Rzadko kiedy Gazeta Wyborcza zamieszcza omówienia artykułów wydrukowanych na łamach Rzeczpospolitej – jak by nie było, najpoważniejszego konkurencyjnego dziennika. 4 listopada Rzeczpospolita opublikowała rozmowę Ewy Czaczkowskiej z ks. Franciszkiem Longchamps de Berier i jeszcze tego samego dnia na internetowej stronie GW ukazało się jej streszczenie. Pretekstem rozmowy była zapowiedź premiera, że rząd ratyfikuje konwencję biomedyczną i będzie refundował zabiegi in vitro z pominięciem ustawy, o którą wciąż toczą się zacięte boje ideologiczne i możliwości konsensusu jak na razie nie widać. Ale, jak się można domyśleć, zainteresowanie czułej na tematy kościelno-etyczne Wyborczej wywołał tym razem nie tyle gorący od kilku już lat temat prawnego zakazu in vitro, co enigmatyczna wypowiedź rozmówcy Czaczkowskiej, sugerująca taki zakaz także wobec środków antykoncepcyjnych.
Członek Zespołu ds. Bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski najpierw przyrównał etyczny sens antykoncepcji do in vitro: „antykoncepcja wyłącza z aktu małżeńskiego płodność, a in vitro rozłącza akt małżeński od poczęcia. U podstaw akceptacji antykoncepcji oraz in vitro leży ten sam utylitaryzm. Chcemy celu, ale nie liczymy się ze środkami”. A następnie na uwagę Czaczkowskiej: „Ludzie mówią: prawo tego nie zabrania”, odpowiedział: „A powinno zabronić”.
Propozycja zaskakująca, gdyż mimo iż takie porównywanie antykoncepcji i in vitro jest od dawna obecne w argumentacji etycznej Kościoła, to z prawnego punktu widzenia co do wagi problemu jest zupełnie nieproporcjonalne. O ile procedura in vitro dotyczy technicznego „produkowania” nowych ludzi, a więc sprawy naprawdę poważnej, o tyle antykoncepcja związana jest ze sferą intymnych zachowań człowieka. Prawo, poza przypadkami przymusu (w tym ochroną seksualności nieletnich), powinno się trzymać jak najdalej od tej sfery i niewątpliwym osiągnięciem kultury prawnej naszych czasów jest fakt, że na szczęście trzyma się z daleka (przynajmniej w cywilizowanych krajach). Nie wierzę, by wybitny znawca prawa rzymskiego, jakim jest ks. prof. Longchamps de Berier, tej różnicy nie dostrzegał.
Dodatkowa racja, ukazująca absurd penalizacji antykoncepcji, ma charakter praktyczny. Wiele hormonalnych środków antykoncepcyjnych jest po prostu lekarstwami stosowanymi w kobiecych chorobach (np. w endometriozie). Nawet owiana złą sławą wczesnoporonna tabletka RU 486, jak się ostatnio okazało, ma – niezależnie od zabójczej skuteczności – silne właściwości antydepresyjne (Robert M. Sapolsky, „Dlaczego zebry nie mają wrzodów? Psychofizjologia stresu”, str. 295). W jaki zatem sposób, można byłoby uzasadnić prawny zakaz tych środków, skoro są stosowane w różnych okolicznościach? (Z tego też powodu jestem przeciw gwarantowaniu możliwości odmowy wydania leku przez aptekarza, powołującego się na klauzulę sumienia – aptekarz nie jest od tego, by zza lady rozsądzać, po co dany lek jest kupowany: w dobrym czy w złym celu).
Zatem karać za antykoncepcję na pewno nie, ale uwrażliwiać i uświadamiać – tak. Antykoncepcja hormonalna jest po prostu dla kobiety i dla środowiska szkodliwa. Ci, co twierdzą, że nie jest szkodliwa, przekonują, że blokowanie najbardziej fundamentalnego biologicznego mechanizmu, dzięki któremu rzeczywistość biologia w ogóle istnieje, jest pestką. A na pewno nią nie jest.
Co zamiast szkodliwych środków hormonalnych? Dla osób nie przejętych nauczaniem Kościoła sprawa jest prosta: tylko pozornie trudne metody NPR (czyli seks w okresach niepłodnych) plus prezerwatywa (w okresach ryzykownych) plus „nieinwazyjne” zachowania seksualne w okresach płodnych (seks jest sferą bardzo bogatą, dlaczego ograniczać go tylko do stosunku seksualnego?). Osoby wierzące z dwoma ostatnimi „plusami” mogą mieć jednak problem…
Karać! Tylko karać!!! Nic nie działa bardziej wychowawczo niż kara!!! No i zabraniać wszystkiego, co się da!!!
Co tam karać, torturować! I to publicznie, dla przykładu dla gawiedzi. Za użycie gumki, powiedzmy łamanie kołem, za pigułkę na przykład nawlekanie na pal. Nie, mnie już nic nie zdziwi. Tracicie drodzy państwo kontakt z rzeczywistością. Zdrowia życzę.
Byłbym jednak przeciwny nawlekaniu na pal – zwłaszcza dla pań. Może to bowiem być w niektórych sytuacjach uznane za substytut stosunku seksualnego w dodatku niesakramentalnego i nie prowadzącego do stanu błogosławionego. Proponuję egzorcyzmy…
Hormonalne środki antykoncepcyjne u kobiet chorych np. na PCO są lekarstwem.
Jakże często zapomina się o tym,że różni ludzie żyją wśród nas.Czy człowiekowi można zabronić rzeczy oczywistych ,wynikających z naturalnych potrzeb? Raczej nie! W przeciwnym razie jest to wkraczanie w sferę intymną człowieka,a tego nie można robić.Niech każdy w temacie intymności trzyma się tego,co w sercu postanowił.
Jakże często zapomina się o tym,że różni ludzie żyją wśród nas.Czy człowiekowi można zabronić rzeczy oczywistych ,wynikających z naturalnych potrzeb? Raczej nie! W przeciwnym razie jest to wkraczanie w sferę intymną człowieka,a tego nie można robić.Niech każdy w temacie intymności trzyma się tego,co w sercu postanowił.
Wygląda na to, że drogi ks. prof. Longchamps de Berier ma problem ze zrozumieniem sensu i znaczenia przyjemności seksualnej. Jak rozumiem rzecz tego typu jest i prolematyczna i groźna dla duchownego, czemu dziwić się nie należy; ale że się zachowuje jak przysłowiowy pies na sianie (ani sam nie skorzysta, ani innym nie da), to sam sobie biedaczyna wystawia jak najgorsze referencje. Bo o czym to właściwie świadczy? Otóż jak uczy psychologia motywacji największymi przeciwnikami są ci, którzy mają największe pokusy, hahaha!!! Biedny ksiądz profesor ma zatem tak wielkie libidycznie przerośnięte apetyty i ogromne na tym tle kompleksy, że rzuca gromami sam w siebie tak na prawdę, a Pańswo się przejmujecie, jakby się do do Was odnosiło:)))))Nie ma się czym przejmować, współczucć trzeba
„antykoncepcja wyłącza z aktu małżeńskiego płodność, a in vitro rozłącza akt małżeński od poczęcia”Leczenie tuberkulostatyczne wyłącza z chorowania na gruźlicę umieranie, a spadochron rozłącza akt spadania od roztrzaskiwania się o podłoże. To, że „w stanie naturalnym” coś jest powiązane nie jest żadnym etycznym argumentem.