Jak wytłumaczyć dziecku przystępującemu do pierwszej spowiedzi i Komunii św. istotę i wartość tych sakramentów? Przed takim problemem stanąłem tydzień temu. Sprawa okazała się pilna, gdyż syn w piątek miał mieć próbną spowiedź, a ja w czwartek wieczorem pomagałem mu w przygotowaniu pierwszego w życiu rachunku sumienia. Zorientowałem się, że mimo przygotowania katechetycznego Kuba nie bardzo jest przekonany o sensie spowiedzi. Nie było wiele czasu do namysłu, użyłem prostej i dla dziecka – jak mi się wydaje – zrozumiałej dzisiaj analogii.
„Twoja dusza – powiedziałem – jest jak system operacyjny w komputerze. Im częściej z niego korzystasz, im więcej programów używasz i im mniej są one kompatybilne z systemem operacyjnym, tym działa on wolniej, gorzej, zawiesza się, trudniej się uruchamia. Dlatego trzeba od czasu do czasu zresetować komputer i wgrać od nowa system operacyjny. Podobnie jest z twoją duszą: co jakiś czas warto iść do spowiedzi i oczyścić swój wewnętrzny system operacyjny”.
Być może ta analogia, gdyby się jej bliżej przyjrzeć, stwarza więcej problemów niż przynosi pożytku – nie broniłbym jej za wszelką cenę. Na przykład ktoś mógłby powiedzieć, że grzech utożsamia po prostu z życiem: im bardziej intensywnie żyjesz, tym szybciej psujesz funkcjonalność swojego „systemu operacyjnego” – duszy.
Można by odpowiedzieć, że grzech jest w istocie brakiem wewnętrznej harmonii – a zewnętrzne nie do końca kompatybilne programy to przyzwyczajenia nie harmonizujące z naszym wszechstronnym rozwojem, które nabywamy w różnych życiowych sytuacjach (czyli po prostu wady). Poza tym, jest faktem, że używając intensywnie samochodu, nie da się go nie zadrapać ani nie pobrudzić. Podobnie jest z naszą duszą. Nie po to żyjemy, by w ogóle nie ryzykować w życiu. Nie po to kupujemy samochody, by stały wypolerowane w garażu. Przypomina się przypowieść o zakopanym talencie. Mocno zwraca na to uwagę papież Franciszek: w liście do biskupów argentyńskich powiedział na przykład, że „woli znacznie bardziej Kościół po wypadku niż chory”, bo pozamykany na świat.
*
Ale nie o tym chciałem pisać. Mój argument z „systemem operacyjnym” chyba zadziałał, bo zobaczyłem błysk zrozumienia w oczach syna – przystąpił on do spowiedzi i do pierwszej Komunii i więcej na temat sensu tych sakramentów od tego czasu nie rozmawialiśmy. Do myślenia dało mi co innego: uświadomiłem sobie, jak trudno jest rozmawiać o sprawach duchowych nie posługując się pojęciem duszy.
W poprzednich wpisach pokazywałem, że mamy kłopot ze znalezieniem miejsca dla tradycyjnie rozumianej duszy we współczesnym obrazie rzeczywistości, kształtowanym przede wszystkim przez nauki przyrodnicze. Jest druga strona medalu: „dusza” tak wrosła w nasz codzienny język (religijny), że trudno się bez niej obejść. Wyobraźmy sobie taką frazę skierowaną do pierwszo-komunisty (zapożyczoną z mojego poprzedniego wpisu): interakcja między emergentnymi poziomami zorganizowania materii, która tworzy twoją osobowość, przypomina system operacyjny komputera… Podejrzewam, że owego błysku zrozumienia w oczach syna raczej bym nie zauważył. 🙂
*
Gregg84 w komentarzu pod poprzednim wpisem pytał, w jaki sposób zamierzam utrzymać „katolickie twierdzenie o pośmiertnym trwaniu duszy przy postulacie fizyko-mentalnego monizmu”. Przyjrzałem się nauczaniu Magisterium i okazuje się, że pojęcie „duszy” nie tylko wrosło na trwałe w nasz potoczny język – także stanowi podstawową kategorię w dogmatycznym nauczaniu o człowieku. Trudno wyobrazić sobie, by można było je z tego nauczania usunąć. Jedyna możliwość, to nadanie mu nowej, bardziej nowoczesnej interpretacji. Ale i to wydaje się w tej chwili prawie niemożliwe.
Streśćmy nauczanie Katechizmu Kościoła Katolickiego na temat człowieka: osoba ludzka jest równocześnie istotą cielesną i duchową (p. 362). Życie cielesne zawdzięczamy Boskiemu „tchnieniu”, którym jest dusza (p. 364). „Jedność ciała i duszy jest tak głęboka, że można uważać duszę za 'formę’ ciała” (p. 365). Katechizm dodaje, że duch i materia w człowieku nie są odrębnymi naturami, tylko tworzą jedną całość. „Kościół naucza, że każda dusza duchowa jest bezpośrednio stworzona przez Boga – nie jest ona 'produktem’ rodziców – i jest nieśmiertelna; nie ginie więc po jej oddzieleniu się od ciała w chwili śmierci i połączy się na nowo z ciałem w chwili ostatecznego zmartwychwstania” (p. 366).
Interpretacja co najmniej dwóch dogmatów o duszy stwarza dzisiaj kłopot. Co to znaczy, że dusza jest formą ciała? Dogmat ten został określony na soborze w Vienne w 1312 r., a dokładnie brzmi tak: „Ktokolwiek odważyłby się twierdzić, bronić lub zuchwale utrzymywać, że dusza rozumna, czyli intelektualna, nie jest prawdziwie, sama przez się i z istoty swej formą ludzkiego ciała, powinien być uważany za heretyka”. Komentatorzy podkreślają, że formułując ten dogmat, Magisterium nie chciało angażować swojego autorytetu w popieranie hylemorfizmu – zgodnie z zasadą, że Kościół nie angażuje swej nieomylności w żadne konkretne kierunki filozoficzne. Przypomnijmy, że hylemorfizm sformułował Arystoteles, dostrzegając w bycie aspekt formalny i materialny. Ale jak inaczej – nie hylemorficznie – interpretować tezę, że dusza jest formą ciała? Poza tym co to znaczy w świetle współczesnej nauki „forma ciała”?
Kłopot sprawia także interpretacja prawdy, że każda dusza jest stworzona bezpośrednio przez Boga i dlatego jest nieśmiertelna. Katechizm dodaje ponadto, że nie jest ona „produktem” rodziców, tak jakby chciał powiedzieć, że za powstanie duszy nie jest odpowiedzialne działanie doprowadzające do poczęcia. Utrudnia to interpretację, że Bóg nie dodaje duszy osobno do ciała powstającego przez poczęcie, tylko działa bezpośrednio w ramach i „wewnątrz” praw przyrody. Jak uratować zatem jedność człowieka, a Boga uchronić przed posądzaniem, że jest kimś „od łatania dziur” w przyrodzie (God of the gaps)?
Te pytania pokazują, że przed współczesnymi teologami jeszcze dużo pracy.
*
Na koniec bardzo wstępny zarys mojej prywatnej metafizyki i eschatologii. Uważam, że wraz z pojawieniem się emergentnego poziomu materii, na którym stały się możliwe owe sprzężenia zwrotne i interakcje naszego mózgu ze światem, odpowiedzialne za naszą samoświadomość, refleksyjność i wolność naszej woli, zwierzę, którym jesteśmy, dojrzało do świata ducha. Mając wpływ na te interakcje ze światem i z innymi, nie tylko kształtujemy swój los na świecie, ale także tkamy swoją osobę. Efekty są różne: dostrzegamy je zwłaszcza w innych (na siebie trudniej jest bezstronnie patrzeć), np. pociągają nas ludzie duchowo piękni. Wiele razy miałem okazję o nich pisać. Wojtyła, ks. Bardecki, o. Badeni, Agata Mróz, Barbara Skarga, Krzysztof Kozłowski. 24 maja zmarła prof. Elżbieta Wolicka, osoba o niezwykłej mądrości, dobroci i skromności, nie narzucająca się, żyjąca dla innych. Jak była ważna dla mnie i dla innych, uświadomiłem sobie ze wstydem dopiero po jej śmierci. Dzięki takim „niewidocznym” ludziom świat jest miejscem, w którym da się żyć.
Wracając do metafizyki i eschatologii: sądzę, że na styku tego i tamtego świata działa transformacja, której niezmiennikiem jest owe piękno duchowe. Po drugiej stronie zostaje nas tyle, na ile tu, po tej stronie, zdołaliśmy niechcący wytworzyć tego piękna. A Bóg dodaje do tego nowe ciało i tym właśnie jest zmartwychwstanie…
„Twoja dusza – powiedziałem – jest jak system operacyjny w komputerze. Im częściej z niego korzystasz, im więcej programów używasz i im mniej są one kompatybilne z systemem operacyjnym, tym działa on wolniej, gorzej, zawiesza się, trudniej się uruchamia. Dlatego trzeba od czasu do czasu zresetować komputer i wgrać od nowa system operacyjny. Podobnie jest z twoją duszą: co jakiś czas warto iść do spowiedzi i oczyścić swój wewnętrzny system operacyjny”
Jeśli twój system operacyjny działa wolniej od zwykłego używania to trzeba go zmienić.
A jeśli twoja dusza zawiesza się od tego, że nie potrafisz sam jej „oczyścić”, to zmień kościół na taki, w którym nauczą cię samooczyszczania duszy :>
A gdzie w tym wszystkim jest Pismo Święte. Zdawa się, że jest to podstawa do tego, aby cokolwiek wyjaśniać, co jest, a co nie jest duszą. Takie wyjaśnienia, które pomijają podstawowe źródło wiedzy dla chrześcijan jakim jest Biblia, to jest totalna ignorancja zasługująca na wszelkie potępienie.
Czyli wynikałoby z tego, że dusza p. Sporniaka jest jak Windows, skoro właściwym sposobem na jej „oczyszczanie” byłaby „reinstalacja systemu”.
Metafory to niebezpieczne zwierzęta: mogą pogryźć, gdy się nie wie, jak z nimi obchodzić.
Panu Sporniakowi polecam zainstalować Linuksa i przejść na buddyzm – przynajmniej jest wolny od absurdalnej koncepcji „duszy”. Wówczas będzie można się już swobodnie pławić w dowolnych postaciach niealienującego monizmu (nawet jeśli jest to monizm a la biskup Berkeley).
A,. bo te wszystkie (a przynajmniej spora część z nich:)) nasze problemy z „duszą” zaczęły się wraz z Kartezjuszem – to on powiedział, że człowiek (a także wszystkie zwierzęta) to w gruncie rzeczy tylko „poruszające się maszyny.” I jeszcze – „myślę, więc jestem” – czy z tego nie wynika poniekąd, że ci, co „nie myślą” (płody, poważnie niepełnosprawne dzieci, ludzie pogrążeni w śpiączce…) – w zasadzie „nie istnieją”?
Ale nie o tym chciałam. Jestem żoną byłego księdza i zastanawiam się, jak zdołamy wyjaśnić naszym dzieciom piękno i moc sakramentów, skoro nie możemy ich przyjmować? A ja od 5 lat co noc we śnie widzę tylko…spowiedników.:) Może system mi się zawiesił?:)
Mnie się metafora podoba, przede wszystkim dlatego, że bardzo dobrze – jak się okazało przemawia do młodych ludzi. Poza tym chyba sama w sobie jest trafna, chociaż pomija oczywiście istotną kwestię Bożego miłosierdzia. Lepiej jednak żeby osoba przyjmująca pierwszy raz Komunię miała chociaż świadomość, że spowiedź przynosi ludzkiej duszy tak praktyczny efekt jak jej oczyszczenie z „nadmiaru śmieci”. Ja szedłem tam po raz pierwszy raczej z poczuciem czegoś kompletnie zbędnego, wynikającego wyłącznie z faktu, że taka jest kolej rzeczy. Ukształtowanie poczucia Bożego miłosierdzia należy chyba jednak przede wszystkim do księży – cóż z tego, że będzie się dziecku próbowało tłumaczyć sens teologicznych prawd, jeżeli spotka się ono później z bezlitośnie oceniającym, przesadnie krytykującym kapłanem, który zasady miłosierdzia nie bierze nawet pod uwagę…
Czy rodzice postępują moralnie narzucając dziecku swoją wiarę? Dlaczego później dorosły człowiek nie ma prawa wybrać dla siebie odpowiadającej religii czy światopoglądu? Nie daleko szukając mamy w dzisiejszym świecie fanatyków religijnych. To wina ich rodziców oraz nauczycieli religijnych. To oni przyswoili dziecku swoja wiarę aby w imię wg nich „prawdziwego” boga jako już dorosły wysadzał siebie i innych niewinnych ludzi w powietrze. Do takich czynów doprowadza wiara że po śmierci jego dusza jako męczennika znajdzie się w raju bo zabił kilku niewiernych. Żeby nie jego religia nigdy by nie dokonał takiej ciężkiej zbrodni. Uczy zbrodni właśnie między innymi religia a nie oszukańcze sformułowania typu „zbrodniarz i terrorysta”. Dla pół świata ten zbrodniarz jest bohaterem i męczennikiem.
Tak więc postępowi ludzie powinni uczyć i wychowywać ludzi w światopoglądzie ateistycznym a nie w swojej jedynie słusznej religii. Wyrzućmy religię ze szkół a uczmy religioznawstwa i światopoglądu ateistycznego. Później juz jako dorosły obywatel niech wybierze swoją drogę życia, dla niego jedynie słuszną, a nie dla innych, między innymi i rodziców. Autor powyższego tematycznego tekstu jakby się urodził Hindusem to na pewno by uczył swojego syna wiary w boga „połmałpy i półsłonia z wielkim penisem”. Dla katolików i nie tylko, jest to śmiertelny grzech a dla Hindusów wiara w ich tylko słusznego Boga.
Sakrament pokuty, sakrament oczyszczenia, pod taką lub inną postacią obecny jest w każdej wersji społeczeństwa, jaką może stworzyć ludzkość. Wydaje się on być sprzężony z poczuciem tożsamości, z nieuniknionością refleksji nad sobą samym. Być może należy zadać pytanie, czy jesteśmy w stanie wyobrazić sobie społeczeństwo, w którym proces poddawania się oczyszczeniu nie występuje? Jeśli pozwolimy sobie marzyć o dniach, jak te zarysowane w Mi 4,4, to i w tedy, tym bardziej wtedy, sakrament oczyszczenia wydaje się być silnie ugruntowaną instytucją. Nie należy zapominać o czasach, kiedy wszelkie przejawy życia duchowego były represjonowane. Należy zadać pytanie, jak poruszając się w świecie represji właściwie pojąć element zadośćuczynienia? Na pierwszy plan przeto występuje charakter interakcji ze społeczeństwem w którym wypadło żyć.
Jak wyznawać grzechy, czyli, co rozumieć pod pojęciem grzechu? Jeśli mierzyć to zagadnienie jedynie kategoriami socjologicznymi, kwestie te równie dobrze można by pozostawić karnistom. Jak właściwie wyświetlić duchowy aspekt grzechu? Jeżeli coś rozumiem, potrafię to zrozumiale wyłożyć i – dodajmy „zrozumiale czuć”. Zbawienie nie może jawić się jako coś mętnego – Mt 5, 37 – czy wiedziałem, jak realizować zbawienie? Tak? Nie?
Sakrament pokuty, sakrament oczyszczenia powinien konsumować należytą ilość energii społecznej, aby skutecznie oddziaływał w sprzężeniu zwrotnym. Aby rzecz wyłożyć dosadniej, sakrament pokuty musi być popularny. I jest popularny zawsze, jedynie wyobrażenia o tym, jak przebiegać ma zbawienie są różne – zależnie od społeczeństwa.
Mówimy o „duszy”, a co to jest dusza? Nie mamy absolutnie pewności ze dusza istnieję! Nawet wierzący w jakkolwiek religię nie mają pewności. Jest to tylko wiara, opierająca się na dogmatach i tzw. świętych księgach. Możemy mówić tylko o podświadomości. Ona i tylko ona oraz wychowanie kształtują naszą osobowość. Oddziałowuje na nasza psychikę, na nasze drugie Ja. Jeżeli podświadomość to inaczej dusza, ok. zgadzam się. Dodam że tę duszę posiadają i co niektóre ssaki. Prawie jestem przekonany że w chwili śmierci, umiera nasz mózg a razem z nim umiera podświadomość a jak kto woli dusza. Duszę wraz z bogiem wymyślił człowiek z epoki kamienia łupanego. I my a szczególnie Polacy wierzymy w nieśmiertelność duszy tak jak w niepokalane poczęcie, w gadającego węża, w pierworodny grzech, w cuda Chrystusa łącznie zmartwychwstaniem oraz po namyśle w odosobnionym miejscu przez nieomylnego papieża w 1950 roku?!!, odejściu żywym do nieba matki boskiej. Kto o normalnym umyśle i zdrowym rozsądku może w coś takiego wierzyć?
Fakt, że coś zostało zapisane w świętej księdze, bywa przekonujące dla tych ludzi którzy nie chcą i nie potrafią zadawać pytania? Dla nich oparta na dowodach naukowych nauka się nie liczy. Większość Amerykanów i nie tylko wierzy że Ziemia ma 6 000 ( sześć tysięcy ) lat i człowiek żył w epoce dinozaurów. Nie jest to tylko ludzka głupota ale to jest już śmieszne. Całe szczęście że mimo przeszkody postępu jaką stanowi religia, posuwamy się naprzód. Eliminujemy choroby za pomocą mikrobiologii i znajomości DNA oraz po Księżycu wylądujemy na Marsie. Jakby kilka wieków temu ktoś w Europie o powyższych możliwościach człowieka publicznie opowiadał to by został żywcem na stosie przez Inkwizycję katolicka spalony.
„Te pytania pokazują, że przed współczesnymi teologami jeszcze dużo pracy”.
Ile by pracy nad koncepcją duszy nie wykonali współcześni teologowie, nie zmieni to faktu, że pracują tylko nad synchronizacją własnych sprzecznych spekulacji w świetle nauki. Ich praca w najmniejszym stopniu nie przemieni duszy z religijnej spekulacji w fakt naukowy.
To oczywiście kłamstwo, co czytałeś o mojej religijności; kłamstwo, które jest po raz powtarzane. Nie wierzę w osobowego Boga i zawsze otwarcie się do tego przyznawałem. Gdybym jednak musiał znaleźć w sobie coś, co miałoby aspekt religijny, to byłaby to bezgraniczna fascynacja struktura świata, jaką ukazuje nam NAUKA.
Albert Einstein
Gratuluję genialnego syna. Skoro zrozumiał Twój wywód to nie musi się spowiadać. Wystarczy, że kliknie.
Do Zenona:
Podzielam w pewnym stopniu Twój optymizm co do przyszłości cywilizacji i sceptycyzm co do religii. Wydaje mi się jednak, że pojawia się tu pewna komplikacja dla każdego, kto czuje silne przywiązanie do polskości. Tradycyjnie polskość kojarzona była z katolicyzmem. Historia tak chciała, dlatego nie boczę się na znak krzyża w sali obrad Sejmu, czy profesorskie togi, wzorowane na strojach duchownych. Tradycja ma swój koloryt, nawet dość ciekawy. Natomiast wydaje mi się, że jest rzeczą bardzo ważną by jak najwięcej osób uświadamiało sobie, że historyczny związek patriotyzmu z wiarą nie musi być wieczny. Kościoły zaczynają już chyba powoli świecić pustkami, a przywiązanie do polskości długo jeszcze nie musi stawać się dziwactwem.
Bardzo mi się podoba dogmat o jedności ciała i duszy. Dusza jest z pewnością formą ciała. Dlatego potrafią być jednością. Tak jak Stary Testament jest kontynuacją Nowego, a Nowy wyjaśnieniem Starego Testamentu. Sformułowania ojców i doktorów kościoła na soborach co do ludzkiej duszy jest bardzo bogate w treść i zawsze daje nam wyobrażenie jak wiele Pan Bóg dał nam z siebie.
Może to wielkie uproszczenie, ale komputer jest na pewno dziełem Boga, lecz portal lub blog nie, gdyż na nim można wyrażać niechęć do Boga. Nawet będąc ateistą nie wolno nam krytykować Boga za cokolwiek, gdyż w całych dziejach ludzkości On nigdy nie powiedział nam, że kogoś nie lubi. Co więcej, nakazał nam kochać wszystkich i pozwolił nie lubić niektórych ludzi. Nie jest możliwe wszystkich lubić; trzeba jednak potrafić znaleźć cienką granicę pomiędzy sympatią a miłością bliźniego. Bóg ze swojej strony zagwarantował nam wieczyście swoją miłość. Z tego wniosek, że potrafi lepiej kochać od nas i krytyka lun jawna nienawiść do Niego lub Kościoła jest naganna. Kiedyś Święte Oficjum ścigało takich ludzi. Teraz nazywa się Kongregacją Nauki i Wiary i nadal analizuje takie przejawy w społeczeństwie.
Porównanie spowiedzi od instalacji systemu na komputerze nie jest najgorsze, ale istotne jest to, co jest na osobnej partycji. Tam jest to, co decyduje o naszej uczciwości wobec Boga i to co taimy lub czego się wstydzimy. Gdy trzymamy to pomimo spowiedzi, lub po spowiedzi, to nie ma w nas zadośćuczynienia Panu Bogu i bliźniemu. Trzeba zapisać na nim to, co potrzebne jest dla duszy nieśmiertelnej, a usunąć to co zmusi nas przy najbliższej niedzieli do pozostania w ławce podczas komunii i kolejnej spowiedzi. Nauka za pomocą komputera może być dobra pod warunkiem, że dziecko zrozumie w czym rzecz. Czasy współczesne jednak pozwalają na robienie z Pana Boga mikroszkopa, który może być podobny do naszego zafiksowanego laptopa. Tak nigdy nie będzie, ale trudno też wytłumaczyć lepiej dziecku to, że w czasach Chrystusa ludzie gdy jeździli na osiołkach nie dzwonili do siebie telefonami podczas jazdy samochodem lub autobusem w czasach dzisiejszych. Nazwałbym to zamieraniem religii, gdyż nie idzie ani szerzyć myśli teologicznej, ani nauki wiary wśród młodych. O ile lepiej by było podróżować mając zamiast portwela różaniec w kieszeni i dojechać do celu. To niemożliwe dzisiaj, ale świadczy to o tym, że na własne żczenie oddalamy się od Boga. Postęp nie jest po to, żeby sobie wić gniazdko, ale lepiej służyć Panu! Gdy mu nie służymy na coraz wyższym standardzie życiowym zakopujemy nasz talent i stajemy się niewolnikami głupoty oraz odstępstwa.
Dziś tylko inwalida I grupy przejedzie tramwajem za darmo z różańcem w kieszeni. Zanczy to, że wszyscy, którzy muszą płacić są jak inwalidzi wobec Boga, gdyż tylko chory może być prawym człowiekiem. Inni ciągle są Bogu coś winni w życiu codziennym. Od chorych Bóg nie chce bo są niewinni. Taki obrazek świadczy też o tym, powoli staje się niemożliwe wytłumaczenie dziecku jak się rozliczać ze swojego życia, gdyż żeby przestać grzeszyć trzeba przestać być winnym Bogu zapłatę za bilet, a to jest niemożliwe. Musiałby nas leczyć chory z grzechu, a ślepi ślepego nie mogą prowadzić. Ich cierpienie i modlitwa może to zmienić, ale na ile? Wydaje mi się, że to co przekazuje nam hagiografia, mówi o tym, że nasza modlitwa raczej potrzebna i bardziej pomocna jest zmarłym. Tu pracujemy na próżno z powodu kompulsywnych grzechów resetowania tylko partycji C. Literka ta świetnie pokazuje nam jaki mamy kręgosłup, a Bill Gates nieprzypadkowo za standard dla systemu użył litery C. Obyśmy nie stali się tak niemoralni jak małpi kręgosłup! One podobno są bardzo inteligentne 🙂 My też, zwłaszcza, gdy wymyślamy nowe blogi i komentarze pod adresem nawet ludzi, którzy popełniają błędy.
Dziś za pomocą Biblii dziecku nie da się wytłumaczyć prawideł katechizmu. Jest za duża rozpiętość czasowa – mam na myśli różnice technologiczne. Dzieci rodzą się teraz nie na etapie sandałów i osiołka, ale od poczęcia czują pod sobą napęd 4×4. Obyśmy nie byli bogami dla tych inwalidów w PKS, a Bóg nie osądził nas tak jak my ich na co dzień. Mój Pan od polskiego zawsze powtarzał, że nie wiadomo kto na ulicy jest normalny. Może ci co są w zakładach?
Może o. DeMello został posądzony o schizmę z powodu buddyzmu, ale buddyzm potrafi lepiej niż chrześcijaństwo nauczyć miłości i szacunku dla ludzkiego życia, zwłaszcza życia nienarodzonego. Nigdy nie krytykuję innych religii i nie używam ich do ironicznego tomu. Jan Paweł II zostanie kanonizowany też za szacunek do innych religii.
Mój proboszcz zdołał mnie poinformować, że cały mój dysk jest do bani i że zawartość kosza nie jest najgorsza. Miał ksiądz przebicie! Narobił mi wstydu, gdyż mój dysk obiecałem sobie zostawić do śmierci. Niech mnie Pan Bóg osądzi ze śmietnika, bo nic poza tym nie mam. Jestem biedny.
Podobno rodzice mogą narzucać „swoją wiarę” swoim dzieciom bez specjalnych regulacji Watykanu lub sądu i odpowiadają tylko przed Bogiem za błędy. Z doświadczenia odradziłbym Wam poprawianie wychowawców. Oni z tą ich „religią” są jak ta inwalidka I gr. w tramwaju. Mogą wiele poprawić bo są starsi i pamiętają czasy prymitywne, bym powiedział. Mają też błogosławieństwo z nieba, żeby wychowywać młodzież. Są też czasem jedynymi na których możemy liczyć w naszym młodym życiu. Dziś młody człowiek za darmo nic nie dostanie. Tak mnie nauczył mój ojciec.
Kiedyś poprosiłem studentkę w Carrefour o 20 gr do wody, a ona mi odmówiła, gdyż wyglądałem lepiej od niej. Ubieram się jak najlepiej, żeby nie było widać kim jestem. To niemoralne, żeby było za bardzo widać nasze słabości i ułomności. Święci tego zabraniają. Nie wolno dawać po sobie poznać, że nas coś boli, ale możemy poprosić o pomoc.
I jeszcze jedna rzecz. Ponieważ mam dużo czasu, to obserwuję ludzi i ich dusze, skoro one są też na zewnątrz. Najwyraźniej, upraszczając trochę, kulejąca babcia, zgrabna kobieta i ładnie odziany młody mężczyzna może być bardzo fascynujący ze względu na swoje wnętrze. Po sposobie bycia wiele można odczytać, a twarz jest odbiciem duszy. Ludzie mają różne dusze, ale na wszystko patrzeć nie wolno. Ksiądz na nauce może powiedzieć, że kobietę można podziwiać za względu na to, że jest dziełem Boga lub zabronić podnosić wzroku na kobiety. Widocznie nie wolno obdzierać duszy z ciała 😉
Na marginesie powiem, że najładniejsze dziewczyny na świecie są w Krakowie. Jednak ile w Waszej opinii mogłoby być tolerancji dla mojego podejścia do eschatologii indywidualnej. Ja tylko chce powiedzieć, ze są tak atrakcyjne jak klejnoty św. Królowej Jadwigi. Ona zasponsorowała Uniwersytet Jagielloński i dzięki temu potrafią ruszać głową. Są mądrymi Żydówkami. W tym mieście jest wielu Żydów lub ludzi z korzeniami żydowskimi. Na Kazimierzu jest pięknie i Szejwach Weiss zawsze to podkreśla. Ta dzielnica ma swoją duszę, a gołębie nie są tam kiedykolwiek głodne… W tym mieście jest tak, jak śpiewa Grzegorz Turnau.
Mój pierwszy akapit wymaga pewnej korekty. Stary Testament jest kontynuacją Nowego Testamentu, a Nowy zawiera się w Starym. Sam już nie wiem, bo nie jestem ani biblistą, ani teologiem. Życzę udanej eksploatacji PC.