W poprzednim wpisie napisałem, że seks potrzebuje ciągłości i życiowego kontekstu, by mógł dawać nam to, co w pełni może, dlatego małżeństwo stwarza najlepsze warunki dla współżycia. Podtrzymuję tę opinię – rzeczywiście, bez czasu dla siebie, uwagi, wzajemnego zaangażowania, wspólnego życia, bliskości i intymności trudno sobie wyobrazić udane życie seksualne. Ale cały ten, jak się wydaje, niezbędny życiowy kontekst oczywiście nie gwarantuje automatycznie seksualnego szczęścia, a przynajmniej nie gwarantuje zawsze i bezproblemowo. Zdarza się, że relacji właściwie nic nie brakuje – jest bliskość, porozumienie, zaangażowanie, intymność – a między partnerami zaczyna brakować pożądania.
Na takie właśnie przypadki zwróciła uwagę amerykańska terapeutka Esther Perel i głównie im poświęciła swoją bestsellerową książkę „Inteligencja erotyczna” (wydaną po polsku przez „Znak” w ubiegłym roku). „Musiałam na nowo – pisze autorka – przemyśleć relację między bliskością a seksualnością. I zamiast patrzeć na seks jako na skutek związku uczuciowego, zaczęłam widzieć go jako zupełnie odrębną całość”. To spojrzenie doprowadziło do głównej tezy książki: „Seksualność jest czymś znacznie więcej niż tylko metaforą związku – jest tak samo ważną równoległą narracją” (s. 42). Innymi słowy, paradoksalnie zbyt duża bliskość, poczucie bezpieczeństwa i intymność może prowadzić do wygaszenia pożądania i zaniku namiętności – nie wystarczy zatem dbać o samą miłość i bliskość, trzeba ponadto jakby osobno i czasem kosztem bliskości (!) zadbać o namiętność. Perel tłumaczy to tak: „Miłość uwielbia wiedzieć wszystko o sobie nawzajem, a pożądanie wymaga tajemnicy. Miłość lubi zmniejszać dystans między nami, podczas gdy pożądanie czerpie z niego energię. Bliskość rośnie dzięki powtarzalności i zażyłości, erotyzm się na nich tępi. Czerpie za to z tajemnicy, nowości i nieprzewidywalnego. Miłość jest o posiadaniu, pożądanie jest o chceniu. Pożądanie jest wyrazem tęsknoty, dlatego wymaga ciągłej nieuchwytności. Nie obchodzi go, gdzie już było, lecz zachwyca się tym, dokąd zaraz podąży. Zbyt często jednak, gdy pary umoszczą się już w swojej wygodnej miłości, zapominają, by dorzucić drew, aby nie zgasł płomień pożądania. Zapominają też, że ogień potrzebuje powietrza” (s. 56).
Prawdę mówiąc, nie są to tezy całkiem odkrywcze. Psychologia kliniczna od dawna zna przypadki określane jako syndrom przechodzonego związku. Taki syndrom zagraża zwłaszcza tym, którzy w swoich związkach osiągają zbyt dużą psychiczną jedność, tracąc tym samym odrębność i indywidualną tożsamość. Zbigniew Lew-Starowicz w książce „On i ona o seksie” opisuje owe pary w ten sposób: „Mają świetne porozumienie psychiczne. Podobnie reagują, rozumieją się bez słów. Łączą ich podobne zainteresowania. (…) Czują się tak, jakby byli bliźniaczym rodzeństwem: tak samo myślą, czują, zachowują się. (…) Partnerzy upodabniają się do siebie, <bliźniacy> psychiczni, będący jedynymi partnerami – w miarę upływu czasu zaczynają tracić pociąg fizyczny, dochodzi do zaniku więzi seksualnej” (s. 297-8). Starowicz pisze, że seks zaczyna im się kojarzyć z kazirodztwem i ostatecznie staje się niemożliwy. Takie pary zgłaszają się do seksuologa zwykle dopiero wówczas, gdy pragną mieć dzieci.
To intrygujące zjawisko. Gdy o nim po raz pierwszy przeczytałem, od razu pomyślałem o licznych wezwaniach skierowanych w dokumentach kościelnych do małżonków, by dążyli do doskonałej jedności. Czy rzeczywiście warto, skoro po drodze możemy gdzieś zgubić namiętność i unieruchomić seksualność? Dwa ważne przykłady. Soborowa Konstytucja o Kościele w świecie współczesnym „Gaudium et spes” przekonuje: „Mężczyzna i kobieta, którzy przez związek małżeński <już nie są dwoje, lecz jedno ciało> (Mt 19,6), przez najściślejsze zespolenie osób i działań świadczą sobie wzajemnie pomoc i posługę oraz doświadczają sensu swej jedności i osiągają ją w coraz pełniejszej mierze” (48). Jeszcze bardziej radykalnie o jedności pisze Jan Paweł II w adhortacji „Familiaris consortio”: „Miłość [małżeńska] zmierza do jedności głęboko osobowej, która nie tylko łączy w jedno ciało, ale prowadzi do tego, by było tylko jedno serce i jedna dusza” (13). Czy Magisterium zdaje sobie w pełni sprawę, do czego mogłoby prowadzić literalne odczytanie tych i wielu podobnych wezwań? Oczywiście, zawsze możemy powiedzieć, że „jedno serce” czy „jedna dusza” to tylko metafory. Ale mimo wszystko, w takich sformułowaniach dostrzec można pewną charakterystyczną dla kościelnego języka psychologiczną niefrasobliwość.
Przy okazji pojawia się także pytanie o te małżeństwa głęboko wierzących katolików, które na pewnym etapie wspólnego życia rezygnują ze współżycia, powołując się na swój duchowy rozwój. Np. Jacques i Raïssa Maritain czy Alojzy i Maria Beltrame Quattrocchi (pierwsi beatyfikowani wspólnie małżonkowie). Czy rzeczywiście motywem rezygnacji ze współżycia jest rozwój duchowy, czy prosty mechanizm psychologiczny „przechodzonego związku”? A może rozwój duchowy nieuchronnie zakłada ten mechanizm? W końcu być może doskonała duchowa jedność, jaką w ten sposób zyskujemy, jest na tyle sama w sobie wartościowa, że nie powinniśmy żałować utarty namiętności? J
Ale powróćmy do Esther Perel i inteligencji erotycznej. Amerykańska terapeutka podaje prostą receptę na brak pożądania: „Na tym polega inteligencja erotyczna: stworzyć dystans, a potem wprowadzić go w życie” (s. 51). Jeśli jesteśmy tak blisko, że przestajemy siebie pożądać, musimy się od siebie odsunąć. Oczywiście, na razie to bardzo ogólnikowa porada. Cała książka próbuje ów cenny dystans rozłożyć na czynniki pierwsze. W skrócie: „Zachęcam do zastanowienia się, w jaki sposób wprowadzić element ryzyka w bezpieczeństwo, element tajemnicy w to, co tak dobrze znane, i element nowości w to, co rutynowe” (s. 10).
Czy jednak tak rozumiana inteligencja wystarcza? Spróbuję się nad tym zastanowić w następnym wpisie.
Dokładnie jak w mądrej ludowej przyśpiewce:”Jo sie bede łopieroła, wy mnie chopy ciongtaZaciongta mnie do stodoły i tam mnie wyro….”Im większy opór – tym większa atrakcja.
Dobrze Arturku że maszineligetnego sąsiadaKtóry z żoną twą zagadaJesteś wtedy spokojnyNie będzie małżeńskiej wojny
: „Miłość [małżeńska] zmierza do jedności głęboko osobowej, która nie tylko łączy w jedno ciało, ale prowadzi do tego, by było tylko jedno serce i jedna dusza” No to jak to jest?Jedno cialo …sam ze soba…toz to onanizm !Piepszycie glupoty ,komplikujecie proste sprawy i praktykujecie onanizm intelektualny!Prosty czlowiek i tak tego nie zrozumie wiec piszcie lepiej miedzy soba po lacinie i w swoim towarzystwie balamutow wzajemnej adoracji!
Zwycięstwo teorii nad zdrowym rozsądkiem .Weż się do jakiejś pożytecznej roboty,tym lepiej uszczęśliwisz i siebie i otoczenie.
Tak, Panie Arturze, powinien Pan pisać a nie występować jako gość odwiedzający rodziny wielodzietne…Zastanawiałam się, dlaczego ta rodzina robiła takie przygnębiające wrażenie. Otóż wydaje mi się, że u nich nie było śladu erotyki.Ale naszym tematem nie jest przecież: jak postępować, żeby w małżeństwie nie zaginęła erotyka. Raczej odwrotnie: zastanawiamy się, dlaczego KK ma takie „mieszane uczucia” odnoszące się do tego, i najchętniej by dodał 6-te kościelne przykazanie: nie chcesz więcej dzieci, zapomnij o erotyce i współżyciu. Prawda?Kościelna nauka sprawia, że erotyka staje sie źródłem ogromnych udręk. Pamiętamy, co napisał na ten temat o. Pilśniak. O tym, że to właśnie w najlepiej rozumiejących się małżeństwach przetrwanie w „czystości” okresu płodnego jest najtrudniejsze.Zablokowanie czynności narządów płciowych, sterylizacja, antykoncepcja, są niedopuszczalne. Są grzechem ciężkim. Zniszczenie pożądania i erotyki jest za to czymś pozytywnym. Bardzo pozytywnym. Stąd te kanonizacje czy beatyfikacje białych małżeństw.Ale ja tu znowu widzę kolejną sprzeczność. W którymś tam miejscu w HV, czy może w innych rozwinięciach kościelnej teorii było coś takiego: dzięki npr- owi i okresom wstrzemięźliwości małżeństwo ma szansę stęsknić się za sobą… chyba po to, by w III fazie znowu się pragnąć?Czy to nie jest jakaś zabawa w ciuciubabkę?Włącz- wyłącz. Włącz- wyłącz. WYŁĄCZ.
W przedziale pociągu z zakopanego do Warszawy , pod oknem siedzi dwu dzentelmenów,a w kaciku, baca.Po przeczytaniu gazet, dzentelmeni zaczynają rozmowe. Okazuje się,ze jeden z nich to adwokat, a drugi wziety lekarz.Ja, mówi adwokat, zafundowalem zonie wyjazd, do Karlovych warow. Wie Pan panie doktorze, Ona musi wypoczac i odpoczać. Tyle stresow tyle pracy, tyle zmartwien. Kobieta musi wypocząc!Ja także odpowiada pan doktor. Zona jedzie do SPA, na trzy tygodnie. Wie pan panie mecenasie ile kosztuje zecie w ciagły kieracie, w stresach itd.po wymianie zdan, Panowie zwrócili uwage na bacę i pytają:baco, a macie żonę? Mom.a nie wysalacie ja na wczasy? Nie.A dlaczego?Jo som d…pce.
10/10
Już dawno gdzieś przeczytałam, że „skoro nie chcemy sprawić, aby mężczyzna miał 1000 partnerek w ciągu życia, zawsze możemy sprawiać, by mając jedną – miał ją jednocześnie „inną” każdej nocy.” Czyż nie jest to to, co robiła baśniowa Szerehezada -podtrzymywać zainteresowanie…podtrzymywać zainteresowanie …i podtrzymywać zainteresowanie?:) Św. Tomasz z Akwinu, który lubił pisząc o seksualności odwoływać się do „natury”, byłby pewnie zdziwiony, gdyby wiedział, że samice niektórych „monogamicznych” ptaków stosują podobną strategię, aby zachować pociąg samczyków: co pewien czas zmieniają upierzenie.:) Nie jestem wszakże pewna czy – jak chce modna ostatnio autorka – emocjonalna i psychiczna bliskość musi rzeczywiście temu przeszkadzać. Doprowadzając to do absurdu, można byłoby powiedzieć, że gdyby rzeczywiście „związek” i „seksualność” były całkowicie odrębnymi rzeczywistościami, najbardziej spełnionymi kobietami świata winny by być prostytutki mające stałych „emocjonalnie zaspokajających” partnerów a spośród mężczyzn – szczęśliwie żonaci klienci wielu prostytutek. A jednak, jakoś tak intuicyjnie wyczuwamy, że coś w tym modelu „zgrzyta” prawda?www.cienistadolina.blog.onet.pl
Witam, wyslalem znajomym linka do Panskiego bloga 🙂 Polecam tez do poczytania http://www.postronieboga.blogspot.com Pozdrawiam 🙂
Skrocony adres: http://tnij.org/co5m
Miłość nie posiada żadnego doskonałego wzoru. Tu bardziej pasuje teoria chaosu. Uważam, że trzeba mieć talent erotyczny, by utrzymać związek do końca życia. Kobieta musi być jak żmija, jadowita i nieprzewidywalna. Stale zrzucać skórę, odradzać się z popiołów wypalonej miłości, jak Feniks. Talent. Z tym się rodzi.http://sporniak.blog.onet.pl/kod.gihttp://sporniak.blog.onet.pl/kod.giff