstrahuję od tego, że żon tez można miec wiele, no ale tu rozumiemy to w sensie katolickim.
Jak rzekł kardynał, kościół zagapił się jakieś 200 lat czyli jest w 1812r ( i nie wie jak wybrnąć z tego ). Nie powinien wtedy głosu zabierać na współczesne tematy.
Jak rzekł kardynał, kościół zagapił się jakieś 200 lat czyli jest w 1812r ( i nie wie jak wybrnąć z tego ). Nie powinien wtedy głosu zabierać na współczesne tematy.
W życiu większych bzdur nie czytałem. „Kościół milczy” kościół milczy”. Kurwa a chociaż próbowałeś zrobić jakikolwiek risecz? W wypadku ciąży pozamacicznej nie wykonuje się aborcji. Lekarz usuwa jajowód w którym zagnieżdżony jest zarodek. Celem działania lekarza jest ratowanie życia kobiety a nie stricte zabicie dziecka. Śmierć dziecka jest przewidywanym skutkiem zabiegu ale nie zamierzonym! Nie można mylić aborcji, która jest zamierzonym działaniem zabicia dziecka a ratowaniem życia podając kobiecie chemioterapię w wypadku raka czy usunięciem jajowodu w którym zagnieździł się zarodek i nie ma szans na przeżycie! Zamiast pytać – oskarżać. Zajebista domena życiowa.
Doradzam przeczytanie wpisu jeszcze raz – z mniejszymi emocjami, a za to z próbą większego zrozumienia. Podaję wskazówkę: na czym polega „niezamierzoność” śmieci zarodka? (Jeżeli śmierć jest nieuchronnym skutkiem działania lekarza, etycznie nie da się bronić, że on jej nie zamierzał – psychologiczna niechęć to za mało.)