Niezapominajka zapytała mnie, czy sądzę, że efektem doskonałości moralnej może być rozbite małżeństwo. Pytanie postawione zostało w komentarzu do zacytowanych przeze mnie wypowiedzi kard. Ratzingera na temat antykoncepcji. Zanim odpowiem, skorzystam z okazji i najpierw powiem, co sądzę o samych cytatach.
Lubiłem czytać kard. Ratzingera, i lubię czytać Benedykta XVI. Cenię go za jasność i precyzję myśli, odpowiadające życiowym realiom pytania i dające do myślenia odpowiedzi. Dwie jego encykliki znakomite! „Jezusa z Nazaretu” czytałem z zapartym tchem. (Pisałem o tym tu i tam.) Natomiast przytoczone wypowiedzi o antykoncepcji zaskoczyły mnie, choć doceniam ich „ostrożność”, zwłaszcza, że do tej pory mieliśmy do czynienia prawie wyłącznie z „pewnością”. Kulturowa diagnoza wydaje się jednak nietrafna, a uogólnienia miejscami trącą nawet demagogią. Przecież efektem rewolucji seksualnej z 1968 roku nie było oddzielenie seksualności od płodności (to była ostatecznie sprawa drugorzędna choć „technicznie” ważna), tylko oddzielenie seksualności od trwałego związku mężczyzny i kobiety, czyli od małżeństwa! Na dobrą sprawę seksualność została oddzielona od płodności już w 1951 roku, kiedy to Pius XII zezwolił na korzystanie z naturalnych metod planowania rodziny w celu uniknięcia poczęcia. Mówienie, że „akt seksualny stracił intencjonalność i celowość, które wcześniej były dlań oczywiste i decydujące”, oznacza, iż intencjonalnością i celowością każdego aktu ma być płodność. Taka wypowiedź brnie prosto w sprzeczności. Podobnie uwagi o in vitro: „Człowiek będzie wytwarzany, planowany jak rzecz, a seksualność nie będzie już miała wartości moralnej, ludzkiej, personalistycznej, ale stanie się biologiczną funkcją naszej egzystencji”. A to dlaczego seksualność nie będzie już miała wartości moralnej, ludzkiej, personalistycznej? Czy taką wartość przydaje seksualności jedynie płodność? Albo ja nie rozumiem Kardynała, albo… temat jest sam w sobie zbyt trudny.
Co do pytania Niezapominajki, to w dużej mierze odpowiedziałem na nie przy okazji wpisu „Czy wstrzemięźliwość buduje relacje małżeńskie?” – starałem się wtedy wskazać miejsce moralności w budowaniu relacji małżeńskiej. Sądzę, że w pytaniu tym koniecznie trzeba wziąć w cudzysłów słowa „doskonałość moralna”. Jestem w stanie wyobrazić sobie, że pewien typ przeżywania moralności może prowadzić do rozbicia małżeństwa. Ale właśnie będzie to moralność niedojrzała, kurczowo trzymająca się zewnętrznego autorytetu, zniewalająca a nie wyzwalająca. Jeśli żona odmawiać będzie jakiejkolwiek rozmowy z mężem na temat seksu i NPR, powołując się przy tym na swoją wierność Kościołowi, to wtedy zarówno seks, jak i wstrzemięźliwość zaczynają służyć czemu innemu niż powinny. Seks powinien służyć wyrażaniu i budowaniu więzi, a NPR – planowaniu rodziny. Jeśli rozmowę i porozumienie zastępuje lękowe zacięcie się: „bo tak chce Kościół”, to wtedy żona idzie do łóżka nie z mężem tylko… z Kościołem. A przecież to mężowi a nie Kościołowi ślubowała miłość, wierność i uczciwość małżeńską.
Jeżeli związek z Kościołem konserwuje naszą niedojrzałość, to jest to związek toksyczny. Tu przydaje się analogia, na którą się już powoływałem: pisałem, że Kościół wobec nas jest nieomylny, tak jak rodzice wobec dzieci. Więź z Kościołem może być jednak podobnie destrukcyjna jak relacje w rodzinie. Wtedy nie ma wyjścia: by w ogóle móc zdrowieć, trzeba tę więź czasowo rozluźnić.
Tylko nie bierzcie tych słów za zbyt łatwy upust dla swoich frustracji i wygodne usprawiedliwienie. Sprawa jest poważna. Carnes w książce „Od nałogu do miłości” pisze, że jeżeli w pierwotnej rodzinie erotomana relacje nadal są chore i nie ma szans poprawy, to w procesie zdrowienia konieczne jest zerwanie więzi z rodziną. Taka rada nie godzi w wartość rodziny jako takiej, czyli jako instytucji – jak wierzymy – Boskiego pochodzenia. Przeciwnie – uzależniony uczy się w grupach wsparcia budować zdrowe i bezpieczne bliskie więzi z innymi, po to właśnie, by sam mógł uzdrowić istniejącą już rodzinę, czy założyć ją zgodnie z Bożym planem.
Tak samo konieczność w niektórych sytuacjach rozluźnienia więzi z Kościołem nie godzi w Kościół jako instytucję – jak wierzymy – Boskiego pochodzenia. Przeciwnie ma tę więź w perspektywie uzdrowić. Problemem może być jednak brak środowisk, które wspierałby przywracanie równowagi w wierze. Może powinny powstawać grupy wsparcia uzależnionych od Kościoła podobne do wspólnot anonimowych alkoholików czy anonimowych seksoholików? W każdym razie zawsze można szukać kontaktu z ludźmi mądrze i silnie wierzącymi, czytać mądre książki, czy choćby… „Tygodnik Powszechny” J
Witam…Toksyczny związek z rodzicami to chyba coś więcej niż przynależność do Kościoła… Rodzice podjęli, jako jednostki, odpowiedzialną decyzję o przyjęciu człowieka na świat, wychowaniu, poświęceniu mu czasu i energii (a przynajmniej tak być powinno). Z wyjątkiem naprawdę skrajnych przypadków zawsze – obiektywnie – wiele im zawdzięczamy. Dlatego po okresie izolacji, po zrozumieniu szkodliwych schematów, wracamy do rodziców, odbudowujemy kontakt. Doświadczyłam tego sama – dopiero po okresie „uwolnienia” zostałam zaakceptowana jako odrębna jednostka, osoba dorosła; i ja lepiej zrozumiałam ich motywy…Patrząc z podobnym obiektywizmem – jaki czas i energię poświęca nam Kościół? Rytuał chrztu i komunii? Odbębnione lekcje religii, które zamiast zbliżać, oddalają od wiary? Dodajmy, ze za to wszystko się zwykle płaci – księżom, katechetom. Jesteśmy traktowani jak szara masa, a odpowiedź na indywidualne wątpliwości i próby samodzielnego myślenia jest zwykle jedna – „Nie podoba się? Nie musisz”.Bardzo mi przykro to pisać, ale Kościół nigdy nie kojarzył mi się z żadną formą miłości. Osoba Jezusa – owszem. Ale instytucja, jaką stał sie Kościół, w mojej opinii coraz bardziej się od Niego oddala. Pieśni, rytuały, kazania – gdzie w tym jest miłość???? Jest tylko centralne sterowanie, wytyczne, straszenie, „naprawianie” człowieka, który na pewno jest z natury zły i tylko czeka na okazje do grzechu. Po okresie uwolnienia od Kościoła nie odczuwam żadnej potrzeby, by nawiązać z nim kontakt na nowo. Nie sprzyjały temu nawet różne ciężkie doświadczenia życiowe, w moim przypadku schemat „jak trwoga to do… kaplicy” nie działa…. a, i nie jestem „bardzo młoda i niedoświadczona”.Podsumowując – do rodziców sie wraca, bo oni zawsze chcieli dla dziecka dobrze. A Kościół? Ta instytucja, mam wrażenie, chce tylko, żeby do niej należeć, a to, czy komuś jest dobrze, ma w głębokim… poważaniu. A my przyzwyczailiśmy sie,biedne owieczki, do tego, że ma nam być źle – więc oczekując raju po śmierci kompletnie nie staramy się budować czegoś sensownego za życia. Czy normalna ludzka potrzeba bycia szczęśliwym jest Kościołowi obojętna? (szczęśliwym, a ni zaspokojonym przez nadmiar gadżetów)… No cóż, starzy kawalerowie rzadko bywają szczęśliwi, więc może trudno im zrozumieć…Pozdrawiamps. Pan jest tak naprawdę po tej samej stronie, tylko ma Pan mniejszą swobodę ruchów. ;-)))))
Toksyczny związek kościoła z państwem. Tu analogia pasuje idealnie. Państwo powinno rozluźnić związek z kościołem. Państwo powinno być świeckie a przynależność do kościoła dobrowolna. Obecnie mamy przymus dla wszystkich respektowania najbardziej bzdurnych wynurzeń biskupów.
Rozdział, czy łączność, kościoła i państwa nie zawsze przekłąda się na fakt postępu i ciemnogrodu. W Szwecji (która jest wzorem postępu i nowinek norm moralnych) jeszcze kilka lat temu kociół ewangelicko augsburski był ścisle związany z państwem, nie było rozdziału. Kazdy obywatyekl z automatu stawał się członkiem tegoz kościoła. Pastor był (i nadal własciweie jest) urzednikiem państwowym wybieranym przez mieszkańców osiedla.
Tyle że protestantyzm to religia państwowa, a katolicyzm to religia watykańska. Zresztą w Szwecji kościoły są dzisiaj puste, bo religia jest po prostu przestarzała.
ale znajdzie sie tez w Szwecji 'niepuste’ koscioly, chocby niezalezny Livets Ord w Uppsali (pastor byl kiedys luteraninem)pozdrowienia od obecnego protestanta! 🙂
tylko zwróć uwagę, że to Państwo dominowało nad kościołem protestanckim, a w przypadku katolicyzmu jest dokładnie odwrotnie. To kościół katolicki (via Watykan) chce dominować nad instytucjami państwa.
bzdura!!!!!!!!!!
Alu zacznij czytać i sie uczyć. Ty tego nie jesteś w stanie ogarnąć.
OGARNIAM, OGARNIAM. JESTEM MGR TEOLOGII, MAM TEŻ UKOŃCZONĄ PEDAGOGIKĘ( STUDIA PODYPLOMOWE).RELIGIA TO LEKCJA WYCHOWAWCZA, PRZYBLIŻAJĄCA ZAGADNIENIA ETYCZNE- POJĘCIE WOLNOŚCI, GODNOŚCI, MIŁOŚCI. UCZĘ MŁODZIEŻ, NIE MAJĄCĄ PODSTAWOWEJ WIEDZY NT. OTACZAJĄCEGO ŚWIATA. ICH PROBLEM TO KOLEJNA OKAZJA DO WYPICIA, ZROBIENIA BEKI. MAŁO KTÓRY Z NICHJEST W STANIE WYJŚĆ POZA SPRAWY PRZYZIEMNE- KASA, PAPIEROS, PIWKO, SZYBKI SEKS LUB, JAK MÓWIĄ,, PUKANIE”. NIE WIESZAJCIE PSÓW NA KOŚCIELE, PRZEKRĘTY ZNAJDZIECIE NP. W PFRON- DARMOWE KOMPUTERY, SPRZĘT NIOKONIECZNIE NIEZBĘDNY DO ŻYCIA, BO ,,JAK DAJĄ, TRZEBA BRAĆ”. TO JEST PASOŻYTNICTWO, BEZ ŻADNEJ PRACY. I NIE KAŻ MI SIĘ UCZYĆ I CZYTAĆ KSIĄŻEK,BO SAM NIE POSIADASZ TAKIEJ WIEDZY JAK JA. ŻAL MI WAS.
szkoda tylko,że nauczyciele religii w szkołach oceniają uczniów z wiary..
Czy jesteś teologiem – wątpie. Natomiast jesteś napewno wrzeszczącą L-alunią5. Chcesz mnie przekonać wrzaskiem (duże litery to krzyk).? Takim wrzaskiem posługujesz sie na lekcjach religii? To wynoś się ze szkoły. Idź nauczać do salek katechetycznych przy plebanii i na pensyjkę „dobrodzieja” bo nie wyrażam zgody na wynagradzanie Ciebie z moich podatków.
alu. to co wygadujesz, to typowe bzdury jakie probuje wciskac kosciol w lod.z typowa pewnoscio siebie i z typowym wewnetrznym przekonaniem,ze „moja jest tylko racja i to swieta raaaacjaaaa”.i to beszczelne pisanie capsem tez typowe,jak u „antka emigranta” no ale czegoz sie spodziewac, po „MAGISTRZE TEOLOGII”.niemozez miec innego zdania,bo bys niemiala tych trzech literek przed nazwiskiem.wielu juz myslalo tak jak ty i zmienilo zdanie.moze i na ciebie kiedys spadnie olsnienie i uswiadomisz sobie w jakim bagnie brodzisz,zejdziesz na sciezke prawdy.czego ci zycze.
Alu zacznij czytać i sie uczyć. Ty tego nie jesteś w stanie ogarnąć.
Oprócz powyższego, można żyć bez zasad, bez sakramentu małżeństwa, bo teraz lepiej jest być ,,samotną matką”, a tatuś dziecka żyje sobie jak mysz pod miotłą, pracując ,,na czarno”, bo podatnicy utrzymują jego przypadkowe dziecko. Dziś już nie wstyd żyć na kocią łapę, to można tak byćź samotną matką i z dziesięciorgiem dzieci. I nie krzyczcie, że Kościół każe mieć dużo dzieci, bo grzechem jest sprowadzanie dzieci w biedę. Ale motłoch tego i tak nie zrozumie.
> Oprócz powyższego, można żyć bez zasad, bez sakramentu> małżeństwa, bo teraz lepiej jest być ,,samotną matką”, a> tatuś dziecka żyje sobie jak mysz pod miotłą, pracując> ,,na czarno”, bo podatnicy utrzymują jego przypadkowe> dziecko. Dziś już nie wstyd żyć na kocią łapę, to można> tak byćź samotną matką i z dziesięciorgiem dzieci. I nie> krzyczcie, że Kościół każe mieć dużo dzieci, bo grzechem> jest sprowadzanie dzieci w biedę. Ale motłoch tego i tak> nie zrozumie. Teraz to mnie zdenerwowałaś!! Nawet nie masz pojęcia jak „cudownie” jest być samotną mamą w tym kraju!! Może spróbujesz żyć z tych marnych groszy zasiłku?? Mam niepełnosprawną córkę, żeby dostać komputer z PFRONu trzeba było tonę żaświadczeń, miesiące czekania i ………to nie jest tak „za darmo” kochana. Czy jestem motłochem? Dorabiam ile sił by moje dzieci nie cierpiały . Nie tak wyobrażąłam sobie swoją przyszłość, ale ..stało się. Kościół krzyczy i zabrania antykoncepcji ale co daje w zamian tym dzieciakom „niechcąco ” urodzonym??
Chrystus nie powiedział że będzie łatwo,każdy z nas ma swój krzyż do dźwigania. To właśnie ludzkie patrzenie na Pismo Święte sprawiło że to właśnie kapłani doprowadzili do ukrzyżowania Chrystusa. Dzisiaj też wielu z nich bardzo płytko odczytuje Jego słowa. Ja też mam niepełnosprawne dziecko , też nie w każdej kwestii zgadzam się z Kościołem chociaż jestem katolikiem. bodajże św. Augustyn powiedział słowa „kochaj i rob co chcesz…”. Każdy z nas jest inny , każdy widzi pewne sprawy inaczej, dlatego ten świat jest tak fascynujący, ale gdyby wszyscy ludzie kierowali się tylko miłością , która chce się z innymi dzielić nie było by tych dyskusji, w których o nic nie chodzi tylko o to by kogoś poniżyć, upokorzyć, by moja prawda była na wierzchu -niezależnie czy to jest Kościół jako instytucja,kapłan czy ktokolwiek z nas.
Zgadzam sie z Alą,czas rozlużnić stosunki z kościołem.Biskupi za bardzo się panoszą i wtrącają do rodziny,nie mając o niej pojęcia!
Nie rozumiem Cię! To ty jesteś Państwo? Państwo Polskie jest świeckie!!! A Ciebie nikt nie trzyma w Kościele. Po co tam chodzisz i dlaczegi „ich słuchasz”. A tak na marginesie to w państwie swieckim wszyscy mogą się wypowiadać i nalezeć do Kościola jakiego chcą. I ja to robię. Proponuję i tobie. Jestem niewierzacy i nie przeszkadzaja mi księża i biskupi, ale czasem przeszkadzaja mi wypowiedzi naszych polityków i to, że się wtracają do Kościoła
jezu, czy Wam się wszystko z d… kojarzy? co ta wypowiedź wnosi do rozumienia artykułu, poza tym, że się pewne słowa zgadzają? trochę opanowania wewnętrznych fobii by nie zaszkodziło!!
Nie wszyscy tylko ci którzy są w kościele!!!
TOKSYCZNY JEST ANTYKATOLICKI TYGODNIK POWSZECHNY. Przeczytaj kilka dziel Sw Augustyna! To geniusz i Swiety!!!
Nie mozna pogodzic seksu z religia,kiedys probowalam zrozumiec,teraz wiem juz ze niemozliwe i tyle. Jesli chce sie kochac z facetem,to sie kocham,nie bedzie mi ksiadz mowil kiedy i jak ma przezywac intymnosc z wlasnym mezem. Nie radz esie przejmowac nakazami bo do lozka pojdziecie jak na kartkowke z matmy,srasznie spieci i sztywni. Kosciol od zawsze obrzydzal seks i trakotwal kobiety jak bydlo rozplodowe i nie moga tego zmienic,nie moga zrozumiec ze to czlowiek sam moze wybierac kiedy chce miec dziecko,on zwlaszcza kobieta bo to kobieta bedzie nosic,karmic i rodzic a nie kosciol.
„Tygodnik Powszechny”??? Eeee tam…Sto razy lepsze jest „Christianitas”. Pozdrawiam:-) ironicznystanczyk.blog.onet.pl
nie dokładnie czytałam przyznaję się,ale to co wyczytałam………..: „bo tak chce Kościół”, to wtedy żona idzie do łóżka nie z mężem tylko… z Kościołem. A przecież to mężowi a nie Kościołowi ślubowała miłość, wierność i uczciwość małżeńską.Jeżeli związek z Kościołem konserwuje naszą niedojrzałość, to jest to związek toksyczny. Tu przydajetoksyczność ,związek-niebezpieczne związki:) Kościół nie wiem dlaczego z dużej litery kosciół po prostu w takiej formie:)no taak nie o te formę moze chodzi dobra teraz daleja co z odwrotnością:)))))on komu slubował-on tzn mąż oczywiście toksyczny związek z mężem a mąż z kościołem może:))przez duże K a niech tam można nawet o medycynie weterynaryjnej,ale napewno nie to Artur chciałby kontynuować ,a może własnie to-to niech A rtur napisze dokładnie i po co taka karuzela karuzela karuzela nabielana:)co niedziela npi dalej kto uzależnia i tu prosze A rtura same toksyny same związki sam K sam mąż -a gdzie ona mogę być ja:)żartowałamaleotwieramy Arturze otwieramy-biblię i co my tu mamy litery Arturze litery czy one uzalezniają teraz czym i jak i kogo i mozna by dalej alepo co ja tyle tu piszę-i tak chyba A rtur mnie nie rozumiezrozumieć o serwis np zaserwujemy toksyny i co i choroba i kt ma leczyć w tym Arturze temacie jest tyle słów tzn lter i nie tylko ile mięsa Arturze ileż mięsazwiazki chemia i ksiądz np-co wtedy jak Artur myśli np.:))co się wtedy dziejei co z Kościołem przez małe k tym razema teraz rozerwalność wybuch i tak te sprawy lania np kwas do h2o i inne wybuch i rozerwaniano normalnie nie jeden a cały kościół można rozwalići czy ja napisałam to jakoś jasno czy trzeba dać moc napięcia i z natężeneim zeby byłopozdro
Boże, widzisz i nie grzmisz! Za taki bełkot to powinien cie piorun z jasnego nieba porazić. Mimo usilnych starań nie wiem, o co ci chodzi. Natomiast – choć niechętnie – zgadzam sie z autorem felietonu: zbyt silny związek z Kosciołem jest zagrożeniem dla normalnego funkcjonowania rodziny.
Mocne zioło palisz…
Świat bez Boga – Światem bez nadzieiNadzieja na ustanowienie sprawiedliwego i doskonałego świata „dzięki osiągnięciom nauki i naukowo uzasadnionej polityce” jest niemożliwym do zrealizowania złudzeniem. Prawdziwa i jedna nadzieją na lepszy świat jest BógŚwiat Bez Boga to świat niepokoju Świat łez lęku to świat eutanazji brak nadziei, to mord miliony niewinnych dzieci, to rozbite rodziny w imię wolności w imię kopulacji Człowiek spętany kajdanami grzechu przestał kochać drugiego człowieka.Nie potrafi nawet zrozumieć siebie samego Bóg jednak nie pozostawił człowieka pod władzą śmierci szatana.Już w chwili wydania sprawiedliwego wyroku za popełniony grzech zapowiedział zwycięstwo nad kusicielem,które miało się dokonać za sprawa potomka niewiasty.Przez wiele lat ludzkość była przygotowana do przyjęcia daru zbawienia,które miało ludziom zostać ofiarowane w Jezusie Chrystusie
Swiat bez Boga swiatem bez nadziei … to prawda ale nie myl „swiata bez Boga” ze swiatem bez kosciola katolickiego czyt. mafii katolickiej…
Kolego jeśli oddzielasz Kościół od Boga to współczuję. Poczytaj troszkę i wtedy dopiero się wypowiadaj
A co z innymi wyznaniami? Czyżby tylko katolicy mieli prawdę?A przeciez protestantyzm to odejście od tradycji ludzkiej, powrót do Prawdy zawartej w Biblii.Niech kazdy zacznie od przeczytania 10 przykazan i okaże sie ,że kosciól kat je zmienił- jedno wyrzucił, drugie zmienił, a ostatnie podzielił.Nie mozna sie czepiać tzw intenpretacji, bo jest konkretnie jakie sa przykazania tzw Zakon i że maja trwac wiecznie, i że nie wolno ich zmieniac, jak to Kosciól katolicki uczynił. Wg przykazn mamy modlic sie do Boga, a nie do innych „bostw” czyli swietych, Przeciez Oni byli ludzmi. powinien byc też jeden posrednik- Chrystus, a nie Maria.Nie wolno czynic rzezby lub podobizny czegokolwiek i sie kłaniac czy modlić pod nia. Bog chce , abyśmy swietowali Sobote , czyli Szabat, a nie dzien słonca czyli Sunday, niedziele. Ustanowił Szabat w raju, dla Adama i Ewy ( nie byli Zydami), na pamiatke stworzenia. To jest siodmy dzien tygodnia, bo przeciez Jesus zmartwychwstał w pierwszy , czyli niedziele.I Jesus nie przeniós swiecenia tego dnia, tylko człowiek, Konstantyn w 321r.Gdyby apostałowie wstali z grobów, nie znalezliby niczego wspolnego z Kosciołem Katolickim, ale z Adwentystami, Waldensami.
Swiat z Bogiem to jest swiat ktory mamy teraz .Popatsz co dzieje sie na swiecie. Podobno „on” nas kocha,podobno „on” jest nieomylny.Z wierzacymi nie sposob dyskutowac bo zadne argumenty nie sa przekonywujace.Wierzacy poprostu WIERZY.
bo wierzyc jest prosciej niz zrozumoec.dlatego tylu niedouczencow wyznaje wiare.
Bog nie zarzadza tym swiatem, chocby mowilo tak 1000 duchownych. Biblia mowi ze bogiem tego swiata jest ktos inny – nie Bog, Ojciec Jezusa Chrystusa.Zaznaczam ze nie jestem 'Swiadkiem’ (nie lubie ich niebiblijnej organizacji)
Czy celibat jest uważany za związek małżński i jak to rozumieć,Gdy tam napisano ,List sw,Pawła do Koryntian, „Każdy kleryk i biskup powinien mieć jedną żonę oraz dzieci–jak niema to sperma pada na MÓZG i tworzy się DOGMAT,
Kolego, Biblia rzeczywiście mówi, że duchowni powinni mieć żony (1Tm 3,2), ale argumentacja jest inna. Poczytaj. Nie stosuje natomiast katolickiej terminologii (np. „kleryk”), bo w czasach apostolskich nie istniał jeszcze kościół katolicki. Pzdr.
Celibat zostal wprowadzony aby majatek koscielny nie zostal rozdrapany przez dziedzicow. I tyle.
W przypadku toksycznych więzi zaleca się czasowe ich rozluźnienie… Wymagany jest dystans i CZAS. Cytowane przez Ciebie, Arturze, wypowiedzi kard. Ratzingera na temat antykoncepcji budzą we mnie skojarzenie, iż on uważa, że musi minąć jakiś czas, zanim może na nowo zostać podjęta dyskusja na te tematy. Do tej pory będziemy odsyłani do konfesjonałów. Otwarta dyskusja hierarchii z wiernymi byłaby toksyczna dla związku.
czytajac te wszystkie bzdurne wypowiedzi jestem z szokowanapodpisuje sie pod twoja wypwiedwia
Propagowanie protestantyzmu,zakamuflowane.
Obzarstwo i opilstwo jest grzechem!!!Jesc nalezy bez przyjemnosci potrawy pozywne ale niesmaczne!Pic skwasniale wino!!Brac za zony brzydkie ale plodne samice!!!Prosic zony o przyjecie pozycji matrymonialnej(ksiadz da obrazek po slubie) i tylko miedzy 12 tym a 16 tym dniu cyklu!!Pozostawic kaplanom lepsze kaski,napitki i kobitki!!Niech grzesza za nas!!!Postnego i cnotliwego roku zycze,
10/10!
utrafiłeś w samą dychę!!!!Bo wygląda na to ,że niedługo odmówią nam wszystkich ziemskich przyjemności.
od razu widać że ten kmentarz pisal jakis niewyrzyty kretyn, ktory kobiety traktuje jak maszynki do seksu
od razu widać że masz problem ;DDD
Kretyn by raczej napisal NIEWYZYTY!!
Dawno juz to zauwazylam..kiedy jeszcze do kosciola chodzilam.Ksiadz gruby jak baryla…nigdy bym z takim nie zgrzeszyla.Nie umie panowac nad soba…nie bedzie wiec panowac taki nad toba.Winna jest jego kucharka…razem niech jedza z jednego garnka!Nawazone piwo niech sami pija..jak maz i zona niech teraz legalnie zyja.
Dawno juz to zauwazylam..kiedy jeszcze do kosciola chodzilam.Ksiadz gruby jak baryla…nigdy bym z takim nie zgrzeszyla.Nie umie panowac nad soba…nie bedzie wiec panowac taki nad toba.Winna jest jego kucharka…razem niech jedza z jednego garnka!Nawazone piwo niech sami pija..jak maz i zona niech teraz legalnie zyja.
Czasami wydaje mi sie ze Kosciol zostal ustanowiony zeby prosci, pusci, brzydcy ludzie nie majacy przyjaciol znalezli pocieszenie i sie przy tym dowartosciowali. Pozdrawiam
Gratuluję piękna, pełności i skomplikowania, narcyzie, pogadamy o tym wszystkim, jak będziesz stary, łysy i pomarszczony i będą ci podstawiali nocnik.
I’m don’t reading this article because it’stupid. I prefer reading book than internet articles. So, I hope that somebody from Poland cans read this comment. I’m English, but You surily know that.
If you prefere reading books ,why are you in polish forum????
właśnie. niech spiernicza.
znam kilku angoli ale żaden nie używa takiego języka jak z elementarza… jessi jest angielką jak ja papieżem
yeah… especially Your language is very, very english. Like a Shakespeare
English to ty nie jestes, biorac pod uwage ilosc bledow w tych kilku zdaniach. Ich styl swiadczy o Polaku(Polce), ktory/-a sie „z-angliczyl/-a” po dwoch miesiacach w UK.
Are you an english version of antek_emigrant?
Nie kompromituj sie z pisaniem w niewiadomo jakim jezyku. Jesli Ci sie wydaje, ze pisesz po angielsku, to jestes w bledzie.
Your level of English is pitiful no less than your comment. Who would believe you’re English anyway? Go find some other playground and stop lying to yourself.
Your English is so good like my Korean, people hold me, please, I can’t stand it!
so what? You are stupid or what ?
but eggs (ale jaja) taht’s your english.
You are such english As I,m afroamerican.You do such mistakes which are impossible for native E.
koleś jakbyś był Anglikiem, to nie robiłbyś błędów. ż e n a d a
DO wszystkich ktorzy zyja w iluzji ze ze umieja po angielsku:Nie umiecie hahaha 😉
Z Ciebie taka English, jak ze mnie arcybiskup. Bidulko, Ty nawet nie znasz angielskiego na tyle, żeby złożyć kawałek poprawnego gramatycznie tekstu.
Dżessi jest spikin’ Inglisch olmost lajk de nejtiff!
„polski” english czuć „na kilometr” (milę), i…. mentalność, tylko POLACY MYŚLĄ ŻE SĄ WYRAFINOWANIE INTELIGENTNI
Aj hev newer bin in ostrołęka
It’s not stupid – you are stupid! you’re pretending you speak english… „I’m don’t reading…” hahaha!! 😀 totally regrettable provocation…:/ DISGUSTED:/
yeah, right dude, what did you smoke?
Moralnośc nie jest zależna od religii, ale od kultury społeczności, w jakiej sie wychowywałeś. To co niemoralne jest dla Muzumanina, dla katolika nie stanowi problemu. Toc o niemoralne dla katolika nie jest problemem dla jakiegoś afrykanskiego plemienia. A związek z Kościołem uważam za bardzo toksyczny, zwłaszcza w Polsce. Człowiek powinien posługiwać sie rozumem, a nie wiarą w coś, bo wówczas racjonalne argumenty nie są przez umysł wierzącego branego pod uwagę, gdyż są sprzeczne z przyjetym systemem wartosci. Zbyt długie rozważania sprzeczne z naszym sytemem powodują agresje i niepokój. Stąd nietolerancja ludzi zbyt religijnych.
konta, podaj jeszcze definicje „racjonalnego argumentu”, bo trudno się odnieść do Twojej wypowiedzi
a ja mysle ze jesli ktos w taki sposob argumentowałby swoje wspolzycie to oznacza ze nie ma zadnej wiezi z Kosciolem i nie ma co tam rozluzniac tylko przydaloby sie troche szczerosci i zobaczenie tego ze to ziarno wiary ktore mi dano na chrzcie wogole sie nie rozwinelo. bo moze problemem nie jest miec wiele dzieci tylko przyjac tyle ile da Bog. shalom
Całkiem mądra analogia. W praktyce jednak wielu ludzi uważa całkowite posłuszeństwo Kościołowi za bardziej wartościowe od samodzielnego podejmowania decyzji. I jest to niestety wina samego Kościoła, stawiającego raczej na wydawanie opinii niż ich uzasadnianie.Jeśli Kościół uzasadnia swoje stanowisko słowami „taki jest Boży plan”, to oczywiste jest że z czymś takim nie można dyskutować. Żadne argumenty z dziedziny etyki czy moralności nie są tutaj wystarczające – jedynym wyjściem byłoby podważenie kościelnej interpretacji Biblii, czyli herezja. I to jest chyba powód dla którego żona jednak powie mężowi „bo Kościół tak naucza”. Nie ma innego wyjścia, bo sam Kościół skutecznie zniechęcił ją do samodzielnego przemyślenia tych spraw. Bo żadnego własnego wniosku nigdy nie mogłaby podeprzeć argumentem równie mocnym jak Kościół.
aj.swietne argumenty przytaczasz i twoj jezyk choc trodny,jest dobrze poukladany i niema w nim dwuznacznosci.ale pozwol ze przetlomacze twoje ostatnie zdanie,z polskiego na nasze:”jezeli macie chec wytrysnac zonie na twaz,a ona nawet miala by chec, zeby sprobowac jak to jest.ale zabrania wam,bo sie boi gniewu boga.to jest to,wpiepszanie sie kosciola w brudnych trepach do sypiali malzonkow.
To ciekawy tekst 🙂 może zacznijmy od tego, że chyba żyjemy w kraju demokratycznym i wolnym gdzie nikt nikogo do żadnego wyznania nie zmusza – każdy sam wybiera dobrowolnie i świadomie. Co za tym idzie jeśli decydujemy się być katolikami to chyba za tym idzie coś więcej niż sama nazwa. Przyjmujemy ronież naukę moralną jaką proponuje nam ta religia. Osobiście nie wyobrażam sobie aby jakiś człowiek określający się jako wegetarianin jadł mięso i chociaż może wegetarianizm nie jest religią to jednak jest pewną ideologią, która nakazuje pewne formy moralności. Wegetarianie sztywno się jej trzymają no bo jaki jest sens nazywania wegetarianinem kogoś pożerającego mięso?
kosciół to duchowa odmiana aids.podstepnie niszczy zdolnosc samodzielnego myslenia i brania odpowiedzialnosci za swoje zycie.przypominam ze w obliczu ogromnej krzywdy jaką kosciół wyrządził milionom ludzi na przestrzeni stuleci-raczej juz nie powinien zabierac głosu w zadnej sprawie.przypominam ze kosciól palił ludzi na stosach za herezje typu: ze ziemia nie jest płaska tylko okragła.przypominam o wojnach krzyzowych, setkach tysiecy ludzi pomordowanych, okradanych, torturowanych z powodu schizy koscioła.az cud ze wierni o tym nie pamietają.dlatego won od antykoncepcji, in vitro, autanazji! kosciołowi juz dziekujemy!
pieknie :)pozdrawiam
na szczescie sa jeszcze rossadne zuzki na tym lez padole.
to nie kośćiól jest fundamentem wiary i nie relacje z nim tylko relacje z Jezusem czytajcie Biblię proście Boga aby uzdrowił wsze relację z Nim i zaufajcie Mu „wszystko mogę w tym który mnie wzmacnia” Dużo Bożej Mądrości na 2008 . aha jescze jedno Jezus nie jest ani katolicki ani protestancki ani prawosławny(odnośnie komentarza który zarzuca propagownia protestantyzmu) Jezus jest jeden
mądrze prawisz 🙂
Kościól katolicki cierpi na poważną chorobę jaka jest fanatyzm połączony z paranoicznymi wyobrażeniami o życiu. KK zawsze traktował seks jako uosobienie szatana a kobiety jako istoty złe i nie będące pełnoprawnymi ludżmi. Skąd ta chora obsesja się bierze? , trudno zgadnąć ale nie ze zdrowych przesłanek, wszak jak mi wiadomo duchowni i to na wysokich szczeblach nie stronią od seksu w tym również zboczonego.Prawda jest taka w cudzym oku zauwazają żdzbło trawy a w swoim.Myślę że najlepszy sposób na te madości KK to nie przejmować się encyklikami i innymi „mądrościami” hierarchów koscielnych
Ja myślę że właściwszym jest nie bycie katolikiem bo nit do tego nei zmusza jest wolny wybór.
AUTOR TEKSTU CHYBA WROCIL Z SYLWESTRA BO TAK NAMOTAL
„KK zawsze traktował seks jako uosobienie szatana a kobiety jako istoty złe i nie będące pełnoprawnymi ludżmi.” Możesz mi powiedzieć w której parafii tak Ci powiedziano? Bo chyba w tej, której proboszczem jest Urban.
Ojcowie kosciola tak wlasnie uwazali i mowili
zgadzam sie z toba ada.choc w chinskiej filozofii ying-yang,kobieka rowniez jest zlem a mezczyzna dobrem.ktore to przenikaja przez siebie i sa nierozerwalne.
Panie Sporniak! Nieomylnosc rodzicow wobec dzieci jest subiektywnym pogladem potomkow tychze rodzicow. Natomiast nieomylnosc Kosciola jest wewnetrznym dogmatem Kosciola Chrystusowego, opartym na nauce samego Zalozyciela. Panska analogia jest w tym przypadku znacznie naciagana, i pasuje jak „pięść do oka”. Z uszanowaniem – Czytelnik
Co za bzdura! Przypomnij sobie Czytelniku, który to sobór watykański zniósł dogmat o nieomylności papieża, który jest głową Kościoła.
Co do wiary i moralnosci niezmiennie istnieje dogmat o nieomylnosci papieza, Prosze wiec CIebie: nie wprowadzaj w blad czytelnikow, albo moze sam podaj: KTORY to byl sobor watykanski??? Moze „trzeci”…? :L||}}{PO+_)(*&^^%%$$$<NLJHGjkl;’\’^
dogmat o nieomylności papieża rzeczywiście istnieje ale nie oznacza (o ile pamiętam) dosłownie tego na co wygląda; aby wypowiedź papieża miała znamiona nieomylności zapewnianej przez ten dogmat wymaga specjalnej formuły; to nie jest tak, że każda wypowiedź papieża w sprawach wiary jest nieomylna a ta specjalna formuła („My, Matka Kościół”) przez samego JPII nie była chyba nigdy użyta; wybaczcie niepewność ale kto chce może sobie sam to sprawdzić w odpowiednich źródłach
Kosciól to wspólnota ludzi wiezrzcych w Jezusa Chrystusa, uznajaca prymat papieza. Toksyczny to chyba pan jest i panska demagogia dla glupkow.
Chrystus nauczał o dogmacie nieomylności Kościoła?!!!Gdzież to znalazłeś człowieku tę naukę, w katechizmie?
Nieomylność w sprawach wiary może nie dotyczyć obsady stanowisk.Mieliśmy wszak papieży i antypapieży-ale dyscyplina jest konieczna-nie można tolerować anarchii w Kościele-np.betanki i ksiądz suspendowany.Jednak obecny papież który pierwszą encyklikę oparł na Miłości-widac,że kieruje się Nią.Nie ustępuje pod wolnomyślicielskimi atakami ,,świata”.Nie neguje nauk innychdyscyplin-ale hierarchia ważności pierwszeństwo daje etyce przed techniką np.,,in vitro”.Rozumie też potrzeby sierot i ludzi ubogich.
Ależ Kościół jest zmienny. Wynika z tego, że nie ma boskich wskazówek w jaki sposób wierni mają żyć a tylko interpretacja jakiejś instytucji pod nazwą Kościół który zmienia zdanie jak i kiedy mu wygodnie.
zgadzam się w 100% Amen.
Jeżeli na temat seksualności będą zabierać głos osoby które (przynajmniej teoretycznie) nie powinny o niej mieć pojęcia to będzie zawsze nieuchronnie dochodzić do absurdów. Można by oczywiscie użyć argumentu że o przestępstwach nie może mówić osoba która nigdy nie weszła w konflikt z prawem ale to wątpliwa podpórka. Bo wtedy o Panu Bogu nie powinni sie wypowiadać ci którzy go nigdy nie widzieli..
Kościół uznał Kopernika po zamordowaniu wielu ludzi, teorię ewolucji wcześniej niż przygłupy Giertychy. Polski kler to leniwe, moralnie podłe i chciwe nieroby. Każdy związek z nim, jest poniżej godności człowieka
Zgadzam się z realpolem.Ten zwiazek może być tylko toksyczny,jak każdy związek,w którym jeden tylko daje{poddani},a drugi tylko bierze {kler}.
Wedlog mnie panie redaktorze, temat jest zbyt trudny dla obecnego papierza. Dlaczego? Co moze powiedziec o zyciu sekseualnym mrowek ktos, kto nigdy nie usiadl na mrowisku?To troche zabawne streszczenie tego ze, ksieza i kosciol katolicki na ten temat nie powinni miec zadnego zdania, bo ten aspekt ludzkiej egzystencji jest im calkowicie nieznany. (a przynajmniej powinien byc, jesli nie brac pod uwage tych ksiezy, ktorzy lamia zakazy swojej wlasnej instytucji) Wiedze ktora posiada papierz, jest wiedza wyczytana i wyuczona z ksiazek, uslyszana z przekazow ustnych (byc moze rowniez na spowiedziach) a to wszystko jest tylko zlepkiem odczuc, osadow i opinii innych ludzi – mozna by uzyc w ich przypadku slowa „aktorzy” bo oni byc moze opisali swoje wlasne przezycia. Natomiast ksieza, kardynalowie, papierz, oni wypowiadaja sie na temat „co oni sadza, na temat tego co inni inni sadza”… Dla mnie temat jest martwy, bo osobiscie wole zapytac „jak ugotowac dobra zupe” kucharza a nie ginekologa! Natomiast jesli chodzi o moralnosc?! No coz… byc moze „slomka w oku brata jest wieksza niz belka we wlasnym” Odsylam przywodcow k. katolickiego do ich wlasnej historii i ustosunkowania sie do ich wlasnych czynow, doktryn, nakazow… porownaniu tego wszystkiego z przeslaniem pisma swietego (starego i nowego testamentu) a dopiero potem moga sie wypowiadac na tematy zwiazane z seksualnoscia innych
Kazdy czlowiek jest istota seksualna w kazdym wieku i w kazdym stanie (celibat, zwiazek, malzenstwo, samotnosc). Seksualnosc czlowieka nie ogranicza sie do wspolzycia – jezeli ktos tak tylko rozumie seksualnosc jest po prostu ograniczony i nie przezywa swojego czlowieczenstwa w pelni. Papiez jest takze obdarzony seksualnoscia jak kazdy czlowiek, tez ma/mial instynkt, odzczuwal pozadanie itd. dlaczego wiec nie mialby wypowiadac sie na temat dotyczacej tej sfery? Mysle ze Kosciol przez swoje nauczanie w tej dziedzinie kieruje sie dobrem czlowieka: nawoluje do tego abysmy my byli tymi ktorzy sa panami tej niesamowitego atrybutu ludzkiego ktorym jest nasza seksulanosc a nie zebysmu byli uleglymi niewolnikami naszych instynktow. Kosciola nikt sluchac nie musi przeciez – kazdy z nas ma wolna wole i moze dokonywac takiego wyboru jakiego chce. Niech jednak nie oczekuje od Kosciola zeby ten na czarne mowil biale. Rob co chcesz, ale nie oczekuj od Kosciola ze ten uspokoi twoje sumienie przez jakies ustepstwa ktore wydaja ci sie logiczne (niestety nasze logiczne jak nam sie wydaje myslenie czesto takowe nie jest ;)Swoja droga co trzyma w Kosciele osoby ktore nie zgadzaja sie z jego nauczniem pozostaje dla mnie zagadka. Nie odpowiada ci Kosciol to do niego poprostu nie chodz i prowadz swoje zycie wedlug swojego widzimisie – masz do tego sluszne prawo.
czlowieku roznica w swerze sexualnosci,pomiedzy ludem a papierzem.jest taka, jak miedzy gornikami ktorzy pracuja na dole,a prezesem spolki weglowej, w swerze urobku wegla.
lekarz nie musi byc chory na wszystkie choroby, aby z nich leczyc – nie musi byc nawet chory na zadna z nich; mozna zapytac o ginekologa – co on wie o kobiecie, bedac mezczyzna albo seksuolog o tym, jak widzi sprawy seksualne plec przeciwna, czy co wie o patologii w tej dziedzinie, sam nie bedac „wykrzywiony”; a co wie kobieta psycholog o psychice mezczyzny; a werterynarz o niedomaganiu zwierzat?? 🙂 WIEDZA TYLE, CO POTRZEBA – Z KSIAZEK
no z tym to sie zgadzam w 100%.teraz wiem,z kad wzielo sie powiedzenie „pacjent przezyl pomimo pomocy lekaza”chlopie 80%chorob niewymaga zadnego leczenia.gdyby tak nie bylo,to juz dawno przestal by istniec gatunek ludzki.
Kościół uznał Kopernika po zamordowaniu wielu ludzi, teorię ewolucji wcześniej niż przy-głupy Giertychy. Polski kler to leniwe, moralnie podłe i chciwe nieroby. Każdy związek z nim, jest poniżej godności człowieka
A czy sztampa, rytuał lub spowszednienie nie powinny być także (podobnie jak toksyczne uzależnienie) uzasadnieniem dla rozluźnienia więzów z kościołem hierarchicznym i nakazem do samodzielnego szukania Boga. Niekoniecznie tylko i wyłącznie z rąk kapłana i tylko poprzez niego, tym bardziej gdy jego kazania budzą agresję albo nudę?
Heh. Staruszek nie majacy zadnej praktycznej wiedzy o sexie i antykoncepcji probuje pouczac ludzi, ktorzy sex uprawiaja na codzien.
Jestes bardzo ograniczony. To ze papiez nie ma doswiadczenie praktycznego (jak sadzisz) nie oznacza ze nie wie co dobre 😉
Polscy biskupi swoją głupotą chcą zadziwić papieża. Niemiec jest mądry i dla swojego narodu nie poleca egzorcystów.
2 mld zł rocznie kosztuje religia w szkołach !!! 20 000 szkół * 3 katechetki*2500zł *13 pensji= 1950000000 zł Nie ma pieniędzy dla dzieci na lekarstwa, możliwosci leczenia. Jak długo rząd polski bedzie płacił kościołowi za coś co było niedawno bezpłatne!!!.
Kiedyś czytałem też na onecie, że stawianie nowych kościołów jest baaardzo potrzebne. Może to pisał jakiś ksiądz a może ten sam pan – nie pamiętam. I pisał dalej, że niektórzy twierdzą, że za pieniądze na te kościoły można by nakarmić kogoś gdzieś w Afryce… Ale oni tam by to wszystko zjedli i nic by po tych pieniądzach nie zostało. A tak wybuduje się nowe kościoły i wierni będą mieli gdzie chodzić. A poza tym to taki kościół dłużej postoi niż pożyją ci nakarmieni! No i pewnie w podtekście pomyślał jeszcze ile to pieniędzy przyniosą ci wierni do kościoła… itd. Pouczająca nauka?!
no niestety znowu musz zabrac glos.kiedys kk.postanowil nakarmic wioske w malej dolince.zylo tam 500 osob.gdy byli syci,to sie tak rozmnozyli ze za 5 lat bylo ich juz 5 tysiecy!.przewyzszalo to juz mozliwosci tego osrodka.zrozumieli swoj blad ale dopiero kiedy nikt juz niechcial tam dluzej pracowac bo ta piekna dolinka przeobrazila sie w pieklo.jezdzac dzisiaj po afryce mozna zobaczyc wiele takich miejsc.puste budynki po misjach kk.
Co za matematyk…to co piszesz jest absurdem…wyliczyłeś pieniądze „marnowane” na l.religii, przecież to normalny przedmiot w szkole tak jak muzyk, który może grać na rynku bezpłatnie…lub plastyk sprzedający obrazy…po co WOS? skoro każdy może sam zobaczyc wiadomości czy czytać gazety?a technika a w-f skoro dzieci biegają po podwórku? Każdy płaci składki i podobnie jak w opłatach TV nie wszystkie programy mi odpowiadają…ale nie mam wpływu na to i płacę pomimo marnych i głupich treści telenowel itd.
MGR TEOLOGII MUSI KOSZTOWAĆ, RELIGIA TO LEKCJA WYCHOWAWCZAPOŁĄCZONA Z PRACĄ PEDAGOGA. a CO POWIESZ O ŚRODKACH NA FUNDUSZ OSÓB NIEPEŁNOSPRAWNYCH, GDZIE NIE WSZYSCY TO INWALIDZI NIEZDOLNI DO PRACY. MOJA ZNAJOMA OTRZYMAŁA WYPASIONY KOMPUTER, WPŁACAJĄC 10 % WARTOŚCI. NIE JEST ON JEJ DO NICZEGO POTRZEBNY( GOPSPODYNI DOMOWA NIGDY NIEPRACUJĄCA, 50 LAT)- JAK DAJĄ, TRZEBA BRAĆ- MÓWI ONA. GRA SOBIE W PASJANSA; RENTĘ TEŻ MA SOCJALNĄ, PRZY TYM DUŻY DOM, LOKATORÓW, MĄŻ PRACUJĄC NA CZARNO MA 3000 ZŁ PENSJI. NIE CZEPIAJCIE SIĘ KOŚCIOŁA, KIEDY SAMI KOMBINUJECIE, JAK MOŻECIE.W POLSCE KWITNIE PASOŻYTNICTWO.
Na pensję do proboszcza – marsz. Won od pieniędzy podatników.
Tak… A dla uzdrowienia małżeństwa najlepsze jest czasowe rozluźnienie więzi ze współmałżonkiem. Artur, daj mi komórkę swojej żony na maila!
toksyczny dla Kościoła staje się tygodnik powszechny od kiedy TVN go kupiło..
Dziwne jest to co piszesz, bo w najnowszym wydaniu TP (datowanym na 6 I) jest list kard. Dziwisza do redakcji i wcale nie ma on „toksycznej” wymowy. TP zawsze zachwyca mnie swoją wielowątkową płaszczyzną dyskusji – jeden z jej przejawów mamy właśnie tutaj na blogu Pana Artura. Spróbuj odszukać takie dyskusje w innych mediach. Naturalnie część krytyki odnoszącej się do TP ma uzasadnienie: m.in. list JPII do redaktora w 95.TVN nie kupiło TP. ITI kupiło 49% udziałów w TP, oczywiście TVN też nalezy do ITI, ale równie dobrze mógłbyś powiedzieć, że Legia albo Multikino kupiło sobie TP….
12 Przykazań Odrodzonej Rzeczypospolitej.1. Polska jest krajem neutralnym światopoglądowo.2. Konkordat stawiający Naszą Ojczyznę w niekorzystnym stosunku do Watykanu będzie renegocjowany.3. Religia zostanie wycofana z szkół państwowych i nie będzie przedmiotem maturalnym a katecheci jej uczący będą opłacani ze środków Kościoła.4. Wstrzymane zostaną wszelkie dotacje budżetowe przyznawane na Kościół i instytucje z nim związane.5. Duchowieństwo i Kościół Polski będzie opodatkowany za używanie gruntów i inne działalności tak jak pozostałe przedmioty gospodarcze i obywatele tego kraju.6. Duchowieństwo będzie podlegało wyłącznie sądom polskim jeśli czyn zostanie popełniony na terytorium RP.7. Kościół będzie utrzymywał się wyłącznie z składek swoich wiernych, dozwolone będzie opodatkowanie się na rzecz Kościoła na zasadach ogólnych dotyczących darowizn i przekazywania środków na instytucje pozarządowe.8. Właścicielem dóbr kultury polskiej będących w użytkowaniu Kościoła pozostanie państwo Polskie.9. Media kościelne będą działały na zasadach ogólnie przyjętych dla mediów niepublicznych.10. Będzie obowiązywał zakaz działalności politycznej Kościoła.11. Kler w całości a zwłaszcza Rydzyk podda się lustracji.12. Nie będą zmieniane żadne przykazania.
AMEN
„Jeśli żona odmawiać będzie jakiejkolwiek rozmowy z mężem na temat seksu i NPR, powołując się przy tym na swoją wierność Kościołowi,” Powiedziałbym jej, żeby wyp****ała do zakonu i zarządałbym rozwodu.”Kościół wobec nas jest nieomylny, tak jak rodzice wobec dzieci.” I jako wspaniały rodzic Polaków pochwalał rozbiory naszego państwa, pochwalał zabory naszego państwa, potępił powstania narodowe i z miłą chęcią układał się z nazistami 🙂 Zaprawdę nieomylny rodzic”Tak samo konieczność w niektórych sytuacjach rozluźnienia więzi z Kościołem” Dopuki istnieje więź z Kościołem, istnieje zabobonny lęk przed życiem. Trzeba tę więź rozluźniać stopniowo, żeby wreszcie ją zerwać, co prowadzi do uzdrowienia duszy.”Może powinny powstawać grupy wsparcia anonimowych uzależnionych od Kościoła podobne do wspólnot anonimowych alkoholików czy anonimowych seksoholików?” ludzie, którzy porzucają katolicyzm, wyzwalają się spod wpływów wyniszczającej ich religii, ale jednocześnie porzucają coś, do czego byli przywiązani. Przeważnie faktycznie potrzebują pomocy.Tobie bardzo by się przydała rozłąka z judaizmem chrześcijańskim. Widać wyraźnie, że Kościół źle na Ciebie wpłynął. Jesteś taki miękki, jakby uległy. Boisz się, ze mógłbyś urazić ten swój Kościół. Wyrażasz swoje poglądy z żałosną pokorą.
Coz – ten tekst jest godny ateisty. zaznaczam ze nie jest obelga, ani w ogole wartosciowanie tylko prosta konstatacja. Autorowi zycze duzo zdrowia.
przede wszystkim zależy jak rozumiemy wiarę.Ja chodzę do Kościoła dla Boga. Nie ważne jaki jest ksiądz, ja za niego nie będę odpowiedać, każdy z nas posiada wolną wolę i zdolność rozróżniania co dobre a co jest zwykłą chęcią dorobienia się na kimś. Kocham życie i wierze, że to krótka droga ku wieczności. Jestem osobą rozsądną jednocześnie wierzę moc nadprzyrodzoną i dobrze mi z tym!
I tak trzymać Bracie, nie musisz się za bardzo wysilać by BOGA szukać, masz GO podanego na tacy.
Coś mi się wydaje, że jesteś alkoholikiem i erotomanem Arturze. Bo skąd niby takie lektury czytujesz? To nie zarzut absolutnie. Sam nim jestem i też je znam. Pytanie tylko: czy bezgranicznie wierzysz autorom książek które czytasz? Wolisz wierzyć nim niż Kościołowi? A może to Kościół ma rację? Jeżeli został ustanowiony przez Chrystusa to ja wierzę, że tak!!! Widać, że zmagasz sie z problemami, o których piszesz ale jeżeli trudno jest Ci (zreszta także i mi) żyć miłością to nie obarczaj winą za to Kościoła. To, że my nie potrafimy to nie znaczy że nikt nie potrafi. Pamiętaj, że to my jesteśmy chorzy.Pogody ducha i wiary w Miłość, która uzdrawia.
sas, ada i zuzka – zgadzam sie z Wami w 100 procentach! A tak na marginesie, co może wiedzieć wiedzieć papierz o seksie, skoro nie doświadczył tego? A Jezus? Podobno też był prawiczkiem! Hm, albo stare dziady (mężczyźni) w sejmie, którzy zabraniają aborcji? NIE SĄ CHOLRKA KOBIETAMI, NIE WIEDZĄ NIC O TYM! Budda nauczał, aby nie wierzyć w coś, tylko dla tego że inni wierzą, nie wierzyć, bo tak robią wszyscy! Trzeba samemu zobaczyć, sprawdzić uwierzyć! A kto z was widział Boga? NIKT! A to durne tłumaczenie, że jest on zbyt boski byśmy mogli go zobaczyć, jest durne i swiadczy tylko o tym że go nie ma (fajna wymówka, tak na marginesie). Dlatego też ja NIE WIERZĘ, choć cała rodzina moeje matki to zagorzali katolicy. Nie można wierzyć w Boga „na słowo” bo to za poważny temat aby można było by tak postąpić! Pozdrawiam wszystkich!
Bóg jest, doswiadczyłam jego obecności, to Kosciół katolicki zakłamał to , co On chciał nam przekazac w Biblii. Z Nim żyje sie lepiej , pełniej. Kościól Katolicki nie równa sie Bog, zachecam do Jego szukania.Jestem lekarzem, widze, jak ludzie przypominaja sobie o Bogu gdy juz nie ma ratunku. Czesto trafiaja do szpitala, bo lekcewaza Jego zalecenia, takze zdrowotne.
Bóg jest, doswiadczyłam jego obecności, to Kosciół katolicki zakłamał to , co On chciał nam przekazac w Biblii. Z Nim żyje sie lepiej , pełniej. Kościól Katolicki nie równa sie Bog, zachecam do Jego szukania.Jestem lekarzem, widze, jak ludzie przypominaja sobie o Bogu gdy juz nie ma ratunku. Czesto trafiaja do szpitala, bo lekcewaza Jego zalecenia, takze zdrowotne.
Tak sobie obserwuję kościół katolicki. Jego wiernych, kapłanów, hierarchów. Analizuję czasami jego historię i dogmaty. Obserwuję jego wyczyny te z przeszłości i te teraźniejsze i z coraz większym zdumieniem zastanawiam się jak to możliwe, że coś tak absurdalnego i tak mocno w sumie skierowanego przeciwko człowiekowi może w tak masowym wymiarze egzystować, i przez niemal dwa tysiące lat trzymać władzę nad umysłami ciągle tak ogromnej rzeszy ludzi. Bo czymże była jest i zapewne jeszcze długo będzie ta przedziwna instytucja. Bo kościół katolicki jest instytucją. Jest instytucją i jedną z największych na świecie sekt wyspecjalizowanych w doskonałym praniu mózgów owieczkom swoim. Jest instytucją i sektą zarazem, roczną i tajemniczą w jakiś ciemny sposób. Czym jest tak naprawdę ten potężny twór trzymający władzę nad umysłami ogromnych mas ludzkich? Przecież zawsze był jest i chyba będzie wrogiem zapiekłym wszelkiego postępu, rozwoju nauki, oświecenia i wolnej myśli. To kościół katolicki z kobiety czynił przez wieki całe istotę gorszą, niższą i nieczystą. To on ledwo narodzone i niczego nieświadome dzieci przywłaszcza sobie rytuałem zwanym chrztem. To jego hierarchowie przez wieki całe czynili kobiecie krzywdę niewyobrażalną. I trwają w swoim uprzedzeniu do dzisiaj hołubiąc i broniąc swojego patriarchalnego tworu. To kościół katolicki z erotyzmu jego całego piękna uczynił mroczny i czarny grzech. Seks , miłość wolną, piękną , pełną doznań duchowych i zmysłowych sprowadził do ohydnego podziemia ludzkiej świadomości i trzyma tam świadomość swoich wyznawców do dzisiaj. To kościół katolicki do perfekcji doprowadził sztukę fałszerstw, kłamstw, przeinaczeń. To on przez wieki całe tworzył dogmaty, prawa jakieś wynaturzone wmawiając maluczkim boskie w tym sprawstwo. To kościół z boga uczynił pamiętliwego, złośliwego kata karzącego na lewo i prawo za wszystko i wszędzie i strącającego do wymyślonego przez kościół piekła bez opamiętania wszystkich , którzy my pod rękę wpadną. To kościół wymyślił celibat. Jeden z najbardziej chorych i wynaturzonych pomysłów, jaki sobie można tylko wyobrazić. Posunął się nawet do super bzdury wymyślając niepokalane poczęcie i pozbawiając matkę Chrystusa – czołowej przecież postaci kościoła – wszystkich pięknych cech erotycznej kobiecości, macierzyństwa, miłości nie tylko zmysłowo – cielesnej, ale i duchowej. To kościół wreszcie jeszcze do nie tak dawna prowadził krwawe krucjaty nawracając niewiernych krwawo ogniem i mieczem na łono jedynie słusznej wiary. To kościół katolicki wsławił się takimi wynalazkami jak święta inkwizycja, palenie na stosach wolnomyślicieli, ludzi nauki, sztuki, oświecenia i postępu. To kościół katolicki zapisał się niezwykłą wręcz chciwością i pazernością gromadząc majątki i dobra nieprzebrane nie ustając w tej działalności nigdy. Tak sobie myślę czasami ja ateista zatwardziały, że bóg to musi być jednak istotą niezwykle dobrą , mądrą i tolerancyjną albo go po prostu nie ma. Inaczej sobie nie potrafię wytłumaczyć jego milczącej zgody na wyczyny kościoła , który imieniem tego boga się przecież pieczętuje. Chyba, że ten bóg rzeczywiście jest taki, jakim go kościół katolicki przedstawia. Kościół katolicki to instytucja wciąż zaborczo aktywna. Nigdy nie spoczywa na laurach. Kościół katolicki w Polsce przepuszcza totalną ofensywę. Czuję się osaczony religią , kościołem wyznawcami jedynie słusznej religii. Jest wszędzie. W prasie, telewizji, radiu. Jest w szkole, w urzędach i na ulicy. Wciska się do mojego domu i łóżka. Nie mogę wysłuchać wiadomości bez informacji o poczynaniach biskupów, kardynałów, księży, papieża. Co tydzień jakieś ważne kościelne wydarzenie zajmuje łamy oficjalnych mediów. Co miesiąc jakaś ważna rocznica związana z JPII. Co pół roku następny wspaniały film o JPII. Im dalej od śmierci JPII tym więcej cudów, których rzekomo był autorem. Wszędzie krzyże, pomniki, tablice upamiętniające, dzwony, święte relikwie, cudowne obrazy, płaczące Madonny, cuda na kominach, drzewach i na szybach w blokowych oknach. Kraj prześciga się w budowaniu coraz większych krzyży, pomników, dzwonów i świątyń. Pielgrzymka goni pielgrzymkę. Młodzież wędruje tam i z powrotem pod szczupakiem czy też karpiem w Lednicy. Nawet na plaży w Międzyzdrojach pełno młodych ludzi ubranych w koszulki z napisem Pokolenie JPII. Co druga ulica to ulica JPII. Prawie każda szkoła to szkoła JPII. Szpitale JPII lub prymasa tysiąclecia. Jak grzyby po deszczu rosną świątynie projektowane przez pijanych cukierników. Naród wali niewyobrażalne pieniądze na budowanie, co raz to wymyślniejszych i absurdalnych budowli sakralnych. Nowi władcy Polski, którzy wygrali właśnie wybory zamierzają swojego boga i wyznanie wprowadzić do konstytucji, praw, prawodawstwa i ustawodawstwa. Wszystkie decyzje polityczne, ekonomiczne i gospodarcze zaczyna podejmować się tylko w obecności hierarchów kościoła. Instytucje kościelne i przykościelne stoją poza prawem i nad prawem. Nie obowiązują ich żadne prawa państwa Polskiego. Nie płacą podatków. Nie muszą się rozliczać ze swoich dochodów, przychodów i wydatków. Kościół decyduje o kształcie i formie oświaty i szkolnictwa. To kościół decyduje o życiu i zdrowiu kobiety ciężarnej. To proboszcz kształtuje kręgosłup moralny lokalnych społeczności. Zastępy dewotek i bigotów w moherowych beretach stanowią o wartościach moralnych społeczeństwa To, co wczoraj było po prostu śmieszne dzisiaj staje się normą społeczną.. Żyję w państwie wyznaniowym. Moher w triumfalnym marszu zajmuje coraz to nowe pozycje. Czuję się osaczony dominującą w tym kraju religią. Jestem wystraszony szturmem kościoła katolickiego, który wciska mi się powoli wszędzie. A przecież wydawało mi się , że państwo polskie miało być państwem świeckim z wyraźnym rozdziałem kościoła od państwa. Widać tylko mi się tak wydawało. Zastanawiam się, kiedy na ulicach pojawią się kościelne komanda. Taka religijna policja. Brrrrrr…………………skóra mi cierpnie. Pozdrawiam wszystkich ludzi wolnych od uzależnień religijnych
Bardzo trafnie to wszystko Sławku ująłeś. Nic dodać nic ująć. W pełni popieram.
Dziwie sie ze czyta Pan Ratzingera i NICZEGO Pan nie pojmuje, dziwie sie tez ze Ks Boniecki trzyma takich „myslicieli” w swoim pismie ktory ma w podtytule slowo „katolicki”…
Zdrowe związki z Kościołem ,czy z kimkolwiek lub z czymkoliwek innym mogą stać się toksyną ,jak komuś nie odpowiadają z jego osobistych przyczyn.W tej konwencji publikowanie niekontrolowanych wypowiedzi ludzi nieodpowiedzialnych za siebie może stać się toksyną społeczną .Podstawą przyjęcia za prawdę akceptowalną przez nieobytych z zakamuflowanym kłamstwem subiektywnie wyrażanych stanowisk przez poszczególnych ludzi.Za publikowanie tych poglądów i za skutki owych publikacji odpowiada solidarnie pod każdym względem publikator,jeśli nie zastrzegl się wcześniej od tej odpowiedzialnosci!Bierze aktywny udział w procederze rozpowszechniania błędnych lub nawet wrogich poglądów sprzcznych z istniejąca ugodą społeczną.Publikator jest odpowiedzialny z tej prostej przyczyny, iż nie zastrzegł się i nie odciął od odpowiedzialności za treści swych publikacji. Dotyczy to treści ujawnionych na stronach głównych ,jako stanowiska właściciela witryny internetowej a nie na jej zakodowanych rubrykach wewnętrznych .
„trzeba tę więź czasowo rozluźnić” lub zerwać na stałe: http://apostazja.info
czy istniało by niebo ,bez piekła.straszenie podstawa wiary katolickiej!!!!!!!!
Eee to straszne, potwornie nudne życie. Ja się z TEGO wyzwoliłem po kilkudziesięcie latach. Lepiej późno niż wcale, jestem o dziwo znacznie szczęśliwszy. Amen.
Od kiedy to Kościół wyraża się jasno i precyzyjnie?. Przecież to ewidentny nonsens, kolejna doktryna i nic więcej!.
MORALNOŚĆ Z RELIGIĄ NIE MA ŻADNEGO ZWIĄZKU, CZEGO DOWODZI SKALA OBŁUDY,HIPOKRYZJI,FAŁSZU,ZAKŁAMANIA KLERU Z JEGO PODWÓJNĄ MORALNOŚCIĄ.OBSZERNE WYWODY TEORETYCZNE NA TEN TEMAT SĄ NIC NIE WARTE W OBLICZU TAK RAŻĄCEJ PRZECIWNOŚCIĄ PRAKTYKI.
przykre, że takie ograniczenie umysłowe prezentujesz jako zupełną oczywistość. na taką retorykę, na szczęście dają sierobić jedynie najbardziej ograniczeni umuysłowo ludzie. co do ciebie, nie dysponujesz zbyt rozbudowanym aparatem intelektualnym i dlatego poruszasz się między nic nie znaczącymi pojęciami używanymi w religijnych wywodach.
Aby seks był święty, kościól powinien wydać dekret, żekobiety mogą zpładniać tylko księża. Męzczyzn zobowiązujesię do dostarczania pieniędzy zarówno na kościół jaki na rodzinę.
Rownie dobrze mozna stwierdzic ze skoro cos ma wplyw na moje wartosci moralne i spojrzenie na swiat np „Tygodnik Powszechny”, to wlasnie z „Tygodnikiem Powszechnym” ide do łózka albo z mama, tata albo przyjacielem. Jesli ktos caly czas chodzi do kosciola i zapomina o swiecie to z pewnoscia robi to na wlasne zyczenie. Nikt mu nie kaze modlic sie godzinami i w bezmyslny sposob stosowac sie do sztywnych regul.Z drugiej strony istnieją reguly ktore sa trudne do przyjecia, ale wtedy nie ma co zbyt szybko podnosic krzyku (mam wrazenie ze ten artykul i cala ta sprawa wywoluja sporo wzburzenia)ale spokojnie i obiektywnie starac sie zrozumiec ich celowosc.I Szczesliwego Nowego Roku!
to o czym mówisz nie nazwałbym toksycznym związkiem człowieka z Kościołem – Kościół to przecież ogół wiernych, a związek to relacja z konkretnym człowiekiem a nie rozmyta jak w przypadku ogółu. Wg mnie chodzi ci raczej o niedojrzałe podejście do nauki Kościoła oraz (niestety jeszcze gdzieniegdzie obecna w Kościele) „wielkopańska mentalność” utrudniająca dialog oparty na miłości i poszanowaniu. Właśnie wtedy rodzi się poczucie autorytaryzmu w podejściu niektórych duchownych do życia swoich parafian, którzy boją się poprosić o wyjaśnienie zagadnień moralnych i rezygnują z myślenia na rzecz „świętego słowa księdza”. To wielki błąd takich parafian (tych księży też), bo zapominają że Jezus nie przewidział swojego Kościoła jako wojska gdzie trzeba się kurczowo trzymać regulaminu bo tak każą, ale wspólnoty dialogu i wzajemnej pomocy i wparcia w drodze do Boga. Mogę jedynie doradzić takim parafianom zmianę parafii, ewentualnie dialog z księdzem-dyktatorem lub interwencje w kurii. A o sprawach intymnych mąż i żona nie powinni sie wstydzić rozmawiać skoro sobie ufają, w końcu te sprawy (jak wszystkie) dotyczą ich obojga. Pozdrawiam
DLA ATEISTÓW OCHRONA ŻYCIA TO PERFIDNE DZIAŁANIE BO WEDLE ZABOBONÓW ATEISTÓW. ICH ŻYCIE JEST TYLE WARTE CO ŻYCIE ZWIERZĘCIA CZYLI UWAŻAJĄ, ŻE CZŁOWIEK POPROSTU ZDYCHA A NIE UMIERA. ATEIŚCI PONADTO ZAPRZECZAJĄ FAKTOM NAUKOWYM. CZŁOWIEKIEM JEST SIĘ OD POCZĘCIA DLATEGO, ŻE ZYGOTA MA TAKIE SAMO DNA JAK DOROSŁY CZŁOWIEK I JEST ORGANIZMEM MAJĄCYM PRZEMIANĘ MATERII. UWAŻAJĄ, ŻE MATERIA JEST WIECZNA-Z TEORII WIELKIEGO WYBUCHU JASNO WYNIKA, ŻE WSZECHŚWIAT MIAŁ POCZĘTEK(OKOŁO 14 MLD LAT TEMU POWSTAŁA CAŁA MATERIA) A Z TEGO Z KOLEI WYNIKA, ŻE JEDYNĄ PRZYCZYNĄ POWSTANIA WIELKIEGO WYBUCHU JEST BÓG PONIEWAŻ PRZED WIELKIM WYBUCHEM NIE BYŁO ŻADNEJ MATERII. TAK WIĘC MUSICIE SIĘ NAWRÓCIĆ ATEIŚCI.
do simona.posluchaj debilu,z rownania e=mc2 wynika ze energia moze zamienic sie w mase i na odwrot.na tenczas zyjemy w etapie kidy nasza galaktyka sie rozszerza.ale to sie moze zmienic i zacznie sie znow kurczyc.i zamienic sie w energie.jesli wiec energia ta dla ciebie jest bog,to znaczy ze wszestko co widzisz jest czescia boga.ateisci tez tak ze od dzis mozesz sie ,rownie dobrze modlic do lenina.innymi slowy kazdy z nas jest czescia boga i kazdy z nas jest nieomylny.rowniez ateisci.no chyba sam widzisz ze to jest sprzeczne somo w sobie.tak ze nie mow nic o wielkim wybuchu jesji tego nie pojmujesz.akurat tej dziedziny nauki niemozna sie nauczyc na pmiec, tak jak wiersza w szkole.to trzeba najpierw zrozumiec.co nie jest latwe.tak ze juz jepiej ucz sie tych dogmatow i niewkraczaj w swery o ktorych nie masz pojecia.
PRAWDZIWI CHRZEŚCIJANIE JAK JEZUS: BEZ MIĘSA, CELIBATU, CZCZCI OBRAZÓW, POSĄGÓW:(1) Wtedy mówił Bóg wszystkie te słowa: (2) Ja jestem Pan, twój Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. (3) Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! (4) Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! (5) Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, (…) (Ks. Wyjścia 20:1-6, Biblia Tysiąclecia)Jezus zniósł wszelkie ofiary ze zwierząt w żydowskich świątyniach = Podczas ostatniej wieczerzy zrezygnował z żydowskiej tradycji ofiar ze zwierząt – zamiast zarżnięcia baranka mięso zastąpił chlebem , a krew – winem, co nakazał też czynić uczniom na swoją pamiątkę!!!Pierwsi chrześcijanie BYLI WEGETARIANIAMI-w odróżnieniu od Rzymian nie jedli mięsa,unikali alkoholu:,,Jak mówi apostoł(Rzym. 14,21):Będzie lepiej,jeśli nie zjesz mięsa i nie napijesz się wina.Gdyż używanie wina zaczęło się ze spożywaniem mięsa,po Potopie…”.św. Hieronim. św. Paweł w I Liście do Rzymian rozdział 14 21 „Dobrą jest rzeczą nie jeść mięsa i nie pić wina, i nie czynić niczego, co twego brata razi”Ludzie w Raju byli wegetarianami:Biblia podaje,że na początku, tuż po akcie stworzenia BÓG oznajmił ludziom iż wolno spożywać im tylko żywność roślinną.,,I przemówił BÓG: OTO DAŁEM WAM WSZELKĄ ROŚLINNOŚĆ WYDAJĄCĄ NASIENIE, KTÓRA JEST NA POWIERZCHNI CAŁEJ ZIEMI I WSZELKIE DRZEWO, NA KTÓRYM JEST OWOC DRZEWA WYDAJĄCY NASIENIE. NIECH WAM SŁUŻY ZA POKARM. Biblia Ks.Rodzaju 1:3,,I WSZELKIEMU DZIKIEMU ZWIERZĘCIU ZIEMI,I WSZELKIEMU LATAJĄCEMU STWORZENIU NIEBIOS ORAZ WSZYSTKIEMU,CO SIĘ PORUSZA PO ZIEMI,W CZYM JEST ŻYCIE JAKO DUSZA,DAŁEM NA POKARM WSZELKĄ ZIELONĄ ROŚLINNOŚĆ.I TAK SIĘ STAŁO.” Biblia Ks.Rodzaju 1:29 Następnie jednak nadchodzi czas wielu lat upadku człowieczeństwa,gdy ludzie niewolą innych ludzi,prowadzą wojny,zjadają zwierzęta oraz dopuszczają się wielu innych okrutnych czynów.(STARY TESTAMENT) Jednak i wtedy Bóg przestrzega przed mięsem: „Nie wolno wam tylko jeść mięsa z krwią życia” BIBLIA KS.RODZAJU 9:4.PRAWDZIWI CHRZEŚCIJANIE:BEZ MIĘSA,CELIBATU,CZCZCI OBRAZÓW,POSĄGÓW=JEZUS,APOSTOŁOWIE, PIERWSI CHRZEŚCIJANIE NIE JEDLI MIĘSA=V PRZYKAZANIE:”NIE ZABIJAJ”.NIE DOPISUJCIE „NIE ZABIJAJ LUDZI”,”NIE ZABIJAJ LUDZI TEGO SAMEGO WYZNANIA,PRZYJACIÓŁ” ITP. INNYCH OKRESLEŃ USPRAWIEDLIWIAJAYCH ZABIJANIE WROGÓW,LUDZI INNYCH RELIGII,ZWIERZĄT ITP.W BIBLII LUDZIE ŻYLI OD 120 DO KILKUSET LAT!BIBLIA ZABRANIA CELIBATU:”Biskup więc powinien być nienaganny,mąż jednej żony, trzeźwy, rozsądny, przyzwoity, gościnny, sposobny do nauczania, nieprzebierający miary w piciu wina, nieskłonny do bicia, ale opanowany, niekłótliwy, niechciwy na grosz, dobrze rządzący własnym domem, trzymający dzieci w uległości, z całą godnością. Jeśli ktoś bowiem nie umie stanąć na czele własnego domu, jakżeż będzie się troszczył o Kościół Boży? KATOLICKA Biblia Tysiąclecia 1 List Tymoteusza 3:11 LIST DO KORYNTIAN 7:5 (2) Ze względu jednak na niebezpieczeństwo rozpusty niech każdy ma swoją żonę, a każda swojego męża. (3) Mąż niech oddaje powinność żonie, podobnie też żona mężowi. (5) Nie unikajcie jedno drugiego, chyba że na pewien czas, za obopólną zgodą, by oddać się modlitwie; potem znów wróćcie do siebie, aby – wskutek niewstrzemięźliwości waszej – nie kusił was szatan. (6) To, co mówię, pochodzi z wyrozumiałości, a nie z nakazu. (9) Lecz jeśli nie potrafiliby zapanować nad sobą, niech wstępują w związki małżeńskie. Lepiej jest bowiem żyć w małżeństwie, niż płonąc. (10) – jeśli chodzi o dietę bezmięsną przestrzegają jej bodajże jedynie Adwentyści, i jak wskazują badania statystycznie są o wiele zdrowsi niż ludzie jedzących mięso.
EFEKTY”EDUKACJI SEKSUALNEJ”KSIĘŻY W CELIBACIE:ABORCJE, NIEPLANOWANE CIĄŻE, PEDOFILIA, HOMOSEKSUALIZM= KATOLICKA PRUDERIA = GDY KSIĘŻA UCZA ŻYCIĄ W RODZINIE (WBREW BIBLII ZABRANIAJACEJ CELIBATU)=70%MAŁŻEŃSTW=EFEKT NIEPLANOWANEJ CIĄŻY= BRAK ANTYKONCEPCJI,EDUKACJI SEKSUALNEJ TYLKO 20% POLEK STOSUJE ANTYKONCEPCJĘ= PLANUJE CIĄŻĘ,RODZINĘ -A ILE UPRAWIA SEKS? NA ZACHODZIE 50% KOBIET STOSUJE ANTYKONCEPCJĘ.BO KSIĘŻA”UCZA ŻYCIA W RODZINIE” -A BIBLIA ZABRANIA CELIBATU: „Biskup więc powinien być nienaganny,mąż jednej żony, trzeźwy, rozsądny, przyzwoity, gościnny, sposobny do nauczania, nieprzebierający miary w piciu wina, nieskłonny do bicia, ale opanowany, niekłótliwy, niechciwy na grosz, dobrze rządzący własnym domem, trzymający dzieci w uległości, z całą godnością. Jeśli ktoś bowiem nie umie stanąć na czele własnego domu, jakżeż będzie się troszczył o Kościół Boży? KATOLICKA Biblia Tysiąclecia 1 List Tymoteusza 3:11 LIST DO KORYNTIAN 7:5 (2) Ze względu jednak na niebezpieczeństwo rozpusty niech każdy ma swoją żonę, a każda swojego męża. (3) Mąż niech oddaje powinność żonie, podobnie też żona mężowi. (5) Nie unikajcie jedno drugiego, chyba że na pewien czas, za obopólną zgodą, by oddać się modlitwie; potem znów wróćcie do siebie, aby – wskutek niewstrzemięźliwości waszej – nie kusił was szatan. (6) To, co mówię, pochodzi z wyrozumiałości, a nie z nakazu. (9) Lecz jeśli nie potrafiliby zapanować nad sobą, niech wstępują w związki małżeńskie. Lepiej jest bowiem żyć w małżeństwie, niż płonąc. (10) POLKI NIE UPRAWIAJĄ SEKSU=TYLKO 20% POLEK STOSUJE ANTYKONCEPCJĘ=UPRAWIA SEKS?=małżeństwa z wpadki – nieplanowanej ciazy zawsze rozlatują sie po wychowaniu dzieciFANATYZM,KRUCJATY,WOJNY,RZEZIE RELIGIJNE, STOSY, TORTURY,ŚWIETA INKWIZYCJA,SKRAJNA NIENAWISC I NIETOLERANCJA = TO TEZ EFEKT FRUSTRACJI I BRAKU SEKSU :)KOŚCIÓŁ KATOLICKI DOPIERO W 1960 ROKU ZLIKWIDOWAL INDEKS KSIĄG ZAKAZANYCH, KTÓRY NIE UZNAWAŁ KSIĄŻEK KOPERNIKA O TYM ŻE ZIEMIA KRĄŻY WOKÓŁ SŁOŃCA ZA PRAWDZIWE I ZGODNE Z WIARĄ :)CÓŻ, KIEDYS PODOBNO LUDZIE WIERZYLI, ŻE BEZ MODŁÓW I OFIAR SŁOŃCE RANO NIE WZEJDZIE :)KAŻDA RELIGIA=ZBIOROWE SZALENSTWO.POTEPIA SEKS I PRZYJEMNOŚC,ZABRANIA MYSLENIA,ZACHĘCA DO ZABIJANIA NIEWIERNYCH,KAŻE WIERZYC W BAJKI,CUDA I KŁAMSTWA.BRAK NORMALNEGO SEKSU,EDUKACJI SEKSUALNEJ,ANTYKONCEPCJI=NAJWIĘCEJ ABORCJI,ZBOCZEŃ JEST U KONSERWATYWNYCH OSÓB,DEWOTÓW,HIPOKRYTÓW,HOMOSEKSUALIZM,PEDOFILIA WŚRÓD KSIĘZY,W ZAKONACH TO PRZYKŁAD FAŁSZYWEJ MORALNOŚCI-(MIŁOSC DO MAŁYCH CHŁOPCÓW, DZIEWCZYNEK)WSRÓD NP. KSIĘŻY,ZAKONNIKÓW,ZAKONNIC TO PRAKTYCZNY PRZYKŁAD. BO KSIĘZA KOCHAJĄ DZIECI,SZCZEGÓLNIE NIE SWOJE.TAKŻE W CZĘŚCI PRAKTYCZNEJ? NAJGORSZE SA ZBRODNIE POD PRETEKSTEM DOBRA:PALENIE NA STOSACH,ZAGŁADA INDIAN,NIEWOLNICTWO MURZYNÓW ODBYWAŁO SIĘ POD PRETEKSTEM SZERZENIA „JEDYNIE SŁUSZNEJ WIARY” I ZBAWIENIA.TO BÓG STWORZYŁ CZLOWIEKA,SEKS I ….PORNOGRAFIĘ=BRAK EDUKACJI SEKSUALNEJ=NAJWIĘCEJ ABORCJI,ZBOCZEŃ JEST U KONSERWATYWNYCH OSÓB,NP.PEDOFILIA,HOMOSEKSUALIZM U KSIĘZY,W ZAKONACH.BRAK AKCEPTACJI WŁASNEGO CIAŁA,OBRZYDZENIE SEKSEM,POCZUCIE WINY POWODUJE NISKĄ SAMOOCENĘ=EFEKTY BRAKU EDUKACJI SELSUALNEJ=UDANE ZYCIE SEKSUALNE PODNOSI SAMOOCENE,PEWNOSC SIEBIE I POCZUCIE WARTOŚCIEFEKT BRAKU EDUKACJI SEKSUALNEJ I OBSESYJNEGO WSTRĘTU DO SEKSU=GWAŁCICIELE,MORDERCY SEKSUALNI BYLI WYCHOWANI W BŁĘDNYM POCZUCIU WSTYDU.ICH RELACJE SEKSUALNE BYŁY INSTRUMENTALNE,POZBAWIONE SZACUNKU DLA DRUGIEJ OSOBYIM BARDZIEJ RELIGIJNY KRAJ,TYM WIĘCEJ PEDOFILI,HOMOSEKSUALIZMU,GWAŁTÓW,ABORCJI,ZBOCZEŃ,NIEPLANOWANYCH CIĄŻ?
wy protestanci wcale niejestescie od nich lepsi.znalem jednego synalka pastora.jedyne co potrafil to wyslugiwac sie innymi moze w mniej perfidny sposob niz ksieza ale bliski temu.
„Jezus z Nazaretu” nie jest encykliką
Kolejny przykład iż można być mądrym lub religijnym. Jedno drugie wyklucza. Wybieram mądrość i wolność od zabobonu.
Wolnomyślicielstwo,ateizm,negowanie religii-to już braliśmy;był Stalin i Hitler.Trzeba używac rozumu.Człowiek z natury jest religijny a religio to znaczy razem/solidarność ludzka/.Nawet z tym maleńkim jak ziarnko maku ale już mającym swój ,,program”-określony kolor włosów,oczu,płeć itp.Natomiast sieroctwo jest krzywdzące człowieka-stąd pochwalam adopcję.Etyka powinna wrócić do szkół -wolnomyśliciele nie chcą ocen z religii ale nie walczą tez o etykę w szkole.A potem przepełnione więzienia/to tez kosztuje społeczeństwo/, obozy zagłady ,tylko hasła:wolność-równość-niepodległość/ale nie dla murzynów np. na san Domingo/.
Jak to człowiek czasem nic nie rozumie…Gdzie tu jest sprzeczność, gdzie tu niedojrzałość? Kościół nie jest instytucją która lubuje się w tym iż rzuca człowiekowi kłody pod nogi. Bzdura! Naturalne planowanie rodziny to coś cudownego, a w tym wszystkim chodzi o ŚWIADOME przeżywanie rodzicielstwa i OTWARTOŚĆ na życie. Nie chodzi Kościołowi o to żeby KAŻDY akt małżeński kończył się przyjściem na świat dziecka:)tylko o to żeby człowiek zdawał sobie sprawę z tego jaką ogromną moc ma tego typu zbliżenie-według wiary chrześcijańskiej- wyłącznie małżonków.Przecież to nie seks jest jedynym fundamentem miłości i małżeństwa- przeciwnie- jest jednym z wielu elementów. Rzecz jasna że niesamowicie ważnym, ale rozmowa, gesty, uśmiech, spojrzenie w oczy,”czytanie w myślach” odpowiedzialność za drugiego, pomaganie sobie nawzajem, znoszenie swoich nastrojów walka z wadami, rozwijanie zalet- i można by tu wymieniać w nieskończoność- nie mogą w tym być pomijane, albo pomniejszane. Płodność jest darem, i to darem tak niezwykłej wagi że wymaga szacunku dojrzałości i odpowiedzialności. Używanie prezerwatyw czy wszelakich innych środków antykoncepcyjnych to mówienie „nie” odpowiedzialności. To coś jak: „biorę tylko to co mi sie podoba, co mnie sprawia przyjemność, chce sie zaspokoić a reszta nie ma dla mnie znaczenia”. Egoistyczne podejście. To, że seks sprawia taką przyjemność jest darem od Boga- który nie dość że dał człowiekowi możliwość przekazywania życia, to jeszcze sprawił że towarzyszy temu szereg tak niesamowitych doznań. Czy nie naprawdę nie widzicie w tym wszystkim sensu ?
Przejawem odpowiedzialności jest skuteczne planowanie liczby dzieci. Nie wiem jak Ty, ale ja chciałabym, żeby wszystkie dzieci były chciane i oczekiwane – to zwiększa szansę, że zaznają miłości i same będą do niej zdolne.Zatem jeśli ktoś czuje się „na siłach” wychować i utrzymać dwoje dzieci, dlaczego miałby mieć więcej? Dlaczego jego żona ma sie za każdym razem stresować, czy się w obliczeniach nie pomyliła???I dlaczego nawet w małżeństwie ograniczać ludziom dostęp do seksu (i tak każdy inny seks jest grzeszny…)???Już pisałam, że w długich związkach seks nie jest zwykle superczęsty – w imię czego ograniczać go jeszcze bardziej przy pomocy słynnego grafiku z dniami płodnymi?Ludziom brakuje tak wielu rzeczy, z tyloma przeciwnościami trzeba się w życiu zmagać – a Ty chcesz dawkować najlepsze lekarstwo, jakim jest miłość z ukochaną osobą?Reasumując – jestem za skutecznymi metodami antykoncepcji. W pewnych sytuacjach – np. ktoś ma 4 dzieci i nie chce więcej – dałabym też prawo do wasektomii.
Przepraszam za nieco ironiczny ton mojej odpowiedzi, ale po prostu nie daję rady: włączasz się w dyskusję nie zadając sobie trudu choćby zrozumienia problemów i dylematów – zapewne dlatego, że nie masz żadnych problemów ze stosowaniem NPR. To typowe dla zadowolonych z siebie nauczycieli i propagatorów tej metody – zero odniesienia do argumentów, a jedynie przytoczenie po raz pięćset sześćdziesiąty ósmy z góry przyjętej i zaakceptowanej tezy. > Naturalne planowanie rodziny to coś cudownego,Rozumiem, że to jest założenie, tak? Wybacz, są ludzie, którzy nie podzielają powyższego poglądu. Dlaczego? Choćby dlatego, że NPR NIE JEST dla wszystkich. Ja i moja żona już to wiemy (po czterech latach borykania się z obserwacjami i interpretacjami). Daliśmy sobie wmówić na kursie przedmałżeńskim, że kłopoty zdrowotne mojej żony w niczym nie przeszkadzają stosowaniu NPR. Tylko nikt nie powiedział, że w naszym przypadku stosowanie NPR oznacza po 3-6 miesięcy wstrzemięźliwości. „Cudowna” perspektywa… – cóż, wystarczy zamienić współżycie na gesty i uśmiechy oraz spać w różnych pokojach. > a w tym wszystkim chodzi o ŚWIADOME> przeżywanie rodzicielstwa i OTWARTOŚĆ na życie.A niby w czym przeszkadza ta cholerna prezerwatywa? Czy – zakładając ją – nie mogę ŚWIADOMIE przeżywać rodzicielstwa, ciesząc się z przyjścia na świat naszej córeczki? I ciesząc się na myśl, że planujemy jeszcze co najmniej dwójkę, ale w odpowiednim czasie, kiedy żonie kolejna ciąża nie będzie zagrażać, a córa będzie miała przynajmniej skończony roczek? Czy OTWARTOŚĆ na życie sprowadza się do rozliczenia każdej kropli nasienia, czy aby czasem czegoś nie uroniliśmy i nie znalazło się poza pochwą kobiety? Dlaczego ważna jest METODA zamiast tego, co mamy w SERCU? Czy stosując NPR w sposób „antykoncepcyjny” jesteś OTWARTA na życie, skoro wiesz, że w żaden sposób życie nie powstanie (bo masz ten komfort, że u Ciebie NPR działa?). Czytałem w kursach NPR o tym, że „również NPR może być stosowany antykoncepcyjnie-co nie jest postawą godną”. A czy autorom tego typu rozważań nie przyszło do głowy, że prezerwatywa może wcale nie oznaczać zamknięcia na życie? > Nie chodzi Kościołowi o to żeby KAŻDY akt małżeński kończył> się przyjściem na świat dziecka:)Tylko o to, by za każdym razem nasienie wylądowało „na swoim miejscu”. > tylko o to żeby człowiek> zdawał sobie sprawę z tego jaką ogromną moc ma tego typu> zbliżenie-według wiary chrześcijańskiej- wyłącznie> małżonków.Aha. Czyli po prostu zakłada się, że bez udręki z NPRem nikt nie jest w stanie zrozumieć, jaką ogromną moc ma tego typu zbliżenie, tak? Wybacz, ciągle dla mnie to żaden argument. Wyobraź sobie, że razem z żoną ZDAJEMY sobie sprawę, jaką ogromną moc ma tego typu zbliżenie. A prezerwatywa w ogóle w tym zdawaniu sobie sprawy nie przeszkadza. Strasznie dziwni jesteśmy, prawda? > Przecież to nie seks jest jedynym fundamentem> miłości i małżeństwa- przeciwnie- jest jednym z wielu> elementów. Rzecz jasna że niesamowicie ważnym, ale> rozmowa, gesty, uśmiech, spojrzenie w oczy,”czytanie w> myślach” odpowiedzialność za drugiego, pomaganie sobie> nawzajem, znoszenie swoich nastrojów walka z wadami,> rozwijanie zalet- i można by tu wymieniać w> nieskończoność- nie mogą w tym być pomijane, albo> pomniejszane.Rozumiem, że według Ciebie założenie prezerwatywy spowoduje nagły zanik rozmów, gestów, uśmiechów, spojrzeń w oczy i czytania w myślach? > Płodność jest darem, i to darem tak niezwykłej wagi że> wymaga szacunku dojrzałości i odpowiedzialności. Używanie> prezerwatyw czy wszelakich innych środków> antykoncepcyjnych to mówienie „nie” odpowiedzialności. Nóż się w kieszeni otwiera. Dlaczego? Opisywałem już kiedyś na innym forum, niech będzie – powtórzę. – nieregularny cykl (70-140 dni) – w zasadzie od zawsze- faza przedowulacyjna: objawy zupełnie nieczytelne (co jakiś czas pojawiają się objawy nadchodzącej owulacji, po czym „cofają” się – w żaden sposób nikt nie był w stanie pomóc nam określić I fazy niepłodnej)- próby leczenia jak do tej pory nieudane, według lekarzy „tak już prawdopodobnie będzie całe życie”- starania o dziecko też nie były łatwe ze względu na trudność w określeniu fazy płodnej- córeczka poczęła się w momencie, w którym z karty obserwacji wynikało, że nastąpiła już faza poowulacyjna (i z którego to okresu korzystalibyśmy jako niepłodnego gdybyśmy chcieli uniknąć poczęcia dziecka).- nieplanowane cesarskie cięcie, lekarze zalecają dwa lata „odpoczynku” przed kolejną ciążąA Ty piszesz tutaj, że założenie prezerwatywy to brak odpowiedzialności. Rozumiem, że proponujesz teraz dwa lata wstrzemięźliwości – w imię tejże odpowiedzialności? Inne zdanie miał spowiednik. Polecił poszukać odpowiedzi w NASZYM sumieniu, jednocześnie dzieląc się uwagą, że dwa lata małżeństwa bez współżycia nie jest czymś normalnym i zdrowym dla normalnego małżeństwa, z czym się w zupełności zgadzam. > To coś jak: „biorę tylko to co mi sie podoba, co mnie sprawia> przyjemność, chce sie zaspokoić a reszta nie ma dla mnie> znaczenia”. Egoistyczne podejście.Tylko właśnie ta nić łącząca prezerwatywę z powyższym stwierdzeniem jest tak cienka, że niewidoczna. Jakoś nikt nie jest w stanie jej wskazać. „Bo tak”. Prezerwatywa = egoistyczne podejście. Lepiej jest wpędzać żonę w nerwicę, za każdym razem ryzykując poczęcie dziecka w momencie w którym wiemy, że czas jest nieodpowiedni (a lekarz powie: ależ pani jest nieodpowiedzialna, radziliśmy przecież poczekać dwa lata). Ogromne znaczenie ma dla mnie płodność mojej żony – tak jak jej choroba. O ironio – właśnie dlatego nie możemy sobie pozwolić na beztroskę w tej kwestii! > To, że seks sprawia taką przyjemność jest darem od Boga-> który nie dość że dał człowiekowi możliwość przekazywania> życia, to jeszcze sprawił że towarzyszy temu szereg tak> niesamowitych doznań. Czy nie naprawdę nie widzicie w tym> wszystkim sensu ?Tak, w powyższym widzimy. Tylko nie wiem, co do tego ma prezerwatywa. Chcemy przekazywać życie. Tylko czy musimy „ryzykować” to przekazanie w KAŻDYM naszym zbliżeniu, skoro rozum i sumienie podpowiadają, że jeszcze nie czas? Skoro GENERALNIE jesteśmy otwarci na życie? Dlaczego Ty lepiej wiesz, co oznacza dla nas OTWARCIE na życie? Ryzykowanie choroby i poważnych komplikacji zdrowotnych w imię tegoż otwarcia?
o jakiej nauce Chrystusa tu mówicie????Przecież nie został żaden ślad, czyżby nie umiał pisać???To co zostało to po jego uczniach, ale też nie jestem tego pewien kto to napisał skoro Jesus nie umiał pisać, a może jego teorie nie są wygodne dla kleru i lepiej je przemilczeć. Z dziesięciu przykazań nie wynika nic o aborcji czy eutanazji a w niektórych przypadkach jestem za patrząc na naszych polityków i kler – tak tak, oni też wiedzą po co im stoi z przodu.
Jeśli ktoś proponuje mi Tygodnik Powszechny to zapala mi się czerwona lampka i nie gasnie……są jednak inne katolickie, mądre i zdrowe teologicznie tygodniki.
NIESTETY ALE RODZIC ZBYT BARDZO I KOSCIOL INGERUJA W ZWIAZEK DWOCH OSOB I PRZEZ TO JEST 20 KROTNOSC WIECEJ ROZWODOW
Jednej rzeczy nie rozumiem jak mozna byc uzaleznionym od kosciola? bo od kosciola to znaczy od Jezusa od Boga. A moze my nasze czasem wyglądające choro społeczentwo uzaleznione jest od seksu i powinnismy czasem rozluznic nasze uczucia i dac sobie spokoj od zaspokajania naszych wręcz czasem zwierzęcych potrzeb, ktore nawet czasem jak zwierzeta zaspokajamy (np przez uzywanie antykoncepcji zeby dowoli sobie robic ”to” o kazdej porze dnia i nocy, mnie osobiscie to brzydzi)…
Nie utożsamiaj Boga czy Jezusa z Kościołem. O Bogu ani Ty, ani ja niewiele potrafimy powiedzieć…A jeśli chodzi o Jezusa i Kościół… Wyobraź sobie, że przykład i nauka Jezusa to np. czerwony płaszcz. Jest on przez 2 tysiące lat przekazywany, czasem coś się urwie, czasem ubrudzi, czasem trzeba załatać… i po 2 tysiącach lat ze starego oryginalnego płaszcza może 10 procent zostało. A może i nie.Pozdrawiam
Nie wiem, czy historia Raybana i jego małżeństwa jest prawdziwa, ale na pewno jest prawdopodobna – znam ludzi pokroju żony Raybana i wiem, że to są ludzie, którzy prędzej skrzywdzą i odrzucą inną osobę niż odejdą od swoich wyobrażeń na temat tego, co słuszne. Z tym, że wydaje mi się, że jeśli ktoś ma do Boga i Kościoła podejście takie, jak żona Raybana, to nie jest to problem samego Kościoła, ale tej konkretnej osoby. Pewnie w każdym z nas siedzą nieuświadomione wizje Boga, które gdzieś nabyliśmy albo ktoś nam je wtłoczył do głowy, a mają się one nijak do Boga Prawdziwego, który pokazuje siebie w Jezusie Chrystusie, w Biblii, także w Kościele… Takie momenty kryzysu są pewnie potrzebne, żeby uporać się z narosłymi w nas błędnymi, chorymi wizjami, które niszczą nasze życie i nasze związki. Gorzej, jeśli ktoś w ogóle takich szans nie wykorzystuje i nie próbuje znaleźć Prawdziwego Boga i Prawdziwego Kościoła, zadowalając się tym, co ma utrwalone w głowie i kurczowo trzymając się błędnych przekonań. Czasami trzeba odpuścić trochę, pozwolić sobie spojrzeć na sprawy inaczej. Fanatyzm – moim zdaniem – kłóci się z wiarą. Bo Bóg nam ciągle siebie objawia na nowo – nie możemy stać w miejscu, trzeba Go szukać i szukać prawdy o nas samych. Niektórzy się tu oburzają na słowa, że czasami trzeba się oderwać od tego, do czego jesteśmy zbyt przywiązani i rozumieją to jako nawoływanie do apostazji. Ale dlaczego nie spróbować? Jeśli to jest jakiś etap poszukiwania, jeśli wiemy, że z dystansu widać lepiej, że jesteśmy w sposób chory uzależnieni od tego, co wydaje nam się nauką Kościoła… Małżeństwom w kryzysie też w niektórych przypadkach zaleca się czasową separację, żeby znaleźć czas na dojście do siebie, przemyślenie wszystkiego, co stanowi problem.
„Kościół wobec nas jest nieomylny”. Co za bzdura, kościół to omylni ludzie! Tylko Bóg i Jego Słowo jest nieomylne!. Katolicy – przestańcie się dawać wodzić za nos – studiujcie Pismo Święte!! Czeka was wielkie zaskoczenie…
A WY MACIE SWÓJ BAJZEL. KASA- 10% OD DOCHODU NA ,,ZBOŻNY CEL”- TYLKO JAKI?. MAM SĄSIADÓW ZIELONOŚWIĄTKOWCÓW, JUŻ SIĘTAK NIE CHWALĄ, ODKĄD DWÓCH FACETÓW POKŁOCIŁO SIĘ O STOŁEK PASTORA. AFERA NA CAŁE MIASTO. DOCHODOWY BIZNES, ŻADEN RAJ. JESTEŚCIE BIEDNI, BO ANI WAM TAM TAK DOBRZE, ANI WRÓCIĆ ZBYT ŁATWO NIE MOŻECIE. A DLACZEGO, KIEDY BYŁA I KOMUNIA DZIECI KATOLICKICH, ANI TEŻ SPRAWILI PREZENT SWOJEMU SYNOWI. WASZE DZIECI PŁACZĄ, GDY NIE MOGĄ PODZIELIĆ SIĘ NA WIGILII KLASOWEJ OPŁATKIEM. SMUTNE.
do wszystkich anglojęzycznych. Wystarczyło zeby jeden z drugim napisał coś w języku podobnym do angielskiego a już daliście sie podpuścić. Lawina odpowiedź w tożsamym podobnym jezyku. Świadczy to o tym ze nieznajomośc angielskiego jest waszym kompleksem i macie hopla na tym punkcie . Wystarczyło by gdybyście facetowi odpowiedzieli po prostu spadaj.
brednie,brednie, brednie!!! jak wam nie wstyd!!!
Od wiekow nic sie nie zmienilo… zawsze rzady (politycy) dzielili sie i beda dzielic sie „lupami”…
to wszystko nie jest takie proste… patrząc z punktu widzenia osoby która ma dzieci lub postanowiła ich nie mieć, wszystko jest proste… ale gdy kochajace się małżeństwo chce je mieć, a nie może to sprawa się komplikuje i szukają metody gdy już ją znajdą i oboje sie na to zgodzą to niby czemu mają im tego zabraniać?? zabraniać szczęścia
Towarzyszu Sporniak, świetnie Wam idzie rozwalanie Kościoła. Razem z całym mnóstwem niby katolików zadeptać Kościół. Nalepiej rozwalają kościół ci, którzy są niby katolikami. Musieliście nie jeden raz przestudiować Ewangelię Judasza.
jak moze byc zwiazek ludzi z kosciolem toksyczny od kiedy to PAN BOG by sam siebie niszczyl to wlasnie przez niestosowanie zasad moralnosci w malzenstwie jest przyczyna rozwodow a nie ich pezstrzeganie ,nie zabijaj ,nie cudzoloz,a post od sexsu pare dni w malzenstwie wcale go nie ruinuje trzeba miec jakis szacunek do ciala kobiety a nie ja zmuszac do zabezpieczania sie przez nieplanowana ciaza ,sa dni plodne i nie plodne tak zrobil Bog a jak ktos jest zwierzeciem i nieumi sie powstrzymac od sexsu pare dni to na wszystko takiego stac nawet na zabicie wlasnego dziecka ,i robieniu krzywdy wlasnej zonie cnota czystosci tez ma byc w malzenstwie tak jak i przed a to jest nieprzestrzeganie 5 przykazania ,moze ten kto nieprzestrzega zasad bozych i tak kiedys za to zaplaci ilez mozna .dlatego tyle rozwodow z byle glupot sie rozwodzic .moralnosc ma byc na 1 miejscu a niezwalac ze kosciol sie miesza .to ludzie chca sie robic za Boga wiec palca za swoje bostwo rozwodami ,
Książka Papieża to nie encyklika masakro!!!
*Pius XII zezwolił na korzystanie z naturalnych metod planowania rodziny w celu poczęcia*. hm… Przypominam, że mamy XXI wiek
Ja z innej beczki …Może Panie Arturze o tym in vitro, ja naprawdę mam wątpliwości co do radykalnych wypowiedzi polskich hierarchów…Nikt tak jak Pan nie umie z taktem poruszać drażliwych kwestii…
cos toksycznego to chyba zjadl autor tego bełkotu. w Kosciele nikt nikogo na sile nie trzyma. jak sie nie podoba – droga wolna.
Panie Arturze, czy mógłby Pan połączyć rozważania z tego artykułu („bo Kościół tak chce”) z rozważaniami na temat teologa i konfliktu sumienia z nauczaniem Magisterium oraz rozważaniami na temat wstrzemięźliwości i oziębłości oraz kwestią analizy sprawy ze spowiednikiem? Przykład żony odmawiającej rozmowy o NPR jest wyrazisty, ale przedstawia pewną relatywnie prostą sytuację. Jak wyglądałaby analiza sytuacji małżeństwa z dwójką dzieci, które nie uważa sztucznej antykoncepcji nieporonnej za grzech, ale nie stosuje jej, bo Kościół tak chce? Stosowanie jedynie naturalnych metod powoduje jednak oziębienie relacji między małżonkami, bo podświadomie unikają kontaktu/okazywania uczuć/pieszczot, żeby „nie rozochocić się”, jeżeli wiedzą, że nie mogą ich zakończyć pełnym stosunkiem bez ryzyka (tak, świadomie piszę ryzyka) zajścia w ciążę. Użyłem słowa „ryzyko”, bo ze względu na uszkodzenie kręgosłupa w poprzedniej ciąży, kolejna może spowodować poważne konsekwencje zdrowotne żony. Ze względu na jej nieregularne cykle NPR dają jakieś 8 „w miarę pewnych” dni w miesiącu, reszta jest „ryzykowna”. Spowiednicy nie mają bladego pojęcia o praktycznej stronie problemu. Jedyna rada dana w konfesjonale, to polecenie kontaktu ze specjalistą w sprawie regulacji cykli (tak jakby regulacja cykli rozwiązała kwestię konfliktu sumienia małżonków (że sztuczna antykoncepcja nieporonna nie jest jakimkolwiek grzechem) z nauczaniem Magisterium…) To nie jest przykład wymyślony, tylko mój własny z autopsji. A moje pytanie: czy to jest już toksyczny związek z Kościołem? A może jest to tylko próba ubrania własnego widzimisię/wygodnictwa w takie argumenty, żeby problem móc zrzucić na błędne nauczanie Magisterium? I jeszcze przy tej okazji chciałem odpowiedzieć AI, który pisze, że „żona jednak powie mężowi „bo Kościół tak naucza”. Nie ma innego wyjścia, bo sam Kościół skutecznie zniechęcił ją do samodzielnego przemyślenia tych spraw”. To nie musi być tak. Gra toczy się jednak o zbawienie, dla mnie coś nieporównanie większego niż seks czy hierarchia. Z jednej strony głupio stracić zbawienie przez własne przeświadczenie, że Magisterium się myli w sprawie antykoncepcji, z drugiej chyba jeszcze gorzej usłyszeć na Sądzie Ostatecznym, że się swoje życie przegrało przez brak odwagi do samodzielnego działania i zrobienia użytku z sumienia i przez to pogorszyło swoje małżeństwo… No więc jak to jest?pozdrawiamcse
Czy Kościół jest nieomylny? Kościół, a właściwie hierarchia? Myślę, że w historii znajdzie się kilka przypadków „nietrafionych” poglądów, których broniono jak socjalizmu, a które dzisiaj dyskretnie się pomija – np. Galileusz uwolniony od klątwy chyba po 1980 roku, Inkwizycja itp.Trzeba zachowywać zdrowy rozsądek, myśleć o skutkach swoich działań (lub zaniechań) – podpieranie się autorytetem Boga, z którym kontakt jest nieco utrudniony, czasami prowadzi na manowce.
Widzę zdziwienie większości tu piszących dlaczego akurat seks tak zaprząta uwagę kościoła. A to bardzo proste. Popęd płciowy jest najsilniejszym instynktem wśród istot żywych. Przecież w wielu gatunkach po spełnieniu aktu płciowego dorosłe osobniki giną. No na szczęście wśród homo sapiens tak nie jest. Ale do rzeczy. Jeśli się chce zapanować nad człowiekiem to jest to praktycznie niemożliwe bez zapanowania nad jego seksualnością. I we wszystkich religiach, które starały się osiągnąć globalne znaczenie występuja próby tego opanowania ludzkiej seksualności. KK, mający już dwa tysiace, lat jest mistrzem stosowania socjotechniki i nie mogły one ominąć spraw seksu. Teraz wraz z wymykaniem się tych spraw z władzy KK widać, że generalnie maleje wpływ kościoła na życie ludzi. Jaki procent ludzi przestrzega postów, traktuje poważnie chodzenie do spowiedzi, bojkotuje antykoncepcję itd.itp.
sama demagogia
Tekst pełen sprzeczności. Pytanie czy ty sam masz dobrą wolę do tego aby poznać nauczanie Kościoła.
Autor ma zbyt małą świadomość czym jest kościół kim są kapłani, którzy jako ludzie popełniają błędy w myśleniu i mówieniu jak każdy śmiertelnik.Do pierwotnego kościoła katolickiego przyjmowano tylko dorosłych po wyznaniu wiary.Obecnie jeśli po okresie wiary dziecka nie dojrzeje sie wiary dorosłego człowieka można czuć się tak jak pisze autor. Kościół poszukującym ułatwia dojrzewanie w wierze.Najwcześniejszym przykazaniem danym człowiekowi od Boga jest: Idźcie i rozmnażajcie się i czyńcie sobie ziemię poddaną.To właśnie generalnie głosi Kościół i w tej kwestii broni tego przykazania.Autorowi to się nie podoba i nazywa to trucizną.Już dawno udowodniono naukowo, że każdy element biologii seksualności ma ścisły związek z optymalnym zapłodnieniem.Autor majstruje przy funkcjach nadanych człowiekowi i proponuje zmiany intencji Boga. Powinien założy sektę i ogłosić poprawki do wizji świata otrzymanej od Boga.
powiedz to jeszcze raz,ale bez kluchow w gebie.
Powyższy artykuł to jakiś bełkot katola i tyle.
Doczytalem do: Przecież efektem rewolucji seksualnej z 1968 roku nie było oddzielenie seksualności od płodności (to była ostatecznie sprawa drugorzędna choć „technicznie” ważna), tylko oddzielenie seksualności od trwałego związku mężczyzny i kobiety, czyli od małżeństwa!. Jezeli sadzisz ze jak ktos z kim posiada potomstwo to oznacza, ze tworzy sie milosc na wieki to chyba nie wiesz co piszesz. Efektem rewolucji seksualnej jest kontrola urodzin i mozliwosc korzystania przyjemnosci z seksu – obarczona mniejszym ryzkiem. Gdyby twoje teorie byly poprawne to przed okresem rewolucji seksualnej nie byloby sierot, rozwalonych malzenstw, zdrad itp. (albo mniej), a te przypadki byly, sa, beda i nic tego nie zmieni. Antykoncepcja pozwala przynajmniej po czesci uchronic potencjalne dzieci z takich zwiazkow. Nie wiem co dalej piszesz i mnie to nie interesuje, ale jzeli dalej do Ciebie nie przemawia antykoncepcja, to powiedz to milionom w Afryce chorych na aids… wiem jest na to rada, albo ich wybic albo sila nawrocic zeby uprawiali seks tylko malzenski…w imie jednej prawidlowej wiary, bo inna nie prowadzi do zbawienia. NO COMMENT.
Znam przypadek, kiedy to fanatyczny (tak uważam) mąz kierował się „nauką” Koscioła we współzyciu małzeńskim. Małzeństwo juz nie istnieje, była żona (ateistka zresztą)do dziś nie moze się pozbierać… a mąż? wyspowiadał się.
to wielka prawda!!!znam wielu ludzi chodzacych do kosciola wyspowiadac sie…a gdy tylko z niego wyjda,od nowa sa pelni pychy i chamstwa.
Kościół za bardzo ingeruje w sprawy ludzi. Niech zajmie się swoimi księżulkami. Mają problemy z pedofilią, pederastią . Postęp techniczny sprawia ze świat idzie do przodu a nie do tyłu. Wszystkie kraje zdominowane przez kościół w szczególności katolicki taki jak np. Polska są krajami zacofanymi gospodarczo i intelektualnie. Ludzie chcący żyć na tzw. poziomie wyjeżdżają i nie wracają. Ostatnia wypowiedz biskupa z Łomży pokazuje dobitnie w jakim kraju żyjemy.
Postęp techniczny umożliwił np. III Rzeszy błyskawiczną wojnę z Polską w 1939 roku. to był dopiero rozwój cywilizacji… Porażająca logika wypowiedzi, gratulacje…
zapomniales profesorku dodac ze trzecia rzesza szla na przod z blogoslawienstwem owczesnego papierza.
Magister TEOLOGII HA HA HA! ALE JAJA!
Nie rozumiem, co w tym śmiesznego?
Rodzina , jako instytucja Boskiego pochodzenia ? To kłamstwo uczucia wyższe i rodzina istniały przed wymyśleniem boga chrześcijańskiego . kościół bezprawnie w swoim zadufaniu zawłaszcza wszystkie wartości , które istniały już w czasach gdy nie było żadnych bogów .
Jest coś niewłaściwego w tym, że kościół katolicki trwałość małżeństwa opiera na seksie.Tyle innych wspólnych spraw łączy małżonków a dla kościoła ważny jest tylko seks.Są akceptowane tzw. białe małżeństwa,ludzie żyją w zgodzie,wychowują dzieci,mają wspólny majątek i tylko z sobą nie śpią a w nagrodę kościół zezwala łaskawie na korzystanie z sakramentu pokuty.To hipokryzja.Oczywiście każdy jest grzeszny i im się zdarza czasem ,no ale wyspowiadają się i po sprawie.
To prawda. żyłam w związku niesakramentalnym długo,wychowaliśmy dzieći i byliśmy szczęśliwi na co dzień i biedni w święta gdy wszyscy,po rekolekcjach przystępowali do komunii św.Trudno było wychować dzieci w wierze,ale się udało.I pozostał tylko wielki żal do kleru,bo co roku, przy wizycie duszpasterskiej ksiądz pytał: a przeszkoda jeszcze nie ustąpiła ? /ta przeszkoda to ślubna żona/tak,jakby do mojego szczęścia potrzebna była jej śmierć.Makabra.Dodam tylko,że zostałyśmy obie na tej ziemi bo Bóg tak chciał.
bo to wszystko przez sex, wszystkie nieszczescia jakie dotykaja ludzkosc
Żeby uczyć, samemu trzeba umieć. Starzy kawalerowie w celibacie, bezdzietni ojcowie mienią się autorytetami od seksu i rodziny. Jeden z „ojców kościoła”, zwany tumanem z Akwinu, wypowiadał się dosadnie o kobietach. Tak wygląda ich wiedza zniewolona celibatem.
To samo wykrzyczalam dla pewnej zakonnicy!Niech ona na dobre slowo ode mnie nie liczy!Stoi przy straganach z cenami od rana..przez nikogo zywego nie kochana! Jaki bog moze spojrzec na taki kitel czarny lub bialy..one z braku milosci zwyczajnie oszalaly!
Do Zuzki, ktora napisala o 14:38.Sama zasada, na ktorej kosciol zostal zbudowany, nie byla taka zla. Znakomita wiekszosc ludzi odczuwa potrzebe autorytetu i zrozumienia wielu trudnych do pojecia zjawisk. I wiekszosc ludzi boi sie smierci. Kosciol zaspokajal te potrzeby przez kilka wiekow, tlumaczac wiele rzeczy na swoj (dogodny dla siebie ) sposob, pozostajac w niezgodzie ze zdrowym rozsadkiem i stale rosnac w sile. Istota komunizmu byla podobna : pomoc najslabszym. Co z tego wyszlo, doskonale wiemy. Podobnie wyglada historia kosciola. Ta instytucja zwampiryzowala spoleczenstwa, zatrula umysly. Niestety, Polacy (na szczescie nie wszyscy :-), zagubieni w nowej rzeczywistosci, oddaja kosciolowi walkowerem wszystko, co najcenniejsze: bogactwa materialne, ich umysly i ich dzieci. Jedynym wyjsciem jest nieustanna, choc nieslychanie w Polsce trudna, walka o laicyzacje prawa i edukacji.Nie ma sensu dazyc do zniweczenia kosciola; do tego chyba nigdy nie dojdzie. Natomiast nie wolno mu pozwolic na terroryzm intelektualny i okradanie spoleczenstwa, w czym wyspecjalizowal sie, doprowadzajac ludzi do zbydlecenia i calkowitej uleglosci.
no,panie Arturze,starałam sie zrozumiec Pana wypowiedź ale masz Pan bardzo pogmatwane spojrzenie,bo jest pan „za a nawet przeciw”.wg mnie, jeśli rozluźni sie wtedy więzy z Kościołem to i nie będzie do czego wracać!Kościół to Chrystus a nie ufo czy jakaś niezidentyfikowana masa bez głowy.więcej pokory i modlitwy za jego zwierzchnictwo zalecam i więcej zrozumiemy z jego nauki.trzeba sie wsłuchać w słowa Jezusa na kartach Pisma Św.i modlić sie za jego Kościół a nie wszystko naokoło krytykować,bo to nam najlepiej wychodzi.pozdrawiam.
Zwiazek z kosciolem i ja mam toksyczny.Chce teraz by stal sie on bardziej elastyczny.Jezusa wezme sobie za kochanka.. juz znalazlam sympatycznego bogdanka.Oczko mu nawet poscilam nie raz…bo ten jezusik bylby dla mnie w sam raz. Znaczy piatka mu sie nalezy za celny traf…Czekam wiec niecierpliwie, teraz mnie Panie ZBAW! ZBAW!Zabawiales inne do tej pory..mnie tez naleza sie takie same honory!Nie bede sie sama bawic ni zabawiac…ile to razy mam tu powtarzac!
I to jest własnie kpina ze świetości ,z wartości .te rymy sa ładne ale nie na miejscu i obraźliwe.To po prostu profanacja/dla mnie/,jak śmiesz?jestem oburzona!
GDYBYŚ MIAŁ BUDOWAĆ RELACJE Z KOŚCIOŁEM, CO BYŚ ANEKTOWAŁ???JEŚLI NIE WIESZ, TO NIGDY NIE ZBUDUJESZ MĄDREGO TRWAŁEGO PAŃSTWA.
Ja z kościołem nie dyskutuje. To kościół ma problemy niech sam walczy. Po co mi potrzebny kościół kiedy w XXI wieku głosi takie bzdury.
Pozdrawiam:),muszę przyznać kontrowersyjny tytuł,no i niestety będący wodą na młyn niedojrzałych katolików i źródłem zacietrzewienia wyżej opisanych postaw ludzkich,przeczytałem artykuł,nie zgadzam się z twierdzeniem o toksyczności kościoła,myślę że,problem tkwi w dojrzałości [personalnej i poczuciu wartości człowieka,jestem osobą wierzącą,obecnie narzeczonym,przygotowujemy się wspólnie do tego sakramentu,rozmawiamy wiec także o współżyciu jako formie kształtowania tej więzi,szczerze mówiąc (jeszcze )nie zapoznałem się z książkami Benedykta 16 ,jednakże wszystkim mającym wątpliwości co do postawy kościoła jako wspólnoty odnoszącej się do współżycia polecam opis aktu małżeńskiego w PIEŚNI NAD PIEŚNIAMI.Piotrek:)
Zrozum przede wszystkim że to Ty masz służyć Bogu a nie Bóg Tobie .Może wtedy zrozumiesz słowa następcy Boga na ziemi -Papierza-. Pozdrawiam.
Nigdy nie poswiece seksualnosci swej dla jakiejs religii
smieszni polscy wierzacy piszacy niby po angielsku aby pisac po angielsku o wierze trzeba miec mentalnosc anglojezyczna.trzeba towidzie na wlasne oczy.nowosc polscy ksieza oglosili OBOWIAZKOWE OBECNOSC W kosciole w nowy rok (new jersey).wiecej kasy to chora wiara
ta wiara jest skostniala stara i chora.nowe obowiazkowe swieta wymyslili ,obecnosc w kosciole wNOWY ROK(new jersey)oczywiscie dla dodatkowej skladki
TE GEJE I LEZBY I TA CALA SWIECKA UNIA TO SYF A MY W polsce mamy kosciol wara precz od naszego kosciola scierw polak niepozwoli zeby ich dzieci byly gejami albo lezbami albo zeby sie corki mieszaly z czarnymi
Ciekawe, ilu z was zauwazylo, ze ten artykuł wcale nie byl o relacjach: Państwo – Kościół?Artykuł byl o uzaleznieniu niektórych ludzi od nauk moralnych Kościoła, badż o uzywaniu tych nauk jako usprawiedliwenia dla własnych lęków!! Ale o tym w komentarzach ani słowa:(Silicie sie udowadniać jacy jesteście madrzy i wykształceni, a nie potraficie napisać komentarza do prostego artykułu:(
Powtórzę za Gościówą mądre słowa: Dlaczego, dlaczego ten blog jest na Onecie?!
Tak naprawdę, to ja wiem dlaczego: „Sorry Winnetou, business is business!” Onet hostuje elektroniczną wersję Tygodnika Powszechnego i teraz redaktorzy muszą pisać blogi na Onecie.
Będę trochę polemizował i mam nadzieję na odpowiedź…> Jestem w stanie wyobrazić sobie, że pewien> typ przeżywania moralności może prowadzić do rozbicia> małżeństwa. Ale właśnie będzie to moralność niedojrzała,> kurczowo trzymająca się zewnętrznego autorytetu,> zniewalająca a nie wyzwalająca. Jeśli żona odmawiać będzie> jakiejkolwiek rozmowy z mężem na temat seksu i NPR,> powołując się przy tym na swoją wierność Kościołowi, to> wtedy zarówno seks, jak i wstrzemięźliwość zaczynają> służyć czemu innemu niż powinny. JPP: Owszem, myśl wydaje się piękna i można by ją, jak to mówił Gombrowicz a powtarza Pilch, „z grzybkami podać”, tylko jest jeden szkopuł. Zdekonstruujmy tę wypowiedź zaczynając od słowa „rozmowa”. Rozmawiać, owszem, zawsze można i trzeba. Jednak co ta rozmowa tak naprawdę tu oznacza? Wyobraźmy sobie sytuację, gdzie mąż jest nieprzekonany do NPR, a żona – przekonana (czy to ze względu na zgodność sumienia z Kościołem, czy też na lęk przed potępieniem). Jak może wtedy wyglądać rozmowa? Żona przedstawi co najwyżej mężowi argumenty Kościoła – a co, jeśli te go nie przekonają? Problem polega na tym, że Kościół nie uznaje tu ŻADNYCH kompromisów. W konfesjonale nie ma miejsca na kompromis. Co, jeśli z rozmowy wyniknie zgoda żony np. na to, by się trochę namiętniej pieścić wzajemnie w okresie płodnym bez stosunku? Grzech śmiertelny, nie ma o czym gadać. Tu więź małżeńska może się osłabić, ze względu na depresję żony (jak można nie być w depresji bojąc się ciągle potępienia). Jeżeli mąż zgodzi się na warunki żony – też może powstać sytuacja sprzyjająca rozbiciu małżeństwa (bo dłuższe zmuszanie się do czegoś, do czego się nie ma przekonania, ma fatalne skutki dla psychiki). Czy więc istnieją jakieś wyjścia z tej sytuacji? Mam następujące pomysły.1) Mimo wszystko postępować zgodnie z nauką Kościoła i w ten sposób zaufać Bogu.Najważniejszy plus i minus tej decyzji:+: Kościół mówi „wystarczy wam Bożej łaski”. Może i faktycznie tak jest! Może to właśnie ten „skok wiary”, gdzie tracimy siebie, po to, żeby siebie naprawdę odzyskać?-: Czy naprawdę małżonkowie dadzą radę? czy to nie zabije małżeństwa?2) Zdecydować się na odejście od reguł Kościoła w zgodzie z własnym sumieniem i stosować antykoncepcje lub pieszczoty w okresie płodnym:+: może jednak to właśnie jest droga do dojrzałości, może to pozwoli na utrzymanie miłości w związku?-: czy to nie jest pójście na łatwiznę? nie mówiąc o tym, że jednak od Kościoła się oddzielamy…> Jeśli rozmowę i porozumienie zastępuje lękowe zacięcie> się: „bo tak chce Kościół”, to wtedy żona> idzie do łóżka nie z mężem tylko… z Kościołem. A> przecież to mężowi a nie Kościołowi ślubowała miłość,> wierność i uczciwość małżeńską.No, nie. To zbyt proste. Każdy katolik w pewnym sensie ślubuje Kościołowi miłość wraz z chrztem, potwierdza ją z komunią i z bierzmowaniem, tak jak każdy obywatel państwa domyślnie jest objęty obowiązkiem szkolnym i całym prawem obowiązującym w państwie. A gdyby np. moja ukochana osoba zażyczyła sobie, bym coś ukradł – i generalnie byłoby to zgodne z moim sumieniem, i uważałbym, że to będzie dobro dla niej, to powinienem ukraść i liczyć, że nie będę już objęty karami państwowymi? > Więź z Kościołem może być jednak> podobnie destrukcyjna jak relacje w rodzinie. Wtedy nie ma> wyjścia: by w ogóle móc zdrowieć, trzeba tę więź czasowo> rozluźnić(…) Tak samo konieczność w niektórych sytuacjach> rozluźnienia więzi z Kościołem nie godzi w Kościół jako> instytucję – jak wierzymy – Boskiego pochodzenia.> Przeciwnie ma tę więź w perspektywie uzdrowić.Panie Arturze, niech Pan znajdzie choć jednego księdza, który by coś takiego zalecił…Szczerze mówiąc podoba mi się to, co Pan pisze, tylko z drugiej strony niech Pan pamięta, że niestety w większości przypadków, które znam, na tym rozluźnieniu się kończy, i nie ma już reintegracji. Ludzie przyzwyczajają się do życia bez Boga. Jerzy Sosnowski jest jednym z chwalebnych wyjątków (jest gdzieś jego świetny tekst pt. „Drogi chrześcijaństwa”)Nota bene od wielu świetnych duszpasterzsy słyszę: najgorsze, co może być, to traktować Boga jak policjanta, jak kogoś, kto cię rozlicza. Przecież On cię kocha!Wszystko fajnie, ale czy konfesjonałowy system zerojedynkowy dotyczący łaski uświęcającej nie powoduje, że musimy niestety Boga właśnie tak traktować?…Oby nie.
Jaremo, bardzo ciekawe uwagi. Zanim Autor odpowie, dorzucam kilka komentarzy.>>>>JPP: Jak może wtedy wyglądać rozmowa? Żona przedstawi co najwyżej mężowi argumenty Kościoła – a co, jeśli te go nie przekonają? Problem polega na tym, że Kościół nie uznaje tu ŻADNYCH kompromisów. W konfesjonale nie ma miejsca na kompromis.Po pierwsze, takie rozmowy warto przeprowadzać PRZED ślubem. Wtedy jest czas na zastanowienie się nad wieloma sprawami, rozważenie za i przeciw i skonfrontowanie swoich wyobrażeń i planów z planami drugiej osoby. Samo się to nie zrobi, a po ślubie to już niestety trochę za późno. Warto też nieco wcześniej mieć jakąś wiedzę o planowaniu rodziny, a jeśli chce się stosować NPR – realne podejście do niego, bez mitów o powszechnej szczęśliwości użytkowników.Po drugie, nie zgodzę się, że Kościół nie uznaje kompromisów. Szczegółowe wskazania są zawarte w Vademecum dla spowiedników i jest tam jasno napisane, co można zrobić w sytuacji, w której jedno z małżonków nie akceptuje wskazówek KK dotyczących współżycia w małżeństwie. Nie jest to może dużo, ale zawsze coś – a i dla mnie jest bardzo ważne, że KK w ogóle o takich sytuacjach w małżeństwie myśli. Sama w konfesjonale usłyszałam już kilka razy wskazania nieco inne od tych dawanych przez współbraci świeckich na forach internetowych świętszych od papieża. Czy z nich skorzystam, czy nie – to już był mój wybór.>>>>>JPP: Każdy katolik w pewnym sensie ślubuje Kościołowi miłość wraz z chrztem, potwierdza ją z komunią i z bierzmowaniem.Zgoda. Ale nie ślubuje się wyrzeczenia myślenia, nie ślubuje się zupełnego odmóżdżenia i myślenia wyłącznie w kategoriach grzech-nie-grzech. Ślubuje się miłość, ale nie bezmyślne posłuszeństwo. Posłuszeństwo musi być decyzją pójścia tą drogą. Przemyślaną decyzją, z uwzględnieniem tych plusów i minusów, o których mądrze piszesz.>>>>>JPP: Wszystko fajnie, ale czy konfesjonałowy system zerojedynkowy dotyczący łaski uświęcającej nie powoduje, że musimy niestety Boga właśnie tak traktować?…A czy nie w dużej mierze od nas samych zależy wprowadzanie (lub nie) tego systemu zerojedynkowego? Czy rzeczywiście o to chodzi w sakramencie pojednania? Mam poczucie, że nie. Skąd się w nas bierze taka wizja Boga-Policjanta, który bez litości karze za najmniejsze przekroczenie zasad? Żeby było jasne – do ich przekraczania nie namawiam nikogo, ale do zastanowienia się nas swoją wizją Boga i Kościoła oraz swoją motywacją do życia w wierze namawiam każdego – przede wszystkim siebie samą.Pozdrawiam.
Novva:> A czy nie w dużej mierze od nas samych zależy wprowadzanie> (lub nie) tego systemu zerojedynkowego? Czy rzeczywiście o> to chodzi w sakramencie pojednania? Mam poczucie, że nie.> Skąd się w nas bierze taka wizja Boga-Policjanta, który> bez litości karze za najmniejsze przekroczenie zasad? Żeby> było jasne – do ich przekraczania nie namawiam> nikogo, ale do zastanowienia się nas swoją wizją Boga i> Kościoła oraz swoją motywacją do życia w wierze namawiam> każdego – przede wszystkim siebie samą.> Pozdrawiam.JPP: No niestety nie od nas to zależy. Dostajemy rozgrzeszenie lub nie, i to akurat jest zerojedynkowe. Ciekawe jest tu pytanie, czy wolno mi iść do innego duszpasterza, który – z tego co wiem – ma trochę inne poglądy, gdy od jednego nie dostanę rozgrzeszenia. Tu już coś było pisane poniżej na ten temat.
> > Więź z Kościołem może być jednak> > podobnie destrukcyjna jak relacje w rodzinie. Wtedy nie> > ma> > wyjścia: by w ogóle móc zdrowieć, trzeba tę więź> > czasowo> > rozluźnić(…) Tak samo konieczność w niektórych> > sytuacjach> > rozluźnienia więzi z Kościołem nie godzi w Kościół jako> > instytucję – jak wierzymy – Boskiego pochodzenia.> > Przeciwnie ma tę więź w perspektywie uzdrowić.> Panie Arturze, niech Pan znajdzie choć jednego księdza,> który by coś takiego zalecił…A nie, rozmawiałam z dwoma księżmi, którzy – nie to żeby „zalecili” – ale powiedzieli: „No cóż, nie chce pani – nie musi pani chodzić do Kościoła, ostatecznie świat się nie zawali, może to jest pani potrzebne, może kiedyś pani wróci?” Co prawda nie potrafili mi podsunąć pomysłu ani na „terapię” po odłączeniu, ani na sposób powrotu, ale same te słowa były bardzo w porządku.
I jeszcze jedna sprawa. Ilość ludzi wygłaszających komentarze głupie bądź bez związku osiąga tu apogeum. Czy nie dałoby się zrobić systemu z logowaniem? Wtedy przynajmniej część mniej uporczywych trolli dałaby sobie spokój…
Niestety, ale czytac sie nie da wiekszosci tych „komentarzy”. Umieszczenie bloga na onecie nie bylo chyba najlepszym pomyslem. Jakas moderacja wpisow bylaby bardzo wskazana.
O tak, tak! Popieram w całej rozciągłości.
Artusie, malutki komentarz do twojego wykrzyknika, że albo nie rozumiesz Ratzingera, albo…Właśnie czytam wspomnienia tego przebrzydłego heretyka Hansa Kuenga i on tam pisze, że Ratzinger chodził do gimnazjum, które było „małym seminarium duchownym” – były takie przed wojną, dla nastolatków przygotowujących się do stanu kapłańskiego. Nie wiem, czy to prawda, na razie nie udało mi się tej wiadomości zweryfikować. Ale jeśli to prawda, to może tłumaczy, dlaczego Ratzinger nie rozumie pewnych spraw – bo od dziecka był klerykiem…?
„Więź z Kościołem może być jednak podobnie destrukcyjna jak relacje w rodzinie. Wtedy nie ma wyjścia: by w ogóle móc zdrowieć, trzeba tę więź czasowo rozluźnić.”Bardzo dobrze się to zgadza z moimi przemyśleniami i doświadczeniem. Od jakiegoś czasu zajmuję się rozluźnianiem tej więzi z Kościołem. Nie z powodu kościelnego podejścia do seksualności, lecz z powodu ogólnie – kościelnego podejścia do człowieka. I prawdę mówiąc nie wiem, czy uda mi się tę relację w jakikolwiek sposób kiedyś zacieśnić. Bo wciąż czuję, że do tego trzeba woli zmiany z obydwu stron. Gdy druga strona nie chce nic zmienić, to można co najwyżej trzymać do niej pełen szacunku dystans.”Może powinny powstawać grupy wsparcia…?”Myślałam kiedyś o tym. Jednak zauważyłam, że ludzie o podobnych jak ja doświadczeniach nie bardzo chcą się „socjalizować”. Raczej przeżywają je indywidualnie. Nawet jeśli ogłaszają te doświadczenia publicznie i piszą o nich książki, to robią to z pozycji samotnika a nie przedstawiciela pewnej grupy. Pisałam kiedyś w tej sprawie do Tadeusza Bartosia i do Stanisława Obirka. Że być może tacy ludzie jak oni stworzą pewne środowisko twórczej wymiany doświadczeń – tak, negatywnych doświadczeń – z Kościołem. Niestety korespondencja szybko się urwała. Natomiast inni ludzie dotknięci toksyczną więzią z Kościołem – zwykle się w ogóle nie ujawniają publicznie. Ciekawe, dlaczego tak się dzieje.Niesympatyczne jest również to, że zaangażowani katolicy, znajdujący się „w centrum” Kościoła – kompletnie nie odróżniają takich ludzi, „braci odłączonych”, od ateistów i „wrogów Kościoła”. Najgorzej to być okrakiem na barykadzie – obrywa się od obu stron, albo jedna ze stron usiłuje cię na siłę przyporządkować do swojej formacji.
> Pisałam kiedyś w tej sprawie> do Tadeusza Bartosia i do Stanisława Obirka. Że być może> tacy ludzie jak oni stworzą pewne środowisko twórczej> wymiany doświadczeń – tak, negatywnych doświadczeń – z> Kościołem.To bardzo ciekawe, co piszesz. Zwłaszcza ciekawi mnie, czemu to środowisko miałoby służyć. Jak dla mnie, ono miałoby sens dopóty, dopóki obaj pozostawaliby w Kościele – to by dawało taki twórczy ferment, może jakiś nowy zasiew, może miejsce dla ludzi, którzy w KK nie bardzo się umieją odnaleźć. Z chwilą, kiedy odeszli, takie coś dla mnie traci sens oraz wiarygodność i zamienia się – niestety – w nieco jałowe krytykanctwo. Jakże inaczej czytałoby się „Ścieżki wolności”, gdyby Autor mógł rzeczywiście wskazać jakąś nową drogę postępowania, drogę reform i nowego myślenia o Kościele i człowieku w r a m a c h Kościoła. Odchodząc, postawił pod znakiem zapytania kwestię, czy w ogóle Kościół może się kiedykolwiek zmienić. Inaczej mówiąc – znamy jego wady, znamy celne diagnozy i walimy głową w ścianę, bo nic się nie da zrobić, poza kontestacją i odejściem na znak protestu. Być może rzeczywiście nic się nie da zrobić. Ja jednak wciąż idealistycznie wierzę, że zmiany są możliwe i to zmiany wychodzące ze środka Kościoła.Tu zresztą wraca kwestia, o której już rozmawiałyśmy przy innej okazji, a ja się nieco powtarzam, za co przepraszam.
> Zwłaszcza ciekawi mnie,> czemu to środowisko miałoby służyć. Jak dla mnie, ono> miałoby sens dopóty, dopóki obaj pozostawaliby w Kościele> – to by dawało taki twórczy ferment, może jakiś nowy> zasiew, może miejsce dla ludzi, którzy w KK nie bardzo się> umieją odnaleźć.O właśnie! Nawet ty uważasz, że oni już NIE SĄ w Kościele. A skąd to wiesz? Znasz dokładnie, którędy przebiegają granice Kościoła? Uważasz, że one na pewno są ostre, a nie rozmyte? To jest właśnie to, co spotyka ludzi znajdujących się na obrzeżach.
A skądże ja mam wiedzieć, gdzie przebiegają te granice? Oczywiście, że nie wiem. Wiem tylko, gdzie mniej więcej są granice KK jako instytucji. Kościół powszechny to inna sprawa i nie do mnie należy włączanie czy wyłączanie kogokolwiek z niego. OK, dobrze, że mi zwróciłaś uwagę na nieścisłość i dziękuję za to – może tak napisałam dlatego, że akurat wczoraj czytałam o Węcławskim, który rzeczywiście wystąpił z Kościoła instytucjonalnego i jakoś potraktowałam ich łącznie, niesłusznie uogólniając. Po prostu zdawało mi się, że mówimy o instytucji właśnie, w kontekście spowiedzi czy możliwości przystępowania do sakramentów. Ale podtrzymuję to, o co mi szło w poprzednim poście – chodziło mi raczej o możliwość działania i dążenia do zmian w ramach instytucji Kościoła – czy wymienieni przez Ciebie panowie taką możliwość jeszcze mają? Wątpię. A szkoda, bo dla dobra różnych wiernych mieć powinni.
Ale nawet jeśli chodzi o Kościół katolicki jako instytucję – to gdzie według ciebie są jego granice? Ja nie jestem na tyle odważna, żeby twierdzić, że wiem, którędy przebiegają.Co do prof. Węcławskiego – nigdy nie słyszałam, żeby wystąpił z Kościoła katolickiego. Wiem tylko, że – jak to określił – zakończył działalność kapłańską. Jeśli wiesz coś więcej niż ja na ten temat, to podrzuć linka.
Za wikipedią: „Dnia 21 grudnia 2007 roku odstąpił od przynależności do Kościoła Rzymskokatolickiego.”Niestety.
Ciekawe! To zupełnie świeża wiadomość. Nigdzie w internecie nie ma odnośników potwierdzających ją. Macie więcej źródeł?
Już znalazłam potwierdzenie, od samego prof. Węcławskiego:http://www.graniczne.amu.edu.pl/PPGWiki/templates/default/Forum/Thread_View.jsp?thread_index=38&referring_page=ForumPPG
Ehh, na onecie nawet linki nie wklejają się prawidłowo :-/Skrócony link: http://tinyurl.com/2mshty
Moim źródłem też była Wikipedia. n/t
Napisałam: „mniej więcej”. Bo struktury instytucjonalne chyba jednak dadzą się określić? Pewnie podstawowe warunki przynależności do KK też się dadzą opisać – z pewnością najważniejszym z nich jest chrzest w tej właśnie wspólnocie, może też później świadoma decyzja, że w niej akurat się chce przeżywać swoje dojrzewanie w wierze. Nie wiem, czy to starczy, czy coś jeszcze dopisać. Z tym, że nam nie o to tutaj chodzi, jak sądzę. To, o czym wcześniej pisałaś, to kwestia: „Od Pani zależy, czy będzie Pani chodzić do kościoła, czy nie”. A więc to jest decyzja o uczestniczeniu (lub nie) w liturgii i życiu sakramentalnym. Dla mnie wyłączenie się z tego nie równa się oczywiście odejściu na zawsze z Kościoła, tym bardziej odejściu od Boga. Choć przyznam, że zawsze mi trochę szkoda, że rezygnuje się z sakramentów nie ze względu na jakiś swój własny „konflikt” z Panem Bogiem, ale ze względu na jakieś problemy z ludźmi Kościoła i niezgodę na pewne zachowania czy wymagania w Kościele. Widzicie, moje spojrzenie na Kościół urodziło się z różnych doświadczeń i mam jednak cały czas głębokie poczucie tego, że pewnie niewiele z nas – włączając duchowieństwo, nawet biskupów – dorasta do tego, czym Kościół być powinien. Pewnie wszyscy katolicy będą kiedyś musieli odpowiadać za to, ile osób od Kościoła odstraszyli, jak bardzo przekłamali to, co Bóg mówi sam o sobie, jak wiele osób zgorszyli…Inną sprawą jest to, o czym pisze Jarema – czyli ta zerojedynkowość. Pewnych rzeczy może nie rozumiemy albo się z nimi nie zgadzamy – i co wtedy? Nie dostaniemy rozgrzeszenia tak po prostu i zostaniemy odsunięci od sakramentów nawet wbrew własnej woli? Nie wiem, jakie macie doświadczenia, ale ja wielokrotnie słyszałam od księży, że oni robią jednak wszystko, żeby rozgrzeszenia udzielić, żeby zrozumieć, porozmawiać, przekonać lub choćby dać czas na zrozumienie, wrócić do tej sprawy. Ks. Roman Indrzejczyk kiedyś napisał, że zdarzyło mu się nie udzielić rozgrzeszenia tylko raz w całej praktyce kapłańskiej, a i wtedy miał ochotę wyjść z konfesjonału i dogonić delikwenta, żeby go jednak rozgrzeszyć. Może miałam szczęście do spotykania mądrych kapłanów. Z pewnością są i tacy, którzy nieudzielanie rozgrzeszenia uważają za swoje posłannictwo „prawdy”.
Mówiąc „Pius XII zezwolił na korzystanie z naturalnych metod planowania rodziny” obnażamy pewną zasadę, że w Kościele papież decyduje o standardach moralnych, a co w takim razie na to Pan Bóg?… Jaki jest status moralny tych, którzy np. w 1950 r. stosowali owe naturalne metody regulacji poczęć?… Wszakże odpowiadać będziemy wszyscy przed Bogiem, a nie przed Piusem XII, który nota bene, na Sądzie Ostatecznym znajdzie się po tej samej stronie, co my. Czy to nie jest niedopuszczalne sprowadzanie Pana Boga do roli organu wykonawczego, podczas, gdy decyzje zapadają w Watykanie?… Oczywiście ten problem pojawia się też w innych kwestiach, np. losu dzieci zmarlych przed Chrztem Św. Natomiast ja od lat nie potrafię sobie poradzić z konfrontacją tego, co mi mówi moja „wewnętrzna madrość”, mówiąc językiem psychologów, a co mówi mi Kościół, który w moim odczuciu popełnia uparcie wielką nadregulację w dziedzinie spraw płciowych nie przejawiając zaufania do człowieka i jego mądrości, stawiają przed nami gotowe wzorce postępowań, które bardzo trudno zastosować we wszystkich przypadkach nie uwzgledniając ich specyfiki, przez co osiągnąć można także cele zgoła inne od zamierzonych, czy też deklarowanych, o czym zresztą miałem okazje się dobrze przekonać. Ale znów: najważniejszym, choć nie pisanym, naszym przykazaniem zdaje się być: „Nie dyskutuj z Magisterium!”, a ja po latach poszukiwań nie znalazłem sposobu, jak sobie z tym dysonansem poradzić…
Panie Arturze, ja właśnie traktuję Pana i Pana blog jako grupę wsparcia!!!Swiadomie nie użyłam cudzysłowu pisząco doskonałości moralnej byłej żony Raybana (rzeczywistej lub wyimaginowanej, kto to wie?).Nie chcę nikogo podburzać przeciwko KK, słowo honoru. Ale po wielu latach małżeństwa (w sumie bardzo udanego) i wielu próbach tłumaczenia w czasie spowiedzi dlaczego nie mogę realizować Humanae Vitae w całości, bez zastrzeżeń, na dzień dzisiejszy moja odporność się wyczerpała. Wiem, że wielu księży potrafi tak zdołować, poniżyć, wepchnąć w błoto, nawet za próbę dyskusji- że rozumiem żonę Raybana!!! Ona nie miała tyle odporności co ja. I nie miała też instynktu samozachowawczego. Ale w gruncie rzeczy była w porządku względem nauki Papieży. Nie skorzystała z tych wszystkich furtek, które są szczegółowo opisane w H.V. No może ” tu jest pies pogrzebany?” Chciała być zbyt NIESKAZITELNA? Zgrzeszyła pychą, dumą, zarozumialstwem?To, co Pan robi, jest bardzo potrzebne. Mam nadzieję, że dzięki wyciąganiu tych problemów na światło dzienne mniej w tym wszystkim będzie głupoty i strachu, a więcej mądrych wyborów. I jeszcze jedno:Kościół unika otwartej dyskusji i próbuje przenieść płaszczyznę rozwiązywania tych problemów do konfesjonału. Efektem tego są takie sytuacje, że jak jakaś pani powie, że leczy się psychicznie ( ma depresję czy po prostu strasznie się boi ciąży), to być może dostanie na jakiś czas dyspensę od npr-u (była taka wypowiedź). Ktoś inny ma jakieś choroby skórne i dostanie pozwolenie na prezerwatywy. My też kiedyś takie pozwolenie dostaliśmy ( ze względu na zdecydowanie zbyt małą częstotliwość współżycia jak na potrzeby męża, przy npr). Ale jakoś takie wywalczone pozwolenie nie sprawia przyjemności na dłuższą metę-… Stanowczo za dużo energii i samozaparcia potrzeba żeby ciągle w to wchodzić, zwłaszcza że tak naprawdę nie czuje się w tym grzechu. Miała rację, chyba Iftel, gdy pisała o wielkiej mocy pochodzącej z Komunii. Jeśli te sprawy o których tu mowimy oddalają ludzi na całe lata od Eucharystii, jest to okropna sprawa. Zastanawiam się, czy Chrystus, mówiąc że przyszedł do tych którzy się źle mają, pochwala to stawianie barier: tylko nieskazitelni, czyści, bezproblemowi mogą przystępować do Komunii. Komunia staje sie nagrodą, a powinna przecież być pomocą. Piszę o tym do Pana, bo wiem, że Pan zajmuje się nie tylko seksem, ale chyba przede wszystkim religią i wiarą w życiu.
Witam, tak się zastanawiam, czy dobrze zrozumiałem: dostaliście w konfesjonale pozwolenie na stosowanie sztucznej koncepcji z powodu zbyt niskiej częstotliwości współżycia przy NPR? Dopytuję, bo zawsze wydawało mi się to nieprawdopodobne. Jeżeli tak rzeczywiście było, pozwolę sobie postawić jeszcze raz pytanie, które zadałem wcześniej w tym wątku: jak ma się zalecenie do rozwiązywania tych problemów w konfesjonale do rzeczywistości? Wychodzi bowiem na to, że w zależności od tego, jaki ksiądz siedzi w konfesjonale, dostaniemy różne rozwiązania (a więc rozwiązanie zależne jest nie od problemu/osoby posiadającej problem ale od dającego rozwiązanie – a to jest chyba bez sensu…). Jak dla mnie to stawia pod dużym znakiem zapytania kwestię rozwiązywania tego problemu w konfesjonale… No i na to wszystko nasuwa mi się jeszcze jedna myśl: czy niedługo na jakimś forum nie zacznie się wymiana adresów kościołów, gdzie są można takie „pozwolenia” uzyskać… Jak to się ma do uniwersalności Magisterium?pozdrawiamcse
Tak, dobrze zrozumiałeś. Jak to wtedy usłyszałam to przez jakiś czas chciałam fruwać…Ale oczywiscie nauczanie znam i nie nadużywaliśmy tego pozwolenia… Może też niedobrze? Może powinnam zakończyć moje dociekania w tamtym momencie i już nigdy do tego nie wracać? Zawsze istnieje taka możliwość, że ksiądz też nie jest ” w pełni władz duchowych”… Ostatnio czytam z zapartym tchem powieści Grzegorczyka i jest tam opisana taka sytuacja, że ksiądz, który sam ma coś na sumieniu łagodniej traktuje innych… Po prostu wychodzi na to, że może spowiedź też trzeba traktować z pewnym dystansem, czy to w jedną czy to w drugą stronę?
Chyba rzeczywiście jest jakieś ryzyko, że taki handel informacjami się zdarzy. W zasadzie jakaś fama o spowiednikach już chodzi.Ja się staram do spowiednika podchodzić indywidualnie i rozważnie – oni też mają swoje ludzkie i kulturowe ograniczenia. Starszym kapłanom nie mieści się w głowie, że przed ślubem można sobie pozwolić na pocałunek 😉 Choć miałam i takie przypadki, że od księży, po których nigdy bym się tego nie spodziewała, głównie z racji ich wieku, usłyszałam bardzo mądre, życiowe (co nie równa się „łatwe”, jak można by sądzić) wskazania dotyczące życia w małżeństwie. Myślę, że to bardzo cenne, że spowiednicy w coraz większym stopniu myślą o dobru małżeństwa jako wspólnoty i nim się kierują oraz prawem miłości. Na co komu, a już zwłaszcza Panu Bogu, przyda się sfrustrowane wymuszonym posłuszeństwem, skłócone czy rozbite małżeństwo? Miałam w życiu taki okres, kiedy moje motywacja do stosowania npr była czysto zewnętrzna, ciągle zresztą wielu rzeczy nie pojmuję i nie mogę zinternalizować. To jednak stwarza problemy i obniża komfort życia. Jedni się z tym pogodzą w imię jakichś wyższych racji, inni nie, bo sumienie i uczciwość wobec siebie im nie pozwolą. Nie mnie oceniać, co kto ma w tej sytuacji robić.
> No i na to wszystko nasuwa mi się jeszcze jedna myśl: czy> niedługo na jakimś forum nie zacznie się wymiana adresów> kościołów, gdzie są można takie „pozwolenia” uzyskać…> Jak to się ma do uniwersalności Magisterium?Heh, a to źle? 😉 Wracamy do korzeni! Jak już gdzieś wcześniej pisałam – u naszych Starszych Braci w wierze tak jest: każdy wybiera takiego rabina, jaki mu odpowiada… 😀
Hehe, pewnie i nie źle w sensie obiektywnym, ale biorąc pod uwagę stan obecny, to jednak zapala mi się w głowie lampka. Przecież Jezus powiedział „Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie grzechy, będą odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”. Z tego płyną dla mnie następujące wnioski:1. W konfesjonale spowiadam się Bogu, ale przez pośrednika, jakim jest spowiednik. Ten spowiednik działa pod wpływem Ducha Świętego (na przykład udzielając mi nauki).2. Spowiednik otrzymał władzę do udzielenia rozgrzeszenia lub jego nieudzielenia.I teraz tak: idę do spowiedzi do księdza, który ma liberalne/otwarte podejście do kwestii antykoncepcji – uzyskam rozgrzeszenie. Idę do spowiedzi do księdza, który ma ortodoksyjne/zamknięte podejście do kwestii antykoncepcji – nie uzyskam rozgrzeszenia. Z punktu widzenia mojego celu ostatecznego – zbawienia – jest to różnica nader istotna. Tym bardziej więc nie chcę mojego zbawienia uzależniać od poglądów faceta siedzącego po drugiej stronie kratek… Oczywiście, ja pamiętam o niezmierzonym Miłosierdziu Bożym, ale licząc na nie nie mogę chyba zakładać z góry, że mogę iść „trybem liberalnym” rozpatrywania moich wątpliwości, bo to by chyba było trochę nie tak. Na potrzeby tych rozważań abstrahuję już od przypadków opisywanych i tu (sam podałem jeden), gdzie spowiednik raczej nie staje na wysokości zadania i daje sztampową naukę nie wnikając w szczegóły…A może ja tu za bardzo zerojedynkowo myślę i powinienem jakiś stan pośredni przyjąć? Ale boję się zostać kotem Schrödingera – będę miał stan fundamentalnie nieokreślony i co wtedy? Ale może to jest sposób na niezatoksykowanie? pozdrawiamcse
„Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie grzechy, będą odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”Ja nieortodoksyjnie uważam to za wezwanie do wszystkich chrześcijan (choćby na mocy powszechnego kapłaństwa Ludu Bożego). Czyli zachęta, aby przebaczać bliźnim, bo brak przebaczenia powoduje pozostawienie skaz na obliczu świata. Jezus był Żydem. W religii żydowskiej jest takie ważne pojęcie: tikkun olam, naprawianie świata. (Dokładniej, to wyrażenie pochodzi z czasów wczesnego rabinizmu, który zaczynał się rodzić właśnie za czasów faryzeuszy. Myślę więc, że idea Jezusa może być wyrazem tego, że w tamtych czasach zaczynano myśleć w kategoriach „naprawiania świata”).Jak to się ma do sakramentu spowiedzi? Nie wiem. Spowiedź w formie takiej, jaką znamy, jest raczej dużo młodsza od rabinicznego pojęcia „naprawiania świata”, więc wydaje mi się, że przedstawione przeze mnie znaczenie jest bardziej pierwotne. Ale może przemawia przeze mnie prywatna niechęć i niezrozumienie sakramentu spowiedzi. Bo ja uważam, że spowiedź taka, jak dziś wygląda, to jakaś pomyłka, niedobra droga. Jak powiadam, mój pogląd jest mocno nieortodoksyjny.
Nie wyobrazam spowiadac sie z seksu przed ksiedzem,oczywiscie nie mowie tu o uprawianiu rozpusty ale milosci z mezem. Sprawy prywatne to sprawy prywatne i koniec dyskusji,mozna sie najesc tylko nie potrzebnych lekow i natrectw psychicznych.
Janie, z kwestią dylematów sumienia, o których piszesz, próbowałem się zmierzyć w artykule „Sumienie a głos Kościoła” (link obok).Jaremo, zastanawiałem się, czy my jako katolicy kiedykolwiek formalnie ślubowaliśmy miłość i wierność Kościołowi. Pomijając śluby zakonne jezuitów oraz przysięgę wierności przy obejmowaniu urzędu w Kościele – chyba nie. Owszem, wyrzekamy się grzechu, ale to jednak coś innego.Co do toksyczności związku z Kościołem, to ona ma miejsce, jak mi się wydaje, wtedy gdy rzeczywistość postawiona jest „na głowie”: wskazania moralne Kościoła mają służyć (!) osobowemu spotkaniu małżonków, tymczasem niedojrzałe podejście do tych wskazań takie spotkanie blokuje. I w tym jest cały paradoks – moralność nie ma chronić w pierwszym rzędzie posłuszeństwo Kościołowi, tylko osobę! Jeśli żona powie: „Słuchaj, lękam się przekroczyć zalecenia Kościoła i nie mogę sobie poradzić z tym lękiem”, to jest to zupełnie inna rozmowa, niż gdy mówi po prostu: „Nie i już!”.Co do moderacji wpisów, to niestety nikt tego za mnie nie zrobi, a ja nienawidzę „nożyczek”. Być może zmuszę się, by kasować wpisy zupełnie nie na temat. Bardziej jednak przeszkadza mi brak możliwości otwierania wszystkich komentarzy na raz – to chyba główny powód nieczytelności formuły dyskusji na Onecie.Nienawidzę „nożyczek”, bo sam wielokrotnie byłem ich ofiarą. Przykład z ostatniej chwili: w PS-ie do wpisu „Ratzinger i antykoncepcja” zamieściłem link do postu brodacza_51. Jeśli wejdziecie na to forum i traficie na czwarty od góry post brodacza, znajdziecie zgrabny tekścik o nieomylności nauczania Kościoła. Ten tekst jest mi bliski, a nawet bardzo bliski :), zarówno w temacie, jak i w sposobie argumentowania, a nawet w samej frazie językowej. Niestety, nie jestem w stanie teraz udowodnić, że to moje słowa, gdyż mój post na ten temat został usunięty z internetu – już nie pamiętam czy przez admina forum LMM czy przez księży salwatorianów przy porządkowaniu forum Katolika (wyleciały wtedy bardzo ciekawe wątki o antykoncepcji). Co do pomagania osobom, które „zraziły się” do Kościoła albo uznały, że ich dotychczasowa religijność jest niedojrzała, to ten blog właśnie w dużej mierze ma mieć taki sens (inna sprawa, czy rzeczywiście ma :). Coraz częściej myślę, że przydałoby się w internecie miejsce o szerszej formule, nie ograniczonej tylko do kłopotów małżeńskich…
> Jaremo, zastanawiałem się, czy my jako katolicy> kiedykolwiek formalnie ślubowaliśmy miłość i wierność> Kościołowi. Pomijając śluby zakonne jezuitów oraz> przysięgę wierności przy obejmowaniu urzędu w Kościele -> chyba nie. Owszem, wyrzekamy się grzechu, ale to jednak> coś innego.JPP: Nie, formalnie nie ślubowaliśmy. Ale formalnie też nie ślubowaliśmy poddania się prawu państwowemu; tak stało się wraz z naszym urodzeniem, tak i prawu kościelnemu poddani zostaliśmy wraz z chrztem. Kolejne sakramenty to potwierdzają. > moralność nie ma chronić w> pierwszym rzędzie posłuszeństwo Kościołowi, tylko osobę!> Jeśli żona powie: „Słuchaj, lękam się przekroczyć> zalecenia Kościoła i nie mogę sobie poradzić z tym> lękiem”, to jest to zupełnie inna rozmowa, niż gdy> mówi po prostu: „Nie i już!”.JPP: Ale powiedz Arturze – nawet, gdy żona się zdecyduje na tak szczerą formę wypowiedzi i obnaży swoje lęki (nota bene uzasadnione z punktu widzenia konfesjonału), to czy problem będzie bliższy rozwiązania?Ja sobie lepiej wyobrażam sytuację odwrotną: sam boję się grzechu śmiertelnego, a z żoną zdajemy sobie sprawę, że z czysto ziemskiego punktu widzenia kolejne dziecko będzie dla nas oznaczać nędzę (żeby już nie wspominać o dramatycznych sytuacjach w stylu: zajście w ciążę – śmierć żony). Załóżmy, że żona jest skłonna jednak zastosować prezerwatywę, albo pieszczoty w okresie płodnym. I co – czy jeśli powiem żonie: słuchaj kochanie, boję się piekła – to zbliży nas do rozwiązania problemu? Do siebie nawzajem? Kiedy ona oczekuje ode mnie wsparcia w trudnej sytuacji, a ja uwieszę się na niej z moim lękiem?Rozumiesz, buntuję się przeciwko czemuś takiemu. Wszyscy duszpasterze mówią jak jeden mąż, że robienie czegokolwiek z lęku przed piekłem to nie jest dojrzała wiara. Ale konfesjonał jest tu bezlitosny.Ktoś powiedział wcześniej o zdaniu jakiegoś księdza: „Trudno, to niech pan przez pewien czas nie chodzi do kościoła, świat się nie zawali”. Wszystko fajnie, tylko nie chodzić do kościoła, a zwłaszcza świadomie – to skazywać się na potępienie. Bo jeśli ktoś umrze w stanie grzechu śmiertelnego – idzie na wieczne potępienie. Nie ma co spłycać tych nauk, Kościół je cały czas głosi z mocą. Kto naprawdę wierzący chciałby ryzykować potępienie? Z jednej strony: sąd, potępienie, prawo, z drugiej – personalizm, chronienie osoby, stawianie relacji między dwojgiem ludzi w centrum. Godzenie tych dwóch stron jak widać niewiele pomaga.Są jednak w tym wszystkim światełka nadziei. 1.Może faktycznie Bóg nas uczy coraz większego zaufania, „skoków wiary”. Także zdania się na Niego w dziedzinie dzieci. Znam kilka przykładów rodzin z neokatechumenatu, które mimo biedy decydowały się na kolejne dziecko – i faktycznie Bóg (nieraz w sposób prawie cudowny) nie pozwalał im zginąć!To uczenie się zaufania to jak dla mnie bardzo piękny element całej nauki o antykoncepcji i płodności w Kościele Katolickim. Że dziecko, życie, to nie jest nic złego, że Bóg jest po naszej stronie, by tego życia było jak najwięcej, i że mamy Mu w to uwierzyć, a On nie da nam zginąć. To jest coś, co mnie najbardziej w tym wszystkim przekonuje! Nie argumenty z „naturalności” (słabe), nie argumenty, które znów kładą nacisk na płodność, dezawuując ten element seksu, którym jest tworzenie więzi. Ale to, że Bóg chce, byśmy mu uwierzyli w tak ważnej sprawie, jaką jest tworzenie nowego życia, udział w Jego dziele stwórczym.Tylko czy da się taką autentyczną wiarę zbudować przy tak rygorystycznym straszeniu piekłem?2. Może to straszenie piekłem nie jest takie straszne, jak piszę. Przecież jednak Kościół uczy akceptacji siebie jako grzesznika. Są msze i wspólnoty dla małżeństw niesakramentalnych… A jednak gdybym zdecydował się na stosowanie sztucznej antykoncepcji, nie czułbym się pełnoprawnym członkiem Kościoła. A czy od tego „świat się nie zawali”? Niby nie, ale moje życie może całkowicie przepaść…3. Tak wielki rygoryzm moralny dotyczy chyba tylko Polski. I tutaj z jednej strony moglibyśmy odetchnąć z ulgą (skoro większość Kościoła na świecie nie traktuje tych spraw aż tak ostro…?) a z drugiej – jeśli spojrzeć na upadek Kościoła na Zachodzie, to zaczynamy sobie zadawać pytanie, czy ten rygoryzm jednak nie był bliżej Pana Boga.
Jaremo, czy Jezus straszył grzechem śmiertelnym i piekłem Samarytankę? (J 4,1-45 – to jedna z najbardziej intrygujących i najpiękniejszych perykop ewangelicznych.) Zobacz, kogo w rzeczywistości „straszył”: Mt 25,41-46.
Wiem, kogo On straszył i się z Tobą zgadzam. Ale ja mówię, kogo straszy Kościół. To nie ze mną jest dyskusja w tym momencie, lecz z Kościołem – a ja nie mogę powiedzieć, żebym zgadzał się wewnętrznie ze zdaniem Kościoła na ten temat.
Jarema, ty naprawdę wierzysz w to potępienie i że twoje życie może przepaść z powodu niechodzenia do Kościoła?Co do diagnozy upadku Kościoła na Zachodzie – nie masz racji. No bo co z tego, że u nas ludzie są „blisko Boga” ze strachu????? Strach przed potępieniem to wcale nie jest bycie blisko Boga.Wiem z twojej strony www, że byłeś kiedyś ewangelikiem. Czy gdy decydowałeś nie na przejście na katolicyzm, to grało w tym jakąś rolę owo specyficzne podejście KK do ścisłych paragrafów prawa i do potępienia?
> Jarema, ty naprawdę wierzysz w to potępienie i że twoje> życie może przepaść z powodu niechodzenia do Kościoła?Nie mówię o tym, w co ja wierzę, ale co głosi Kościół.> Co do diagnozy upadku Kościoła na Zachodzie – nie masz> racji. No bo co z tego, że u nas ludzie są „blisko Boga”> ze strachu????? Strach przed potępieniem to wcale nie jest> bycie blisko Boga.Kto jest blisko Boga ze strachu? Ja myślę, że spora część Polaków jest blisko Boga ze względu na tradycję, ale nie ze strachu.> Wiem z twojej strony www, że byłeś kiedyś ewangelikiem.> Czy gdy decydowałeś nie na przejście na katolicyzm, to> grało w tym jakąś rolę owo specyficzne podejście KK do> ścisłych paragrafów prawa i do potępienia?W ogóle nie. Do KRK przyciągnęła mnie miłość i doświadczenie Boga. Przeczytaj moją notkę z 6 grudnia 2004, zanim zaczniesz psychologizować.
>Ja myślę, że spora część> Polaków jest blisko Boga ze względu na tradycję, ale nie> ze strachu.A mnie się wydaje, że nie można być blisko Boga ani ze względu na tradycję, ani ze strachu. Po prostu obie te motywacje moim zdaniem wykluczają prawdziwą relację i bliskość. Można przestrzegać przykazań ze względu na tradycję, można chodzić na Mszę ze strachu przed opinią innych. Ale to jeszcze nie oznacza, że jest się blisko Boga. Owszem, z czasem może się to przerodzić w coś głębszego, tak, jak małżeństwo zawarte z rozsądku z czasem może się przerodzić w prawdziwy związek oparty na bliskości i miłości. Tak się jednak może stać tylko pod warunkiem, że nie zadowolimy się samym spełnianiem obrzędów i „byciem w porządku”. Mam ostatnio bardzo mocne poczucie, że Pan Bóg nam się wymyka i bardzo nie chce dać się zamknąć w złotej klatce. Nasze błędne wyobrażenie o Kościele bardzo łatwo może się stać więzieniem dla Pana Boga i dla nas samych.
> A mnie się wydaje, że nie można być blisko Boga ani ze> względu na tradycję, ani ze strachu. JPP: Jasne, mi chodziło o takie „bycie blisko” w cudzysłowiu, wyrażające się uczestnictwem w praktykach i spełnianiem różnych obowiązków.>Mam ostatnio bardzo mocne> poczucie, że Pan Bóg nam się wymyka i bardzo nie chce dać> się zamknąć w złotej klatce. Nasze błędne wyobrażenie o> Kościele bardzo łatwo może się stać więzieniem dla Pana> Boga i dla nas samych.JPP: To prawda. A jednak Kościół jest, został założony przez Chrystusa, i czy naprawdę łatwiej będzie nam szukać Boga na własną rękę?
> JPP: To prawda. A jednak Kościół jest, został założony> przez Chrystusa, i czy naprawdę łatwiej będzie nam szukać> Boga na własną rękę?Nie idzie mi o to, żeby szukać na własną rękę. Raczej o to (powtarzam się), żeby się krytycznie przyglądać temu, jaką mamy w ogóle motywację do wiary i do związku z KK. Jeśli zdamy sobie sprawę, że to tylko tradycja i strach, to możemy coś z tym zrobić: szukać zrozumienia i pogłębienia.
> zanim zaczniesz psychologizowaćOj, Jarema, nie chciałam, żebyś tak to odebrał! To było pytanie, a nie – Broń Boże – interpretacja twojej osobowości.
Więc powiem Ci, że surowość moralną dawniej nieraz mocniej odczuwałem w kościele ewangelickim…Ja po prostu w KRK spotkałem Boga, z Jego miłością, ciepłem i tam przemówił on właśnie do mnie. Wiem, że to jest dla mnie jakieś zadanie, zaproszenie…
Jest symptomatyczne, że do uprawiania „rygoryzmu” Kościół upodobał sobie jednak sprawy damsko-męskie. Katolikowi wolno np. zarabiać miliony, zakładać, likwidować i zmieniać działalności gospodarcze, zmieniać zawód, wyjeżdżać za chlebem, gdzie chce itd. Oczywiście jeśli nie kradnie, płaci podatki itp. Ale ingerencja Kościoła w sferę biznesu jest minimalna. Natomiast to, co powinno być domeną intymności każdego człowieka jest regulowane odrębnie i bardzo rygorystycznie. Moim zadaniem wogóle nie ma, będąc normalnym, zdrowym człowiekiem konsekwentnego pozostawania w zgodzie z tymi obostrzeniemi. No, bo antykoncepcja to moim zdaniem jeszcze pół biedy. Co mam zrobić ja, jako już nie młody kawaler, który nie chce żadnych tam milionów, natomiast podlega dzień i noc narastającej potrzebie kochania i bycia kochanym, w sensie fizycznym, psychicznym, duchowym, wogóle bycie z kobietą staje się niestety dla mnie narastającą obsesją. Ale jak mam wejść w ewentualny związek, do czego uparcie zachęcają mnie psychoterapeuci zachowując kościelne regułu, tzn.: Do chwili sakramentalnego „Tak!” być istotą aseksualną. Nie pożądać, nie marzyć, broń Boże nie mieć fantazji erotycznych, oczywiście nie masturbować się, wogóle nie patrzeć na narzeczoną, ani na żadną inną kobietę jako na obiekt pożądania, nie mówiąc już o jakimkolwiek kontakcie cielesnym o zabarwieniu erotycznym. Być konsekwentnie zimnym, po to by nagle stać się gorącym i poczytywać sobie za przejaw własnej słabości i „nieuporządkowanych pragnień” wszelkie odstępstwo od tej reguły. (Można taką postawę uznać za jeden z warunków ważności spowiedzi przedślubnej, a tym samym i samego małżeństwa…) W małżeństwie też obowiązują znane i wcale nie łatwe reżimy. Oczywiście w razie śmierci, lub odejścia współmałżonka znów powinniśmy w jednej chwili oziębnąć do absolutnego zera, niczym włączany i wyłączany jakimś przyciskiem mechanizm, a nie żywa, czująca, cierpiąca i kochająca istota i znów wszelkie uchybienia takim wymogom poczytywać sobie za grzech. Czy to wszystko nie zakrawa na niedorzeczną nadregulację? Czy nie wygląda to na stawianie nam celowo poprzeczki, której nie jesteśmy w stanie przeskoczyć, po to, żebyśmy ciągle żyli w poczuciu winy? Czy za takie uchybienia, za to, że nie działamy na podobieństwo owego mechanizmu, Pan Bóg rzeczywiście się na nas śmiertelnie obraża, nie uwzgledniając nawet okoliczności dopuszczenia się przeróżnych czynów?… Czy rzeczywiście wszystkie przypadki odstępstw od tych surowych obostrzeń musimy poczytywać sobie za „słabość”?… Czy Bóg może wymagać od nas, abyśmy postępowali wbrew własnej naturze, której On jest przecież Autorem? Ale cóż, na to odpowiedzi również brak, a jedynie przywołanie do porządku: „Jeśli zgrzeszyłeś, powinieneś się wyspowiadać, żałować, zadośćuczynić itd., znasz reguły, nie dyskutuj, nie pytaj, nic się więcej nie dowiesz itp. Itd.” A więc… przestałem już pytać. Co więcej, dobrze wiem, że gdybym był księdzem też tak wymijajaco i enigmatycznie bym odpowiadał na podobne pytania, bo taki miałbym obowiązek. A przecież to nie byłby mój problem… Nie ma, dla mnie po prostu nie ma żadnego rozwiązania, jeśli Kościół nie chce sie wycofać z tego rygoryzmu i np. zająć innymi sprawami, które być może czekają na bardziej stanowcze wkroczenie w nie, jeśli Kościół chce być Autorytetem moralnym, a nie specjalistą od seksualnego rygoryzmu. Dla mnie wyjściem jest zaakceptowanie kawalerstwa. Co więcj, obawiam się, że gdyby ludzie podchodzili do tych obostrzeń ze śmiertelną powagą, to celibat stałby się powszechnym wyborem. Swoją drogą ciekawe, jak wtedy byłaby praktyka duszpasterska. Ale to chyba jedyny, „bezpieczny” stan. Do celibatariuszy Kościół nic nie ma, oczywiśćie, jeśli w swoim celibacie są konsekwentni, tzn. żyją „stosownie do swojego stanu”. Ale czy o to chodziło Panu Bogu? Zapewne nie, a więc w pewnym sensie bawimy się w ciuciubabkę. Nie ma, po prostu nie ma dobrego rozwiązania. Chociaż może wyjściem jest… samobójstwo?. Wcale nie żartuję! Skoro Kościół dziś daleki jest od pochopnego potępiania samobójców, zważając na przeróżne motywy, które powodują taki desperacki czyn. W dziedzinie seksu natomiast nie ma zmiłuj. Wszystko musi pozostać grzechem śmiertelnym, a przecież dawanie sobie przyzwolenia na grzech, po to, żeby później za to żałować, albo pozornie żałować nie ma żadnego sensu, chociaż wielu ludzi tak robi, a gdyby było inaczej to wielu z nas by się wcale nie urodziło. Pozdrawiam wszystkich samotnych!
Janie, nawet jeśli pewne rzeczy nieco zbyt mocno (moim zdaniem) uwypuklasz, to bardzo podoba mi się twoje świadectwo. Bo widać z niego, że człowiek wrażliwy, przeżywający trudności, człowiek być może nieco zbyt poważnie (choć czy można zbyt poważnie?) traktujący wymagania Kościoła ma problemy z pogodzeniem swojego chrześcijaństwa ze swoim zdrowiem psychicznym. Piszesz, co zalecają ci psychoterapeuci – dla twojego bądź co bądź zdrowia i szczęścia. Tymczasem Kościół z tym mniej lub bardziej koliduje. Sama widzę, że właśnie zwłaszcza w sferze seksualności nauka Kościoła koliduje z psychologią i psychoterapią. Od dawna mam wrażenie, że katolicyzm jest jedynie dla zdrowych i odpornych psychicznie. Ciekawe, jak się to ma do: „Nie przyszedłem do zdrowych, lecz do tych, którzy się źle mają”.
Dzięki, Droga Gościówo! Otóż właśnie psychoterapeuci zalecają dystans do świata i problemów, Kościół nakazuje nam przyjmować swoją Naukę ze śmiertelną powagą. Ale, ale… właśnie napięcie miedzy psychoterapią, a duszpasterstwem jest moją „solą w oku”. Akurat bardzo pomogli mi psychoterapeuci, także religijni, ale napięcie jest aż nadto widoczne. Kościół koncentruje sie na sprawach doktrynalnych, zakazach i nakazach. Mam, na podstawie własnych doświadczeń poważne powody powątpiewać, czy to jest właściwa droga. A być może przepis na kształtowanie dobrego człowieka nie tyle polega na ciągłym podkreślaniu, co jest grzechem, a co nie jest grzechem, ciągłym przypominaniu o zakazach i nakazach, co na uczeniu ludzi wrażliwości, przeżywania przeróżnych uczuć, doświadczania radości i smutku, odnajdywania i realizowania swoich pragnień, delektowania się doczesnym (tak: doczesnym!) życiem, empatii i tolerancji w stosunku do bliźniego?… A tylko pozornie grozi to relatywizmem. W szczególności: być może Panu Bogu bardziej zależy na tym, żeby mężczyzna potrafił podejmować własne decyzje, wziąść życie w swoje ręce, walczyć o swoje i o… kobietę którą pokocha, założyć rodzinę i zapewnić jej godny byt, uniezależnić się w doroslym życiu od rodziców, podejmować ryzykowne wyzwania i nie dać sobie „w kaszę dmuchać”, aniżeli na tym, żeby np. zachował zawsze rygorystyczny zakaz wszelkich przejawów erotyki przed ślubem, czy też przenigdy nie używał prezerwatywy? Te dwa ostatnie wymogi wynikają wszakże z obecnego kształtu doktryny Kościoła, z interpretacji Przykazań i Ewangelii, która na przestrzeni dziejów Kościoła nie jest przecież całkiem constans, natomiast to co wyżej jest obrazem najbardziej naturalnych zachowań, jakie prawdziwi mężczyźni wyznaczają sobie za punkt honoru, bez względu na to, w jakiej religii i w jakiej tradycji się wychowali i ja raczej z tym nie ośmieliłbym się dyskutować. W moim życiu, przyznaję, tego zabrakło i teraz wiem, że powodem był psychiczny związek z matką po odejściu ojca, dla której nota bene, każda zbliżająca się do mnie kobieta była zawsze śmiertelnym wrogiem. No, ale w Kościele o tym niestety… cicho sza, chociaż bardzo głośno np. ostatnio o zapłodnieniu in vitro; takie sprawy są natomiast na porządku dziennym w czasie zajęć psychoterapeutycznych. Moja mama więc nie miała szans się dowiedzieć, że wyrządza mi krzywdę nie pozwalając od siebie odejść i żyć samodzielnie, choć oczywiście dobrze wiedziała, że po odejściu ojca (który zresztą był uwikłany w toksyczny związek z… własną matką i może to było jednym z powodów, że… zapił się na śmierć!) nie wolno jej wiązać się z innym i choć wiele lat po śmierci taty mówi o nim per „bandyta” to uważa, że nie ma tutaj grzechu, bo przecież „nie opuściła aż do śmierci”… Ja w tym kontekscie czuje się ofiarą owej matczynej „bezgrzeszności”, gdyż w pewnym sensie miałem mamie zastąpić nieobecnego męża i na skutek tak, a nie inaczej rozumianej „prorodzinności” zostałem… starym kawalerem, czego nie potrafię postrzegać inaczej, jak gorzką ironię! Psychoterapia okazuje się – co ciekawe – w wielu przypadkach bardziej skuteczna niż tradycyjne duszpasterstwo w eliminowaniu niektórych niewłaściwych zachowań także dlatego, że operuje innymi narzędziami, takimi jak np. asertywność uważana przez niektórych za sposób wyrażania swojego „Ja” niezgodny z wartościami chrześcijańskimi ( a mnie asertywności uczył już kilkanaście lat temu nie ukrywający swojej religijności psycholog – absolwent KUL-u!). Dane mi było także poznać drugą stronę medalu: Psychoterapia winna opierać się na jakimś systemie wartości, a nie na apologii nihilizmu. Z moich obserwacji wynika, że niektórzy terapeuci kreują jednak określone postawy u swoich pacjentów, które muszą budzić moralny niepokój, działając według haseł: „Nie bądź niewolnikiem zasad, norm i przepisów, masz prawo robić to, na co masz ochotę! To Ty jesteś ważny i Twoje uczucia, a nie cokolwiek innego! Ty coś musisz??? Chyba żartujesz! Ty tylko możesz! Poczuwasz się do jakiejś winy? Ty byś nawet chyba przepraszał za to, że żyjesz!”. Niestety również na własnej skórze boleśnie przekonałem się, jakie postawy są efektami takich „terapii”. Wiem również, że za prowadzenie terapii biorą się ludzie, nie mający do tego stosownych kwalifikacji, oraz których postawa etyczna może budzić duże zastrzeżenia i formalnie obowiązująca od niedawna ustawa o zawodzie psychologa i samorządzie zawodowym psychologów niewiele tu zmieniła, a to z powodów, o których trzeba by mówić osobno. Dane mi było zetknąć się z terapią, którą postrzegam, jako szkołę bezwzględnego egoizmu. No, ale mógłbym o tym niemalże bez końca… Autorzy związani z Kościołem z reguły zdają się dowodzić, że w relacji: religia – psychologia nie powinno być rywalizacji. Dla mnie jest to wysoce niepokojąca relacja. I nawet gdyby księży wysłać na terapię, a terapeutów na rekolekcje, choć jedno i drugie być może bardzo by się przydało, trudno byłoby chyba doprowadzić do jakiejś integracji. A przekonany jestem, że szukanie w tej relacji jakiejś komplementarności jest jednym z warunków pogodzenia fides z ratio. Trudno więc przecenić próby godzenia owej „wody z ogniem”, dlatego bardzo cenię np. nietuzinkowe teksty ks. J. Prusaka publikowane m.in. przez TP. Ale nie miejmy złudzeń: szeregowy ksiądz nie jest przygotowany do rozmów na takie tematy, choć obudzony w nocy nie będzie miał żadnych problemów z wygłoszeniem natychmiast np. płomiennego kazania na temat świętości małżeństwa i niedopuszczalności używania prezerwatywy. Dla mnie są to jednak sprawy niemożliwe już do „zamiecenia pod dywan”, a może nawet warte… Soboru! Stanie się tak być może, jeśli w Kościele więcej do powiedzenia będa mieli kapłani podobni do np. ks. Prusaka. Niestety „kościelne młyny mielą wolno” i… być może nastąpi to za lat np. kilkaset. A przecież trzeba jakoś żyć, tu i teraz i zmagać się z tymi problemami, choć niekiedy brak już sił. Pozdrawiam serdecznie!
Janie, ze swojej strony polecam wielokrotnie wspominaną już przeze mnie książkę Patricka Carnesa „Od nałogu do miłości” (wygląda na to, że w Twojej sytuacji rzeczywiście może się przydać). Z kolei sam Carnes zaleca uzupełnienie psychoterapii korzystaniem z grup wsparcia. Pogrzebałem w internecie i znalazłem takie strony: http://www.slaa.pl oraz http://www.seksoholicy.webpark.pl. Pozdrawiam
Dziękuję bardzo, książki już zaczynam szukać po księgarniach internetowych. Pozdrawiam!
> Jest symptomatyczne, że do uprawiania „rygoryzmu” Kościół> upodobał sobie jednak sprawy damsko-męskie. Janie, dziękuję za to, co napisałeś. Nie umiem się odnieść do wszystkiego, ale dorzucę tylko, że wczoraj przypominałam sobie książkę „Grzech i strach” J. Delumeau i na jej podstawie widać jak na dłoni, skąd się bierze ta nieufność do ciała, sfery seksualnej w ogóle i potępienie specyficznie rozumianego „świata”, jak i strach przed potępieniem i mechanizm wpędzania w poczucie winy. Bardzo głębokie korzenie mają te wszystkie problemy w Kościele. Obawiam się, że zbyt głębokie, abyśmy mogli sobie z nimi w krótkim czasie poradzić…
Bardzo dziękuję, a tej książki będę szukał!
Mam jeszcze jeden temat do otwartej rozmowy: rozwody kościelne.W czasie tzw. kolędy (już tegorocznej) ks. proboszcz raczył podzielić się z nami ciekawostką na temat sąsiadów zza płota. Otóż oni są już po rozwodzie kościelnym, i sam proboszcz był świadkiem po stronie kobiety. Dziewczyna wyszła za faceta, który był zależny od swojej mamusi! Już w czasie uroczystości ślubnej było widać, jak mamusia wszystkim dyryguje. Ksiądz uważał, że to wystarczający powód unieważnienia małżeństwa. A ja pamiętam, jak w naszym małżeństwie musiałam walczyć przez całe lata o to, by mąż nie wpuszczał teściowej zawsze i wszędzie, jak ona tego chciała. Udało się, ale nie było łatwo… Nie chcę przez to powiedzieć, że zazdroszczę tej młodej dziewczynie, że nie musi już toczyć tych bojów, ale znowu coś mi tu nie gra w kościelnej praktyce:Jednym małżeństwom karze sie przestrzegać surowych wymagań npr-u, a inne się rozwiązuje z powodu nadopiekuńczosci „mamuśki”?
Ta nadopiekuncosc ammuski to wlasnie niemoznosc do zawarcia zwiazku malzenskiego,jeden z powodu z ktorego mozna dostal uniewaznienie,czyli niedysponowany psychicznie
Czyli warto we wszstkim zachowywać umiar… łącznie z samym „zachowywaniem umiaru”.
przed przeczytaniem tego tekstu natrafiłam na artykuł Robert Plich OP „Reprodukcyjna przemoc” 2006/11/07 Tyg. Pow. On fajnie wyjaśnia pewne sprawy i moim zdaniem podważa w sposób bardzo przekonujący myślenie pana Sporniaka (chociaż nie do tego artykułu się odnosi). Ps Nie da się oddzielić seksualności od płodności, ale ten temat wymaga szerokiej dyskusji.
A przeczytałaś odpowiedź pana Artura, którą udzielił w artykule „W więzach sacrum”? Polecam. Pan Artur ma niebywały talent do precyzyjnego i zrozumiałego ujmowania spraw, które ze swej natury są bardzo złożone. A ja podzielam jego pogląd, że Bóg działa ZAWSZE W CAŁYM CZŁOWIEKU poprzez stworzone przez Samego Siebie prawa natury, a nie w wydzielonych jego strefach. Płodność i seksualność mają aspekt etyczny tylko i wyłącznie dlatego, że cały człowiek ma taki wymiar.
Na blogu Przegladu Powszechnego toczy się analogiczna dyskusja z udziałem osoby kompetentnej- ks. Jezuity D. Kowalczyka.Osoby zadające konkretne pytania odnośnie npr-u stają na głowie, żeby sprowokować jakąś szczerą, ludzką reakcję ze strony księdza. Bez skutku. Dwa odrębne światy.A ja próbuję jeszcze raz poskładać moje życie zawodowe zawalone przez npr (lepiej późno niż wcale) i postanawiam nie zaglądać do internetu przez jakiś czas. Zostańcie z Bogiem.
Nie należy sie dziwić księdzu, on po prostu inaczej nie może, choćby sam się z tym nie zgadzał. Wiesz, co Ci powiem: Byłem kiedyś urzędasem skarbowym (kilkanaście lat temu). Przychodzili do mnie podatnicy i pytali, jak sobie mają poradzić z bardzo – delikatnie mówiąc – niekiedy niefortunnymi przepisami. A co ja musiałem robić?… Ano odpowiadać „co do zasady”. Np. na pytanie, co ma zrobić podatnik, któremu kontrahent pomylił na fakturze NIP i nie chce go poprawić, a faktura taka była wtedy nie możliwa do rozliczenia (takie były wtedy przepisy, a były to rzeczywiscie niekiedy duże kwoty do rozliczenia i dramatyczne wołania o pomoc), ja nieodmiennie brałem do ręki Dziennik Ustaw i surowym głosem mówiłem: ustawodawca w art. tym to, a tym w sposób jednoznaczny mówi nam, jak ma wygladać faktura, my nie możemy sobie robić, jak kto chce, Pan rozumie, że Pańska faktura jest do niczego itd. Oczywiście i ja i moi koledzy wiedzieliśmy, że ten biedny podatnik, jeśli wprost zastosuje się do przepisów, to może nawet od razu zamknąć firmę, zwolnić ludzi itd. Czy o to powinno chodzić fiskusowi? Chyba nie. Ale musiałem być legalistą, podobnie jak ksiądz zawsze musi bronić doktryny, jaka by ona nie była. Tylko, że tak, ja i moi koledzy później szukaliśmu sposobów, żeby ulżyć podatnikom i nie zamykać im firm, tak w Kościele np. są rekolekcje dla Niesakramentalnych, a z wypowiedzi (oczywiście nie publicznych) wielu księży wynika, że sami sobie nie radzą z tą surowością, do jakiej są zmuszani i że np. „Pan Bóg to zapewne widzi inaczej”, jak powiedział mi pewien kapłan, kiedy stwierdził, że w jego parafii najwspanialszą rodzinę stworzyła jakaś para niesakramentalna. Tylko dla mnie ważne jest tutaj pytanie zasadnicze: Czy tak powinien postępować Autorytet moralny, który twierdzi, że działa w imieniu Boga? Tym bardziej, w tak delikatnej materii, jeśli wiadomo, że te uregulowania nie wynikają wprost z Ewangelii, lecz są wynikiem interpretacji, dokonanej akurat przez osoby najmniej zainteresowane, bo celibatariuszy. A chyba oczywiste jest pytanie o moc sprawczą Ducha Św. w zapewnieniu ich nieomylności, skoro ta interpretacja wcale nie jest na przestrzeni historii Koscioła constans. Czy nie należałoby raczej bardziej zająć się przeróżnymi patologiami, które jawnie gwałcą Przykazanie miłości bliźniego, a nie ma kto tego robić, bo duszpasterze zajęci są sprawami typu antykoncepcja, albo in vitro? Miałem okazje się boleśnie przekonać, do jakich postaw prowadzi takie duszpasterstwo. W przenośni można to porównać do sytuacji, w której dobrze wiemy, że nie wolno jeść jakiegoś owocu zakazanego, bo o tym są rekolekcje, książki, kongresy, zjazdy i… internetowe blogi, ale za to nie wiemy, że nie wolno bić bliźniego pałką po głowie, bo o tym… cicho sza! A ja, jako ten bity przez nie jedzących owoców zakazanych mam moralne prawo o tym mówić! Mam i już, choćny mi Magisterium Kościoła nie wiem jak tego zabraniało! Jakżesz mam się zachwycić takim modelem „ładu moralnego” i jak uwierzyć że jest on rzeczywiscie dziełem Boga, a nie omylnych ludzi? Może brak tu dostrzegania owej tragiczności, o której mówił Bartoś. Ale cóż, Bartoś, moim zdaniem pozwolił sobie na luksus „stanięcia w prawdzie” i dlatego musiał zrzucić habit, bo w Kościele się tego nie toleruje, dlatego księża zrobią wszystko, żeby bezpiecznie „trwać” i bronić twierdzy z napisem „doktryna”, bo tego się od nich oczekuje i to jest mile widziane przez ich przełożonych… Ciekaw jestem tylko, czy oni mają świadomość, że wszystkich nas sądzić będzie Ktoś inny, a oni będą wtedy po tej samej stronie, co my… Czy Bóg będzie rzeczywiście z nich zadowolony za to, co robią?…. No cóż, przyjmijmy do wiadomości, ze w Kościele nie ma przestrzeni do takich rozmów, nie ma przyzwolenia na stawianie trudnych pytań. I ci, którzy animowali egzaltowane uniesienia i chóralny śpiew „Barki”, nie pozwalając nam na takie dyskusje, to nie powinni się później dziwić, że my tak jakoś „kochamy, ale nie słuchamy”… Człowieka po prostu nie da sie nagiąć, urobić, zmusić, żeby działał sprzecznie ze swoimi najgłębszymi pragnieniami, ograniczając go surowymi zakazami: zawsze bedzie sie on z tego wyrywał… To nie tedy droga, jestem pewien, że własnie”Pan Bóg to widzi inaczej”…
Hmm, ciekawe…Zapraszam do przeczytania mojego posta odnośnie kościoła pod adresemhttp://bajki-dla-doroslych.blog.onet.pl/2,ID281206980,DA2008-01-08,index.htmlZobaczymy co powiecie jak to przeczytacie:D
Mam dla wszystkich przeciwników moich dywagacji dobrą wiadomość: to już ostatni mój wpis na tym blogu. Była to może niepowtarzalna okazja, żeby wypowiedzieć swoje „wątliwości na temat wiary”. Straciłem już nadzieję, że uda mi się to w bezpośredniej rozmowie np. z księdzem. Niekiedy odnoszę nawet, może mylne, wrażenie, że księża są specjalnie szkoleni, jak przerywać niewygodne rozmowy, jak nie dopuszczać do stawiania trudnych pytań. Trudność dialogu publicznego natomiast polega na tym, że jakakolwiek kontestacja obowiązującego status quo okrzykiwana jest natychmiast z ambon „atakiem na rodzinę”, co paraliżuje ją w zarodku i znacznie ogranicza przestrzeń owego dialogu, a obawiam się, że właśnie o to w tej strategii chodzi. Jeden z Hierarchów polskiego Kościoła życzył mi znalezienia „wspólnoty refleksji”, ale taką w Kościele chyba nawet z przysłowiową świecą znaleźć bardzo trudno. Sądzę, że w Kościele powinno być miejsce właśnie na stawianie trudnych pytań. Nikt nie idzie, np. na rekolekcje dowiedzieć się, czy Kościół dopuszcza przedślubny seks, antykocepcję, albo rozwód, ani jak uzasadnia swoje stanowisko, bo wszyscy odpowiedzi na takie pytania doskonale dziś znają. Nie wiedzą tylko, jak sobie z tymi rygorami poradzić w przeróżnych sytuacjach, gdy serce im mówi co innego, ani co zrobić z brakiem wiary, że te rygory są rzeczywiście dziełem Bożym. A jeśli Kościół ma być także dla ludzi myślących, a nie tylko posłusznych (a sądzę, że napewno tak powinno być!), to unikanie rozmów na ww. tematy uważam za duży błąd. Główny wątek tego blogu nie jest przedmiotem mojego szczególnego zauinteresowania, choć na przykładzie antykoncepcji dobrze widać arbitralność podobnych rozstrzygnięć. Dla mnie, jako dla kawalera, który zdaniem Kościoła nie ma prawa do żadnej realizacji swojej seksualności, jest trochę też niezrozumiałe robienie problemu z tego, ktoś nie ma prawa robić tego tylko przez kilka dni w miesiącu. Wiąże się z tym jednak wogóle kryterium dopuszczalności przejawiania się seksualności zgodnego z Nauką Kościoła. To zrozumiałe, że Gospodarz tego blogu stara się szukać rozwiązania wszelkich problemów na gruncie tej Nauki, ale nawet On – za co Mu chwała – dostrzega sytuacje, w których konsekwentne stosowanie sie do wskazówek Magisterium może być bardzo trudne, albo wręcz prowadzić do pewnych paradoksów. (Ja ze swej strony dorzucę jeszcze taki „smaczek”: nie wiem, czy wiecie, ale mężczyzna nie powinien ani raz w życiu oglądać własnej spermy, która może znajdować ujście tylko do pochwy sakramentalnej żony, podczas naturalnego stosunku małżeńskiego…, Uuuu , obrzydliwość!…). Sednem mojej kontestacji jest natomiast KRYTERIUM, które Kościół nam wyznacza, żeby wogóle mogła realizować się seksualność. Jest nim oczywiście sakramentalne małżeństwo. No i tu zaczynają się poważne „schody”. Miałem niestety okazje przekonać się, jak to funkcjonuje, kiedy nie jest ważne, co ludzie naprawdę czują, czy wogóle się kochają, jak się realizują, czy są ze sobą szczęśliwi, a jedynie czy przystąpili do VI Sakramentu, który zresztą jeśli dobrze pamiętam jest w obecnej postaci dziełem dopiero Soboru Trydenckiego. Według tego kryterium zdecydowana wiekszość mieszkańców tego padołu jest pogrążona w „seksoholizmie”, gdyż ich seksualność nie nabrała właściwego, nadprzyrodzonego wymiaru właściwego – zdaniem Kościoła – jedynie małżonkom sakramentalnym. Może warto, zamiast rutynowo powtarzać, że fakt, iż wielu ludzi nie przestrzega VI Przykazania nie oznacza, że przestało ono obowiązywać, zastanowić się, co tak naprawdę we współczesnym świecie powinno oznaczać Przykazanie: „Nie cudzołóż!” Być może właśnie w pewnym sensie najwięcej cudzołóstwa jest w… małżeństwach!… Jeśli odważyć się na pewną reinterpretację VI Przykazania, można dojść nawet do tak zaskakujących wniosków. Małżeństwo sakramentalne przedstawiane nam jest, jako cudowne połączenie erosa z agape, lecz jeśli nawet nie ma ani jednego, ani drugiego, nie przestaje ono być święte i nienaruszalne, z kolei najwspanialsze nawet połączenie tych obu aspektów związku bez sakramentalnego przypięczętowania, nie ma dla Kościoła (a czy również dla Boga?…) żadnego znaczenia. A natura ludzka nie jest doskonała i pobierają się także ze sobą ludzie, którzy napewno nie stworzą nigdy udanego związku. Gdyby tak nie mogło być, również nie miałoby racji bytu z rozwagą podchodzić do matrymonialnych zamierzeń. Przewrotnie mam ochotę skonstatować, że Bóg raczy wiedzieć, czy moich rodziców rzeczywiście „Bóg złączył”, tym samym, czy jestem poczęty ze związku sakramentalnego, czy może jestem „bękartem”, ale ponieważ rodzice nie „dowiedli” przez sądem biskupim, że jednak „Bóg nie złączył”, nie było mi dane zaznać tej strasznej niesprawiedliwości, jaką jest jakakolwiek dyskryminacja dzieci nieślubnych. Tak się również potoczyło moje życie, że dane mi było zakosztować jakże gorzkiego smaku nie-miłości spod znaku radykalnego feminizmu, co stało się źródłem dotkliwych traumatycznych przeżyć i niestety także refleksji wpisujących się znakomicie w moje „wątpliwości na temat wiary”, bo przecież dobrze wiem, co powiedziałby mi dziś Kościół Powszechny, gdyby już wypowiedziane zostało sakramentalne: „Tak!” i wiem także, że byłoby to zupełnie nieadekwatne do sytuacji, w jakiej się znalazłem. Przeżyłem koszmar, ale na szczęście udało mi się zerwać niezwykle szkodliwy dla mnie związek. Z drugiej strony ja… kochałem tylko „do czasu”, a przecież miłość to jest DAR!… Jak więc można ocenić moje moralne prawo do ewentualnego nowego związku?… Czy to nie jest pomysł na szczęście „rodem z brazylijskich seriali”, jak pewien gorliwy kapłan był łaskaw określić ponowne małżeństwa cywilne rozwodników? Czy może winienem pospołu z moim bliźnim – rozwodnikiem, jeśli zawiodło uprawianie propagowanej przez psychologów związanych z Kościołem „komunikacji małżeńskiej” (która w danym przypadku, jak i w wielu innych, może przypominać „leczenie” raka aspiryną, raka, którego trzeba wyciąć, albo… umrzeć!), uznać się za „samotnego bez wyboru” i żyjąc w celibacie dochowywać jakiejś dziwacznej „wierności” osobie, od której tyle złego doświadczyłem, która nigdy mnie nie kochała i z którą nie chcę mieć nic wspólnego, świadom tego, że od owego bliźniego różnię się tylko tym, że nie pośpieszyłem się ze ślubem?… A wiem przecież także, iż w takich razach bardzo trudno udowodnić kanoniczną nieważność małżeństwa, a może jeszcze trudniej uwierzyć, że będący samą Miłością Bóg życzy sobie, abyśmy w takim koszmarze trwali udając przed światem, że łączy nas dozgonna miłość, której żadne przeciwności nie straszne. Ciekawe, że obecny papież, uważany za „konserwatystę”, (jakkolwiek to określenie nie byłoby adekwantne do rzeczywistości kościelnej, jednak chodzi mi o zdeterminowanie w obronie obowiązującej doktryny) zdaje się te problemy dostrzegać i z conajmniej dwóch Jego wypowiedzi wynika, że należy zastanowić się nad szerszym dostępem wiernych do instytucji unieważniania małżeństw sakramentalnych. Oczywiście rodzi to z kolei niebezpieczeństwo nadużyć, które masowo popełniano w okresie międzywojennym, a które wyśmiewał Boy-Żeleński. Ale taka jest, moim zdaniem, cena utrzymywania paradygmatu oparcia rodziny nie na związku uczuciowym, nie na tym co łączy ludzi naprawdę, lecz na związku instytucjonalnym, który z założenia tylko jest uwieńczeniem doskonałej miłości, a który zdaniem Kościoła jest uświęcony przez Boga. Jakie jest życie, wszyscy wiemy. Bywają związki niesłychanie toksyczne, patologiczne, oparte na wzajemnym uzależnieniu, nic nie mające wspólnego z żadną tam miłością, zawierane dla pieniędzy itd., itd. No cóż, wiem, że księża na takie argumenty też muszą być doskonale odporni… A ja zmagam się z problemem od dobrych trzydziestu kilku lat. Podobne dylematy miałem już w podstawówce, kedy na lekcjach religii mieliśmy „wychowanie seksualne”, a byłem już wtedy świadom koszmaru, jakim było małżeństwo moich rodziców i tego, że mój Kościół ten koszmar każe nazywać „świętością”. Wielokrotnie byłem świadkiem, jak terapeuci wspierali dążenia do zerwania związku, który nie rokował nadziei na normalność, na możliwość zaspokajania najbardziej ludzkich potrzeb miłości, bliskości, ciepła, samorealizacji i do nawiązania nowego związku, opartego na zdrowych relacjach. Ksiądz, chcąc być wierny doktrynie, zawsze musi wspierać „ratowanie rodziny”, choćby prowadziło to jedynie do eskalacji cierpienia, a niekiedy także upokorzenia. Znoszenie takich cierpień Kościół każe nam postrzegać w kategoriach jakiegoś… heroizmu! A ja… cóż…coraz bardziej dokucza mi samotność… Terapeuci, zresztą różnych światopoglądów, przekonywali i przekonują mnie, dość zresztą nieskutecznie, że moje zainteresowanie kobietami, seksem, pragnienie miłości i intymności jest czymś całkiem naturalnym i zachęcają do realizacji tego pragnienia. W Kościele nieodmiennie słyszę, że wszystko to (nawet myśli i pragnienia!) są jednym wielkim zbiorowiskiem śmiertelnych grzechów i jako kawaler mam obowiązek trzymać się od tych spraw jak najdalej. Jak wobec tego miałbym sfinalizować ewentualne małżeństwo?… (Przypomina mi się tu wypowiedź pewnego rekolekcjonisty, który przestrzegał kobiety przed używaniem… szminki, gdyż upiększanie się może prowokować pożądanie… No, właściwie to miał rację, no nie?…) Ano cóż, wiem już, że nie warto o to pytać spowiedników… (Może oni mają podobne dylematy, a może nawet sami… by się nie narodzili, gdyby ich rodzice bardzo skrupulatnie przestrzegali kościelnych zakazów…) Trzeba kiedyś się zakochać iść na randkę, itd., nie można zaczynać od ślubu. Jak będąc normalnymi, zdrowymi ludźmi mamy to wszystko robić bez żadnego zabarwienia erotycznego? Symptomatyczne jest, że w Kościele nie mówi się o „potrzebach seksualnych”. Katolik nie powinien mieć „potrzeb seksualnych”, a tym bardziej ich zaspokajać. Również określenie „życie seksualne” nie jest chyba adekwatne do doktryny katolickiej. Zamiast „życia seksualnego” winniśmy mieć „życie rodzinne”, a jeśli już pojawia się seks, to ma służyć prokreacji, a w najgorszym razie do umacniania więzi małżeńskiej, jako wyraz doskonałego wyrażania miłości. Ale człowiek nie może wysiłkiem woli motywowanej potrzebą zbawienia oszukać swojej natury i jeśli nie podejmuje świadomej decyzji życia w celibacie i związanego z nią samoograniczenia, zawsze będzie dążył do realizacji tej potrzeby. Z drugiej strony w stosunku do małżonków to Kościół zdaje się nie gardzić permisywizmem i mówić: „Why not?”, gdyż nie pyta ich, jakie są prawdziwe relacje między nimi, tylko, czy wyrzucili prezerwatywę i na seks jak najbardziej zezwala! Dlatego ośmielam się wyrazić obawę, że najwięcej seksu nie idącego w parze z głębokim związkiem uczuciowym ma miejsce właśnie w mażeństwach! Uffff!… Trochę chyba podobnie bym się czuł, gdybym żył 300 lat temu i był przekonany, że „jednak się kręci”. Obawiam się także, że my wszyscy, wierni i kapłani, penitenci i spowiednicy do pewnego stopnia bawimy się w ciuciubabkę nie mając odwagi zblizyć się do istoty problemu i ograniczamy się do ogólników o ludzkiej słabości. Tak się dzieje chyba między innymi w przypadku sakramentalnych ślubów par od dawna ze sobą żyjących, które zresztą na tę okoliczność bywają traktowane przez kapłanów bardzo życzliwie. Ale konia z rzędem temu, kto mi powie, w jaki sposób oni mają wypełnić „warunki dobrej spowiedzi”, aby móc związać się sakramentalnie?… Być może ratunkiem jest tu nabranie pewnego dystansu do powyższych trudności i branie życia takiego, jakim ono jest, ze wszystkimi paradoksami i trudnościami. Znam np. „niesakramentalnych”, którzy tryskają dobrym samopoczuciem i choć chodzą do kościoła, nie zadręczają się świadomością „życia w grzechu”. Znam też księży, którzy nic do nich nie mają, oprócz oczywiście nie udzielania rozgrzeszenia. Ale tutaj znów: pójdziemy za radą psychoterapeutów, według których taki dystans może być zbawienny, a nie za głosem Kościoła, który wszystkie obostrzenia wynikajace ze swojej Nauki nakazuje nam przyjmować ze śmiertelną powagą. Obawiam się nawet, że jeśli by wszyscy bardzo poważnie potraktowali Nauczanie Kościoła w kwestii małżeństwa mając na uwadze zwłaszcza wszystkie obowiązujące w nim obostrzenia, a nie z pewnym dystansem, jak to ma zapewne miejsce w rzeczywistości, to właśnie celibat stałby się powszechnym wyborem… Pozdrawiam wszystkich samotnych i… mających „wątliwości na temat wiary”!
Zgadzam się co do ciuciubabki. Co więcej, chyba jest na nią zapotrzebowanie, jeżeli tylu ludzi od tak dawna się w nią dobrowolnie bawi. A księży proponuję nie zadręczać pytaniami, skoro i tak wiadomo, że nie znają odpowiedzi i na dodatek nie mogą się do tego przyznać. Lepiej kierować się rozumem :)…
Witaj JanieBardzo mi się podoba Twój sposób rozumowania. Jest on ludzki. Całość wywodu pokazuje ogromną pracę umysłową, którą musiałeś włożyć w swój rozwój. Wnioskowanie rozumowe o Bogu, charakterystyczne dla polskiego kościoła i chyba ogólnie dla Kościoła Katolickiego, jest obarczone sporym błędem, bowiem prawdą jest, że jeżeli możesz zrozumieć to to na pewno nie jest Bóg. Kurt Gödel – austriacki matematyk – dowiódł twierdzenia o niezupełności: wykazał, że w każdym systemie logicznym (a taka jest, między innymi, współczesna teologia) występują zdania nierozstrzygalne, to znaczy takie, o których nie da się powiedzieć czy są prawdziwe czy fałszywe. Życia nie da się wymyślić. O tym również widział Bóg, gdy je tworzył. Dlatego dał nam sumienie. Otrzymaliśmy więc prawo by w swoim sumieniu rozstrzygać rzeczy logicznie nierozstrzygalne. Mamy do tego prawo i wara wszystkim, którzy to prawo chcą nam odebrać. Istnieje wiele miejsc w Biblii, które to prawo uzasadnia jak choćby „ nie sądźcie abyście nie byli sądzeni” albo „jaką miarą mierzysz taką ci odmierzą”. Zachęcam Cię więc do kontynuowania szeroko pojmowanego rozwoju duchowego i porzucenia podejścia logicznego do Boga. Można się próbować zbliżyć do niego poprzez podejście transracjonalne, mistyczne, medytacyjne. Znalezienie nurtu medytacyjnego w polskim kościele katolickim jest dość trudne, ale zapewniam – możliwe. Na początek spróbuj http://www.wccm.pl