Bardzo trudno jest dzisiaj uzasadnić zakaz seksu poza małżeństwem jako normę deontologiczną, tzn. chroniącą dobro wprost morale. Dobro stricte moralne to np. sprawiedliwość czy prawdomówność. Powinniśmy być sprawiedliwi czy prawdomówni bez względu na okoliczności i bez względu na to, że niesprawiedliwość albo kłamstwo może przynieść w danej sytuacji nawet wielkie pozamoralne dobro, np. uratować komuś życie. Dzieje się tak, ponieważ dobro moralne dotyka wprost godności człowieka jako rozumnej, świadomej i wolnej istoty i poza nim nie ma większego, bardziej wartościowego dobra.
Rozpoznać je można w sytuacji próby, gdy stajemy przed wyborem, który jest rozłączny: albo postąpimy moralnie dobrze, co może nas wiele kosztować, albo moralnie źle, uderzymy jednak wtedy w samo centrum naszego człowieczeństwa – stracimy rzecz bezcenną. Jak powiadał Sokrates, lepiej być ofiarą (utracić jakieś dobra pozamoralne) niż oprawcą (stracić prawość). Przykłady innych dóbr czy wartości moralnych to uczciwość czy wierność. Można być albo uczciwym, albo nieuczciwym; albo wiernym, albo niewiernym – nie ma jakiegoś stanu pośredniego.
Ważną cechą dobra moralnego jest także to, że odwołanie się do niego kończy etyczne uzasadnienie. Albo dostrzegamy, że lepiej być ofiarą niż oprawcą, albo tego nie widzimy. Nie da się tego inaczej dowieść. Wspomnijmy np., że utylitaryści nie uznają tego typu moralnego wglądu i odrzucają deontologiczną argumentację. W zamian proponują rachunek skutków naszego postępowania. Moim zdaniem jednak w ten sposób mylą etykę z prakseologią (teorią skutecznego działania).
*
Do dóbr stricte moralnych tradycyjna etyka zaliczała także czystość. Dzisiaj jest to, jak powiadam, trudne, o ile w ogóle możliwe. Dlaczego? Bo dobro moralne ma być oczywiste, ma nas pozytywnie obezwładniać, ma być bezwzględnie atrakcyjne, tak jak np. sprawiedliwość. Czystość jako wartość przestała być w ten sposób dla nas przejrzysta – nie wiemy, co w dziedzinie seksu jest czyste, a co nieczyste (poza oczywiście skrajnościami). Niektórzy zapewne powiedzą, że to wina naszej zdemoralizowanej cywilizacji. Ja jednak sądzę, że seks zawsze nie bardzo się nadawał jako materiał do bezpośredniej deontologicznej wykładni. Głównie ze względu na jego silnie biologiczne korzenie, a także na lęki, jakie wzbudza (czy wzbudzał) i plastyczność związanych z nim przeżyć, a co za tym idzie – na naszą podatność na cudze sugestie w myśleniu o nim. Naprawdę, czystością można straszyć i jeszcze nie tak dawno straszono nią na potęgę, co skutkowało pruderyjnym czy lękowym podejściem do seksu.
Zatem jeżeli nie deontologia i idea czystości, to jaką mamy w etyce alternatywę? Także deontologia, ale nie bezpośrednio. Seksualność jest ważnym aspektem naszej natury, a naturę trzeba szanować, tzn. mamy moralny obowiązek rozwijać swoje naturalne potencjalności. By jednak je rozwijać, a nie niszczyć czy degradować, musimy wiedzieć, po co są i działać zgodnie z tą wiedzą. W ten sposób będziemy postępować sprawiedliwie wobec siebie i wobec innych, bo jak wiadomo, być sprawiedliwym, to oddać każdemu co mu się słusznie, czyli zgodnie z jego naturą, należy. Innymi słowy, mamy sprawdzić, kiedy użycie seksu jest w naszym jak najlepiej pojętym interesie, a kiedy siebie i innych krzywdzimy. I tak okrężnie odwołujemy się do deontologicznej zasady sprawiedliwości.
Wielokrotnie już powtarzałem, że ze względu na postęp wiedzy empirycznej jesteśmy w bardziej uprzywilejowanej sytuacji niż poprzednie pokolenia. Wiemy coraz więcej i dzięki temu rozumiemy o wiele więcej.
*
To truizm, że ewolucja wynalazła płeć jako bardziej efektywny sposób na rozmnażanie. U ludzi seks przybrał jednak nowy wymiar: biologicznie nie służy tylko, a nawet – jak się okazuje – nie przede wszystkim prokreacji. Na ewolucyjną historię człowieka złożyło się kilka ważnych przełomów: zejście naszych przodków z drzew na sawannę, wyprostowanie postawy ciała, utrata sierści, a przede wszystkim rozwój mózgu. Ten ostatni proces okazał się tak korzystną inwestycją, że rekompensował z nawiązką poważne kłopoty, które spowodował. Ponieważ ewolucja poprowadziła (pamiętajmy: to ślepy proces!) kanał rodny poprzez otwór miedniczny, głowa dziecka podczas porodu musi przeciskać się przez przejście o ograniczonej średnicy. Ciąża u hominidów wraz z rozrostem mózgu zaczęła się skracać, by dziecko z coraz większą główką miało szansę wydostać się na świat. W związku z tym, potomstwo rodziło się coraz bardziej niedojrzałe. (Skutkiem tego procesu była też wysoka śmiertelność wśród noworodków i matek, a ludzkie porody, pomijając współczesną medycynę, należą do najbardziej bolesnych i ryzykownych w przyrodzie; mimo to duży mózg się opłaca!)
Bezradne ludzkie dziecko wymaga długiego okresu intensywnej opieki. Dodatkowo utrata sierści z powodów termoregulacyjnych zajęła matce ręce: ludzkie dziecko musiało być noszone, w przeciwieństwie do małego małpiątka, które samo trzyma się sierści matki (z przedludzkich czasów u naszych noworodków pozostał atawistyczny odruch chwytny). W związku z tym ludzka matka straciła zdolność samodzielnego troszczenia się o pożywienie. Potrzebowała stałego opiekuna. Tak biologia ewolucyjna tłumaczy monogamię wśród ludzi.
*
Co spaja kobietę i mężczyznę, zwłaszcza, gdy żyją wśród innych atrakcyjnych kobiet i mężczyzn (w grupie pierwotni ludzie mieli większe szanse przeżycia i rozwoju)? Oczywiście seks. Ewolucyjna zmiana natury seksu przebiegała jakby dwutorowo. Z jednej strony seks przestał być jedynie prostą kopulacją, a stał się działaniem niezwykle przyjemnym, angażującym i więziotwórczym (wypowiadając się o seksie oralnym już wspominałem, że ewolucja wykorzystała prastare obwody w mózgu sterujące, głównie przy pomocy oksytocyny, więzią między matką a dzieckiem). Z drugiej strony zmienił się cały mechanizm popędu seksualnego. O ile popęd u zwierząt działa na zasadzie rui, tzn. na krótki okres jajeczkowania hormony zalewają zwierzęce mózgi i całkowicie zmieniają zachowanie samców oraz samic, sprawiając, że stają się oni dla siebie niezwykle atrakcyjni, o tyle u człowieka atrakcyjność seksualna ma względnie stały charakter. Oczywiście podlega różnym fluktuacjom (wiosna ciągle nas „bierze” J), ale zasadniczo nie blokują one zdolności współżycia w dowolnej chwili, i to do późnej starości. Jednocześnie ewolucja dość skutecznie ukryła – zwłaszcza przed mężczyzną, ale także przed samą kobietą – fakt owulacji (stąd tyle zachodu w naturalnych metodach kierowania płodnością). Zatem ludzka para ma przede wszystkim stworzyć silny związek przez ciągłe seksualne zajmowanie się sobą, a dzieci pojawią się jakby przy okazji dopiero w tak solidnie zbudowanym rodzinnym gnieździe – takie jest biologiczne przesłanie co do natury seksu.
Proces ewolucyjnego przewrotu w funkcjonowaniu seksualności u człowieka ciekawie ilustruje przykład… kobiecych piersi. Do czego one służą? Ortodoksyjny tomista odpowiedziałby, że oczywiście do karmienia potomka. Dlaczego zatem ich budowa i kształt są aż tak niefunkcjonalne, że grożą uduszeniem noworodka? Odpowiedź biologów ewolucjonistów jest zaskakująca: kobiece piersi są substytutem wypiętych pośladków. Gotowe do spółkowania wypięte pośladki to bardzo głęboko wpisany w samcze mózgi seksualny bodziec. Ewolucja, podnosząc seksualność na poziom silnej relacji, m.in. odwracając do siebie partnerów twarzami, wykorzystała gruczoły mlekowe, by stworzyć dodatkowy stały seksualny bodziec, nawet kosztem pierwotnej biologicznej funkcjonalności. Dlatego kobiece piersi na nas, mężczyzn, tak bardzo silnie działają. Proste. J
Co z tych przyrodniczych danych wynika dla etyki życia seksualnego?
Aby nie przedłużać, ciąg dalszy w następnym wpisie – niebawem.
PS. Mieszkających niedaleko wrocławskich dominikanów zapraszam jutro (4 grudnia) na godz. 17.00 do pięknego rokokowego refektarza na mój wykład pt. „Czy Kościół katolicki zmieni nauczanie w dziedzinie etyki seksualnej”. J
Dzisiaj chciałabym się czepić, że w tytule wykładu (Czy Kościół zmieni nauczanie odnośnie etyki seksualnej?) jest błąd – nie: „odnośnie”, tylko: „odnośnie do”.
„Czy Kościół katolicki zmieni nauczanie w dziedzinie etyki seksualnej” – Hihi, poodbno jest taka dziennikarska zasada: Nie warto pisać artykułu, jeśli na pytanie postawione w tytule odpowiedź brzmi: NIE. ;-)))
No i jak było na tym wykładzie?
„Bardzo trudno jest dzisiaj uzasadnić zakaz seksu poza małżeństwem jako normę deontologiczną, tzn. chroniącą dobro wprost morale”.Ja bym rzekł, że poszukiwanie takiego uzasadnienia jest podtrzymywaniem kompromitującego mój Kościół nauczania (ha,ha).Niby jakie zło miałoby wynikać z tego, że dwoje ludzi daje sobie nawzajem rozkosz?Zakładając rzecz jasna, że nikt nikogo nie zdradza.Kościół bredził w sprawie Kopernika, bredzi i w sprawach związanych z seksem.Jak ktoś się czuje zażenowany nauczaniem Kościoła o seksualności, to znaczy, że w ogóle jest zażenowany Kościołem albo nie zna jego historii.Te dyskusje o homoseksualistach też mnie śmieszą. Urodzili się, czy nabyli? Normalnie to be or not to be.Znam dwóch gejów i oni się z pewnością urodzili gejami. Obydwaj z heteroseksualnych związków, katolickich, chłopskich. Z soli Tej Ziemi normalnie. Jeden i drugi mówi jak gej, tyłek wypina jak ciocia, nadgarstka utrzymać nie jest w stanie inaczej niż w zwisie itede. Nauczyciel i organista-fajni ludzie. I tyle.Że lubią siusiaka wepchnąć w odbyt faceta? No i? Gdzie tu zło? Że odstępstwo od normy-jasne. Że tyłek jest z punktu widzenia nieprzygotowany do penetracji-może (bo jak robimy kupę, to i my hetero czujemy ulgę vel jakąś tam przyjemność).Kościół się nigdy nie przejmował brakiem orgazmu u kobiet, na pedofilię oko przymykał, ale seks poza małżeństwem i homoseksualizm to normalnie obiekt trosk kolejnych papieży.Nie ma się co przejmować teologicznym bełkotem.Można uzasadnić i Trójcę i jej brak (jak zrobili to sympatyczni Arianie).Co tak komu pasuje, byleby dobrym człowiekiem był.Lepszy dobry ateista niż pedofil papista.Amen
> No i jak było na tym wykładzie?W pierwszym zdaniu red. Sporniak zacytował Gościówę 🙂
No no!…Po sieci chodzą wiadomości, że powinno być dostępne nagranie z tego spotkania, ale nie mogę go nigdzie znaleźć.
Nagranie wykładu, tak jak wcześniejszych, powinno się pojawić na stronie szkolawiary.pl (archiwum).Co do wykładu, to nie udał się on chyba do końca – z winy wykładowcy 🙂 Nie mam jeszcze doświadczenia w publicznych wykładach i popełniłem szkolny błąd: podszedłem do tematu tak jak zwykle podchodzę do pisanego teksu – zbyt szczegółowo (sam konspekt miał aż 4 strony!). Dużo lepiej wypadły chyba odpowiedzi na pytania. Naukę na przyszłość mam taką, by konspekt opracowywać w formie zwięzłych pytań-haseł wywoławczych.Co do samego tematu to stali bywalcy bloga niczym chyba nie byliby zaskoczeni – próbowałem po prostu pozbierać i streścić to, do czego tutaj doszedłem (odnośnie do HV i problemu konfliktu sumienia z nauczaniem).Natomiast słuchacze i organizatorzy – fantastyczni!
A jakie były pytania od słuchaczy?Z czym najbardziej dyskutowali?
„Czy jest możliwe takie podejście do stosowania metod naturalnych przez małżonków, które jest tak samo przeżywane jak metody niedopuszczalne przez Kościół katolicki?” – to pytanie z kartki, którą przypadkowo zachowałem. Ponieważ wykład był m.in. o zamianie przez Pawła VI perspektywy analizy aktu z obiektywnej (dzidziuś) na podmiotową i subiektywną (przeżycie, znaczenie), kilka pytań odnosiło się właśnie do przeżywania małżeńskiego seksu. Przypominam sobie także pytanie o ocenę antykoncepcji w judaizmie i w prawosławiu oraz o to, czy wierzę… w piekło. 🙂
http://NOWEFILMY.NET – Twój portal z filmami do ściągania
Jaaaasne! Kobiece piersi sugerują wypięte pośladki, a vagina jest dentata. Co za płytki freudyzm! A już twierdzenie, że seks oralny ma cokolwiek wspólnego z więzią matki z dzieckiem to katastrofa! Jeszcze rozumiem, że kobieta przy fellatio może przypominać noworodka ssącego pierś, ale mężczyzna przy cunilingus? Zero podobieństw. Jeja!
A jeśli chodzi o twoją teorię moralności, to jest wydumana. Jezusowi wystarczyło odpowiedzieć na pytanie: „Kto jest bliźnim?”. Robisz bliźniemu krzywdę – źle, czynisz mu dobro – dobrze. Jezus nie uczył moralności opartej na abstrakcyjnych kategoriach filozoficznych. To dziwne, że tego nie widzisz – przecież problem z abstrakcyjnymi „wartościami moralnymi” najbardziej się przejawia w kłopotach katolików z NPR. Gdy mają wybierać pomiędzy abstrakcyjną wartością, a realną więzią z partnerem.
Zgadzam się z przedmówczynią , ze zbytnio wypreparowano intelektualnie rozważania odnośnie etyki seksu przez nieszczęsne zawikłanie filozoficzne głownie średniowieczną scholastyką plus tomizm i dalej brnący w to samo neotomizm uwikłany scholastycznymi rozważaniami na gruncie teologii moralnej głownie jako narzędzie , instrument do szatkowania i opisywania norm etycznych w dziedzinie moralności seksualnej głownie z naciskiem ..kiedy granica jest przekroczona i jak bardzo ….a już sama istota przedmiotu analizy szedł na dalszy plan a nie mówiąc o znikomej wiedzy z zakresu psychologii, fizjologii, biologii czy seksuologii ( nauk empirycznych i podlegających zasadzie falsyfikowalności ).Niestety obecne debaty toczące się w łonie KK również są obciążone tym , za dużo filozofii za mało wiedzy merytorycznej z zakresu( hard science ) przedmiotu poruszanego tematu.Kto ma inne zadanie zapraszam do dyskusji.
A mnie ciekawi jedna rzecz. Kościół twierdzi, że do zbawienia potrzebny jest chrzest. Jak wiadomo z badań naukowych, bardzo duża część kobiet roni, podobno przed implantacją ginie ok 50 procent wszystkich zapłodnionych jajeczek. Więc jeśli kościół naucza, że bez chrztu nie ma zbawienia i jeśli twierdzi, że zarodki, płody mają duszę, to powinien w ogóle zabraniać uprawiania seksu, żeby nie ryzykować bezbronnych duszom wiecznego piekła. Wiem, że jakiś czas temu ta sprawa była poruszana i ogłoszono, że należy mieć nadzieję, że te duszyczki są przyciągane do nieba, ale to pewnie wynik „nowych czasów”, natomiast ciągle obstaje się, że bez chrztu nie ma zbawienia. Chociaż co począć z dobrymi ateistami, buddystami, hinduistami i całą resztą dobrych ludzi, którzy nie dostąpili łaski chrztu. W tym dzieci zmarłych przed chrztem. Czy uprawiając seks ryzykujemy, że spędzą wieczność w piekle ? Straszna ortodoksja, ale czyż nie tak naucza kościół, że bez chrztu nie ma zbawienia?
> czyż nie tak> naucza kościół, że bez chrztu nie ma zbawienia?Prawie. Kościół naucza, że NIE ZNA innego sposobu zbawienia niż przez chrzest.
Zatem co z tymi nienarodzonymi ??
Kościół nie wie. Nikt nie wie. Mamy tu mniej więcej te same kompetencje do spekulacji.Mnie się wydaje, że Bóg zadbał o nie.
Tylko w takim razie można mieć nadzieję, że Bóg zadbał też o „dobrych” ateistów, buddystów, hinduistów, islamistów i wszelkiego rodzaju ludzi, którzy nie zostali ochrzczeni, co by oznaczało, że wcale chrzest do zbawienia potrzebny nie jest.. Albo wóz albo przewóz, czyż nie ?
> Tylko w takim razie można mieć nadzieję, że Bóg zadbał też> o „dobrych” ateistów, buddystów, hinduistów, islamistów i> wszelkiego rodzaju ludzi, którzy nie zostali ochrzczeni,> co by oznaczało, że wcale chrzest do zbawienia potrzebny> nie jest.. Albo wóz albo przewóz, czyż nie ?Można mieć nadzieję.Ja przestałam się trapić takimi pytaniami wraz z uświadomieniem sobie, że są to zmartwienia Pana Boga, a nie moje. Z całą pewnością On może poradzić sobie z problemem braku chrztu, co dotyczy nie tylko dzisiejszych „dobrych ateistów”, ale choćby Abrahama. Kościół istnieje głównie po to, byśmy się w nim zbawiali, a nie po to, by głosić nieomylne tezy na temat Nieskończonego. Konieczność chrztu jest czymś, co staje przed konkretnym człowiekiem, przed Tobą i mną, gdy poznaliśmy Chrystusa i mamy się opowiedzieć za Nim, przeciw lub pozostać obojętnymi. Czy z tej perspektywy chrzest nie jest niezbędny – już nie ośmielę się twierdzić. Czym innym jest pozostawienie bez odpowiedzi wołania, które rozlega się gdzieś na drugim krańcu świata, a czym innym zatrzaśnięcie drzwi komuś przed nosem i nieodbieranie telefonów w obawie, że się usłyszy ten jeden szczególny głos. Każdy sam wie, bliżej której sytuacji się znajduje. Bóg zapewne również.
Problem jest też w samym odbiorze i interpretacji Biblii. Popatrzmy jakie są różnice w poglądach, wśród ludzi, którzy się uważają za „tych samych katolików”. Jak inne perspektywy przedstawia chociażby Tygodnik Powszechny a Nasz Dziennik, a w jednym, jak i drugim zawarty jest przedrostek „katolicki”. Wystarczy posłuchać także wypowiedzi świeckich katolików. Inaczej brzmią w ustach Artura Sporniaka, a inaczej w ustach Tomasza Terlikowskiego… niby ta sama księga, a jakby inna. Czyż nie?
A z tym, że mówisz, iż to nie Twój problem, to też nie jest dokładnie tak do końca. Np Matka Teresa chrzciła ludzi na ulicach, którzy umierali, bo była pewna, że to da im zbawienie. Jeśli wierzyć, osoby bez chrztu mogłyby faktycznie trafić na wieczność do piekła, to powinniśmy robić wszystko, żeby ich nawracać :-]. Powinniśmy się wyrzec też z seksu, żeby nie ryzykować tą 50-procentową możliwością poronienia. Oczywiście brzmi to jak absurd. Ale zastanówmy się na logikę… Czyż właśnie nauka o „zbawieniu poprzez chrzest” nie jest absurdalna i czyż nie wymaga od ludzi heroiczności? Nie wiem, może zbyt płytko to pojmuję.. Teologiem nie jestem.
Można naukę o konieczności chrztu spróbować doprowadzić do absurdu, a można spróbować zrozumieć. Ot, dzisiejsza Ewangelia:”Już siekiera do korzenia drzew jest przyłożona. Każde więc drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone.” A cóż to jest drzewo?
No cóż??
Drzewo to jest coś, co już ma za sobą zapylenie, zapłodnienie, kiełkowanie itd. Do takich „obiektów” odnoszą się słowa o siekierze i owocowaniu. A nie do nasion, które zostały w ziemi i nie wykiełkowały. Podobnie decyzja o byciu wszczepionym w „winną latorośl” (którą jest Chrystus) skierowana jest do tych, którzy są władni decydować. „Kto ma uszy niech słucha”. To też raczej do tych, którzy już etap zygoty mają za sobą.
W oparciu o pismo Kongregacji Nauki Wiary w sprawie losu dzieci zmarłych bez Chrztu świętego, Rada Naukowa KEP, po zaciągnięciu opinii profesorów teologii, reprezentujących różne środowiska uniwersyteckie w Polsce:1. Ks. Prof. Czesław Bartnik – KUL w Lublinie2. Ks. Prof. Lucjan Balter – UKSW w Warszawie3. Ks. Prof. Piotr Jaskóła – Uniw. Opolski4. O. Prof. Tadeusz Łaukaszuk OSPPE – PAT w Krakowie5. O. Prof. Celestyn Napiórkowski OFM Conv. – KUL w Lublinie6. Ks. Prof. Czesław Rychlicki – UMK w Toruniu7. O. Prof. Jacek Salij OP – UKSW w Warszawieformułuje następujące stanowisko odnośnie wspomnianej materii:1. Od początku chrześcijaństwa interpretacja biblijnej nauki o grzechu pierworodnym była związana z udzielaniem Chrztu niemowlętom. Kościół pierwotny praktykował chrzest niemowląt niezależnie od teologicznej refleksji nad grzechem pierworodnym w oparciu o przekonanie, że każdy człowiek potrzebuje Chrztu, niezależnie od winy osobistej. W polu uwagi były głównie motywy pozytywne: poprzez Chrzest dziecko zostaje włączone w tajemnicę śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, rozpoczyna się w nim zbawienie, zostaje przeznaczone do chwały Królestwa. Czy zatem praktyka udzielania Chrztu niemowlętom jest związana wyłącznie z przekonaniem o konieczności oczyszczenia czy przebaczenia winy?2. U podstaw nauki o zbawieniu leży powszechna wola zbawcza Boga (por. 1 Tm 2,4), ale wcześniej zbawienie odnoszono wyłącznie do członków Kościoła widzialnego, przynależących do niego poprzez wiarę i sakramenty. Nie mieścili się więc w granicach zbawienia poganie, ateiści, innowiercy. Od Piusa XII i Soboru Watykańskiego II odchodzi sie coraz bardziej od tak ekskluzywnie pojmowanego zbawienia, chociaż nie neguje się, że zbawienie dokonuje się wyłącznie przez Chrystusa i pozostaje w koniecznym związku z Jego Kościołem, realizującym tę sama misję zbawczą (por. KK 8; Deklaracja „Dominus Jesus”). Dlatego los zbawczy dzieci zmarłych bez Chrztu należy rozpatrywać w relacji do losu zbawczego reszty ludzi umierających poza widzialnym Kościołem i – zapewne – po zgładzeniu w inny sposób winy pierworodnej.W teologii ujętej personalistycznie, a taką musi być teologia sakramentalna, nie ma automatycznego sakramentalizmu, bo sakrament wiąże się z wiarą, i to nie tylko indywidualnej osoby, ale także z wiarą społeczną (por. Inst. „Pastoralis actio”, 20.10.1980). W tym świetle słowa Mk 16,16: „Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy będzie potępiony”, nie uwierzy będzie potępiony”, nie mogą być rozumiane w sensie bezwzględnym o wierze jako warunku Chrztu, a tym samym jako warunku zbawienia.3. Należy uznać za historycznie miniony spór o to, co jest ważniejsze w zbawieniu osobistym, lub co o nim decyduje: sakrament (zbawia sam chrzest bez wiary i wartości moralnych = sakramentalizm), czy też sama wiara i moralność (moralizm). Wśród teologów polskich obydwa te porządki wiążą się w misteryjną całość: sakrament oznacza łaskę Bożą a moralność oznacza wolną odpowiedź człowieka na łaskę. Dlatego człowiek, zbawia się przez sakrament i przez moralność (św. Leon W.) z tym, że sakrament ma działanie ponadindywidualne, dzięki Duchowi Świętemu zamykającemu wszelki proces zbawczy.4. Wczesna myśl chrześcijańska (IV i V w.) stopniowo przygotowała podstawę dla dość powszechnej dziś idei o Chrzcie dziecka, pozostającym w zasięgu Chrztu rodziców ochrzczonych i wierzących oraz jego związku z Chrztem społecznym – Kościoła, jako całości. To – zdaje się, miał na uwadze św. Paweł, mówiąc: „Uświęca sie bowiem mąż niewierzący dzięki swej żonie, podobnie jak świętość osiągnie niewierząca żona przez . W przeciwnym wypadku dzieci wasze byłyby nieczyste, teraz zaś są święte” (1Kor 7, 14). W rezultacie – dzecko, które jest bezradne wobec swego losu doczesnego i zbawczego, zbawia się w łonie Chrztu Kościoła, analogicznie do tego, jak zbawiają się niekatolicy i niewierzący, chociaż nie należą do Kościoła widzialnego. Oczywiście, dziecko, gdy się rozwinie, powinno przyjąć osobisty Chrzest z wody, gdyż ten Chrzest zapożyczyło.5. Twierdzenie, że dzieci, także przed przyjęciem Chrztu są niewinne, nie jest sprzeczne z postawionym problemem, gdyż wyrażenie „niewinny” („innocens”), może traktować o wolności od grzechów w znaczeniu moralnym: np. Mt 27,4 – o krwi Chrystusa; 27, 24 – Piłat o sobie; nieskalany w sensie moralnym o chrześcijanach – Ef 1, 14; 5, 27; Flp 2, 15. Ponadto z faktu, że Chrzest został uznany jako środek na odpuszczenie grzechów nie wynika, że jest on jedynym środkiem dla uzyskania tego celu. Nie można bowiem a priori przyjąć, że dar Ducha Świętego jest związany jedynie z sakramentem. Ta myśl jest też zawarta w Katechizmie Kościoła Katolickiego: „Bóg związał zbawienie z sakramentem Chrztu, ale sam nie jest związany swoimi sakramentami” (n. 1257).6. Zbawcza wartość wszystkich sakramentów musi być rozpatrywana w kontekście całej historii zbawienia, do której przynależą także sakramenty. Dotyczy to również sakramentu Chrztu. Uznając w Chrystusie sakrament „źródłowy” naszego zbawienia, należy w Nim uznać absolutną rolę zbawczą. Wszelkie zbawienie dokonuje się w zależności od Chrystusa – jedynego Odkupiciela i Głow Ciała mistycznego. Przez zasługi Chrystusa-Głowy Kościoła, Bóg przekazuje wiernym swoją łaskę za pośrednictwem sakramentów. Skoro Chrystus jest jedynym Zbawiecielem, to wszyscy potrzebują Go do osiągnięcia zbawienia, co oznacza absolutną konieczność łaski. Sakramenty sa pewnymi środkami łaski, ale nie jedynymi. Taka myśl była obecna w najstarszej praktyce Kościoła, który – obok Chrztu z wody, jako sakramentu w sensie ścisłym, uznawał tzw. „środki zastępcze Chrztu” – męczeństwo („chrzest krwi” martyrium) i chrzest „pragnienia” (votum baptismi). Obydwa „środki” zakładają wyraźnie lub niewyraźnie wolę przyjęcia Chrztu, ale wskazują też, że zbawienie nie jest związane bezpośrednio z Chrztem „z wody”.7. Jeśli się zwiąże udzielanie Chrztu z grzechem pierworodnym, to uznanie za właściwe środków „zastępczych” Chrztu, czytelnie sugeruje istnienie innych możliwych dróg zbawienia, wybranych przez Boga i nie zawsze nam wiadomoych. To nalezy odnieść do całej epoki ST, pozbawionej sakramentalnego Chrztu, a także do czasów NT. Chrystus ustanowił Chrzest, ale jest on administrowany w Kościele i – podobnie jak wszystkie sakramenty, jest on sakramentem Chrystusa, wykonywanym przez pośrednictwo Kościoła. Dlatego Chrzest jest jednocześnie aktem Chrystusa i Kościoła. Funkcja Kościoła jest na wskroś sakramentalna. Znaczy to, ze Kościół – analogicznie do wszystkich sakramentów, za zadanie prowadzić wszystkich do zbawienia. Określenie „wszystkich” koresponduje z powszechnie zbawczą wolą Boga, w którą wpisana jest misja Kościoła. Z tą misją pozostaje związane votum Ecclesiae, które się wiąże z Chrztem.8. Pragnieie Chrztu (votum Bptismi) inaczej musi być rozumiane w odniesieniu do dorosłych (mogących działać w sposób wolny), którzy nie mogą przyjąć sakramentu Chrztu, a inaczej w stosunku do niemowląt, niezdolnych do wykonania aktów wolnych. Obydwie formy prowadzą do osiągnięcia celu, jakim jest zbawienie, chociaż sposób jego osiągnięcia różni się od formy sakramentalnej. Jak należałoby rozumieć votum Ecclesiae, od którego zawisłoby zbawienie nie ochrzczonego dziecka? Problem jest teologicznie trudny, gdy mamy na uwadze naturalny związek każdego człowieka z grzechem pierworodnym. Wypracowana w wiekach średnich teologiczna opinia o limbus puerorum była poważnie rozważana przez Magisterium Kościoła, ale nigdy nie stała się przedmiotem jego oficjalnego orzeczenia.Synod w Kartaginie (418) w art. 3 „De peccato originali” mówi, ze dzieci zmarłe bez Chrztu przynależą do Szatana („quis catholicus dubitet participem forte diaboli cum, qui coheres esse non meruit Christi?” (DS. 224). Kanon ten jednak wykroczył poza kontekst i temat obrad, mający na celu dowodzenie prymatu łaski wobec ludzkiej woli. Dlatego nie został zatwierdzony przez Papieża Zozyma w „Epistula tractoria”. Papież zatwierdził jedynie kanon 3 „De gratis” (DS. 225), mówiący o koniecznośći łaski wspomagającej dla ustrzeżenia się od nowych grzechów. Większość uchwał Synodu z 418 r. ulegała zbytnio wpływom przesadnego rygoryzmu św. Augustyna, dlatego bywała odrzucana przez niektóre synody na Zachodzie, a ponadto tych uchwał nie przyjmowały Kościoły Wschodnie.Od strony teologicznej opinia o „limbus puerorum” zawiera punkty słabe:1. Przyjmująć hipotezę limbus puerorum należałoby uznać, że dzieci umierające bez Chrztu trwają w stanie grzechu pierworodnego. Uznanie takiego stanu prowadzi do aprobaty konieczności Chrztu z wody, jako jedynego sposobu uwolnienia od grzechu pierworodnego.2. Hipoteza limbus puerorum nie znajduje podstaw w Objawieniu biblijnym. Próba teologicznego wyjaśniania uczestnictwa w „szczęściu naturalnym” dzieci zmarłych bez Chrztu nie odpowiada realizmowi odkupienia i zbawienia, który mówi o zbawieniu jako „byciu razem” z Chrystusem. Pojęcie „szczęścia naturalnego” nie mieści się w biblijnej i teologicznej koncepcji nadprzyrodzonego charakteru zbawienia.3. Hipoteza limbus puerorum ogranicza powszechnośc zbawczej woli Boga i powszechność odkupienia dokonanego przez Chrystusa w Jego śmierci i zmartwychwstaniu.4. Wymieniona hipoteza ogranicza zbawcze działanie Boga do sakramentów. Dlatego zrozumiała jest wypowiedź KKK: „Bóg związał zbawienie z sakramentem Chrztu, ale sam nie jest związany swoimi sakramentami” (n. 1257)5. Zasada limbus puerorum, wskazując na konieczny związek człowieka odkupionego przez Chrystusa z grzechem Adama, narusza podstawową normę antropologii biblijnej, która mówi o wyższości natury odkupionej przez Chrystusa nad naturą związaną z Adamem (por. Rz 5, 20-21).Nie uznając za wystarczającą hipotezy o limbus puerorum, ozostaje do rozwiązania problem sposobu uwolnienia od grzechu pierworodnego dzieci zmarłych bez Chrztu. Pośród różnych tendencji podejmowanych wśród teologów wydaje się więc najpoważniejsze rozwiązanie problemu odwołujące się do votum Ecclesiae.Każdy człowiek przychodzi na świat w sytuacji odkupieńczej łaski Chrystusa. Dzieci ochrzczone sa – bez własnej zasługi – uprzywilejowane korzystaniem w sposób sakramentalny ze skutecznego środka gładzącego winę grzechu pierworodnego.Przywilej, dzięki któremu zostają oczyszczone, staje się ich udziałem, ale za pośrednictwem Kościoła i jego wiary, w której udziela się im sakramentu i włącza w nadprzyrodzony organizm Mistycznego ciała. Poprzez sakrament administrowany w Kościele i przez Kościół dokonuje się obiektywny przystęp człowieka ochrzczonego do odkupieńczej łaski Chrystusa, która zmywa grzech pierworodny. Udział w łasce dokonuje się dzięki zbawczej woli Kościoła, który włącza ochrzczonego we własną wiarę w Chrystusa-Zbawiciela. Ze świadomości powołania do uniwersalnej misji zbawiania wszystkich w świecie Kościół nie może wykluczyć nikogo, tym również niemowląt, nawet w stanie embrionalnym. Przede wszystkim o losie zbawczym dziecka nieochrzczonego – od embrionu po stan świadomości – nie może decydować zabójca, lub ktos inny walczący z Bogiem. Godziłoby to w koncepcję Boga i Jego Opatrzności. Nikt nie może zabić ciała drugiego człowieka, by wtrącić jego duszę do piekła, czy do otchłani („limbus”): „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą” (Mt 10, 28).W swoim wstawiennictwie do Boga za wszystkich Kościół zawiera takze prośbe za dziećmi, które nie mogą same przemawiać we własnym imieniu. Troska o zbawienie dzieci poczętych i nienarodzonych, a także poczętych i narodzonych, ale umierających bez Chrztu, przynależy do powszechnej zbawczej woli Kościoła, która nie może być inna od powszechnej zbawczej woli Chrystusa. Wydaje się więc w pełni uzasadniona opinia, że „pragnienie chrztu”, zawarte w wierze Kościoła, ogarnia również dzieci zmarłe pozbawione Chrztu.WniosekW takim kontekście historiozbawczym należałoby uznać, że dzieci umierające bez Chrztu zostaja uwolnione od grzechu pierworodnego za pośrednictwem pragnienia Chrztu, zawartego w akcie wiary Kościoła, wyrażonego w jego modlitwie wstawienniczej o zbawienie wszystkich. Ponieważ każdy sakrament dokonuje się w wierze Kościoła, który go sprawuje z mandatu Chrystusa, takze sakrament Chrztu dzieci jest sprawowany w tej wierze i dlatego nie widać rozumnych podstaw dla wyłączenia dzieci nieochrzczonych z powszechnej zbawczej woli Boga, która obejmuje niechrześcijan dorosłych, o których mówi Sobór Watykański II w LG n. 16. Skoro zbawcza łaska Chrystusa obejmuje wszystkich, którzy „bez własnej winy nie znając Ewangelii Chrystusowej i Kościoła Chrystusowego, […] mogą osiągnąć wieczne zbawienie i Opatrzność Boża nie odmawia koniecznej do zbawienia pomocy takim, któzy bez własnej winy w ogóle nie doszli jeszcze do wyraźnego poznania Boga, a usiłują, nie bez łaski Bożej, wieść uczciwe życie” (tamże), to tym bardziej weryfikuje się to w odniesieniu do niewinnego dziecka.Rada NaukowaKonferencji Episkopatu Polski
z mandatu Chrystusa 😀
Proszę sobie przypomnieć zapisy Soboru Watykańskiego II odnośnie innych religii.
Człowiek nie jest nieomylny. Ale może właśnie tak jest, że sakrament chrztu, czyni chrześcijan wyjątkowymi, bo jest „pierwszym krokiem” do dostąpienia łaski zbawienia. Nie można pogrążać się w świecie baśni i na siłę czynić dobre zakończenia każdej ludzkiej historii. Wielu poświęcających się misjonarzy traciło życie za to, aby jak najwięcej ludzi poznało Boga i mogło być ochrzczonych. Gdyby chrzest nie był na tyle ważny, to ich ofiara szła by na marne.
Ich ofiara poszlaby na marne….? co to znaczy? Tzn ze kosciol nie moze zmieniac swoich pogladow na nic co w przeszlosci uznal za prawdziwe bo wtedy ofiara wszystkich tych ktorzy czasem nawet wbrew wlasnemu sumieniu podporzadkowali sie wymogom kosciola tez by poszla na marne? Ostatnio czytalam anekdote z posiedzien obrad papieskiej komisji rozwazajacej moranlosc srodkow anytkoncepcyjnych. Jeden z biskupow broniacych tezy o ich niemoralnosci powiedzial cos w stylu : jesli zmienimy nauczanie to co s tymi ludzmi ktorych wyslalismy do piekla za nie przestrzeganie tego zakazu. Swiecka Kobieta ktora byla czlonkiem komisji odpowiedziala mu: czy ksiadz biskup naprawde uwaza ze Pan Bog jest zobligowany przestrzegac waszych przepisow?
Bardzo ciekawe podejście do tematu. Do użytych twierdzeń odnośnie rozwoju ewolucyjnego nie można się zbytnio doczepić, bo obecnie są to najpopularniejsze teorie w tej dziedzinie nauki. Nie zgadzam się z głosami, że jest to komplikowanie tematu, bo nie można też pozostawać w dzisiejszych czasach w świecie dwuwymiarowych pojęć, które nie tyle nie pomagają, co mogą też zaszkodzić. Trzeba stawiać czoło tego typu problemom zarówno od strony naukowej, jak i samego apriorycznego aspektu wiary.
NIe zgadzam się zupełnie ze stwierdzeniem, ze to seks spaja meżczyzne i kobietę w związek. powiedzałabym raczej, ze bardzo często jest on własnie przyczyna rozpadu takiego związku, za sprawą tychże własnie „posladków” przemieszczonych przez Matkę Ewolucję w inne rejony i tym podobnych elementów. jak powszechnie wiadomo, do seksu nie potrzeba własciwie żadnego związku, no chyba że mówimy o związkach chemicznych, które wpływaja na mózg i ciągną delikwenta/delikwentkę jak magnes. ewentualnie zgodziłabym się ze stwierdzeniem, ze seks może stanowić przyczynę związku, ale element spajający – nie bardzo.
w podobny sposób można zapytać czy spoiwem są dzieci ? Jeśli nie te dwa cóż zatem ?
związek bez seksu też nie istnieje (chyba że na zasadzie kontraktu biznesowego, ale chyba nie o takie nam chodzi…)
„Powinniśmy być sprawiedliwi czy prawdomówni bez względu na okoliczności i bez względu na to, że niesprawiedliwość albo kłamstwo może przynieść w danej sytuacji nawet wielkie pozamoralne dobro, np. uratować komuś życie.”Czyżby?(Tak, proszę pana, panie oficerze, tak naprawdę to ja jednak ukrywam tych Żydów, których pan szuka.)
> „Powinniśmy być sprawiedliwi czy prawdomówni bez względu> na okoliczności i bez względu na to, że niesprawiedliwość> albo kłamstwo może przynieść w danej sytuacji nawet> wielkie pozamoralne dobro, np. uratować komuś życie.”> Czyżby?> (Tak, proszę pana, panie oficerze, tak naprawdę to ja> jednak ukrywam tych Żydów, których pan szuka.)No oczywiście, że Artur palnął głupstwo. Tak właśnie wygląda moralność oparta na abstrakcyjnych, wyobrażonych ideach, a nie na miłości bliźniego. Powtarzam, dokładnie ten sam konflikt pojawia się u katolików męczących się z NPR: poświęcanie miłości do małżonka w imię wyobrażeń na temat co się Bogu podoba.
Raczej chodzi chyba o taką sytuację jak ta:Piotr zaś siedział zewnątrz na dziedzińcu. Podeszła do niego jedna służąca i rzekła: „I ty byłeś z Galilejczykiem Jezusem”. Lecz on zaprzeczył temu wobec wszystkich i rzekł: „Nie wiem, co mówisz”. A gdy wyszedł ku bramie, zauważyła go inna i rzekła do tych, co tam byli: „Ten był z Jezusem Nazarejczykiem”. I znowu zaprzeczył pod przysięgą: „Nie znam tego Człowieka”. Po chwili ci, którzy tam stali, zbliżyli się i rzekli do Piotra: „Na pewno i ty jesteś jednym z nich, bo i twoja mowa cię zdradza”. Wtedy począł się zaklinać i przysięgać: „Nie znam tego Człowieka”.
> Raczej chodzi chyba o taką sytuację jak ta:> Piotr zaś siedział zewnątrz na dziedzińcu. Podeszła do> niego jedna służąca i rzekła: „I ty byłeś z Galilejczykiem> Jezusem”. Lecz on zaprzeczył temu wobec wszystkich i> rzekł: „Nie wiem, co mówisz”. A gdy wyszedł ku bramie,> zauważyła go inna i rzekła do tych, co tam byli: „Ten był> z Jezusem Nazarejczykiem”. I znowu zaprzeczył pod> przysięgą: „Nie znam tego Człowieka”. Po chwili ci, którzy> tam stali, zbliżyli się i rzekli do Piotra: „Na pewno i ty> jesteś jednym z nich, bo i twoja mowa cię zdradza”. Wtedy> począł się zaklinać i przysięgać: „Nie znam tego> Człowieka”.”Powinniśmy być sprawiedliwi czy prawdomówni bez względu na okoliczności i bez względu na to, że niesprawiedliwość albo kłamstwo może przynieść w danej sytuacji nawet wielkie pozamoralne dobro, np. uratować komuś życie.” Nie broń Artura. Przecież wyraźnie napisał, o co mu chodzi: Bez względu na okoliczności i nawet gdy uratowałoby komuś życie. Twój przykład jest bez sensu.
> Nie broń Artura. Przecież wyraźnie napisał, o co mu> chodzi: Bez względu na okoliczności i nawet gdy> uratowałoby komuś życie. Twój przykład jest bez sensu.Nie chodzi mi o obronę Artura. Etyka to dla mnie trudny temat, w dużej mierze pewnie ze względu na brak rozeznania filozoficznego. (Ten sam nb brak odczuwałam na ostatnich w życiu seminariach z interpretacji mechaniki kwantowej – dało się zauważyć, że fizycy wyważają otwarte drzwi nieświadomi, że są platonikami itp.). Dylemat Piotra też (niestety?) nie jest taki oczywisty dla mojej intuicji. Pytanie o Jezusa nie było sformułowane jako wyznanie wiary, lecz jako o związek ze schwytanym przestępcą. Zasadniczo ktoś mógłby się podjąć obrony Piotra, twierdząc, że jego intencją nie było zaparcie się Mistrza, lecz powstrzymanie ciągu niesprawiedliwych wypadków. Ale to jednak o TYM Jezus powiedział „zaprzesz się Mnie”. Dlaczego Chrystus wymagał od Piotra prawdomówności wobec podkręconego presją wydarzeń tłumu?Jak wiadomo Gandhi uważał, że wobec Hitlera należy stosować walkę non-violence. Gdy oglądam znany film „Gandhi”, jako oczywistość staje mi przed oczami, że siła tego rodzaju postępowania ma szanse sukcesów w przypadku Brytyjczyków, ale raczej żadnej wobec hitlerowców czy bolszewików. Trudno mi jednak uznać swój pogląd za bardziej ewangeliczny niż pogląd Gandhi’ego, który chrześcijaninem nie był.Jakby nie patrzeć na przykład z ukrywaniem Żydów, wydaje się, że odpowiedź „nikogo tu nie ma” przesuwa wysiłek z otwartej walki (która, jak mówi rozum, byłaby przegrana i pociągnęłaby nie wiadomo jakie skutki) na teren fałszu. Nie próbuję udowadniać, że należy tu okazać heroizm, ale wskazać, że w tym miejscu oprawca traci możliwość konfrontacji z postawą heroiczną, i z całą pewnością prawą, na rzecz swoich własnych metod, czyli pozostaje w kręgu zła. I dzieje się to za sprawą tego, kto zabiega o dobro. Jest to konflikt, którego – przynajmniej dla mnie – nie da się usunąć oczywistością etyczną tej sytuacji. Powtarzam, że nie chodzi mi tu o rozsądzanie, jak należy postąpić, lecz o obecność czegoś, co nie daje się jednoznacznie zaliczyć do dobra.
Zatem jeśli chodzi o etykę, ty też żyjesz w świecie wyobraźni pełnej abstrakcyjnych wartości, a nie realnych wartości. Popatrz – mówisz:> nie daje się jednoznacznie zaliczyć do dobra.A po co miałabyś coś tutaj zaliczać do abstrakcyjnych kategorii? Ważne, że życie niewinnych zostało uratowane. To jakiś chory perfekcjonizm – nie tylko uratować komuś życie, ale jeszcze zrobić to w taki sposób, żeby wyglądał pięknie jak na obrazku – pasował do abstrakcyjnej kategorii heroizmu. Skąd pomysł, że Pan Bóg bardziej to doceni?? Moim zdaniem to zakrawa na pychę – czynienie dobra nie dla bliźniego, lecz dla abstrakcyjnej idei „dobra”. Próba przykrawania realnego świata do jakiejś wirtualnej, wyobrażonej rzeczywistości.
Oto co piszę Siostra Barbara Chyrowicz w rozmowie z Arturem Sporniakiem odnośnie takich dylematów etycznych http://tiny.pl/hwstpcyt..Artur Sporniak .”Wspomniałem o drobnych kłamstwach, by zapytać o dużo poważniejsze sytuacje, w których kłamstwem chronimy np. czyjeś życie. Czy wprowadzenie w błąd esesmanów poszukujących Żydów można moralnie usprawiedliwić? S.Barbara Chyrowicz -Zdarzają się dramatyczne sytuacje, w których kłamiemy, chcąc uchronić innych przed zagrożeniami, jakie mogłoby stanowić dla nich wyjawienie prawdy – jak w podanym przez pana przykładzie. Z reguły jesteśmy skłonni takie kłamstwa usprawiedliwiać, uznając, że osoba odwołująca się do kłamstwa działała w dobrej wierze. Problem w tym, że to niezwykle rzadkie sytuacje. Pytani o to, czy kłamstwo można usprawiedliwić, chętnie sięgamy po takie właśnie, ekstremalne przykłady, by potem na podstawie uznania ich za wyjątki usprawiedliwiać nasze drobne oszustwa. Artur Sporniak-Czy nie ma jednak moralnej różnicy między mówieniem nieprawdy w czyjejś obronie a fałszowaniem rzeczywistości dla własnej korzyści? Wydaje się, że przykazanie, które otrzymał Mojżesz, dotyczy raczej tej drugiej sytuacji: „Nie będziesz mówił przeciw bliźniemu twemu kłamstwa jako świadek” (Wj 20, 16). Różnica jest. Św. Tomasz z Akwinu za niedopuszczalne moralnie uznawał tak kłamstwa złośliwe, jak i żartobliwe oraz użyteczne. Twierdził jednak przy tym, że „różna jest wina w kłamstwie”. W Ewangelii czytamy: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie” (Mt 5, 37). Problem tzw. „kłamstwa z konieczności” jest od dawna przedmiotem refleksji filozofów. Między wielu próbami usprawiedliwienia tego rodzaju kłamstw znalazła się i taka, która proponuje odróżnienie kłamstwa od fałszomówstwa. Kłamstwo miałoby być zaprzeczeniem prawdy należnej pytającemu, fałszomówstwo natomiast – prawdy mu nienależnej. Jeśli jednak mielibyśmy mieć prawo do decydowania, jaka prawda się od nas innym należy, a jaka nie należy, to łatwo przypuszczać, że ową „należność” interpretowalibyśmy zgodnie z własnymi korzyściami. Cóż to bowiem znaczy „prawda nienależna”? Mówienie prawdy niekiedy jest psychologicznie trudne, choć technicznie rzecz biorąc, kłamstwo zawsze jest trudniejsze.(..)”
> Moim zdaniem to zakrawa na pychę – czynienie dobra nie dla> bliźniego, lecz dla abstrakcyjnej idei „dobra”. Próba> przykrawania realnego świata do jakiejś wirtualnej,> wyobrażonej rzeczywistości.Chwileczkę, chwileczkę. Przykład z ukrywaniem Żydów podany tu wyżej jest raczej abstrakcyjny, bo biorąc go dosłownie („Tak, proszę pana, panie oficerze, tak naprawdę to ja jednak ukrywam tych Żydów, których pan szuka”), łatwiej się w nim dopatrzyć prawdomówności w rodzaju „Piotruś nie był dzisiaj w szkole, Antek zrobił dziurę w stole”. Ponieważ jest taki, zaproponowałam coś pozornie z gruntu odmiennego, bo dotyczącego obrony własnego życia, ale za to konkretnego, bo tak traktuję Ewangelię. Nawet jeśli podważymy historyczną dokładność przekazu, to zostaje nam wyjątkowa, bo natchniona, treść Pisma. Oczywiście wiem, że w czasie wojny ludzie ukrywali Żydów, ale nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek padło pytanie z ust hitlerowca: „czy weźmiesz Boga na świadka, że nikogo nie ukrywasz” i co miałoby z tego wynikać. Ciężko wdawać się w dyskusję na temat wymyślonych przykładów, skoro jest pod ręką o wiele istotniejszy, a z tamtym jednak mocno związany. Odpowiedz na pytanie, czemu Chrystus uczynił zarzut Piotrowi z jego całkiem naturalnej dążności do ratowania niewinnego człowieka (siebie), który w dodatku jest ojcem rodziny. Czy chodzi tylko prawdomówność dla samej prawdomówności, defekt charakteru Piotra?Próbuję szukać odpowiedzi. Czy dążeniu do prawdomówności kosztem innego dobra można ocenić tylko jako przejaw pychy i chronienia dobra abstrakcyjnego? Właśnie przykład zaparcia się Piotra i przykład Gandhi’ego wnosi tu moim zdaniem coś, co przeczy takim zarzutom. Prawdomówność ma sens wobec drugiego człowieka – ponieważ w ten sposób staje się on odbiorcą ważnego świadectwa. Inna sprawa, co z nim zrobi. Może być jednak tak, że brak tego świadectwa może zaważyć; niestety tego nigdy nie wie się z góry.I na koniec nie mogę nie dodać, że wskazanie zła w danym postępowaniu nie jest jednoznaczne ze stwierdzeniem, że ono było niesłuszne. Ludzie wpędzają się i bywają wpędzani w sytuacje, w których nie da się dokonać wyboru bez złych konsekwencji, czego najprostszym przykładem dla mnie jest mieć dzieci z dwiema kobietami. Ocalenie życia za cenę kłamstwa może być słuszne, ale to nie czyni kłamstwa dobrym.
Politolog słusznie podał link do rozmowy z s. Barbarą Chyrowicz. Na moje myślenie o etyce rzeczywiście duży wpływ miała jej bardzo mądra książka „O sytuacjach bez wyjścia w etyce”, o której jest nasza rozmowa. Chyrowicz wskazała w tej książce, że zdarza się, iż dajemy się wciągać w niemoralne sytuacje. Sytuację z esesmanem pytającym o Żydów można porównać do sytuacji opisanej w książce Styrona „Wybór Zofii”: esesman „pozwala” Zofii uratować jedno z dwojga jej dzieci, tyle że to ona ma wybrać które. Wybierając, Zofia daje się wciągnąć w niemoralną grę (mówimy o tym pod koniec rozmowy). Podobnie jest z próbą ochrony ukrywających się Żydów przy pomocy kłamstwa – tu również dali byśmy się wciągnąć w niemoralną sytuację. Jakie jest zatem najlepsze (co nie znaczy: najłatwiejsze) rozwiązanie? Pokazanie esesmanowi, że nie godzimy się na bycie wciąganym w jego niemoralne działania (np. pytając: „Czy gdy odpowiem, że Żydów nie ma, nie przeszukacie domu?” albo „Nie macie prawa o to pytać!”). Oczywiście koszty mogą być wysokie.Analogicznie postąpił Jezus w słynnej scenie z przyprowadzoną do Niego jawnogrzesznicą: nie dał się wciągną w cyniczną grę i zamiast odpowiedzieć, zadał pytanie odwracające perspektywę szukania grzechu z jawnogrzesznicy na jej prześladowców.Zauważcie też, że komuna, o której wspomniała MagCzu, w Polsce upadła m.in. dlatego, że coraz więcej ludzi zaczęło odmawiać udziału w niemoralnych jej poczynaniach – nawet kosztem siedzenia w więzieniu.
Arturze, w przykładzie z komuną mylisz poświęcanie własnego dobra w imię wartości z poświęcaniem cudzego dobra w imię wartości.W przypadku opozycjonistów antykomunistycznych to oni sami ryzykowali więzieniem w imię jakiejś wartości, zresztą niekoniecznie abstrakcyjnej, bo mogło być nią dobro wspólne obywateli.Natomiast w przypadku ukrywania Żydów osoba, która nie chce skłamać, poświęca cudze żydzie w imię abstrakcyjnej wartości niekłamania.Wciąż nie chcesz odnieść się do mojego po raz trzeci już powtórzonego przykładu: Małżonkowie poświęcają realną wartość swojej więzi małżeńskiej dla abstrakcyjnej wartości przestrzegania doktryny kościelnej.
> W przypadku opozycjonistów antykomunistycznych to oni sami> ryzykowali więzieniem w imię jakiejś wartościJeśli mowa o opozycjonistach w Rosji, Chinach, na Kubie i pewnie dziesiątkach innych krajów – nie jest to prawda. Opozycjonista ryzykował nie tylko więzieniem, ale i życiem całej swojej rodziny, począwszy od pierwszych lat rewolucji październikowej w Rosji. W Polsce – co najmniej utrudniał swojej rodzinie życie.Szkoda, że ominęłaś moje pytanie o Piotra. Moim zdaniem jest ciekawe. A z mojej strony nie było retoryczne.
> > W przypadku opozycjonistów antykomunistycznych to oni> > sami> > ryzykowali więzieniem w imię jakiejś wartości> Jeśli mowa o opozycjonistach w Rosji, Chinach, na Kubie i> pewnie dziesiątkach innych krajów – nie jest to prawda.> Opozycjonista ryzykował nie tylko więzieniem, ale i życiem> całej swojej rodziny, począwszy od pierwszych lat> rewolucji październikowej w Rosji. W Polsce – co najmniej> utrudniał swojej rodzinie życie.Tu mowa o bohaterstwie, a nie o normie moralnej obowiązującej wszystkich. W kościelnym nauczaniu panuje czasami zamieszanie na tym tle i nie wiadomo, co jest bohaterstwem, a co normą (patrz casus G. Beretta Molla). Zdecydujmy się, o czym mówimy. Artur wyraźnie mówi o ogólnoobowiązujących normach.> Szkoda, że ominęłaś moje pytanie o Piotra. Moim zdaniem> jest ciekawe. A z mojej strony nie było retoryczne.Wyglądało na retoryczne. Ale OK.> Odpowiedz na pytanie, czemu Chrystus uczynił zarzut Piotrowi > z jego całkiem naturalnej dążności do > ratowania niewinnego człowieka (siebie), który w > dodatku jest ojcem rodziny. Czy chodzi tylko > prawdomówność dla samej prawdomówności, defekt charakteru Piotra?To bardzo mądra opowieść i dobrze, że ją przypomniałaś. Zajrzyj do Ewangelii i przeczytaj uważnie. Nigdzie nie ma mowy o ZARZUCIE. Przeciwnie! Jezus widzi człowieka (Piotra) realistycznie i sprowadza go na ziemię z jego buńczucznymi deklaracjami o powinnościach moralnych. Po fakcie nie robi Piotrowi zarzutów. Tylko jedna Ewangelia mówi o reakcji Jezusa po fakcie: Po prostu spojrzał. Symptomatyczne, prawda? Spojrzał, bo on od początku widział, jak jest. Tak, Jezus był realistą i nie wymagał od ludzi abstrakcyjnych deklaracji. To Piotr sam czynił sobie potem wyrzuty – wybuchł płaczem.
> Tak, Jezus był realistą i nie wymagał od ludzi abstrakcyjnych deklaracji. Jak zatem należy tłumaczyć inne Jego słowa:Do każdego, kto przyzna się do mnie przed ludźmi, przyznam się i ja przed moim Ojcem, który jest w niebie; a każdego, kto mnie się wyprze przed ludźmi, wyprę się i ja przed moim Ojcem, który jest w niebie.
A jak należy pogodzić twój cytat z tym, że Jezus nie tylko się nie wyparł Piotra, ale postawił go na czele Kościoła?Jak tłumaczyć to, że w tej samej rozmowie z Piotrem, w której przewidział jego wyparcie się, Jezus mówił:”Ja prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara. Ty ze swej strony utwierdzaj twoich braci.””Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy. Bo jest napisane: Uderzę pasterza, a rozproszą się owce stada. Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei.” W tej rozmowie Jezus nie groził Piotrowi, że w zamian za nielojalność on sam wyprze się go przed Bogiem. Przeciwnie – pomimo wszystko nie krył swoich planów co do Piotra.
> A jak należy pogodzić twój cytat z tym, że Jezus nie tylko> się nie wyparł Piotra, ale postawił go na czele Kościoła?Myślę, że Jezus Piotrowi wybaczył. Ale to nie oznacza, że uznał postępowanie Piotra za dobre.
Wybaczył, jeszcze zanim Piotr to zrobił – zwróć uwagę na pozostałe dwa cytaty, które przytoczyłam.
> Wybaczył, jeszcze zanim Piotr to zrobił – zwróć uwagę na> pozostałe dwa cytaty, które przytoczyłam.Patrzę. Jak leci całość?Szymonie, Szymonie, oto szatan domagał się, żeby was przesiać jak pszenicę; ale Ja prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara. Ty ze swej strony utwierdzaj twoich braci». On zaś rzekł: «Panie, z Tobą gotów jestem iść nawet do więzienia i na śmierć». Lecz Jezus odrzekł: «Powiadam ci, Piotrze, nie zapieje dziś kogut, a ty trzy razy wyprzesz się tego, że Mnie znasz». Modlitwa Jezusa i Jego powyższe słowa świadczą o tym, że znał losy Piotra. Wiedział zarówno o zdradzie – i skoro wiąże ten fakt z szatanem, nie mógł go aprobować – jak i jego nawróceniu, o które się modlił dla niego i pozostałych.Kazanie na górze jest wezwaniem do doskonałości: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski.” I wcześniej cała tyrada na temat rozumienia grzechu. Oczywiście, że „Jezus był realistą”, w tym sensie, że dysponował lepszym wglądem w naturę ludzi, których spotykał, i mógł wiedzieć co zrobią. Ale nie w tym, że miał „umiarkowane wymagania”.Piotr został „usprawiedliwiony” w taki sam sposób, jak celnik w świątyni, który nie śmiał podnieść oczu z powodu świadomości swoich grzechów. Podobnie „dobry łotr” zyskał obietnicę raju, gdy uświadomił sobie, iż zasługuje na śmierć. Czy Jezus nie wybaczył temu drugiemu?
Troszę poza tematem. Czy ktoś może mi wytłumaczyć co to jest wina pierwotna (grzech pierworodn)?
Będziesz wszystko wiedziała jak przeczytasz w Biblii księgę Rodzaju 3 rozdział.Chopdzi o to że bunt naszych prarodziców sprowadził na ludzi zapowiedzianą karę za nieposłuszeństwo Rodzaju 2:15-17.Pozdrawiam.
Panie Arturze, a Pan posiada może maila do ojca Prusaka? Bo ja znalazłem mail na stronie Tygodnika, ale nie wiem czy jest aktualny, bo ksiądz Jacek nie odpisał mi od dwóch tygodni, no chyba, że jest b.zajęty.
Gdzieś tutaj ostatnio rozgorzała dyskusja na temat Fatimy. Muszę przyznać, że te objawienia i cuda nie pasują do mojego „pojmowania wiary”. Jednak muszę przyznać, że niezwykle ciężko mi wytłumaczyć te wszystkie zjawiska zwane „cudami słońca”. Bo trzeba wziąć pod uwagę, że nie tylko w Fatimie takowe się wydarzyły. Pan Artur mówił, że nie wierzy w objawienia prywatne itd. Zgoda, można nie wierzyć. Ale w takim razie, jestem ciekaw, jak Pan sobie w „racjonalny” sposób tłumaczy te zjawiska zwane „cudami słońca”. Pozdrawiam.
Znalazłam fajny blog warto poczytać:) http://kondi24.blog.onet.pl/
Nowa książka o.Jacka Prusaka o której pisze Jan Turnau http://tiny.pl/hws7w oraz http://tiny.pl/hws7f
Dodam taki oto przykład do rozważań Pana Redaktora do „bioetyki seksu” a mianowicie istota rodzicielstwa macierzyństwa i ojcostwa jak może zostać drastycznie zmieniona w przyszłości http://tiny.pl/hw6hwI Pojawia się takie oto pytanie czy ewolucja programując „założyła taki rozwój intelektualny ” gatunkowy homo sapiens sapiens ze sam będzie zdolny dokonywać zmian w swojej ewolucji poprzez manipulacje biotechnologiczne ???PS.Wykładu ( pliku video) Pana Red. nie ma na portalu szkolawiary.pl w dziale archiwum , są wyłącznie linki do artykułów w TP
niebawem pojawi się na stronie Dominikańskiej Szkoły Wiary http://www.szkolawiary.pl link do odsłuchania wykładu Pana red.Artura Sporniaka
Kolejny przyczynek do tekstu Pana Artura” bioetyki seksu” -http://tiny.pl/hw6qq neurotyzm a seksualność
Reklama powyższego wpisu („Bioetyka seksu – cz. 1”) w … Radiu Maryja:http://www.tinyurl.pl?xU3bDzOZ🙂
Gratuluję! 😉
Przykro mi słuchać takich rzeczy.Co prawda i ja nie wierzę, by etykę dało się wywieść z ewolucji, ale wstyd mi, że ktoś może bronić prawdy poprzez sarkazm i przeinaczanie wypowiedzi. To jest perswazja przy użyciu metod diabelskich.
Dziś przeczytałem taki fragment Pisma Św. Ewangelie św.Marka o złym drzewie figowym (Mk 11,12-14.20-25) czy może mi ktoś wytłumaczyć jej sens?? oraz jak się ten tekst ma do literalnego rozumienia Biblii?Może Pan Artur zna wytłumaczenie dlaczego drzewo figowe uschło za to ze nie miało owoców choć nie była to pora owocowania ???
marzenie o innej kobiecie lub odwrotnie ,wysylanie wierszykow ,foteczek milosnych ,czule lisciki ,komentarzyki ,stycznosc na skype,to nic innego jak zdrada …tylko ,ze.duchowa….nie fizyczna ,ale zawsze zdrada……..czyz to nie cudowne
Nie, no szok. Redaktor Sporniak specjalistą od etyki seksualnej, pożycia małżeńskiego, biologii ewolucyjnej, bologii rozrodu, endokrynologii, etc. Trzeba się, Panie Kolego, na coś zdecydować, bo przeskakiwanie z kwiatka na kwiatek niewiele wnosi do sprawy.Wywód na temat etycznych aspektów życia seksualnego oceniam jako dość mizerny i podszyty chęcią zasypania czytelnika wieloma mądrymi słowy, bez dbałości o ścisłość rozumowania i jasność przedstawianych definicji. Gdyby przeciętny wykładowca etyki otrzymał taki esej jako pracę na zaliczenie, ocena mogłaby być tylko jedna: lufa. Na przyszłość więc rekomenduję powstrzymywanie się od nadętych wywodów o psuedoteoretycznym charakterze.Dorzucę jeszcze dwie garści uwag na temat meritum sprawy. Dwie ważne tezy należy wziąć pod uwagę, gdy rozważa się etykę życia seksualnego: 1. seks jest częścią procesów fizjologicznych; 2. procesy fizjologiczne są jedynie częściowo podatne na mechanizmy kontrolne. Spróbujmy zaprzeczyć 1. Wyniknie z tego obraz seksualności jako relacji o charakterze duchowym, która może, ale najlepiej gdyby się nierealizowała w sposób cielesny. Ponieważ nikt przy zdrowych zmysłach nie jest w stanie takiej tezy utrzymać, więc stosowane są dwie strategie: a. postponowania seksualności in toto (jako czegoś zwierzęcego, brudnego, niegodnego człowieka, odsuwającego go od Boga, etc.), b. wskazuje się na negatywe fakty związane z seksualnością; a teraz najlepsze, o tempora o mores, tymi negatywnymi faktami są: przyjemność i poczęcie. W rezultacie generuje się niemałą liczbę napieć związanych na przykład z niemożliwością ścisłego oddzielenia pozytywnej przyjemności od przyjemności negatywnej. A co do poczęcia to dialektyka idzie jeszcze dalej: poczęcie ma de facto dwa znaczenia: rezultat unii duchowej męża i żony oraz efekt działań seksualnych kobiety i mężczyzny. W tym pierwszym sensie jest czymś pozytywnym, w tym drugim zasadniczo niepożądanym.A teraz 2. Stany trzeba wyraźnie odróżnić od procesów. Pytanie dotyczy tego, czy seksualność jest jedynie stanem, który zostaje wywołany przez działający podmiot, czy też jest procesem i to procesem spontanicznym, niesterowalnym co do zasady, etc. Zaraz otrzymym kilka napomnień, ale mimo to pozwolę sobie na taką oto analogię: w każdym organizmie zachodzi zbiór procesów, które pozostają poza kontrolą podmiotu, większość z tych procesów wywołuje pewne stany, np. procesy trawienne mają swoje określone rezultaty, których niesposób zignorować. Powiedzmy tak: pewnie, że możemy intencjonalnie regulować naszym łaknieniem czy głodem, ale jest to regulacja doraźna i tymczasowa. Po pewnym czasie następuje albo zniszczenie organizmu, albo po prostu zadość uczynienie tymże stanom.Tak więc na seksualność można spojrzeć z dwóch perspektyw. Z jednej strony jest ona nadbudowana nad spontanicznymi, nieregulowalnymi, czysto biologicznymi procesami, pośród których gospodarka hormonalna, etc. wiedzie prym. Z drugiej strony jest to stan, do którego procesy te prowadzą, najczęściej objawiający się pożądaniem (łaknieniem zaspokojenia). Świadoma kontrola stanów jest wprawdzie możliwa, ale – jeśli przyjać, że podstawa tego stanu, czyli proces ma charakter nieskończony – nie ma szansy przyjąć trwałej dyspozycji. Tak jak nie jesteśmy w stanie wyćwiczyć trwałej dyspozycji do niejedzenia.A teraz sedno sprawy. Czy da się utrzymać tezę, że seks jest moralny tylko w ramach małżeństwa? Odpowiedź jest, jak się wydaje, oczywista. Tezę tę można utrzymać wtedy i tylko wtedy, gdy zaneguje się fizjologiczność seksualności, albo będzie się głosiło tezę o nieograniczonej, świadomej kontroli procesów prowadzących do stanów seksualnych. Oba przypadki są beznadziejne. Kościół wielu rzeczy się nauczył z nauk, ale jednej nie chce zaakceptować: człowiek jest istotą biologiczną i jako taka podlega regułom, które rządzą istotami biologicznymi. To wcale nie musi negować racjonalności, wolności, etc. To jedynie w innym świetle stawia problemy, które implikowane są przez racjonalność i wolność. Słowem: mniej gadania i wymądrzania się z ambon, besserwisserstwa graniczącego z angeliczną wiedzą, jak jest naprawdę, a więcej pokory i poszukiwania takich zasad i reguł, które nie występują wbrew oczywistym faktom. Bo co do tego, że jako człowiek, również Pan Sporniak, nie mówiąc o księżach, jest istotą biologiczną, to chyba nikt, a przede wszystkim jego Żona, nie ma wątpliwości.Z Bogiem.
Moj chłopak stwierdził to juz dawno. Na zadane kiedyś przeze mnie pytanie, co go bardziej kręci: piersi czy pośladki, odparł, że przecież piersi to takie miniposladki na klatce piersiowej kobiety:), zwłaszcza jak są ściśnięte i podniesione stanikiem/ goresetm do góry. Wtedy stwierdziłam, że chyba coś w tym i ma on rację, choć nigdy sama bym na to nie wpadła… Zawswze wydawało mi sie, że piersi kręca facetów, bo kojarzą im się z odruchem ssania i niemowlęctwem (bezpieczeństwem i kraina mlekiem i miodem płynacą:)
Pieprzenie w bambus!!!!!!
przeciez teoria ewolucji jest nieudowodniona, natomiast coraz więcej jest przesłanek że jest ona totalna bzdura.
Panie Sporniak, stwierdził Pan: „Bardzo trudno jest dzisiaj uzasadnić zakaz seksu poza małżeństwem jako normę deontologiczną, tzn. chroniącą dobro wprost morale.”Trudno to jest zaprawdę uzasadnić, ale chyba ludziom, którzy za nic mają to, co myśli i mówi Bóg w tej sprawie (patrz Szóste Przykazanie Boże, znajome już dzieciom w podstawówce).Panie Sporniak, zapewne nazwisko Pana nie ma związku z tym, że Pan się SPIERA i z moralnością, i z etyką, i z faktami (ewolucja jako czysto stochastyczny (przypadkowy) proces fizyko-chemiczny nie mogłaby odznaczać się żadną inteligencją prowadzącą do celowego działania), ale spiera się Pan z samym Bogiem, który, kwestię moralności seksu pozamałżeńskiego, w przeciwieństwie do Pana zawiłych, mętnych i bezcelowych dywagacji, w prosty, jasny i konkretny sposób rozstrzygnął: „Nie cudzołóż!”. Panie Sporniak, Bóg nie daje Panu zgody na seks pozamałżeński, bo inaczej stworzył człowieka i ten świat niż Pan by chciał. A jeśli Pan Boga nie posłucha, to nie Bogu Pan zaszkodzi, ale sobie. I własnej żonie. I własnym dzieciom.
Panie Sporniak, w Pana filozofii, są elementarne sprzeczności logiczne. Weźmy choćby dwa stwierdzenia:”Bardzo trudno jest dzisiaj uzasadnić zakaz seksu poza małżeństwem jako normę deontologiczną, tzn. chroniącą dobro wprost morale. Dobro stricte moralne to np. sprawiedliwość czy prawdomówność.” „Przykłady innych dóbr czy wartości moralnych to uczciwość czy wierność. Można być albo uczciwym, albo nieuczciwym; albo wiernym, albo niewiernym – nie ma jakiegoś stanu pośredniego.”Z jednej strony zakaz seksu pozamałżeńskiego nie mieści się według Pana w obrębie wartości stricte moralnych. Z drugiej strony takie wartości, jak uczciwość i wierność kwalifikuje Pan do wartości stricte moralnych. Czyż Pana wierność małżeńska wobec Pana żony nie jest wobec niej uczciwością i wiernością? A czyż Pana niewierność małżeńska nie byłaby wobec Pana żony nieuczciwością i niewiernością, ze względu na relację z żoną i ze względu na przyrzeczenie, które jej Pan dał w czasie ślubowania. Proszę Pana o coś, dla Pana i Pana rodziny własnego dobra; niech Pan po pierwsze zapyta Boga czy On istnieje. Po drugie, niech Pan Go poprosi, że jeśli istnieje, to niech pozwoli Panu wejść w relację z sobą. Po trzecie, niech Pan Go poprosi o upewnienie Pana, jakie są według Boga wartości moralne i czy wierność małżeńska do nich należy. Proszę też zważyć to co powiedział Jezus odnośnie ludzi wpływających negatywnie na myślenie i postępowanie innych: „Kto zaś zgorszy jednego z tych małych, którzy wierzą we mnie, lepiej będzie dla niego, aby mu zawieszono u szyi kamień młyński i utopiono go w głębi morza”. (Ew. Mat. 18,6)Panie Sporniak, niech Pan się dobrze zastanowi w co warto wierzyć i czego nauczać. Dla Pana własnego dobra, dla dobra Pana rodziny i dla dobra innych, którzy słuchają.
Mnie się wydaje, że Panu Sporniakowi nie chodziło o zdradę, ale o seks bez małżeństwa, np. przygodny seks bez żadnej relacji. Dalszy zresztą wywód to potwierdza, gdzie Pan Artur pisze o tym, że seks posiada znaczenie więziotwórcze i powinien występować w stałej relacji…(celowo nie piszę po „ślubie kościelnym”, bo seks przed ślubem i w stałym związku-konkubinacie nie może być równy „przygodom w dyskotece”, tylko Kościół o tym zapomniał…)
Idźcie się leczyć wy zwierzęta nieludzkie , bo wszyscy co zadają się innymi istotami i uprawiają seks i się całują to zwierzęta uprawiające prostytucje , wiec nie zasługujecie na miano człowieka .
Nie ma moralności poza Bogiem. Człowiek będzie sobie wymyślał właśnie takie „etyki” jak ten autor i naciągał moralność jak się da dochodzac w końcu do dna. Autor zakłada istnienie ewolucji z czym ja i wielu naukowców sie nie zgadzamy. Poza tym, autor nie zrozumiał zasad chrześcijaństwa, w którym to nie bycie lepszym jest sednem, a odzyskanie dobrej relacji z Panem Bogiem
Pozdrawiamy pielgrzymów z Naszego Dziennika!http://tnij.org/jgp8
„Ewolucja, podnosząc seksualność na poziom silnej relacji, m.in. odwracając do siebie partnerów twarzami, wykorzystała gruczoły mlekowe, by stworzyć dodatkowy stały seksualny bodziec, nawet kosztem pierwotnej biologicznej funkcjonalności. Dlatego kobiece piersi na nas, mężczyzn, tak bardzo silnie działają”.Zachęcałbym jednak szanownego Pana do myślenia inną częścią ciała niż tymi poniżej pasa (z przodu czy z tyłu). Być może musi Pan jeszcze nadgonić braki w ewolucji z małpy do człowieka, ale już teraz proponuję dostrzeżenie adekwatnego poziomu rozważań…
Ja z pytaniem do Pana Artura. To nie do tematu, ale nie wiem gdzie zadać :-]. Tutaj ktoś pytał o Fatimę, a Pan pisał kiedyś ten ciekawy artykuł o paradoksach objawień prywatnych i czwartej tajemnicy fatimskiej. Mnie ciekawi jedna rzecz. Czy wiadomo cokolwiek na temat tego, ile świadków danego wydarzenia (rzekomy cud słońca), bezpośrednio przesłuchano podczas śledztwa, które podobno trwało 8 lat zanim kościół je zatwierdził. Dane wydarzenie oglądało podobno ok 70 tys. ludzi. A czy wiadomo ilu świadków tego wydarzenia udało się przepytać, porozmawiać z nimi i zdobyć od nich relację? Może Pan Artur, bądź ktokolwiek kto to czyta posiada na ten temat wiedzę. Bardzo mnie nurtuje ta kwestia. Serdecznie Pozdrawiam.
Zapraszam do mniewiataragorna.blogspot.com
Wesołych Świąt :-]
Zapraszam na sld.blog.onet.pl
Chiny wyzwaniem dla ZACHODUTV info. (10/12/2010) – mimo partyjnego rządzenia, warunki życia poprawiają się. Wolny rynek rozwija się. Chiny są podziwiane dla reżimów afrykańskich. Koniec cytatu. A jaka jest przyczyna (tajemnica) ? Zachód wyzwala się z kłopotliwej doktryny chrześcijańskiej (straszenie szatanem – piekłem życia wiecznego). To zmienia się – w Kościołach coraz częściej z Biblii wybierane są słowa o Światłości Boga w Jedności z Nim. Ale straszenie piekłem, szatanem jeszcze odbywa się przez UMYSŁY zablokowane energią wytwarzaną przez siebie. Dbają oni tylko, żeby mieć wpływy decydenckie na ludzi, których nieświadomie wprowadzają w nieszczęścia (godni politowania – mistrzowie obłudy –opóźniają cywilizacje ZACHODU, a powinni być drogowskazem WIARY CZYSTEJ. Mówię: Ufam Bogu Światołości w JEDNOŚCI ze mną (a nie Ufam Bogu memu, On nie JEST moją własnością, a niewolników nie potrzebuje – w takiej formie nie istnieje). Powszechna praktyka. Modlitwy za wszystkich. Ja taką modlitwę ze słowami o ogniu piekielnym odrzucam, bo to jest droga do PIEKŁA – to jest moja wolność w DEMOKRACJI a w dyktaturze wiary ?/jermaja/Kurs cudów/Dziennikarstwo Obywatelskie (wyszukane bez cenzury).R…M…(12/12/2010) – Przyjdzie Chrystus i wymierzy sprawiedliwość. Koniec cytatu. On jest (JAM JEST) – tylko trzeba nauczyć się GO rozumieć, a nie siać energię piekła, hipnotyzować UMYSŁY wybranymi słowami i tylko z jednej Księgi. Nie ma wszechwiedzy(źródłowej utrwalonej energii duchowej) to nie ma BOGA , a miejsce zajmuje BogoSzatan. Tak błędna WIARA nie wniesie OWOCÓW tylko pozory. Potrzebne oczyszczenie UMYSŁU. /jermaja/http://jermaja.bloog.pl/
I jak Pan redaktor skomentuje taką oto pracę doktorską z teologii http://www.kbroszko.dominikanie.pl/
„…Promotor: o. prof. dr hab. Jacek Salij OP…”Ten sam co podpisywał doktorat Rydzyka, napisany na temat własnego radia…Ojciec Broszkowski znany jest ze swoich poglądów, która mówią same za siebie. Wystarczy przejrzeć jego stronę… Wg. mnie ma problemy psychiczne.Ale rozprawa ciekawa:> „Małżeństwo białe cieszy się przywilejem u Augustyna także z tego względu, iż za św. Pawłem, a > przecież także za samym Chrystusem, uważa on obecny czas po zmartwychwstaniu Chrystusa za > czas celibatu dla królestwa. (…) Augustyn nie rozróżnia życia według rad ewangelicznych i życia nie > według nich – tak jak się do tego przyzwyczailiśmy w nowożytności. WSZYSCY CHRZEŚCIJANIE Z > RACJI CHRZTU SĄ LUDŹMI EWANGELII ZMARTWYCHWSTANIA I STOPNIOWO, STOSOWNIE DO > SWEGO STANU WCHODZĄ W ŻYCIE W KRÓLESTWIE, GDZIE JUŻ NIE BĘDĄ SIĘ ŻENIĆ ANI > WYCHODZIĆ ZA MĄŻ, lecz będą jak aniołowie Boży w niebie (Mt 22, 30).”(wyróżnienie ode mnie)Śmiać się czy płakać? ;)> „Już we wczesnym traktacie Wartości małżeństwa naucza, że często występujące w pożyciu > młodych małżonków zmysłowe rozbudzenie i niepowściągliwość temperat parentalis affectus – jest > miarkowane przez uczucie rodzicielskie. Wzgląd na poczęcie potomstwa, perspektywa ojcostwa i > macierzyństwa, miarkuje i wprowadza powagę w młodzieńczą, gorącą namiętność ich współżycia > małżeńskiego.”Bo nie można połączyć tego przeżycia z miłością, tylko z grzesznym i zwierzęcym zaspokojeniem.> „Nie można się dziwić, że tak wyważona doktryna małżeńska biskupa Hippony stanowiła przez wieki > kanon refleksji teologicznej Kościoła nad tym sakramentem. Także dziś w Kościele XX/XXI wieku > stanowi ona fundament. „Niestety.> „Magisterium potwierdziło w XX w. doktrynę małżeńską św. Augustyna z Hippony i do dziś dnia > stanowi ona jego podstawową inspirację.”Trochę się zmieniło na szczęście. Pozdrawiam.
Panie Arturze, nie chcę psuć świąteczno-noworocznej idylli, ale w swoim tekście napisał Pan „Aby nie przedłużać, ciąg dalszy w następnym wpisie – niebawem”. „Niebawem” to dobry przykład zmiennej lingwistycznej w logice rozmytej, ale trzy tygodnie są już chyba na końcu tego zakresu… 🙂 Kiedy możemy spodziewać się kontynuacji tekstu?Pozdrawiamcse
Dokładny link do prezentacji tej pracy doktorskiej zamieszczam poniżej, bo tamten, z tego co widzę jest uszkodzony i nie otwiera się…http://www.kbroszko.dominikanie.pl/obrona.html
A mowiac krotko: zdradzajac krzywdzimy swojego partnera. Czy chcielibysmy, by nas zdradzano? Nie, oczywiscie. Ergo…***Przy okazji zapraszam na portal kosciol-kat.ucoz.ru