Skąd się biorą zabójstwa honorowe

Co powiedzielibyście o prawodawcy, który za kradzież chleba dla głodnych dzieci karze śmiercią? Tyran, z którym lepiej nie mieć do czynienia…? Tymczasem chodzi o gen. Andersa, który w ostatnim okresie pobytu wojska polskiego w ZSSR, gdy Stalin celowo wstrzymał dostawy żywności, zmuszony był wprowadzić takie drakońskie prawo. I rzeczywiście je stosował, chcąc ratować wszystkich podległych mu Polaków, a nie jedynie wybrane jednostki. Gdy znamy kontekst, drakońskie prawo zaczynamy postrzegać jako uzasadnione, czyli sprawiedliwe. Zobaczcie, jak sytuacja zmienia ocenę danego czynu.

Przypomniałem sobie gen. Andersa, gdy stanąłem przed pytaniem, czy da się jakoś usprawiedliwić okrutną praktykę zabójstw honorowych stosowaną w niektórych krajach islamskich. Zapytacie: po co próbować usprawiedliwiać coś tak horrendalnego? Sprawa nie jest prosta. Niektórzy zabójstwa honorowe traktują jako przykład wspierający relatywizm etyczny: my (na Zachodzie, w Polsce) profanujemy świętości, np. kopulujemy z figurą Boga-człowieka wiszącego na krzyżu, oni (w krajach arabskich) kamienują dziewczęta przyłapane na zalotach. Kto dał nam prawo wynosić naszą zachodnią kulturę i wrażliwość etyczną nad kulturę i wrażliwość etyczną ludzi żyjących w innych częściach świata? – pytają relatywiści. Ci, którzy dają sobie takie prawo, stwierdzają, że arabowie to po prostu źli ludzie. Dość niebezpieczne stwierdzenie. A poza tym świadczące o rezygnacji z wiary w jedną wspólną wszystkim ludziom naturę ludzką, którą zresztą potwierdzają współczesne nauki: mamy ten sam DNA i – pomijając psychopatów – podobnie działające mózgi. Dlaczegóż mielibyśmy się tak bardzo różnić, jeśli chodzi o elementarne poczucie sprawiedliwości?

Zdecydowałem się na trzecie rozwiązanie: próbę zrozumienia (a każde zrozumienie jest też po części usprawiedliwieniem) tego bulwersującego – także mnie – zjawiska, jakim są zabójstwa honorowe.

*

Wróćmy do Andersa: była wojna, Stalinowi niezależne polskie wojsko było nie na rękę, chciał się go pozbyć obojętnie jakimi metodami. Polakom skupionym wokół gen. Andersa groziła zagłada. Tylko drakońska dyscyplina mogła uratować grupę, potrzeby poszczególnych jednostek zeszły wówczas na drugi plan.

Rozważmy także przykład klanu Beduinów, żyjącego w skrajnych warunkach na pustyni. Samotnie taka rodzina nie przetrwa, skazana jest na współpracę i pomoc innych klanów. Sprawą życia i śmierci jest zatem jej reputacja. Naruszenie reputacji naraża życie wszystkich członków klanu. Czy trzeba się dziwić, że reputacja będzie broniona drakońskimi zwyczajami?

Można by oponować, krytykując łączenie reputacji z tak rygorystyczną etyką seksualną. Ale tu z kolei chodzi o pewność ojcostwa: żaden klan nie zechce wydawać swoich synów za córki klanu z szarganą reputacją. Nie będą ryzykować wypruwania sobie żył w walce z pustynią o przeżycie dla dzieci, które mogą nie mieć ich genów. Troska o cnotliwość córek w tak skrajnych warunkach wydaje się zrozumiała.

*

Oczywiście powyższy opis niewiele ma już wspólnego z drakońskim prawem w krajach pławiących się w petrodolarach jak Arabia Saudyjska. Tam prawo to istnieje mocą tradycji, która już dawno przestała być aktualna i przede wszystkim mocą dyktatury. Uważam, że z powodu tej dezaktualizacji (braku kontekstowego uzasadnienia) takie kraje znajdują się w niestabilnej kulturowo sytuacji i gdy tylko władza stanie się mniej tyrańska, powinna nastąpić samoistna liberalizacja.

Owo przewidywanie można ująć w precyzyjne prawo, ale o tym następnym razem.

19 komentarzy do “Skąd się biorą zabójstwa honorowe

  1. ~Kalina

    Pamietam wspomnienie mojej mamy z czasów okupacji. Średniej wielkości miasto w Generalnej Gubernii, srodek zimy, nie ma opału, ludzie marzna. Ulica jedzie niemiecka ciezarówka z weglem. Mały chłopak, tzw. ulicznik, podskakuje, chwyta grudke wegla i ucieka. Widzac to niemiecki zołnierz (Wehrmacht, żadne SS) strzela za nim, chłopak pada na ulice. Czy musiał to robic? Chyba nie. Wystarczylo odwrocic wzrok. Jestem bardzo ciekawa, jak szeroko stosowany był rozkaz gen. Andersa i czy poszczególne przypadki nie były wynikiem zwyklej bezduszności i słuzbistosci. A wystarczy w takich przypadkach zwykla, ludzka empatia…

    1. ~PWL

      Raczej mało wiesz o ludziach. Miałaś kiedyś, np w szkole, jakieś kontakty z ludźmi z biedniejszych rodzin, z patologii, młodocianych przestępców? Jeśli upatrzą sobie ciebie na ofiarę to wasze relacje wyglądają tak: sprawdzają co mogą, robią to coraz częściej, aż w końcu mają cię w garści. Łatwo sobie wyobrazić rozszabrowany wózek z węglem, a obok żołnierza z czaszką rozłupaną kamieniem brukowym; albo inaczej: w armii Andersa nie zgadzają się spisy ilościowe pożywienia, odbywa się proces i rozstrzeliwują żołnierza 'z empatii’ przymykającego oko na kradzież; pewnie pada oskarżenie o to, że tym chlebem handlował. Myślisz, że ktoś z tłumu występuje, aby się przyznać, aby powiedzieć, że to nie jego wina, a wziąć ją na siebie? Wolne żarty i empatia.

      1. ~Kalina

        Poza tym hipotetycznym zołnierzem przymykajacym oko w armii Andersa, raczej post nie na temat. Fakt, ze patologiczny bandzior jest z biednej rodziny, raczej nie kwalifikuje go do dorodziejstwa empatii:))

  2. ~Kalina

    Własnie wróciłam z „Nosorożca” Ionesco. Pada tam kapitalna kwestia z ust faceta, który staje się nosorożcem, czyli uniformizuje się: należy ludzi rozumieć. A zrozumieć, to rozgrzeszyć i wybaczyć.
    To oczywiście komentarz do gotowości Pana Redaktora rozumienia innych kultur:))

  3. ~errata

    Myślę, że zawsze znajdzie się uzasadnienie dla podobnych praktyk. „Przetrwanie” może mieć również znaczenie alegoryczne.
    Precz z tradycją:))!

  4. ~gościówa

    Arturze, zaskakująco lekko przechodzisz nad kwestią trwania surowych obyczajów nawet w czasach, gdy przestają one mieć sens. To nie jest tak, że w nowych okolicznościach te obyczaje SAME zanikają. Przeciwnie, one potrafią trwać siłą bezwładności setki lat. Zwłaszcza gdy dotyczą grup społecznie słabszych oraz gdy są konserwowane przez religie. I potrzeba nieraz naprawdę gigantycznego wysiłku, aby je wykorzenić. TO jest cały problem.

  5. sceptopolonuszatwardzialy

    Okrutne morderstwo nazywa Pan troską o cnotliwość córek? Chyba się Panu coś pomyliło. Zresztą mordy na kobietach w krajach muzułmańskich maja przyczynę w emancypacji tych ostatnich i nie ma dla tych mordów żadnego usprawiedliwienia! A mówienie o wrażliwości etycznej muzułmanów w kontekście tych zabójstw jest nieporozumieniem.

  6. ~jb

    Zrozumienie to nawet w najmniejszym stopniu nie usprawiedliwienie. Ale zrozumienie, to pierwszy krok do tego, by czemuś zaradzić. Przestańmy wreszcie mieszać te dwie sprawy, bo stale stajemy bezradni w obliczu ogromnych dylematów i problemów, których nie mamy odwagi zrozumieć, bo przecież absolutnie nie możemy się na nie zgodzić, nie chcemy ich usprawiedliwiać! I stosujemy na chybił trafił środki zaradcze, które niczemu nie zaradzają, bo nijak nie odpowiadają na problem.

  7. ~bb

    Szanowny Panie, co pan porównuje? Czasy okrutnej wojny, kiedy trzeba było podejmować bardzo trudne, niejednoznaczne moralnie decyzje, kiedy wybierało się pomiędzy większym a mniejszym ale jednak złem a mordy popełniane w okresie pokoju w imię czego? honoru rodziny muzułmańskiej?”Honor” nakazuje zabić flirtująca nastolatkę ale nie przeszkadza 'honorowi” zawieranie małżeństw na sezon wakacyjny, na dni, na godziny by mężczyzna mógł sobie po-kopulować i by nie można było tego nazwać cudzołóstwem – takie małżeństwa są dopuszczalne nawet wśród radykalnych islamistów. Myślę, że gdyby gen. Anders mógłby to dałby żywność wszystkim potrzebującym i nikogo za kradzież żywności by nie zabijał – ale nie miał takiego wyboru.

  8. ~Zbyszek

    W surowych warunkach to praktykowana jest poliandria, tak dla ścisłości. We wszelkich kwestiach „honorowych” chodzi tylko o władzę, stąd „honor” bardziej przystaje do mafijnego pojmowania etyki.

  9. ~Hipopotam

    Blad w rozumowaniu polega na tym, ze uzywamy wspolczesnych kryteriow XXI wieku i czasu internetu. A probujemy oceniac zwyczaje a zwlaszcza mentalnosc sprzed stuleci. Te dwa swiaty nie przystaja do siebie. Smutna prawda jest, ze okolo 95% ludzkosci ma taka mentalnosc, nie tylko tych kilku beduinow na pustyni. A odnosnie Andersa to jak wszyscy inni nasi przywodcy w tym czasie niespecjalnie sie popisal. Dalismy sie wciagniac w II wojne swiatowa i najgorzej na niej wyszlismy dlatego ze mielismy samych przywodcow tego formatu. To rzad z Londynu dal rozkaz do powstania w Warszawie aby zniszczyc miasto i bezsensownie zabic setki tysiecy Polakow tylko po to aby alianci zrobili prezent Stalinowi. Anders wysylal pod Monte Cassino na pewna i bezsensowna smierc naszych chlopcow. Tam nie bili sie Wlosi, Anglicy, Amerykanie czy Francuzi – tylko ci z kolonii i Polacy. Anders to zaden autorytet nie potrafil odmowic aliantom zabicia tysiaca Polakow pod Monta Cassino to dlaczego mialby nie zabic za kradziez chleba. Niestety mentalnosc Polakow jest gdzies posrodku.

    1. ~Do przemyślenia dla Hipopotama

      Po raz pierwszy, w całej historii okupowanej Europy, wojenny rozkaz nie został wykonany. W związku z tym 100 tys. warszawiaków zostało skazanych na karę śmierci. Znaleźliśmy się w sytuacji jak z tragedii greckiej, gdzie każda decyzja dawała ten sam tragiczny efekt – mówi w wywiadzie z Wirtualną Polską Witold Kieżun, ekonomista, powstaniec warszawski, oficer Armii Krajowej, oceniając wybuch powstania warszawskiego. Profesor od lat zmaga się z używanym przez media całego świata określeniem „polskie obozy śmierci”. Większość jego studentów w Kanadzie na pytanie, jakiej narodowości byli naziści, napisało – polskiej.
      Decyzja o wybuchu powstania była od samego początku bardzo kontrowersyjna. Do dzisiaj są głosy za, ale też głosy przeciw. Jak Profesor ocenia powstanie z perspektywy czasu?

      Po raz pierwszy, w całej historii okupowanej Europy, wojenny rozkaz nie został wykonany. I w związku z tym 100 tys. warszawiaków zostało skazanych na karę śmierci
      Prof. Witold Kieżun

      – Przeciwnicy wydają opinie, nie znając naszego położenia. Sytuacja była taka, że powstanie wybuchło nie 1 sierpnia, a 28 lipca. 21, 22, 23 lipca pokonana armia niemiecka wycofuje się przez Warszawę. W strasznym stanie: na wózkach konnych, piechotą, niektórzy bez broni, brudni. A my wiemy, że powstanie ma wybuchnąć wtedy, kiedy Niemcy będą się wycofywać. Jednocześnie 22, 23 lipca w Radio Moskwa i w Radiostacji im. Tadeusza Kościuszki (też z Moskwy), mówią: „Warszawiacy, Armia Czerwona jest tuż obok. Ruszajcie natychmiast, tak jak zwykle biliście się, dalej się bijcie. Jeśli każdy z was zamorduje najbliższego Niemca, to my zaraz wam pomożemy”.

      24 lipca Warszawa jest pełna ulotek. W Lublinie utworzony jest już Komitet Wyzwolenia Narodowego. Armia Polska jest u obrzeży Warszawy. „Chwytajcie za wszystko, za siekierę, za łopatę, bijcie Niemców”.

      A my nie mamy rozkazów. I teraz przychodzi 25, 26 lipca i co się dzieje? Już nie ma tych niemieckich wycofujących się maruderów. Pojawiają się zorganizowane oddziały i widzimy, że wraca administracja. Samochodami przyjeżdżają niemieccy urzędnicy, którzy uciekli. I jest 27 lipca, Warszawa jest pokryta megafonami, szczekaczkami. Co rusz słychać komunikaty niemieckie. 27 lipca jest taki komunikat: „Warszawa została ogłoszona fortecą. Będzie się bronić do ostatniego żołnierza”. To nie było powiedziane, ale wiedzieliśmy, że chodzi o taką sytuację, jaka była w Mińsku Litewskim: ewakuacja całej ludności i miasto całkowicie zniszczone. W związku z tym rozkaz niemieckiego gubernatora Fischera: „Dnia 28 lipca o godz. 8.00 sto tysięcy ludzi od 16 do 65 roku życia ma się zgłosić na wyznaczonych specjalnie placach do budowy fortyfikacji. To jest wasz obowiązek. To rozkaz wojenny. Niewykonanie rozkazu będzie ukarane”.

      Ktoś się zgłosił?

      – Mamy 28 lipca, godz. 8.00. Nie zgłasza się prawie nikt, podobno suma summarum 28 czy 30 osób. A więc po raz pierwszy, w całej historii okupowanej Europy, wojenny rozkaz nie został wykonany. I w związku z tym 100 tys. warszawiaków zostało skazanych na karę śmierci. Taka była kara prawie za wszystko w okupowanej Polsce. I teraz był problem, co zrobić? W związku z tym dowództwo Armii Krajowej daje rozkaz: „mobilizacja!”. O godzinie 20.00 wszyscy się zbierają w lokalach wyjściowych z bronią. I czekają na dalsze rozkazy. Ja wtedy byłem spalony po aresztowaniu trzech kolegów i utracie dokumentacji kompanii.

      Dlaczego?

      – Mieszkałem w lokalu na Żoliborzu, w którym był skład broni. Dostałem polecenie, by o godz. 20.00 razem z dwoma kolegami przyjechać na róg ulic Marszałkowskiej i Sienkiewicza, gdzie na pierwszym piętrze znajduje się fabryka mundurów niemieckich (Niemców wtedy tam już nie było) i przywieźć broń. Więc ładujemy nasze pistolety maszynowe i naboje do walizek, ręczne pistolety do kieszeni i pod pas, zabieramy letnie płaszcze, wzywamy dorożkę i jedziemy do tego punktu. Przyjeżdżamy, a tam czeka już kilkadziesiąt osób. Nasz dowódca mówi: „Czekamy na rozkaz, będziemy się bić. Każdy się będzie bił tym, co ma. Jak nie ma broni, to czym się da”.

      Całą noc czekamy i nie ma rozkazu wyjścia. A mój oddział ma rozkaz zdobycia komendy miasta. Godzina 8.00 przychodzi łączniczka Lusia, ukrywająca się Żydówka (2 tysiące Żydów ukrywających się w Warszawie brało udział w powstaniu warszawskim). Przynosi rozkaz: „schować broń, wracać do domu”. Jeden z naszych kolegów mówi: „Nasze dowództwo chyba nas zdradziło. I co teraz? Niemcy Jeszcze nie wykonali rozkazu zamordowania nas, bo jeszcze nie wróciła do sztabu cała żandarmeria i gestapo. Ale widać, że wraca. Jak nie dzisiaj, to jutro”. Jesteśmy zrozpaczeni. 30 lipca dowiaduję się o tajnym rozkazie. Matka Olgierda Budrewicza była Niemką, lekarzem w szpitalu gestapowców. Niesłychanie antyhitlerowska, pozytywna pani. Uratowała wielu ludzi. Dostała rozkaz: „Wszyscy Niemcy (było ich dużo) dnia 2 sierpnia mają rano być przygotowani do ewakuacji. Przygotować żywność na dwa dni”. Nasze dowództwo natychmiast się o tym dowiedziało. Sprawa była jasna.

      To znaczy?

      – 2 sierpnia ewakuują Niemców i wtedy wymordują nas. Otoczą poszczególne dzielnice, wyciągną z domów ludzi w sile wieku i ich rozstrzelają. A ludność całą wysiedlą. W związku z tym rozkaz powstania był koniecznością. Ale były jeszcze inne elementy tej decyzji. Jednocześnie, to jest stuprocentowo stwierdzony fakt, pierwsze czołgi radzieckie pokazały się na przedmieściu Pragi. A więc jedyny ratunek, żeby nie ukarali śmiercią 100 tys. warszawiaków za buntowniczą odmowę wykonania wojennego rozkazu budowy fortyfikacji i w ten sposób nie zlikwidowali także warszawskiej Armii Krajowej, a także żeby nie dopuścić do ewakuacji całej ludności Warszawy, tak jak to było w Mińsku Litewskim, to już wystąpić z powstaniem. Można było też liczyć na atak Rosjan na Warszawę ze względu na to, że Warszawa broni całej linii Wisły i dalszy marsz na Berlin nie jest możliwy bez przekroczenia tej linii. Poza tym wiadomo też było, że premier Mikołajczyk 30 lipca przylatuje do Moskwy dla zawarcia porozumienia z Rosjanami i polskimi komunistami. 30 i 31 lipca Radio Moskwa w języku polskim znowu gorąco namawia do walki z Niemcami, zapewniając o pomocy. Znaleźliśmy się więc w sytuacji jak z tragedii greckiej, gdzie każda decyzja dawała ten sam tragiczny efekt. Tak ocenił decyzję powstania warszawskiego prof. Aleksander Gieysztor, prezes Polskiej Akademii Nauk, wybitny historyk, uhonorowany licznymi międzynarodowymi doktoratami honorowymi.

      Wybaczył pan Niemcom?

      Dwa lata temu profesor amerykański, kiedy dowiedział się w czasie konferencji w Nowym Jorku, że siedzi obok niego profesor z Polski (mój kolega) wstał i powiedział, że koło Polaka z Polski on siedzieć nie będzie, bo myśmy wymordowali Żydów
      Prof. Witold Kieżun
      – Mówiłem biegle po niemiecku. W radzieckim łagrze na pustyni Kara Kum siedziałem po wojnie razem z Niemcami. Byłem tam dowódcą patrolu roboczego składającego się tylko z Niemców. W związku z tym musiałem wydawać komendy po niemiecku. Bardzo szybko wszyscy umierali, bo tam śmiertelność była szalona. W ciągu 4,5 miesiąca prawie cały obóz wymarł. Obserwowałem ich w niewoli, wszyscy zachowali się w najpodlejszy sposób. Wszyscy byli już komunistami. Wszyscy antyhitlerowcy. Coś potwornego. W 1975 roku Niemcy zaprosili mnie na spotkanie ze studentami na Uniwersytecie w Speyer. Studenci (pierwsze pokolenie) powiedzieli: „Wiemy, jak zbrodniczo postępowali nasi rodzice. Ale my chcemy w tej chwili zawrzeć przyjaźń. Czy sądzi pan, panie profesorze, że to jest możliwe?” Ja odrzekłem, że tak, bo nasi biskupi powiedzieli: „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Jesteśmy chrześcijanami. Tak mi się wtedy wydawało. Ale teraz przegraliśmy proces, zbiorowy wniosek do prokuratora, żeby wystąpił przeciwko gazecie „Sueddeutsche Zeitung”, która systematycznie, co 2 miesiące, pisze „polskie obozy koncentracyjne”. Prokurator polski uznał, że „nie widzi chęci obrazy, a to określenie prawdopodobnie ma charakter geograficzny”.

      W 1998 roku w Kanadzie zrobiłem ankietę wśród 102 swoich studentów: jakiej narodowości byli naziści? (bo nigdzie się nie pisze o zbrodniach niemieckich, tylko nazistowskich). Na 102 studentów 62 napisało – polskiej. Zapytałem: „dlaczego?” Odpowiedzieli: „Dlatego, że są polskie obozy koncentracyjne. A wiadomo, że obozy koncentracyjne były organizowane przez nazistów, żeby mordować Żydów. Wobec tego naziści to są Polacy”. I w tej chwili cały świat tak uważa. Dwa lata temu profesor amerykański, kiedy dowiedział się w czasie konferencji w Nowym Jorku, że siedzi obok niego profesor z Polski (mój kolega) wstał i powiedział, że koło Polaka z Polski on siedzieć nie będzie, bo myśmy wymordowali Żydów. Tymczasem nigdy żaden naród nie zachował się tak, jak Polacy. Nigdzie nie było podziemnej organizacji dla obrony Żydów i nigdzie tylu Żydów nie zostało uratowanych. I to jest największy skandal, również nasz.

      Nasz, czyli Polaków. Co powinniśmy zrobić?

      – Proponowaliśmy w fundacji „Lus et Lex”, żeby wystąpić do sądu przeciwko autorom serialu „Holokaust”. Jest tam scena w czasie powstania w getcie. Stoją złapani już Żydzi z rękoma do góry. Oficer w mundurze niemieckim woła żołnierzy. Przychodzi zespół żołnierzy polskich, w polskich mundurach, z czapkami z orłem i mówi do nich: „rozstrzelać”. I oni rozstrzeliwują tych Żydów.

      To myśmy mordowali Żydów, polska armia – taka jest światowa opinia. Starałem się bardzo, żeby wyprodukować film Żydzi-Polacy. Nie udało się i w dalszym ciągu nic się nie robi. Natomiast produkuje się film „Pokłosie”, który robi furorę na całym świecie. W Nowym Jorku były olbrzymie kolejki. To jest właśnie historia, w jaki sposób Polacy mordowali Żydów. Jest część prasy, która od 25 lat cały czas stara się przedstawić naszą historię w straszny sposób. Zohydzić nasza przeszłość. No ale jak ma być, jeśli prezydent Polski przeprasza Żydów za Jedwabne.

      Prezydent Komorowski, podobnie jak prezydent Aleksander Kwaśniewski 10 lat wcześniej, niesłusznie przeprosił Żydów?

      – Tam oczywiście była zbrodnicza grupa Polaków, ale cala akcja była organizowana przez Niemców. Przecież w każdym narodzie są zbrodniarze. Ale ci zbrodniarze, którzy brali udział w mordowaniu w Jedwabnym, to była mała grupa w stosunku do tych, którzy w skali kraju Żydów ratowali. Jakie starania robił polski emigracyjny rząd w Londynie, jak wyglądała oficjalna akcja Karskiego? Jedynie w Polsce była podziemna organizacja ratowania Żydów Żegota. Jedynie w Polsce za pomoc Żydom mordowano cale rodziny, a nawet wszystkich mieszkańców domu. W Polsce moja matka i ja przechowaliśmy dwoje Żydów. Nie miałem problemu z załatwieniem im aktów chrztu przez swego prefekta szkolnego księdza Barańskiego. Na warszawskim Żoliborzu znalem w czasie wojny sześciu ukrywających się Żydów. W moim batalionie AK było ośmiu Żydów, serdecznych towarzyszy broni.

      Jakiś czas temu powiedział pan w wywiadzie, że nie „o taką Polskę walczył”. Co się powinno zmienić?

      – Odpowiedź na to pytanie wymagałaby kompleksowej argumentacji. Generalnie, mogę jedynie stwierdzić, że niestety cały okres 25-lecia w świetle nauki publicznego zarządzania jest pełen zasadniczych patologii. Przede wszystkim nie udało się nam dokonać właściwego doboru wysokiego gatunku kadry kierowniczej. Fakt, że we wszystkich badaniach prestiżu zawodu, polityk i poseł znajdują się na najniższych pozycjach, budzi zrozumiale zaniepokojenie. W rzeczywistości indywidualnie poważnie, doraźnie wzbogaciliśmy się zarobkami 2,5 miliona naszych emigrantów, którzy przez 25 lat przysyłali swoim rodzinom dużo ponad bilion złotych. To źródło się kończy, bo duży procent Polaków zostaje już na stałe za granicą i ściąga swoje rodziny. Natomiast struktura gospodarki z olbrzymią przewagą kapitału zagranicznego jest zbyt mało korzystna dla wzrostu dobrobytu. 14-procentowe bezrobocie kształtuje zbyt duże dysproporcje ekonomiczne, a negatywny przyrost naturalny na 212. miejscu na 224 badane kraje i masowa emigracja młodzieży, uzasadnia smutną perspektywę naszej przyszłości. Jedynie niezwykle sprawne kierownictwo, nastawione nie na osobistą karierę, a naprawdę wysoko ideowe być może potrafiłoby przełamać ten niekorzystny trend rozwojowy.

      Rozmawiała Ewa Koszowska,

  10. ~Vicky

    Arabowie kamieniują dziewczęta przyłapane na zalotach. A chłopców, czy chłopców też kamieniują z taką gorliwością?
    Mężczyzna za zabicie żony karany jest ewentualnie grzywną, a dla kobiet mają przygotowaną karę śmierci. To jest etyka?

  11. ~Dominik

    Wydaje mi się że kopulowanie przy figurach świętych nie robi nikomu krzywdy, kamienowanie chyba może zrobić komuś kuku…

Możliwość komentowania została wyłączona.