Istnieją, jak staram się pokazać w ostatnich wpisach, bezinteresowne, szlachetne motywy naszych zachowań, relacji i celów. Pociągają nas one, ale ta atrakcja jest dziwna, bo zarazem słaba i silna. Silna, gdyż jak już się pojawi w naszej świadomości (jako głos sumienia?), wiemy, że powinniśmy się jej poddać i że to będzie dla nas dobre. Słaba, że nas do tego nic nie przymusza. Przeciwnie – odnajdujemy w sobie wiele innych porywczych sił, które nami bezpośrednio powodują i odciągają naszą uwagę. Życie moralne chyba właśnie na tym polega, by dawać specjalne fory owemu subtelnemu urokowi…
Tymczasem rzeczywistość jest brutalna. Skoro w ostatnim wpisie wspominałem o ideale miłości i o dojrzałych motywach kochania współmałżonka, teraz dwa mocne przykłady, jak to niekiedy – wcale nie tak rzadko! – wygląda w relacji małżeńskiej (anegdoty zaczerpnięte z zawodowych doświadczeń mojej żony):
Dwoje bawiących się w przedszkolu dzieci zaczyna sprzeczać się o zabawki. Dochodzi do szarpaniny. Pani przedszkolanka przerywa zabawę i serwuje dzieciom pogadankę, jak to dobrze jest „nie robić drugiemu, co tobie niemiłe”. W pewnym momencie nierozważnie zadaje retoryczne pytanie: – Co by to było, gdyby tak bili się ze sobą rodzice? Co najmniej połowa dzieci ożywia się i spontanicznie wyrywa do odpowiedzi. Najbardziej precyzyjną daje pięcioletni Jasiu: – Tata bije mamę, mama bije siostrę, siostra bije mnie, a ja biję psa.
Inna anegdota. Pani pyta Stasia, jak ma na imię jego mama. – Nie wiem – odpowiada Stasiu. – Nie wiesz?! – dziwi się pani i zadaje pytanie pomocnicze: – A jak na mamę woła tatuś? – Ty kurwo – brzmi odpowiedź. W obu przypadkach przedszkolaki zaskoczyły panie przedszkolanki, gdyż wcale nie pochodziły z rodzin patologicznych. Skąd się w nas bierze taka „bezinteresowna” agresja i brak elementarnego szacunku dla drugiego człowieka – nawet najbliższego? A może zwłaszcza najbliższego?
Nie będę oryginalny, gdy odpowiem: z natury.
To bardzo stara odpowiedź. Przypomnijmy sobie platoński mit z Fajdrosa o duszy jako zaprzęgu złożonym z dwóch koni – czarnego i białego – i powożonym przez woźnicę-rozum. Czarnym, dzikim i nieokrzesanym koniem są owe budzące grozę zwierzęce popędy oraz wybuchające znienacka uczucia, które – puszczone na żywioł, prędko nas mogą zniszczyć. Historię etyki i duchowości można opisać jako nieustanne zmaganie z ową dziką bestią w nas drzemiącą, jako najważniejszym przeciwnikiem tego co duchowe.
Dzisiaj jesteśmy jednak, jak mniemam, w uprzywilejowanej pozycji: zaczęliśmy z powodzeniem poznawać naturę czarnego konia. Przestaje on być symbolem tego, co irracjonalne i przez to wzbudzające lęk. Przeciwnie, nie ma w nas irracjonalnych emocji i odruchów! Każde z nich to ważna i precyzyjna informacja o nas samych – często informacja z zamierzchłej przeszłości. Na razie chciałbym wskazać na trzy bardzo pierwotne odruchy – zapisany w mózgu i organizujący nasze reakcje spadek po naszych ewolucyjnych przodkach.
O wzorcu swój-obcy, który dawniej decydował o przetrwaniu, już wspominałem w tekście „Dwa ateizmy„. Wpadłem na jego trop podczas lektury książki Ronalda Rudena „Żarłoczny mózg” o uzależnieniach, poleconej mi niedawno przez Jacka Prusaka. Dzisiaj ów pierwotny wzorzec odpowiada za społeczne poczucie tożsamości i przynależności, ale także m.in. za trudności w dostrzeganiu w kulturowej inności czegoś, co nam nie musi zagrażać, przeciwnie – może nas wzbogacać. W skrajnej postaci odpowiada on też w dużej mierze, jak mi się wydaje, za owe nagłe i przerażające rzezie i pogromy dokonywane na „sąsiadach” np. w Ruandzie, w Bośni czy w tużpowojennej Polsce.
Drugi odruch to obecny w naszej mózgowej aktywności wzorzec silniejszy-słabszy, który dawniej odpowiadał za miejsce w stadzie i za jego strukturę. Dzisiaj w jakiejś mierze za poczucie własnej wartości, ale także za wyścig szczurów i np. przemoc w rodzinie – tu słabszych mamy dosłownie pod ręką. Pamiętacie, jak pisałem o skutkach lękowego odruchu „sięgania po władzę” nad drugim w bliskich relacjach i o intymnej bezbronności jako antidotum?
Trzeci pierwotny wzorzec dotyczy, oczywiście, różnicy seksualnie atrakcyjny-nieatrakcyjny i do tej pory dzięki niemu się rozmnażamy. Ale tu także sam odruch nie wystarczy – potrzeba jeszcze, by go w naszych mózgach po ludzku przetwarzać. Jaką odgrywa w tym rolę moralność? Oto jest pytanie, które mnie nie od dziś nurtuje.
Na koniec jeszcze dwie szybkie uwagi: w dziedzinie praktyki połową sukcesu w nowoczesnym oswajaniu czarnej bestii jest już uświadomienie sobie owych pierwotnych wzorców-odruchów. W dziedzinie teoretycznej nie można z kolei dzisiaj mówić o moralności bez wzięcia pod uwagę i wyciągnięcia należytych wniosków z danych współczesnej wiedzy biologicznej (kolejny raz to powtarzam). Na przykład, jakie dla etyki znaczenie ma fakt, że (jak wynika z badań na szczurach, o których wspomina Ruden) we wzorcu atrakcyjny-nieatrakcyjny zdecydowanie chodzi o „chętnego” atrakcyjnego partnera (partner „niechętny” nie wywołuje typowych zmian w mózgu)? J
Tak jak żadna prostytutka nie całuje nigdy w usta tak i ty daruj sobie filozofowanie i moralizatorstwo. Napisz, że jesteś od świntuszenia i brudnej roboty i wykonujesz to za pieniądze. Wtedy może będziesz wiarygodny.
niektóre całują
całują, ale nie każdego…
nie lubie calowac mojego meza…chyba sie brzydze…chyba sie wszystkich facetow brzydze…
ok..to nie caluj meza ani sasiada…ale z dziewczymnami lubisz sie calowac cio?
Twierdzenia pana redaktora są bezsensowne -nie ma żadnej bestii. Umysł racjonalnie potrafi ocenić dobro ; uświadomić sobie dobro i je wykorzystać -zgodnie z tym co powiedział Bóg.
Raczej nie ma w sensie dosłownym. Jednak, gdyby to chodziło tylko o rozróżnienie dobra od zła, to nie byłoby tylu aktów przemocy. Brutalna prawda jest taka, że człowiek jest drapieżnikiem, czy to się komu podoba czy nie. Nie zawsze ludzki mózg jest w stanie zrozumieć co jest złe. Na logikę nikt nie powinien krzywdzić innych, gdyż sam nie chciałby być tak traktowany (pomijam masochistów, którzy też nie są zdrowi na umyśle). Przykro mi, ale nie można wszystkiego zwalić na Szatana.
oj baca uważaj, bo tafisz w końcu na silniejszego, co ciebie wygryzie…
Kaziu, Kaziu opanuj się. Nie rozpaczaj, że prostytutki nie chcą Ciebie całować. Zamiast zadawać się z prostytutkami znajdź sobie przyzwoitą kobietę.
Zaczną Cie całować, jak:- zaczniesz chodzić do dentysty- umyjesz zęby- przestaniesz palicPowiedz sam: chciałbyć pocałować rurę kanalizacyjną ?
Polecam Panu.Red. ciekawy artykuł na temta neuroetyki-http://www.polityka.pl/lustrzana-moralnosc/Lead30,936,247264,18/Pozdrawiam
Ciekawy tekst pt”O zbawieniu 'niewiernych’ i pomyłkach Kościoła” dr Piotra Sikory -http://www.ckid.pl/content/view/356/1/
Pan readaktor wdal sie w nastroj maniakalny piszac o oswajaniu czarnej besttii..
A niedługo takie dziecko może odpowiedzieć, że jego mama ma na imię np. Tomek lub Krzysiek!
lepiej żeby tak było – byle partnerzy odnosili się do siebie i dziecka z szacunkiem – niż opowieści: jak tata bije mamę lub nazywa ją k…!!
Dokładnie- nie ma większego zła niż brak miłości i wsparcia, a wzamian przemoc w rodzinie- jeśli w rodzinie jest miłość, wsparcie i poczucie bezpieczeństwa- to płeć nie jest ważna
Niezły pomysł. Zastąpić patologię inną patologią. Aby tylko nie wrócić do normalnych relacji międzyludzkich.
Ja ci powiem, co jest patologią – to, że Kościół każe zgwałconemu dziecku rodzić i ryzykować swoim życiem, to że równocześnie zamiata pod dywan zboczenia (pedofilię) swoich podwładnych, grożąc palcem potępienia homoseksualistom, którzy żyją w pełnych miłości i szacunku związkach, to że Kościół woli skazać dziecko na życie w rodzinie pełnej przemocy fizyczne i psychicznej, alkoholizmu, narkomanii i innych zboczeń niż oddać je w ręce dwojga panów/pań, którzy się kochają i pokochaliby bardzo to dziecko. Wy katole macie skrzywiony obraz rzeczywistości i żałosny poziom wiedzy nt. odchyleń seksualnych takich jak homoseksualizm, bo jeśli ktoś uważa, że to można wyleczyć lub że tym można się zarazić lub że „jak dziecko się naogląda/nasłucha, to też takie będzie”, to ja dziękuję. Ciemnogród i amen.
Brawo! Zgadzam sie w 100 %
… a sławo stało się ciałem… ale to inna bajka. zgadzam się w stu procentach z tym co napisałaś.ciekawe jak księża radzą sobie z czarną strona swoich dusz, bo życie uczy że niezbyt dobrze. Pedofilia, obżarstwo, wielkie parcie na pomnażanie majątku, pycha i obłuda na codzień.Ale z ambony górnolotne kazania…
brawoo barwo nareszcie ktoś napisał coś mądrego!!!
Waszym zdaOdnośnie patologii;Droga Magdo,żaden rozsądnie myślący człowiek nie będzie tragedii zgwałcenia mnożyć przez dwa, czyli dokonywać aborcji ,albo nawet przez trzy przewidując,że ta dziś nieletnia będzie kiedyś bezpłodna. Wszyscy pedofile wśród księży są piętnowani i nie mają możliwości uprawiania tego procederu,są karani ,i, jak każdy przestępca,mają prawo do pokuty i zmiany życia. Nie ma tu zamiatania pod dywan. Kościół nakazuje szacunek dla homoseksualistów,/przy odrobinie dobrej woli możesz znaleźć materiały na ten temat/, co nie oznacza,że pochwala przekraczanie przez nich szóstego przykazania,co nie powinno dziwić.Nadużyciem,demagogią i przejawem nienawiści do Kościoła jest twierdzenie,że Kościół woli skazać dziecko na rodzinę patologiczną dlatego,że sprzeciwia się adopcji dzieci przez homo.Podstawową potrzebą dziecka jest wzorzec matki i ojca i nie możemy świadomie dziecka tego pozbawiać.Nie mów mi o „miłości” homoseksualistów,bo wiadomo,że sprowadza się to u nich do sposobu rozładowania seksualnego.Jeśliby o to nie chodziło, logicznym jest,że mogliby kochać hetero, jak człowiek człowieka, a nie .Nie jesteśmy katolami, tylko katolikami.Nasza wiedza opiera się na fakcie,że ludzkość istnieje dzięki związkom damsko-męskim i to jest norma, wszystko inne jest patologią i odchyleniem.Nikt tego faktu nie zmieni.Można homo leczyć, tylko mało kto się temu poddaje i przeważnie się tego nie nagłaśnia, bo poprawność polityczna na to nie pozwala.Wyobrażam sobie,że leczenie jest trudne, ale nikt nie powiedział,że w życiu musi być wszystko łatwe.To,że dziecko się naogląda i nasłucha jest uproszczeniem słownym, chodzi o całokształt wychowania w aurze afirmacji dla czegoś,co nie powinno mieć miejsca, jeśli mówimy o normalności i prawdziwym powołaniu człowieka.Amen to m.in katolickie zakończenie modlitwy,więc dlaczego tego używasz?.A ciemnogród- no cóż, póki co, to on dba o tradycję, , zdrowe relacje i wartości, których nie przyjmujesz…Pozostaje mi tylko życzyć Ci głębszych przemyśleń niż dotychczas.
Święta prawda!!! Popieram . Jak związek z którego nie może być nowego życia można nazywać normalnym? Po to Bóg stworzył kobietę i męższczyznę aby zaludniali świat. Niech te mądrale spróbują zaludnić świat za pomocą dwóch osobników tej samej płci. Życzę im powodzenia. A słowo katol wydaje mi się obraźliwe. Jestem katoliczką i nie podoba mi się jak niektórzy obrażają naszą religię. Myślę, że to nie w porządku. Pozdrawiam.
demagogia na temat patologii…bardzo latwo jest teoretyzowac na tematy, ktore nie dotycza osobiscie. Jestem absolutnie po stronie ofiar gwaltu i to powinna byc ich decyzja a nie koscielnych dewotow. Co do podwojnego zla mozna odwrocic pytanie, dlaczego ofiara ma byc ofiara podwojna i na dokladke wychowywac owoc jakiegos psychopaty ( dla przypomnienia rodzimy sie obciazeni genetycznie).
Ja też jestem po stronie ofiary gwałtu, tylko inaczej.Widzę perspektywę nieodwracalnej,dodatkowej traumy, jaką byłaby aborcja.Widzę też zagrożenie bezpłodnością.Widzę zło w zniszczeniu nowego życia rozumiejąc ,że to dziecko ma prawo żyć. Natomiast nie narzucałabym aby ta skrzywdzona nieletnia musiała wychowywać to dziecko.Musiałaby być bohaterką, a tego nie można wymagać. Natomiast żyjemy w cywilizowanym państwie ,które powinno wiedzieć , jak pomóc tej młodej, skrzywdzonej osobie. I na pewno nie jest to aborcja,która nie jest pomocą, tylko czymś przeciwnym.A co do „kościelnych dewotów”- każdy temat dyskusji na forum jest dobrym pretekstem do wyrażania nienawiści do Kościoła.Mnie to uczucie jest obce.Wolę solidne argumenty. A co do obciążeń genetycznych, masz rację.Ale nie jest to racja 100 procentowa. Natura nieraz zaskakuje pozytywnie.I należy mieć nadzieję.
> demagogia na temat patologii…bardzo latwo jest> teoretyzowac na tematy, ktore nie dotycza osobiscie.> Jestem absolutnie po stronie ofiar gwaltu i to powinna byc> ich decyzja a nie koscielnych dewotow. Co do podwojnego> zla mozna odwrocic pytanie, dlaczego ofiara ma byc ofiara> podwojna i na dokladke wychowywac owoc jakiegos psychopaty> ( dla przypomnienia rodzimy sie obciazeni genetycznie).Trudno,żeby wszyscy komentujący drastyczne wydarzenia byli ich uczestnikami.Ale są pewne zasady i priorytety,wg których wyrabia się swoje zdanie ,szczególnie, kiedy nie jest już się bardzo młodym….Ja też jestem po stronie ofiar gwałtu, tyle że inaczej widzę dobro tych ofiar.Nie zalecam nieletniej drugiej traumy, jaką jest aborcja, jak też nie życzę jej możliwej bezpłodności w dorosłości.Też nie przymuszałabym jej do wychowania dziecka,nie można od tak młodej skrzywdzonej dziewczyny oczekiwać bohaterstwa.Cywilizowane państwo jest od tego,żeby pomóc w tej sytuacji,mam na myśli dom dziecka lub inną formę zapewnienia bytu dziecku/adopcja/.Co do obciążeń genetycznych-natura często zaskakuje pozytywnie.A dziecko jako istota niewinna ma prawo do życia i miłości. Nikt nie ma prawa wyrokować, że musi być kiedyś złym człowiekiem.A co do”kościelnych dewotów”-następny z licznych przykładów nienawiści do Kościoła okazywanej przy każdej okazji.Jestem wolna od tego uczucia i wolę dyskusje na argumenty, a nie epitety. Kościół nie byłby Kościołem,gdyby nie głosił obrony każdego życia
Pani Magdo,Ma pani racje w ~90%. Pechowo wmieszała Pani wszystko co dzieje się złego z KK z ideą ochrony wolności (i życia) człowieka. W pełni popieram Pani zdanie na temat wychowywania dzieci przez homoseksualistów, ścigania przestępstw niezależnie od pozycji przestępcy…. Jakkolwiek nie rozumiem dlaczego usprawiedliwiła by Pani zabicie innego człowieka (słowo aborcja to eufemizm) gdy ktoś całkiem inny popełnił przestępstwo? To tak trochę jak by zabijać synów/córki za przestępstwa ojców/matek.Często patrzy się na dyskusje o aborcji jako na dyskusje pomiędzy wyznawcami jakiejś religii i tymi którzy walczą z „nierealnymi” restrykcjami religijnymi. Pechowo duża część zwolenników pro-life umacnia taki obraz, przedstawiając zło aborcji jako wykroczenie przeciw prawom ustalonym przez Boga i jako obrazę Boga. Taka spojrzenie odczłowiecza problem, przedstawia go w formie dogmatu, i przez to „zaprzecza” możliwości jakiekolwiek dyskusji. Tam gdzie nie ma dyskusji – nie ma postępu (w dobrym tego słowa znaczeniu). No cóż jako agnostyka, relacja aborcja – Bóg, nie bardzo mnie interesuje; zakładając że Bóg istnieje, jeżeli aborcja go oburza to będzie sam wiedział co z tym zrobić. Dla mnie ważnym jest określenie aborcji jako jeden z najbardziej brutalnych ataków na ludzką wolność. Atak totalny, porównywalny do każdego innego morderstwa – tym tragiczniejszy że najczęściej dokonany w zgodzie z ogólnie przyjętymi zasadami moralnymi w danej grupie społecznej (zasadami z niewiadomych powodów zwanego prawem – tak jak by było cokolwiek prawego w zabijaniu). I tym tragiczniejszy że ludzie dokonujący go najczęściej nie zdają sobie sprawy z „ciężaru” tego co robią, lub są w stanie zredukować percepcje wymiaru tego czynu do poziomu „mniejszego zła”. Inna tragedia aborcji to fakt że ci którzy zabijają są tymi którzy powinni bronic prawa do wolności tych którzy jeszcze nie są wstanie robić tego samemu. http://wolny-benek.blogspot.com/
Płeć jest ważna !!!
Ad: „Trzeci pierwotny wzorzec „: A więc znów wyraźnie widać, że w Kościele to właśnie sfera seksualna podlega szczególnej ocenie moralnej. Jeśli ktoś podróżuje, studiuje, czy robi biznes nie pytamy automatycznie, czy to jest moralne, choć przecież moralne konsekwencje są we wszystkich obszarach naszych działań. Jeśli natomiast ktoś wchodzi w relacje seksualne, od razu pytamy, czy to jest moralne. Niektórzy nawet twierdzą, że w Kościele moralność została zredukowana do rygoryzmu seksualnego. Przy tym kryteria oceny moralnej, które tu obowiązują nie wynikają bynajmniej wprost ani z Ewangelii, ani z Dekalogu i ludzie dziś doskonale sobie z tego zdają sprawę. Nie były też całkiem takie same na przestrzeni historii Kościoła i nie są identyczne w innych kościołach chrześcijańskich. Są zawarte w doktrynie, która jako dzieło ludzkie musi w jakimś stopniu być zależna również od ludzkiej słabości, czy po prostu od obecnego przecież w Kościele profanum, choć mamy wierzyć, że jest ona czystym przekazem od Ducha Św., który jako taki nie powinien być kontestowany i ja tak rozumiem przede wszystkim wiarę, jakiej oczekuje ode mnie Kościół. Musimy natomiast zdać sobie sprawę z oczywistego faktu, że granica pomiędzy sferą fides, a sferą ratio jest dziś gdzie indziej, aniżeli w czasach, w których kształtowała się doktryna. Współczesny człowiek nie może ot tak, uwierzyć w coś, co zdaje się być dostępne dla rozumu, a rozumowanie prowadzić może do wniosków nieco innych, aniżeli postanowienia doktryny. Trudno wszystko wiarą ukorzyć. Przesłanie „Fides et Ratio” jest przecież między innymi takie: jeśli jesteś wierzący, bądź również MYŚLĄCY i tego myślenia Kościół nie może nam zabronić, bo zaprzeczyłby samemu sobie. W szczególności: nie sposób mówić o moralności np. w sferze intymnej abstrahując od współczesnej wiedzy o tej sferze życia. A wiemy dziś dobrze, że dążenie do realizacji popędu płciowego jest najważniejszym bodźcem skłaniającym ludzi do łączenia się w pary, a atrakcyjność seksualna przeważnie najważniejszym wyróżnikiem wyboru partnera i wiele z tego wynika. Nie można tego ludzi „oduczyć”, podobnie jak nie można ryby oduczyć pływania i nie ma tu niestety żadnego równouprawnienia. Takim po prostu Bóg stworzył człowieka i zapewne nie należy walczyć z człowieczą naturą, której On jest Autorem, a którą dzięki zdobyczom wiedzy możemy dziś lepiej poznawać. Na dodatek normy moralne w tej sferze formułowane są przez celibatariuszy, a więc osobiście niezainteresowanych w danej materii. Wszystko to skłania do konkluzji, że palącą potrzebą jest ponowna interpretacja tekstów biblijnych dotyczących seksualności. Może należy też zdobyć się na więcej zaufania do człowieka i przyznać, że w pewnych obszarach tradycyjnie unormowanych doktrynalnie powinien on mieć prawo wyboru (no choćby nie wczesnoporonna antykoncepcja, albo seks uprawiany nie „w sposób naturalny”). Skąd w Kościele to przeświadczenie, że jeśli nie poda mu się na tacy gotowych rozwiązań, to na pewno wybierze źle?… Inaczej tylko pogłębiać się będzie rozdźwięk pomiędzy deklaracjami, a praktyką życiową. Zresztą wydaje mi się, że gdyby ludzie łącząc się w pary przede wszystkim dbali o zgodność postępowania z doktryną, a nie ze swoimi pragnieniami, potrzebami, preferencjami etc., to wielu z nas, jeśli nie większość, wybierałaby celibat. Powtórzę za Panem, Panie Redaktorze: „Na co Kościół czeka?”… Może powinniśmy powtarzać do znudzenia, albo do… skutku?… P.S. Pewną, wiosny nie czyniącą „jaskółką”, są wypowiedzi niektórych księży, a nawet biskupów, którzy wyrażają niekiedy podobne wątpliwości, co do zasadności obrony twierdzy z napisem DOKTRYNA i strzelania z ciężkich armat do każdego, kto ośmiela się ją kontestować.
Nie spotkałem jeszcze tak zwięzłego tekstu tak mądrze podsumowującego problem i równocześnie zawierającego rozsądne sugestie rozwiązań! Wyrazy szacunku!
Miło poczytać człowieka myślącego i myśli swe umiejącego jasno formułować.
Bardzo fajny tekst. Niestety uświadomienie istniejącego w nas „zła” nie jest dla większości ludzi powodem wystarczającym, aby móc je powstrzymać czy choćby małym stopniu kontrolować. Rozum nie sprawdza się jako „woźnica”. Świadczą zresztą o tym niektóre posty powyżej. Przecież oni potrafią czytać, otworzyć internet, skończyli jakieś szkoły, może nawet przeczytali kilka książek, a więc czego im brakuje?
Świadomości i własnej woli
Efekt bezstresowego wychowania.Dziecko wynosi swoje wychowanie z domu, a nie ze szkoły.
hetero są brutalni, dzieci powinny wychowywać geje
Albo jesteś w królestwie ciemności albo w królestwie umiłowanego Syna Bożego, Jezusa Chrystusa.Modlę się, by Bóg Ojciec pokazał tobie jak dobry jest naprawde.
CZEKAM….NIECH POKAŻE !
Przykre, lecz prawdziwe: Pan redaktor opisuje wizje świata, myląc człowieka ze szczurami. Klapa drogi panie, bo agresja jaką pan opisuje w pierwszej części tekstu ni jak ma się do natury, raczej do bolszewi. Poza tym, co Pan usprawiedliwia? Rządy Po, czy co?
Trochę smutny ten tekst, ale niestety prawdziwy. Jest jednak szereg innych problemów – http://rgbplus.pl/index.php?id=102 – to tak ku rozwadze
Mówienie do żony „ty k…” nie jest przejawem agresji !
ja też tak lubię
Ad. „Trzeci pierwotny wzorzec”: A więc znów wyraźnie widać, że w Kościele to właśnie sfera seksualna podlega szczególnej ocenie moralnej. Jeśli ktoś podróżuje, studiuje, czy robi biznes nie pytamy automatycznie, czy to jest moralne, choć przecież moralne konsekwencje są we wszystkich obszarach naszych działań. Jeśli natomiast ktoś wchodzi w relacje seksualne, od razu pytamy, czy to jest moralne. Niektórzy nawet twierdzą, że w Kościele moralność została zredukowana do rygoryzmu seksualnego. Przy tym kryteria oceny moralnej, które tu obowiązują nie wynikają bynajmniej wprost ani z Ewangelii, ani z Dekalogu i ludzie dziś doskonale sobie z tego zdają sprawę. Nie były też całkiem takie same na przestrzeni historii Kościoła i nie są identyczne w innych kościołach chrześcijańskich. Są zawarte w doktrynie, która jako dzieło ludzkie musi w jakimś stopniu być zależna również od ludzkiej słabości, czy po prostu od obecnego przecież w Kościele profanum, choć mamy wierzyć, że jest ona czystym przekazem od Ducha Św., który jako taki nie powinien być kontestowany i ja tak rozumiem przede wszystkim wiarę, jakiej oczekuje ode mnie Kościół. Musimy natomiast zdać sobie sprawę z oczywistego faktu, że granica pomiędzy sferą fides, a sferą ratio jest dziś gdzie indziej, aniżeli w czasach, w których kształtowała się doktryna. Współczesny człowiek nie może ot tak, uwierzyć w coś, co zdaje się być dostępne dla rozumu, a rozumowanie prowadzić może do wniosków nieco innych, aniżeli postanowienia doktryny. Trudno wszystko wiarą ukorzyć. Przesłanie „Fides et Ratio” jest przecież między innymi takie: jeśli jesteś wierzący, bądź również MYŚLĄCY i tego myślenia Kościół nie może nam zabronić, bo zaprzeczyłby samemu sobie. W szczególności: nie sposób mówić o moralności np. w sferze intymnej abstrahując od współczesnej wiedzy o tej sferze życia. A wiemy dziś dobrze, że dążenie do realizacji popędu płciowego jest najważniejszym bodźcem skłaniającym ludzi do łączenia się w pary, a atrakcyjność seksualna przeważnie najważniejszym wyróżnikiem wyboru partnera i wiele z tego wynika. Nie można tego ludzi „oduczyć”, podobnie jak nie można ryby oduczyć pływania i nie ma tu niestety żadnego równouprawnienia. Takim po prostu Bóg stworzył człowieka i zapewne nie należy walczyć z człowieczą naturą, której On jest Autorem, a którą dzięki zdobyczom wiedzy możemy dziś lepiej poznawać. Na dodatek normy moralne w tej sferze formułowane są przez celibatariuszy, a więc osobiście niezainteresowanych w danej materii. Wszystko to skłania do konkluzji, że palącą potrzebą jest ponowna interpretacja tekstów biblijnych dotyczących seksualności. Może należy też zdobyć się na więcej zaufania do człowieka i przyznać, że w pewnych obszarach tradycyjnie unormowanych doktrynalnie powinien on mieć prawo wyboru (no choćby nie wczesnoporonna antykoncepcja, albo seks uprawiany nie „w sposób naturalny”). Skąd w Kościele to przeświadczenie, że jeśli nie poda mu się na tacy gotowych rozwiązań, to na pewno wybierze źle?… Inaczej tylko pogłębiać się będzie rozdźwięk pomiędzy deklaracjami, a praktyką życiową. Zresztą wydaje mi się, że gdyby ludzie łącząc się w pary przede wszystkim dbali o zgodność postępowania z doktryną, a nie ze swoimi pragnieniami, potrzebami, preferencjami etc., to wielu z nas, jeśli nie większość, wybierałaby celibat. Powtórzę za Panem, Panie Redaktorze: „Na co Kościół czeka?”… Może powinniśmy powtarzać do znudzenia, albo do… skutku?… P.S. Pewną, wiosny nie czyniącą „jaskółką”, są wypowiedzi niektórych księży, a nawet biskupów, którzy wyrażają niekiedy podobne wątpliwości, co do zasadności obrony twierdzy z napisem DOKTRYNA i strzelania z ciężkich armat do każdego, kto ośmiela się ją kontestować.
biedny pies…
przekonywanie przekonanych…
pitolenie strasznie
Wreszcie jakiż rozumny tekst w tym zalewie sensacji, skandalików i modnych tematów.Moze się nie podobać, bo nie jest pisany wg szablonu z kolorowych pisemek-autorytetów : pvrzykład tzw. „życiowy” i prościutkie objaśnienie problemu.Pozdrawiam i jeszcze zajrzę.
masz spadek po przodkach ale głupoty,dzieci mówią co słyszą cieniasie,a czarnej bestii to się wysługujesz.moralisto za piątkę.
niestety ale porównanie pogromów w powojennej Polsce do sytuacji w Bośni czy Ruandzie to mistyfikacja już choćby ze względu na skalę ….ponadto w 1947 r. ten kraj nie posiadał legalnej władzy uznanej przez społeczeństwo, szefostwo UB było dziwnie mocno przesiąknięte osobami narodowości żydowskiej a jednocześnie oddolnie pogromami byli zainteresowani ci Polacy którzy wzbogacili się na mieniu żydowskim podczas kiedy okazało się że część Żydów przeżyła i powraca do swoich dawnych domów …I w Ruandzie i w Bośni to oficjalne komórki danego narodu zachęcały do ludobójstwa lub je czynnie organizowały… W 1947 ani pozostałości AK [czyli WIN], ani polski rząd na uchodźstwie, ani marionetkowy rząd sowiecki nie zachęcały do ludobójstwa i pogromów.Niestety to sprawujący realną władzę na tym terenie rząd z nadania ZSRR nie potrafił zapewnić swoim żydowskim obywatelom bezpieczeństwa… co więcej jedyną z odpowiedzi było zachęcanie żydowskich członków partii do polonizacji nazwisk lub ich zmiany na polskie co było bardzo marną odpowiedzią na oddolne ekscesy części społeczeństwa żywo zainteresowanego całkowitym wyjazdem Żydów z Polski.
gagagaga ale naby…lamicie jak skur… ;];];]
Świetny tekst, Paweł Herman z Wrocławia powinien go sobie poczytać, może mu sie w pustym łbie rozjaśni.
Homo Bestia = Homo Konsumatus człowiek stworzony na obraz BOGA a może prawdziwy człowiek dawno wymarł a ta dwunożna Bestiato jest ten cywilizowany Homo bestjalsko w kosmicznych ilościach żrący i uśmiercający + wyniszczający Matkę Ziemię która namarginesie ma już dosyć tego pasożyta tak więc PIEKŁO własnymi rączkami wymodelował sobie Homo Debil
homo niewiadomo 🙂 to jest bestia pedaly i lezby !
N/C Płytki człowieku zabije Cie alkohol lub jakaś inna używka. Odczepcie się od nas. My wam nic nie robimy. Postaw się w naszej sytuacji: jakbyś to ty był jednym z 20.000 hetero wśród samych homoseksualistów i to my byśmy wytykali Ciebie, a nie ty – nas.
DRAPIEŻNIKI I MIĘSOŻERCY ZAGRYZAJĄ DZIECI SWOJEGO GATUNKU PRZEZ RYWALIZACJĘ, ROSLINO- I OWOCOŻERCY WSPÓŁPRACUJĄ ZE SOBĄ
Zamknij dwa obce gołębie w jednej klatce i poobserwuj sobie jak współpracują. Uprzedzam, że może to być widok dla ludzi o wyjątkowo mocnych nerwach
Ad. „Trzeci pierwotny wzorzec”: A więc znów wyraźnie widać, że w Kościele to właśnie sfera seksualna podlega szczególnej ocenie moralnej. Jeśli ktoś podróżuje, studiuje, czy robi biznes nie pytamy automatycznie, czy to jest moralne, choć przecież moralne konsekwencje są we wszystkich obszarach naszych działań. Jeśli natomiast ktoś wchodzi w relacje seksualne, od razu pytamy, czy to jest moralne. Niektórzy nawet twierdzą, że w Kościele moralność została zredukowana do rygoryzmu seksualnego. Przy tym kryteria oceny moralnej, które tu obowiązują nie wynikają bynajmniej wprost ani z Ewangelii, ani z Dekalogu i ludzie dziś doskonale sobie z tego zdają sprawę. Nie były też całkiem takie same na przestrzeni historii Kościoła i nie są identyczne w innych kościołach chrześcijańskich. Są zawarte w doktrynie, która jako dzieło ludzkie musi w jakimś stopniu być zależna również od ludzkiej słabości, czy po prostu od obecnego przecież w Kościele profanum, choć mamy wierzyć, że jest ona czystym przekazem od Ducha Św., który jako taki nie powinien być kontestowany i ja tak rozumiem przede wszystkim wiarę, jakiej oczekuje ode mnie Kościół. Musimy natomiast zdać sobie sprawę z oczywistego faktu, że granica pomiędzy sferą fides, a sferą ratio jest dziś gdzie indziej, aniżeli w czasach, w których kształtowała się doktryna. Współczesny człowiek nie może ot tak, uwierzyć w coś, co zdaje się być dostępne dla rozumu, a rozumowanie prowadzić może do wniosków nieco innych, aniżeli postanowienia doktryny. Trudno wszystko wiarą ukorzyć. Przesłanie „Fides et Ratio” jest przecież między innymi takie: jeśli jesteś wierzący, bądź również MYŚLĄCY i tego myślenia Kościół nie może nam zabronić, bo zaprzeczyłby samemu sobie. W szczególności: nie sposób mówić o moralności np. w sferze intymnej abstrahując od współczesnej wiedzy o tej sferze życia. A wiemy dziś dobrze, że dążenie do realizacji popędu płciowego jest najważniejszym bodźcem skłaniającym ludzi do łączenia się w pary, a atrakcyjność seksualna przeważnie najważniejszym wyróżnikiem wyboru partnera i wiele z tego wynika. Nie można tego ludzi „oduczyć”, podobnie jak nie można ryby oduczyć pływania i nie ma tu niestety żadnego równouprawnienia. Takim po prostu Bóg stworzył człowieka i zapewne nie należy walczyć z człowieczą naturą, której On jest Autorem, a którą dzięki zdobyczom wiedzy możemy dziś lepiej poznawać. Na dodatek normy moralne w tej sferze formułowane są przez celibatariuszy, a więc osobiście niezainteresowanych w danej materii. Wszystko to skłania do konkluzji, że palącą potrzebą jest ponowna interpretacja tekstów biblijnych dotyczących seksualności. Może należy też zdobyć się na więcej zaufania do człowieka i przyznać, że w pewnych obszarach tradycyjnie unormowanych doktrynalnie powinien on mieć prawo wyboru (no choćby nie wczesnoporonna antykoncepcja, albo seks uprawiany nie „w sposób naturalny”). Skąd w Kościele to przeświadczenie, że jeśli nie poda mu się na tacy gotowych rozwiązań, to na pewno wybierze źle?… Inaczej tylko pogłębiać się będzie rozdźwięk pomiędzy deklaracjami, a praktyką życiową. Zresztą wydaje mi się, że gdyby ludzie łącząc się w pary przede wszystkim dbali o zgodność postępowania z doktryną, a nie ze swoimi pragnieniami, potrzebami, preferencjami etc., to wielu z nas, jeśli nie większość, wybierałaby celibat. Powtórzę za Panem, Panie Redaktorze: „Na co Kościół czeka?”… Może powinniśmy powtarzać do znudzenia, albo do… skutku?… P.S. Pewną, wiosny nie czyniącą „jaskółką”, są wypowiedzi niektórych księży, a nawet biskupów, którzy wyrażają niekiedy podobne wątpliwości, co do zasadności obrony twierdzy z napisem DOKTRYNA i strzelania z ciężkich armat do każdego, kto ośmiela się ją kontestować.
Tam gdzie milosci tam wszystko jest kolorowe.
A co was tak dziwi? Od 1980 r. Polacy są szczuci przeciwko sobie. Najpierw szczuto ich na tzw. czerwonych, bo trzeba było obalić komunę. Potem, jak już tę komunę obalono, to są szczuci na siebie dla interesów politycznych rożnych partii i rządzących. Kościół też ma w tym szczuciu ma swój udział. Zawsze jest na kogo szczuć – na czerwonych, na agentów, na gejów, na bezbożników, na księży, na żydów itp. Każdy z nas może być przypisany do jakiejś grupy, którą można traktować z pogardą i odnosić się do niej obelżywie. Celują w tym zwłaszcza politycy, i – niestety – dziennikarze. Potem zwykli ludzie uważają, że takie zachowania to norma i przenoszą je na życie codzienne, rodzinne. Sam wielekroć spotkałem się z takimi zachowaniami i praktycznie przestały mnie dziwić. Boleję jedynie nad postępującym chamieniem naszego narodu.
1) Która z poniższych rzeczy jest najlepszym dowodem na istnienie inteligentnego i kochającego Stworzyciela? a) Karaibski zachód słońca, b) Wrzaski młodej foki, rozrywanej na strzępy przez rekina, c) Pierwszy raz, gdy twoje idealne, nowonarodzone dziecko uśmiecha się do ciebie, d) Prędkość z jaką wirus Ebola zmienia organy afrykańskiego dziecka w płyn.2) Głęboko wierząca para Katolików właśnie wróciła z ich piętnastej rocznicy małżeństwa. Nagle mąż pada na ziemie, chwytając się za klatkę piersiową. Jaka jest najlepsza rzecz, jaką może zrobić jego żona? a) Zadzwonić na 112 b) Umieścić go w swoim samochodzie i pognać do szpitala. c) Przeprowadzić resuscytację krążeniowo-oddechową d) Paść na kolana i zacząć modlić się do Boga, by oszczędził życie jej męża.3) Pewnego dnia, gdy biegałeś/łaś po parku, zauważasz szaleńca z rzeźniczym nożem w ręku, który właśnie ma zamiar zaatakować sześcioletnią dziewczynkę. Co powinieneś/powinnaś zrobić? a) Złapać najbliższy kamień i zaatakować szaleńca b) Zadzwonić po policję z komórki c) Krzyknąć „Policja!” i pobiec w stronę szaleńca d) Spokojnie iść dalej, poniewać nieznane są ścieżki Pana, i to co wydaje się „złe” naszym ograniczonym ludzkim umysłom, może tak naprawdę być częścią większego boskiego planu, który ten stworzył w swej nieskończonej mądrości, więc lepiej nie ingerować.4) Jesteś wcielonym synem wszechmocnego i nieskończenie miłosiernego Boga, Stwórcy Wszechświata. Jaki byłby dobry sposób, by zaprezentować ludzkości twoją moc i twoje współczucie? a) Wyleczyć raka, na zawsze. b) Sprawić, by wszystkie pustynie na Ziemi zaczęły rodzić dostatne plony c) Zjednoczyć świat wspólnym językiem i położyć kres biedzie d) Przyzwać garniec wina, a następnie przespacerować się po wodzie5) Zgodnie ze słowami co najmniej jednego z Ojców Kościoła, jedną z przyjemności zarezerwowanych dla tych, co dostąpią zbawienia, będzie oglądanie agonii tych, którzy zostaną potępieni. Która pora dnia (w Królestwie Niebieskim) byłaby najlepsza dla matki, by mogła ujrzeć agonię jej jedynego syna? a) Wcześnie rano, żeby uniknąć tłumów, b) W południe, żeby mogła porównywać wrażenia i dzielić radość z innymi matkami, c) Późno wieczorem, aby mogła cieszyć się pięknym kontrastem sypiących się iskier.6.)Jak wszyscy dobrze wiemy, jest tylko jedna prawdziwa religia. Która z religi jest tą jedyną i prawdziwą, w każdej z poniższych sytuacji: a) Urodziłeś się w Karnak, 3000 lat p.n.e., b) Urodziłeś się w Bombaju, 300 lat p.n.e., c) Urodziłeś się w Bagdadzie, w 900 roku n.e., d) Urodziłeś się w Meksyku w 1956 roku n.e.
Podoba mi się Twók tok myślenia. Podobnież zastaniawiam się nad sensem (bezsensem?) religii. Nasza wspaniała katolicka uczy, że jest jeden jedyny kochający Bóg, który w sumie stworzył sobie ludzi i zwierzęta i nawet Świat, bo najprawdopodobniej nie miał już nic lepszego do roboty. Usiadł więc Bóg i zaczął stwarzać, a mimo że był wszechmogący to zajęlo mu to 6 dni. 7 dzień = fajrant. No i żyli sobie ludzie w raju, aż tu nagle Bóg ich wywalił z Raju, bo zżarli mu jabłko…. Sama dalsza historia jest wielce ciekawa. Ale tak czy inaczej, nie rozumiem w niej jednego. Przecież, aby zostać zbawionym, trzeba wierzyć i kierować się słowem Bożym. Ok, ale Bóg przekazał swoją mądrość Żydom (chyba, tak czy inaczej wyselekcjonowanej grupie osób). A co np z takimi Egipcjanami, mieszkańcami dalekiej Azji czy Ameryk, zarówno PN jak i PD? Do nich Słowo Boże nie dotarło. Skoro tak to oznacza, że zostali od razu potępieni, czyż nie? Jeśli tak to na cholerę było ich stwarzać, (podobnoż za życia mamy dać świadectwo wiary i wywalczyć zbawienie) skoro i tak po smierci zostaną potępieni. Głupota. Zresztą kochający Bóg zsyłał już Potop, wygnał ludzi z Raju, fajne dowody jego obecności (i miłości). Nie mógł natomiast chociażby uratować ludzi z obozów koncentracyjnych w czasie II wojny? Powstrzymać epidemię Dżumy w XVII wieku? Chyba wreszcie zrobiłby coś dobrego. Jak narazie mam wrażenie, że nawet jeśli istnieje jakikolwiek Bóg (jak go zwał, tak zwał) to ma nas głęboko w D… i na alles kładzie lachę.
Nad sensem i bez sensem religii tez się zastanawiam – ale twoja analiza jest okropnie płytka. Zamiast powielać najniemądrzejsze stwierdzenia rodem z forum GW, przejrzyj trochę książeczek z egzegezy biblijnej, i zacznij nowa argumentacje…http://wolny-benek.blogspot.com/
Moim zdaniem nie wystarczy sam dystans do 'zła’ w nas czy nawet do jego korzeni. Bez dystansu do nas samych i rzeczywistości jesteśmy spalani przez nasze emocje. A tak zupełnie na marginesie – mężczyzna, który podnosi ręką na kobietę bądź dziecko, jest zwykłą szmatą. Takie jest moje zdanie.
Od czasu kiedy ewolucja dokonała epokowego wynalazku jakim jest rozmnażanie płciowe zarysował się konflikt pomiędzy interesem jednostki, a interesem gatunku. Niezrozumienie tego, lub pomijanie daje w efekcie skrajne postawy i skrajne zacietrzewienie w dyskusjach dotyczących problemów które się o ten konflikt ocierają. Gatunek który całkowicie ignoruje interesy jednostkowe raczej wyginie, (odpowiednio liczne) jednostki które przedkładają interesy własne nad gatunkowe doprowadzą do zagłady gatunku. U ludzi nazywa się to prawami / wolnością / … jednostki / obywatela / człowieka versus interesem społecznym / narodowym / państwowym / …. W aktualnym schemacie życia konflikt jest nierozwiązywalny, można co najwyżej próbować nieco przesuwać granice. Po uwzględnieniu tegoż wiele problemów staje się bardziej zrozumiałych, co nie czyni ich łatwiejszymi do rozwiązania. Patrząc z tej pozycji w nieco innym świetle jawią się nastawienia do homoseksualizmu / aborcji / eutanazji, waśni etnicznych / narodowych / religijnych i kilku innych grup problemów. Agresja jest tylko jedną z form zachowań którymi próbuje się przesunąć punkt równowagi. Patrząc przez ten pryzmat, problem homoseksualizmu wygląda następująco: punkt widzenia interesów osobniczych – jest to wybór indywidualnego stylu życia stanowiący „niezbywalne prawo człowieka”; punkt widzenia gatunkowy – kalectwo (niesłusznie określane jako choroba, zboczenie) zagrażające ciągłości trwania gatunku. Tu agresja jest prostszą metodą przesuwania punktu równowagi w kierunku interesu gatunkowego. Polecam analizę konfliktów z uwzględnieniem tej optyki. Jednocześnie przepraszam za uproszczenia wynikające z ram postu.
Hmmmm Społeczeństwo (gatunek) jest określeniem sztucznym (wirtualnym). W rzeczywistości istnieją tylko jednostki które bądź z sobą kooperują bądź walczą. …Także konflikt społeczeństwo (gatunek) – jednostka jest tak naprawdę konfliktem grupy jednostek w której to grupie jednostki dogadały się co do sposobów kontrolowania innych jednostek dla osiągnięcia wspólnego celu (stworzyły rząd). Czy działanie jednostki jest zgodne z potrzebami gatunku zależy od tego jak „społeczeństwo/ gatunek” określiło co jest dla nich korzystne. Proszę zwrócić uwagę na to jak rożne „społeczne potrzeby” miały Chiny Mao, Rosja Stalina, USA Obamy, itd… http://wolny-benek.blogspot.com/
Nic dodać … Nic ująć. Wspaniała publikacja. Warto też wspomnieć, że człowiek jest istotą Stadną a ta cecha „genetyczna” wymusza pewną rywalizację w celu znalezienia swojego miejsca w hierarchii stada.Od natury się nie ucieknie lecz metody rywalizacji można i należy doskonalić. Mariusz
Jak ktoś ma mocna nerwy, to niech przeczyta ten artykuł: http://wielodzietni.org/comments.php?DiscussionID=234 „Najlepszy” kawałek:”Zwolennicy NPR używają często pewnego sentymentalnego argumentu. Brzmi on mniej więcej tak: „Przecież Bóg chce, by ludzie okazywali roztropność w powoływaniu dzieci na świat. Ani On, ani Kościół nie wymagają od nas, byśmy mieli tyle dzieci, ile to tylko możliwe. To małżonkowie, rozważywszy uczciwie wszystkie okoliczności, powinni decydować, jak zaplanować swe rodziny. Czy nie lepiej, jeśli kilkoro dzieci jest dobrze odżywionych, ubranych i wykształconych, niż gdy liczna rodzina cierpi ubóstwo?”. Brzmi rozsądnie, prawda? Ludzie używających tych argumentów często rzeczywiście przekonani są o ich słuszności. Z faryzejskim zadowoleniem z siebie wyrażają współczucie wobec „nierozważnych ciąży” naszych biednych przodków. Mnie jednak na ich widok robi się niedobrze. Należą oni do tego rodzaju ludzi, którzy prawdopodobnie współczuliby Maryi z Nazaretu noszącej pod sercem Syna Bożego, dla którego ani Ona, ani św. Józef nie mogli znaleźć miejsca; do tego rodzaju ludzi, którzy współczuliby mojej własnej matce, kiedy nosiła mnie, swoje dwunaste dziecko.”A na stronie „wielodzietni.org” jest tego jeszcze więcej. Całe szczęście nie jest to Oficjalne nauczanie Kościoła. Pozdrawiam.
Jak by tego nie nazywać (natura, grzech pierworodny, hormony…) są w ludziach uczucia które mają źródło w instynktach które były/są potrzebne nam do przetrwania. Jak sobie z tymi uczuciami radzimy świadczy o naszym człowieczeństwie… Tak jak zawsze w przyrodzie skala siły tych instynktów podlega normalnemu rozkładowi (Gaussa)… U niektórych lodzików instynkty są tak mocne że nie potrafią oni panować nad agresją, pożądaniem, strachem; u większości są one łagodniejsze i łatwiejsze do opanowania, u jeszcze inni prawie ich nie odczuwają.Problem w tym że większość ludzi przykłada do innych swoja miarkę i tych różnic u innych nie jest w stanie zrozumieć.Następnym faktorem naszych reakcji (uczuć) jest historia naszego życia. Statystyczne rzecz biorąc dziecko wychowywane w rodzinie gdzie panuje ciągła agresja będzie bardziej agresywne i bojaźliwe… Jako agnostyka, w sednie chrześcijaństwa jest tylko parę idei które bardzo mi pasują… Jedna z tych idei jest „nakaz” (lub może rada) nie oceniania innych. http://wolny-benek.blogspot.com/
Co Pan Redaktor powie na tego typu argumentacje ???? -http://www.naszdziennik.pl/print.php?dat=20090725&id=ro14.txt&typ=ro
„Zwłaszcza uderzałoby to w kobiety, które jakoby najwięcej pragną współżycia właśnie w okresie płodności.”i teraz nie wiem, czy autor tego tekstu uwaza,ze kobiety nigdy nie pragną współzycia? czy ze pragna go cały czas taksamo mocno w ciągu cyklu? obie wersje są równie bzdurne.”Kiedy zatem zapraszamy do szkoły lekarzy w roli specjalistów od miłości, którzy młodzieży wyjaśnią dobrodziejstwo stosowania „naturalnych metod”, możemy już tym samym stworzyć niepożądane wrażenie, iż sprawa dotyczy faktów z obrębu organizmu człowieka, odnośnie do których lekarz – według współczesnego mniemania – jest najpierw specjalistą.”i straszno i śmieszno. Bo ludzie jak motylki tylko muskaja sie skrzydełkami a poczecie, ciąza i poród to przeżycia wyłacznie duchowe. Zresztą cykl kobiety to też przezycie duchowe niemal nie osadzone w cielesności. Może ciaze tez powinny prowadzic instruktorki z NPRu?ech..
Notka biograficzna autora powyższego artykułu -http://www.kul.pl/art_16762.html
Zgadzam się z niektórymi tezami Marka Czachorowskiego. Ocenę moralną (np. antykoncepcji) nie da się sprowadzić jedynie do argumentacji etologicznej, zdrowotnej, prakseologicznej, hedonicznej czy biologicznej. Ocena moralna ostatecznie odwołuje się do faktu bycia osobą. Co to w praktyce znaczy? Np. zdaniem Kanta (ale także zdaniem Wojtyły), że w odnoszeniu się do innych zawsze ich samych musimy uwzględniać także jako nasz cel, nigdy jako tylko środek realizowania naszych celów. Św. Tomasz powiedziałby, że nasze działanie nie może sprzeciwiać się żywotnym celom człowieka wynikającym z jego natury i nadprzyrodzonego przeznaczenia. Chodzi zarówno o żywotne cele sprawcy czynu jak i jego adresata. I w tym miejscu – jak się domyślam – zaczynam się różnić z Czachorowskim. Gdyż on istotny cel seksualności zdaje się widzi w zachowaniu osobowej możliwości rodzicielskiej, ja – w budowaniu osobowej bliskości małżonków (rodzicielstwo jest moim zdaniem zawsze celem perspektywicznym, nigdy konkretnym). Ciekawe zatem, czy Czachorowski byłby w stanie odpowiedzieć na pytanie, czy seks oralny małżonków da się moralnie ocenić według osobowego kryterium? Czy jest on nieetyczną manipulacją, czy „faktem osobowym”? Jeżeli manipulacją, to dlaczego? Ja twierdzę, że może być działaniem budującym bliskość, a więc etycznym.