Tradycyjna etyka katolicka odpowiada, że przedmiotem aktu seksualnego, czyli wewnętrznym celem czynności seksualnych, a zarazem ich skutkiem naturalnym jest prokreacja. Taką odpowiedź znaleźć można u dwóch najbardziej znanych polskich autorów podręczników etyki szczegółowej: ks. Stanisława Olejnika („Katolicka etyka seksualna”) i ks. Tadeusza Ślipki („Zarys etyki szczegółowej” oraz „Życie i płeć człowieka”). Na ich książkach wychowały się pokolenia polskich księży. Co prawda, nie śledzę wszystkich najnowszych publikacji i nie jest mi wiadome, czy któryś z moralistów młodszego pokolenia próbował podać inne rozwiązanie, ale wydaje mi się to mało prawdopodobne.
Zauważcie, że jeżeli Paweł VI w encyklice „Humanae vitae” pisze, iż „konieczną jest rzeczą, aby każdy akt małżeński zachował swoje wewnętrzne przeznaczenie do przekazywania życia ludzkiego” (p. 11), to właśnie formułuje normę moralną wzywającą do poszanowania przedmiotu aktu seksualnego – nieposzanowanie wewnętrznego przeznaczenia (celu) działania związanego z naturą człowieka jest złem moralnym. Zatem słynne papieskie rozstrzygnięcie powtarza jedynie tezę obecną od dawna w tradycyjnej etyce katolickiej. Jak jest ona uzasadniana?
Ks. Ślipko pisze, że analiza płciowości wykrywa w działaniach seksualnych „celowość oraz uwarunkowany przez tę celowość skutek naturalny (przedmiot), którym jest osobowe ludzkie istnienie”. Owa analiza – dodajmy: bardzo ogólna – doprowadza do wyodrębnienia trzech cech płciowości: biegunowej dwoistości (męskiej i żeńskiej), jej prokreatywnej komplementarności (pod względem płciowym potrzebujemy się nawzajem) oraz najważniejszej zdaniem ks. Ślipki cechy – „osobowego charakteru życiotwórczych uzdolnień płciowości” (chodzi o to, że owe uzdolnienia zmierzają do poczęcia dzidziusia jako osoby, a nie tylko jako zlepku komórek). Cechy te razem wzięte wskazują na wspomnianą celowość. Ks. Ślipko od razu jednak czyni zastrzeżenie, jakby uprzedzając wątpliwości: „Celowość ta osadzona na obiektywnym gruncie dynamicznej struktury seksualnego działania nie utożsamia się co prawda z efektywnością, czyli faktycznym wzbudzaniem ludzkiego życia w każdym akcie cielesnego obcowania. Jest natomiast stałą organizacją aktów płciowych, obecną w nich i działającą nawet wówczas, kiedy czynności te nie urzeczywistniają właściwego sobie skutku z powodu określonych biologicznych uwarunkowań (np. starczego uwiądu czy okresowej bezpłodności)”. Już ten cytat wskazuje, że argumentacja ma kruche podstawy i zdaje się wymijać ważne pytania tylko dzięki pewnej metodologicznej niekonsekwencji. Jakiej?
W monografii poświęconej etyce seksualnej („Życie i płeć człowieka”; s. 160) ks. Ślipko zauważa, że „etykę seksualną, jak każdą w ogóle etykę, interesuje przede wszystkim akt i spełniający go podmiot, w tym wypadku osoba zdeterminowana do działania właściwą sobie strukturą płciową”. Zatem dla etyki jest ważna nie tylko struktura osoby, ale także struktura aktu. I nie na darmo ks. Ślipko tej ostatniej poświęcił bardzo precyzyjne i szczegółowe analizy w swoim monumentalnym „Zarysie etyki ogólnej”. Tymczasem przy wyznaczaniu przedmiotu aktu seksualnego autor analizuje (powtórzmy: bardzo ogólnie) jedynie strukturę płciowości. Dochodzi do wniosku, że jej najważniejszym celem jest prokreacja, zatem uznaje, że celowość płciowości jest celowością aktu. I na tym kończy.
Gdyby ktoś się mnie zapytał, czemu służy podział gatunku ludzkiego na dwie płcie, też bym odpowiedział: rozmnażaniu. Ale gdyby zapytał, czy celem każdego działania seksualnego jest rozmnażanie, tu bym się jednak zastanowił. To przecież inne pytanie! Zatem zróbmy to, czego unika ks. Ślipko: przyjrzyjmy się celowości prokreacyjnej z poziomu aktu, wykorzystując skwapliwie analizy z „Zarysu etyki ogólnej”.
Najpierw problemy mniejszej wagi związane z psychologią aktu. Czytamy: „Skutek naturalny zdeterminowany jest wewnętrzną celowością danego działania, dlatego stanowi integralną część jego całości. Wobec tego człowiek, o ile zamierza spełnić daną czynność, tym samym zamierza urzeczywistnić jego skutek naturalny. Obiektywna struktura tej czynności sprawia, że inaczej być n i e m o ż e” (s. 425-426). Jeżeli spełniając akt seksualny niejako automatycznie zamierzamy spłodzić dzidziusia, to jak wytłumaczyć fakt, że niektórzy z nas intensywnie a nawet boleśnie doświadczają starania o dziecko? Jeszcze ciekawsze pytanie powstaje w związku z NPR-em: jeżeli celowo korzystamy z okresów niepłodnych, to jak wytłumaczyć tę dziwną psychologicznie sytuację – jednocześnie zamierzamy począć dzidziusia (podejmujemy akt) i zarazem nie zamierzamy (podejmujemy akt w sprytny sposób)?
Z tym wiąże się poważniejsze pytanie dotyczące już nie psychologii a obiektywnej struktury czynu i jej spójności: czy przedmiotem czynu, czyli jego naturalnym skutkiem, może być cel, który potrafimy w praktyce skutecznie wykluczyć poprzez manipulację okolicznościami? Okoliczności, jak już wiemy, nie należą do istoty czynu, gdyż są czymś zmiennym, zewnętrznym i dlatego nie mającym wpływu na jego stałą wewnętrzną, istotową dynamikę (to je odróżnia od przedmiotu czynu!). Skąd zatem ich zdumiewająca skuteczność w działaniach seksualnych?
Na koniec najbardziej bolesne – jak mniemam – pytanie. Rzeczą świętą w tomizmie jest realizm, który m.in. każe dla każdej abstrakcji szukać fundamentu bytowego. Jak możliwe jest wobec tego zachowanie prokreacyjnej celowości bez takiego fundamentu w okresie postmenopauzy kobiety (kiedy produkcja komórek rozrodczych samoistnie zamiera)? To przypomina uśmiech kota bez kota doświadczony przez Alicję w krainie czarów.
Biorąc powyższe pod uwagę narzuca się pytanie: czy rozwiązanie podane przez ks. Ślipkę i innych etyków tomistycznych nie jest naginaniem rzeczywistości pod z góry przyjętą tezę?
Próba odpowiedzi na ślady tych pytań, którą znalazłem w książkach krakowskiego etyka – w następnym odcinku. W nim też próba mojej analizy celowości ludzkiej seksualności.
Blad tkwi w tym ze o seksualnosci zabieraja glos teoretycy,ktorzy co najwyzej wala se wacka w samotnosci i sprowadzaja tylko do prokreacji.Zadna filozofia nie zastapi calej gamy przyjemnosci jaka czerpia pary z uprawiania seksu.Mam to gdzies i nie pytam kosciola czy ma mi byc przyjemnie czy nie.Sprawy seksu sa tylko i wylacznie sprawa moja i mojego meza.Jezeli kosciol naucza inaczej to jest jego problem.Nie oczekuje zadnego komentarza o moralnosci.
Kościół od zarania miał zboczone podejście do seksualności człowieka. Gdyby Bóg (natura) chciał by współżycie następowało tylko i wyłącznie w celu prokreacji to kobiety miałyby „ruję” jak inne ssaki. Argumentem z którym można się zgodzić jest, że pierwotnie możliwość współżycia poza okresem płodności zatrzymywała partnera przy kobiecie do czasu podrośnięcia dziecka. Ten argument ma i obecnie znaczenie. Seks daje przyjemność, relaks , odprężenie. Człowiek zaspokojony seksualnie jest mniej agresywny, odporniejszy na stresy. Seks zwiększa, pogłębia zaufanie partnerów. Seks umożliwia i utrzymuje to poczucie bliskości z drugim człowiekiem niemożliwe w innej sytuacji.Mizoginizm ojców kościoła i obecny przymusowy celibat księży sprawia , że ta sfera życia człowieka stała się czymś „złym, obrzydliwym” a jest czymś pięknym. Jeżeli Bóg istnieje to właśnie możliwość seksu poza okresami płodności jest darem boga dla człowieka.
Alicjo pięknie napisane i jakże prawdziwe jezeli chodzi o sex a moralisci koscielni niech się wezmą za swoich seksualnych napalonych osobników w sukienkach a szczególnie za swoich pedofilów.pozdrowienia.
Droga Alicjo, być może nie ma to większego znaczenia, ale coś takiego jak „ruja”występuje, przynajmniej u mojej – jak to się mówi ogólnie – partnerki. W okolicach jajeczkowania – musi, w pozostałym okresie cyklu – może. Co to znaczy że musi? Ano, jak to było w piosence, „czasami człowiek musi, inaczej się udusi”. Tak to mniej więcej wygląda 😉
No popatrz – może musi, może też bez ciebie. A więc zapłodnienie nie jest konieczne. Zresztą – czy choć musi, chce zajść w ciążę?Najczęściej człowiek robi to z innych powodów – najlepiej jak z miłości. Nawet jeśli się kogoś tylko pożąda – to jest to skupienie na tej osobie, choć natura podstępnie kieruje przebiegami fascynacji. A jeśli kobieta potrzebuje seksu – facet raczej się nie różni pod tym względem – (Krzysiu – nie musisz?) to niekoniecznie musi to robić z byle kim lub kimkolwiek…Jesteśmy ludźmi i możemy decydować. Nawet jeśli mamy potrzebę – możemy ją różnie realizować. A Alicji chodziło zapewne o to, że jest czas, kiedy się nie musi – a chce. I nie po to by mieć dzieci.
> No popatrz – może musi, może też bez ciebie. A więc> zapłodnienie nie jest konieczne. Zresztą – czy choć musi,> chce zajść w ciążę?Nie do końca rozumiem, a co Ci chodzi… Zasadniczo, co JA mam do tego, że może beze mnie?Alicja napisała ” Gdyby Bóg (natura) chciał by współżycie następowało tylko i wyłącznie w celu prokreacji to kobiety miałyby „ruję” jak inne ssaki.” Ja twierdzę, na przykładzie, że kobiety (zapewne nie wszystkie) coś takiego jak „ruja” mają. W pewnej mierze, na nasze życie wpływają popędy i instynkty, które regulujemy przy pomocy kultury. Bóg (natura) chce aby seks miał miejsce w okresie płodnym (w okresie „rui” bo tylko wtedy ma to sens biologiczny. A że lubimy to robić i w innych okresach… :-)> Najczęściej człowiek robi to z innych powodów – najlepiej> jak z miłości. Nawet jeśli się kogoś tylko pożąda – to> jest to skupienie na tej osobie, choć natura podstępnie> kieruje przebiegami fascynacji. A jeśli kobieta potrzebuje> seksu – facet raczej się nie różni pod tym względem -> (Krzysiu – nie musisz?) to niekoniecznie musi to robić z> byle kim lub kimkolwiek…> Jesteśmy ludźmi i możemy decydować. Nawet jeśli mamy> potrzebę – możemy ją różnie realizować.Zgoda.> A Alicji chodziło zapewne o to, że jest czas, kiedy się> nie musi – a chce. I nie po to by mieć dzieci.Ale to już raczej wynika z kultury a nie z naszej natury. Chociaż można by poczytać „Życie seksualne dzikich” Malinowskiego, to mogłoby coś wnieść do tematu 😉
Witam,Dla mnie najlepszym wyjaśnieniem nauczanie księży w tej materii nie jest wnikanie w „przedmiot czynu” (choć bardzo ciekawe), ale taka perspektywa historyczna:Dawno, dawno temu (jeszcze często w XIX wieku) uważano, że nowy człowiek rodzi się nie ze złączenia czegoś męskiego z czymś kobiecym, a jedynie z męskiego nasienia dla którego kobieta jest tylko inkubatorem. Stąd z jednej strony legendy o różnych homunkulusach wyhodowanych przez magów bez użycia kobiety, z drugiej pokutujące w Kościele fobie dotyczące życia seksualnego i wyśmiewanej przez Monty Pythona „świętości nasienia”.Z dawnego poglądu (wtedy naukowego!) logicznie wynika cała kościelna etyka w tej sprawie: skoro cały nowy człowiek zawarty jest w nasieniu, to każde wylanie nasienia poza kobietę jest aborcją, więc morderstwem. Nic więc dziwnego, że na gruncie naukowym ostro zwalczano antykoncepcję, masturbację, seks oralny itd.Obecnie nauka odkryła, że jednak nasienie nie jest nowym życiem (jak kartka papieru nie jest „Hamletem”), ale księża zamiast to przyjąć do wiadomości zastąpili rozumowanie naukowe wyszukanymi sofizmatami.Richard Feynman napisał kiedyś, że jeżeli jakiejś skomplikowanej teorii naukowej nie jesteś w stanie wytłumaczyć laikowi w pięć minut, to znaczy że sam jej nie rozumiesz. Myślę więc, że skoro do wyjaśnienia, dlaczego gumki „są be” potrzeba odwoływać się do skomplikowanych pojęć filozoficznych, to znaczy, że to ściema.
I tak to jest-prawdziwe.
Uwaga z Feynmanem bardzo dobra! Ukłony.
Normalnie czacha dymi jak się to czyta. Ta nauka jest jakaś magiczna.”Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom”
:-))) I to jest kolejny argument za zmianą języka z tomistycznego na jakiś lepszy. Podobnie jak mechanikę nieba można w zasadzie opisywać z punktu widzenia geocentrycznego, z tymi wszystkimi piętrowymi epicyklami i deferentami. Z matematycznego punktu widzenia – da się, jak najbardziej. Najbardziej skomplikowaną orbitę da się opisać za pomocą nieskończonego ciągu ptolemejskich epicykli. Ale ile się człowiek przy tym namęczy! A wystarczy przejść do układu odniesienia związanego ze Słońcem i nagle wszystko robi się jakieś prostsze.
Podejście chrześciaństwa, a ściślej katolicyzmu do seksualności człowieka to …jedna z największych ZBRODNI PRZECIWKO LUDZKOŚCI ! Nikt nigdy nie policzy ile nieszczęść to wywołało na przestrzeni dziejów ! Większość zbrodni na tle seksualnym ma też swoje korzenie w tej chorej doktrynie. Instykt seksualny jest chyba najsilniejszyn z ludzkich instynktów i chyba dlatego Kler Katolicki ( czy inny chrześciański) a także duchowni innych religii od wieków robili WSZYSTKO CO MOŻLIWE aby nad tą siłą ZDOBYĆ KONTROLĘ bo to oznaczało WŁADZĘ !!! Ustawiczne wpędzanie wiernych w poczucie winy z powodu seksualności służyło MANIPULOWANIU nimi, bo przecież stworzenie poczucia winy jest podstawą każdej manipulacji…
no chyba tutaj vatu nie przerabialipotem wróce bo mi się temat podoba,szkoda tylko że ksiądz a nie zna takie słowa jak po prostu tutaj jakby linii nie było i to ma oczywiscie znaczenie co moich pisanych słów słowa jak droga idziemy i możemy nawet paśc tu pułapka tu łapka i celbład w drodze-tzn dziuraszkoda ze pan nie jest ksiądz rozmawiałabym od razu ksiądz i jatzn ja to ja a ksiądz to ksiadz chodzi o parę no ale błąd nie o taką parę mi chodzi ze jeden bedzie dawał oddech na drugiego czy coś podobnego tylkosłowo między nami będzie:)) czy pan A rturze już cos notuje:)) skupmy się na dziurzena dziurze koniecznie
Jak z tomizmu wyszedł atomizm>>W monografii poświęconej etyce seksualnej („Życie i płeć człowieka”; s. 160) ks. Ślipko zauważa, że „etykę seksualną, jak każdą w ogóle etykę, interesuje przede wszystkim akt i spełniający go podmiot, w tym wypadku OSOBA zdeterminowana do działania właściwą sobie strukturą płciową”<<.Owszem, etyka zajmuje się aktem, czyli czynem, działaniem będącym urzeczywistnieniem jakiegoś zamysłu, powinności, oraz podmiotem – osobą. Ale do aktu seksualnego potrzeba dwojga! W przypadku aktu seksualnego podmiotem rozważań etycznych powinna być para ludzi. W przeciwnym razie w trakcie jednego tylko aktu seksualnego mamy dwa równoległe akty etyczne – mężczyzny i kobiety oraz dwa podmioty. Nie wydaje mi się, by ktokolwiek zdołał udowodnić prawdziwość twierdzenia, że całą rzeczywistość aktu seksualnego dokonywanego przez parę da się bezstratnie opisać przez dwa akty etyczne dokonywane przez jednostki. Poza tym powstaje pytanie: jeśli rozważamy akt seksualny z punktu widzenia jednostki, to kim w takim układzie jest ta druga osoba? Zmienną okolicznością?
A no właśnie. Pisał bp Wojtyła w „Miłości i odpowiedzialności”, że miłość jest czymś więcej niż parą relacji X kocha Y, Y kocha X. Tylko że Wojtyła niestety nie pisał z taką precyzją jak św. Tomasz, raczej jak poeta. Jak taką mową dyskutować…
już chyba nie będe się rozpisywać bo wiem co pan chce-błąd moralności niech pan opisuje poza tym co pan chce żeby kuranty dzwoniły i robic sobie jaja pisac na powaznie to neich pan oglądnie np polskie drogi taki film potem kolejne oczko a nawet oczów pięć i gwiazda drogie co komu a potem asfalt afrykę i dzikosc mozna tam dojrzeć i zwykjłą autostrada i autostopowiczke niech pan upatrzy -myśleze nie jadę za prędkowiem pan:)) rozpowszechniać coś i udawadniać ze seks to jest dobro pierdolenia bo to mamy juz wszędzie i leci to na łęb na szyję i czy ktoś naprawdę żyjeprzeklenstw jak biblię pan zna to wie ,że hop hop sieje chłop -zna pan toa widzi pan trzeba biblię czytać uważnie i panie żyć żyćtaaco wiemy o dziurach o serze o marce o problemie chodzenia i co wiemy o nie jednym poeciena przykładale czy my tu o katoliku i chrześcijaninieno i mamy problem jakby z nógjak on mógłkto no papież-tak siebie przeciez nazwał i tu mamy miedzynarodowy problemja tam problema nie widzębo dziury nie ma
człowieku analfabeto gdzie ty chodziłeś do szkoły nie uczyli cie interpunkcji nie wspominając o ortografii przecież to makabra ja tego nie rozumiem czy inteligentny człowiek może w tej sposób posługiwać się klawiatura ja nie rozumiem czy wypadło ci kilka przycisków czy co się stało mordęga czytanie takich wypocin ciurkiem żeby to przynajmniej sens miało dobra ma nadzieje ze qmasz o co biega pozdro a świadectwo z podstawówki rzuć kurom przerobią na ściółkę i będzie git
Daj spokój, nie widzisz, że to schizofrenik?
Widzę ,że uparcie mieszasz ludziom w głowach. Myślę ,że JPII przewidział Twoją rolę i napisał „Mężczyzną i kobietą stworzył ich”.
a co ma Twoja uwaga do istoty problemu? Czy kobieta i mężczyzna (żona i mąż) mają w akcie seksualnym mieć cel poczęcia nowego życia i tylko wówczas jest ten akt dozwolony, czy też dopuszczalne są inne cele? Każdy wie, że te inne cele są i większość aktów seksualnych u katolików jest tym innym celom podporządkowanych. Czy Twoja ocena etyczna jest równie prosta jak wybrany przez Ciebie cytat?
Widzę ,że uparcie mieszasz ludziom w głowach. Myślę ,że JPII przewidział Twoją rolę i napisał „Mężczyzną i kobietą stworzył ich”.
> jeżeli celowo korzystamy z> okresów niepłodnych, to jak wytłumaczyć tę dziwną> psychologicznie sytuację – jednocześnie zamierzamy począć> dzidziusia (podejmujemy akt) i zarazem nie zamierzamy> (podejmujemy akt w sprytny sposób)? Spróbuję spojrzeć na to z tomistycznego punktu widzenia.Co do powyższego: zaraz, zaraz. Przecież w poprzedniej notce, Arturze, sam piszesz: „mój motyw może się także różnić od przedmiotu czynu”. Zatem sytuacja jest taka, że przedmiotem czynu nadal jest prokreacja, ale podejmujemy ten czyn z innych motywów!> poważniejsze pytanie dotyczące już nie psychologii a> obiektywnej struktury czynu i jej spójności: czy> przedmiotem czynu, czyli jego naturalnym skutkiem, może> być cel, który potrafimy w praktyce skutecznie wykluczyć> poprzez manipulację okolicznościami? Oczywiście, że może. Czemu nie? Np. przedmiotem prowadzenia lekcji przez nauczyciela jest zwiększenie wiedzy uczniów. Ale możemy uczniom dać zatyczki do uszu, i poprzez manipulację okolicznościami skutecznie wykluczyliśmy cel, bo nic nie usłyszą, co nauczyciel do nich mówił.> Na koniec> najbardziej bolesne – jak mniemam – pytanie. Rzeczą świętą> w tomizmie jest realizm, który m.in. każe dla każdej> abstrakcji szukać fundamentu bytowego. Jak możliwe jest> wobec tego zachowanie prokreacyjnej celowości bez takiego> fundamentu w okresie postmenopauzy kobiety (kiedy> produkcja komórek rozrodczych samoistnie zamiera)? Nie znam dokładnie tomizmu, więc może będę kaleczył tomistyczny język, ale spróbuję przypomnieć sobie coś z wykładów…Moim zdaniem przedmiot czynu odnosi się do samej istoty, a nie do przypadłości; bezpłodność w okresie postmenopauzy można uznać za przypadłość (cechę akcydentalną), natomiast zdolność do prokreacji jest cechą istotową (atrybutem). Celowość nie jest, jak sam piszesz, ustalana na poziomie motywów. Z tego pktu widzenia akt płciowy został stworzony do prokreacji, a to, że w niektórych przypadkach z różnych powodów nie jest ona możliwa, to już zupełnie inna sprawa, sprawa przypadłości. I tak nic nie zagraża przedmiotowi czynu i jego określeniu.
> Celowość nie jest, jak sam piszesz, ustalana na poziomie> motywów. Z tego pktu widzenia akt płciowy został stworzony> do prokreacjiI tu się właśnie załamuje język i rozumowanie tomistyczne. Niby skąd MY mamy wiedzieć, co w jakim celu zostało stworzone? Mogłby ktoś nawet powiedzieć: to pycha i stawianie się na miejscu Boga. W jakim celu został stworzony wyrostek robaczkowy? Kość ogonowa? W jakim celu wejście do układu oddechowego tak fatalnie krzyżuje się z wejściem do układu trawiennego? Po co ujście układu trawiennego leży tak niebezpiecznie blisko narządów płciowych? Można by zadać tysiące takich pytań, które wyraźnie pokazują, że przy współczesnej znajomości nauk przyrodniczych nie ma już sensu zastanawiać się, w jakim celu coś zostało stworzone! Tak można było myśleć jeszcze przy stanie wiedzy przyrodniczej z czasów św. Tomasza z Akwinu, ale nie dziś. Tym bardziej nie można więc ubóstwiać owych rzekomych celów: Nie możemy mówić, że skoro wiemy (niby) do czego coś „z natury” służy, to grzechem wobec Boga jest używanie tego „wbrew naturze”. Współczesna nauka jeśli pozwala wyciągnąć jakieś wnioski teologiczne – to właśnie wezwanie do pokory wobec natury. Nie wiemy, co jest zgodne, a co wbrew naturze. Inaczej: wszyscy jesteśmy w naturze zanurzeni i wszystko jest na jej mocy naturalne. Nawet dymiące fabryki (produkują swoje trucizny zgodnie ze stworzonymi przez Boga naturalnymi zasadami chemii), nawet lateks na prezerwatywy (Bóg tak a nie inaczej stworzył chemię, aby dało się wyprodukować pewne polimery). Naturalne jest chodzenie w butach i ubraniach? Jeżdżenie konno? Twierdzenie, że to czy owo jest wbrew naturze i dlatego złe – to nonsens. Zło w ogóle nie ma nic wspólnego z naturalnością i nienaturalnością.
Jeśli chodzi o „naturę” rozumianą jako mniej więcej „to co stworzone”, to trudno się nie zgodzić z Twoim wywodem. Nos służy do noszenia okularów, a ramiona do szelek – wychodzą śmieszne rzeczy. Ale zdaje się, że natura czynu to jest coś innego. Podobnie jak prawo naturalne.
>>”Skutek naturalny zdeterminowany jest wewnętrzną celowością danego działania, dlatego stanowi integralną część jego całości. Wobec tego człowiek, o ile zamierza spełnić daną czynność, tym samym zamierza urzeczywistnić jego skutek naturalny. Obiektywna struktura tej czynności sprawia, że inaczej być n i e m o ż e” (s. 425-426)<<Jeśli ja dobrze odczytuję powyższy tekst, to chodzi w nim o zależności takiego typu:pewne działanie "A"= ZAWSZE ten sam skutek "A", np. uderzenie młotkiem w palec = ból tego palca.Wtedy zgoda na działanie = zgoda na skutek. Wychodząc z tego założenia do ciekawych wniosków się dochodzi.
> Jeśli chodzi o „naturę” rozumianą jako mniej więcej „to co> stworzone”, to trudno się nie zgodzić z Twoim wywodem. Nos> służy do noszenia okularów, a ramiona do szelek – wychodzą> śmieszne rzeczy. Ale zdaje się, że natura czynu to jest> coś innego. Podobnie jak prawo naturalne.Zwracam uwagę, że cały czas mowa jest o zdaniu Jaremy „akt płciowy stworzony jest do prokreacji”. Więc chyba w tym punkcie musisz się ze mną zgodzić.
> Zwracam uwagę, że cały czas mowa jest o zdaniu Jaremy „akt> płciowy stworzony jest do prokreacji”. Więc chyba w tym> punkcie musisz się ze mną zgodzić.Muszę i zgadzam się.
OK. Możemy dyskutować, czy to o czym mówi Jarema (naturalność, bycie stworzonym do…) jest tym samym o czym mówi Artur. Natomiast wiem doskonale, że bardzo, bardzo wielu duszpasterzy używa argumentu dokładnie takiego samego jak Jarema, gdy mowa o normach w życiu seksualnym: „to i to zostało stworzone do tego i tego”. Jest to nie tylko argument używany przeciwko antykoncepcji, ale też przeciwko związkom homoseksualnym. Dlatego uważam, że warto pokazać wyraźnie, iż takie argumenty są bez sensu.
> > jeżeli celowo korzystamy z> > okresów niepłodnych, to jak wytłumaczyć tę dziwną> > psychologicznie sytuację – jednocześnie zamierzamy> > począć> > dzidziusia (podejmujemy akt) i zarazem nie zamierzamy> > (podejmujemy akt w sprytny sposób)?> Spróbuję spojrzeć na to z tomistycznego punktu widzenia.> Co do powyższego: zaraz, zaraz. Przecież w poprzedniej> notce, Arturze, sam piszesz: „mój motyw może się także> różnić od przedmiotu czynu”. Zatem sytuacja jest taka, że> przedmiotem czynu nadal jest prokreacja, ale podejmujemy> ten czyn z innych motywów!Ks. Ślipko pisze, że gdy cel sprawcy czynu (motyw) różni się od celu czynności (przedmiotu), to akt woli czyli nasze zamierzenie ma strukturę warstwową: z konieczności zawiera chcenie obiektywnego przedmiotu i chcenie subiektywnego celu. W naszym przypadku oba chcenia są naraz przeciwstawne: obiektywnie chcę dzidzisia i zarazem subiektywnie nie chcę dzidziusia. Nie wiem, czy to jest psychologicznie możliwe. W każdym razie wprowadza w nasze chcenie jakąś schizofrenię.> > poważniejsze pytanie dotyczące już nie psychologii a> > obiektywnej struktury czynu i jej spójności: czy> > przedmiotem czynu, czyli jego naturalnym skutkiem, może> > być cel, który potrafimy w praktyce skutecznie> > wykluczyć> > poprzez manipulację okolicznościami?> Oczywiście, że może. Czemu nie? Np. przedmiotem> prowadzenia lekcji przez nauczyciela jest zwiększenie> wiedzy uczniów. Ale możemy uczniom dać zatyczki do uszu, i> poprzez manipulację okolicznościami skutecznie> wykluczyliśmy cel, bo nic nie usłyszą, co nauczyciel do> nich mówił.Nie. Gdybyśmy to my dali uczniom zatyczki, byłyby co najmniej dwa czyny, a nie jeden. Twój przykład należałoby tak zinterpretować: wiem, że uczniowie są głuchoniemi, albo (co byłoby bliższe Twojemu przykładowi) wiem, że wszyscy uczniowie słuchają MP3 i na pewno nie zdejmą słuchawek, w związku z tym wybieram akurat tę klasę, by przeprowadzić wykład. Czy mój czyn rzeczywiście można byłoby określić jako nauczanie, czyli zwiększanie wiedzy uczniów. Przykład inny, bardziej dosadny: daję jałmużnę celowo w taki sposób, by na pewno nie dotarła do potrzebującego. Czy to ciągle jest jałmużna?> > Na koniec> > najbardziej bolesne – jak mniemam – pytanie. Rzeczą> > świętą> > w tomizmie jest realizm, który m.in. każe dla każdej> > abstrakcji szukać fundamentu bytowego. Jak możliwe jest> > wobec tego zachowanie prokreacyjnej celowości bez> > takiego> > fundamentu w okresie postmenopauzy kobiety (kiedy> > produkcja komórek rozrodczych samoistnie zamiera)?> Nie znam dokładnie tomizmu, więc może będę kaleczył> tomistyczny język, ale spróbuję przypomnieć sobie coś z> wykładów…> Moim zdaniem przedmiot czynu odnosi się do samej istoty, a> nie do przypadłości; bezpłodność w okresie postmenopauzy> można uznać za przypadłość (cechę akcydentalną), natomiast> zdolność do prokreacji jest cechą istotową (atrybutem).> Celowość nie jest, jak sam piszesz, ustalana na poziomie> motywów. Z tego pktu widzenia akt płciowy został stworzony> do prokreacji, a to, że w niektórych przypadkach z różnych> powodów nie jest ona możliwa, to już zupełnie inna sprawa,> sprawa przypadłości. I tak nic nie zagraża przedmiotowi> czynu i jego określeniu.Cecha istotowa określa naturę: jeśli tracisz cechę istotową, tracisz naturę – to coś, co było czymś, po utracie takiej cechy przestaje nim być.
Zauważ Jaremo jeszcze jedno: gdybym jako nauczyciel nie wiedział, jaka kalsami mi się trafi: ze słuchawkami na uszach czy bez i raz by mi się trafiała bez a innym razem ze słuchawkami, to to co robię mógłbym nazwać nauczaniem tylko w przypadku powtarzania wielu lekcji. Podobnie jest z prokreacją: można ją uznać za cel wielu aktów seksulanych – po prostu za perspektywiczny cel współżycia małżeńskiego, a nie za przedmiot każdego aktu z osobna. To samo odnosi się do jałmużny.
Szanowny Panie. Pytanie: „czy rozwiązanie podane przez ks. Ślipkę i innych etyków tomistycznych nie jest naginaniem rzeczywistości pod z góry przyjętą tezę?” jest cokolwiek bezsensowne. Cały tomizm, jako doktryna, jest naginaniem rzeczywistości pod z góry przyjętą tezę.