Na wakacjach byłem w domu, gdzie panuje zwyczaj oglądania wieczorem programów informacyjnych po kolei na wszystkich możliwych kanałach (podejrzewam, że to nie jedyny taki dom w Polsce.) Można zacząć Panoramą już o 18.00, a potem Wydarzenia (18.50), Fakty (19.00), Wiadomości (19.30) i na dokładkę roszada z TVP Info oraz TVN24 albo Superstacji. Raz zaaplikowałem sobie taką kilkugodzinną dawkę i… odchorowałem ciężkim informacyjnym zatruciem. Mam niską odporność, jako że we własnym domu w ogóle dzienników telewizyjnych nie oglądam (potrzebne informacje odnajduję szybko i w bezpiecznych dawkach w internecie).
W przeciwieństwie do mnie gospodarz był w swoim żywiole – z każdym kolejnym dziennikiem coraz bardziej się nakręcał, emocje buzowały. Muszę powiedzieć, że nie były to dobre emocje. Ale problem nie polegał wcale na natłoku informacji, przeciwnie – każda stacja pokazywała to samo. Właśnie generatorem niezdrowych emocji była multiplikacja zwykle banalnych czy głupich informacji o jakichś nieważnych politycznych przepychankach. Jeden kieliszek z trującym trunkiem niekoniecznie nam zaszkodzi, ale kilka wypitych po kolei… Ciekawe natomiast, że są wydarzenia, o których można słuchać bez szkody dla ducha ciurkiem nie tylko przez dwie godziny, ale przez dwa dni: np. śmierć Jana Pawła II czy atak na WTC. Skąd ta różnica?
Przypomniałem sobie o tych przemyśleniach przy okazji dyskusji o… myślach nieczystych wywołanej na tym blogu artykułem Jacka Prusaka SJ z ostatniego numeru „Tygodnika Powszechnego”. Z premedytacją odwołuję się do przykładu nie związanego z erotyką, żeby pokazać, iż rozróżnienie na dobre i złe myśli ma jednak sens i działa także w innych sferach. Telewizja przypomina nasz mózg produkujący bez przerwy ciągi mniej lub bardziej użytecznych informacji/myśli. Wywołują one różne emocje. Z grubsza można je jednak podzielić na służące nam i mniej lub bardziej szkodzące. Od czego to zależy?
Chyba od wagi informacji/myśli – to znaczy od siły i jakości oddziaływania na nas. Chodzi o pytanie: co się w nas zmienia i czy te zmiany nam służą? Jakaś nieistotna polityczna pyskówka wywołuje tylko chwilowe rozdrażnienie – jakiś fragment naszego mózgu zalewany jest koktajlem neuroprzekaźników – chwilowo czujemy przypływ adrenaliny, ale to do niczego nie prowadzi. Co najwyżej podwyższa nam próg wrażliwości i za następnym razem będziemy potrzebować większej dawki pustej chemii. Natomiast, jeśli jakieś wydarzenie nas dogłębnie poruszy, oznacza to, że informacja/myśl/fantazja nie przyszła nadaremnie. Zostawiła ślad. Zmieniła nas. Może na lepsze… Warto zatem dbać o jakość myśli.
Nie jest to najlepsza analogia. Analogia byłaby dobra, gdybyś rozmyślał o politycznych przepychankach z własnej woli, bez bycia bombardowanym wbrew woli z telewizora.Albo gdybyś mówił o sytuacji, gdy ktoś tobie na siłę puszcza w kółko pornosy. Nawiasem mówiąc, sam stwierdziłeś, że informacje o przepychankach bezpiecznie sobie dawkujesz z internetu. Czyżby to samo o bezpiecznym dawkowaniu z internetu, wedle własnego uznania, mogło dotyczyć pornografii? 🙂 (Ja odpowiedziałabym twierdząco, nie wiem jak inni.)W dodatku nawet ks. Prusak zgodziłby się, że w przypadku bycia bombardowanym z zewnątrz, nie z własnej woli, pojawiające się wbrew woli w głowie myśli nie są grzeszne i nieczyste. (Sprawdź w jego artykule, on dokładnie coś takiego pisze.) Jesteś więc bardziej papieski od ks. Prusaka. 😉
> Analogia byłaby dobra, gdybyś rozmyślał o politycznych> przepychankach z własnej woli, bez bycia bombardowanym> wbrew woli z telewizora.> Albo gdybyś mówił o sytuacji, gdy ktoś tobie na siłę> puszcza w kółko pornosy. Nawiasem mówiąc, sam> stwierdziłeś, że informacje o przepychankach bezpiecznie> sobie dawkujesz z internetu. Czyżby to samo o bezpiecznym> dawkowaniu z internetu, wedle własnego uznania, mogło> dotyczyć pornografii? 🙂 (Ja odpowiedziałabym twierdząco,> nie wiem jak inni.)> W dodatku nawet ks. Prusak zgodziłby się, że w przypadku> bycia bombardowanym z zewnątrz, nie z własnej woli,> pojawiające się wbrew woli w głowie myśli nie są grzeszne> i nieczyste. (Sprawdź w jego artykule, on dokładnie coś> takiego pisze.) Jesteś więc bardziej papieski od ks.> Prusaka. ;-)Załóżmy, że długie nogi mojej koleżanki sprawiają, iż w mojej męskiej wyobraźni spontanicznie ukazuje się ona cała naga jak żywa. 🙂 Otóż taka miła myśl jest ostatecznie bezproduktywna – potencjalnie potrafi wywołać i uruchomić specyficzna chemię w moim mózgu, która jednak do niczego pozytywnego nie doprowadzi (np. do zbliżenia się do siebie). Przeciwnie, pielęgnowana, może zakłócać całkiem pożyteczną i produktywną chemię wywoływaną przez moją żonę. Błędem właściciela kablówki z mojego przykładu nie jest to, że ogląda wieczorem program informacyjny, ale to, że ogląda tych programów osiem. W ten sposób pielęgnuje w swoim mózgu bezproduktywną chemię wywoływaną bzdurnymi informacjami, zamiast czym prędzej przełączyć na zwykle bardzo ciekawe Discovery Science czy Animal Planet.
Jest jakiś punkt, w którym się nie rozumiemy.Może chodzi o to, że ja nie widzę, co złego mogłoby komuś wyrządzić wyobrażanie sobie nagiej koleżanki. Żonie tego kogoś od tego nic nie ubędzie – tak mi się wydaje – pod warunkiem, że wyobrażenia pozostają w jego głowie i nie przekładają się na żadne czyny. Jeśli tak, to kręcimy się w tej dyskusji w kółko, bo już pod poprzednią notką rozważaliśmy, czy warto tak bać się własnych myśli – w obawie, aby automagicznie nie przełożyły się nam na czyny – że aż musimy te myśli cenzurować. Ja jestem zdania, że nie warto i nie musimy. Kiedyś myślałam, Arturze, podobnie jak ty, ale przestałam, bo kontrolowanie własnych myśli zabierało mi zbyt wiele zdrowia. Pamiętaj, że nie rozmawiasz z poganinem narodzonym w pogaństwie, który swoje liberalne poglądy ma znikąd, z wychowania, z przyzwyczajenia, bądź z nieznajomości innych poglądów. Przeciwnie, byłam kiedyś daleko mniej liberalna i rozumowałam podobnie jak ty. Wielu przemyśleniom zawdzęczam to, że już nie jestem. Nie chcę przez to powiedzieć, że każdy powinien dojść do moich wniosków, bo one zależą od sposobu życia każdego człowieka, charakteru, temperamentu, doświadczeń życiowych itd. Być może dla różnych ludzi sposób patrzenia na życie podobny do twojego jest odpowiedni. Ja tylko chcę powiedzieć, że nie dla każdego. I że nie wolno przyjmować domyślnie, iż te konserwatywne reguły są słuszne i zbawienne dla każdego. Może są dla niektórych lekarstwem, ale dla innych mogą być trucizną.
„Kiedyś myślałam, Arturze, podobnie jak ty, ale przestałam, bo kontrolowanie własnych myśli zabierało mi zbyt wiele zdrowia. … Może są dla niektórych lekarstwem, ale dla innych mogą być trucizną.”Gościówo, popieram to, co napisałaś.Dużo czasu zajęło mi stwierdzenie, że kontrolowanie myśli jest szkodliwe dla mojej wyobraźni, w tym tej technicznej, dzięki której mogę wymyślać nowe rozwiązania. Pozdrawiam.
Wydaje mi się, że „produktywność” myśli nie może chyba być kryterium jej oceny moralnej. Leżenie na kanapie też jest bezproduktywne, ale grzechem nie jest. Zawsze można, co prawda, argumentować, że leżenie na kanapie jest pozytywne w sensie dawania odpoczynku, ale równie dobrze można wykazać przydatność wyobrażenia sobie nagiej koleżanki – pewnie wydzielają się wtedy jakieś endorfiny, które mają dobry wpływ na coś.Ja bym tu raczej stawiał na skutki tych myśli – dopóki nie są niegatywne, myśli nie są nieczyste. Stąd moja uwaga w jednym z wcześniejszych komentarzy, że dotychczasowa polityka KK w tym zakresie była zapobiegawcza: ponieważ myśl o nagiej kobiecie może być potencjalnie niebezpieczna, to uznajmy wszystkie takie myśli za nieczyste.Pozdrawiamcse
Tylko że czyny niemoralne, (czy jakkolwiek by je nazwać) nie biorą się znikąd.Na wstępie rodzą się w głowie.Jeśli wystarczająco długo mężczyzna wyobraża sobie nagusieńką koleżankę i podsyca owe fantazje, to w końcu – siłą konsekwencji będzie szukał najpierw kontaktu, potem wzajemności w relacji, a potem -seksu.I tu mamy już konkret.
To, że będzie próbował poderwać ową koleżankę, nie oznacza że mu się uda i pójdą do łóżka.Tu nie ma żadnego determinizmu…
Przy okazji informuję, bo może to Was zaciekawi, że pracuję nad odpowiedzią na zadane w komentarzu pod ostatnim moim wpisem przez Muzyka pytanie: czy da się uzasadnić niemoralność seksu pozamałżeńskiego. Niebawem taki właśnie wpis – być może jeszcze w tym miesiącu :). A skoro reklama, to polecam najnowszy numer „Tygodnika Powszechnego”: tropimy w nim demony w homeopatycznych kulkach z cukru; zastanawiamy się, czy teologię narodowo-plemienną da się pogodzić z Ewangelią oraz pytamy: po co intronizować Chrystusa na Króla Polski, jak chce tego pewien egzotyczny, ale coraz prężniej działający ruch parareligijny. Oraz oczywiście – wrześniowo-październikowe anioły.
Panie Redaktorze, odnośnie wpisu o seksie pozamałżeńskim, to może należałoby się zastanowić nad sprawą konkubinatu w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Chyba było bardziej liberalne. Można tu przytoczyć Synod w Toledo (397-400): „kto nie ma żony i zamiast z nią współżyje z konkubiną, nie ma być odtrącony od wieczerzy pańskiej, jeśli zadowala się tylko jedną kobietą; żoną lub konkubiną”. Wydaje się interesujące… Pozdrawiam.
M.in. o konkubinacie w starożytnym Rzymie pisze tutaj ks. Franciszek Longchamps de Berier:http://tnij.org/igmjTo jest ciekawe, ponieważ odnosi się też do ówczesnych chrześcijan.Cała intryga „Quo vadis” Sienkiewicza okazuje się wierutną bzdurą: Ligia nie chciała być nałożnicą, lecz najwyżej legalną małżonką, która „namaściła odrzwia wilczym sadłem”, czy jakoś tak. Tymczasem Rzymianie nawet nie mieli czegoś takiego, jak ceremonia zawarcia legalnego małżeństwa.
Miło mi i czekam z niecierpliwością:)
Ale nadal nie ma odpowiedzi co miał na myśli o.Jacek Prusak pisząc swój tekst, proszę o jasną odpowiedz.
Z innej beczki: Kolejne doniesienie naukowe o zdrowotności masturbacji http://tnij.org/igqzZ rzeczy, które mogą zaskoczyć ludzi przywiązanych do nauki kościelnej:Po pierwsze sam fakt, że zwierzęta się powszechnie masturbują. Mnóstwo pobożnych ludzi wciąż w to nie wierzy.Oraz ciekawa hipoteza:”…sugeruje, że masturbacja nie jest sama w sobie adaptacją, ale produktem ubocznym selekcji mechanizmu hormonalnego występującego o organizmów charakteryzujących się dużym promiskuityzmem (czyt.: znaczną rozwiązłością).”Jeśli ta hipoteza potwierdziłaby się, to oznaczałoby pośrednio, że Pan Bóg przyzwolił ludziom wyewoluować do postaci organizmów charakteryzujących się dużym promiskuityzmem. Jesteśmy z natury rozwiąźli? Co za pech dla Kościoła, tak szermującego prawem naturalnym! 😉 Czekamy na dalsze badania.
> Jeśli ta hipoteza potwierdziłaby się, to oznaczałoby> pośrednio, że Pan Bóg przyzwolił ludziom wyewoluować do> postaci organizmów charakteryzujących się dużym> promiskuityzmem. Jesteśmy z natury rozwiąźli? Co za pech> dla Kościoła, tak szermującego prawem naturalnym! ;-)> Czekamy na dalsze badania.Gościówa, błąd tego rozumowania tkwi w próbie uogólnienia na człowieka badań dotyczących wiewiórek. Człowiek to zwierzę monogamiczne, podobnie jak norniki preriowe, u których wykryto silne wydzielanie podczas kopulacji wazopresyny – hormonu więzi. Tej samej, która wydziela się u mężczyzny podczas stosunku, a zwłaszcza wytrysku. U kobiety odpowiednikiem jest oksytocyna. To jeden z argumentów, że u ludzi seks służy przede wszystkim do budowania więzi i dlatego masturbacja powoduje m.in. pogłębienie się poczucia samotności (o czym przekonująco pisała, jak może pamiętacie, Dawn Eden w książce „Dreszcz czystości”). Ciekaw jestem w związku z tym, czy norniki preriowe się masturbują. 🙂
Z tą oksytocyną to tak nie do końca Panie Arturze proszę poczytać najnowsze badania http://tiny.pl/h9mwd
Niech to…, Muzyku, próbowałem skasować zdublowaną kopię komentarza Politologa i nie zwróciłem uwagi, że właśnie do niej podpiąłeś swój komentarz. Zdążyłem przywrócić i skopiować tylko fragment:”Jednak moim zdaniem należałoby rozróżnić sytuację kontaktów seksualnych, masturbacji a oglądania zdarzeń innych ludzi na video (co miało miejsce podczas wspomnianych badań). Hormon może ten sam, ale zupełnie inne…”Bardzo Cię przepraszam! Czy mógłbyś jeszcze raz wkleić link do tego tekstu o wazopresynie?
Jednak moim zdaniem należałoby rozróżnić sytuację kontaktów seksualnych, masturbacji a oglądania zdarzeń innych ludzi na video (co miało miejsce podczas wspomnianych badań). Hormon może ten sam, ale okoliczności zupełnie inne.Poza tym za słusznością zdania Pana Artura przemawia fakt, że wazopresyna aktywuje tę część mózgu, która „jest ściśle związana z odczuwaniem przyjemności i… powstawaniem uzależnień”. Odsyłam do artykułu.http://tnij.org/igz8Udało się mi odtworzyć to co napisałem i znaleźć stronę:) Pozdrawiam
Arturze, ja nie uogólniam! Piszę wyraźnie, że to tylko hipoteza, a dalej – w trybie warunkowym. Za to ty naiwnie – co przeczytasz o jakichś badaniach, to bierzesz za pewne na amen, bo naukowcy tak powiedzieli.Nie chce mi się grzebać w internecie, ale jestem pewna, że mogłabym cię zasypać linkami do prac naukowych, które sugerują, że ludzie wcale nie są monogamiczni.Zastanów się – w czasach biblijnych patriarchów ludzie nie mieli oksytocyny? Bo wtedy panowała w najlepsze poligamia.Wzięłam pierwszą z brzegu pracę z internetu: http://tnij.org/ig0lPiszą tu:1. Znaleziono, że wielkość jąder jest skorelowana z tym, czy dany gatunek jest promiskuityczny. Np.goryle mają małe jądra w stosunku do masy ciała i są monogamiczne. Przeciwnie, szympansy mają duże jądra i są promiskuityczne. Zdaniem autorów, ludzie ze swoją wielkością jąder plasują się gdzieś po środku, co znaczy, że wyewoluowali jako nie bardzo monogamiczni.2. Ilość plemników w spermie zależy od tego, czy para przebywa ze sobą przez cały czas, czy spotyka się rzadko. Jeśli rzadko, to plemników jest nawet 2x więcej. Hipoteza brzmi, że u ludzi ten mechanizm wyewoluował z powodu niewierności – większa ilość plemników niż u konkurenta dawała większe prawdopodobieństwo zapłodnienia.Na koniec gwóźdź do trumny:> Ciekaw jestem w związku z tym, czy norniki preriowe się masturbują. Jest gorzej…http://tnij.org/ig0u Na „New Scientist” artykuł ma wdzięczny tytuł: „Konserwatysci potrzebują nowej maskotki”. http://tnij.org/ig0v
Polecam Panie Arturze tą książkę a propo tematu zaproponowanego przez Muzyka http://tiny.pl/h9mlv
A propo niebezpieczeństwa patologicznych fantazji erotycznych http://tiny.pl/h9mn1
Zawsze „podziwiałam” ludzi, którzy ogladają wiadomosci po kolei na wszystkich kanałach, przełączając tylko pilotem na ten program gdzie akurat się one pojawiały. pytałam nawet czasem po co to robią, skoro wszędzie przeciez wiadomości sa takie same. zazwyczaj odpowiadali, ze róznią sie nastawieniem politycznym. a przecież media powinny być obiektywne…. a poza tym zalew informacji powoduje, zę coraz mniej ich przyswajamy.