Pod moim tekstem o homoseksualizmie opublikowanym przez portal Tezeusz wywiązała się ciekawa dyskusja. Ponieważ niektóre stawiane mi pytania i zarzuty pokrywają się z waszymi, pozwalam sobie przekleić tu moją tamtejszą odpowiedź:
Wdzięczny jestem za wszystkie głosy. To przywilej uczestniczyć w tak rzeczowej dyskusji. Wbrew temu, jak zostałem przedstawiony w podsumowaniu przez moderatora debat Tezeusza, nie czuję się ani nie jestem specjalistą od homoseksualizmu. Tym tematem zainteresowałem się niedawno, bardziej przeczuwając niż wyraźnie uświadamiając sobie jego wagę dla rozumienia wiary i ogólnie człowieczeństwa. Mój tekst jest zatem raczej pisanym na gorąco sprawozdaniem ze stanu osobistych badań (właściwie zaledwie próbą sprecyzowania ważnych pytań), niż zbiorem opracowanych do końca szczegółowo odpowiedzi. Pisząc go, miałem świadomość kontrowersyjności przynajmniej niektórych moich tez czy sugestii i przewidywałem, że sprowokują pytania. Cieszę się z nich, bo sam jestem ciekaw odpowiedzi.
Dwa powtarzające się kilkakrotnie zarzuty uważam za szczególnie domagające się komentarza: (1) że gołosłownie uznałem homoseksualizm za tendencję wrodzoną a nie nabytą oraz (2) że mój wywód jest niespójny, jeśli krytykując kościelną tezę o nieuporządkowaniu skłonności, nie uznaję jednocześnie moralnej dopuszczalności czynów homoseksualnych – przecież jeśli jedno, to także drugie! Druga sprawa jest niewątpliwie trudniejsza (domaga się zadowalającego uzasadnienia ograniczenia seksu tylko do małżeństwa, a to dzisiaj nie jest łatwe!), dlatego zanim spróbuję na nią odpowiedzieć odniosę się do pierwszej.
Świadom jestem wciąż trwającego sporu o wrodzony czy nabyty charakter homoseksualizmu oraz tego, że nauce dotąd nie udało się rozpoznać dokładnego mechanizmu powstawania tendencji do tej samej płci. Mało tego, podstawowym uproszczeniem, jakie zwykle popełniamy w dyskusjach o homoseksualizmie (debata Tezeusza nie jest wyjątkiem!), jest traktowanie go jako jednorodnego zjawiska: homoseksualizm to popęd seksualny do osób tej samej płci. Tymczasem w prostej analizie wyróżnia się co najmniej cztery wyznaczniki homoseksualności: (1) jaką płeć mają osoby, o których fantazjujemy; (2) jaką płeć mają osoby, które są dla nas seksualnie atrakcyjne; (3) z kim współżyjemy i (4) za kogo się uważamy. W odpowiedziach nie musi występować urawniłowka! Bywają np. kobiety, które uważają się za heteroseksualne, współżyją z mężczyzną a fantazjują o kobietach. Czy są lesbijkami?
By jakoś to jednak ogarnąć, stosuje się siedmiostopniową skalę od 0 do 6, przy czym „0” oznacza twardy heteroseksualizm, a „6” twardy homoseksualizm. W ankietach wychodzi ciekawa statystyczna prawidłowość. Rozważając rozkład wyników, u mężczyzn dominują skrajne pozycje: 0, 1 oraz 5, 6, u kobiet tymczasem wyniki płynnie przechodzą od 0 do 6 (oczywiści u obu płci statystycznie najwięcej jest 0 i 1, jako że heteroseksualizm jest powszechny). Dean Hamer, ten sam, który wskazał jak się okazało niedoszły gen związany z homoseksualną orientacją, przytaczając te wyniki w książce „Geny a charakter” (oryginał z 1998; polskie wydanie z 2005), tak je komentuje: „Orientacja seksualna mężczyzn ma wiele własności typowych dla cech uwarunkowanych genetycznie: jest trwała, stabilna i dychotomiczna – to znaczy mężczyzna jest albo hetero-, albo homoseksualny. W przeciwieństwie do tego orientacja seksualna kobiet sprawia wrażenie bardziej chwiejnej i rozmytej, mniej zaprogramowanej z góry – okazała się zróżnicowana, zmienna i rozkładająca się w sposób ciągły – wiele kobiet plasuje się gdzieś pomiędzy homo- a heteroseksualizmem” (s. 191).
To nie jedyne znaczące dane statystyczne. Jeśli naukowcy chcą sprawdzić ewentualne genetyczne podłoże jakiejś cechy, przyglądają się bliźniętom jedno- i dwujajowym. Gdy cecha jest całkowicie determinowana genetycznie (np. kolor oczu) to wszystkie bliźniaki jednojajowe będą ją posiadać (czyli 100 %). Jeśli jest częściowo determinowana, to procent bliźniaków jednojajowych ją posiadający powinien być znacząco wyższy od procentu bliźniaków dwujajowych. I tak się dzieje z homoseksualizmem – procentowe wartości odpowiednio wynoszą 57 % i 25 % (akurat w badaniach Hamera, ale takich badań o podobnych wynikach przeprowadzono kilkanaście).
I wreszcie trzeci zaskakujący wynik: Hamer zbadał genealogie rodzinne badanych homoseksualistów i okazało się, że homoseksualizm w statystycznie znaczący sposób występował również wśród kuzynów i wujków od strony matki, a od strony ojca – nie. Interpretacja sama się narzuca: homoseksualista się nie rozmnaża. Gdyby to męskie geny wpływały na orientację homoseksualną, bardzo szybko znikłaby ona z powierzchni ziemi. Angielski genetyk Bryan Sykes w bardzo ciekawej książce „Przekleństwo Adama” (2003) wysuwa w związku z tym faktem hipotezę, że na orientację seksualną mają wpływ mitochadrialne DNA, bo to one jest przenoszone z pokolenia na pokolenie tylko przez kobiety, zatem „ma interes”, by zniechęcać męskich potomków do rozmnażania. (Hamer natomiast bezskutecznie, jak się okazało, szukał takich genów w żeńskim chromosomie X; przeprowadzone w 1999 r. niezależne badania nie potwierdziły jego wyników.)
Jeszcze słowo o procentowych zależnościach wśród lesbijek. Są one zaskakujące: otóż siostra lesbijki ma jedynie 6 % szans zostania lesbijką, co i tak jest wartością wyższą od średniej w populacji, natomiast córka lesbijki aż 33 %. Taka zależność nie może, jak pisze Hamer, wynikać z genów. Zatem wiele na to wskazuje, że żeński homoseksualizm przekazywany jest jednak kulturowo. I jak pozwala sobie Hamer frywolnie zauważyć, pociąg seksualny u kobiet, w przeciwieństwie do mężczyzn, zależny jest bardziej od czyjejś indywidualności, niż kształtu genitaliów. J
Co z tego wynika? Na przykład to, że Grzegorz Górny z Frondy w jednym z artykułów przedwcześnie odtrąbił zwycięstwo zwolenników opcji homoseksualizmu nabywanego a nie wrodzonego, a co za tym idzie: psującego a nie różnicującego ludzką naturę (któż to twierdził, że wśród Polaków najwięcej jest… lekarzy?). Aby coś takiego zasadnie twierdzić, trzeba dokonać nie lada wyczynu: trzeba wykazać, że wszyscy (!) posiadacze skłonności homoseksualnej ją nabywają, i nie ma wśród nich ani jednego (!), który się z nią rodzi. Oczywiście, w rzeczywistości mogą być tacy, którzy ją nabywają (przypomnijmy sobie, że homoseksualizm nie jest zjawiskiem jednorodnym), i najprawdopodobniej to z pośród nich rekrutują się ci, którzy następnie pod wpływem terapii reparatywnej wracają do założonej normy. Ale przytoczone powyżej fakty naukowe w wystarczający sposób pokazują, że są też tacy, u których orientacja seksualna ma genetyczne podłoże. I jest ich całkiem sporo. Nie da się bowiem inaczej tych statystycznych zależności wyjaśnić. Cbdo.
no, no; gratuluję odwagi i wyrazistości osądu:) Właśnie owiedziałam się o tym zjawisku bardzo ciekawych rzeczy, za co serdecznie dziękuję.
Galimatias słowny Panie Arturze. Zdaję sobie sprawę, że wikłając się w jakąś sprawę, wchodząc w szczegóły tracimy bardziej ogólny rys zagadnienia, i popadamy, w absurdy i sprzeczności. Dlatego pozwolę sobie pokazać coś Panu „z lotu ptaka”:”Ale przytoczone powyżej fakty naukowe w wystarczający sposób pokazują, że są też tacy, u których orientacja seksualna ma genetyczne podłoże””Nie uznaję jednocześnie moralnej dopuszczalności czynów homoseksualnych”Sam Pan chyba widzi, że nonsensem jest uznawać za niemoralne coś, co jest zdeterminowane przez naturę (geny).
> Sam Pan chyba widzi, że nonsensem jest uznawać za> niemoralne coś, co jest zdeterminowane przez naturę> (geny).Genetycznie zdeterminowana (po części) jest orientacja, a nie czyny seksualne. Chyba, że nasza wola przestaje być wolna…
Z nieukrywaną szczyptą „pisarskiej” złośliwości zapytam: jak Pan myśli dlaczego, ” tęczowe” środowiska lansują tezę, o jego genetycznym podłożu, a im bardziej w prawo się przesuwając (np. artykuł Grzegorza Górnego), i dalej w prawo, aż do „katolickiego betonu”, homoseksualizm jawi się jako choroba nabyta, którą najlepiej wyleczyć w „psychuszce”? Na tej skali jest Pan szczególną osobowliwością: homoseksualizm jest chorobą genetyczną. Teza o empirycznym (genetycznym) śladzie grzechu pierworodnego jest już prawie gotowa.
Czyli uważa Pan Redaktor ze homoseksualizm jest jakąś aberracją genetyczną typu np.genetyczne skłonności do schizofrenii.a co za tym idzie uleganie tej biologiczne zdeterminowanej orientacji seksualnej jest niemoralne , czy dobrze zrozumiałem cały Pana wywód ??? a jeśli tak stawia to w dość ciekawym świetle całą Pana koncepcje na temat seksualności człowieka .PS.Znów opiera się Pan Artur na starych badaniach z lat 90… to w nauce całe wieki.Polecam bardziej współczesne książki np.”Gay, Straight, a Reason Why: The Science of Sexual Orientation ” wydane przez Oxford University Press, USA, 1 wydanie (29 września 2010) neurologa z Harvardu Simon LeVay http://tiny.pl/hw569lub Rebecca Jordan-Young” Brain Storm: The Flaws in the Science of Sex Differences ” Harvard University Press ( 7 września 2010) http://tiny.pl/hw56j
Poza tym przypomnę ze oprócz klasycznego dziedziczenia odkryto również dziedziczenie poza genetyczne -dziedziczenie epigenetyczne http://tiny.pl/hw5vq które zupełnie Pan Redaktor pomija w swoich rozważaniach powołując się na stare badania i stan wiedzy z poprzednich dekad .
Witam.Mam pytanie .Co prawda troche z innej beczki,ale jedank istotne.Mianowice panie Arturze,co Kościół uważa na temat Adama I Ewy?Chodzi mi tu o taki drobiazg, jak kolor ich skóry.Ponieważ jest to istotne,a dlaczego ,to wyjaśniam na swoim blogu.Zapraszam:http://polityczny-tumiwisizm.blog.onet.pl/
http://polityczny-tumiwisizm.blog.onet.pl/
„Druga sprawa jest niewątpliwie trudniejsza (domaga się zadowalającego uzasadnienia ograniczenia seksu tylko do małżeństwa, a to dzisiaj nie jest łatwe!)”Arturze! Ratunku! Konsekwentnie ignorujesz najważniejszy mankament twojej argumentacji! Pisałam już o tym w komentarzu dwie notki temu. Tu nie chodzi o wytłumaczenie, dlaczego seks ma być ograniczony tylko do małżeństwa. Chodzi o to, że wpadasz w błędne koło:Dlaczego Kościół nie błogosławi małżeństw homoseksualnych? Bo stosunki homoseksualne są niemoralne. A dlaczego są niemoralne? Bo są pozamałżeńskie.Nawet gdybyś wytłumaczył, dlaczego seks tylko w małżeństwie, to nie wyjaśnisz tym samym, dlaczego Kościół nie widzi możliwości małżeństw homoseksualnych.
Panie Sporniak, Zanim Pan następnym razem zajmie się tematem homoseksualizmu. Kim Pan jest z wykształcenie/ Bo chyba ani lekarzem ani psychologiem? Prosze poczytać co o homoseksualizmie ma do powiedzenia nauka, a nie aktywiści gejowscy.http://www.homoseksualizm.edu.pl/Polecam szczególnie artykuły dotyczące źródeł homoseksualizmu.
Panie Skorniak, Zanim Pan następnym razem zajmie się tematem homoseksualizmu. Kim Pan jest z wykształcenie/ Bo chyba ani lekarzem ani psychologiem? Prosze poczytać co o homoseksualizmie ma do powiedzenia nauka, a nie aktywiści gejowscy.http://www.homoseksualizm.edu.pl/Polecam szczególnie artykuły dotyczące źródeł homoseksualizmu.
Sporniak, oczywiście, przepraszam za literówkę
Przypomniałam sobie właśnie Pana artykuł o seksie oralnym, dokopanie się do informacji że ta działalność ma podłoże ewolucyjne oraz w wyniku tej informacji stwierdzenie, że w takim razie ten oralny nie jest zły, no bo tak zostaliśmy stworzeni i tyle. Nic nie było o tym, że co prawda skłonności do oralności są OK, ale przecież mamy wolną wolę i należy się powstrzymywać.
> Przypomniałam sobie właśnie Pana artykuł o seksie oralnym,> dokopanie się do informacji że ta działalność ma podłoże> ewolucyjne oraz w wyniku tej informacji stwierdzenie, że w> takim razie ten oralny nie jest zły, no bo tak zostaliśmy> stworzeni i tyle. Nic nie było o tym, że co prawda> skłonności do oralności są OK, ale przecież mamy wolną> wolę i należy się powstrzymywać.Dobre. 🙂
CBDO? no nie wiem, nie jestem do konca przekonana, moze dlatego, ze tak naprawde w ogóle mnie nie interesuje, kto z moich znajomych homoseksualistów ma tą cechę nabytą, a kto wrodzoną. dlatego poczekam az odniesie się pan do drugiego zarzutu, który na razie został pominiety.
Nie zrozumiałam – jakie są argumenty za genetyczną dziedzicznością skłonności homoseksualnych?
Politologu, właśnie napisałem w moim tekście (na Tezeuszu), że porównywanie genetycznej skłonności do homoseksualizmu z genetyczną skłonnością do alkoholizmu (albo tak jak w Twoim komentarzu: do schizofrenii) jest co najmniej nie na miejscu, jest bardzo krzywdzące dla homoseksualistów.Gościówa, małżeństwo jest związkiem z definicji biologicznie otwartym na płodność i pod względem społecznym służącym zastępowaniu jednych pokoleń drugimi. Można tę ważną cechę małżeństwa jako instytucji prywatno-społecznej ignorować (wtedy rzeczywiście, dlaczego związków homoseksualnych nie nazywać małżeństwem?), ale ja nie jestem zwolennikiem tak daleko idącego, i to świadomego (!) zniekształcania rzeczywistości przy pomocy języka. Jeżeli mam tu rację, Twoje wmawiane mi błędne koło tu się przerywa, bo małżeństwo tworzyć mogą jedynie osoby o przeciwnych płciach (tylko takie biologicznie mogą być płodne). I dlatego Kościół nie błogosławi związków homoseksualnych.Pampelune, we wpisie „Moralność seksu oralnego” (z 5.02.2009), rozważałem dopuszczalność pieszczot oralnych w małżeństwie. Bo tylko tu pieszczoty te, ewidentnie wzmacniając związek, pośrednio służą także zadaniom rodzicielskim przewidzianym przez ewolucję dla seksu.> Nie zrozumiałam – jakie są argumenty za genetyczną> dziedzicznością skłonności homoseksualnych?MagCzu, moim zdaniem jest to proste: mamy kilka interesujących empirycznych danych o charakterze statystycznym (statystyka pozwala wychwycić pewne tendencje – jest to ważne, skoro homoseksualizm, jak już pisałem, jest zjawiskiem niejednorodnym). Wymieniłem takie trzy dane: 1. dychotomiczny rozkład skłonności u mężczyzn, w przeciwieństwie ciągłego rozkładu u kobiet; 2. większy odsetek homoseksualnych bliźniaków jednojajowych niż bliźniaków dwujajowych oraz 3. statystycznie znaczące występowanie homoseksualizmu w genealogiach rodzinnych tylko po stronie matki. Otóż wszystkie te nietrywialne wyniki w zadowalający sposób wyjaśnia hipoteza o genetycznym (wrodzonym) podłożu homoseksualizmu. Hipoteza o decydującym wpływie czynników wychowawczych czy kulturowych (nabytych) jest wobec tych danych bezradna.Mamy empiryczne fakty i szukamy teorii, która je wyjaśni – chyba w ten sposób działają nauki empiryczno-dedukcyjne?
„Pampelune, we wpisie „Moralność seksu oralnego” (z 5.02.2009), rozważałem dopuszczalność pieszczot oralnych w małżeństwie. Bo tylko tu pieszczoty te, ewidentniePampelune, we wpisie „Moralność seksu oralnego” (z 5.02.2009), rozważałem dopuszczalność pieszczot oralnych w małżeństwie. Bo tylko tu pieszczoty te, ewidentnie wzmacniając związek, pośrednio służą także zadaniom rodzicielskim przewidzianym przez ewolucję Widzę ze Pan Artur chce na siłę zbudować koherentną wizje etyki seksualnej z doktryną KK ( pomijać aspekt antykoncepcji) , a prokreacji nadać role pierwszorzędną która uzasadnia bezpośrednio bądz pośrednio każdy akt seksualny ( wzmacnianie więzi partnerów w celu dobrego wychowania potomstwa)Załóżmy ze przyjmiemy tą wizje etyki seksualnej według Pana Red.co z tego wynika praktycznie??1)Akty seksualne osób bezpłodnych są niemoralne ponieważ nie mieszczą się w kontekście wzmacniania więzi przyszłych lub obecnych rodziców2) Akty seksualne osób starszych które zawierają związek poza okresem reprodukcyjnym również są amoralne ponieważ są bez perspektywy macierzyństwa i ojcostwa.
> Gościówa, małżeństwo jest związkiem z definicji> biologicznie otwartym na płodność i pod względem> społecznym służącym zastępowaniu jednych pokoleń drugimi.> Można tę ważną cechę małżeństwa jako instytucji> prywatno-społecznej ignorować (wtedy rzeczywiście,> dlaczego związków homoseksualnych nie nazywać> małżeństwem?), ale ja nie jestem zwolennikiem tak daleko> idącego, i to świadomego (!) zniekształcania> rzeczywistości przy pomocy języka. Jeżeli mam tu rację,> Twoje wmawiane mi błędne koło tu się przerywa, bo> małżeństwo tworzyć mogą jedynie osoby o przeciwnych> płciach (tylko takie biologicznie mogą być płodne). I> dlatego Kościół nie błogosławi związków homoseksualnych.Odnoszę wrażenie, że mówiąc to przekreślasz wszystkie swoje wątpliwości dotyczące NPR, które publikowałeś na tym blogu. Nagle zmieniłeś kurs o 180 stopni i przyznajesz, że w małżeństwie chodzi bezwzględnie o płodność.A gdzie się podzieje np. twój dawny argument, który wysuwałeś przeciw NPR, że Kościół przecież dozwala na małżeństwa osób po menopauzie? Mogą uprawiać seks małżeński, choć płodni już nigdy nie będą. To zupełnie tak samo jak homoseksualiści.A ludzie, którzy mają już dzieci i więcej nie chcą? Mogą uprawiać seks małżeński, w zgodzie z NPR aż do menopauzy uprawiać go w fazie niepłodnej, czyli wtedy, gdy dzieci już więcej nie będzie. Zgodnie z twoją dziś przyjętą logiką – dlaczego wolno im wtedy uprawiać seks do końca życia, choć wiadomo, że więcej nie będzie płodny? Kosciół zezwala im na tę przyjemność w nagrodę za wcześniejsze poczęcie dzieci?
A ja nawet odnoszę wrażenie że zaraz się popłaczę ze złości! Te wszystkie rozkminy, że naistotniejszym spoiwem związku jest intymność, to były żarty? Miesiące subtelnych rozważań o tym, że zapłodnienie nie musi być jedynie słusznym celem, a potem rozpieszczeni czytelnicy dostają przez łeb odwieczną prokreacją.
Nie chcę występować w roli adwokata Artura, ale czytając ten blog od samego początku, stale pamiętam, jak stawiany był problem, gdy krytykowany był wymóg płodności biologicznej wobec małżeństwa. Założywszy, że małżeństwo jest związkiem kobiety i mężczyzny, konstytuowanym przez zobowiązanie obojga do miłości i zgodę na płodność biologiczną, czy musimy uznawać, że otwarcie na płodność jest etycznym wymogiem KAŻDEGO aktu małżeńskiego? To jest zagadnienie o wiele węższe niż podważanie prokreacyjności jako celu małżeństwa w ogóle.Tak więc zarzuty wobec Artura, że zmienia front o 180 stopni, nie są trafne.
Zapomniałaś o małżeństwach osób po menopauzie. Dlaczego Kościół zezwala na ich zawieranie? O takim małżeństwie od samego początku wiadomo, że nie będzie prokreacyjne.
> Dlaczego> Kościół zezwala na ich zawieranie? O takim małżeństwie od> samego początku wiadomo, że nie będzie prokreacyjne.Myślę że to przez casus Sary i Abrahama.
> > Dlaczego> > Kościół zezwala na ich zawieranie? O takim małżeństwie> > od samego początku wiadomo, że nie będzie prokreacyjne.> Myślę że to przez casus Sary i Abrahama.Cóż, jeśli argumentacja przebiega na aż takim poziomie, to:”Powiadam wam, że z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci Abrahamowi.” (Mt 3,9, Łk 3-8)- Skoro może z kamieni, to może i z seksu homoseksualistów.
> „Powiadam wam, że z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci> Abrahamowi.” (Mt 3,9, Łk 3-8)> – Skoro może z kamieni, to może i z seksu> homoseksualistów.Co nie znaczy, że Kościół powinien błogosławić małżeństwa kamieni :)Prawo kanoniczne skupia się na zdolności do współżycia, a nie samej płodności. Ma być kobieta, ma być mężczyzna, mają być zdolni do współżycia. Płodność to już widocznie sprawa Pana Boga. Nawet jeśli kobieta jest np. po wycięciu macicy. Nie wiem, czy tu coś się może zmienić, ale wydaje mi się, że ciężko byłoby Kościołowi przymknąć oko na to, jak Pismo widzi małżeństwo: związek mężczyzny i kobiety. To tak jak z wykonaniem testamentu, który wydaje się niesprawiedliwy. Trzeba wykonać i już, a pokrzywdzonym można tylko współczuć i próbować pomóc w inny sposób.
> To tak jak z wykonaniem testamentu, który wydaje się> niesprawiedliwy. Trzeba wykonać i już, a pokrzywdzonym> można tylko współczuć i próbować pomóc w inny sposób.Przypomnij mi – czy wciąż mówisz o Bogu, który jest miłością? 😉
> > To tak jak z wykonaniem testamentu, który wydaje się> > niesprawiedliwy. Trzeba wykonać i już, a pokrzywdzonym> > można tylko współczuć i próbować pomóc w inny sposób.> Przypomnij mi – czy wciąż mówisz o Bogu, który jest> miłością? ;-)A co lepszego proponujesz konkretnie?
Z tego co pamiętam, to p. Artur kwestionował to z punktu widzenia przedmiotu czynu, a zatem jeśli celem jest prokreacja, to musi to dotyczyc KAZDEGO aktu seksualnego. Jeśli celem jest tak jak proponował swego czasu Autor Bloga: coś w rodzaju intymności przejawiającej się poprzez pobudzenie neurochemiczne w mózgu (?), to jest to celem KAZDEGO aktu seksualnego, także homoseksualnego.Ot, taka to zabawa w scholastyke!
> MagCzu, moim zdaniem jest to proste: mamy kilka> interesujących empirycznych danych o charakterze> statystycznym (statystyka pozwala wychwycić pewne> tendencje – jest to ważne, skoro homoseksualizm, jak już> pisałem, jest zjawiskiem niejednorodnym). Wymieniłem takie> trzy dane: 1. dychotomiczny rozkład skłonności u mężczyzn,> w przeciwieństwie ciągłego rozkładu u kobiet; 2. większy> odsetek homoseksualnych bliźniaków jednojajowych niż> bliźniaków dwujajowych oraz 3. statystycznie znaczące> występowanie homoseksualizmu w genealogiach rodzinnych> tylko po stronie matki. Otóż wszystkie te nietrywialne> wyniki w zadowalający sposób wyjaśnia hipoteza o> genetycznym (wrodzonym) podłożu homoseksualizmu. „Genetyczne podłoże” rozumiane jako „genetycznie dziedziczona podatność na skłonności homoseksualne”?Czytałam dawno temu o bliźniakach jednojajowych wychowywanych osobno – niektóre mimo to jako dorosłe osoby przejawiały upodobanie do np. takich samych ekscentrycznych elementów stroju. Jak rozgraniczyć wyraziście tezę o dziedziczeniu homoseksualizmu od dziedziczenia pewnych cech, które w sumie składają się na podatność na powstanie homoseksualnych skłonności?
Mam jakieś dziwne wrażenie ze od pewnego czasu Pan Artur i kolega redakcyjny o.Jacek Prusak zaczynają pisać w duchu coraz bardziej konserwatywnym ( można przeanalizować ostatnie teksty z GW o.Jacka Prusaka i ostatnie wpisy Pana Red.) czyżby „Coś” nagle spowodowało tą zmianę linii w stronę większej ortodoksji doktrynalnej …beton konserwatywny zaczyna się wiązać w umysłach publicystów TP???
> Mam jakieś dziwne wrażenie ze od pewnego czasu Pan Artur i> kolega redakcyjny o.Jacek Prusak zaczynają pisać w duchu> coraz bardziej konserwatywnym ( można przeanalizować> ostatnie teksty z GW o.Jacka Prusaka i ostatnie wpisy Pana> Red.) czyżby „Coś” nagle spowodowało tą zmianę linii w> stronę większej ortodoksji doktrynalnej …beton> konserwatywny zaczyna się wiązać w umysłach publicystów> TP???Politologu, tworzysz jakieś projekcje. Pokaż mi miejsce na blogu czy w moich tekstach, gdzie przekroczyłem, obiecałem przekroczyć czy sugerowałem, że należy przekroczyć jakąś poważną normę etyczną głoszoną przez Kościół (np. zakaz nierządu czyli współżycia seksualnego pozamałżeńskiego)? W pierwszym wpisie zaznaczyłem, że chcę, aby ten blog stał się miejscem rozmowy a nie buntu. Od początku też starałem się odróżniać sprawy ważne (np. „nie zdradzaj żony”) od mniej ważnych („nie korzystaj z prezerwatyw”). Przypomnijcie sobie to, co pisałem w tekście „Sumienie a głos Kościoła” (link na skrzydełku bloga):Tu właśnie dochodzimy do sedna sprawy: ogólne normy „nie zabijaj”, „nie cudzołóż”, „nie uprawiaj nierządu” należą do prawd, w których Kościół odnajduje swoją tożsamość. Nie może się godzić na ich kwestionowanie, gdyż w ten sposób zaprzeczyłby sobie i swojej misji. Natomiast szczegółowe normy w dziedzinie etyki małżeńskiej należą do tej części doktryny, która podlega rozwojowi, już choćby z tego powodu, że w pewnej mierze zależy ona od ciągle rozwijającej się wiedzy. Intuicja wierzącego, który ma nie tylko teoretycznie zaakceptować dane normy, ale także próbować wcielać je w życie, może okazać się trafniejsza i bardziej dalekowzroczna niż dotychczasowe nauczanie Kościoła. Oczywiście można odrzucać nauczanie Kościoła także w ważnych kwestiach – jesteśmy jednostkami wolnymi i autonomicznymi – tyle że trzeba sobie zdawać sprawę z faktu, że wtedy rozluźniamy naszą z nim relację. Tylko tyle i aż tyle.
Proszę popatrzeć na swój brak konsekwencji ukazany w wcześniejszym wpisie moim i Gościówy odnośnie aktów seksualnych w związkach osób bezpłodnych bądz osob starszych …przecież to brak konsekwencji.
Drogi Politologu, jest Pan jak najbardziej zdrowy i trzeźwy, wbrew temu co sugeruje P. Artur. Słusznie zauważa Pan niekonsekwencje wywodów Autora. Bynajmniej nie bez słuszności pozostaje też to co napisał w komentarzu P. Sporniak: „Pokaż mi miejsce na blogu czy w moich tekstach, gdzie przekroczyłem, obiecałem przekroczyć czy sugerowałem, że należy przekroczyć jakąś poważną normę etyczną głoszoną przez Kościół (np. zakaz nierządu czyli współżycia seksualnego pozamałżeńskiego)?” Zakaz stosunków homoseksualnych jest poważną normą etyczną głoszoną przez wpływowych i wysoko postawionych członków Kościoła katolickiego (głownie w tym kraju), gdyby p. Artur się za nią opowiedział… aż strach o tym myśleć…najmniejszy skutek to tylko „utrata twarzy” ….Stąd też biorą się świadome, czy mniej świadome niekonsekwencje w tych wypowiedziach.„Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha” 😉
Oraz proszę wskazać dokumenty doktrynalne gdzie jednoznacznie akty homoseksualne zostały raz na zawsze zaliczone do zakazanych praktyk przez NIEZMIENNE NAUCZANIE MORALNE KK ( obłożone dogmatem o nieomylności w sprawach wiary i moralności) .Tzw. nauczanie nieomylne KK
dla ciekawości dodam jeszcze to http://tiny.pl/hwj5l skomplikuje dość mocno intelektualne akrobacje Pana Redaktora
Noo, papież też niezgorsze wygibasy uprawia. Gejom wolno używać prezerwatywy – nawet gejom-prostytutkom – bo nie mogą mieć dzieci. Hetero nie wolno, bo hetero mogą mieć dzieci, a tak to by nie mogli. A wszystko po to, by seks stał się bardziej ludzki. ?!?!?
Szybka reakcja TP: http://tnij.org/i4f8Zainteresowało mnie jeszcze jedno stwierdzenie papieża: „Być może istnieją uzasadnione pojedyncze przypadki, gdy np. mężczyzna uprawiający prostytucję używa prezerwatywy w sytuacji, gdy takie postępowanie może być pierwszym krokiem na drodze do umoralnienia, jakimś zalążkiem odpowiedzialności, aby na nowo rozwinąć świadomość tego, iż nie wszystko jest dozwolone i nie wolno robić wszystkiego, na co ma się ochotę.”Papież zakłada, że prostytutka wykonuje swoją pracę z własnej ochoty! Nie wiem, czy to często się zdarza, nawet u męskich prostytutek.
„oczywiści u obu płci statystycznie najwięcej jest 0 i 1, jako że heteroseksualizm jest powszechny”Nie. 0 i 6 to najrzadziej występujące wyniki. większość ludzi ma bardzo niewielkie skłonności i/lub doświadczenia biseksualne.”Bywają np. kobiety, które uważają się za heteroseksualne, współżyją z mężczyzną a fantazjują o kobietach. Czy są lesbijkami?”Mogą być mniej lub bardziej biseksualne. Mama wrażenie, że w ogóle nie zauważa pan istnienia tej orientacji i dzieli cały świat na homo i hetero. Rzeczywistość jest inna, biseksi tez istnieją.