Odszedł zagorzały przeciwnik antykoncepcji

19 kwietnia zmarł w wieku 72 lat kard. Alfonso López Trujillo – Kolumbijczyk, od 1990 roku przewodniczący Papieskiej Rady ds. Rodziny. Należał do najbardziej nieprzejednanych przeciwników antykoncepcji. Świadczy o tym choćby jego reakcja na wypowiedzi innych kardynałów:

21 kwietnia 2006 roku kard. Carlo Maria Martini na łamach tygodnika „L’Espresso” uznał za dopuszczalne użycie prezerwatyw w wyjątkowych przypadkach. Stwierdził, że można uznać ją za „mniejsze zło” np. w sytuacji, gdy jeden z małżonków jest chory na AIDS i ma obowiązek zabezpieczyć swego partnera przed zarażeniem. Dwa dni później kard. Javier Lozano Barragan przyznał, że jego dykasteria – Papieska Rada Duszpasterstwa Pracowników Służby Zdrowia – pracuje nad „trudnym podręcznikiem duszpasterstwa chorych na AIDS” i rozważa możliwość dopuszczenia prezerwatywy. „Oczywiście my w Kościele katolickim wiemy, że najważniejszą <prezerwatywą> jest wstrzemięźliwość i wierność małżeńska” – zastrzegł się kard. Barragan w rozmowie z dziennikiem „La Repubblica”, przyznał jednak, że nie bardzo wiadomo, co robić w przypadku par, które nie podzielają tych metod. Stąd inicjatywa przygotowania „studium, zarówno naukowego i technicznego, jak i moralnego, które powinno zostać przedstawione Ojcu Świętemu”.

Reakcja kard. Trujillo była zdecydowana. W oświadczeniu dla kolumbijskiego Radia Cadena Nacional przewodniczący Papieskiej Rady ds. Rodziny zapowiedział, że Kościół „nie ustąpi ani o milimetr” w swoim nauczaniu na temat zakazu stosowania prezerwatyw oraz profilaktyki w zakresie zapobiegania AIDS. Zaznaczył, że słowa kardynała Martiniego „są tylko prywatnymi opiniami, które nie odzwierciedlają doktryny”. Podważył także wypowiedź kard. Barragana, mówiąc że, Benedykt XVI nie nakazał żadnych studiów w celu modyfikacji zakazu stosowania prezerwatyw. „Jako dykasteria nie otrzymaliśmy żadnej instrukcji, ani też żadnej wskazówki za lub przeciw, dla przeprowadzenia jakichkolwiek studiów zawierających jakieś nowości w kwestii prezerwatywy” – stwierdził. Całkiem możliwe, że Papieska Rada ds. Rodziny była pominięta w pracach nad dokumentem na temat AIDS, co świadczyłoby o pewnym napięciu między oboma dostojnikami i kierowanymi przez nich dykasteriami. Faktem jest, że do dzisiaj dokument na temat AIDS się nie ukazał, choć kard. Barragan zapowiadał jego rychłe ogłoszenie („pod koniec roku”).

Kard. Trujillo zasłynął jednak przede wszystkim wypowiedziami, które wprawiały w konsternację także ludzi Kościoła. Lansował na przykład tezę, że prezerwatywa posiada mikropory, przez które przedostaje się wirus HIV. Teza ta znalazła się m.in. w wydanym w marcu 2003 roku przez Papieską Radę ds. Rodziny „Leksykonie terminów niejasnych i dyskusyjnych odnoszących się do rodziny, życia i problemów etycznych”, dając pretekst do ironicznych komentarzy na świecie, o czym wspomina w swoim omówieniu ks. Adam Boniecki. W innym dokumencie – „Rodzina i rozrodczość człowieka” (z czerwca 2006 roku) – nazwał „sterylnymi” małżeństwa posiadające jedynie dwójkę dzieci. Jeden z konserwatywnych publicystów włoskich zaapelował wówczas o dymisję purpurata. „Nie można zgodzić się na poddawanie kościelnemu osądowi liczby posiadanych dzieci, tak jakby chodziło o produkcję kurczaków na fermie” – pisał Antonio Socci. (Nawiasem mówiąc, według tej „arytmetyki”, jaka byłaby Święta Rodzina z jednym dzieckiem – „supersterylna”?). Być może będę miał okazję jeszcze pisać o tym dokumencie, gdyż znalazłem w internecie miejsce, gdzie można go kupić.

Radykalizm kolumbijskiego kardynała sprawiał, że był on „bardziej papieski od papieża”. Pisałem już, że Jan Paweł II nie zdecydował się ogłosić doktryny o antykoncepcji nauczaniem definitywnym. Kard. Trujillo zrobił to za Papieża. W słynnym „Vademecum dla spowiedników” znaleźć można stwierdzenie: „Kościół zawsze nauczał, że antykoncepcja jest działaniem wewnętrznie złym; chodzi o akty małżeńskie ubezpłodnione w wyniku świadomego zamiaru. To nauczanie należy uważać za ostateczne i nie podlegające zmianie”. Ostatnie zdanie ma charakter doktrynalny, tzn. określa, jak należy rozumieć dane nauczanie. Tymczasem Papieska Rada ds. Rodziny nie ma i nigdy nie miała kompetencji doktrynalnych. Takie kompetencje posiada jedynie Kongregacja Nauki Wiary (dlatego jej dokumenty zwykle parafowane są przez papieża).

Na koniec szczegół może nieistotny, a może tłumaczący wiele z postawy kardynała: osoba, która go znała, mówiła mi, że kard. Trujillo pozbawiony był… poczucia humoru.

 

PS. Jeszcze odnośnie ostatnich moich wpisów o pedofilii: odnalazłem linki do publikowanych na łamach Tygodnika przy okazji sprawy abp. Paetza rozmów z psychoterapeutami o pomocy ofiarom pedofilii i leczeniu pedofilów.

74 komentarze do “Odszedł zagorzały przeciwnik antykoncepcji

  1. ~architekt

    Przed chwilą do dymisji podała sie rzecznik praw dziecka Ewa S. Także zagorzały przeciwnik zntykoncepcji i osoba pozbawiona poczucia humoru :). Czyżby szło na lepsze???

    1. ~Floyd

      K a r a ś m i e r c i z a a b o r c j ę ?!? Przeczytałem, że poza szczególnymi przypadkami, jak niemożliwość jednoczesnego ochrony życia matki i dziecka (to nie jest aborcja), UPR opowiada się za stosowaniem kary śmierci za aborcję, choć nie wspomina o tym wprost. Bardzo chytry wybieg, bo potencjalni wyborcy UPR dowiedzą się o tym dopiero wtedy, gdy zapadnie pierwszy wyrok, pierwszy lekarz i pierwsza kobieta zawiśnie na szubienicy. Wtedy będzie zdziwienie, rozgoryczenie, bo nagle okaże się, że kupili kota w worku. Rozumowanie jest proste i nie wymaga w ogóle zapisu konstytucyjnego, w którym pojawia się słowo aborcja. Więc: (1) ABORCJA jest MORDERSTWEM (w/g UPR), czyli pozbawieniem ŻYCIA CZŁOWIEKA, któremu towarzyszy PREMEDYTACJA. (2) Za MORDERSTWO, UPR domaga się KARY ŚMIERCI – bardzo konsekwentnie (LPR jest przeciwna KŚ, a PiS tylko dużo o niej mówi). Stosując więc zasady logiki matematycznej (które w sądownictwie jak najbardziej obowiązują), można wydać LEGALNY wyrok, skazujący ginekologa-aborcjonistę, matkę (zleceniodawcę „MORDU”), o ile nie została przymuszona przez ojca dziecka, na np. rozstrzelanie, czy krzesło elektryczne !! Aż włos na głowie się jeży, ponieważ rocznie w Polsce dokonywanych jest kilkanaście tysięcy zabiegów aborcji. Efekt będzie taki, że kobiety zaczną masowo wyjeżdżać do Holandii na zabiegi, wzrośnie podziemie aborcyjne, przemyt tabletek RU-486. Niektórzy lekarze zamkną swoje praktyki, gdyż wielu z nich (utrzymujących się z aborcji), wyjedzie na Zachód. Pozostaniemy ciemnogrodem, krajem zacofanym, w którym kobiety będą musiały wrócić do naturalnych metod leczenia przypadłości płciowych, stosowanych przez ich babcie. Platforma Obywatelska cywilizacyjnie przerasta o głowę UPR w tej kwestii, która to (UPR) wypada jeszcze gorzej niż LPR (oni chcieli tylko dożywocia za aborcję).

  2. ~cse

    To ja znowu pozwolę sobie na pytanie, na które jeszcze nie znalazłem odpowiedzi: jaka jest waga i jaka jest wartość norm, które nie są dogmatyczne, a które wynikają z osobistych poglądów poszczególnych osób zajmujących ważne stanowiska w hierarchii?Czy każdy przewodniczący Rady ds. Rodziny będzie musiał w 100% podążać za tym, co jego poprzednicy powiedzieli (chociażby owo stwierdzenie z Vademecum)?Coraz bardziej zaczynam wierzyć, że moje problemy z konsekwencjami zakazu stosowania sztucznej antykoncepcji są wynikiem indywidualnych poglądów niektórych hierarchów, którzy zajmują akurat stanowiska mogące wpływać na kształt nauki Kościoła w tym zakresie… Jeżeli tak jest, to czuję się oszukany… Czy moje zbawienie na prawdę może zależeć od tego, co sobie na ten temat myśli ten czy inny kardynał???pozdrawiamcse

    1. ~Arnold Buzdygan

      Oczywiste jest, że jesteś oszukiwany. Żałosne próby uzasadniania tego zakazu wołają o pomstę do nieba 🙂 Bo albo antykoncepcja jest grzechem jako sama idea – czyli uniknięcie zapłodnienia – albo nie jest grzechem bez względu na zastosowaną metodę czy to „naturalną” (kalendarzyk) czy „sztuczną” (jak prezerwatywa). Oczywiście mówię o metodach antykoncepcji sensu stricte a nie o metodach wczesnoporonnych. Pomijam przy tym, że antykoncepcja hormonalna jest jak najbardziej naturalna patrząc na to ze strony fizjologicznej.Ale wracając do bajdurzeń hierarchii to: 1) antykoncepcja wyzwala kobiety z lęku = większa rozpusta. Czyli co? Zakazujmy antykoncepcji a zadbamy o morale – i to jest prawdziwy powód sprzeciwu hierarchów KK. 2) Choć nowy katechizm wyszedł już ładnych „parę” lat temu to nadal wielu księży, a nawet biskupów opowiada farmazony o grzeszności onanizmu, o grzechach lekkich itd. itp. To dopiero jest mega oszustwo! 🙁

        1. ~aeternus

          Ten wpis „A korzenie takie, że strach” jest tak oświecający jak i twoj… :)Piszesz, że Artur wszystko tłumaczy „uzależnieniem”, a ty gdzie tylko mowa o grzechu to zaraz od farmazonów, głupoty, zacofania… itp. Zmierzasz tylko do jednego: wykazać, że „moje założenia są prawdziwe”. Nie wiem co to grzech, to łajać wszyskich co to próbują taką „ciemną” naukę rozgłaszać.Bądź konsekwenta! Idź do końca! Inni potrafią, łajaj wszystko co dziś jeszcze nazywa się grzechem. Zostaw sobie tylko jeden, jedyny największy w oczach wspóczesności występek moralny godny najwyższego potępienia, którego nie wolno tknąć, bo na nim opiera sie krytyka wszystkich pozostałych grzechów: TWIERZIĆ ŻE JEST GRZECH I ZŁO. Każdy grzech można zbyć taką „kalką” jak farmazon, głupota, zacodanie itd…Zresztą, już dawno wylałaś dziecko z kąpielą…

          1. ~gościówa

            Cieszę się, że pilnie czytasz i zapamiętujesz moje wypowiedzi. Cieszyłabym się jeszcze bardziej, gdybyś jednak nie łączył ich w jedną całość ze swoimi interpretacjami, bo to jednak nie to samo. Jeśli czegoś nie rozumiesz w tym co tu pisuję, to po prostu mnie zapytaj.

      1. ~dociekliwy

        Ad 1) Zgoda, bardzo prawdopodobneAd 2) Bardzo chętni poznałbym w którym to miejscu KKK stwierdza że onanizm nie jest grzechem

        1. ~Arnold Buzdygan

          Cytuję katechizm:******* cytat**********2352 Przez masturbację należy rozumieć dobrowolne pobudzanie narządów płciowychw celu uzyskania przyjemności cielesnej.”Zarówno Urząd Nauczycielski Kościoła wraz z niezmienną tradycją, jak i zmysłmoralny chrześcijan stanowczo stwierdzają, żemasturbacja jest aktem wewnętrznie i poważnie nieuporządkowanym”. „Bez względuna świadomy i dobrowolny motyw użycienarządów płciowych poza prawidłowym współżyciem małżeńskim w sposób istotnysprzeciwia się ich celowości”. Poszukuje się w niejprzyjemności płciowej poza „relacją płciową, wymaganą przez porządek moralny,która urzeczywistnia <>”94.W celu sformułowania wyważonej oceny odpowiedzialności moralnej konkretnych osóbi ukierunkowania działań duszpasterskichnależy wziąć pod uwagę niedojrzałość uczuciową, nabyte nawyki, stany lękowe lubinne czynniki psychiczne czy społeczne, którezmniejszają, a nawet redukują mogą zmniejszyć, a nawet zredukować do minimumwinę moralną. ******** koniec cytatu *****************Jak widzisz masturbacja jest „aktem wewnętrznie i poważnie nieuporządkowanym”. Aż strach się bać tego zwrotu, ale jakby nie patrzeć – nie grzechem.Gdybyś miał wątpliwości co to jest grzech to jest to zerwanie więzi z Bogiem przez świadome złamanie JEGO przykazań. pozdrawiam

    2. ~gościówa

      > Coraz bardziej zaczynam wierzyć, że moje problemy z> konsekwencjami zakazu stosowania sztucznej antykoncepcji> są wynikiem indywidualnych poglądów niektórych hierarchów,> którzy zajmują akurat stanowiska mogące wpływać na kształt> nauki Kościoła w tym zakresie… Jeżeli tak jest, to czuję> się oszukany… Czy moje zbawienie na prawdę może zależeć> od tego, co sobie na ten temat myśli ten czy inny> kardynał???Cse, nie musisz w to wierzyć, bo to jest po prostu fakt. Tak jest – nauczanie Kościoła zależy od indywidualnych poglądów wąskiej grupki hierarchów. Oraz indywidualnych poglądów aktualnego papieża – o osobistych poglądach papieży pisał Artur kilka notek wcześniej. (Na co ja skomentowałam, że przyzwyczailiśmy się do jednego długo rządzącego papieża i tylko dlatego zaczęło nam się wydawać, że jego wizja Kościoła jest jedynie słuszna.)

      1. ~cse

        W takim razie chciałbym wrócić do tekstu pana Artura o teologu. Skoro nie tylko ja uznaję, że kwestia antykoncepcji w KK jest wynikiem osobistych poglądów niektórych hierarchów i skoro KK powstrzymał się od „dogmatyzacji” zła antykoncepcji, to czy idąc za rozumowaniem przedstawionym w artykule o teologów mogę nie uznać stanowiska KK w tej sprawie, stosować sztuczną antykoncepcję i jednocześnie pozostawać w stanie łaski uświęcającej?Przepraszam za upierdliwość w tej sprawie, ale kwestie „formalne” są dla mnie istotne.pozdrawiamcse

    3. ~POETA

      Panie Arturze z chęcią przeczytał bym artykół czym w ogóle jest „DOGMAT”, Co to takiego jest??,Ponieważ w/g mnie to jest wytwór zaprzeczenia myśli człowieka i Boga w celu ogłupiania przez mniejszość religijną mających władzę tą większość którą nzzywa się wiernymi danej religi,

    4. ~POETA

      Panie Arturze z chęcią przeczytał bym artykół czym w ogóle jest „DOGMAT”, Co to takiego jest??,Ponieważ w/g mnie to jest wytwór zaprzeczenia myśli człowieka i Boga w celu ogłupiania przez mniejszość religijną mających władzę tą większość którą nzzywa się wiernymi danej religi,

      1. Artur Sporniak

        Czym jest dogmat próbowałem przybliżyć na końcu tekstu „Dotyk Boga” (link na skrzydełku w rubryce „Teksty inne”). Dla leniwych kopjuje tutaj:Dogmat (gr. „dógma” – pogląd, przekonanie, nauka) jest prawdą wiary, należącą do Bożego Objawienia, rozpoznaną przez Kościół i podaną wiernym do wierzenia. Dzieje się to albo w zwyczajnym i powszechnym nauczaniu Kościoła (dogmaty niezdefiniowane, zwykle powszechnie przyjmowane jako w sposób oczywisty objawione; np. prawda o odkupieniu), albo w nauczaniu uroczystym, ex cathedra (uroczyste definicje dogmatyczne ogłaszane przez papieża lub sobór; np. dogmat o niepokalanym poczęciu).Można wyróżnić kilka motywów ogłaszania dogmatów: pierwotnie (np. w symbolach wiary) jest to przede wszystkim odpowiedź Kościoła na skierowane do niego przez Boga żywe Słowo. Dogmaty mają więc charakter wyznania wiary. Niekiedy przyczyną ich ogłaszania jest historycznie uwarunkowana sytuacja kryzysowa. Dogmaty są odpowiedzią na pojawiające się wraz z rozwojem świadomości Kościoła pytania – odpowiedzią konieczną, by depozyt wiary mógł być zachowany i przekazywany. W tym przypadku dogmat pełni przede wszystkim funkcję normatywną – określa co należy, a co nie należy do Bożego Objawienia. Ogłoszenie dogmatu może też być zwieńczeniem procesu rozwoju świadomości Kościoła w jakiejś teologicznej dziedzinie i coraz lepszego dostrzegania powiązań między prawdami wiary.Należy rozróżnić samą formułę dogmatu od rzeczywistości Boskiego pochodzenia, do której się odnosi. Żadna formuła ze względu na ograniczenia ludzkiego języka nie jest w stanie w pełni adekwatnie opisać Boskiej rzeczywistości. Stąd rozumienie jakiejś historycznej formuły z czasem może się pogłębiać. Karl Rahner dopuszcza możliwość, że „w czasach przełomowych zmian struktur myślenia” może się okazać, że niektóre dogmaty przestają być same przez się zrozumiałe. Kościół nie podejmuje wówczas wysiłku reinterpretacji, lecz przechowuje je w „historycznej pamięci” (bowiem nigdy nie ma pewności, czy w zmienionych warunkach kulturowych owe dogmaty nie staną się na powrót czytelne). W odniesieniu do Maryi wydaje się, że przykładem takiego dogmatu jest teza o zachowaniu przez Nią dziewictwa także podczas porodu (virginitas in partu).PS. Z tym ostatnim przykładem, to chyba trochę się przeliczyłem, gdyż zdaje się, że Kościół nadal na serio wierzy w virginitas in partu…

        1. ~gościówa

          > PS. Z tym ostatnim przykładem, to chyba trochę się> przeliczyłem, gdyż zdaje się, że Kościół nadal na serio> wierzy w virginitas in partu…Chyba już gdzieś kiedyś o tym dyskutowaliśmy. Co chciałeś teraz powiedzieć? Że Kościół do wierzenia podaje, że błona dziewicza u Maryi, pozostała anatomicznie cała nawet podczas porodu? O to chodzi? 😯

          1. Artur Sporniak

            > Co chciałeś teraz powiedzieć? Że Kościół do wierzenia podaje, że błona> dziewicza u Maryi, pozostała anatomicznie cała nawet> podczas porodu? O to chodzi? 8-OO dogmatach, które z czasem przestają być same z siebie zrozumiałe, wyczytałem u Rahnera. Nie podał on jednak przykładów. Kiedy się nad tym zastanawiałem, „dziewictwo podczas porodu” wydało mi się dobrym kandydatem. 🙂 O ile dziewictwo „przed porodem” (ante partu) i po porodzie (post partu) jest dla mnie w przypadku Maryi raczej zrozumiałe, o tyle „in partu”, nie mając nic wspólnego ze współżyciem, godzi po prostu w fizjologię kobiety – czy to znaczy, że kobiety podczas porodu tracą na swojej wartości? Są gorsze niż były przed? Jakoś mi się w głowie to nie mieściło. Potem wyczytałem, że współcześni teolodzy – i to dużego formatu (choćby Laurentin, ale także inni) – całkiem serio bronią także „virginitas in partu”. W książce „Boskie oko” pytałem też o to o. Jana Andrzeja Kłoczowskiego – też próbował bronić. Okazuje się, że owo radiomaryje „zawsze dziewica” nie bierze się z niczego… Gdyby nie ta fizjologiczność, to właściwie nie miałbym nic przeciw – skoro wierzę, że Pan Jezus potrafił przechodzić przez zamknięte drzwi, to co to dla Niego… błona dziewicza.Ostatnio MagCzu napisała mi o zachwycie Hansa Ursa von Balthasara nad „odnowieniem się błony dziewiczej” jego przyjaciółki – mistyczki, lekarki i przez pewien okres mężatki – Adrianne von Speyr. Muszę przyznać, że mnie zszokowała, bo bardzo ceniłem tego teologa. Albo ja czegoś wciąż w chrześcijaństwie nie rozumiem (co jest bardzo prawdopodobne :), albo chrześcijańska antycielesna fiksacja dotyka także największych współczesnych…

          2. ~MagCzu

            > O ile> dziewictwo „przed porodem” (ante partu) i po porodzie> (post partu) jest dla mnie w przypadku Maryi raczej> zrozumiałe, o tyle „in partu”, nie mając nic wspólnego ze> współżyciem, godzi po prostu w fizjologię kobiety – czy to> znaczy, że kobiety podczas porodu tracą na swojej> wartości? Są gorsze niż były przed? Czyli przyjmujesz chwilowo linię, że na skutek współżycia kobiety tracą na swej wartości? Ktoś gdzieś wyłowił (czy nie Avenarius?) z kard. Ratzingera taką myśl, że Kościół przechowuje w swym depozycie prawdy, które na bieżąco niewłaściwie uzasadnia. W czasie lektury książki Przemysława Nehringa „Dlaczego dziewictwo jest lepsze niż małżeństwo” (http://wysylkowa.pl/ks576988.html) uderzyło mnie, iż w IV wieku w debacie nad wartością małżeństwa jeden z odrzuconych przez historię uczonych tamtych czasów bronił wartości małżeństwa właśnie przy pomocy przykładu Maryi i jej pożycia małżeńskiego po narodzeniu Jezusa – musiało się ono zdawać nie tylko jemu oczywiste, skoro posłużył się nim jako przykładem w publicznej pisemnej debacie.W dziewictwie Maryi możesz widzieć symbol (co nie oznacza, że to nieprawda, jak słusznie przypomina czasem Bartoś) jej całkowitego zawierzenia się Bogu. Nie zmusza Cię to do przyjęcia jako konsekwencji, że współżycie jest krokiem w przeciwną stronę. Choć atmosfera chrześcijańska (o ile nie głównie pogańska) wokół dziewictwa lubi ten wniosek hołubić.> Ostatnio MagCzu napisała mi o zachwycie Hansa Ursa von> Balthasara nad „odnowieniem się błony dziewiczej” jego> przyjaciółki – mistyczki, lekarki i przez pewien okres> mężatki – Adrianne von Speyr. Ejże, o zachwycie to nie pisałam 🙂 Była to dla niego prywatna figura Kościoła odzyskującego bezgrzeszność dla Chrystusa. Ta wzmianka o błonie jakoś nie sprawiła mi u Balthasara przykrości. Sprawiły to jego uwagi o małżeństwach Adrienne, zawarte – wg jego komentarza – z litości i poczucia powinności. W zasadzie opisał je pod kątem ich pożytku dla wizji Adrienne, jej pracy dla ludzi oraz ich współpracy teologicznej. W zasadzie Balthasar w swym opisie (cytowanym, zaznaczam da porządku, nie czytałam jego książki o Adrienne) ociera się o nieważnie zawierane małżeństwo, sugerując, iż drugi związek od zarania był w zamiarach Adrienne pozbawiony współżycia. Pamiętajmy jednak, że to są wspomnienia Balthasara napisane kilkanaście lat po jej śmierci. Skoro tak bardzo podkreślał zależność swej pracy naukowej od jej wpływu, to tym samym dał nam pewne prawo powątpiewania w to, co napisał już bez jej inspiracji 🙂

          3. ~gościówa

            No co tu dużo mówić, dla mnie jest niezwykle zabawne, że dogmat kościelny może dotyczyć kawałka śluzówki… :-)))Lubię malarstwo średniowieczne. Zauważyłam, że obrazy z tamtych czasów, przedstawiających Narodzenie Pańskie – były tworzone według szczególnego kanonu: Maria przedstawiona jest w długiej sukni, stojąca ze złożonymi rękami, a przed nią – zwykle na rąbku sukni leży Dzieciątko. Postacie są wyraźnie przedstawione w taki sposób, żeby sugerować, że Dzieciątko pojawiło się nagle, a Maria wpatruje się w nie jakby z zaskoczeniem. Tak jest właśnie przedstawiony moment porodu: Jezus przeniknął powłoki cielesne Marii i jak grom z jasnego nieba pojawił się nagle po drugiej ich stronie. Widać to zwłaszcza w porównaniu ze średniowiecznymi przedstawieniami Narodzin Marii: Tam wszystko odbywa się normalniej: matka leży w łóżku ubrana w bieliznę, wokół kręcą się położne. Jest to ogromny kontrast, jeśli się dobrze przypatrzeć. W średniowieczu ludzie naprawdę wierzyli, że Jezus najpierw był w macicy u Marii, a potem – bums! – pojawił się nagle po drugiej stronie.I Arturze nie mów, że „Jezus mógł przenikać przez zamknięte drzwi, więc…” Przecież Jezus to robił PO ZMARTWYCHWSTANIU! To zupełnie co innego – jego ciało ma wówczas całkiem inne znaczenie. Natomiast od poczęcia aż do śmierci był Jezus zupełnie zwykłym człowiekiem, podlegającym zwykłej fizjologii.Robisz sobie nadzieję, że może czegoś w chrześcijaństwie nie rozumiesz. Mam ochotę ci ją rozwiać: tu nie ma nic do rozumienia. To „tylko” ta odwieczna fiksacja na seksualności, ciele, a zwłaszcza ciele kobiety. Przykro mi.

          4. ~MagCzu

            > Natomiast od poczęcia aż> do śmierci był Jezus zupełnie zwykłym człowiekiem,> podlegającym zwykłej fizjologii.Mamy jednak świadectwo Ewangelii o Górze Tabor, gdzie stało się coś nie podlegającego zwykłej fizjologii. Nie wspominając już o wszystkich cudach, jak rozmnożenie chleba albo zamienienie wody w wino.Ja jednak też lubię myśleć – i to wydaje się o wiele bardziej zdumiewające, że ten czyniący cuda Jezus urodził się tak jak my wszyscy (piękna rzeźba w Londynie: http://www.shadyoldlady.com/location.php?loc=1243 ) a takie cuda jak On i my czynilibyśmy mając wiarę jak ziarnko gorczycy.

          5. ~gościówa

            To może spróbujmy od innej strony.Cuda Jezusa miały swój głęboki sens mistyczny.Załóżmy, że jednym z takich cudów było urodzenie się Jezusa w taki sposób, że podczas porodu nie ucierpiał kawałek śluzówki przy wejściu do pochwy u jego matki.- Jaki głęboki sens mistyczny mogłoby mieć takie wydarzenie? Co Bóg w swej nieskończonej mądrości mógłby chcieć nam przekazać poprzez stan owej śluzówki??Ja tam żadnego sensu nie potrafię się doszukać. Widać gołym okiem, że to absurd.

          6. ~Arnold Buzdygan

            A co Ty się tak uparłaś na tą błonę?To czy kobieta jest dziewicą czy nie jest nie zależy od tego czy ma czy nie ma nienaruszonej błony dziewiczej, ale od tego czy ma za sobą doświadczenia seksualne czy ich nie ma. A

          7. ~gościówa

            Arnoldzie, chyba mnie nie zrozumiałeś. Przeczytaj jeszcze raz moje wypowiedzi wyżej.Jaki sens miałoby zaznaczanie przez Kościół, że Maryja była dziewicą przed, PODCZAS i po porodzie, gdyby chodziło o niewspółżycie??? Przecież PODCZAS porodu nie da się współżyć… Zatem może chodzić jedynie o błonę.

          8. ~MagCzu

            > – Jaki głęboki sens mistyczny mogłoby mieć takie> wydarzenie? Co Bóg w swej nieskończonej mądrości mógłby> chcieć nam przekazać poprzez stan owej śluzówki??Może należało by się zastanowić, co ci, którzy współdecydowali (wraz z Duchem Świętym) o formułowaniu tego dogmatu, rozumieli przez dziewictwo in partu. Czego symbolem dla tamtych ludzi był cielesny znak dziewictwa Maryi w czasie takiego wydarzenia jak wydawanie człowieka na świat. Szukać sensu, a nie tylko bezsensu.

          9. Artur Sporniak

            Temat okazał się gorący. 🙂 Zajrzałem do Laurentina „Matki Pana” i przygotowuję większy wpis o dziewictwie „podczas porodu”. Póki co kilka uwag: oczywiście, MagCzu, kobieta nie traci na wartości po współżyciu, jak można wywnioskować z mojej niezręcznej wypowiedzi – raczej zyskuje :). (Traci natomiast, moim zdaniem, zdolność dziewiczego czy „pełnego” oddania się mężczyźnie – i vive versa. Pierwsze kontakty seksualne zawsze są ważne dla naszego mózgu – odciskają swoje piętno w świadomości i podświadomości. Dzisiaj naukowcy nawet wiedzą, jaki neuroprzekaźnik jest za to odpowiedzialny. Dlatego, gdy ktoś współżyje z partnerem, z którym nie stracił dziewictwa, współżyje jakby „we trójkę”. Ale to temat na inną dyskusję.) W mojej wypowiedzi chodziło mi o to, że czymś wysoce dzisiaj niezrozumiałym jest łączyć dziewictwo z porodem. A że Kościół dalej łączy, świadczą o tym nie tylko wypowiedzi wybitnych teologów (na co wskazywałem), lecz sam Sobór Watykański II. W Konstytucji dogmatycznej o Kościele (punkt 57) czytamy:”… Boża Rodzicielka w rozradowaniu okazuje pasterzom i magom Syna swego pierworodnego, który nie naruszył Jej dziewiczej czystości, lecz ją uświęcił…”. W Książce „Boskie oko” zapytałem o. Kłoczowskiego, czy to znaczy, że normalny poród normalną kobietę kala?

          10. ~gościówa

            Oj, Arturze. Nawet w takim ujęciu, jak ty napisałeś – mówienie o symbolicznej wadze dziewictwa jest dwulicowe. Bo owo dziewictwo SPRAWDZIĆ można tylko u kobiety. Nigdy u mężczyzny. Stąd tradycja i symbolika Kościoła tak się interesuje dziewictwem u kobiet, a prawie zupełnie je pomija u mężczyzn. Bo u kobiet ten głupi kawałek śluzówki pozwala wszystko naocznie i namacalnie sprawdzić.Czyli: u kobiet dziewictwo jest ważne – bo da się je kontrolować. U mężczyzn nie da się kontrolować – więc nie jest ważne.Kobieta, która zachowałaby przypadkiem błonę dziewiczą aż do porodu – podczas porodu na pewno by ją sobie uszkodziła. A więc choćby była naprawdę matką-dziewicą, tak jak Maryja, to po porodzie nie można by już sprawdzić, czy potem współżyła, czy nie. Dlatego anatomiczne dziewictwo Maryi podczas porodu jest tak ważne: Gdyby podczas porodu je straciła, to ktoś mógłby jej zarzucić, że później już normalnie współżyła. A więc Kościół założył, że wobec tego Maryja musi pozostać poza wszelkim podejrzeniem. Jak widzisz, do kobiet Kościół nie ma zaufania. Nawet do Maryi. Na słowo jej nie uwierzą. Uwierzą tylko na błonę dziewiczą.Bardzo to niesmaczne, bardzo… Nawet gdy mówi się o niektórych świętych-mężczyznach, że byli „czyści” czy „dziewiczy”, to trzeba uwierzyć na słowo. Świętym kobietom nie wystarczy. Trzeba im zajrzeć między nogi. Nawet Maryi. :-

          11. Artur Sporniak

            Na pewno chodziło o ideał dziewictwa zarówno kobiecego jak i męskiego. Czy były jakieś różnice? Chyba tak, do dziś potocznie mówi się, że to kobieta oddaje się mężczyźnie (ona jest tym „ogrodem”, do którego pozwala wejść – stąd różnica w przeżywaniu seksualności: o wiele mocniejsza chyba u kobiety). Z tego powodu rolę odgrywała też „cielesna nienaruszalność” kobiety jako dziewicy. Dziecko podczas porodu często tę „nienaruszalność” – rozumianą neutralnie – narusza (np. rozrywając krocze). Poród to nie picie herbatki – mogę tak mówić, bo trzy razy widziałem 🙂 Nie przeszkadza mi to, że Maryja jako wolna od skutków grzechu pierworodnego tego uniknęła – Jezus nie zrobił jej fizycznej krzywdy podczas porodu. A propos, a co z porodem łożyska – czy Maryja rodziła łożysko też w cudowny sposób? A może nie było żadnego łożyska? Widać, że im więcej pytań zadajemy w dziedzinie fizjologii porodu, tym dziewicze narodziny Jezusa stają się bardziej odrealnione – a na pewno nie o to chodziło pierwotnemu Kościołowi…

          12. Artur Sporniak

            Jeszcze sprostowanie odnośnie cytatu z soborowej Konstytucji o Kościele.”… Boża Rodzicielka w rozradowaniu okazuje pasterzom i magom Syna swego pierworodnego, który nie naruszył Jej dziewiczej czystości, lecz ją uświęcił…” – tak brzmi wyraźnie nadgorliwe polskie tłumaczenie (pierwsze, bo jest już nowsze), dokonane na zlecenie kard. Karola Wojtyły. Sprawdziłem łaciński oryginał i nie ma w nim nic o „czystości”. Dokładnie leci tak: „Virginalem eius integritatem non minuit sed sacravit” – co znaczy: [narodzenie Jezusa] „nie umniejszyło lecz uświęciło nienaruszalność jej dziewictwa”. Brzmni mniej prowokująco…

          13. Artur Sporniak

            > I co odpowiedział o.Kłoczowski?Trochę wymigał się od odpowiedzi: „Jaką wartość chroni Virginitas in partu? Broni dziewiczego poczęcia, czyli wartości dla chrześcijaństwa fundamentalnej. Kościół rozumie integralność cudownego poczęcia i narodzenia Chrystusa. Chrześcijanie minionych wieków, szczególnie ci, którzy żyli w starożytności, przywiązywali niezmierną wagę do ludzkiej fizyczności, my zaś jesteśmy wiktoriańskimi oszukańcami i uważamy, że płuciowość to bagatela. Człowiek współczesny zobojętniał na wszystko: ojcem Jezusa może być św. Józef, Maryja niech pozostaje intacta post partum… (…) Dogmat, o którym mówimy, ma podkreślić, że Maryja nie jest obciążona kosekwencjami grzechu pierowrodnego i nic nie naruszyło jej integralności, także fizycznej”.

          14. ~Magczu

            > (…) Dogmat, o którym mówimy, ma podkreślić, że Maryja> nie jest obciążona kosekwencjami grzechu pierowrodnego i> nic nie naruszyło jej integralności, także fizycznej”.Znowu „integralność fizyczna” i w dodatku w połączeniu w konsekwencjami grzechu pierworodnego… „Fundamentalne dla chrześcijaństwa”! Chyba przestanę czytać ten blog, bo wymiękam już. Albo się włączę do duetu z gościówą.

          15. ~gościówa

            > > I co odpowiedział o.Kłoczowski?> Trochę wymigał się od odpowiedzi: „Jaką wartość chroni> Virginitas in partu? Broni dziewiczego poczęcia, czyli> wartości dla chrześcijaństwa fundamentalnej. No czyli tak jak mówię, nie wierzą Maryi na słowo, że poczęła z Ducha Świętego, tylko muszą do końca jej życia zaglądać jej między nogi. Czy aby błona dziewicza wciąż na miejscu.> (…) Dogmat, o którym mówimy, ma podkreślić, że Maryja> nie jest obciążona kosekwencjami grzechu pierowrodnego i> nic nie naruszyło jej integralności, także fizycznej”.A co ma do tego grzech pierworodny??????? 😯

          16. ~m.ż.

            > > (…) Dogmat, o którym mówimy, ma podkreślić, że Maryja> > nie jest obciążona konsekwencjami grzechu pierwrodnego> > i> > nic nie naruszyło jej integralności, także fizycznej”.> A co ma do tego grzech pierworodny??????? 8-O> Kiedy przeczytałam tę wypowiedź o. Kłoczowskiego zaczęłam się bardzo poważnie zastanawiać. Bo w końcu jest napisane, że Jezus człowiekiem takim, jak my, za wyjątkiem grzechu. W pełni człowiekiem. Więc dlaczego jakimś cudem miałby się urodzić nie tak, jak każdy z nas?I tutaj przyszło mi na myśl Niepokalane Poczęcie. Maria zachowana od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego. A księga rodzaju podaje, że jedną z konsekwencji grzechu pierworodnego są słowa Boga: „<>” (Rdz 3, 16). Więc może dogmat o wiecznym dziewictwie Maryi jest prostą konsekwencją tego właśnie faktu? Braku skazy grzechem pierworodnym?W takim podejściu nie widzę żadnego uporczywego „zaglądania między nogi”. Wręcz przeciwnie – to podejście, jakie tutaj prezentuje m.in. gościówa wydaje mi się mocno niesmaczne i wypaczające całą ideę. Wolności Maryi od grzechu pierworodnego i jego konsekwencji. Może dogmat o dziewictwie i ta nieszczęsna „integralność fizyczna” jest tylko i aż zwyczajną-cudowną konsekwencją tego faktu…

          17. ~cse

            Zgadzam się. Dla mnie ta sprawa ma jeszcze jeden wymiar. Ja sobie tłumaczę dogmaty jako swoiste aksjomaty religii. W ramach danej teorii matematycznej aksjomatów się nie dowodzi, przyjmując je za pewnik, natomiast na ich bazie udowadnia się inne twierdzenia.Przy takim podejściu należy jednak zachować odpowiednie proporcje – wiara nie jest przecież jakąś funkcją na zbiorze liczb rzeczywistych. Wydaje mi się, że w niektórych kwestiach dogmatycznych lub „dogmatycznych” członkowie Kościoła (niektórzy całkiem wysoko w hierarchii) popełniają błąd polegający właśnie na zbyt ścisłym traktowaniu symboli.Przez takie zbyt ścisłe traktowanie symboli dochodzi się często do absurdów. Wynika to z dwóch możliwych przyczyn: albo symbol był od początku niewłaściwy albo jego interpretacja była niewłaściwa.W kwestii dziewictwa Maryi rozumiem ideę dziewictwa przed porodem. Przyznam jednak szczerze, że już nie do końca rozumiem ideę dziewictwa po porodzie i to z dwóch względów:- fizyczny: zgadzam się z innymi wypowiedziami w tym wątku, że poród musi uszkodzić błonę (chyba, że mamy tu rzeczywiście do czynienia z jakimś mistycznym aspektem nie uszkodzenia, ale tak samo, jak gościówa, nie mogę go dostrzec)- duchowy: może aspekt fizyczny (czyli błona) jest tu nieistotny i chodzi po prostu o zaznaczenie, że Maryja nigdy nie współżyła. Przy takim podejściu ciągłość dziewictwa, nawet podczas porodu, nie będzie problematyczna do wykazania. Mój problem z tym aspektem jest taki, że tutaj znów Kościół wskazywałby, że Maryja nie została „skalana” współżyciem (o czym pisała MagCzu) – ergo współżycie jest be.Skoro współżycie jest be, to jedynym usprawiedliwieniem dla niego może być tylko przekazywanie życia. Wszelkie inne aspekty są be do kwadratu i koniec kropka. I teraz można jeszcze łatwiej uzasadnić na przykład zakaz stosowania sztucznej antykoncepcji…A co, jeżeli Maryja współżyłaby ze św. Józefem? W czym by to popsuło Boży plan? Czy ofiara Jezusa na krzyżu byłaby mniej warta? Czy zbawienie byłoby mniej ważne?W tym wszystkim chodzi mi o to, że chyba niestety w swoim zapale religijnym wielu kościelnych decydentów może wypaczać znaczenie symboli i przez to prowadzić do dużych problemów. Osobiście czuję się zażenowany „patrząc Maryi między nogi” (dobrze to gościówa opisała) i mam poczucie świętokradztwa (publicznie rozprawiam o stanie czyjejś błony dziewiczej; a tu chodzi przecież o matkę mojego Boga!). Z drugiej strony czuję, że w tej sytuacji jestem postawiony przez tych, którzy teoretycznie są bliżej tego Boga i wiedzą może nie tyle, jak to było, ale „jak to musiało być”. Problem polega na tym, że logika Kościoła jest i tak już bardzo trudna do odczytania; każdy kolejny element o podobnej logiczności powoduje zwątpienie u dziesiątek wierzących. Czy o to chodzi?pozdrawiamcse

          18. ~gościówa

            > A co, jeżeli Maryja współżyłaby ze św. Józefem? W czym by to popsuło Boży plan?A otóż nie można by „udowodnić”, że Jezus jest poczęty z Ducha Świętego, a nie przez ludzkiego ojca. Celowo piszę „udowodnić” w cudzysłowie, bo nikt za życia Maryi nie myślał jej badać ginekologicznie pod tym kątem. Ale w późniejszych czasach teologowie rozumowali tak: Trzeba podać ludowi wersję najbardziej wolną od podejrzeń. Gdybyśmy powiedzieli, że Maryja współżyła po urodzeniu Jezusa, to lud zacząłby pytać – „a może Jezus był jednak dzieckiem Józefa?” Trzeba więc ludowi z góry zaznaczyć, że nie współżyła nigdy. Wtedy nie będzie wątpliwości. Wiem, że to śmiesznie brzmi, takie „udowadnianie ex post”. Ale takie „uzgadnianie wersji zeznań” – żeby nikt się nie miał do czego przyczepić – wydaje mi się bardzo prawdopodobne psychologicznie. Przestępcy, jak chcą sobie wyrobić alibi, to też przesadzają w stronę zbytniej logiczności. Byłam raz świadkiem, jak ktoś próbował ukraść samochód – a potem przed policją opowiedział całą niezwykle logiczną i przesadnie szczegółową historyjkę „jak to było naprawdę”. Ludzie w takich sytuacjach układają historie przesadnie uładzone, tak żeby nikt nie zaczął mieć wątpliwości co do najmniejszego szczegółu. I to właśnie zaczyna być podejrzane. 🙂

          19. ~MagCzu

            Artur kiedyś wygłosił opinię, iż może w dokumentach Kościoła diabeł macha ogonem. Może i macha. Ma z tego tyle, że ludzie się potem skupiają na czymś, co tym, którzy budowali zręby chrześcijaństwa, nawet by do głowy nie przyszło. I dzielą się jak PO z PiSem. Ja bym zostawiła to dziewictwo Maryi w spokoju, póki to nie jest problem praktyczny.

          20. ~gościówa

            > Ja bym zostawiła to dziewictwo Maryi w spokoju, póki to> nie jest problem praktyczny.Ale to jest problem praktyczny. Rzutuje na ogólne traktowanie dziewictwa w katolicyzmie. A może – w drugą stronę – jest on najwyraźniejszym efektem i rzucającym się w oczy symbolem traktowania dziewictwa w katolicyzmie. Bo chyba najpierw były pewne przesądy dotyczące kobiecej seksualności, a dopiero potem zastosowano je do kościelnej teologii. Tak czy inaczej, w ciągu dziejów Kościoła jeden aspekt wpływał na drugi i na odwrót: społeczne przekonania na temat dziewictwa wpływały na teologię, ta zaś znów wpływała na zwyczaje i przekonania społeczne. Błędne koło dwóch czynników wzajemnie się utrwalających.A teraz – jakie konkretnie problemy praktyczne mam na myśli:- Tezy o wyższości dziewictwa nad aktywnością seksualną powodują, że nie ma w Kościele świętych, którzy byliby normalnymi małżonkami. Wszyscy prędzej czy później lądowali jako białe małżeństwo.- Ostatni głośny w mediach przypadek wyświęcania dziewic konsekrowanych. Z całym szacunkiem dla wyboru tych pań, ale ja się pytam: dlaczego Kościół nie wyświęca prawiczków konsekrowanych? Znów to samo – dziewictwo u kobiety jest jakoś donioślejsze niż u mężczyzny.- Pewien typ duszpasterstwa, który ignorował aktywność seksualną mężczyzn, a skupiał się na aktywności seksualnej kobiet. W XIX wieku i przed II wojną światową, w czasach przez konserwatystów uważanych za „bardziej moralne” – normalne było, że mężczyźni nie uprawiali seksu przedmałżeńskiego, lecz chodzili do domów publicznych. Z pewnością Kościół to potępiał, ale jakoś nie wytępił. Natomiast w dzisiejszych „rozwiązłych” czasach – z prostytucji korzystają nieliczni frustraci. A więc rewolucja seksualna lepiej się przysłużyła do zaniku prostytucji niż Kościół. Nie świadczy to o Kościele najlepiej: potrafił dobrze dopilnować kobiet, aby nie grzeszyły, lecz mężczyzn jakoś upilnować nie potrafił…- To może już nieco bardziej odległe od problemu fizycznego dziewictwa, ale jednak. Do dziś są jakieś pozostałości tego typu duszpasterstwa i wychowania, które serwują podwójne normy mężczyznom i kobietom. Zauważ, że bardzo wielu ludzi w społeczeństwie polskim sądzi, iż to kobieta jest odpowiedzialna za zachowania seksualne mężczyzny, niż sam mężczyzna. Np. typowe kwestie „ona prowokowała”. Widzę w tym echa owego kultu dziewictwa – to kobieta ma (namacalny i sprawdzalny) skarb do ochronienia i to ona jest odpowiedzialna za wszystko, co mogłoby mu zagrozić. Oczywiście pewnie nikt tak nie myśli świadomie, ale podświadomie – owszem. Nawet jeśli nie jest to wprost pomysł Kościoła, to absolutnie nie widzę, aby Kościół się takim postawom przeciwstawiał. Nie widzę, żeby Kościół promował równą odpowiedzialność mężczyzn i kobiet za ich zachowania seksualne. Nie widzę, żeby Kościół potępiał mówienie „bo ona prowokowała”. Przeciwnie – ostatnio w Olsztynie odprawiano mszę za prezydenta miasta, który siedzi w areszcie oskarżony o gwałt. Gdy do tego samego kościoła przyszły kobiety i chciały aby odprawiono mszę w intencji ofiar tego człowieka – proboszcz się nie zgodził.

          21. ~MagCzu

            Rozumiem Twoje nastawienie do tej sprawy. Mogę streścić swoje. Rozumiem dlatego, że jako ktoś, kto wszedł do Kościoła w dorosłym wieku, miałam na wiele rzeczy tzw. świeże spojrzenie 🙂 Mnóstwo dostrzeżonych dziwactw wyjaśniło się pomyślnie (jak np. niepokalane poczęcie Maryi – przy okazji dowiedziałam się, jak wiele inteligentnych ludzi myli je z dziewiczym poczęciem Jezusa, ze znanych osób należą do nich Stanisław Lem i Carlos Fuentes), ale sprawa dziewictwa nie. Wydawało mi się, że estyma dla niego jest jedynie jakimś ludowym obyczajem, który nie ma odzwierciedlenia w dokumentach Kościoła. Słabostka o tak marginalnym znaczeniu jak katastrofa w nadfiolecie. Dość dużo w tym temacie grzebałam i okazuje się, że to jest sprawa sięgająca bardzo głęboko i związana mocno z pozornie oddalonymi zjawiskami, które – wedle mojego rozumku – są zniekształceniem Ewangelii. Jedną z pochodnych są też i te dogmaty dotyczące dziewictwa Maryi. I co z tym można zrobić, gdy się jest członkiem tego właśnie ciała mistycznego – Kościoła? Gdy już masz pewność, że to nie nieporozumienie. Pójść sobie precz? Oddać się na resztę życia podgrzewaniu atmosfery w tych spornych sprawach? Człowiek jest niestety jednak tak skonstruowany, że gdy się skupia na negatywach, to to rzutuje na jego codzienne postępowanie. Skłonny do krytyki tu, jest skłonny do krytyki także gdzie indziej. I tak zużywa krótki czas dany mu na tym padole na antagonizmy ze wspólnotą, którą zasadniczo wybrał jako tę w której ma się zbawić. Ty traktujesz Kościół – tak to wygląda w Twoich wpisach – jako instytucję powołaną do bycia wzorcem i autorytetem. I takie pewnie jest jej powołanie. Ale powołaniem tych, którzy tę instytucję tworzą, jest staranie o maksimum dostępnego dobra. Moje własne doświadczenie uczy mnie, że wielokrotne wchodzenie w tę samą dyskusję oddala mnie od tego.Z góry proszę o nieodczytywanie mojej wypowiedzi jako zachęty do braku refleksji. Moim zdaniem jesteśmy już PO refleksji.

          22. ~gościówa

            > Słabostka o tak marginalnym znaczeniu jak> katastrofa w nadfiolecie. No akurat katastrofa w nadfiolecie ma zasadnicze znaczenie, jak się okazało. http://en.wikipedia.org/wiki/Ultraviolet_catastropheDzięki niej (tzn. jej wyjaśnieniu) powstała mechanika kwantowa, bez której nie wynaleziono by elektroniki i żylibyśmy dalej w XIX wieku… ;-)> Skłonny do krytyki> tu, jest skłonny do krytyki także gdzie indziej.Uważam, że to cnota, nie wada. 🙂 Świat nie szedłby do przodu, gdyby nie wzajemna krytyka. Nawiasem mówiąc, tak się uprawia choćby wspomnianą wyżej fizykę. Nie byłoby jej i wszystkich dzisiejszych wynalazków, gdyby ludzie ignorowali rzeczy, które im nie pasują. Postęp w dziedzinie religii i duchowości też polega na krytyce. Poczytaj Biblię: kolejni prorocy krytykowali dawne niemądre zwyczaje i wyobrażenia religijne. Tak religia się doskonaliła. Nie doszliśmy jeszcze do punktu religii doskonałej. Możemy i powinniśmy krytykować.

          23. ~MagCzu

            > No akurat katastrofa w nadfiolecie ma zasadnicze> znaczenie, jak się okazało.jestem fizykiem z wykształcenia, wiem. Specjalnie wybrałam tę analogię.> Świat nie szedłby do> przodu, gdyby nie wzajemna krytyka. Nawiasem mówiąc, tak> się uprawia choćby wspomnianą wyżej fizykę. Nie byłoby jej> i wszystkich dzisiejszych wynalazków, gdyby ludzie> ignorowali rzeczy, które im nie pasują. Postęp w fizyce daje przyrost obiektywnie spisanej wiedzy. Zwykły człowiek często nie potrafi się właściwie opowiedzieć między fizyka Arystotelesa a Newtona. Ale to nie zmienia faktu, że niektórzy wiedzą o fizyce znacznie więcej. Natomiast Kościół służy zwykłym ludziom, tu się sprawdza jego skuteczność. Czy się zbawiamy, a nie czy dokumenty Kościoła są wzniosłe.> Postęp w> dziedzinie religii i duchowości też polega na krytyce.> Poczytaj Biblię: kolejni prorocy krytykowali dawne> niemądre zwyczaje i wyobrażenia religijne. Tak religia się> doskonaliła. Nie doszliśmy jeszcze do punktu religii> doskonałej. Możemy i powinniśmy krytykować.Przypuszczam, że Herod był krytykowany nie tylko przez Jana Chrzciciela. Czym różniła jego krytyka się od innych krytyk? Że była czymś zupełnie ubocznym przy jego zasadniczym powołaniu: przygotowaniu do nadejścia Mesjasza.

          24. ~gościówa

            > > No akurat katastrofa w nadfiolecie ma zasadnicze> > znaczenie, jak się okazało.> jestem fizykiem z wykształcenia, wiem. Specjalnie wybrałam> tę analogię.Dlaczego? Nie jest trafiona, albo jej nie rozumiem.> > Świat nie szedłby do> > przodu, gdyby nie wzajemna krytyka. Nawiasem mówiąc,> > tak> > się uprawia choćby wspomnianą wyżej fizykę. Nie byłoby> > jej> > i wszystkich dzisiejszych wynalazków, gdyby ludzie> > ignorowali rzeczy, które im nie pasują.> Postęp w fizyce daje przyrost obiektywnie spisanej wiedzy.> Zwykły człowiek często nie potrafi się właściwie> opowiedzieć między fizyka Arystotelesa a Newtona. Ale to> nie zmienia faktu, że niektórzy wiedzą o fizyce znacznie> więcej. Natomiast Kościół służy zwykłym ludziom, tu się> sprawdza jego skuteczność. Czy się zbawiamy, a nie czy> dokumenty Kościoła są wzniosłe.Nie najlepiej dobrana analogia.1. Zwykły człowiek, czyli nie znający się na fizyce, korzysta jednak z jej zdobyczy. Na tym polega jej skuteczność. Gdyby ci, co znają się na fizyce, przemilczali pewne nieścisłości i nie drążyli ich – to potem zwykli ludzie nie mogliby skorzystać z dobrodziejstw płynących z nowych odkryć. 2. Nie chodzi o to, żeby dokumenty Kościoła były „wzniosłe”, tylko żeby były sensowne. Teologia nie polega na urąganiu rozumowi.3. Analogia do fizyki załamuje się w momencie, gdy próbujemy powiedzieć: „Dokumenty Kościoła swoje, a my robimy swoje”. Fizyka to nie dokumenty, więc nie da się powiedzieć: „Prace fizyków swoje, a ja zbuduję perpetuum mobile”. Można by najwyżej powiedzieć: „Odkrycia fizyków nie mają żadnego wpływu na moje życie” – co zresztą i tak nie jest prawdą, bo mają one wpływ i to jaki. Choćbyśmy nie zdawali sobie z tego sprawy. Na temat religii można, owszem, powiedzieć: „Dokumenty Kościoła nie mają wpływu na moje życie”. Zapewne tak jest. Ale to tylko świadczy jak najgorzej o Kościele.4. Podział na „zwykłych ludzi” i „uczonych” – religia ma to do siebie, że każdy może ją pojąć, nie są do tego potrzebne magisteria i doktoraty z teologii. Z fizyką jest nieco trudniej. Więc ja czuję się w prawie krytykować choćby i największych teologów. Bo ja potrafię zrozumieć o co im chodzi i potrafię się z tym nie zgodzić. Natomiast, żeby zrozumieć i potrafić skrytykować czyjąś pracę z fizyki, trzeba naprawdę silnej pracy intelektualnej i wgłębienia się w jego rozumowanie. Tu analogia do religii czy teologii przestaje przystawać, to są jednak całkiem inne dziedziny.5. Najważniejszy punkt. Mówisz: mamy zająć się naszym zbawieniem, a nie krytykowaniem nauki Kościoła. Czy nie przyszło ci do głowy, że takie krytykowanie może być również zbawczą pracą? Tikkun olam, naprawianiem świata?> > Postęp w> > dziedzinie religii i duchowości też polega na krytyce.> > Poczytaj Biblię: kolejni prorocy krytykowali dawne> > niemądre zwyczaje i wyobrażenia religijne. Tak religia> > się> > doskonaliła. Nie doszliśmy jeszcze do punktu religii> > doskonałej. Możemy i powinniśmy krytykować.> Przypuszczam, że Herod był krytykowany nie tylko przez> Jana Chrzciciela. Czym różniła jego krytyka się od innych> krytyk? Że była czymś zupełnie ubocznym przy jego> zasadniczym powołaniu: przygotowaniu do nadejścia> Mesjasza.>

          25. ~MagCzu

            > Dlaczego? Nie jest trafiona, albo jej nie rozumiem.Kwestia wyższości dziewictwa wyrażana we współczesnych dokumentach wydawała mi się nieważną sprzecznością z innymi ważniejszymi rzeczami w Kościele. Okazało się, że korzenie są bardzo głębokie, przedchrześcijańskie i jest to pewna „chroniczna skaza” na przekazie ewangelicznym. Taki tylko jest zakres tej analogii: znalezienie więcej, gdzie się spodziewało znaleźć mało. > Nie najlepiej dobrana analogia.Ja jej przecież nie wybierałam 🙂 Wskazuję na różnice, a nie analogie między rozwojem fizyki a religii. najważniejsza jest ta, że fizyka, jako nauka jak najbardziej dotycząca tego świata może całkowicie podlegać naszej ocenie i krytyce w ramach empirycznych i logicznych. Religia nie. Zaś „rozwój religii” nie jest przedmiotem zainteresowania człowieka religijnego, co najwyżej naukowca-badacza historii. > 2. Nie chodzi o to, żeby dokumenty Kościoła były> „wzniosłe”, tylko żeby były sensowne. Teologia nie polega> na urąganiu rozumowi.Nie czepiajmy się słów.Można się spierać ze szczegółową i wąską tezą o złu antykoncepcji, ale dokumenty, które ją wyrażają, dość dobrze przy okazji naświetlają istotę rzeczy – czego człowiek wierzący może i powinien się z tej strony obawiać. To są rzeczy co najwyżej „dyskusyjne”, ale na pewno nie „urągające rozumowi”. Co do dogmatów maryjnych. Zauważ, że pewna liczba ateistów uważa samą wiarę w Jezusa Chrystusa jako Pana i Boga za urągającą rozumowi, a dokumenty Kościoła dotyczące miłości do Niego i Jego do nas uznałaby za bełkotliwy efekt tego absurdu. Człowiek o żywej pobożności maryjnej inaczej widzi te rzeczy niż Ty.> Na temat religii można,> owszem, powiedzieć: „Dokumenty Kościoła nie mają wpływu na> moje życie”. Zapewne tak jest. Ale to tylko świadczy jak> najgorzej o Kościele.Mają wpływ w innym miejscu – np. ktoś nie otrzymuje rozgrzeszenia. Albo jest wojna religijna lub pokój. Albo msza jest odprawiana w innym rycie. Albo likwiduje się lub powołuje zakon. Albo spada liczba księży, wzrasta liczba misjonarzy. Albo dzieci przyjmują pierwszą komunię parę lat wcześniej. Patrzysz tylko wąsko na kwestię czytania encyklik przez lud Boży. Podobnie przecież lud nie czyta prac naukowych z fizyki.> 4. Podział na „zwykłych ludzi” i „uczonych” – religia ma> to do siebie, że każdy może ją pojąć, nie są do tego> potrzebne magisteria i doktoraty z teologii. Z fizyką jest> nieco trudniej. Więc ja czuję się w prawie krytykować> choćby i największych teologów. Bo ja potrafię zrozumieć o> co im chodzi i potrafię się z tym nie zgodzić. Spierałabym się na temat tej powszechnej zrozumiałości teologii. Nie to jest jednak istotne. Struktura Kościoła jest inna niż struktura nauki. W nauce wszystko jest podporządkowane odnalezieniu obiektywnej prawdy. Losy ludzkie i samo ludzie są tu nieistotne. Kościół istnieje dla człowieka, przynależność do niego opiera się na zasadach nakreślonych przez Chrystusa, który powiedział „Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem”.Teologia jest rodzajem nauki. Możemy toczyć spór o to lub tamto. Tak jak laicy mogą spierać się o jakieś pryncypia fizyki. Ale nie jesteśmy teologami i nie zawsze panujemy nad efektami naszych dyskusji w nas i w innych.> 5. Najważniejszy punkt. Mówisz: mamy zająć się naszym> zbawieniem, a nie krytykowaniem nauki Kościoła. Czy nie> przyszło ci do głowy, że takie krytykowanie może być> również zbawczą pracą? Może być, ale moje sumienie mówi mi, że w moim przypadku rzadko jest. Paweł też pisał o „szemraniu”.

          26. ~gościówa

            Ja może odpowiem ogólnie. Uważam, że dar krytyki też jest powołaniem. Ja mam najwyraźniej powołanie do krytykowania świata, w którym żyję, żeby go poprawiać. Ty masz powołanie do zgody i współpracy. OK?Patrząc z takiej perspektywy, nie ma sensu twierdzić, że zgodliwość jest zgodna z Bożym planem zbawienia, a krytycyzm – niezgodny. 🙂

          27. ~MagCzu

            Dar krytyki jest bardzo cenny. I trzeba włożyć sporo wysiłku, tak jak np. Gospodarz bloga, by znać Kościół i jego zasady funkcjonowania, jeśli ta krytyka ma być choć trochę twórcza. W przeciwnym razie jest się odbieranym jako głos „tego świata”, na który najlepiej pozostać głuchym.

          28. ~gościówa

            > Dar krytyki jest bardzo cenny. I trzeba włożyć sporo> wysiłku, tak jak np. Gospodarz bloga, by znać Kościół i> jego zasady funkcjonowania, jeśli ta krytyka ma być choć> trochę twórcza. W przeciwnym razie jest się odbieranym> jako głos „tego świata”, na który najlepiej pozostać> głuchym.Rozumiem, że skoro to mówisz – to nie w powietrze, tylko do mnie. Jeżeli uważasz, że w jakimś punkcie nie znam się na teologii lub zasadach funkcjonowania Kościoła – to mi konkretnie wskaż moje błędy. Za konkretną krytykę jestem zawsze wdzięczna. Za wypowiadanie ogólnikowych uwag ni to do mnie, ni to do kogoś innego – mogę się tylko na ciebie zezłościć.

          29. ~MagCzu

            Mówię do Ciebie – tylko ten onetowy blog nie bardzo pozwala to na tym etapie uwidocznić, jeśli się zapomni wkleić cytatu. Faktycznie, uważam, że nie rozumiejąc pojęcia grzechu, nie wiesz, jaka jest misja Kościoła.

          30. ~gościówa

            No dobrze, ale w dyskusji o dziewictwie Maryi jak dotąd nie było mowy o grzechu. Więc nie widzę, gdzie mogłabym tutaj pojmować coś błędnie lub niepełnie z powodu nierozumienia, czym jest grzech. Proszę, nie rób z tego co powiedziałam o grzechu jakiegoś uniwersalnego wytrychu. Że niby skoro nie rozumiem pojęcia grzechu, to w ogóle nie znam się na chrześcijaństwie.

          31. ~MagCzu

            Chrześcijaństwo jest rozwiązaniem problemu grzechu. To jest rzecz tak zasadnicza, że nieporozumienia po prostu muszą się pojawiać co chwilę.W tej dyskusji nietrudno mi podpisać się pod wieloma Twoimi wątpliwościami na temat znaczenia dziewictwa. Uważam jednak, że poza meritum istnieje ważniejsza kwestia, w jakim duchu i po co się to robi. Życie Jezusa pokazuje, że nie stawiał racji najwyżej w hierarchii ważności. Ty zaś piszesz o ewolucji ku „religii doskonałej”, która właśnie obiektywnymi racjami ma być osiągana.

          32. ~gugcio

            > Że niby skoro nie rozumiem pojęcia grzechu, to w ogóle nie> znam się na chrześcijaństwie.Trafiłaś w dziesiątkę dziewczyno! Dokładnie tak – to elementarz chrześcijańskiej religii.Już to kiedyś próbowałem ci wyjaśnić. Widzisz, jak bumerang wraca temat grzechu. Także tam gdzie ze zdziwieniem pytasz: „A co ma wspólnego grzech pierworodny z dziewictwem Maryji?” Pytanie to stawia osoba która twierdzi że zna sie na teologii religii… Bez komentarza

          33. ~MagCzu

            > „A co ma wspólnego grzech pierworodny> z dziewictwem Maryji?” A co ma wspólnego tak pokrótce, gdyby Ciebie zapytano_

          34. ~gugcio

            Dziewictwo Maryji (a dokładnie dziewicze poczęcie Jezusa bo to jest tu najważniejsze!, nie wdaję sie tu w rozumienie dziewictwa IN PARTUM) jest, jeśli traktować poważnie w to co wierzymy, Bożym zamiarem i Jego odpowiedzią na rzeczywistość i kondycję ludzką po grzechu pierworodnym. To pokrótce. I to fakt teologiczny. Dalej otwiera się szerokie pole dla refleksji szczegółowej nad tym dlaczego, jak po co itd…

          35. ~gościówa

            > Także tam gdzie ze> zdziwieniem pytasz: „A co ma wspólnego grzech pierworodny> z dziewictwem Maryji?” Pytanie to stawia osoba która> twierdzi że zna sie na teologii religii… Bez komentarzaDlaczego: bez komentarza? Bardzo to nieładnie z twojej strony. Skoro uważasz, że tego nie zrozumiałam, to mi wytłumacz. Bo w tej chwili potraktowałeś mnie niepoważnie. Chyba że wolisz się zamykać w elitarnym towarzystwie „rozumiejących chrześcijaństwo”, do którego inni nie mają dostępu. Ale to znów ociera się o gnostycyzm. Chrześcijańską cnotą jest nieumiejętnych pouczać, przypominam ci to.

          36. ~gugcio

            > Dlaczego: bez komentarza? Bardzo to nieładnie z twojej> strony. Skoro uważasz, że tego nie zrozumiałam, to mi> wytłumacz. Bo w tej chwili potraktowałeś mnie niepoważnie.> Chyba że wolisz się zamykać w elitarnym towarzystwie> „rozumiejących chrześcijaństwo”, do którego inni nie mają> dostępu. Ale to znów ociera się o gnostycyzm.> Chrześcijańską cnotą jest nieumiejętnych pouczać,> przypominam ci to.Tak, bez komentarza! Bo najpierw piszesz że generalnie łatwo jest zrozumieć zagadnienia religijne i teologiczne, że nie masz problemów ze zrozumieniem teologów i zagadnień którymi się zajmują. Gdzie indziej zaś, że nie wiesz co to grzech albo tu: „A co ma wspólnego grzech pierworodny z dziewictwem Maryji?” (wyjaśniam krótko kilka postów wyżej) Więc się określ.Nie zamykam się w elitarnym towarzystwie. To ty mnie tam zamykasz tylko dlatego że skrytykowałem niespójność twoich wypowiedzi.

  3. ~gościówa

    „Odszedł zagorzały przeciwnik antykoncepcji”Przepraszam za czarny humor, ale zabrzmiało mi to jak: „Dobra nasza, o jednego mniej!”;-)))

  4. ~gościówa

    A propos mitycznych „mikroporów” w prezerwatywie. Wielu ludzi wciąż w to wierzy pod wpływem – nie bójmy się tego słowa – propagandy różnych świeckich i duchownych działaczy kościelnych. Warto byłoby trochę rozjaśnić tę sprawę.W internecie można znaleźć jak najbardziej poważne badania naukowe na temat przepuszczalności lateksu. Np. pompuje się w lateks wodę ze świecącymi mikrogranulkami wielkości podobnej do wirusów, które następnie zlicza się za pomocą mikroskopu. Oto wyniki jednego z takich badań:”Zbadano 89 prezerwatyw. Spośród nich 60 nie wykazało ŻADNEGOprzecieku. 29 z nich wykazało mikroskopijny przeciek. Przeliczono, że największyz wykrytych przecieków pozwalał, aby w przypadku, gdy po wytrysku jeszcze przez10 minut poruszać penisem w pochwie, to przeciekłoby 1/10000 objętości ejakulatu(zakładając, że składa się on głównie z cząsteczek tak małych jak woda i HIV).”Patrz: http://tinyurl.com/6mxucaJeśli wirusy HIV znajdują się w spermie w ilości wystarczającej do zakażenia, to nie wiem czy 1/10000 z „normalnej” ich ilości też wystarczy do zakażenia. Tak czy inaczej, większość badanych prezerwatyw nie wykazywało żadnego przecieku, a nawet te, które przeciekają, z pewnością bardzo mocno ograniczyły prawdopodobieństwo zakażenia.Niektórzy przeciwnicy prezerwatyw argumentują, że są one nie całkiem skuteczne, bo również plemniki mogą przez nie przecieknąć. To już można chyba spokojnie zdementować w świetle powyższych badań, bo plemnik ma średnicę 30 razy większą od granulek tam użytych.Ale chętnie przeczytałabym opinię jakiegoś prawdziwego specjalisty od badania przepuszczalności prezerwatyw… Ale czy w Polsce w ogóle tacy są? Pewnie nie.

  5. ~egon

    Z Vademecum spowiednika o którym wspomina Artur…5. Spowiednik jest obowiązany upomnieć penitentów co do wykroczeń, z istoty swej ciężkich, dotyczących prawa Bożego i wpłynąć, by zapragnęli uzyskać rozgrzeszenie i Boże przebaczenie z postanowieniem weryfikacji i poprawy swego postępowania. Przypadek powtórzenia grzechów antykoncepcji, nie jest powodem, samym w sobie wystarczającym, do odmówienia rozgrzeszenia; należy go jednak odmówić, jeśli brakuje dostatecznej skruchy albo postanowienia poprawy wykluczającej ponowny upadek (przyp: 40). Nie ma uproś, drodzy Państwo…

  6. ~egon

    O. James Gill: Odpowiedź na pytanie, dlaczego biskupi ukrywali przypadki molestowania, wydaje się prosta: starali się ukryć skazy na nieskazitelnym dla wielu katolików wizerunku Kościoła. Trzeba pamiętać, że biskupi złożyli obietnicę chronienia oblicza i dobrego imienia Kościoła. Poniekąd myślę, że to naturalna tendencja – skłonność do skrywania czegoś, co jest ohydne. Co się stanie, kiedy ludzie dowiedzą się, że ich ukochany ksiądz, którego przez całe życie słuchali, zwierzali się mu się ze swoich grzechów, który chrzcił ich dzieci, prowadził grupy ministrantów, jest pedofilem? Przecież ujawnienie tych przypadków – myślał niejeden biskup – będzie tragedią i dla Kościoła, i dla wiernych. Szokiem, z którego ci ludzie mogą się już nie podnieść. Bo dla każdego musi być szokiem wiadomość, że ksiądz, któremu zaufał, w tym samym czasie seksualnie wykorzystywał jego dziecko.Oto powód, dlaczego wszystko trzymano w tajemnicy. Proszę mi wierzyć: nienawidzę takiego uzasadnienia, ale myślę, że jest prawdziwe. Nienawidzę, gdyż chroniono wizerunek Kościoła kosztem niewinnych i bezbronnych dzieci.

  7. ~restastet

    Mogłoby się wydawać, że gdyby papież ogłosił dogmat o antykoncepcji, to by redaktor Sporniak stał się wtedy bardzo papieski. Broniłby swoje wiary. Teraz taki nie jest, bo nie ma potrzeby, dogmatu takiego nie ma. Tylko, że redaktor Sporniak nie wie, że nawet Pismo św. nie zostało zdogmatyzowane, czyli do tej pory oprócz dwóch bodaj fragmentów, obowiązuje wolność jego interpretacji. Mogą się pojawiać nowe ujęcia. Błędy są zaś odrzucane w toku toczącej się historii. Było ich zresztą sporo. Ale też wiele wspaniałych odkryć. To redaktor Sporniak obalając nie istniejące dogmaty dogmatyzuje spór o antykoncepcję, głosząc, że można ją uznawać, bo nie ma dogmatu. W Kościele wielu rzeczy się dzieje, pomimo tego, że nie ma dogmatycznej wypowiedzi na ich temat. Wielu ludzi żyje święcie i nie stosują antykoncepcji tylko naturalne planowanie rodziny. I co muszą mieć dogmat, aby szanować swoje ciała? „Kwestie niezdogmatyzowane mają być dyskutowane” – wydawałoby się głosi Pan Sporniak. Tylko gdzie tu dyskusja? To jest ciągłe obalanie dogmatu, który nie istnieje. Kościół w ogóle rzadko dogmatyzuje coś, a jak już, to po wiekach sporów. Nie ma potrzeby walczyć z takim „liberalnym” Kościołem, chyba, że na swój własny użytek trzeba go uczynić niebezpiecznym i antyludzkim. Znalazłem w internecie artykuł o antykoncepcji. Polecam w imię wolność myślenia, aby jej nie zabrakło, aby Pan Sporniak i Tygodnik Powszechny nie zdogmatyzowali stwierdzenia, że antykoncepcja jest dobra i pomaga w drodze do świętości chrześcijańskiej. Oto namiary na ten artykuł: http://www.szansaspotkania.net/index.ph p?pageid=10219. Szukania prawdy nigdy za mało.

    1. ~Magczu

      > Znalazłem w internecie artykuł o antykoncepcji. Polecam w> imię wolność myślenia, aby jej nie zabrakło, aby Pan> Sporniak i Tygodnik Powszechny nie zdogmatyzowali> stwierdzenia, że antykoncepcja jest dobra i pomaga w> drodze do świętości chrześcijańskiej.Pożyteczne jest testowanie swoich wypowiedzi na temat antykoncepcji przy pomocy porównania jej ze piciem alkoholu. Gdyby ktoś twierdził, że to ostatnie jest grzechem, a ktoś drugi próbował dowodzić, że tak nie jest, to samo to nie dowodzi jeszcze, iż jego celem jest „dogmatyzowanie stwierdzenia, że picie jest dobre i pomaga w drodze do świętości chrześcijańskiej”. To są pewne podstawy. A wpis, na który odpowiadam jest jedną z prób sprowadzenia poglądów adwersarza do absurdu. W bardzo pouczającej książeczce Schopenhauera pt. „Erystyka” ten wybieg jest podany jako pierwszy: „Wyprowadzić należy twierdzenie przeciwnika z granic naturalnych, traktować je w znaczeniu najogólniejszym i najobszerniejszym, oraz powiększyć je w najmożliwszy sposób. Im twierdzenie ogólniejsze, tym bardziej odkryte na napaści.”

      1. ~lekarz

        Można sprowadzać do absurdu nauczanie Kościoła, ale nie można już do takiego absurdu sprowadzać krytyki Kościoła. Można krytykować ingerencję w ciało za pomocą biczowania, ale ingerencja polegająca na blokowaniu przysadki mózgowej i niszczeniu macicy nie podlega już krytyce. Hormony w nadmiernych ilościach są tak samo szkodliwe jak alkohol. A antykoncepcja, zawsze przekracza normę zdrowia, którą jest płodność.

        1. ~gościówa

          Zaraz, panie Lekarzu. Ja się z panem nawet zgadzam co do ryzyka związanego ze środkami hormonalnymi. Ale prezerwatywy przecież nie niszczą macicy ani przysadki.

        2. ~MagCzu

          > ale ingerencja polegająca na blokowaniu przysadki mózgowej> i niszczeniu macicy nie podlega już krytyce. Hormony w> nadmiernych ilościach są tak samo szkodliwe jak alkohol. A> antykoncepcja, zawsze przekracza normę zdrowia, którą jest> płodność.Kościelna krytyka antykoncepcji nie zasadza się na jej szkodliwości dla zdrowia.

  8. ~niech ich piekło pochłonie

    Super !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!że odszedł jeszcze jeden oszołom,może wreszcie odetchnie czarny ląd rodząc mniej afrykanerów,zmniejszając w ten sposób ubóstwo,choroby i głód.Polityka czarnych i purpurowych beretów to jedno wielkie nieporozumienie,to tragedia dla biednych i niewinnych ludzi zbałamuconych przez watykańskich szamanów

  9. ~niezapominajka

    W ostatnim TP znalazłam ciekawą myśl s. Małgorzaty Chmielewskiej: Jaki sens ma zakaz jedzenia mięsa w piątek w Polsce, kiedy np. kawałek żółtego sera kosztuje więcej niż szynka…Gubi się sens tego zakazu.Do tego doszedł zakaz „imprezowania” w piątek, którego wielu młodych ludzi nie jest w stanie przestrzegać, bo tylko w piątek są np. dyskoteki w szkołach…Po co to wszystko aż tak precyzować…Myślę, że może tu być jakaś analogia z zakazem antykoncepcji- w tym sensie, że gubi się sens czegoś ważniejszego.Dla mnie najważniejszą sprawą, o którą tu chodzi jest ocena płodności- kiedyś była ona czymś pozytywnym, darem Boga. Wielodzietność była błogosławieństwem a bezdzietność hańbą. Ciąża była stanem błogosławionym. I tak powinno pozostać. Dziecko powinno cieszyć…Ludzie dalej chcą mieć dzieci. Ale chcą mieć dzieci zadbane, wychowane i wykształcone.Skoro Kościół przyznaje, że w obecnych czasach duża ilość dzieci może być dla rodziców zbyt wielkim obciążeniem i z tego względu zezwala na npr- tym samym mówi „A” a nie mówi „B”… Niby rozumie, a nie rozumie…Npr traktowane jako metoda antykoncepcyjna jest dla mnie takim zakazem jedzenia mięsa w piątek…Liczy się bezmyślne przestrzeganie zakazu.A co się gubi?Jak dla mnie, bo dla każdej kobiety może być inaczej, gubi się radość życia. Płodność staje się balastem… A kobieta staje się istotą w 99 procentach biologiczną… Ja uważam npr w wersji antykoncepcyjnej za poniżenie kobiety. Najbardziej daje się ono we znaki kobietom najsłabszym, najwrażliwszym. Takim, których organizm nie chce pracować jak szwajcarski zegarek…Mój organizm źle funkcjonuje i muszę się z tego tłumaczyć księdzu w konfesjonale? To też jest dla mnie upokarzające, i to jak!!! To jest moje „ostatnie słowo”.Czy Bóg może ode mnie wymagać akceptacji dla takiego poniżenia?Nie można by wrócić do pierwotnej intencji Boga, który dał ludziom płodność jako dar, współudział w tworzeniu… Dar, a nie obowiązek… Czasem obowiązek ponad siły.Npr szczyci się mianem „moralne”…Myślę, że bardziej niemoralne jest takie rozpracowywanie na czynniki pierwsze całej biologii kobiety ( jak to możemy przeczytać na stronach LMM czy NPR) i poniżanie jej psychiki, a także zanoszenie modlitw do Boga, by nie być w ciąży, niż zastosowanie prezerwatywy…Pan Artur już wszystko napisał na ten temat, w ciągu ostatnich paru lat…Czy KK podejmie jeszcze na ten temat dyskusję?Moja nadzieja w tym wypadku jest bardzo mizerna…Pozdrawiam serdecznie MagCzu , Gościówę, CSE, i innych, szukających prawdy i sensu „w tym temacie”…

    1. ~Lilly

      Niezapominajko mam bardzo podobne przemyślenia, tylko ja nie umiem tego tak zgrabnie ubrać w słowa jak Ty. Pozdrawiam Cię serdecznie.

  10. ~gościówa

    http://tinyurl.com/6etodqCiekawy artykuł na gazeta.pl o tym, skąd wzięło się potępienie dla masturbacji. Okazuje się, że w XIX wieku medycyna naprawdę sądziła, że masturbacja jest przyczyną wielu chorób takich jak gruźlica i epilepsja…

    1. ~iżyk

      Druga strona medalu … :)http://kobieta.gazeta.pl/kobieta/1,78524,3246828.htmlZ tej samej gazetki 🙂

  11. ~gościówa

    My tu sobie gadu-gadu, a tymczasem prof. Węcławski się ożenił i nawet zmienił nazwisko! Sorki za offtopic, ale nie mogłam się powstrzymać. Można sprawdzić na stronie Pracowni Pytań Granicznych. Pikantne szczegóły, jak ktoś lubi – na niezawodnym w takich wypadkach forum Frondy. W każdym razie ożenił się ze swoją asystentką.

  12. ~niezapominajka

    Też mi coś…W teologii to niewiele zmieni… Może tylko świadczy o małej wartości zgłębiania teologii w ramach KK. Nie cenię specjalnie wiedzy teologicznej, bo jest częściowo „wyssana z palca” . Za to gdyby o. Ksawery Knotz poszedł w Jego ślady… może w npr-rze by coś drgnęło?Gościówo, chyba masz coś wspólnego z wychowywaniem młodzieży?Czy nie przeszkadza Ci, że w GW w Magazynie, tydzień po tygodniu, są obrzydliwe artykuły, nie wiem komu potrzebne. W ostatnim „Tajemnice swingersów”. Przecież to jest obsceniczno- pornograficzne, jak Nie Urbana. Npr trochę odrzuca od seksu, trochę odpycha od Kościoła. A to odrzuca od seksu i wywołuje odruch wymiotny, brzydko powiedziawszy. Tu się mogą pojawić prawdziwe pytania graniczne, nie takie wyssane z palca, ale wzięte z życia.Ratunku !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    1. ~gościówa

      Ja? Z wychowaniem młodzieży? 🙂 W życiu nie wychowywałam żadnej młodzieży.Pomysł z o. Knotzem bardzo ciekawy.Artykuły w GW podobają mi się. Ja ich nie traktuję w kategoriach „propagowania zboczeń”… Zboczeniami trudno się zarazić. 😉

  13. ~Politolog

    Panie red. prosze o komentarz do ponizszego teksu -artykuł z onetu.Papież Benedykt XVI powiedział, że „uprawianie seksualności przekształca się w narkotyk, gdy chce się podporządkować partnera własnym pragnieniom i interesom, bez poszanowania kochanej osoby”.Słowa te znalazły się w przemówieniu, jakie papież wygłosił do uczestników kongresu z okazji 40-lecia ogłoszenia przez Pawła VI encykliki „Humanae vitae”.”Jako wierzący nie możemy nigdy pozwolić na to, aby dominacja techniki mogła przekreślić wartość miłości i świętości życia” – podkreślił Benedykt XVI, nawiązując do tez historycznej encykliki z 1968 roku, która potwierdziła sprzeciw Kościoła wobec sztucznej kontroli płodności.”Żadna technika mechaniczna nie może zastąpić aktu miłości, który małżonkowie wymieniają jako znak największej tajemnicy, w jakiej są protagonistami i współuczestnikami stworzenia” – dodał papież.Jak zaznaczył, „przekazywanie życia jest wpisane w naturę, a jej prawa pozostają normą niepisaną, do której wszyscy muszą się odwoływać”.Według Benedykta XVI, „coraz częściej niestety mamy do czynienia z przykrymi wydarzeniami z udziałem dorastającej młodzieży, której reakcje wyrażają niewłaściwą znajomość tajemnicy życia”.Papież zaapelował o edukacyjną troskę o to, by młodzi ludzie mogli zrozumieć „prawdziwy sens miłości” i zostali odpowiednio wychowani do seksualności, bez „ulegania ulotnym przekazom, uniemożliwiającym dotarcie do istoty prawdy”.”Dostarczanie fałszywych iluzji, dotyczących miłości lub oszukiwanie w sprawie prawdziwej odpowiedzialności, wymaganej przy korzystaniu z własnej seksualności, nie przynosi zaszczytu społeczeństwu, które odwołuje się do zasad wolności i demokracji” – zaznaczył papież.

Możliwość komentowania została wyłączona.