No, nareszcie: gorączka redakcyjna związana ze zmianą formatu „Tygodnika Powszechnego” nieco opadła – mogę wrócić na blog. J Oto zapowiadana moja prywatna – bardziej publicystyczna niż teologiczna – ocena doktrynalnej rangi nauczania Kościoła na temat antykoncepcji. W poprzednim wpisie („Po co Maryi św. Józef?”) zacytowałem dwa kanony Kodeksu Prawa Kanonicznego (750 i 752), które regulują doktrynalne rodzaje nauczania w Kościele. Możliwości jest cztery:
1. Uroczyste nauczanie „ex cathedra”. Łączy się ono ze zdefiniowanym na Soborze Watykańskim I w 1870 r. dogmatem o nieomylności papieża (sobór dał dogmatyczne potwierdzenie takiego nauczania). Papież lub sobór wraz z papieżem może uroczyście ogłosić jakąś tezę jako prawdę objawioną. Na razie od ogłoszenia dogmatu o nieomylności tylko jeden papież skorzystał z tego przywileju, a mianowicie Pius XII w 1950 r., gdy ogłosił ostatni jak dotąd (a na więcej się nie zanosi) dogmat maryjny – o Wniebowzięciu. Nie znaczy to oczywiście, że przed 1870 r. papieże nie nauczali „ex cathedra”. Nauczali, ale sam fakt tego nauczania jako nieomylnego nie był dogmatycznie sprecyzowany. Ważne, że papież, chcąc wypowiedzieć się „ex cathedra”, zobowiązany jest skonsultować się najpierw z biskupami na całym świecie oraz zasięgnąć opinii teologów. Nie może więc to być jego widzimisię.
2. Kolejne to nieomylne nauczanie „zwyczajne i powszechne”. To dziwne nauczanie, bo wiadomo, że ono jest, ale trudno wskazać precyzyjnie jego zakres. Wiadomo bowiem, że nie wszystkie prawdy, w które katolicy wierzą, zostały kiedyś zdefiniowane przez sobór czy papieża. Stąd nazwa: „zwyczajne” – w przeciwieństwie do wypowiedzi nadzwyczajnych, czyli „ex cathedra”. Podręcznikowym przykładem jest prawda o powszechnej konieczności odkupienia ludzi przez śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Cechą istotną tego nauczania jest drugi przymiotnik: „powszechne” (prawda musi być nauczana w całym Kościele i „od zawsze”). Napisałem, że jest trudno wskazać jego zakres, gdyż w Kościele katolickim nikt (na szczęście!) nie odważył się sporządzić kompletnego spisu dogmatów. Teoretycznie zawsze więc istnieje możliwość teologicznego sporu czy dana prawda należy do nieomylnego nauczania „zwyczajnego i powszechnego”, czy do omylnego nauczania papieży i soborów, czyli tzw. nauczania autentycznego. I właśnie widmo takich niekończących się teologicznych sporów w ważnych kwestiach spędzało sen z powiek kard. Ratzingerowi, dlatego wraz ze współpracownikami z Kongregacji Nauki Wiary (m.in. dzisiejszym sekretarzem stanu kard. Bertone) przeforsował w 1998 r. wprowadzenie trzeciego typu prawd nieomylnych. Są to:
3. Prawdy ogłoszone przez papieża jako ostateczne. Te prawdy należą właściwie do drugiego typu nauczania (zwyczajnego i powszechnego), ale albo nie jest to dla wszystkich oczywiste, albo jest akurat taka potrzeba, by to wyraźnie podkreślić. Papież swoim autorytetem ogłasza więc, że dana prawda należy do nauczania zwyczajnego i powszechnego, zatem sama w sobie jest nieomylna. Jan Paweł II próbował coś takiego uczynić w liście „Ordinatio sacerdotalis„, ogłaszając prawdę o udzielaniu święceń kapłańskich wyłącznie mężczyznom. Chciał tym samym zakończyć dyskusję o możliwości wyświęcania kobiet. Napisałem: „próbował”, „chciał”, gdyż to się właściwie nie udało – dyskusja trwa nadal, a można by nawet powiedzieć: jest jeszcze gorętsza. To pokazuje, że pomysł kard. Ratzingera na trzeci typ prawd nieomylnych, choć trafił do Kodeksu Prawa Kanonicznego, jak na razie nie do końca zaskoczył. Dlaczego? Sądzę, że dzisiaj nie da się tak po prostu zamknąć żadnej żywej dyskusji teologicznej przy pomocy samego aktu autorytetu (nawet tak dużego jak papieża!). Dyskusję może zakończyć jedynie siła argumentów. Wtedy samoistnie wygasa.
4. Pozostał czwarty typ nauczania, czyli prawdy, które nie należą do żadnych z trzech wymienionych wyżej kategorii i mogą okazać się omylne. Nazwane zostało to nauczanie „autentycznym” – i prawdę mówiąc nie wiem, dlaczego akurat tak. Może dlatego, by podkreślić, że jest to nauczanie papieża, a nie kogoś, kto np. papieżem manipuluje?
Dlaczego uważam, że nauczanie o wewnętrznym złu antykoncepcji jest wciąż jedynie nauczaniem „autentycznym”, a więc może być omylne? Na pewno to nauczanie nie jest „ex cathedra”, gdyż każda uroczysta definicja dogmatyczna ma to do siebie, że z samej jej formy wynika jasno i bez żadnych wątpliwości, iż jest „ex cathedra”. Więc (1) odpada. Wypowiedzi o antykoncepcji mogą jedynie należeć do nieomylnego nauczania zwyczajnego i powszechnego (2), ale właśnie o to toczy się nieprzerwany spór co najmniej od czasów słynnej komisji Pawła VI. Wydawać by się mogło, że encyklika „Humanae vitae” ten spór rozstrzygnęła, zatem była to wypowiedź typu (3), choć wtedy jeszcze Kodeks takiego nauczania nie przewidywał. Dlaczego jednak kard. Ratzinger we wspomnianym już przeze mnie „Wyjaśnieniu doktrynalnym„, podając przykłady prawd typu (3), milczy o antykoncepcji? Przecież aż się prosiło dołożyć do eutanazji, nierządu i prostytucji właśnie antykoncepcję jako koronny przykład nauczania ostatecznego! A tymczasem cisza. Wiem od dominikanów, a oni od kard. Cottiera – też dominikanina (wówczas Teologa Domu Papieskiego), że Jan Paweł II nosił się z zamiarem ogłoszenia specjalnym aktem zakazu antykoncepcji jako nauczania ostatecznego. Ale mu to odradzono! Dlaczego? Mogę się jedynie domyślać. Sądzę, że zadecydował brak zgody wśród samych biskupów. Nie jest tajemnicą, że niektóre episkopaty (np. niemiecki i francuski) zdystansowały się mniej lub bardziej wyraźnie od nauczania encykliki „Humanae vitae”. Zatem nie jest spełniony wymóg powszechności i ciągłości tego nauczania. Sam kard. Ratzinger bardzo ostrożnie wypowiadał się o antykoncepcji – wielokrotnie podkreślał, że jest to trudny problem (w 1999 r. w Krakowie słyszałem to na własne uszy). Już jako papież – o ile pamiętam – jedynie raz akcydentalnie wspomniał o antykoncepcji. Czy to nie jest wymowne?
To jest oczywiste, a nie wymowne. Gadanie o grzeszności antykoncepcji jest bzdurą wierutną. Podkreślam ANTYKONCEPCJI, czyli podejmowanie czynności NIEDOPUSZCZAJĄCYCH do zapłodnienia . Bo albo wszystkie czynności podejmowane w takiej intencji są grzeszne, czy to będą prezerwatywy, czy promowane przez Kościół Katolicki kalendarzyki. I chyba każdy kto interesował się tematem wie, te brednie o grzeszności antykoncepcji weszły do „kanonu nauczania” z powodów zupełnie innych – przekonania hierarchii kościelnej, że antykoncepcja uwalniająca kobiety od lęku ciąży spowoduje ich rozpasanie seksualne. A obecne uzasadnienia rzekomej grzeszności antykoncepcji są zwykłą drwiną z inteligencji wiernych 🙁 pozdrawiam
Arnold 1000lat koscioła w Polsce i jeszcze zasciankowosc wielu Polaków ma się jeszcze dobrze co widac słychac i czuc.
* BLOG ANTYRELIGIJNY * – zapraszam: http://ateistaa.blog.onet.pl/
Wystarczy sobie przypomnieć, czego kiedyś nie dopuszczał Kościół – chociażby przeszczepów, teraz nawołuje się wiernych do przekazywania po śmierci narządów dla innych ludzi. Skoro Kościół dopuszcza naturalne metody planowania rodziny, czemu nie dopuszcza chemicznych i mechanicznych (oczywiście nie wczesnoporonnych), to tak jakby zakazać stosowania wszeslkich chemicznych leków i dopuszczać jedynie terapię ziołami…
Zioła też by były grzeszne. Raczej stawianie baniek/pijawek upuszczanie krwii byłoby jedynie niegrzeszne 🙂
Zgadzam się z poglądem, że nauczanie o antykoncepcji należy do prawdy typu 4. Mam jednak pytanie: jakie konsekwencje ma to dla mnie, jako katolika? Czy z nauczaniem autentycznym mogę się nie zgadzać (i nie postępować według tego nauczania) i pozostawać w stanie łaski uświęcającej?Jeżeli nie mogę się nie zgadzać bez utraty łaski uświęcającej – czy wtedy jedynym „zyskiem” z zakwalifikowania tego nauczania jako typu 4 jest moja nadzieja, że moje praprawnuki być może nie będą już musiały do tego nauczania się stosować, bo za 80 lat zostanie ono zmienione?pozdrawiamcse
> Zgadzam się z poglądem, że nauczanie o antykoncepcji> należy do prawdy typu 4.> Mam jednak pytanie: jakie konsekwencje ma to dla mnie,> jako katolika? Czy z nauczaniem autentycznym mogę się nie> zgadzać (i nie postępować według tego nauczania) i> pozostawać w stanie łaski uświęcającej?O, bardzo dobrze postawione pytanie. Przypomina mi się Galileusz i jego konflikt z Kościołem. Abstrahując już od antykoncepcji: czy wiedząc, mając dowody na to, iż stanowisko Kościoła jest mylne, powinno się w imię posłuszeństwa zawiesić swoje sumienie na kołku? Chyba nie, prawda? Jak w takim razie taki konflikt sumienia z nauczaniem rozwiązać?
Proste – ignoruje się „nauczanie”, które jest sprzeczne i z sumieniem i z logiką. Bo to nie jest nauczanie tylko ściemnianie.To tak jak z poruszaną tu już kwestią onanizmu – katechizm swoje a księża i katecheci nadal na potęgę klepią swoje brednie o jego grzeszności wpędzając kolejne pokolenia młodych we frustracje i odciągając absurdalnymi ograniczeniami od Kościoła. :(pozdrawiam
> Proste – ignoruje się „nauczanie”, które jest sprzeczne i> z sumieniem i z logiką. Bo to nie jest nauczanie tylko> ściemnianie.Nie uważam tego za aż tak proste. Bo każdy mógłby ignorować dowolną część nauczania Kościoła. Jak w takiej sytuacji mówić o jedności? Wszystko jest względne? Nie bardzo. No i w końcu – po co w ogóle Kościół?
A może tu właśnie ukryty jest sekret naszej wolności w ramach Kościoła?Może jest tak, że wiarą powszechną i katolicką wyznawać mamy te prawdy, których Kościół naucza ex cathedra, natomiast nauczanie autentyczne to wskazówki, których nieprzestrzeganie nie powoduje wykroczenia?Dla ilustracji weźmy przykład gry w piłkę nożną. W piłkę nożną gra się okrągłą piłką o konkretnych wymiarach, na boisku o konkretnych wymiarach, drużyny mają po 11 zawodników. Te zasady nie podlegają dyskusji, jeżeli chcę grać jajowatą piłką, nie mogę grać w piłkę nożną a jedynie w rugby lub futbol australijski czy walijski. To byłaby ilustracja nauczania ex cathedra.Oprócz tego jest trener, który mówi mi, że powinienem kopać piłkę zewnętrzną częścią stopy. Stosując się do jego zaleceń będę kopał piłkę z efektowną rotacją. Nie stosując się do jego rad nie uzyskam takiej rotacji, ale za to mogę uzyskać wyższą precyzję podań, jeżeli użyję wewnętrznej części stopy lub wyższą siłę uderzenia, jeżeli walnę z czuba. We wszystkich tych przypadkach nadal gram w piłkę nożną i używanie jednej techniki nie musi czynić ze mnie od razu gorszego piłkarza od kogoś używającego innej techniki. To byłaby ilustracja nauczania autentycznego.Po trenerze Benedykcie może być inny trener, na przykład trener Jan, który powie, że jego nie interesuje, którą stroną stopy kopię piłkę, bylebym kopał ją do właściwej bramki.Czy dobrze myślę? Czy powyższa ilustracja jest prawidłowa?pozdrawiamcse
> Czy dobrze myślę? Czy powyższa ilustracja jest prawidłowa?Tego nie wiem, choć podoba mi się 🙂 Jednak jakich analogii byśmy nie wymyślili, to nadal nie wiem, jak takie zasady stosować w praktyce. Np. w praktyce konfesjonału…pzdr.
Czy ktoś może pomóc mi dotrzeć do konkretnych tekstów / wywiadów / dokumentów, w których Benedykt 16 – podobno wtedy jeszcze jako kardynał wypowiada się właśnie na temat antykoncepcji? Podobno istnieje jakiś tekst w jednym z numerówL’osservatore romano.Będę wdzięczna za namiary.
Ten artykuł, Artusie, to wlewanie młodego wina do starych bukłaków.Spróbuję to sformułować maksymalnie jasno, mimo że zabrzmi to brutalnie:Twój rozsądek burzy się przeciwko absurdalnemu nauczaniu Kościoła o antykoncepcji, lecz nie burzy się przeciwko absurdalnemu nauczaniu o nieomylności papieża.Próbujesz twoje rozsądne wnioski na temat antykoncepcji pomieścić w ramach nierozsądnych założeń o papieskiej nieomylności.A według mnie – to wszystko jest jeden wielki złożony problem Kościoła. To nie tak, że sprawa antykoncepcji jest osobnym problemem, a nieomylności – osobnym. One się ze sobą łączą. Łączy je pewne fundamentalne rozumienie Kościoła, jako instytucji, która „wie lepiej” od indywidualnego sumienia. BTW. ciekawa jestem, jak teolodzy tłumaczą niespójność pomiędzy nauczaniem o prymacie sumienia indywidualnego, a nauczaniem o nieomylności stwierdzeń papieża ex cathedra.
A mnie się ten sposób myślenia podoba 😉 Nie sztuką jest powiedzieć: „Nieomylność papieża to bzdura, cały Kościół jest strukturą chorą i anachroniczną, itp.” Myślę, że warto, aby wierzący zdawali sobie sprawę, że Kościół to coś więcej niż papież i urząd nauczycielski, więcej niż jakaś instytucja społeczna. Bardzo upraszczając, są dwa sposoby rozmawiania o tych sprawach – od zewnątrz (dystansujemy się wobec KK, na chłodno oceniamy i krytykujemy jego błędy) bądź od środka (jesteśmy w Kościele, nie wszystko nam się w nim podoba, czujemy się współodpowiedzialni i chcemy zmienić to, co wydaje nam się złe). Oba mają podobne cele, ale metody inne. Kiedy czytałam książkę Bartosia, miałam wrażenie, że on – mimo tak wielu słusznych uwag – sprowadził swoje spojrzenie na KK do takiego socjologicznego. A KK w tej perspektywie moim zdaniem objąć ani opisać się nie da.Dołożę anegdotkę, można?W zeszłą niedzielę na Freta w Warszawie reklamowali nowy numer „Teofila” pt. „Czy Kościół zapomniał o zakochanych”. Śmiesznie wyszło – brat, który przedstawiał ogłoszenie o piśmie tak strasznie zachwalał, że wszystkie artykuły są zgodne z nauką Kościoła o ludzkiej seksualności. Na to wtrącił się przeor stwierdzając, że tak wiele (za wiele) się ostatnio w Kościele mówi o seksie w kontekście wskazań moralnych i etyki w ogóle, a przecież to nie jest główne przesłanie Ewangelii i nie za to warto oddać życie, jeśli trzeba by było to zrobić.Może warto czasem zobaczyć, że rzeczywiście w naszej wierze jest coś więcej niż tylko nakazy i zakazy… Oczywiście, ten blog jest czemu innemu poświęcony, ale taka mnie naszła refleksja.
Novva, ja się czuję trochę pokrzywdzona, gdy przypisujesz mi takie intencje:> Nie sztuką jest powiedzieć: „Nieomylność papieża to > bzdura, cały Kościół jest strukturą chorą i anachroniczną, > itp.”Nie napisałam tamtych uwag dlatego, że idę na łatwiznę i że najłatwiej jest wszystko potępić w czambuł. Dziwię ci się, że znając to co piszę w internecie potrafisz mnie tak powierzchownie ocenić. Napisałam tamte uwagi dlatego, ponieważ naprawdę uważam, iż źródło problemu leży głębiej i jest ono źródłem również innych problemów Kościoła.
Ależ zupełnie źle mnie zrozumiałaś i niepotrzebnie wzięłaś za przytyk do Ciebie coś, co miało być refleksją ogólną. Może źle to ujęłam, przepraszam. Po prostu chodziło mi o to, że odpowiada mi sposób myślenia o tych sprawach prezentowany przez Artusa w przeciwieństwie do drugiej możliwej (skrajnej) postawy. I tyle.
Większość prawd kościoła katolickiego robi na mnie wrażenie bajeczek opowiadanych wnuczkowi z okazji potrzeby wymuszenia na nim mycia ząbków albo trzymania rączek na kołderce.zaliczanie zwyczajowo przyjętych za prawdziwe legend,aby jego świątobliwość robił wrażenie człowieka pracowiutego, jak wspomniany dogmat o wniebowstąpieniu NMP albo dwa wieki wcześniej dogmat o niepokalanym poczęciu Matki Boskiej.A przy okazji zlikwidowamie czwartego przykazania tak,że dziesiąte brzmi nieco idiotycznie „ani żadnej rzeczy, która jego jest”.Dziwne, nieprawda?więcniech kościół weżmie się za pomoc wiernym w modlitwie a nie kompromituje się szerzeniem nauk ułatwiających rosprzestrzenianiu się wirusa HIV,i zmuszających zdrowych męższczyzn do onanizmu albo skrytoseksualizmu.
Zapraszam na FORUM RELIGIJNE. Zloguj się i wyrażaj swoje poglądy. Serdecznie zapraszam.www.jahwe.xad.pl
No też przyznam że Księżom troche poprzewracało się w głowach,przecież taka decyzja jest bez wiekszego wartościowego pojęcia,tylko takim dobrym łatwowiernym ludzim psują w głowach,takimiy bezpojętnymi decyzjami.
Ale przecież mamy się ze stosowania antykoncepcji spowiadać, a spowiedź to uznanie własnej słabości przed BOGIEM, a Bóg nie może być w swoim wyrokowaniu związany aktualnym stanem Nauczania Koscioła. Dobrze ten problem widać na przykładzie nieochrzczonych dzieci (do odchłani, czy nie do odchłani). Trudno uwierzyć, że Bóg będzie wysyłał owe dzieci do odchłani aż do momenru, w którym papież ogłosi, że jednak zasługują na zbawienie… Nie wiemy też, jakie stanowisko Kościoła w kwestii antykoncepcji będzie obowiązywało np. za 100 lat…
Koniec końców – KK poślizgnie się na …prezerwatywie. Nieco śmieszne, nieco żałosne… A towar sprzedaje się w krajach formalnie katolickich jak…świeże bułeczki…P.S. Może ktoś wskażę mi link, pod którym znalazłbym oficjalny wykaz świętych KK? Dziękuję.
Antykoncepcja wrogiem doktryny Krk,jednak bez niej może dojsc do najgorszego;do jeszcze większego przeludnienia naszego globu,do jeszcze większego głodu na naszej planecie/w szczególnosci na kontynencie afrykańskim/.Hierarchowie Krk nie zdają sobie sprawy z problemu,zaciekle bronią plityki w w/w temacie lansowanej przez Watykan,która zmierza do nicosci i ludzkiej tragedii.Nie liczy się cierpienie ludzkie/aids,głód/,nie liczy się zdrowy rozsądek,górę biorą upiorne zasady wiary nie mające żadnego boskiego uzasadnienia.NAPEWNO BÓG TEGO SOBIE NIE ŻYCZY !!!
Jak to jest ? sukienkowi nie mają (oficjalnie) dzieci,nie mogą miec dzieci a nawołują innych do rodzenia na potęgę bez względu na konsekwencje i problemy
Nawet Bóg miał nieślubnego syna.http://konfabulator.blog.onet.pl
Im więcej owieczek tym więcej strzyżenia /kasiory/
antykoncepcja nie jest grzechem,grzechem jest rodzenie belzebubów i oszołomów
Ja bym dała Nobla temu,kto wymyślił pigułki antykoncepcyjne!!!Dzieci są super i chcę je mieć,ale jeszcze nie teraz.A seks jest ważny w życiu człowieka i moim zdaniem nie da się normalnie funkcjonować bez seksu.Tym bardziej,ze kocham się z jednym facetem,który jest moim pierwszym i wierzę w to,że ostatnim,bo data ślubu juz ustalona.A do ślubu seks przedmałżeński:-)Jesteśmy bardzo szczęśliwi i naprawdę,ten zakaz może być,może go nie być,dla nas to nie ma znaeczenia.Nie czuję,że grzeszę,dla mnie,w moim sumieniu to nie grzech-seks przed ślubem i używanie pigułek antykoncepcyjnych.Niestety kościół jest zacofany i jeśli sie nie zmieni to tylko sam sobie zaszkodzi.
Tragedia!! Co marketing antykoncepcji z Wami zrobił! Nie widzicie tej powiązanej machiny: seks przed ślubem, antykoncepcja, pigułka po, a nawet-> aborcja, kolejne kroki…. Odważnie mówi się o wolności wyboru i racja, ale gdzie nasza wiara w Boga? Tam, gdzie nam pasuje? To, zupełnienie tak. Panie! Widzisz i nie grzmisz…
Mateo sprawę antykoncepcji rozpatruje w sferze zagrożenia czarnego kontynentu i ma tu 100 % racji,tylko urzędnicy Krk nigdy nie zmienią swego / akurat przeciwnego/ zdania,dla nich doktryna jest doktryną a biały papa jest zawsze nieomylny.Tylko działanie edukacyjne może temu złu zapobiedz a ludziom czarnego lądu jestesmy tego winni.
Eeee…
Szybko weź stoperan, „elka”!http://konfabulator.blog.onet.pl
Wstrzemiezliwosc seksualna chyba nie podtrzymuje relacji w malzenstwie. Moja znajoma odstawila malzonka (jakos go jak to nazywa UDOBRUCHALA) i woli spedzac czas poza domem, brac udzial w chorze koscielnym i bywac rowniez w kosciele w ciagu tygodnia, nie tylko w swieta. A chlop, jak czasem przy spotkaniach kieliszek walnie (nie pije w nadmiarze, ale do towarzystwa), to od razu mu sie jezyk rozwiazuje i ma pretensje do malzonki…zebys ty tak lepsza w lozku byla i takie tam aluzyjki. Do czego zmierzam? Antykoncepcja (kondonom i pigulkom STANOWCZE NIE i za grzech od razu to uwazac) doprowadza ludzi w wieku 45- 70 lat do uwiklania sie w dylemat: albo seks odlozyc do szafy i nigdy nawet sie do niego nie przymierzac, albo uzywac srodkow zakazanych. (Nie mowie o przerywaniu ciazy, bo to uwazam za morderstwo), albo uzywac srodkow antykoncepcyjnych, stwierdzajac, ze duchowienstwo nie powinno wkladac swojego palca pomiedzy penisa i wagine i odczepic sie od spraw sexu, a zajac nauczaniem slowa bozego. Ludzie w pozniejszym wieku, szczegolnie kobiety przechodza menopauze i liczenie na kalendarzyk malzenski mija sie z celem, Kosciol przeciez ma swiatlych ludzi i dobrze o tym wie. Jesli 50 letnia kobieta przez taka koscielna antykoncepcje zajdzie w ciaze, to kto to dziecko wychowa? Moze ksiadz? Tak wiec wszyscy, ktorzy sa w latach starszych maja zrezygnowac ze seksu? Lub tez narazac sie na rodzenie dzieci przez babcie i dziadkow? Chyba, ze kosciol, tak jak ta moja znajoma uwaza, ze seks w starszym wieku, to ……zboczenie? nieprzyzwoite?…nie przystoi?…czy co tam jeszcze? Wiadomo, ze w starszym wieku hormony nasze czesto sa rozregulowane i seks dostarcza nam adrenaliny, estrogenu i jeszcze tam takich innych. Tak wiec Kosciele TY moj, daj sie ludziom kochac, i miec seks, bo to bardzo podtrzymuje wiezy miedzy malzonkami, wiele malzenstw prawdopodobnie sie rozeszlo ze wzgledu na niedopasowanie seksualne, gdyz strach przed ciaza w pozniejszym wieku doprowadza do „wstrzemiezliwosci” i zawodzie jednego malzonka na drugim. Pomyslcie ile zlego powoduje zabranianie zabezpieczenia przed ciaza w starszym wieku ludzi, ktorzy chcieliby miec zdrowy seks ze soim partnerem.
Opowiem nasze doświadczenia (bez wdawania się w dyskusje teologiczno-filozoficzno-moralizujące).
Mamy trójkę kochanych i wymarzonych dzieci. Wszystkie urodzone przez cesarskie cięcie co za tym idzie powinniśmy na trójce poprzestać. Pożycie z użyciem NPR jest dla nas nieprzyjemne. Moja żona jest spięta i jeżeli coś odczuwa to tylko ból. Ja nie jestem w stanie odczuwać przyjemności jeżeli nie daję jej mojej kochanej, żonie.
Wyliczając, prowadząc kalendarzyk, obserwując śluz itd. podchodzimy do tej delikatnej sfery naszego życia bardzo instrumentalnie i to zabija sens i radość.
Pożycie poza dniami płodnymi ma negatywne skutki zdrowotne dla mojej żony – jej organizm nie jest przygotowany i ulega podrażnieniom.
Prezerwatywa nie ma dla nas, żadnych negatywnych skutków. Dla obydwojga nas pożycie jest lepsze z prezerwatywą niż bez (biorąc pod uwagę całokształt).
Biorąc pod uwagę obecną wykładnię kościoła (nie dogmat) rozważaliśmy całkowitą wstrzemięźliwość. Nasze odczucie jest jednak takie, że przynosi ona w naszym konkretnym przypadku dużo więcej strat niż korzyści dla naszego związku i dla naszej rodziny.
Staramy się być dobrymi ludźmi i rodzicami. Rodzina to dla nas wartość najważniejsza. W naszych sumieniach mocno wierzymy, że antykoncepcja, którą stosujemy nie jest dla nas ani dla nikogo złem. Nasz pożycie jest wspaniałe, pełne czułości i troski o drugą osobę i mocno ubogaca nasze małżeństwo.
Nie czujemy się gorszymi katolikami mimo tego, że wielu zwolenników NPR uważa się za „lepszych”.