W dyskusji pod ostatnim wpisem pojawiły się ważne i ciekawe pytania. Czy teologiczną koncepcję duszy ludzkiej można pogodzić z osiągnięciami współczesnej nauki? – pyta Politolog. Gościówa z kolei zauważa, że hipoteza ewolucyjnej genezy zła moralnego, którą proponuję, czyni zbędną interpretację religijną. „Gdy mówisz o gadzim mózgu, odruchach itp. – doskonale, to brzmi nawet przekonująco. Ale po co wtedy gadać o grzechach (pierworodnych i nie), o sakramentach?” – pyta i dodaje: „Gołym okiem widać, że katechizmowe kategorie opisu człowieka przysparzają więcej trudności i ryzyka niezdrowych interpretacji”.
Zgadzam się z Gościówa, że gdy teologia przy objaśnianiu człowieka ignoruje fakty naukowe, popada w sprzeczności. Nie zgadzam się natomiast z drugą tezą: że gdy zbytnio przejmuje się faktami naukowymi, staje się wtórna, albo wręcz zbędna. Jest przeciwnie: wiara oczyszcza się wówczas i staje się bardziej sobą. Przeciwstawię Gościówie inne rozróżnienie: „Nauka może oczyścić religię z błędów i przesądów, religia może oczyścić naukę z idolatrii i fałszywych absolutów. Każda z nich może wprowadzić drugą w szerszy świat, świat, w którym obie mogą się rozwijać”. Te słowa pochodzą z listu Jana Pawła II do ówczesnego dyrektora Obserwatorium Watykańskiego o. George’a Coyne’a z okazji 300-lecia opublikowania „Principiów” Newtona, symbolicznego początku nauki nowożytnej. Gdy na nie natrafiłem, zrobiły na mnie duże wrażenie. Sądzę, że papież utrafił tu w sedno. Jednej bez drugiej – zarówno nauce bez religii, jak religii bez nauki – grozi pycha. Język naturalistyczny nie wystarcza do opisu człowieka.
Zdarza się, że gdy uświadamiamy sobie, iż dotychczasowa interpretacja religijna jakiegoś obszaru rzeczywistości, którą w dobrej wierze przyjmowaliśmy, okazuje się zabobonna, wówczas niebo staje w płomieniach i zdaje się walić cały gmach wiary. Ale bardziej niż z rzeczywistego zagrożenia dla wiary wynika to z faktu, iż do tej pory byliśmy w wierze za mało subtelni. Po jakimś czasie gorączka mija, gdyż po prostu przyswajamy sobie nowe, bardziej adekwatne rozróżnienia. Nie tylko jesteśmy mądrzejsi, ale także nasza oczyszczona wiara staje się mocniejsza, bo bardziej trafna. J
Przypuszczam, że gdy przyzwyczaimy się do faktu, iż istoty chrztu nie narusza brak osobowej winy do „zmazania”, że chrzest i tak ma co wspomagać i co naprawiać w naszej ludzkiej naturze, to hipoteza o ewolucyjnej genezie zła moralnego wyda się oczywista.
Natomiast co do istnienia duchowej (czyli intelektualnej w przeciwieństwie do zmysłowej) duszy i jego naukowego uzasadnienia, to jest to problem, przed którym wciąż stoimy. Na razie nie czuję się na siłach, by się z nim mierzyć. Krótko, na czym on polega: chcąc zapewnić w interpretacji natury człowieka miejsce na pierwiastek duchowy, Magisterium odwołało się do antropologii arystotelesowsko-tomistycznej, głoszącej, że człowiek to złożenie ciała jako materii i duszy duchowej jako jego formy (np. punkt 365 KKK streszczający określenie duszy zdogmatyzowane przez Sobór w Vienne w 1312). Na ile mało przydatna z punktu widzenia dzisiejszej nauki teoria hylemorfizmu weszła do doktryny? Komentatorzy, np. redaktorzy polskiego „Breviarium fidei”, twierdzą, że nie weszła, że istotna jest tylko obrona pierwiastka duchowego w człowieku. Jeżeli tak, to czeka nas pełna potu praca interpretacyjna. Póki co, zasłonię się cytatem. Czyim? – zgadnijcie:
Potem przyszły lata studiów uniwersyteckich. Zbudowany w seminarium gmach arystotelesowsko-tomistycznej filozofii nie wytrzymał konkurencji z naukami przyrodniczymi. Proces był stopniowy, ale radykalny. Najpierw zrozumiałem, że jeżeli tomizm ma przetrwać, to musi zostać istotnie przebudowany; i to w ten sposób, aby mógł wejść w rezonans z dzisiejszymi naukami przyrodniczymi, podobnie jak w XIII wieku współgrał z ówczesnym stanem nauk. Potem, pod koniec studiów, doszedłem do przekonania, że szkoda tracić czas na ratowanie tomizmu – lepiej tworzyć coś od podstaw nowego. Była to zapewne naiwna reakcja na mój dotychczasowy „tradycjonalizm filozoficzny”. W każdym razie dostrzegłem – i to było ważnym krokiem – że moja teologia wcale nie ucierpiała na tej „filozoficznej rewolucji”. Związek teologii z tomistycznym schematem okazał się znacznie bardziej zewnętrzny, niż przedtem byłem w stanie przypuszczać.
tomaszwolski.blog.onet.plZapraszam na blog: tomaszwolski.blog.onet.pl
> Zapraszam na blog: tomaszwolski.blog.onet.pl”Na każdym zebraniu jest taka sytuacja, że ktoś musi zacząć pierwszy…” (Rejs) 🙂
> Natomiast co do istnienia duchowej (czyli intelektualnej > w przeciwieństwie do zmysłowej) duszy i jego naukowego > uzasadnienia, to jest to problem, przed którym wciąż stoimyCo to jest dusza zmysłowa, intelektualna? Jak może być badana empirycznie?
> Co to jest dusza zmysłowa, intelektualna? Jak może być> badana empirycznie?To te części duszy ludzkiej, które ożywiają odpowiednio zmysłowe (zwierzęce) i intelektualno-wolitywne (duchowe) funkcje człowieka. Jest jeszcze dusza wegetatywna odpowiedzialna za to, co w nas jest z roślinki. W średniowieczu spierano się, czy ze względu na różnorodność przejawów życia w naszym ciele formułuje je jedna czy wiele dusz? Św. Tomasz przeważył dyskusję na rzecz jednej duszy, tyle że piętrowo zbudowanej. W moim wpisie dodałem nawias, gdyż w dokumentach Kościoła pojawia się zwykle wyrażenie „dusza duchowa”, które kojarzyć się może z masłem maślanym. Tymczasem chodzi o ten najbardziej duchowy pierwiastek w człowieku (intelekt, wola).Co do współczesnej nauki i duszy, to nawet nie chodzi o jej empiryczne badanie. Chodzi o uczynienie naszego „ja” niesprzecznym z danymi nauki, czyli o pokazanie np. jak duchowe nieempiryczne „ja” może wpływać na empiryczną rzeczywistość nie łamiąc zasady zachowania energii. To chyba na razie główne wyzwanie. Wspominałem już o tym we wpisie „Na tropach Adama (cd.)”.
> Chodzi o uczynienie naszego „ja”> niesprzecznym z danymi nauki, czyli o pokazanie np. jak> duchowe nieempiryczne „ja” może wpływać na empiryczną> rzeczywistość nie łamiąc zasady zachowania energii. Zasady zachowania energii? Oczekiwałam, że ew. problemy zgłaszać będą badacze mózgu, a nie fizyka.
> jak> duchowe nieempiryczne „ja” może wpływać na empiryczną> rzeczywistość nie łamiąc zasady zachowania energii.Błagam, zasady zachowania energii w to nie mieszaj!!
to ilu kobietom zrobiliście halo haloEfekt halo (ang. halo effect), in. efekt aureolitelefon dzwonie nie -powszechne co nie a jka matematyka algorytmy i koty tzn rysie i Watykanjestescie zakonem krzyzackimobraz NMP is zukanie tzn robienie poczęć i nauka tzn system Sporniakprzecie zwy zdechniecie wiesz o tym
Arturze, nie odpowiedziałeś na moją wątpliwość. Kategorie religijne zaczynają się okazywać zbyt roszczeniowe, gdy je wpasować w kategorie naturalistyczne: Jeśli grzech pierworodny jest po prostu zjawiskiem przyrodniczym, to wówczas sakrament chrztu musiałby magicznie uchylać prawa przyrody! Skoro bowiem człowiek jest ewolucyjnie skłonny do zwierzęcych czynów, które dopiero nowsza warstwa jego mózgu potrafi oceniać w kategoriach dobra i zła, to chrzest musiałby fizycznie zmieniać działanie mózgu ludzkiego, deaktywować tę starą, gadzią jego warstwę, lub silniej aktywować tę warstwę nową. Nawet u ludzi ochrzczonych w niemowlęctwie. Dałoby się wówczas na EEG zaobserwować różnice w pracy mózgu u chrześcijan i ateistów. Bzdura? No, bzdura. Tylko jak twoja teoria sobie z tym poradzi?
> Jeśli grzech pierworodny jest po prostu zjawiskiem> przyrodniczym, to wówczas sakrament chrztu musiałby> magicznie uchylać prawa przyrody!No właśnie. Trudno o bardziej zwięzłe sformułowanie.Ale wydaje mi się, że z tych pozycji nadal można się jednak bronić zasłaniając się łaską; jej tajemniczym działaniem na świat materialny. Podobnie przecież jest z sakramentem namaszczenia chorych, który służy umocnieniu człowieka w jego chorobie, a o tym umocnieniu chyba nie mówi się bardzo konkretnie, jakie jest.Tylko że jeśli uznajemy, że łaska może działać, to chyba robimy jednak wyrwę w tym poglądzie o „stwórczym podtrzymywaniu”, jeśli rozumiemy go tak, że „Bóg zachowuje bierność”. Czemu w kwestii ewolucji miałby być do tego zmuszony, a w kwestii łaski np. sakramentów nie miałby. Ja widzę problem tak, jak napisałam pod poprzednim wpisem. Jeśli kategorie religijne próbują wchodzić do nauki, to ona tym samym przestaje być nauką (każdy sam niech decyduje, czy to źle czy dobrze). Czy to robi źle teologii, to już trudniejsza sprawa. Artur wie trochę na ten temat.My na tym blogu dyskutowaliśmy najpierw o etyce seksualnej, która zajmuje się jak najbardziej przyrodniczą kwestią, do której kategorie religijne dopiero można aplikować. Z grzechem pierworodnym jest zupełnie inaczej. Gdybyśmy zaczęli nie od Adama i Ewy, lecz np. pytania „dlaczego ludzie przejawiają agresję”, byłaby jakaś analogia.
> Arturze, nie odpowiedziałeś na moją wątpliwość. (…)> Jeśli grzech pierworodny jest po prostu zjawiskiem> przyrodniczym, to wówczas sakrament chrztu musiałby> magicznie uchylać prawa przyrody!> Skoro bowiem człowiek jest ewolucyjnie skłonny do> zwierzęcych czynów, które dopiero nowsza warstwa jego> mózgu potrafi oceniać w kategoriach dobra i zła, to> chrzest musiałby fizycznie zmieniać działanie mózgu> ludzkiego, deaktywować tę starą, gadzią jego warstwę, lub> silniej aktywować tę warstwę nową. Nawet u ludzi> ochrzczonych w niemowlęctwie. Dałoby się wówczas na EEG> zaobserwować różnice w pracy mózgu u chrześcijan i> ateistów. Bzdura? No, bzdura. Tylko jak twoja teoria sobie> z tym poradzi?Podejrzewam, że EEG jest za mało subtelnym narzędziem, ale gdyby udało się zastosować np. PET albo fMRI do zbadania reakcji na różne bodźce mózgów np. Popiełuszki i jego morderców, jestem przekonany, że różnica aż biłaby z ekranów monitorów.Rozumiem jednak, że Tobie chodzi o sam chrzest. Czy komputery zarejestrowałby jakąś różnicę np. przed chrztem i po chrzcie osoby dorosłej (dziecko nie ma rozwiniętego jeszcze mózgu)? W dłuższej perspektywie – czemu nie? 🙂 Chrzest jako sakrament, czyli Boże działanie na człowieka, może np. zmieniać możliwości jego moralnego rozwoju. Wyobrażam sobie, że może się to np. przejawiać w pojawieniu „z nikąd” dziwnego spokoju albo poczucia nadziei. Czy to dałoby się empirycznie zarejestrować? Skoro wierzę w realne działanie łaski, to także w realne istnienie jej skutków, choćby nie bezpośrednich…Chcę powiedzieć, że główny problem pojawia się wcześniej niż Gościówa sądzisz (mówiłem już o tym kilkakrotnie, ale widocznie niezbyt przekonująco :). To słynny mind-body problem: jak jest możliwe, żeby emergentne produkty całkiem fizycznych mózgów w postaci niematerialnych centrów decyzyjnych (np. o imionach Ania, Magda i Artur) mogły zwrotnie oddziaływać na owe mózgi i powściągać np. gadzie odruchy, nie naruszając przy tym owej nieszczęsnej zasady zachowania energii (której mam nie tykać)? Najtęższe mózgi się nad tym głowią (i np. Penrose szuka ratunku w niezdeterminowanych efektach kwantowych zachodzących w naszych mózgach).Jeżeli jednak rzeczywiście istniejemy jako takie osobowe centra decyzyjne, a nie jedynie jako cienie deterministycznych sprzężeń zwrotnych mózgowych procesów, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby łaska działała bezpośrednio na owe niematerialne centra. Wówczas zmieniamy się na lepsze i ma to także wyraz w działaniu naszych mózgów, ale nie jest bezpośrednio rejestrowalne. Natomiast odpowiadając MagCzu co do Boskich ingerencji w świat – jak najbardziej można wierzyć w takie ingerencje w ramach naszego osobistego życia i naszych relacji międzyosobowych, ale prawa przyrody (np. mechanizmy ewolucyjne) trzymać należy od takich ingerencji jak najdalej. Co innego jest bowiem uważać, że coś w moim życiu stało się za Boską przyczyną, a co innego uważać, że Bóg łata dziury w naszej empirycznej wiedzy ogólnej.
Sorry, Artur, ale jedziesz w bełkot. 200 lat temu wierzono, że sprawy duchowe wyjaśnia magnetyzm (co się odbiło w kulturze popularnej jako np. „Śluby panieńskie, czyli magnetyzm serca”).Teraz magnetyzm spowszedniał, to wierzą w kwanty.Przejedzą się kwanty – prorokuję! – to zaczną wierzyć w superstruny.Argument „z najtęższych mózgów” nie robi na mnie wrażenia, bo i Newton zajmował się alchemią (okazało się, że przez resztę dziejów będzie znany z czego innego), i Einstein myślał, że Pan Bóg nie gra w kości. Więc Penrose ze swoimi spekulacjami o umyśle też spokojnie może się mylić. Pamiętaj – to, że spekuluje Sam Wielki Penrose, nie zmienia faktu, że to są spekulacje, a nie nauka przyrodnicza. Wielu znanych naukowców wykorzystuje swój autorytet w ten sposób, żeby dobrze sprzedawać swoje książki. Doceniam wizjonerstwo, ale przynajmniej trzeba zdawać sobie sprawę, że na dzień dzisiejszy to nie żadne fakty naukowe są tam opisywane, tylko gdybanie. Właściwie… czy znacie przypadki, żeby dokonano jakiegoś przełomowego odkrycia w naukach przyrodniczych w oparciu o wizje publikowane w książkach popularnonaukowych? Może czegoś nie pamiętam, ale to raczej zawsze szło w odwrotnym kierunku.
> Sorry, Artur, ale jedziesz w bełkot.> 200 lat temu wierzono, że sprawy duchowe wyjaśnia> magnetyzm (co się odbiło w kulturze popularnej jako np.> „Śluby panieńskie, czyli magnetyzm serca”).> Teraz magnetyzm spowszedniał, to wierzą w kwanty.> Przejedzą się kwanty – prorokuję! – to zaczną wierzyć w> superstruny.> Argument „z najtęższych mózgów” nie robi na mnie wrażenia,> bo i Newton zajmował się alchemią (okazało się, że przez> resztę dziejów będzie znany z czego innego), i Einstein> myślał, że Pan Bóg nie gra w kości. Więc Penrose ze swoimi> spekulacjami o umyśle też spokojnie może się mylić.> Pamiętaj – to, że spekuluje Sam Wielki Penrose, nie> zmienia faktu, że to są spekulacje, a nie nauka> przyrodnicza. Body-mind problem nie jest bełkotem, tylko całkiem poważnym problemem, z którym nauki przyrodnicze dotychczas nie potrafią się uporać. Czego właśnie przykładem jest m.in. wielki Penrose i jego spekulacje. (Taki był sens mojej wypowiedzi).
> Body-mind problem nie jest bełkotem, tylko całkiem> poważnym problemem, z którym nauki przyrodnicze dotychczas> nie potrafią się uporać. Żeby coś stało się w ogóle problemem dla nauk przyrodniczych, tak, by te mogły próbować się z nim uporać, to potrzeba, aby ten problem został sformułowany w języku nauk przyrodniczych. Tego wymaga metodologia tych nauk. Natomiast to, co ty sformułowałeś jako „body-mind problem”, to jest zestaw słów nic nie znaczących w języku fizyki lub biologii. Z punktu widzenia tych nauk wypowiedziane przez ciebie słowa są bełkotem. Mam na myśli: „emergentne produkty w postaci niematerialnych centrów decyzyjnych”. Nie da się powiedzieć, jak owe „produkty” mają się do zasady zachowania energii, ponieważ zasada zachowania energii ma sens w języku fizyki, a „emergentne produkty w postaci niematerialnych centrów decyzyjnych” nie mają żadnego w tym języku sensu. To tak jakbyś postawił problem: ile wynosi pi razy drzwi?
> Żeby coś stało się w ogóle problemem dla nauk> przyrodniczych, tak, by te mogły próbować się z nim> uporać, to potrzeba, aby ten problem został sformułowany w> języku nauk przyrodniczych. Tego wymaga metodologia tych> nauk. Natomiast to, co ty sformułowałeś jako „body-mind> problem”, to jest zestaw słów nic nie znaczących w języku> fizyki lub biologii. Z punktu widzenia tych nauk> wypowiedziane przez ciebie słowa są bełkotem. Mam na> myśli: „emergentne produkty w postaci niematerialnych> centrów decyzyjnych”. Nie da się powiedzieć, jak owe> „produkty” mają się do zasady zachowania energii, ponieważ> zasada zachowania energii ma sens w języku fizyki, a> „emergentne produkty w postaci niematerialnych centrów> decyzyjnych” nie mają żadnego w tym języku sensu. To tak> jakbyś postawił problem: ile wynosi pi razy drzwi?Czy słowo „fizyk” należy do języka nauk przyrodniczych?
O co ci chodzi?
> Natomiast odpowiadając MagCzu co do Boskich ingerencji w> świat – jak najbardziej można wierzyć w takie ingerencje w> ramach naszego osobistego życia i naszych relacji> międzyosobowych, ale prawa przyrody (np. mechanizmy> ewolucyjne) trzymać należy od takich ingerencji jak> najdalej. Co innego jest bowiem uważać, że coś w moim> życiu stało się za Boską przyczyną, a co innego uważać, że> Bóg łata dziury w naszej empirycznej wiedzy ogólnej.Zgadzam się. Tylko jak się to ma do empirycznego interpretowania grzechu pierworodnego?Jeśli nie wiemy, skąd się wzięli ludzie i odpowiadamy na to Adamem i Ewą, to mamy właśnie takie łatanie.Ale Ty – odwrotnie – wstawiasz łatę empiryczną do wiedzy objawionej. Chciałabym zrozumieć jak najostrzej się da, dlaczego to jest niezbędne. Bo na razie nie widzę. Wydaje mi się, że tylko wierząc w immanencję Boga musi się robić takie zabiegi.
No a czyj jest ten cytat z końca Twego wpisu?Mnie się wydaje, że on wspiera moją politykę 🙂
Koncowy cytat w wpisie Pana Red. pochodzi według mnie z okresu młodości i w miarę liberalnego okresu młodego teologa wtedy pewnie mgr a może już dr Joseph Ratzinger , jeśli się mylę proszę o poprawienie mnie -)
> Koncowy cytat w wpisie Pana Red. pochodzi według mnie z> okresu młodości i w miarę liberalnego okresu młodego> teologa wtedy pewnie mgr a może już dr Joseph Ratzinger ,> jeśli się mylę proszę o poprawienie mnie -)Pudło, Politologu. Wskazówka: autor cytatu właśnie o Josephie Ratzingerze powiedział, że obecny papież jest wybitnym teologiem, ale nie rozumie sposobu myślenia naukowców, gdyż naukę zna z drugiej ręki. Już wiecie? To łatwe.
Hmm , w takim razie stawiam na ks.prof.Michała Hellera, a co do zaprezentowanej wcześniej odpowiedzi Pana Red.na wpis Gościówy co do wpływu łaski na mózg ze może widoczne będzie działanie w trakcie badania PET, bądz Rezonansu Funkcjonalnego to ciśnie mi się na usta pytanie czy takie postawienie tezy nie jest jednym z wariantów herezji dokestycznej??? o której mówił Tadeusz Bartoś w wywiadzie dla Newsweeka w temacie celibatu .cyt „(…)Tadeusz Bartoś: Jest to wariant herezji doketystycznej, w której katolicyzm jest pogrążony od wieków – przekonanie, że łaska boża ma nieograniczoną moc, a natura ludzka zawiesza swe prawa pod jej wpływem.(..)” http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/newsweek_polska/tadeusz-bartos–celibat-jest-nieludzki,55625,2
co wiesz o Aveniu:) i jabłoniachwiesz jestem kontaktemwłączam i wyłączyc tez potrafię
Nagroda Loebnera – coroczny konkurs polegający na napisaniu chatbota z którym rozmowa zostanie przez sędziów uznana za najbardziej podobną do rozmowy z człowiekiem. Konkurs wzoruje się na teście Turinga – sędziowie posiadają zbiór pytań, które zadają przez terminal programowi lub człowiekowi, nie wiedząc kto znajduje się po drugiej stronie. Na podstawie udzielanych odpowiedzi muszą zdecydować czy rozmawiali ze stworzonym programem czy z człowiekiem.Pierwsza edycja konkursu została zorganizowana w 1990 roku przez Hugha Loebnera oraz Cambridge Center for Behavioral Studies. Jednorazową nagrodę główną, 18 karatowy złoty medal oraz 100000 dolarów zostanie przyznana osobie, której program przejdzie test Turinga – czyli będzie tak dobrze naśladował rozmowę, że niemożliwe będzie odróżnienie programu od człowieka. Program będzie rozumiał zadawane pytania, sensownie na nie odpowiadał oraz zwracał uwagę na wskazówki wizualne (jak gesty). Przyznanie tej nagrody zakończy przyznawanie nagrody – do dzisiaj jednak nikt jej nie zdobył. Poza tym corocznie przyznawany jest pozłacany, brązowy medal oraz 3000 dolarów osobie, której program, w danym roku, będzie najskuteczniej imitował ludzką konwersację.Zawody odbywają się co roku, w The Cambridge Center of Behavioral Studies. Sędziowie są losowani spośród pracowników tego instytutu. Programiści muszą dostarczyć program, który działa pod Linuksem, MS Windows lub na Macintoshach lub alternatywnie dostarczyć swój własny komputer z programem, przy czym komputer musi się dać podłączyć do standardowego terminala DEC 100. Dostarczone programy mają generować na tym terminalu ekran, na którym od góry do dołu pojawiają się tekst konwersacji pisany standardową czcionką i nie formatowany w żaden szczególny sposób. Sędziowie mają przez jeden dzień wolny dostęp do dwukrotnie większej liczby terminali niż liczba dostarczonych programów. Co drugi terminal jest obsługiwany przez prosty program komunikacyjny, który generuje na ekranie taki sam tekst jak testowane programy, ale jest obsługiwany przez człowieka – wylosowanego spośród studentów instytutu i zaakceptowanego przez autorów programów. Do co drugiego terminala jest natomiast przyłączony testowany program. Sędziowie po całym dniu „konwersowania” ze wszystkimi terminalami, decydują które z terminali obsługiwał człowiek a które program, oraz który z terminali obsługiwanych ich zdaniem przez programy zachowywał się „najbardziej po ludzku”. Sędziowie mają prawa zadawać terminalom dowolne pytania, oprócz takich, które w oczywisty sposób zdemaskowałyby programy takie jak „jaki jest numer twojego buta”, albo „jak ma na imię twoja dziewczyna”.:)pISARZU:) ALEZ JESTESCIE roboty sporniak:)takzes sie Sporniak otworzył:)Otwarte oprogramowanie (ang. open source movement, czyli otwarte źródła) – odłam ruchu wolnego oprogramowania (ang. free software), który proponuje nazwę open source software jako alternatywną dla free software, głównie z przyczyn praktycznych, a nie filozoficznych chcecie sztuczne życie:) a wy bogowie:))
> Przypuszczam, że gdy przyzwyczaimy się do faktu, iż istoty chrztu nie narusza brak osobowej winy > do „zmazania”, że chrzest i tak ma co wspomagać i co naprawiać w naszej ludzkiej naturze, to > hipoteza o ewolucyjnej genezie zła moralnego wyda się oczywista.Mam wrażenie, że ten fragment odpowiada niepokojącemu myśleniu „gdy już zmienimy aktualną interpretację z punktu widzenia religii tak, aby pasowała do nauki, i gdy już do tej nowej interpretacji się przyzwyczaimy, to wszyscy będą zadowoleni z faktu, że religia istotnie nie kłóci się z nauką”… Dlaczego niepokojące jest to myślenie? Bo nauka ma weryfikować założenia religii, wskazywać gdzie mamy do czynienia z zabobonem, gdzie z placebo, a gdzie z prawdą historyczno-przyrodniczą. Tymczasem zaproponowana nowa interpretacja godzi w jedną z najważniejszych „prawd wiary” i nie można powiedzieć „przecież wszystko gra, a to, co nie gra, właściwie jest mało ważne”… Bo tym samym podważa wszelkie rozważania nt. umiejscawiania grzechu pierworodnego w przyrodzie, sprowadzając je do fantazji dyskutujących.Pozdrawiam
Myslę ze spór miedzy nauką a teologią jest obarczony po obu stronach brakami konstrukcji intelektualnych związanymi z przywiązaniem do potocznego myślenia na podstawie obrazu jaki mamy tzn 3D wymiary przestrzenne plus czas( zarówno filozofia oficjalna KK w tym np. neotomistyczna posługuje się takim obrazem jak i nauki empiryczne to o czym pisała Gościowa-” ze jakieś pseudo problemy z relacją Świadomość a oddziaływanie ma materie” i wynikający z tego problem z zachowaniem energii o którym pisał Pan Artur.Myślę ze błąd tkwi po obu stronach ze względu na antropocentryczny punkt widzenia.Zarówno jak mówimy o mózgu a raczej Samoświadomości – czy jest pewnym epifenomenem złożonych procesów neurochemicznych to popadamy własnie w ograniczenia naszych zdolności percepcji rzeczywistości ograniczonych do 3 wymiarów przestrzennych plus czas. Tak samo rozważanie o Duszy czy Grzechu Pierworodnym w ujęciu w filozoficzno -teologicznym znów operuje opisowo światem mocno ograniczonymi do 3D desygnatów pojęciowych dlatego pojawiają się niedostatki i sprzeczności nie do pogodzenia z naukami empirycznymi o których pisała Gościowa.Polecam ciekawy artykuł w jęz. ang odnośnie naszych ograniczeń poznawczych http://www.timesonline.co.uk/tol/news/science/article7149095.ece
Politologu, mała techniczna uwaga, jeśli się nie pogniewasz.Twoje linki są za długie dla Onetu i trzeba je kopiować, kasować spacje itd. Rozwiązuje się to tak:wchodzisz na stronę http://www.tinyurl.pl/,wklejasz tak swój link, zatwierdzasz, otrzymujesz nowy krótki link,wklejasz tutaj ten nowy,my klikamy i jesteśmy od razu na miejscu.Pozdrowienia!