…i po rewolucji. Trwała niecałą dobę: od sobotniego wieczora, kiedy światowe agencje obiegła sensacyjna wiadomość, że Papież zmienił nauczanie na temat prezerwatyw, do niedzielnego popołudniowego dementi rzecznika prasowego Watykanu. Siła newsa jest przepotężna – głos rozsądku, rozpowszechniany przez Tygodnik Powszechny, właściwie został zignorowany przez duże polskie media (z wyjątkiem TVN).
„Papież bynajmniej nie usprawiedliwia moralnie nieuporządkowanego życia seksualnego – napisał ks. Federico Lombardi w niedzielnym oświadczeniu. – Uważa jednak, że stosowanie prezerwatywy przy niebezpieczeństwie zakażenia jest <pierwszym aktem odpowiedzialności>. Byłby to <pierwszy krok na drodze ku seksualności bardziej ludzkiej>, niż gdyby miało się wystawić na szwank życie drugiego człowieka, nie używając prezerwatywy”. Watykański rzecznik odniósł się w ten sposób do wypowiedzi Benedykta XVI z książki rozmów przeprowadzonych przez Petera Seewalda, która we wtorek będzie mieć światową premierę (niestety na polski przekład jeszcze trochę poczekamy, za to w najbliższym środowym numerze Tygodnika rozdział o etyce seksualnej, a w nim o celibacie, rozwodach i… antykoncepcji). A propos prezerwatywy i AIDS Benedykt XVI powiedział (tłumaczenie Wojtka Pięciaka, którego komentarz można znaleźć na stronie TP):
Papież: – Być może istnieją uzasadnione pojedyncze przypadki, gdy np. mężczyzna uprawiający prostytucję używa prezerwatywy w sytuacji, gdy takie postępowanie może być pierwszym krokiem na drodze do umoralnienia, jakimś zalążkiem odpowiedzialności, aby na nowo rozwinąć świadomość tego, iż nie wszystko jest dozwolone i nie wolno robić wszystkiego, na co ma się ochotę. Ale nie jest to rzeczywisty sposób na poradzenie sobie ze złem, jakim jest infekcja HIV. Taki rzeczywisty sposób może polegać natomiast na uczłowieczeniu seksualności.
Seelwald: – Czy oznacza to więc, że Kościół katolicki nie jest już zasadniczo przeciwny używaniu prezerwatyw?
Papież: – Kościół oczywiście nie postrzega ich jako rzeczywistego i moralnego rozwiązania. W jednym czy drugim przypadku może to być jednak – zakładając intencję danego człowieka, jaką jest zmniejszenie ryzyka zakażenia – pierwszy krok na drodze do inaczej przeżywanej, bardziej ludzkiej seksualności.
Rzecznik prasowy Watykanu ks. Lombardi zwrócił uwagę, że nie ma w tej opinii niczego rewolucyjnego, takie samo stanowisko zajmuje, jak zauważył, „wielu teologów moralistów i dostojników kościelnych”. Rzeczywiście, o dopuszczeniu prezerwatyw w kontekście pandemii AIDS wypowiadali się tej miary kardynałowie, co Carlo Maria Martini, jeszcze jako prymas Belgii Godfried Danneels, prymas Anglii i Walii Cormac Murphy-O’Connor, George Cottier, teolog Domu Papieskiego za czasów Jana Pawła II czy Javier Lozano Barragan, ówczesny przewodniczący Papieskiej Rady Duszpasterstwa Służby Zdrowia. Ten ostatni zapowiadał w 2006 roku ogłoszenie przez Watykan raportu na temat AIDS, w którym miało być rozważone dopuszczenie prezerwatyw w walce z chorobą. Niestety do dziś o tym raporcie cisza, choć na pewno powstał, gdyż trafił do Kongregacji Nauki Wiary. Intuicja podpowiada mi, że Benedykt XVI właśnie z tego raportu, który niewątpliwie czytał, wziął przykład z mężczyznami uprawiającymi prostytucję. To oni przecież są grupą największego ryzyka, zarówno jeśli chodzi o zarażenie się, jak zarażanie innych.
O tych wypowiedziach wysokich kościelnych hierarchów Tygodnik pisał (m.in. piórem Józka Majeskiego i moim), zainteresowanych odsyłam do naszego archiwum. Natomiast chcę jeszcze spróbować odpowiedzieć na pytanie, jakie znaczenie ma obecna wypowiedź Benedykta XVI. Jak zauważył ks. Lombardi, „z ust Papieża nigdy dotychczas nie padły takie słowa”. Przypomnę, co jeszcze w 2000 roku ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary Joseph Ratzinger mówił o prezerwatywie temu samemu Seewaldowi w książce „Bóg i świat” (str. 396):
Nędzę rodzi demoralizacja społeczeństwa, a nie jego moralizacja. Demoralizacja, której istotnym elementem jest propagowanie prezerwatyw – przejaw pogardzającej człowiekiem orientacji, która i tak nie spodziewa się po nim niczego dobrego.
Ostre słowa! Rzeczywiście, w ciągu tych 10 lat w myśleniu Josepha Ratzingera zaszła duża zmiana w podejściu do tematu prezerwatyw. Ale czy można mówić o zmianie doktrynalnej? Nie. Papież zmienił jedynie perspektywę patrzenia: z negatywnej, podkreślającej moralne zagrożenia, na pozytywną, która stara się dostrzegać praktyczne, choćby skromne drogi wyjścia.
Mam na to jeden, ale, jak mi się wydaje, mocny argument. Sprawdźcie sami: Benedykt XVI odwołuje się milcząco, ale wyraźnie do od dawana obecnego w nauczaniu Kościoła tzw. prawa stopniowości. Odnosi się ono nie do doktryny, tylko do praktyki, a głosi, że jeżeli człowiek długo tkwi w jakiejś sytuacji niemoralnej, zwykle nie jest w stanie uwolnić się od niej z dnia na dzień. Dlatego powinien obok wymaganego przez prawo moralne silnego postanowienia poprawy zrobić choćby drobny praktyczny krok w dobrym kierunku (np. spróbować ochronić siebie i klienta od zarażenia wirusem HIV). To realistyczne podejście. Jan Paweł II, wspominając w adhortacji „Familiaris consortio” prawo stopniowości, pisał, że „powołanie [do świętości] realizuje się w miarę, jak osoba ludzka potrafi odpowiedzieć na przykazanie Boże” (punkt 34). Zauważcie: w miarę, jak potrafi!
> Mam na to jeden, ale, jak mi się wydaje, mocny argument. Nie zrozumiałam – na co argument? Na to, że papież zmienił nieco spojrzenie?
Czyli nadal małżeństwo pod rygorem…
W wypowiedzi Ratzingera nie widze nie tylko cienia zmiany nauczania Kosciola, ale nie widze rowniez zmiany perspektywy patrzenia na prezerwatywy, o ktorej Arturze piszesz.Ratzinger to czlowiek inteligentny (ktorej to cechy najwyrazniej nie posiada wielu dziennikarzy robiacych szum medialny, a nie potrafiacych zrozumiec jednozdaniowej wypowiedzi) i wie co mowi. Przyklad z meska prostytutka jest (moim zdaniem) dobrany calkowicie celowo i z namyslem. Zwroc uwage, ze w wypowiedzi nie ma ZADNEGO przykladu, w ktorym uzycie prezerwatyw nie powodowaloby grzechu. W koncu bycie meska prostytutka jest w oczywisty sposob niemoralne, niezaleznie od tego czy uzywa sie prezerwatywy czy nie. Przyklad Ratzingera mozna oczywiscie rozwijac, ale w calkowicie innym kierunku niz piszesz. I zdecydowanie nie jest to kierunek malzenstw, gdzie jedno z malzonkow ma AIDS. Kolejnym przykladem papieza powinnien byc maz zdradzajacy zone z kochanka i uzywajacy prezerwatywy (sytuacja niewatpliwie niemoralna, rowniez po usunieciu ostatnich dwoch slow). Uzasanienie mozna wrecz przekleic z wywiadu.Reasumujac: slowa papieza to proba robienia dobrego PR Kosciolowi (sluchajcie, przeciez my wcale nie jestesmy takimi fundamentalistami, za jakich nas uwazacie), badz tez wycyzelowana akademicka ironia (my? fundamentalnie przeciwko prezerwatywom? zartujecie chyba…), niemniej zawartosc merytoryczna tej wypowiedzi jest zadna. A dyskusja nad tym czy meska prostytutka grzeszy bardziej z prezerwatywa brzmi smiesznie…PS. Probowalem sobie wyobrazic meska prostytutke, ktora klientom mowi, ze nie uzywa zabezpieczen „bo jej religia nie pozwala”…
I jeszcze komentarz do watykanskiego raportu na temat prezerwatyw i AIDS. Ten raport (o ile istnieje) tak naprawde nie jest raportem na temat stosowania prezerwatyw u malzonkow, gdzie jedno jest zarazone wirusem HIV, ale raportem na temat mozliwosci zlagodzenia Humanae Vitae bez zamieniania nauczania kosciola w jego karykature.Otoz wyobrazmy sobie, ze Benedykt XIV dokonuje niesamowicie postepowej rzeczy, to znaczy oglasza, ze jesli jedno z malzonkow ma HIV, to moga stosowac prezerwatywy. Uzasadnienie kazdy potrafi sobie napisac, zewszad slychac glosy pochwalne, rowniez w srodowiskach ultrakatolickich zostalo by to pewnie przyjete ze zrozumieniem (moze poza waska grupa szczegolnie zainteresowana, ktora albo by sie dowiedziala, ze przez lata sie frajerowala nie wspolzyjac lub tez przez lata frajerowala sie majac powazny zgryz moralny). Pozostaje jeden drobiazg: co dalej?No bo sprawe malzonkow chorych na AIDS mamy zalatwiona. Ale chorob przenoszonych droga plciowa (w tym powaznych i smiertelnych) jest wiecej. Co z innymi chorobami? A co jesli kobieta jest po n-tej cesarce i lekarze zgodnie twierdza, ze nie przezyje (n+1)-ego porodu? Albo jesli z innych powodow zgodne opinie medyczne sa, ze porodu nie przezyje? A jesli co prawda smierc jej nie grozi, ale grozi jej slepota? itd., pytania mozna mnozyc.Pierwsze wyjscie: zdac sie na sumienie malzonkow, to znaczy oglosic, ze ow AIDS to tylko przyklad sytuacji, gdy prezerwatywy mozna stosowac, a w indywidualnych sytuacjach malzonkowie powinni w swoich sumieniach rozwazyc czy ich przypadek jest wystarczajaco powazny czy nie. Brr… Az strach pomyslec co by sie dzialo, gdyby to ludzie zaczeli sie kierowac glosem sumienia, a nie papieza. Przeciez dobrze wiadomo, ze katolickie sumienia sa niezwykle czesto „zle uformowane” (czytaj: niezgodne z glosem papieza).Drugie wyjscie: dalej trzymac wszystkie sznurki, to znaczy pracowicie odpowiadac na kolejne pytania. W Watykanie powstalaby Kongregacja ds. Chorob Przenoszonych Droga Plciowa, ktora wydawalaby (aktualizowane corocznie) wykazy chorob uprawniajacych do stosowania prezerwatyw. Powstalaby Kongregacja ds. Zdrowia Rozrodczego, ktora wydawalaby instrukcje objasniajace jaki stan zdrowia kobiety uniemozliwia jej przezycie kolejnego porodu i zarazem uprawnia ja do stosowania prezerwatyw. Jednym slowem – paranoja.Innych wyjsc nie widze. Papiez pewnie tez nie widzi i dlatego chorzy na AIDS musza zostac poswieceni dla dobra wyzszego jaka jest ochrona doktryny KK i autorytetu papieza.
> Innych wyjsc nie widze. Papiez pewnie tez nie widzi i> dlatego chorzy na AIDS musza zostac poswieceni dla dobra> wyzszego jaka jest ochrona doktryny KK i autorytetu> papieza.Żeby nie było, że bronię papieża, ale gwoli rzetelności – w Afryce, gdzie szaleje AIDS, tylko niewielki procent mieszkańców jest katolikami. Pozostali nie mają powodów, by słuchać Kościoła katolickiego i nie używać prezerwatyw. Dlatego modne stwierdzenia, że Kościół jest odpowiedzialny za AIDS w Afryce uważam za przesadzone.
Zgadza się. A nawet ci, którzy są katolikami pewnie bardzo się Humanae Vitae nie przejmują (w przytłaczającej większości). Nie było moją intencją obciążanie papieża za AIDS w Afryce, ale podkreślenie tego, że w Kościele Katolickim dobro instytucji jest znacznie ważniejsze od dobra pojedynczego człowieka. I nawet gdyby papież prywatnie uważał, że HV można odrobinę złagodzić (np. casus AIDS), to nie zrobi tego z uwagi na „dobro instutucji”.
> Żeby nie było, że bronię papieża, ale gwoli rzetelności -> w Afryce, gdzie szaleje AIDS, tylko niewielki procent> mieszkańców jest katolikami. Pozostali nie mają powodów,> by słuchać Kościoła katolickiego i nie używać prezerwatyw.> Dlatego modne stwierdzenia, że Kościół jest odpowiedzialny> za AIDS w Afryce uważam za przesadzone.Żeby nie było, że atakuję papieża, ale gwoli ścisłości – w Afryce, gdzie szaleje AIDS, olbrzymia liczba instytucji leczących z tej choroby i próbujących jej zapobiegać należy do KK, a ich dyrektorzy dotychczas musieli oglądać się, co na temat prezerwatyw sądzi ich mocodawca. Teraz nie muszą – tu jestem większym optymistą niż Niepokorny. Wyobraźcie sobie np. taką sytuację: siostra zakonna rozdaje prezerwatywy, gdzieś w slumsach Kapsztadu. Ktoś „życzliwy” donosi do nuncjusza. Siostra jest wzywana na dywanik. Dotychczas była bezbronna, ale teraz… powołuje się na wypowiedź papieża, twierdząc jednocześnie, że w owej dzielnicy, gdzie pracuje, żyje mnóstwo męskich prostytutek. I teraz tęgie głowy w odpowiedniej watykańskiej kongregacji muszą rozstrzygnąć czy siostra ma, czy nie ma racji. Ale mleko się już rozlało.W którymś z tekstów na swojej stronie ojciec Knotz nieśmiało sugeruje, że nie należy potępiać w czambuł małżonków, którzy w ramach normalnienia sięgają po prezerwatywy po latach stosowania chemii. Sądzę, że teraz może głosić ten pogląd dużo bardziej zdecydowanie. To też zastosowanie prawa stopniowości. Nawiasem, taka jest puenta mojego tekstu-komentarza drukowanego w tym numerze TP.
Stanowisko Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego z listopada 2010 roku w sprawie niektórych metod Naturalnego Planowania Rodziny i przeprowadzonych badań na grupie 510 kobiet w Polsce używających komputerowych monitorów płodności oto wnioski http://tiny.pl/hwlr1PS.Teoretycznie już nie powinienem więcej dokonywać wpisów na tym forum po przypisaniu mi projekcji w sprawie stronniczej argumentacji Pana Red w wpisie dot. homoseksualizmu ( kazus pomijania w wywodzie logicznym sytuacji par bezpłodnych i uzasadnianie aktów seksualnych wyłącznie ich węzłotwórczym charakterem w kontekście płodności.) Wiedziony jednak nadzieją ze poszukiwanie Prawdy jest bliskie Panu Redaktorowi pozwolę sobie na dalszewpisy choć niesmak mi pozostał…
Politologu, wyluzuj…;)
Politologu, użyłem zwrotu „tworzysz projekcje” w sensie, że coś mi wmawiasz – nie chciałem Cię obrażać.Co do raportu Zespołu Ekspertów PTG na temat NPR, to zaskoczyło mnie uwzględnienie w nim nieskutecznej metody Ogino-Knausa, która ma dzisiaj zupełnie historyczne znaczenie. „Stanowisko przedstawia stan wiedzy na w/w temat na dzień przeprowadzenia analizy” – naprawdę?
Chyba jest jasne, że tu chodzi o kasę! Kasę, którą mają zarobić firmy produkujące te komputerowe cudeńka. Profesorskie tytuły tak wyraźnie wydrukowane wielką czcionką, mają tylko ten biznes uwiarygodnić i rozkręcić. Nie wiem ile ten dokument kosztował, i czy w formie gotówki, wyjazdów, czy drobnego sprzętu adg, ale jeśli zawiera zdania w stylu: „niedogodnością naturalnych metody antykoncepcji jest abstynencja seksualna trwajaća od 9 do 18 dni”, to znaczy że jest całkowicie oderwany od rzeczywistości i nadaje się tylko do kosza.
Czyżby konserwatywna ofensywa zimowa? http://tiny.pl/hwlj1, o ile można zrozumieć stanowisko KK przeciwko procedurze selekcji zarodków w zapłodnieniu pozaustrojowym in -vitro i stanowcze Nie to już sama procedura chyba zasługuje na większy szacunek i głębszą refleksję również teologiczną i etyczną, zdecydowanie odmienne jest stanowisko np.Kościoła Luterańskiego http://tiny.pl/hwljb , skąd w Katolicyzmie to ciągłe wielowiekowe uprzedzenie przed postępem nauk ???
Nazwanie prezerwatyw demoralizacją, a uznanie jej za postęp w kierunku moralneho zycia… – może to i jest jakis postep, tylko właściwie na drodze do czego? bo brzmi ładnie, tylko chyba treści w sobie nie niesie.
Nowe doniesienie naukowe z dziedziny neuronauk którymi się pasjonuje tak Pan Artur http://tiny.pl/hw4hhjak widać przyroda jest bardziej złożona niż pierwotnie zakładano.
Pouczający tekst o różnych formach psychoterapii http://tiny.pl/hw4cv
Anty-modlitwa do PIEKŁA Twojego(23/11/2010)… Kto nie wierzy w piekło, to nie ma utrwaleń w nieśmiertelnym polu własnej podświadomości. Utrwalona modlitwa ze słowami piekielnymi to wieczna ucieczka przed SZATANEM w sposób nieświadomy, albo występuje jako STRASZYDŁO w swoich zdobyczach materialnych kosztem błędnej wiary. Jeśli nazwą mnie SZATANEM, to mnie to nie dotyczy. Ale twórców takich słów i ich wielbicieli tak. Energia jak bumerang powraca. Obecnie możemy energię materialną przekształcać w obrazy, informacje wiecznego pochodzenia … Przyjście Chrystusa tak, ale nie z anty-modlitwy.Świadomość powtarza Przyjdź… A chmura energii (wcześniej utworzona) ogarnia (jak magnes jak hipnoza) myśli, wtedy STADO krzyczy ukrzyżuj Go… – historia powtarza się. Jest to wiara zamieniona w politykę walczących grup. Ludu mój ludu dokąd zmierzasz ? – czy musisz doświadczać nieszczęść na własnej skórze na które nie mamy wpływu, ani Ja ani Ty. Ale chmurę możemy rozjaśniać- lub zaciemniać i czekać ? <>Jermaja, Kurs Cudów, Dziennikarstwo Obywatelskie (wyszukane bez cenzury).Brawo TYM którzy mówią, że dzisiaj głoszenie dogmatów trzeba zastąpić porozumieniem między ludźmi (światopoglądami). Obecnie w praktyce jest zawłaszczenie Boga dla siebie, a innych kierowanie do PIEKŁA (obłuda nieświadoma, bo bez owoców wiary i powód odstępstwa od wiary).Moje hasła duchowe: 1) przed KOŚCIOŁEM – SZATANOWI – NIE (tworzeniu przez powtarzalność w modlitwach). 2) Świat bez SZATANA -TAK (bez terroryzmu i nieszczęść…).3) Największy pomnik Chrystusa Króla niech stanie się przykładem i świecznikiem zmian dla ŚWIATA (bez tworzenia wiary w SZATANA na nowo w modlitwach). /jermaja/
A Ja nie na temat, ale chciałem umieścić post w „nowym temacie”, bo prawdopodobnie jest najczęściej odwiedzany :-]. Ale do rzeczy. Mnie ciekawi jedna rzecz. Rozumiem, że Pan Artur jak i wielu chrześcijan wiele mówi o miłosierdziu, o wspaniałym Bogu itd. Ale jak w takim razie „wasze środowisko” np Tygodnika Powszechnego ( nawiasem mówiąc, bardzo lubię czytać ) radzi sobie z pewnymi nieścisłościami. Czytałem tekst Pana Artura o „Czwartej Tajemniczy Fatimskiej” i ciekawi mnie właśnie, jak radzić sobie z pojęciem miłosierdzia Bożego, podczas gdy wiele objawień, chociażby słynna Fatima niesie strasznie przesłanie.. Tam ewidentnie wyłania się obraz srogiej Matki Boskiej, która objawia się małym dzieciom i straszy ludzi piekłem, jeśli nie poświecą Rosji i nie będą odmawiać różańca ( oczywiście nie zagłębiam się w szczegóły, to powierzchowny opis). Jak w takim razie mówić o miłosierdziu? Czy takie objawienia temu nie przeczą? Zawsze mnie to nurtowało. Jestem ciekaw jak Pan sobie z tym „radzi”, jak to sobie pan tłumaczy.Pozdrawiam,Krzysiek.
A co to jest miłosierdzie?Miłosierdzie może mieć miejsce w sytuacji, w której jedna strona jest drugiej coś winna, a ta druga rezygnuje ze słusznej odpłaty. Człowiek, który wie, co mu się słusznie należy za wyrządzone zło (np. dobry łotr na krzyżu uważał, że otrzymuje słuszną karę), potrafi zrozumieć i docenić miłosierdzie. Jeśli tego nie wie, to tym czego oczekuje, jest pobłażanie. Miłosierdzie wymaga czegoś nie tylko od Boga, ale i od człowieka.
Juliana z Norwich, Objawienia Bożej miłości, tłum. A. Gomola, Poznań 2007polecam też http://tiny.pl/hw42j choć pewnie dla wielu takie ujecie tematu jest zbyt dalekie od ortodoksji
Dziękuję za link i odnośnik do materiału książkowego. Znam także wiele „przesłań” mistyków. Różne teorie apokatastazy, chociażby teologia W.Hryniewicza. Tylko, że nadal nie rozwiązuje to tematu, że jednak w wielu „objawieniach” ukazany zostaje obraz bardzo srogiego Boga. A szczególnie dotyczy to różnego rodzaju „cudów słońca” itd. Oczywiście można by powiedzieć, że to zwykłe oszustwa, ale jednak sporo osób widziało różnego rodzaju „dziwy ze słońcem”, chociażby w Fatimie czy Heroldsbach. A najczęściej przesłania z tamtych miejsc są bardzo „negatywne”. Opisy piekła, mówienie o jakimś (z całym szacunkiem) durnym poświęceniu Rosji, jakby co najmniej miało to zbawić świat. Teologicznie jest całkowicie nie do przyjęcia w kontekście miłosierdzia. Więc jestem ciekaw jak sobie to tłumaczą ludzie, którzy zajmują się teologią a ich poglądy są dalekie od radio maryjnych środowisk. Pozdrawiam.
> (…) najczęściej przesłania z tamtych miejsc są bardzo> „negatywne”. Opisy piekła, mówienie o jakimś (z całym> szacunkiem) durnym poświęceniu Rosji, jakby co najmniej> miało to zbawić świat. Teologicznie jest całkowicie nie do> przyjęcia w kontekście miłosierdzia. Pozwolę sobie jeszcze raz wtrącić się. Teza jest taka, że obrazy piekielne jako treść objawień są nie do pogodzenia z miłosierdziem Boga. Czy są do pogodzenia z miłosiernym Bogiem takie fakty jak ludobójstwo i obozy zagłady? Wielu ludzi, którzy przeżyli tego rodzaju doświadczenia w XX wieku traktowało je jako dowody na nieistnienie Boga. Piekielne obrazy prywatnych objawień nie wnoszą do tej kwestii nic istotnie nowego. Są przecież już obecne w naszej historii jako FAKTY autorstwa lub współudziału człowieka. Wolność ludzka tak właśnie się manifestuje na ziemi i – jeśli wierzyć w życie wieczne – tak będzie się manifestowała w wieczności, o ile się nie odmieni.Poświęcenie Rosji może się wydać mniej durne, gdy uświadomić sobie, że w tym kraju niemal sto lat temu piekło zaistniało na ziemi. Już w parę lat po wybuchu rewolucji ludzie zmuszeni byli przywyknąć do faktu zabijania ich w imię interesów innych ludzi, w sposób planowy i nieludzki. Katyń, który nas bulwersuje i zatrważa, to zaledwie jedna z tego rodzaju zbrodni dokonywanych tam przez dziesięciolecia. Nie ma kraju, w którym liczebnie zbrodnia byłaby powszechniejsza.Warto też zauważyć, że przynajmniej niektóre objawienia maryjne XX wieku zbiegają się miejscem i czasem z ludobójstwem: Jugosławia, Rwanda. Czy treść obrazów objawionych w tych miejscach jest straszniejsza od tego, co się działo naprawdę?
MagCzu chyba mocno upraszczasz temat
> MagCzu chyba mocno upraszczasz tematNo tak. Ale jeśli ZA mocno, to w którym miejscu?
już niżej Pan Artur wyjaśnił …co innego ziemska skończoność w czasie i przestrzeni a co innego rzeczywistość nadprzyrodzona i nieskończoność.
Różnica między piekłem na ziemi a piekłem w zaświatach jest taka, że to drugie ma być wieczne. Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić czynu, który naprawdę zasługiwałby na wieczne potępienie. Zauważcie, że nasze możliwości są skończone – dlaczego kara miałaby być nieskończona? Co to w ogóle za proporcje? Bóg nie jest sadystą!
> Zauważcie, że nasze możliwości są> skończone – dlaczego kara miałaby być nieskończona? Co to> w ogóle za proporcje? Bóg nie jest sadystą!Być może rozwiązaniem tego problemu jest właśnie rozmiar wolności ludzkiego wyboru. Dopóki da się go określić jako „nie wiedział co czyni”, jest on ograniczony. Jeśli jednak Bóg daje poznać wybór w pełni i człowiek jednak wybiera zło?Czy za istnienie diabła też można oskarżać Boga o sadyzm?
Nadzieje Powszechnego Zbawienia można jednak mieć.
> Nadzieje Powszechnego Zbawienia można jednak mieć.Można mieć. W kwestii zbawienia innych na ogół niewiele więcej zostaje. W kwestii własnego zbawienia ta nadzieja wydaje mi się niewystarczająca. Jeśli człowiek wie o chrześcijaństwie tyle, by zetknąć się z nadzieją powszechnego zbawienia, to wie też dość, by dostrzec, że we własnym życiu historia z Bogiem polega na udzieleniu Mu własnej wolnej odpowiedzi.Bierne oczekiwanie powszechnego zbawienia to coś takiego jak oczekiwanie, że zda się egzamin bez uczenia się na podstawie samej znajomości statystki mówiącej o 100% zdawalności.
MagCzu możesz tak myśleć … ale przykład z egzaminem jest dość kiepski i antropocentryczny.Ja bym tak lekko nie ferował co Pan Bóg ma zrobić z tymi co nie uczą się do „egzaminu” rozumiem ze chcesz ich wysłać na wieczne zatracenie…ja jednak mam nadzieje MagCzu ze wolna wola ….nawet chora w końcu zostanie uleczona przez Bożą Miłość….i wszyscy się w końcu spotkamy w niebie.PS.a wieczność to bardzo długo ….co dla człowieka jest niemożliwe dla Pana Boga jest możliwe.
> MagCzu możesz tak myśleć … ale przykład z egzaminem jest> dość kiepski i antropocentryczny.Pewnie, że antropocentryczny. Jakie inne może wymyślić człowiek. (Pocieszam się, że Jezus też takimi opowieściami przemawiał do ludzi.) Zwracam też uwagę, że mój przykład kończy się bez refleksji, co potem spotyka tych, którzy się nie uczyli. Istotne jest to, że pewne rzeczy dzieją się TYLKO pod warunkiem, że człowiek ich chce i coś robi dla ich realizacji. > Ja bym tak lekko nie ferował co Pan Bóg ma zrobić z tymi> co nie uczą się do „egzaminu” rozumiem ze chcesz ich> wysłać na wieczne zatracenie…Mam nadzieję, że to „chcesz ich wysłać” to taka figura stylistyczna, a nie podsumowanie mojej osoby. Nie wiem, co Pan Bóg zrobi. Myśl o okrutnym Bogu uwiera mnie we wszelki możliwy sposób tak jak Ciebie, czy Artura. Żywię też nadzieję na Jego łagodne oblicze. Ale nie da się ukryć, że poza łagodnymi biblijnymi („nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku”) obrazami są i takie, z których wyziera nieodwołalność i powaga konsekwencji ludzkiej wolności. Jeśli nawet są to ostrzeżenia wypowiadane na wyrost, co my dorośli czasem robimy dzieciom, to wydaje się, że lepiej potraktować je poważnie niż lekko.
Tak to była tylko figura retoryczna , wybacz MagCzu jeśli się zle poczułaś przez moje nieopaczne sformułowanie.
Dokładnie o to mi chodziło, Panie Arturze. Zatem jeszcze raz powtórzę pytanie – Jak Pan tłumaczy sobie te wszystkie piekielne objawienia, chociażby Fatimskie ? Pozdrawiam.
> Dokładnie o to mi chodziło, Panie Arturze. Zatem jeszcze> raz powtórzę pytanie – Jak Pan tłumaczy sobie te wszystkie> piekielne objawienia, chociażby Fatimskie ?Nie widzę potrzeby tłumaczyć sobie niczego w tej kwestii – ignoruję objawienia prywatne. Na szczęście Kościół nie wymaga ode mnie wiary w żadne objawienie prywatne. Naprawdę nie musimy sobie dokładać kłopotów!Natomiast zupełnie inną wagę mają np. ewangeliczne wypowiedzi Jezusa o piekle. I tu przyznaję się do pewnej bezradności. Lepiej jednak na Ewangelii zna się np. MagCzu – ją pytajcie. 🙂
Ja też w większości zgadzam się z „ignorowaniem objawień prywatnych”, ale ciężko mi sobie wytłumaczyć co tam się mogło stać, podczas tego „domniemanego” cudu słońca. Ciężko znaleźć jakieś racjonalne wyjaśnienia, jedyna alternatywa w internecie to wpisy fanatyków od UFO :-]. A fakt – faktem, że te przesłania z Fatimy nie pokazują „zbyt miłego” obrazu Boga, zresztą świetny ten Pana artykuł – „Czwarta tajemnica Fatimska”.
Prof. Bartoś pisze dziś o katolickiej etyce seksualnej:http://tnij.org/i8k6
Nowy wywiad z o.dr K.Knotzem http://tiny.pl/hwnrx
Orientuje się ktoś, czy Jacek Prusak prowadzi nadal psychoterapię ? Chciałbym się do Niego wybrać, ale niestety nie wiem – jeśli nadal pracuje jako terapeuta – gdzie prowadzi terapię. Może redaktor Sporniak coś wie na ten temat. Pozdrawiam,Tomek
> Orientuje się ktoś, czy Jacek Prusak prowadzi nadal> psychoterapię ? Chciałbym się do Niego wybrać, ale> niestety nie wiem – jeśli nadal pracuje jako terapeuta -> gdzie prowadzi terapię. Może redaktor Sporniak coś wie na> ten temat.Ks. Prusak chyba pracuje w Krakowie w klasztorze jezuitów przy Kopernika. Sam wybierzesz, ale z tego co wiem, ks. Prusak nie ma certyfikatu psychoterapeuty. Proszę mnie poprawić jeśli się mylę. Ostatnio sprawdzałam i nie znalazłam jego nazwiska na stronach żadnego z polskich towarzystw psychologicznych, psychiatrycznych itp., które wydają certyfikaty. W Polsce przepisy pozwalają niestety każdemu nazwać się psychoterapeutą i prowadzić psychoterapię. Jednak zawodowi psychoterapeuci wszędzie trąbią, że pacjenci powinni wybierać tych z certyfikatem, gdyż oni podlegają superwizji swoich towarzystw. Myślę, że należy zwracać na to uwagę i księża nie są tu w żaden sposób wyjątkiem.
Od jesieni Jacek mieszka w klasztorze w Nowym Sączu (cyzeluje doktorat i uczy licealistki katechezy :)Co do certyfikatu, o ile kojarzę, Jacek ma certyfikaty amerykańskie i rzeczywiście prowadził w Krakowie psychoterapię.
Czyli teraz już rozumiem przemianę jaka się dokonała w poglądach o.Jacka Prusaka…od pewnego czasu a która już wcześniej zauważył prof. Tadeusz Bartoś „(..)We wskazanym tutaj tekście znaleźć można też komentarz ojca Prusaka. Ciekawą ewolucję przechodzi ten duchowny. Wypowiedź jest jakaś zawiła. To już kolejne z jego publicznych wystąpień, w których systematycznie podważa to, co wcześniej mówił w kwestiach kościelnych. A przynajmniej – mamy u niego do czynienia z jakąś zasadniczą zmianą tonu. Zaskakujący zwrot. (..)”http://tiny.pl/hwn25cóż Nowy Sącz to ..klasyczna kara za nieortodoksyjne poglądy …zsyłka na prowincję.
> Od jesieni Jacek mieszka w klasztorze w Nowym SączuNo to już jasne, dlaczego tak złagodniał w swojej publicystyce. Zastanawiałam się, kiedy i jak go zdyscyplinują. > cyzeluje doktorat To brzmi, jakby obrona doktoratu mu się odwlekła…?> Co do certyfikatu, o ile kojarzę, Jacek ma certyfikaty> amerykańskie i rzeczywiście prowadził w Krakowie> psychoterapię.O ile wiem, to certyfikowany psychoterapeuta musi podlegać superwizji, czyli jakiejś formie stałej/okresowej kontroli jakości usług. Jeśli ma certyfikat amerykański, to oznacza, że od wielu lat nie podlegał superwizji. O ile w ogóle ma certyfikat dotyczący psychoterapii. Wikipedia mówi, że ks. Prusak „studiował pracę socjalną ze specjalizacją psychiatryczną w Boston College (USA).” Praca socjalna to nie psychoterapia. Gdyby był prawdziwym psychoterapeutą, to po powrocie do Polski wystarałby się o polski certyfikat i polską superwizję.
Z tego co wiem żeby być psychologiem ( psychoterapeutą zgodnie z polskim prawem może być każdy wystarczy ze się nazwie psychoterapeutą , obecnie Polskie Towarzystwo Psych. walczy o ustawowe ograniczenie prawa wykonywania zawodu do osób które się legitymują min.dyplomem mgr z psychologii )należy ukończyć jednolite 5 letnie magisterskie studia a jakoś praca socjalna nawet ze spec.psychiatryczną to nadal praca socjalna , a jeśli nawet amerykańska specyfika studiów i tego kierunku( tytuł zawodowy BA lub MA http://tiny.pl/hwk7t )jest mocno zbliżona programowo do psychologii w Polsce…to należy zrobić nostryfikacje dyplomu ….w zakresie psychologii a nie pracy socjalnej , a co do obrony dr z nauk humanistycznych ( dla nie wtajemniczonych wyjaśniam ze psychologia , politologia , socjologia , historia itp są tymi dyscyplinami naukowymi które zaliczają do nich ) http://tiny.pl/hwktz osoba która nie dysponuje podbudową studiów magisterskich w dyscyplinie nauki w której ubiega się o doktorat przed obroną dysertacji musi zdać egzaminy z kanonu przedmiotów żeby w ogóle mogła być dopuszczona do egzaminów doktorskich i obrony publicznej pracy.
Tak czy inaczej, wydaje mi się, że nawet doktor psychologii nie musi wcale być uprawnionym psychoterapeutą. To tylko taki przykład: są psychologowie-naukowcy akademiccy, którzy prowadzą badania ilościowe na grupach ludzi z dziedziny kognitywistyki. Są to niewątpliwie specjaliści w swojej dziedzinie, ale wcale nie muszą umieć prowadzić psychoterapii z pacjentem.Po przejrzeniu stron PTP i podobnych, zauważyłam, że w Polsce ludzie po studiach magisterskich z psychologii nie są automatycznie certyfikowanymi psychoterapeutami, dopiero muszą się postarać o takie uprawnienia. Dlatego ktoś po studiach z pracy socjalnej, nawet robiący doktorat z psychologii, nie jest z automatu uprawnionym psychoterapeutą.
Tak masz rację Gościówa , tylko zauważ ze chodzi o wewnętrzny certyfikat PTP który z punktu widzenia polskiego prawa nie ma najmniejszego znaczenia , to raczej rekomendacja PTP dla potencjalnych pacjentów
> Tak masz rację Gościówa , tylko zauważ ze chodzi o> wewnętrzny certyfikat PTP który z punktu widzenia> polskiego prawa nie ma najmniejszego znaczenia , to raczej> rekomendacja PTP dla potencjalnych pacjentówOczywiście, że zauważam. Od początku dokładnie o tym pisałam.
http://tnij.org/i893 Z wykładowcy na uczelni jezuickiej – na katechetę w parafii kolejowej. Świetnie… 😉
Ciąg dalszy zmagań z doktryną http://tiny.pl/hwkpm