Wciąż docierają do redakcji listy odnoszące się do mojego tekstu o grzechu pierworodnym i ewolucji. Za wszystkie bardzo dziękuję ich autorom. Trudno jest mi z kilkoma osobami na raz dyskutować prywatnie. Najchętniej takie dyskusje przeniósłbym tutaj – na blog (stałych czytelników, znudzonych już tym fascynującym tematem, uspokajam, że do rutynowych J wątków o seksie niebawem wrócimy).
Ciekawy list przysłała pani Magdalena Anioła z Gdańska. Stawia w nim pytanie: czy ewolucyjnie da się wytłumaczyć wszelkie zło pojawiające się w świecie ludzkim? Też się nad tym zastanawiałem i dlatego zapytałem Autorkę, czy mogę jej list opublikować. Otrzymałem zgodę – oto on:
Jako psycholog zafascynowany ewolucją (to daje mi podstawy teoretyczne do dyskusji) oraz matka pięciorga dzieci (co daje mi pewien praktyczny wgląd w ewolucję ludzkiego gatunku) chciałabym w kilku słowach odpowiedzieć na artykuł pana Artura Sporniaka „Pożegnanie z Adamem i Ewą”.
W swym udokumentowanym wywodzie sięga autor do jednego z możliwych źródeł zła – do ewolucji. Rzeczywiście zwierzęce pochodzenie człowieka tłumaczy całą gamę zachowań moralnie złych: od odrzucenia przez klasę piegowatego kolegi po dokonane przez matkę dzieciobójstwo. Takie postawienie sprawy – zło jako skutek ewolucji należącej przecież do porządku materialnego – przypomina jednak poglądy gnostyków uznających świat materialny za przyczynę zła i dzieło szatana.
A przecież jest jeszcze jedna kategoria zachowań moralnie nagannych, których genezy próżno szukać w zwierzęcym pochodzeniu człowieka. Odwołam się do poglądów Ericha Fromma. W swojej książce „O sztuce miłości” powiada on, że tak jak najpełniejszym sposobem poznania przedmiotów jest twórczość, tak jedyną metodą poznania człowieka jest miłość. Ale jest też inny sposób – na odwrót: przedmioty można poznać przez ich niszczenie (w aktach wandalizmu), a drugiego człowieka przez znęcanie się nad nim. Przy czym nie idzie tu o proste pozbycie się niechcianego innego, ale o wyrafinowane długotrwałe pastwienie się nad ofiarą.
Nasuwają się przykłady pogromów i okrutnych gwałtów. Fromm przytacza opowiadanie Isaaca Babala, w którym rosyjski oficer mówi wprost: duszy nie poznasz inaczej niż zadeptując człowieka na śmierć – przez wiele godzin (cytuję z pamięci).
Człowiek człowiekowi próbuje wydrzeć tajemnicę jego istoty. Gwałciciel czy pedofil nie tylko dąży do prostej homeostazy przez doprowadzenie do spadku napięcia seksualnego. On pragnie wydrzeć ofierze jej niewinność i szczęście. Pozbawia tych przymiotów ofiarę, ale sam ich nie uzyskuje.
Tutaj uwidacznia się pozamaterialny (duchowy?, szatański?) charakter zła. Poznanie człowieka przez miłość lub krzywdę – drzewo wiadomości dobrego i złego. Rysuje się tu jakaś analogia. Brak mi przygotowania teologicznego. Myślę, że definicja grzechu pierworodnego czy kwestia udziału szatana w czynach człowieka to rzeczy ciekawe poznawczo, ale nie najważniejsze. Dla mnie brzmią klarownie słowa Jezusa: „Jedni drugim brzemiona noście”. Balansując na cienkim styku materii i ducha, podajemy rękę tym, których walka o codzienne przetrwanie odrywa od świata idei.
A co z tym drugim rodzajem zła? Ono bardziej niepokoi. Dziecko męczące muchę, żabę czy kota. Skąd się to bierze?
Jezus, konając na krzyżu, wziął na siebie ciężar ewolucyjnego uwikłania oprawców – był wszak obcym wśród swoich. Doświadczył też całkiem „bezinteresownego” znęcania się. „Nie wiedzą, co czynią” – zwrócił się do Ojca, mając na uwadze, jak przypuszczam, oba rodzaje grzechu. Dla mnie taki jest sens ofiary Chrystusa – solidarności z cierpiącym i grzeszącym człowiekiem. Tylko, że to pewnie niepoprawne teologicznie…
Pozwolę sobie na krótki komentarz. Nie widzę większego sensu w postawie upierania się przy poszukiwaniu ewolucyjnej genezy wszystkiego. W zasadzie broniłbym jedynie tezy, że ujawniające się niekiedy „gadzie” odruchy to zło historycznie najstarsze – to zaczątki zła w ludzkim świecie. Jak wiadomo, człowiek to niezwykle pomysłowe i inteligentne zwierzę. Trudno się dziwić, że swoje wyrafinowanie rozwinął także w sferze niemoralności. Ale być może nadal dużą rolę odgrywają kłopoty z ewolucyjnym spadkiem. Weźmy np. takiego psychopatę – zgroza, jaką sieje, polega chyba na zderzeniu ludzkich możliwości z psychopatologicznymi brakami. Psychopata ma empatię na poziomie modliszki, zaś wyobraźnię, inteligencję, potrzebę zabawy i kilka innych ważnych ludzkich cech na poziomie o wiele przewyższającym nawet najinteligentniejsze zwierzę. Dlatego też jego zachowanie może przerażać.
Hipotezę, że im większa inteligencja, tym zło ujawniać się może w bardziej wyrafinowanej formie, potwierdzają zachowania niektórych wyższych zwierząt. W świecie zwierzęcym nie odnajdziemy chyba czegoś takiego, jak np. Auschwitz, ale już np. akty grupowego gwałtu są na porządku dziennym. (Wspominałem już chyba tutaj przyrodniczy film pokazujący, jak to dwa samce waleni po kilkudniowym pościgu za samicą z małym, przez cały dzień ją „gwałcili” w zatoczce, zabijając niechcący lub chcący jej młode – etolog zapewne przykłady podobnego okrucieństwa mógłby mnożyć.)
Natomiast zaskoczyła mnie i dała do myślenia sugestia pani Magdy, że moje podejście to współczesna wersja gnostycyzmu. Czy rzeczywiście niechcący wylądowałem na pozycjach manichejskich, przeciwstawiających brutalnej materii szlachetnego ducha?
Uważam ze zarzut o gnostycyzm jest nieuzasadniony w neurobiologicznej koncepcji Grzechu Pierworodnego.Przez wieki ciągnie się spór miedzy zwolennikami wyższości ducha nad światem materialnym , człowiek aby zachować swą tożsamość musi posiadać zarówno Duszę i Ciało ( nawet w przyszłym życiu będziemy mieli przemienione ciała zmartwychwstałe) , pytanie czy wtedy Gadzie Mózgi nam wyparują? a może zostaną zablokowane??Myślę ze rąbek tajemnicy odkrywa jednak hipoteza teorii strun, gdzie na podstawowym poziomie jednak materia składa się z wibrujących niematerialnych energetycznych strun( a więc może tu kryje się Dusza?)materia która w istocie jest energią i energia która potrafi przybierać postać „cielesną” tym samym świat materii i ducha jest tożsamy , chodz nie mieści to się to klasycznej konwencji utartych schematów myślenia filozoficzno-teologicznego.( dodajmy do tego jeszcze ciemną materię i energię wypełniająca większość znanego nam wszechświata i mam komplet oceanu niewiedzy przed którym stoimy w naszym ziemskim antropocentrycznym myśleniu).Powracając natomiast do rozważań o naszych krewnych w rozumie czyli naczelnych trochę inaczej sprawę przedstawia znany prymatolog Prof. Frans de Waal( http://tiny.pl/h74lb )bardziej wnikliwie niż to czyni Pan Redaktor pisząc wyłącznie o „wyjątkowości człowieka ” który uświadamia sobie swoją moralność .Jak się okazuje świat przyrody jest bardziej złożony i przekracza zamkniętą koncepcje „samolubnego genu”, a zwierzęta nie posługują się wyłącznie prymitywną empatią wewnątrzgatunkową .Mam nadzieje ze ten wywiad z prof. de Waalem da do myślenia.
Ewolucja życia na Ziemi, a może ewolucja całego wszechświata? http://tiny.pl/h74ns
Dzięki za wskazanie artykułu prof. Fransa de Wall ! Fakt, że temat naszej zwierzęcości w odniesieniu wyłącznie do zła stał się ostatnio zbyt rozdmuchany i potrzeba takich badaczy, którzy potrafią spojrzeć na naturę ludzką i naturę w ogóle z szerszej perspektywy. Zatem zarzut o manicheizmie cofam. Nadal nurtuje mnie jednak relacja poznania przez miłość/ ” Na prawdę jaka jesteś nie wie nikt”..:) / kontra poznania przez destrukcję. Tutaj raczej szympansy, nawet te zwyczajne , nam nie pomogą. Łączę pozdrowienia dla Politologa. Magda Anioła
Ponieważ żyjemy w czasach ostatecznych, ostrzegam zabłąkanych ludzi przed fałszywymi nauczycielami. Kto nie boi się prawdy może skorzystać.Mt 7:21 „Nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie!, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie.”http://tradycja-2007.blog.onet.pl/ Warto poświęcić trochę czasu dla wieczności.PS. Nauka o grzechu pierworodnym dostepna na Mojej stronie.
„(…)Gwałciciel czy pedofil nie tylko dąży do prostej homeostazy przez doprowadzenie do spadku napięcia seksualnego. On pragnie wydrzeć ofierze jej niewinność i szczęście. Pozbawia tych przymiotów ofiarę, ale sam ich nie uzyskuje.(…)”Skąd ten pomysł, że pedofil chce wydrzeć ofierze niewinność i szczęście? Czy może pani podać źródła tej tezy pani Magdo? Nie jestem co prawda psychologiem ani seksuologiem, ale od lat zgłębiam temat pedofilii i śmiem twierdzić coś odwrotnego: pedofil preferencyjny dąży przede wszystkim do zaspokojenia popędu seksualnego, ale i chce dać dziecku szczęście na swój spaczony sposób, nie potrafiąc dostrzec, że je krzywdzi…
Może trochę nie na temat – ale bardzo chciałabym zapytać, jak się ma do kwestii wiary pogląd niektórych „szalonych naukowców” (np. E. von Daenikena i cytowanych przez niego różnych badaczy od inżynierów NASA do znawcy sanskrytu), że w ewolucji człowieka znaczącą rolę odegrali przybysze z przestrzeni kosmicznej? Chociaż stawiane przez te osoby pytania są tylko jedną z wielu hipotez – tłumaczą jednak niektóre sprawy w zaskakująco prawdopodobny sposób (np. brak tzw „ogniwa łączącego”).
Co Pan Redaktor powie na tak postawione tezy w najnowszej książce o.dr Knotza odnośnie pożądliwości , grzechu pierworodnego oraz założeń katolickiej etyki seksualnej?? http://tiny.pl/h7v9q
Oraz II fragment książki http://tiny.pl/h7v97
Ja mam inne pytanie, trochę a propos podsuniętego przez Politologa linka:Jezus uważał, że kto patrzy pożądliwie, ten już cudzołoży.Jestem odmiennego zdania, codziennie patrzę pożądliwie na różnych mężczyzn, i nic. Może kobiety rzadko składają takie wyznania, ale już mężczyźni bardzo często bez oporu przyznają się do pożądliwego patrzenia. Ludzie to po prostu robią. Nie widzę sensu robienia grzechu z rzeczy tak fizjologicznych, jak myśl o seksie podczas patrzenia na atrakcyjnego osobnika. Nie ma w tym nic złego, chyba że ktoś jest nieopanowanym zwierzęciem, które ślepo leci kopulować za każdym nadarzającym się bodźcem. Ale takie założenie oznaczałoby skrajny brak zaufania do ludzi.No, chyba że zacznie się usprawiedliwiać Jezusa, że mówiąc „pożądliwie” miał na myśli co innego, niż wszyscy powszechnie sądzą. Ale wydaje mi się, że to trochę pokrętne.
W nawiązaniu do podanego w linkowanym wywiadzie przykładu o mężu, który pozwolił żonie na kochanków mam pewne pytanie techniczna. Pytanie jest dość dziwne, ale chodzi mi tutaj o formalia.O ile wiem, przysięga małżeńska jest składana przez małżonków sobie nawzajem (a nie Bogu). Teoretycznie więc mąż może zwolnić żonę ze złożonej przez nią przysięgi (sam pozostając dalej związany przysięgą złożoną przez siebie). W tym kontekście owa żona z przykładu nie łamałaby przysięgi wierności, bo byłaby z niej zwolniona. Oczywiście, zdaję sobie sprawę z absurdalności tego toku rozumowania (bo możnaby je posunąć dalej, np. małżeństwo swingersów zwalniających się wzajemnie z przysięgi małżeńskiej czasowo na potrzeby imprezy). Pytanie stawiam raczej w kontekście nierozerwalności małżeństwa oraz przytaczanej tu dość dawno temu propozycji jakichś amerykańskich środowisk katolickich dotyczących czegoś co przypomina małżeństw na próbę czy narzeczeństwa ze współżyciem (nie pamiętam, niestety, linka ani nazwy tej propozycji).Pozdrawiamcse
Ech, ja jednego nie rozumiem w kościelnej doktrynie: Zależnie od okoliczności albo mówi, że seks wcale nie jest taki ważny, albo przeciwnie – że jest bardzo ważny. Gdy ludzie skarżą się na wstrzemięźliwość przy NPR, itp. uciążliwości, to Kościół mówi: och, przecież to tylko seks. Gdy zaś chodzi np. o małżonków, którzy umawiają się, że zezwalają sobie na seks z innymi osobami – ooo, tu już Kościół nie pozwala tłumaczyć, że przecież to tylko seks. 😉