Humanae vitae: gdzie tkwi błąd? (cz.3)

W poprzednim odcinku pokazałem, że bagatelizowana przez ks. Ślipkę nieskuteczność (nieefektywność) stosunków seksualnych, jeśli chodzi o poczynanie dzieci, na poziomie analizy aktu stwarza poważne problemy, skłaniające moim zdaniem do zastanowienia, czy rzeczywiście pierwszym celem czynności seksualnych jest prokreacja. Na te wątpliwości krakowski etyk odpowiada jednym akapitem w książce „Życie i płeć człowieka”: „Jeżeli zaś chodzi o dysproporcję między potencjalnymi możliwościami ludzkiej rozrodczości a ich rzeczywistą aktualizacją, należy pamiętać o dwu rzeczach. Po pierwsze celowość płciowości polega na odpowiedniej wewnętrznej prawidłowości struktury organów rozrodczych zmierzających do wytwarzania komórek rozrodczych oraz działań umożliwiających zapłodnienie, a więc jest czymś  w c z e ś n i e j s z y m, aniżeli realne skutki przez nią spowodowane. Po drugie, do integralnych składników tej celowości należy stwarzanie optymalnych warunków jej funkcjonowania, co wymaga właśnie nieproporcjonalnie większego zasobu biologicznych sił rozrodczych, aniżeli wydana na świat ilość osobników ludzkich. Dlatego celowość płciowości przejawia się jednako w aktach zapłodnienia i niezapłodnienia, rodzenia i nierodzenia. A w takim razie jest rzeczą zupełnie nieuprawnioną twierdzić, że <seksualizm ludzki jest w stopniu o wiele większym narzędziem uczuciowego i duchowego rozwoju jednostki niż instrumentem przedłużania gatunku> (Kozakiewicz). Istotny stan rzeczy jest dokładnie odwrotny” (s.179-180).

Najpierw zauważmy, że nieefektywność stosunków seksualnych nie jest przypadkowa, ona również wpisana jest w owe uprzednie wewnętrzne prawidłowości struktury organów rozrodczych. Jest zatem „wcześniejsza, aniżeli realne skutki”. Na przykład płodność jest blokowana w czasie ciąży i intensywnego karmienia piersią. Oczywiście można powiedzieć, że ta blokada służy prokreacji, ale czemu wówczas służą wciąż możliwe stosunki seksualne? Przecież nie prokreacji! Ks. Ślipko odwołuje się do faktu „nieproporcjonalnie większego zasobu biologicznych sił rozrodczych”. Ten argument trudno uznać za trafiony. Nadwyżka sił biologicznych odgrywa rolę na poziomie produkcji komórek rozrodczych: organizm mężczyzny produkuje miliony plemników, w ciągu życia kobiety zapłodnionych może być co najwyżej niecały promil z kilkuset tysięcy komórek jajowych znajdujących się w jej jajnikach. Natomiast nie ma przełożenia na liczbę stosunków (jeżeli już, można by mówić wręcz o odwrotnie proporcjonalnym przełożeniu: parom starającym się o dzidziusia zaleca się np. odczekanie 4-5 dni przed tym najlepszym momentem, aby spermy dobrej jakości było jak najwięcej).

Możemy ogólnie dywagować o prokreacyjnej celowości płciowości i nieefektywności stosunków, ale przecież dokładnie wiemy, jakie warunki muszą być spełnione, by dziecko mogło się począć. W okresach bezpłodnych jest to po prostu niemożliwe i podejmowane wówczas stosunki seksualne nie mogą służyć prokreacji. Ks. Ślipko, by mówić o stałej celowości prokreacyjnej nie tylko świadomie obiera perspektywę bardzo ogólną, ale ponadto patrzy wybiórczo. Nie wspomina, że faktycznie biologiczny fundament płciowości jest wewnętrznie zróżnicowany: składa się on nie z jednego, tylko z dwóch odrębnych układów (choć oczywiście funkcjonalnie połączonych): układu rozrodczego i układu seksualnego. Oba układy funkcjonują względnie niezależnie, są też inaczej sterowane przez mózg. Na cykl owulacyjny kobieta nie ma bezpośredniego wpływu – toczy się on niezależnie od jej woli i świadomości. Natomiast układ seksualny (przez seksuologów nazywany dość okropnie platformą orgazmiczną) uruchamiany jest podczas stosunku i to on stanowi bezpośredni i wystarczający fundament biologiczny działań seksualnych. To tłumaczy, dlaczego współżycie seksualne jest możliwe także wtedy, gdy układ prokreacyjny jest nieczynny, a nawet wtedy, gdy zostanie całkowicie usunięty poprzez zabieg histerektomi. (Gdybyśmy jeszcze dokładniej wniknęli w działanie ludzkiej seksualności, okazałoby się, że w swojej istocie jest ona zjawiskiem czysto psychicznym, a jej ostatecznym biologicznym fundamentem jest sam mózg, jako najważniejszy organ seksualny. Mniej więcej od lat 60. znane jest w seksuologii zjawisko suchego orgazmu: gdy osoba przeżyła orgazm i w jej mózgu zdążyły się wytworzyć odpowiednie ścieżki neurochemiczne, jest w stanie przeżywać orgazm bez uruchamiania narządów płciowych poprzez stymulację jedynie bodźcami wzrokowymi albo wyobrażeniowymi. Dlatego orgazm mogą przeżywać także osoby dotknięte poważnym kalectwem, np. paraliżem). Ostatecznie więc akt seksualny bezpośrednio ma własny fundament oraz dynamikę, a co za tym idzie także i celowość – odrębną od celowości prokreacyjnej.

Z kolei warunkiem poczęcia jest zharmonizowanie dwóch przyczyn: stosunku seksualnego i wystąpienia owulacji. Owulacja jest, jak wiemy, niezależna od działań seksualnych, zetem wobec nich jest przyczyną zewnętrzną, choć nie jest zewnętrzna wobec płciowości człowieka. Prowadzi to do wniosku, że prokreacja jest celem pośrednim i dalszym tych działań. Na pewno, w każdym razie, nie może być celem bezpośrednim i pierwszym, jak głosi wbrew faktom tradycyjna etyka katolicka.

Co jest zatem przedmiotem aktu seksualnego – orgazm? Ks. Ślipko oczywiście uwzględnia fakt, że współżycie seksualne prowadzi do przeżycia intensywnej rozkoszy. W jego książkach odnaleźć można analizy różnych typów przyjemności (socjogennej – gdy obie płcie spotykają się razem w różnych sytuacjach życiowych, sensuogennej – gdy kobieta i mężczyzna przebywają w zmysłowej bezpośredniej bliskości oraz libidogennej – gdy uruchomiony aparat seksualny prowadzi do orgazmu). Te analizy są potrzebne po to, by nie wgłębiając się w strukturę aktu, porównać ze sobą pod względem wartości etycznej przeżycie przyjemności i cel prokreacyjny. Oczywiście w konkluzji prokreacja okazuje się o wiele ważniejsza i to jej przyjemność seksualna powinna być podporządkowana. Przeciwne rozstrzygnięcie od razu spotyka się z zarzutem hedonizmu – dodajmy: słusznie.

Błąd, jaki ks. Ślipko popełnia na tym etapie analizy, polega na tym, że to wcale nie przyjemność powinna być brana pod uwagę jako kandydat na przedmiot stosunku seksualnego, czyli jego wewnętrzny, obiektywny cel. Wobec tego co? O tym w następnym odcinku.

11 komentarzy do “Humanae vitae: gdzie tkwi błąd? (cz.3)

  1. ~Jarema Piotr Piekutowski

    >Na przykład> płodność jest blokowana w czasie ciąży i intensywnego> karmienia piersią. Oczywiście można powiedzieć, że ta> blokada służy prokreacji, ale czemu wówczas służą wciąż> możliwe stosunki seksualne? Dla mnie sprawa jest prosta. Posłużę się taką metaforą: wyobraźmy sobie fortepian, który poza graniem służy jako ozdobny mebel. W momencie, kiedy fortepian nie nadaje się już do grania ze względu na skrajne rozstrojenie, jednak nadal służy jako mebel.No, ale zbudowany był generalnie po to, żeby na nim grać! To, że ludzie znaleźli sobie jeszcze inny sposób wykorzystywania fortepianu, nie przekreśla tego faktu.I sam fakt, że współżycie może służyć innym celom, niż prokreacja, wcale nie przekreśla tego, że jej podstawowym celem (z punktu widzenia natury, istoty rzeczy) jest właśnie prokreacja.Z tym, że – co za każdym razem podkreślam – dla mnie (w przeciwieństwie do Św. Tomasza) nie ma problemu w tym, by jeden czyn miał dwa równoległe przedmioty na różnych płaszczyznach, i nie jestem przekonany, że jeden jest skutek naturalny, a drugi – „uboczny”.Owszem, stosunki płciowe w pokazanym przez Ciebie momencie nie służą same w sobie prokreacji, ale to nie stoi na przeszkodzie, by akt seksualny istotow miała za przedmiot właśnie prokreację. Tu wykonujemy ten sam czyn, ale po to, żeby osiągnąć inny skutek niż ten „podstawowy”, związany z przedmiotem czynu, tak jak np. ja w sobotę nosiłem beton na taczce nie po to, żeby coś zbudować, tylko dla sprawności fizycznej :)> Ostatecznie> więc akt seksualny bezpośrednio ma własny fundament oraz> dynamikę, a co za tym idzie także i celowość – odrębną od> celowości prokreacyjnej.Dlaczego odrębną? Pomijając wyjątkowe przypadki, z biologicznego punktu widzenia możliwość przeżycia orgazmu jest tym, co przyciąga osobniki różnych gatunków do prokreacji, i taki jest z biologicznego punktu widzenia cel orgazmu. To, że ludzie znaleźli sobie także inne sposoby wykorzystywania tego odczucia, to już zupełnie inna historia.>Z kolei warunkiem poczęcia jest zharmonizowanie> dwóch przyczyn: stosunku seksualnego i wystąpienia> owulacji. Owulacja jest, jak wiemy, niezależna od działań> seksualnych, zetem wobec nich jest przyczyną zewnętrzną,> choć nie jest zewnętrzna wobec płciowości człowieka.> Prowadzi to do wniosku, że prokreacja jest celem pośrednim> i dalszym tych działań. > Na pewno, w każdym razie, nie może> być celem bezpośrednim i pierwszym, jak głosi wbrew faktom> tradycyjna etyka katolicka.<Dlaczego?Ludzie po prostu nauczyli się "obchodzić" naturę i wyszukiwać okresy niepłodne (podobnie jak nauczyli się stosować prezerwatywę itp.). Do momentu, kiedy te informacje nie były powszechnie znane, stosunki płciowe występowały w miarę regularnie i po prostu statystycznie rzecz biorąc w którymś momencie musiało dojść do zharmonizowania owulacji ze stosunkiem, czego wynikiem było poczęcie.Teraz są różne metody, żeby tego uniknąć – ale to nie znaczy, że prokreacja – z punktu widzenia Twórcy naszej biologii, a więc z punktu widzenia "istotowego" jest celem pośrednim! Czy w momencie, kiedy możemy wykonywać jakiś czyn tylko dla jego skutków ubocznych, niejako "obchodząc" skutki naturalne, czyn traci swoją istotę? Wróćmy do taczek – czy wożenie betonu na taczce przestaje być wożeniem betonu na taczce, gdy robię to tylko w celu uzyskania większej sprawności fizycznej?

    1. ~pytak

      istota się nie zmienia, to wie każdy praktyk :). Ale problem leży gdzie indziej, niż w rozpatrywaniu celów głównych i pobocznych. Problem KK tkwi w ocenie moralnej i upartym negowaniu sfery seksualnej jako dostarczycielki innych wartości niż płodzenie potomstwa. Wolno Ci grać na fortepianie w pokera, ale rozgrzeszenia nie dostaniesz…

    2. ~Adam

      Seks nie służy zwierzętom wyłącznie do prokreacji. Na przykład Bonobo:(http://pl.wikipedia.org/wiki/Szympans_kar%C5%82owaty):Seks odgrywa istotną rolę w społeczności bonobo. Stosunki seksualne są używane do powitań, rozwiązywania konfliktów i pokonfliktowego „godzenia się”, a także jako przywilej udzielany przez samice w zamian za pożywienie.

      1. ~Jarema Piotr Piekutowski

        No, zwierzęta też potrafią wykorzystywać naturę na różne sposoby. Podobnie jak człowiek.Czyn może mieć moim zdaniem dwa równoważne przedmioty. Akurat św. Tomasz (za Arystotelesem) się z tym nie zgadza.

        1. ~MagCzu

          > No, zwierzęta też potrafią wykorzystywać naturę na różne> sposoby. Podobnie jak człowiek.Ale nie mamy żadnego dobrego kryterium oddzielania „po prostu naturalnego” od „wykorzystywania tego co naturalne”, gdy mówimy o zwierzętach. To pole do spekulacji. Albo odniesienie się do świata zwierząt jest znaczące, albo trzeba zeń zrezygnować.

    3. ~MagCzu

      > Dla mnie sprawa jest prosta. Posłużę się taką metaforą:> wyobraźmy sobie fortepian, który poza graniem służy jako> ozdobny mebel. W momencie, kiedy fortepian nie nadaje się> już do grania ze względu na skrajne rozstrojenie, jednak> nadal służy jako mebel.> No, ale zbudowany był generalnie po to, żeby na nim grać!> To, że ludzie znaleźli sobie jeszcze inny sposób> wykorzystywania fortepianu, nie przekreśla tego faktu.> I sam fakt, że współżycie może służyć innym celom, niż> prokreacja, wcale nie przekreśla tego, że jej podstawowym> celem (z punktu widzenia natury, istoty rzeczy) jest> właśnie prokreacja.To Artur pisał. Fortepian może być tu odpowiednikiem płciowości, a nie pojedynczych aktów. Pytamy zaś o przedmiot aktów. O tym jest HV.> Owszem, stosunki płciowe w pokazanym przez Ciebie momencie> nie służą same w sobie prokreacji, ale to nie stoi na> przeszkodzie, by akt seksualny istotow miała za przedmiot> właśnie prokreację. Artur definiował przedmiot czynu jako coś KONIECZNIE związanego z jego dynamiką. Przykładem było strzał rewolwerem w głowę, którego przedmiotem jest zabójstwo. Świadome strzelenie ślepakiem już nie ma tego samego za przedmiot. Im mniej wiemy o skutkach współżycia, tym bardziej możemy twierdzić, że jego przedmiotem jest prokreacja. Ale sytuacja jest odwrotna: wiemy dość, by kwestionować taką tezę.> Teraz są różne metody, żeby tego [prokreacji] uniknąć – ale to nie> znaczy, że prokreacja – z punktu widzenia Twórcy naszej> biologii, a więc z punktu widzenia „istotowego” jest celem> pośrednim! Czy w momencie, kiedy możemy wykonywać jakiś> czyn tylko dla jego skutków ubocznych, niejako „obchodząc”> skutki naturalne, czyn traci swoją istotę? To jest argument za prokreacją jako celem płciowości, a nie pojedynczych aktów.Akt obezpłodniony umyślnie nie ma za przedmiot prokreacji (i etyka nazwie go złym). Czy ma go za przedmiot akt świadomie bezpłodny, dodatkowo przy intencji wykluczenia prokreacji?> Wróćmy do> taczek – czy wożenie betonu na taczce przestaje być> wożeniem betonu na taczce, gdy robię to tylko w celu> uzyskania większej sprawności fizycznej?Nie pytamy, czy akt przestaje być aktem, lecz czy jego przedmiotem jest prokreacja. Co jest przedmiotem wożenia betonu taczkami? Wożenie betonu taczkami?

    4. ~ fajka

      Co jest istotą noszenia wody sitem? Myślę, że podobnie jest z istotą aktów seksualnych par bezpłodnych, lub chwilowo bezpłodnych. Udajemy, że przenosimy wodę, a tak naprawdę chcemy sobie ponosić sito.Doszukiwanie się prostych jednoznacznie określonych skutków czynów jest nadużyciem , abstrahowanie od intencji i okoliczności intelektualną nieuczciwością. Co jest prostym, jednoznacznie określonym skutkiem obżarstwa? Co jest prostym, jednoznacznie określonym skutkiem współżycia z osobą bezpłodną ale przenoszącą chorobę drogą seksualną? Wrócę do istoty aktu seksualnego. Wielebny Slipko sprowadza rzecz do biologii. Jego prawo, ale powinien być w swoim rozumowaniu konsekwentny, a nie jest.. Całe rozumowanie o nadprodukcji gonad jest błędne. Biologia to biologia. Nie tylko człowiek rozmnaża się płciowo. Każda samica, wyjąwszy właśnie kobietę, produkuje w swoim życiu tyle komórek rozrodczych ile może zostać zapłodnionych, donoszonych, urodzonych i odchowanych. Samica jest okresowo w rui, a im dłuższego czasu wymaga ciąża i odchowanie potomstwa tym ruja jest rzadsza. Biologia, bo przecież nie rozum intencja i przewidywanie skutków, sprawę reguluje znakomicie i mamy w efekcie tak pożądana przez katolicką moralność istotę czynu. Wewnętrzna struktura i wszystko co potrzebne zachowane. Gdy zapłodnienie nie jest możliwe, samica nie dopuszcza, a samiec nie jest zainteresowany. Tylko nikt nie wspomina o godności.Ktoś wspomniał o naczelnych. Ok tam seks pełni także funkcje społeczne. Samiec wysoko w hierarchii stada dopuszcza się czynów homoseksualnych, aby młodemu pokazać miejsce w szeregu, a samica oferuje seks za jakieś przywileje. Można na to patrzeć różnie, ale wcale nie jest wykluczone,że w wyniku ewolucji prosta zależność pomiędzy aktem seksualnym a prokreacją powoli zanika właśnie na rzecz funkcji społecznych.Ale wrócę do ulubionej przez wielebnego biologi. Skoro tylko kobieta produkuje nieporównywalnie więcej komórek rozrodczych niż może urodzić w wychować gotowych osobników i jest skłonna do aktów seksualnych poza okresem płodności to może jest w nich coś więcej lub zgoła coś całkiem innego niż istota czynu założona przez katolicką moralność .

  2. ~niezapominajka

    Jak STRASZNĄ wagę przywiązuje Kościół do współżycia w małżeństwie widać na przykładzie opisanym w TP w krótkim artykule ks. J. Prusaka na str. 20 pt. „Miłości nie można skonsumować”.W skrócie: biskup nie pozwolił na ślub kościelny w sytuacji, gdy tuż przed planowanym ślubem młody człowiek został ranny w wypadku samochodowym (opuścił szpital na wózku inwalidzkim). „Biskup diecezji orzekł, że ich związek nie będzie miał charakteru sakramentalnego, bo nie ma pewności, czy Renzo będzie zdolny do współżycia. „Skończyło się” na ślubie cywilnym.”A na str. 17 „Nie bójcie się ciała”: „Jak krańcowo odmiennie można interpretować to samo nauczanie Kościoła, przekonamy się czytając na łamach czerwcowego „W Drodze” teksty dominikanina o. Krzysztofa Broszkowskiego i kapucyna o. Ksawerego Knotza”.

  3. ~pacyfka

    „Owulacja jest, jak wiemy, niezależna od działań seksualnych” Ciekawostka: stosunek płciowy i wydzielające się podczas niego hormony mogą pobudzić jajniki do działania i wywołać owulację (informacja z xiążki Catherine Blackledge „Wagina. Kobieca seksualność w historii kultury”) – jeśli tak jest rzeczywiście, to jest to niezłe „jajko niespodzianka” dla stosujących „metody naturalne”: współżycie w okresie teoretycznie niepłodnym potrafi ów czas uczynić płodnym.

Możliwość komentowania została wyłączona.