Widzę, że powinienem rozwinąć temat listu Benedykta XVI do Kościoła w Irlandii, gdyż poprzedni mój wpis, bardzo lakoniczny jak na tak ważny temat, spotkał się z niezrozumieniem, a nawet odebrany został (w prywatnej rozmowie) jako arogancki wobec Papieża. Arogancja nie była moim motywem, natomiast na pewno kierowało mną uczucie zawodu (co samo w sobie jest mało istotne, za istotny jednak uważam powód tego rozczarowania). Sądzę, że znów straciliśmy ważną okazję do głębokiego zastanowienia się nad tajemnicą Kościoła.
Taką refleksję uważam w obecnej kryzysowej sytuacji za niezbędną. Nie wystarczy samo ubolewanie czy ulepszenie procedur, które zapobiegać będą przypadkom pedofilii wśród księży. Gdy lekarze zaczynają zabijać (jak w przypadkach eutanazji w Holandii), nie wystarczy załamywanie rąk czy walka o prawo chroniące pacjenta. Trzeba się głęboko zastanowić nad istotą powołania lekarskiego – przywrócić mu sens i wartość. Gdy pasterze zaczynają chronić wilki w owczych skórach, nie wystarczy mówić o źle pojętej lojalności. Trzeba się głęboko zastanowić nad istotą Kościoła – przywrócić mu wiarygodność. Gdyż nie chodzi tu o jakąś pomyłkę czy niezrozumienia, ale o dogłębne zaprzeczenie misji Kościoła.
Kościół jest miejscem, w którym zdając sobie sprawę z naszej egzystencjalnej i fundamentalnej bezradności, mamy odwagę stanąć wobec Boga i wobec siebie nawzajem w całkowitej bezbronności, licząc, że On przemieni tę naszą bezbronność i bezradność w Swoją moc. Nie jest to jakaś nowatorska eklezjologia – od początku chrześcijanie zdawali sobie sprawę, że źródłem Kościoła jest Krzyż, znak niewinnej, bezbronnej ofiary. Od początku też rozumiano, że Kościół odradza się z krwi męczenników. Tu oczywiście nie chodzi o jakieś cierpiętnictwo czy masochizm, ani o cierpienie samo w sobie i rzekomą wartość śmierci, tylko właśnie o tę bezbronność – do samego końca przyjętą i cierpieniem czy śmiercią poświadczoną.
Dobra Nowina dlatego właśnie jest dobra, gdyż głosi bliskość Boga nawet w najbardziej dramatycznych sytuacjach – Bóg jest wręcz tym bliżej, im bardziej czujemy się bezradni i bezbronni. To prawda uniwersalna i nie dotyczy tylko katolików. Można wręcz powiedzieć, że tam gdzie jest niewinne cierpienie, tam jest męczeństwo (i taka jest w Kościele coraz większa świadomość, o czym zaświadcza np. rozwój rozumienia męczeństwa w prawie kanonizacyjnym). Chrystusa nie spotykamy dopiero we wspólnocie Kościoła, ale już w każdym niewinnym cierpieniu. Mało tego, każde niewinne cierpienie, jeśli tylko pozostanie do końca niewinne (tzn. bezbronne), czyli jeśli nie zrodzi odruchu odwetu, może stać się źródłem mocy Kościoła. Dopełnia bowiem „braki udręk Chrystusa” (por. Kol 1,24).
Ten wstęp był potrzebny, by móc dostrzec religijny wymiar sytuacji ofiar księży-pedofilów. Choć dziecko poddane przemocy jest przerażone i nie posługuje się wolą, to na pewno jego niewinne cierpienie ma wymiar męczeński. Skrzywdzone w Kościele dzieci to szczególni męczennicy – nie tylko ze względu na wiek, ale także na oprawcę. Mamy tu do czynienia wręcz z jakimś „zapętleniem” tajemnicy nieprawości: autentyczni szafarze sakramentów Chrystusa przynoszą przemoc. Chyba dlatego odruchowo uciekamy od religijnej interpretacji tego koszmaru…
Ale zmierzenie się z takim wyzwaniem jest dzisiaj konieczne. Uważam nawet, że żadna inna sytuacja tak wyraźnie nie dowodzi, iż sami z siebie nic nie potrafimy i jedynie Bóg nie zawodzi. To wyjątkowa nauka pokory. Ale pomyślmy także, iż dzisiejsze przebaczenie niegdysiejszych ofiar przemocy w Kościele to wyjątkowe źródło odnowy dla Kościoła dzisiaj. Sądzę, że to oczyszczenie głównie w taki sposób może się dokonać.
Tej perspektywy nie ma w liście Benedykta XVI: dostrzeżenia zarówno w ofiarach męczenników, jak i wyjątkowej szansy dla samego Kościoła w ich przebaczeniu. Jeśli mówiłem, że zabrakło prorockiej wizji, to właśnie ten brak miałem na myśli. Ale sami zobaczcie, może się jednak mylę… Oto słowa skierowane bezpośrednio do ofiar (bez skrótów):
Ogromnie wycierpieliście i jest mi z tego powodu naprawdę przykro. Wiem, że nic nie może usunąć zła, które znosiliście. Nadużyto waszego zaufania i została pogwałcona wasza godność. Wielu z was doświadczyło, że gdy byliście dość odważni, aby mówić o tym, co się wydarzyło, nikt was nie słuchał. Ci z was, którzy doznali nadużyć w internatach czy bursach, musiało czuć, że nie było ucieczki od waszych cierpień. Można zrozumieć, że trudno przychodzi wam przebaczyć lub pojednać się z Kościołem. W jego imieniu wyrażam otwarcie wstyd i wyrzuty sumienia, które wszyscy czujemy. Jednocześnie proszę was, abyście nie tracili nadziei. To we wspólnocie Kościoła spotykamy Osobę Jezusa Chrystusa, który sam był ofiarą niesprawiedliwości i grzechu. Podobnie jak wy nosi On nadal rany swej niesprawiedliwej męki. On rozumie głębię waszego bólu i długotrwałe jego skutki w waszym życiu, w waszych relacjach z innymi, w tym waszej relacji do Kościoła. Wiem, że niektórym z was trudno jest nawet wejść do kościoła po tym, co się wydarzyło. A jednak te same rany Chrystusa, przemienione przez Jego odkupieńcze cierpienia, są narzędziami, dzięki którym potęga zła została złamana a my odradzamy się do życia i nadziei. Mocno wierzę w uzdrowicielską moc Jego uświęcającej miłości – także w sytuacjach najciemniejszych i beznadziejnych – która przynosi wyzwolenie i obietnicę nowego początku.
Zwracając się do was jako pasterz zatroskany o dobro wszystkich dzieci Bożych, proszę was pokornie o przemyślenie tego, co wam powiedziałem. Modlę się, abyście – zbliżając się do Chrystusa i uczestnicząc w życiu Jego Kościoła, Kościoła oczyszczonego przez pokutę i odnowionego w miłosierdziu duszpasterskim – mogli ponownie odkryć nieskończoną miłość Chrystusa do każdego z was. Ufam, że w ten sposób będziecie zdolni znaleźć pojednanie, głębokie uzdrowienie wewnętrzne i pokój.
Pierwsza refleksja bez natrętnej analizy: dobrze mówi o mocy Chrystusa, ale wiarygodności tym słowom utrąca fakt, że nie ma wyraźnego, OSOBOWEGO wskazania na źródło zła. Nie chodzi o personalne potępianie księży pedofilów, ale choćby o wyraźne zdanie (podkradnę Pańskie wyrażenie): „Rozdzieram szaty z rozpaczy, że zło przyszło do Was przez tych, którzy mieli nieść Wam pokój Chrystusa. Jest to wielką raną dla samego Kościoła. Proszę Was, byście się za nas modlili, by Chrystus nas wyratował z tego koszmaru”. Gdyby mnie ktoś tak skrzywdził i prosił o wybaczenie, to chciałabym usłyszeć: módl się za mnie, Rominarobis, bo zgrzeszyłem przeciwko tobie i Bogu. Nie mam siły sam prosić, by mnie ratował. Ty proś za mnie, ciebie na pewno wysłucha i uratuje nas oboje. Wtedy wiedziałabym, że rozumie co zrobił, a nie że jedynie próbuje się „duchowo zdezynfekować”.
> Gdyby mnie ktoś tak skrzywdził i prosił o wybaczenie, to> chciałabym usłyszeć: módl się za mnie, Rominarobis, bo> zgrzeszyłem przeciwko tobie i Bogu. Nie mam siły sam> prosić, by mnie ratował. Ty proś za mnie, ciebie na pewno> wysłucha i uratuje nas oboje.> Wtedy wiedziałabym, że rozumie co zrobił, a nie że jedynie> próbuje się „duchowo zdezynfekować”.> O to dokładnie chodzi! Boję się, że podejście Benedykta XVI będzie odbierane tak: Kościół sobie sam poradzi (nie w takich opałach bywał), ale wy sobie bez Kościoła nie poradzicie, dlatego róbcie wszystko, by się z nami pojednać. 🙁
Jesli nawet Pan nie utozsamia oddania Chrystusowi z Kosciolem, z pewnoscia tak nie mysli glowa tego Kościola. Zapewne dla papieza sprawa podstawowa jest przemowienie do sumien ludzi skrzywdzonych, aby pozostali przy wierze, co jest jednoznaczne z pozostaniem w Kosciele.
Myśle że Benedykt xvi dał znak kościołom np.Irlandii,ze nie ma zgody na takie praktyki zamiatania pod dywan,trzeba byc ostrożnym zeby nie wylać dziecka zkąpielą myślę że z pokorą i z determinacją,papież będzie dązył do prawdy wiele zależy teraz od biskupów.
Jest coś takiego w zwrocie „pojednać się z Kościołem”, co zgrzyta w takiej sytuacji jak ta. Budzi we mnie skojarzenie ze zrzucaniem wysiłku na ofiary. Wyobraźmy sobie Dobrego Pasterza, który nie zostawia swoich owiec, odnaleźć tą zbłąkaną, lecz nawołuje z daleka: proszę, wróć!
Mam wrażenie, że to idzie trochę inaczej:”Proszę! Musisz wrócić!”
Tej perspektywy nie ma w liście Benedykta XVI: dostrzeżenia zarówno w ofiarach męczenników, jak i wyjątkowej szansy dla samego Kościoła w ich przebaczeniu. Jeśli mówiłem, że zabrakło prorockiej wizji, to właśnie ten brak miałem na myśli….Wygląda na to, Panie Redaktorze, ze zamkniety w Watykanie i w kregu swych oderwanych religijnych rozwazan papiez jest blizej rzeczywistosci niz Pan, dziennikarz przeciez. Jest chyba oczywiste, ze proba „pocieszania” ofiar i przedstawiania im swietlanej wizji, ze sa oto meczennikami, a wiec pozostaja blizej Chrystusa, bylaby rabnieciem kula w plot. Ci ludzie w wiekszosci zapewne odeszli od Kosciola, a przynajmniej ich zaufanie do tej instytucji zostalo mocno nadwatlone. Jakiego wiec przebaczenia spodziewa sie Pan z ich strony? Papa Ratzinger najwyraźniej probuje ratowac z ognia, co sie da. Usiluje powiedzieć ludziom, ktorych prawie utracil jako wiernych, ze zawsze swoja krzywde moga powierzyc Chrystusowi, ktory tez byl ofiara, a z krzywdzicielami nie ma nic wspolnego. Swoim listem papiez oddzielil dwie sprawy: wierność i oddanie Chrystusowi od zwyklego ludzkiego grzechu, ktory jest przestepstwem i winien byc ukarany.
Zastanawiam się, czego jest więcej w kościele – dobra, które czyni a które świadczy o istocie Kościoła.Czy może więcej jest – zła, które czyni a które jest zaprzeczeniem istoty Kościoła.Czy więcej jest świętych kapłanów.Czy może więcej jest kapłanów pedofilów.”zapętlenie” tajemnicy nieprawości – oraz – „zapętlenie” tajemnicy prawościCzego zabrakło Benedyktowi XVI ? akrobatyki na linie – to wymiar religijno-sportowy
Co Pan Redaktor powie na tezy postawione w New York Times przez ks.prof. Hansa Kuenga ??? http://fakty.interia.pl/new-york-times/news/hans-kueng-odpowiedzialnosc-ratzingera,1455835
oraz jak się Pan odniesie do tresci wywiadu jakiego udzielił dr hab.Tadeusz Bartoś były Dominikanin odnośnie „instytucji przymusowego celibatu”??? http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/newsweek_polska/tadeusz-bartos–celibat-jest-nieludzki,55625,1
Mimo że pytanie skierowane jest do P.Artura chcę wtrącić 3grosze. Myślę, że osoby dopominające się zniesienia obowiązkowego celibatu dla księży katolickich, nie patrzą na ten problem z innego punktu. Jakie problemy wygeneruje życie rodzinne księży? W wyznaniach, gdzie duchowni mogą mieć żony i rodziny wcale nie jest mniej problemów. Dodatkowo w polskiej rzeczywistości taka „księżowska rodzina” byłaby pod szczególną obserwacją. Ile pobożnych parafian wyliczałoby nowe ciuchy żony czy dzieci, o samochodzie nie wspomnę. Jednego można być pewnym, że po zniesieniu celibatu szybko zostanie zaakceptowana antykoncepcja. Poprostu wtedy księża zobaczą jak to naprawdę wygląda. Będą mieliby okazję wypróbować NPR w praktyce. Może po zniesieniu celibatu księża byliby bliżej szrego człowieka, ale czy byliby bliżej Boga, czy mieliby tyle siły by do Niego prowadzić innych? (Inna sprawa, że i bez rodzinnych obowiązków, wielu księży nie ma na to siły).
Chyba ten wywiad daje odpowiedz na Pani pytanie
http://wyborcza.pl/1,75478,7718917,Rodzina_nie_jest_dla_ksiedza_kula_u_nogi.html
A ja polecam film dokumentalny na ten temat pt „Deliver Us From Evil”, o którym piszę na swoim blogu: http://arkadija.bloog.pl/id,5593051,title,Deliver-Us-From-Evil,index.html
Jest mi bardzo przykro, ale tekst Papieża odczytuję, jako tradycyjna próba utrzymania status quo. Fakt – nie śledzę tematu, więc mnie poprawcie, jeśli coś przeoczyłem, ale czy ci, którzy dokonywali czynów pedofilskich osobiście wystąpili i przeprosili za to, co robili, czy znów schowali się za instytucją? O jakiej pokucie i miłosierdziu duszpasterskim mówi Benedykt XVI? Jakie konsekwencje ze strony Kościoła ponieśli sprawcy? Wierząc w Boga, pozdrawiam Was serdecznie.Farad
„Obecnie tkwimy w bardzo dysfunkcyjnym związku z organizacją, która nas w rzeczywistości wykorzystuje. I nie dostrzegamy tego, jak jesteśmy traktowani. Mamy mentalność posiniaczonej żony, która uważa, że to wszystko jej wina.A mimo to wciąż uważasz się za katoliczkę?Jestem katoliczką i kocham Boga. Dlatego sprzeciwiam się temu, co ci ludzie wyczyniają z wiarą, w której się wychowałam.Zawsze żarliwie kochałam to, co nazywam Duchem Świętym. Moim zdaniem stał się on zakładnikiem Kościoła katolickiego. Myślę, że Bóg musi się uwolnić od tych ludzi. Oni nie reprezentują wartości i postaw chrześcijańskich. Gdyby byli prawdziwymi chrześcijanami, już dawno by się przyznali. _Tymczasem_my_cały_czas_próbujemy_wycisnąć_łzy_z_kamienia.”Sinead O’Connorhttp://wiadomosci.onet.pl/1605919,720,1,kioskart.htmlCiekawe, że o podarciu zdjęcia JPII było te 18 lat temu głośno, ale dlaczego to zrobiła, to już niekoniecznie.”Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi.”
Oto moje 3 groszeWisconsin • Last week, the New York Times reported that from 1950 to 1974, Rev. Lawrence C. Murphy worked as a counselor at an acclaimed school for deaf children in Wisconsin, where he molested at least 200 young boys. Several bishops alerted the Vatican that Murphy had been accused of molesting children at the school, though his behavior was never brought to the attention of local law enforcement. Instead, Murphy was quietly transferred to another parish, where he worked with children for another 24 years.• From 1981 to 2005, Cardinal Joseph Ratzinger, who was elected Pope Benedict XVI n 2004, headed the Vatican department responsible for investigating and acting on such allegations, the Congregation for the Doctrine of the Faith. • When the Wisconsin bishops finally initiated disciplinary action against Murphy through a secret canonical trial in the mid-’90s, the accused priest penned a letter of protest to Cardinal Ratzinger. Citing his failing health and his earlier repentance for his actions, Murphy pleaded, „I simply want to live out the time that I have left in the dignity of my priesthood. I ask your kind assistance in this matter.”• Shortly after Cardinal Ratzinger received the letter, the trial was halted by one of his subordinates. Father Murphy died in 1998 as a fully decorated priest.