Archiwum miesiąca: styczeń 2012

Kobieta zmienną jest

Jesteś od wielu lat sumienną matką, wierną żoną i wytrawną kochanką. Pewnego razu zaskoczona i zbita z tropu zauważasz, że chętnie zdradziłabyś męża z tym przypadkowym facetem, którego niedawno spotkałaś. Zaczynasz się niepokoić, co się z tobą dzieje. Czyżby budowany przez lata ciężką pracą i poświęceniem własny wizerunek dobrej matki i żony zaczynał się chwiać w posadach i kruszyć? Jeśli jesteś wierząca, idziesz do spowiedzi i wyznajesz swoje nowe niechciane pragnienia. Masz pecha, bo choć ksiądz stwierdza zgodnie z prawdą, że samo pragnienie nie jest jeszcze grzechem, i tak nie uspokaja cię – przeciwnie, wzmaga twój lęk, przekonując, że to diabeł wodzi cię na pokuszenie: musisz zdecydowanie przeciwstawić się pokusie! Jakby na złość, zaczyna podobać ci się coraz więcej facetów. Coraz gorzej o sobie myślisz. Te złe myśli stają się coraz bardziej natrętne. Napięcie wzrasta i niewiele brakuje, byś dała za wygraną.

Spokojnie! Proponuję zupełnie inną interpretację twoich zmagań.

*

„La donna e mobile” śpiewa książę Mantui w znanej arii opery „Rigoletto”. To jemu przewrotny geniusz Verdiego wkłada w usta ów słynny wyrzut, choć beztroski arystokrata, bawidamek, który bez skrupułów wykorzystuje kobiety, ma najmniejsze prawo wypominać cokolwiek płci pięknej. Faktem jest jednak, że kobieta ma skłonność do zmienności i to skłonność zaskakująco głęboko ewolucyjnie umotywowaną.

Do czasu, gdy prymatolożka Sarah Blaffer Hrdy opublikowała książkę „Kobieta, której nigdy nie było”, czyli do roku 1981, w biologii ewolucyjnej królował stereotyp (przejęty następnie przez psychologię ewolucyjną), że samce są seksualnie asertywne, niepowściągliwe i niezaspokojone w przeciwieństwie do samic – seksualnie biernych i cnotliwych (czyli wybrednych). Ławo te stereotypy dawały się ewolucyjnie wytłumaczyć. Samce z reguły ponoszą znikome koszty prokreacji – zaledwie porcję nasienia. Dlatego opłaca im się kopulować z jak największą liczbą samic. Co innego samice – to przeważnie na nie spada ciężar wydania na świat i wychowania następnego pokolenia. Skoro tyle inwestują, powinny zważać, z kim się zadają i wybrać tego najbardziej odpowiedniego samca (ew. związać go ze sobą i nakłonić do pomocy np. stałą receptywnością seksualną).

Oczywiście, na mechanizm doboru płciowego mają wpływ wymienione uwarunkowania, ale nie one wyłącznie. I na to zwróciła uwagę Hrdy w swojej rewolucyjnej książce.

*

Przypomnijcie sobie mój poprzedni wpis „Instynkt dzieciobójcy” i fakt częstego wśród samców naczelnych odruchu mordowania młodych napotkanych przy obcych samicach. Zdaniem Hrdy, samice wypracowały prosty i skuteczny mechanizm obronny, który następnie przekazany został przedstawicielkom homo sapiens: w miarę możliwości oddają się każdemu napotkanemu samcowi. W ten sposób dezorientują ich co do ewentualnego ojcostwa przyszłego potomstwa. Dzięki temu jest ono bezpieczne, a nawet może liczyć na wsparcie wielu samców.

Ponoć przeprowadzano zmyślne eksperymenty, które pokazały, że samce prymatów rzeczywiście pamiętają, z którymi samicami kopulowały i nie są agresywne wobec ich potomstwa.

Innym argumentem za taką interpretacją małpiego permisywizmu ma być… łechtaczka. Facet/samiec względnie szybko może szczytować i zaraz po tym przeżyciu staje się na pewien czas niewrażliwy seksualnie. Kobieta/samica dzięki łechtaczce może się kochać długo i szczytować wielokrotnie (szympansice mają nawet bardziej dorodną łechtaczkę niż przedstawicielki homo sapiens). Zdaniem Hrdy, ewolucja w taki właśnie sposób wykształciła seksualność płci pięknej, by pomagała chronić potomstwo przed samczą agresja.

Zatem pragnienie „skoku w bok” może mieć całkiem sensowne ewolucyjne wytłumaczenie.

*

Czy to usprawiedliwia rozwiązłość? Moim zdaniem, nie. Pisałem już, że czym innym jest moralność, a czym innym to, co siedzi nam w głowach jako ewolucyjny spadek. Jako ludzie jesteśmy zdolni dystansować się wobec własnych biologicznych odruchów. Warunkiem jest świadomość ich obecności i rozumienie, skąd się biorą.

Instynkt dzieciobójcy

Prawdopodobnie wszyscy podróżujący pociągami mężczyźni znają to uczucie. Czeka cię kilkugodzinna podróż. Wchodzisz do prawie pustego przedziału, przy oknie siedzi tylko sympatyczne dziewczę. Myślisz sobie: „Najbliższe godziny spędzę w miłym towarzystwie”. I gdy pociąg ma już ruszać, do przedziału wpada… matka z małymi dziećmi.

Pierwsze pół godziny starasz się coś czytać, choćby przeglądać gazety, nawet próbujesz się do tych małych ludzi uśmiechać. Następne pół godziny gorączkowo zastanawiasz się, czy zabrałeś ze sobą słuchawki, a jeżeli tak, jak długo wytrzyma bateria notebooka, którą oczywiście zapomniałeś wczoraj naładować. Ostatecznie wielokrotnie słuchasz muzycznego motywu, wgranego przez twoich synów w twoją komórkę jako dzwonek i przyrzekasz sobie (kolejny raz), że po powrocie już tym razem na pewno skopiujesz specjalny zestaw ratunkowy na czarną godzinę (choć harmider dziejący się wokół ciebie jedynie „Cwałowanie Walkirii” mogłoby zagłuszyć).

Po godzinie siedzenia jak na szpilkach nie wytrzymujesz i resztę podróży spędzasz na korytarzu.

Przyznaję, że o dzieciach po takiej przejażdżce myśli się w jeden sposób: bachory! Tym większym były dla mnie zaskoczeniem te nieprzebrane pokłady cierpliwości wobec własnych dzieci, wyzwolone przez ich pojawienie się na świecie. Skąd taka kolosalna różnica?

Z przeszłości, oczywiście. Naukowcy długo ignorowali coraz liczniejsze doniesienia makabrycznych zdarzeń. Po prostu trudno było uwierzyć, że samce najbliższego nam genetycznie gatunku, koledzy sympatycznej Czity to bezwzględni dzieciobójcy. Trochę usprawiedliwia prymatologów fakt, że zwykle wszystko dzieje się bardzo szybko, dwie, trzy minuty: nowy samiec alfa niepostrzeżenie podchodzi samicę, wyrywa jej dziecko i zaczyna uciekać. W trakcie ucieczki np. wgryza się w jego czaszkę. Jeśli mu się zamach uda, często swoją ofiarę zjada (przecież z biologicznego punktu widzenia szkoda byłoby zmarnować taki kąsek!). Zdarza się, że matka już po chwili daje za wygraną i nie ściga napastnika, nie może sobie pozwolić na ryzyko poturbowania. Bardziej waleczne są babki i ciotki, nawet czasem udaje im się malca uratować, ale i tak nie na długo. Samiec jest zdeterminowany – kieruje nim bezwzględny instynkt. Jak wyjaśnić takie zachowanie?

Wbrew pozorom, sprawa jest całkiem prosta. Dominujące samce u szympansów czy goryli przejmują haremy samic nie na długo, zwykle, jak podliczyli biolodzy, na ok. dwa lata. Ciąża u szympansicy trwa natomiast długo, bo ok. 8 miesięcy. Następnie przez kilka lat opiekuje się ona młodym. Przez ten okres jest niepłodna, a samiec alfa nie po to stoczył bój i wygrał z poprzednikiem, by mieć niepłodny harem. Im prędzej uda mu się zapłodnić jak największą liczbę samic, tym skuteczniej przekaże swój materiał genetyczny następnemu pokoleniu. Nie może zatem bawić się w ceregiele. Jeśli zabije malca, płodność matki szybko powraca.

Słabsze, bo o jedną czwartą mniejsze samice nie są jednak zupełnie bezbronne. Wykształciły w toku ewolucji zaskakujące sposoby obrony, które, jeśli się je ekstrapoluje na kobiety, podważają liczne stereotypy na temat kobiecej seksualności. Pasjonująco o tych sposobach i stereotypach pisze prymatolożka Sarah Blaffer Hrdy w książce „Kobieta, której nigdy nie było”. Ale o tym innym razem.

Nie zdążyłem sprawdzić, czy, tak jak się spodziewam, w policyjnych statystykach wśród dzieciobójców królują konkubenci.