W poprzednim wpisie wspominałem, że nasz zwierzęcy kiedyś mózg na drodze ewolucji uczłowieczył się i wysunąłem hipotezę, iż przynajmniej po części nasza skłonność do zła bierze się z niedoróbek owej zmiany. Pierwsza teza to wniosek z teorii ewolucji, druga – to moje robocze przypuszczenie, choć nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś już gdzieś coś podobnego sugerował.
Oczywiście nasuwa się wiele pytań. Najważniejsze są następujące: na czym owo uczłowieczenie polega i na czym konkretnie polega niedostosowanie nowego-ludzkiego ze starym-zwierzęcym? Czy żeby móc stwierdzić niedopasowanie, nie powinniśmy dysponować wzorcem idealnego dopasowania – zatem: idealnego człowieczeństwa? Gościówa pyta, dlaczego odruchy zwierzęce uważam za złe, skoro bez zwierzęcia w naszym mózgu nie byłoby nas?
Nie mam ambicji sporządzenia wyczerpującej charakterystyki cech, które czynią z nas ludzi. Na jedną cechę chciałbym jednak zwrócić uwagę: na zdolność empatii, którą rozumiem jako umiejętność patrzenia na świat z punktu widzenia innych i uogólniania własnego subiektywnego punktu widzenia na innych. Taka uniwersalizacja (początek obiektywizacji) patrzenia pozwala nam na bezinteresowne zachowania: na rezygnację z agresji czy wręcz na pomaganie osobnikom z nami nie spokrewnionym. Nie będę przy tym rozstrzygać, czy do takich zachowań zdolne są także niektóre bardziej rozwinięte ssaki (tu i ówdzie słychać np. o przypadkach bezinteresownego ratowania tonących przez delfiny – być może bliżej im do ludzi niż mamy skłonność sądzić).
Owa empatyczna umiejętność stanowi początek moralności. Jeżeli jestem w stanie na tyle wczuć się w położenie drugiego, by zobaczyć, że moje działanie robi mu krzywdę, albo że moje działanie może go uchronić od cudzej krzywdy, znaczy to, iż dojrzałem, by postępować według złotej reguły („nie czyń drugiemu co tobie nie miłe”) i zasady pomagania w potrzebie.
Można już, jak się wydaje, pokusić się o sformułowanie kryterium rozróżniającego mózgowe odruchy dobre (po ludzku przetworzone) od odruchów złych (ciągle czysto „zwierzęcych”): odruch jest zły, gdy werdykt empatii jest negatywny, tzn. odruch czyni bądź pozwala czynić innym coś, co gdyby to nas dotyczyło, uznalibyśmy to za krzywdę.
Znakomitym przykładem takiego odruchu jest wytropiona przez Milgrama w słynnym eksperymencie skłonność do posłuszeństwa wobec autorytetów. Posłuszeństwo takie ewolucyjnie wywodzi się z odruchów regulujących strukturę w stadzie i, zauważmy, nadal – także w świecie ludzkim – pełni ważne role: nasze życie bardzo skomplikowałoby się, gdybyśmy nie mogli nigdy polegać na autorytetach. To zaufanie ma oczywiście granice: jest nią właśnie moralność, a konkretniej – zasada empatii.
Eksperyment Milgrama precyzyjnie wykazał, że nasze mózgi mają kłopoty ze stałą empatią. Skutkuje to podatnością na zachowania, które trudno uznać za wzorcowo ludzkie. Zauważcie, że najbardziej wstrząsające wyniki – aż 93 % badanych zaaplikowało podstawionym bliźnim śmiertelne dawki napięcia! – wtedy, gdy empatia była utrudniona (badani nie widzieli ani nie słyszeli rażonych przez nich prądem).
Przypomnę, że we wpisie „Uwaga na autorytet!” (z 26.03.2009) komentowałem nowsze badania, które wykazywały, iż posłuch wobec autorytetu automatycznie wyłącza myślenie i zdolność samodzielnej oceny, za które to działania odpowiedzialna jest właśnie kora nowa. (Niestety, o badaniach była mowa w przedruku w Kiosku na Onecie, a tam teksty wiszą zaledwie miesiąc.)
Wracając do Milgrama, ciekawe jest również to, że podatność na bycie zbrodniarzem wydatnie malała, gdy podstawione w eksperymencie „autorytety” nie były jednomyślne. Gdy przeczytałem o tym wyniku, pomyślałem o milczeniu Kościoła w czasie II wojny światowej. Na usprawiedliwienie Piusa XII można podać fakt, że papież mógł… nie mieć pełnej jasności co do znaczenia swego autorytety, gdyż zmarł na trzy lata przed pierwszymi szokującymi eksperymentami.
PS. Na onetowym portalu Blog Roku 2009 publikowana była rozmowa ze mną na temat… blogowania. Dla zainteresowanych odsyłacz. Również dla zainteresowanych informacja, że w najnowszym Tygodniku (w środę w kioskach) ukaże się mój tekst na temat kłopotów z ascezą dzisiaj.
Eh..kiedy doczekamy czasów kiedy ludzie zerwa z tą śmieszną przypadłoscia robienia z siebie ekspertów ze wszystkiego, tutaj: z ewolucji? Panie Arturze, jakie Pan ma wykształcenie? Tego sie nie da czytac…:/
> Eh..kiedy doczekamy czasów kiedy ludzie zerwa z tą> śmieszną przypadłoscia robienia z siebie ekspertów ze> wszystkiego, tutaj: z ewolucji? Panie Arturze, jakie Pan> ma wykształcenie? Tego sie nie da czytac…:/Można by powiedzie, że to dobry przykład opisywanej przeze mnie potrzeby wspierania się na zaufanych autorytetach, ale wolałbym merytoryczną dyskusję (jest bardziej ludzka 🙂 ). Dokładniej czego zatem i dlaczego nie da się czytać?
Czym wg. Kościoła różni się pod względem zwierzęcości mózg ateisty i np. katolika? Według Kościoła, ateiści są jak zwierzęta – bez zasad, bez hamulców moralnych, a nawet jak pisze ks. Marek Dziewiecki, nie są zdolni do uczuć wyższych takich jak miłość oraz nie potrafią być wierni i budować stałych związków. Ks. Jerzy Bajda w swoim artykule „Życie wielostronnie zagrożone” pisze natomiast, że ateiści nawet w nie myślą i „marzą o złączeniu się ze światem zwierząt, ponieważ zwierzęta nie myślą”. Ciekawa jest ta obsesja katolików dotycząca zwierzęcości ateistów. Czy ta propaganda katolicka mająca wzniecić nienawiść do ateistów i znieważyć ich jest oparta na jakichś „argumentach” czy katolicy muszą wierzyć w nie od tak – „bo tak głosi Kościół”?Dlaczego oceniając pierwszego z brzegu katolika i ateistę nie widać, ze ten pierwszy jest niezezwierzęcony a ten drugi to podczłowiek?
Wywód teoretyczny który zaprezentował Pan Red. załóżmy ze jest prawidłowy, i co dalej??? bo jakoś nie widzę wniosku końcowego, ani w zakresie próby naszkicowania zarysu nowej koncepcji etyki seksualnej ani nowej reinterpretacji koncepcji Grzechu Pierworodnego.A co do badan eksperymentalnych z zakresu psychologii społecznej z lat 60 to proszę się zapoznać z bardziej współczesnymi badaniami z użyciem neuro-obrazowania oraz współczesnymi badaniami z zakresu neurobiologii i kognitywistyki (polecam ciekawy link) http://www.fizyka.umk.pl/~duch/ref/PL/03-kog-oblicza/03kog-oblicza.htm
Pisząc o ewolucyjnym charakterze natury ludzkiej ( rozwój mózgu) nieświadomie Pan Redaktor znalazł się w obrębie proporcjonalizmu etycznego-„…Proporcjonaliści, promując swoją metodę, z pewnością nie postrzegali siebie jako relatywistów. Niestety, wbrew ich nadziejom, ta metoda prowadzi ostatecznie do relatywizmu i dlatego została przez Kościół odrzucona [3]. W proporcjonalizmie relatywizm nie musi wcale dotyczyć koncepcji dobra, bo ta może być obiektywna, lecz wynika przede wszystkim z samej metody, która daje nieograniczone możliwości „rozcieńczania” każdej obiektywnej oceny przedmiotu aktu moralnego w nieuchwytnym bezmiarze jego przeróżnych konsekwencji. Zdarza się jednak, że proporcjonaliści dodatkowo jeszcze relatywizują koncepcję dobra poprzez elementy sceptycyzmu kwestionujące możliwości poznania natury ludzkiej lub poprzez rozumienie natury jako podlegającej ciągłemu procesowi ewolucji, zmiennej historycznie i kulturowo…” całość artykułu „Proporcjonalizm” Robert Plich OP W Drodze 9/2007 http://prasa.wiara.pl/index.php?grupa=6&cr=0&kolej=0&art=1193395549&dzi=1117648028&katg=
> Pisząc o ewolucyjnym charakterze natury ludzkiej ( rozwój > mózgu) nieświadomie Pan Redaktor znalazł się w obrębie > proporcjonalizmu etycznego- > „(…) Zdarza się jednak, że > proporcjonaliści dodatkowo jeszcze relatywizują koncepcję > dobra poprzez elementy sceptycyzmu kwestionujące > możliwości poznania natury ludzkiej lub poprzez rozumienie > natury jako podlegającej ciągłemu procesowi ewolucji, > zmiennej historycznie i kulturowo…” całość artykułu > „Proporcjonalizm” Robert Plich OP W Drodze 9/2007 > http://prasa.wiara.pl/index.php?grupa=6&cr=0&kolej=0&art=1193395549&dzi =1117648028&katg= Nie znalazłem się, Politologu. Proporcjonalizm jest mi obcy. Pamiętasz, ile wysiłku włożyłem w moich tekstach, by precyzyjnie zidentyfikować właśnie przedmiot (!) aktu seksualnego. Jak wiesz, doszedłem do wniosku, że Kościół najprawdopodobniej popełnił tzw. błąd co do faktów – to znaczy: źle identyfikował przedmiot stosunku, czyli jego bezpośredni etycznie relewantny cel i skutek, którym jest moim zdaniem intymność małżeńska, a nie prokreacja czy miłość, która zakłada płodność aktu – jak chciał Paweł VI. Co do ewolucji człowieka – sądzę, że trudno byłoby znaleźć rozsądnego człowieka, który kwestionowałby dzisiaj, iż człowiek pochodzi od zwierzęcych przodków. Tego po prostu dzisiaj nie da się już kwestionować. Zatem ewolucja jest faktem! Czy to oznacza relatywizm co do natury człowieka i niezmienności dobra moralnego? Moim zdaniem wcale nie musi oznaczać relatywizmu. Widzę to tak: nasi przodkowie jako zwierzęta (bez samoświadomości i wolności wyboru) nie podlegali oczywiście moralności. W toku ewolucji mózgi zwierzęce coraz bardziej się rozwijały, aż zaczęły funkcjonować w inny sposób – po ludzku. To był moment hominizacji (który w rzeczywistości mógł być rozciągnięty w czasie na wiele tysięcy lat). Nie chciałbym się tu wysilać na jakąś kompletną teorię człowieczeństwa, ale wydaje mi się, że owe zwierzęta musiały zacząć zadawać sobie sprawę, że mogą (choć nie muszą) postępować „wedle przedstawienia sobie praw”, a nie automatycznie „wedle samych praw”. Narodziła się w naszym świecie moralność i nie da się już z niego usunąć, gdyż jest właśnie absolutna! Innymi słowy biologicznie dojrzeliśmy do absolutnej moralności. Co do wcześniejszego Twojego pytania (do czego moje wywody prowadzą?) – pracuję nad takim wpisem.
alez pan nie dorobiony-mysli pan iz jest kluczem??żałosne co wy wypisujecie -czyta pan siebie? tak dla siebei samego ejst pan widac trudnyniech sam pan sobie wypierze mózg
niech pan sam na sobie się wesprze ,a nie autorytety a pan pisarz biografie chce pisaćprzeciez to ząłosne poniżej jakiejkolwiek inteligencjiz tego wynika iz nie jest pan człowiekeim tylko sztuczny pan jest
ciekawy punkt widzenia…alemyślę że człowiek choćby najbardziej empatyczny i cnotliwy… całą swoją wielkość pokazuje w sytuacjach ekstremalnych… chyba nikt z nas nie wie jak by sie zachował w sytuacji gdy ktoś przystawia mu giwere do głowy… lub gdy grozi jego rodzinie – empatia w takich sytuacjach traci orient… i dlatego człowieka jako istoty fizyczno-psychiczno-duchowej nie można zredukować do jakiś psełdo naukowych badań… tak na marginesie polecam : http://www.youtube.com/watch?v=nsgRfD2K9_8
Najwyraźniej, Maliniak2, myliłem się, twierdząc, że trudno znaleźć ludzi, którzy na serio odrzucaliby teorię ewolucji. Łatwo ich znaleźć – np. na Youtubie. :)Obejrzałem ten film i zastanawiają mnie motywy ludzi, wypowiadających się przeciwko ewolucji (część z nich to, jak wynika z filmu, naukowcy). Sądzę, że kryje się za tym lęk przed elokwencją tych popularyzatorów nauki, którzy – jak Dawkins – sprytnie manipulują nauką, by przekonywać do swojego światopoglądu. W odpowiedzi autorzy filmu również manipulują nauką, tyle że w przeciwieństwie do Dawkinsa mało subtelnie. Pierwsza duża manipulacja to postawienie obok siebie już na samym początku filmu teorii ewolucji i kreacjonizmu jako dwóch równorzędnych naukowo i konkurencyjnych teorii. To po prostu nieprawda. Teoria ewolucji jest bardzo płodnym programem badawczym, wciąż poszerzającym naszą wiedzę i rozumienie świata. Nic nie wskazuje, by się metodologicznie miała degenerować – przeciwnie, zdobywa nowe tereny (np. psychologia ewolucyjna czy neurobiologia ewolucyjna). Natomiast kreacjonizm czy jego bardziej wyrafinowane wcielenie – teoria inteligentnego projektu to dziwny konglomerat tez naukowych i religijnych. Paradoksalnie to pomieszanie metodologiczne niszczy zarówno naukę jak i religię (Bóg jako zapchajdziura). I to mnie najbardziej dziwi. Żeby bronić się przed tezami, iż rzekomo z nauki nieuchronnie wynika ateizm czy materializm, nie trzeba niszczyć nauki ani religii. Pokazuje to np. znakomicie ks. Heller.
często teoria ewolucji przez wielu jest wykorzystywana jako pretekst do potwierdzenia swoich wyimaginowanych tez…tak samo tyczy się kreacjonizmu…dzisiaj ludzi bardziej interesuje jak zdobyć prace i utrzymać rodzinę… niż teoria ewolucji – dla większości to abstrakcja… gdy dasz im prace i zapewnisz byt teoretycznie uwierzą w każdy twój post…aby stwierdzić że ktoś manipuluje nauką trzeba wykazać błąd…nikt też nie twierdzi że teoria ewolucji jest zła… jako nauka rządzi się swoimi prawami… ale jak mówi Ks. Heller o którym wspomniałeś : ” nauka nie rozwiązuje zagadnienia sensu… to leży poza jej domeną…” problem medialnego dogmatyzmu naukowców… badania Migrama dla mnie to spekulacja równoznaczna z medytacją… metodologia badań i przeprowadzenia eksperymentów jest ściśle określona…dla jasności – Współcześnie kreacjonizm łączy w sobie elementy filozoficzne i religijne. Nie jest uznawany za teorię naukową i nie funkcjonuje w ramach nauk przyrodniczych. Mino to ciekawe jest spostrzeżenie na temat :” brakującego ogniwa w ewolucji…” „gatunku naturalnego…” ” zapis kopalny…” ” Mutacje…” i wiele innych…
Z tego, co pamietam eksperyment Millgrama przeprowadzany był na poczatku lat 50. albo pod koniec 40. – nie wiem czy ten eksperyment został powtórzony w czasach zbliżonych do naszych;) , natomiast trudno mi nie wziąć pod uwagę faktu, że badana wówczas populacja nieco się różniła od naszej i być może jej specyfika zdeterminowała wyniki badań.W latach 30. ubiegłego wieku Skinner ogłosił swoją behawioralną koncepcję wychowania według której zachowania ludzi są determinowane zewnętrznie ( pozytywne i negatywne wzmocnienia) bez udziału emocji. Konsekwencją tej koncepcji był styl rodzicielski nie przywiązujący wagi do tworzenia głębokich więzi emocjonalnych, natomiast skupiający się na działaniach ( karanie i nagradzanie). Taki styl wzmagał izolację emocjonalną, chłód, pokolenia ludzi wychowywano bez czułości, dobroci i empatii itp. Empatia była postrzegana za słabość charakteru. posłuszeństwo i kinderstuba a także dystans emocjonalny stały się normą dla wielu pokoleń. Michael Hanake w „Białej wstążce” ( złota palma 2009) pokazuje jak właśnie na bazie takiego „wyziębionego chowu” wyradza się zło. Ten film jest określany jako studium narodzin nazizmu.Dopiero od lat 60. XX wieku, od narodzin psychologii humanistycznej, mówii się o potrzebie rozbudzania empatii i wyrażania empatii. Determinizm ewolucyjno – biologiczny a posłuch dla autorytetów jest więc dla mnie dość kruchą hipotezą.
Ciekawy artykuł na temat biologicznych podstaw wolnej woli,http://www.polskieradio.pl/nauka/strumiendanych/artykul145239_czlowiek_bezwolny.htmloraz II temat czy może mi wyjaśnić Pan Red. co miał na myśli redakcyjny kolega o.Jacek Prusak w swoich artykule na temat małżeństwa?? , jakie to tezy chce zakomunikować??? bo według mnie jest jakiś ten tekst wewnętrznie sprzeczny i zagmatwany .
Mam tu komentarz do artykułu ks. Prusaka „Ślub kościelny to za mało” http://tnij.org/f5oi„Z badań amerykańskich psychologów religii wynika, że im bardziej podobną wagę małżonkowie nadają w swoim życiu religii, tym większe jest ich poczucie zadowolenia z siebie i współmałżonka. Religia szczególnie wpływa na wierność – bo małżonkowie uważają swój związek za uświęcony przez Boga. Takie małżeństwa były bardziej zadowolone i bardziej sobie oddane niż te, które swojej więzi nie postrzegały w kategoriach religijnych.”Czy ks. Prusak jest pewien tego co napisał? Że badania amerykańskich psychologów pokazują relację wynikania, a nie zaledwie korelacji? Ks. Prusak sam jest, z tego co wiem, psychologiem akademickim, więc powinien rozumieć różnicę pomiędzy tymi dwiema rzeczami:1. Z religijności wynika zadowolenie z małżeństwa2. Religijność występuje razem z zadowoleniem z małżeństwa (czyli koreluje się)W badaniach doświadczalnych, a już chyba zwłaszcza psychologicznych, o wiele łatwiej jest wykazać korelację dwóch zjawisk niż wykazać ich wynikanie z siebie.Gdy badacze znajdą dwa zjawiska skorelowane, duża jest pokusa, żeby nadawać im sens wynikania – w jedną lub w drugą stronę – ale nie jest to uprawnione!Kiedy religijność występuje razem z zadowoleniem z małżeństwa (korelacja), możliwe są bowiem różne interpretacje:a) Z religijności wynika zadowolenie z małżeństwa (jak chce ks. Prusak)b) Z zadowolenia z małżeństwa wynika religijność (Np. osoby przeżywające kryzys małżeński rozważają rozwód, więc tym samym przestają się uważać za religijne, bo rozwód stoi w sprzeczności z nakazami katolicyzmu. W tym sensie można by wysunąć interpretację, że religijni są ci, których na to stać. Których problemy życiowe nie odsuwają od religijności.)c) Zarówno religijność jak zadowolenie z małżeństwa wynikają z innego, ale wspólnego źródła. (Np. osoby o pewnym typie charakteru chętnie podejmują i znoszą trudne zobowiązania, zarówno religijne jak małżeńskie.)Mam więc podejrzenia, że to co napisał ks. Prusak to nieświadoma manipulacja wynikami badań. Wynik chciejstwa interpretatora.
Co Pan Artur na takie poglądy ???http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,7657185,Dlaczego_kobieta_nie_moze_byc_papiezem.html
Coś na temat bicia dzieci, co Pan Redaktor powie na takie teologiczne uzasadnienie?http://trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/1,35612,7655245,Rozdzka_dziateczki_Duch_Swiety_bic_kaze.html
Istotnie; tak, jak było to napisane w wywiadzie dotyczącym blogowania, największy problem autora polega na braku regularnych wpisów.
„(…)Ssaczy mózg jest po prostu niedojrzały, a ludzki bije pod tym względem rekordy. – Gdyby dłużej utrzymać mysz w stanie niedojrzałości, uzyskalibyśmy bardzo inteligentne zwierzę. To samo dotyczy małp. Opóźniając ich rozwój i trochę zwiększając liczbę neuronów w mózgu, można będzie stworzyć zwierzęta o zaskakujących zdolnościach umysłowych. Np. potrafiące czytać i pisać (ze względu na budowę aparatu głosowego małpy nigdy nie będą umiały mówić). Jeśli to zrobimy – a może się to stać w ciągu kilkudziesięciu lat – nasza wyjątkowość w świecie natury nie będzie już tak oczywista – uważa prof. Lichtman.(…)http://www.polityka.pl/nauka/1504004,1,metody-podgladania-mozgu.read
Witam, zapraszam na mój pierwszy blog opisujący moje życie, przygodę z Kościołem, religią i Bogiem – http://www.voxpopulivoxdei.blog.onet.pl . Pozdrawiam i mimo że to dopiero początek, zachęcam do czytania i komentowania 🙂