Małżeństwo kontra związek nieformalny

Zdecydować się na małżeństwo czy pozostać w luźnym związku? To dzisiaj dylemat wielu młodych ludzi. Roztrząsając go, być może takie osoby powinny także wziąć pod uwagę… seks. Statystycznie znacznie się on bowiem różni w obu relacjach. Wykazał to prof. Zbigniew Izdebski w badaniach, które opublikował w monumentalnym tomie „Seksualność Polaków na początku XXI wieku. Studium badawcze” – obok oczywiście wielu innych badań. Interesowała go przede wszystkim aktywność seksualna w związkach nieformalnych trwałych (trwających dłużej niż 12 miesięcy), gdyż to one najbardziej przypominają małżeństwo, a zatem są jego największym konkurentem. Co wynika z tych badań?

Otóż osoby żyjące w małżeństwie w porównaniu z osobami tworzącymi związek nieformalny

częściej:

– mają jednego partnera;

– stosują naturalne metody regulacji poczęć (NPR);

– twierdzą, że życie seksualne nie jest satysfakcjonujące;

– dostrzegają, że trudność stanowią ich zbyt małe potrzeby seksualne;

natomiast rzadziej:

– podejmują aktywność seksualną;

– podejmują różne formy aktywności (chodzi o urozmaicenie współżycia);

– podejmują określone formy aktywności (chodzi o seks bardziej wyrafinowany);

– przeżywają orgazm;

– przyznają się do posiadania większej liczby partnerów;

– przyznają się do korzystania z prostytucji;

– przyznają się do zdrady;

– oglądają pornografię;

– obawiają się oceny ich sprawności seksualnej i wyglądu;

– boją się, że nie sprawdzą się seksualnie;

– boją się niechcianej ciąży;

– skarżą się na bolesność w trakcie stosunku;

– mają wysoką samoocenę sprawności seksualnej;

– traktują jako problem swoje zbyt duże potrzeby seksualne.

*

Na pierwszy rzut oka wygrywają związki nieformalne, gdyż praktykowany w nich seks jest ciekawszy, bardziej dynamiczny i urozmaicony. Podejrzewam, że z takim werdyktem zgodzi się Anuszka, zapyta tylko: dlaczego „na pierwszy rzut oka”?

Gdyż istnieją także inne – jak mniemam, bardziej podstawowe kryteria. Czy takim bardziej podstawowym kryterium jest emocjonalne bezpieczeństwo seksu małżeńskiego? Bo z powyższego wynika, że małżeństwo statystycznie daje większe poczucie bezpieczeństwa w sferze seksualnej – osoby żyjące w małżeństwie rzadziej boją się niechcianej ciąży (małżeństwa są ewidentnie bardziej sprzyjającymi rodzicielstwu relacjami), rzadziej boją się, że nie sprawdzą się seksualnie (małżonkowie nie muszą bez przerwy zbiegać o atrakcyjność seksualną, gdyż relację spaja nie tylko albo nie przede wszystkim seks). Wygląda też na to, że małżeństwo stwarza bardziej komfortowe warunki dla kobiet (rzadsza bolesność w trakcie stosunku). Natomiast na pewno takim bardziej podstawowym kryterium niż satysfakcja seksualna jest wierność – nikt nie lubi być zdradzanym, a ankietowe deklarowanie zdrady zdarza się statystycznie częściej wśród osób żyjących w związkach nieformalnych. Oznacza to, że albo osoby żyjące w małżeństwach wstydzą się zdrady tak bardzo, że ukrywają to nawet w anonimowych ankietach, albo po prostu rzadziej zdradzają.

*

Jednak daną, która w moim mniemaniu nokautuje związki nieformalne na korzyść małżeństwa, są ostatnie zdania obu powyższych wyliczeń: osoby żyjące w małżeństwach częściej dostrzegają, że trudność stanowią ich zbyt małe potrzeby seksualne oraz zarazem rzadziej traktują jako problem swoje zbyt duże potrzeby seksualne. Oznacza to, że wśród małżonków częściej obecna jest troska o potrzeby partnera, wielkoduszność wobec jego niedomagań i pokora względem własnych możliwości. Takie podejście wydaje mi się zupełnie fundamentalne dla małżeństwa. Kiedyś pisałem, że przez seksualność relacja małżeńska staje się najbardziej intymna z wszystkich relacji, a tym samym najbardziej „bezbronna”. Domaga się delikatności. „Wymusza” wrażliwość, a wrażliwość kojarzy mi się z dojrzałością. Czy słusznie? – pewno Anuszka to skomentuje. 🙂

*

Czego można życzyć uprawiającym seks? No cóż, małżonkom, by trochę więcej wysiłku i czasu poświęcili współżyciu seksualnemu – jego urozmaiceniu, na przykład. Taka troska może odnowić ich związek, uchronić od nudy, rutyny i powolnej, a więc trudno zauważalnej erozji.

Natomiast osobom tworzącym związki nieformalne – by trochę więcej uwagi poświęcali sobie nawzajem, a przynajmniej by to robili w podobnej proporcji do aktywności seksualnej (być może dojdą wówczas do wniosku, że warto związek jednak sformalizować 🙂 ).

38 komentarzy do “Małżeństwo kontra związek nieformalny

  1. anuszka

    Nie, ja mam całkiem inną uwagę. Ten podział na małżeństwa i związki nieformalne to w dużym stopniu podział na ludzi ze starszego i młodszego pokolenia. A młodsi mają kulturowo inne podejście do seksu niż starsi.

    1. anuszka

      W sumie nie tylko kulturowo. Np. młodsi mają większy popęd, więc częściej będą uważać to za problem. Starsi mają mniejszy / dostrzegają jego zmniejszanie się, więc to będą widzieli jako problem.

      Praktycznie każdy z punktów podanych przez ciebie jako małżeństwo vs. związek nieformalny można równie dobrze wytłumaczyć wiekiem respondentów.

      1. anuszka

        Tak że, podsumowując, twoje argumenty są oparte na chwiejnych podstawach. Odnoszę wrażenie, że tworzysz byty ponaad potrzebę, podczas gdy to samo można by objaśnić prościej.

        Ta różnica, czy poblemem są za małe czy za duże potrzeby seksualne, nie musi się tłumaczyć większą dbałością o partnera w małżeństwie. (Nawiasem mówiąc, dlaczego o trosce o partnera miałoby świadczyć zmartwienie, że ma się za małe potrzeby, a nie zmartwienie, że ma się je za duże?) Natomiast jeśli to wytłumaczyć wiekiem respondentów (martwię się, bo mam dużą ochotę a mało okazji, vs. martwię się, bo mam dużo okazji a coraz mniejszą ochotę), to troska o partnera przestaje w ogóle mieć tu cokolwiek do rzeczy.

        A znów wszelkie przejawy poczucia bezpieczeństwa – pary z długim stażem mają prawdopodobnie wyższe poczucie bezpieczeństwa, niż te z krótkim. A im starsze pary, tym więcej wśród nich małżeństw.

        1. Kalina

          Obawiam się, ze to Pani tworzy byty ponad potrzebe (starsi, młodsi, potrzebujący seksu etc). Jedynym kryterium oceny związku tak małżeńskiego, jak i nieformalnego może być jedynie zachowanie wobec siebie partnerów. Albo ktoś jest notorycznie nielojalny (nie tylko w sferze seksualnej), nie został w domu nauczony, kim powinna być ta druga osoba i jak się do niej odnosić, albo nie. Kosciół stara się wypełnić te luke, ale coraz trudniej mu to idzie. Nie będzie postępu, dopóki Kosciół nie zaakceptuje seksu jako koniecznego w zyciu człowieka elementu. I to seksu, który jest wartoscia sama w sobie, a nie kwintesencja małżeństwa. Bo seks nie ma z małżeństwem nic wspólnego:))

  2. jtt

    Jeśli jakaś para na pierwszym miejscu stawia seks i maksymalną przyjemność z niego płynącą oraz świadomie przyjmuje, że gdy seks się im znudzi, to poszukają innych partnerów, porzucając siebie nawzajem tak, jak porzuca się podarte rękawiczki, to niech się nie zbliżają do ołtarza i nie robią z Pana Boga błazna. W trwałym małżeństwie seks nie może być być najważniejszy, bo takie małżeństwo na pewno zakończy się klęską. Co taki 55-letni „rozseksualniony” mąż będzie robił z 50+ żoną, która już nie ma ochoty na seks. Najzwyczajniej porzuci ją na rzecz, powiedzmy, 30-latki. Co więcej, będzie uważał, że jest to zupełnie naturalne, bo on jeszcze może, a jego „stara” żona już nie. No więc „starą” do śmietnika. Takich przypadków jest coraz więcej, zwłaszcza wśród tzw. „nadzianych” facetów, którzy sądzą, że swoje grosiwo mogą sobie „załatwić” każdą kobietę. Etyka katolicka tego nie akceptuje (przynajmniej dotychczasowa) takiego procederu, tym bardziej Jezus Chrystus, który wyraźnie wypowiedział się w kwestii nierozerwalności małżeństwa.

    1. anuszka

      Związki nieformalne wybierają ludzie mający takie właśnie priorytety: Nie potrzebują tak bardzo bezpieczeństwa, więc zakładają większą łatwość zmiany partnera. Wniosek Artura to wyjaśnianie przez wyjaśniane: Małżeństwa dają większe poczucie bezpieczeństwa, bo zawierają je ludzie mający potrzebę bezpieczeństwa. Postulowanie, że zwolennikom związków nieformalnych małżeństwo zrobiłoby dobrze, jest uszczęśliwianiem na siłę: jeśli ci ludzie wcale nie stawiają na pierwszym miejscu potrzeby bezpieczeństwa, to nie ma co ich przekonywać, że małżeństwo jest super, bo daje poczucie bezpieczeństwa. Bo oni nie tego być może szukają.

      1. anuszka

        I jeśli ktoś ma takie właśnie priorytety, to dojrzałością z jego strony jest żyć z tym uczciwie i otwarcie, a nie udawać grzecznego małżonka spragnionego bezpieczeństwa.

  3. cse

    Panie Arturze,
    Pana wnioskowanie wydaje mi się bardzo życzeniowe 🙂

    Na jakiej podstawie wnioskuje Pan, że skoro małżonkowie częściej traktują jako problem swoje potrzeby seksualne, to automatycznie są bardziej wrażliwi? Przecież bardziej naturalnym wnioskiem będzie po prostu to, że w małżeństwach ten problem występuje po prostu częściej. Pana argumentacja przypomina trochę logikę tłumaczenia tego, że w Afryce jest cieplej argumentem, że tam mają bardziej wrażliwe termometry…

    Dla mnie z cytowanych w Pana wpisie obserwacji płynie nieco inny wniosek, trochę „ekonomiczny”. Stosując analogię z ekonomią małżeństwo można porównać z umową w warunkach monopolu, podczas, gdy związek nieformalny z umową w warunkach wolnej konkurencji. Fakt rzadszego podejmowania współżycia, mniejszej satysfakcji czy rzadszych orgazmów świadczy o niższej jakości seksu. W monopolu nie ma takich bodźców motywujących do ulepszania oferty/produktu/usługi, jak w sytuacji wolnej konkurencji, bo klient po prostu nie ma wyjścia, więc monopolista nie musi się starać, klient, jeżeli chce mieć dostęp do owych produktów czy usług, nawet jeżeli są one nienajwyższej jakości, pozostanie przy monopoliście.

    W sytuacji wolnej konkurencji, to właśnie obecność innych aktorów na rynku mobilizuje konkurentów do ciągłego ulepszania swoich produktów/usług w celu stworzenia przewagi konkurencyjnej – chodzi o to, aby uniknąć sytuacji, kiedy klient przejdzie do konkurencji. Zaznaczam tu, że do działania mobilizuje tu sama potencjalna możliwość przejścia a nie sam jego fakt.

    Jednocześnie na rynku nie jest też tak, że klienci czy firmy co chwilę zmieniają dostawców – wręcz przeciwnie, jeżeli obie strony kontraktu są zadowolone, to wspólnie działają na rzecz utrzymania dobrej relacji.

    Ilustracją powyższego może być sytuacja na rynku telekomunikacyjnym: do pewnego czasu na rynku był monopol TP – każdy, kto chciał mieć telefon, musiał być klientem TP, niezależnie od jakości usług przezeń świadczonych. Dopiero wejście na rynek konkurentów spowodowało, że osoby prywatne i firmy miały wybór – ta możliwość wyboru spowodowała wzrost jakości usług nie tylko u tych nowych konkurentów ale także w samej TP. Co więcej, klienci (zwłaszcza instytucjonalni) nie zmieniają operatorów jak rękawiczki – wytwarzają się tutaj wieloletnie relacje.

    Stąd wnioskować można, że fakt rzadszego podejmowania różnych czy określonych czynności seksualnych wynika po prostu z poczucia bycia w pozycji monopolisty: nie muszę się starać, bo mój partner/moja partnerka nie mają wyjścia – i tak będą musieli być dalej ze mną. To, co jedni mogą interpretować jako podstawę bezpieczeństwa, inni mogą określić jako właśnie przyczynę braku motywacji do ciągłego ulepszania siebie.

    Wydaje mi się też, że anuszka ma rację zwracając uwagę na inne czynniki, które mogą być skorelowane z przedstawionymi tutaj obserwacjami (wiek, kultura). Wydaje mi się, że konieczna byłaby analiza wpływu tych zmiennych na dyskutowane tutaj kwestie, aby uniknąć „false causality” (nie wiem, jak to jest po polsku) – inaczej podejmujemy ryzyko, że na podstawie samego faktu występowania korelacji między zmiennymi (np. małżeństwo – problem z potrzebami seksualnymi) będziemy wnioskować o wynikaniu jednego z drugiego, a tak wcale przecież być nie musi.

    Czy ma Pan takie wyniki lub inne opracowania, które, odcinając zmienną małżeństwo tak/nie, analizowałyby wpływ zmiennych wiek i kultura na dyskutowane tutaj sprawy?

    Pozdrawiam

    cse

    1. anuszka

      Może też być inaczej: Nie że ludzie przestają się starać, bo są w pozycji monopolisty, lecz że tkwią w związkach od początku niesatysfakcjonujących seksualnie. Bo dają im inny rodzaj korzyści: Poczucie bezpieczeństwa, dzieci, itp. A światopogląd zabraniający zbierania doświadczeń seksualnych przed ślubem sprzyja brakowi rozeznania we własnych preferencjach w seksie.

      1. radek

        To też nie do końca jest tak. Nawet jeśli ma się doświadczenia seksualne przed ślubem z innymi partnerami, to nie przekłada się na to, że w małżeństwie będzie udane życie seksualne. Każdy partner to inna historia. Także w małżeństwie, wraz z przeżytymi latami zmieniają się upodobania, preferencje itd. Także starzejąc się razem zmieniają się warunki. Uważam (po 25 latach), że seks małżeński nie musi być nudny, może być bardzo ciekawy. A porównywanie związków małżeńskich i nieformalnych nie zawsze jest właściwe. Bo czym innym jest nieformalny związek trwający kilkanaście lat (a są ze sobą codziennie), czym innym małżeństwo na rożnym etapie (np. kiedy jeden z małżonków 3/4 roku spędza w pracy za granicą). Ja pamiętam Gomułkę i wychowałem się w małym miasteczku, kiedy ludzie po prostu byli z sobą, spędzali z sobą więcej czasu. Teraz jest inaczej, praca wymusza wiele rzeczy, poświeceń. To wszystko wpływa na relacje, na seks.

  4. Vespa mandarinia

    Dużo mniej poprawny politycznie byłby blog o tytule:
    Seks, RELIGIA i Pieniądze.
    Z zastrzeżeniem, że kolejność może być inna.
    Ale marketingowo troszeczkę chwytliwszy (co nie jest konieczne, gdyż oglądalność jest spora:)

    Powyższe, nie oznacza, że merytorycznie nie zabiorę głosu. Ale jeszcze się zastanawiam.

  5. Vespa mandarinia

    Może jednak zaryzykuję i bardziej merytorycznie stwierdzę, że w kontekście wersetu z Księgi Powtórzonego Prawa 21,15: „Jeśli mężczyzna ma dwie żony, etc.” sprawa wydaje się niejasna.

  6. Kalina

    Widzę podstawowy błąd w rozumowaniu Pana Redaktora. Małzeństwo nie jest dla satysfakcji seksualnej. Małzeństwo to partnerstwo (oczywiście w łóżku również, ale nie tylko) życiowe. Dwoje ludzi wychowuje dzieci, a dla siebie powinni stanowić pare przyjaciół, którzy wspierają się nawzajem, rozumieją swoje potrzeby tak seksualne, jak i psychiczne, a także społeczne i zawodowe. Jedno na drugie powinno móc liczyć, jak tez na wzajemną lojalność tak wśród innych ludzi , jak i w sferze seksu. Czasem zdarza się, ze jedno z małzonkow zachoruje, może nawet w sposób uniemozliwiajacy współżycie. I co? Załatwiamy sobie na boku zastępstwo? Chyba jednak tak być nie powinno.
    Natomiast na zupełnie innych zasadach trwają związki nieformalne. Tu podstawowym spoiwem jest seks, a jeśli jest niesatysfakcjonujący, to adieu. I tak jest dobrze, i tak być powinno. Kto nie umie sprostać obowiązkom małżeńskim (patrz wyżej), niech małżeństwa nie zawiera.

    1. Kalina

      Wazne, aby ci, którzy nie nadaja się do małżeństwa, nie byli odsadzani przez Kosciół od czci i wiary. Na razie obiektem troski są ci, co porzucili swoich małżonków i zyją z inna osoba. Może zacznijmy od początku. Niech akceptowani będą ci, którzy nie chcą doprowadzić do sytuacji, w której będą musieli kogos porzucić, a wiec nie biora z nikim slubu. Wydaje mi się, ze ta druga kategoria ludzi charakteryzuje się wyobraźnia i poczuciem odpowiedzialności, co powinno być przez Kosciół docenione:))

      1. Vespa mandarinia

        to by oznaczało, że porzucić można w związku małżeńskim, podczas gdy w związku nieformalnym taka sytuacja również może zaistnieć. Tyle, że tam (w małżeństwie) porzucenie odbywałoby się formalnie a tu (w związku nieformalnym) nieformalnie.

        1. Kalina

          Wręcz przeciwnie. Małżeństwo jest nierozerwalne. Jeśli ktoś nie czuje się na silach wytrwać w małżeństwie, niech go nie zawiera.

          1. Vespa mandarinia

            A to przepraszam. Wydawało mi się, że rozerwalne, skoro pani napisała, że nie zawierają bo nie chcą nikogo porzucić.

      2. anuszka

        @Kalina: Nie ze wszystkim się z tobą zgodzę, ale zgadzam sięz najważniejszą diagnozą. Kościół chce mieć ciastko i zjeść ciastko. Jest za nierozerwalnością małżeństwa, ale wymaga zakładania małżeństw także od ludzi, którzy nie umieją i nie będą umieli utrzymać tej nierozerwalności. Zdaniem Kościoła tacy ludzie w ogóle nie powinni zakładać żadnych związków. Innymi słowy: za seks trzeba zapłacić dożywotnim kontraktem. Jarzmo zakładane przez Kościół jest nie do uniesienia. Nigdy tak nie było, żeby ludzie nie uprawiali seksu poza małżeństwem. Zawsze w historii były zwyczaje seksu przed- i pozamałżeńskiego, różnica jest tylko taka, że dawniej były traktowane z hipokryzją: oficjalnie potępiane, a powszechnie uprawiane. Proszę sobie poczytać, jak to wyglądało w tym”cudownym”, konserwatywnym, XIX wieku. Domy publiczne kwitły i – przynajmniej w klasie średniej – nie było mężczyzny, który by z nich nie korzystał. W imię zachowania „czystości” kobiet z tej klasy.

        1. Kalina

          Pewnie tego nie dozyjemy, ale Kosciół w końcu będzie musiał zrewidować swoja postawe wobec seksu w ogole, nie tylko jego szczególnych postaci, jak seks w „drugim” małżeństwie etc. Jedynie totalne lekceważenie kościelnych wskazań w tej dziedzinie w ciągu wiekow zdołało przejść do porządku nad nieludzkimi i sprzecznymi ze zdrowym rozsądkiem wskazaniami nauki Kosciola. Rozumiem, ze sytuacja była inna: możliwość pojawienia się nieślubnych dzieci i konieczność wykluczenia ich z rodziny i pozbawienia moznosci dziedziczenia itd. Dzis sytuacja jest inna, niechciane dzieci nie muszą psuc krajobrazu, istnieje antykoncepcja niekoniecznie wczesnoporonna. Wystarczy odrobina dobrej woli i zrozumienia. O ile jestem za utrzymaniem sankcji wobec osób łamiących przysiege małzeńska i znajdujących sobie pocieszenie w cudzych ramionach, zupełnie nie rozumiem sankcji wobec seksu pozamałżeńskiego w wykonaniu osób bez zobowiazań małżeńskich.

          1. anuszka

            Zresztą, przysięgę wierności też można różnie rozumieć – zależy to od tego, jak małżonkowie się umówią. Chodzi przecież o to, żeby być wobec siebie nawzajem w porządku, a nie żeby być w porządku wobec jakichś kościelnych wyobrażeń.

          2. Kalina

            Niewatpliwie należy dotrzymywać wszelkich przyrzeczeń:)) Ja jednak miałam na myśli tę szczególną przysiege małzeńska wobec Boga, która nie ma i nie powinna mieć postaci innej, niż ta, która jest: przysięgamy małżonkowi na dobre i na złe. Albo nie przysięgamy i jesteśmy wolni jak ptacy:))

          3. Vespa mandarinia

            Pani Kalino,
            Ta buźka z pierwszego zdania, że należy dotrzymywać wszelkich przyrzeczeń, to chyba na wyrost bo odnosi się wyrażenie jakby się słuchało ministra Ławrowa, deklamującego z uśmiechem na ustach, że Krym sam wybrał przynależność do Rosji.

          4. Kalina

            Nie wiem, jak min. Ławrow, nie wiem tez, jak do przyrzeczeń odnosi się Pan(Pani). Z postu wynika, ze raczej bez przesady. Co do mnie – staram się nikomu niczego nie przyrzekać, nigdy nikomu również nie slubowałam w kościele wobec Boga. Ale już kiedy cos przyrzekam – jak najbardziej dotrzymuję.

          5. Kalina

            Prosze nauczyc sie najpierw rosyjskiego, aby rozumiec ministra Ławrowa i powod, dla ktorego sie rozesmiał półgebkiem w odpowiedzi na smiechy z sali. A dopiero potem go cytowac:)) Dawno nie bylam na forum TP, wiec i zapomnialam, na jakim poziomie sa tu wypowiedzi:))

          6. Vespa mandarinia

            Mowa ciała nie wymaga znajomości języków. Uśmiech to uśmiech a uśmieszek to uśmieszek.
            ps
            Proszę nie pluć pod wiatr 🙂

  7. Pet

    Ja uważam, że związki partnerskie to po trosze znak dzisiejszego konsumpcyjnego świata. Nie opłaca się w nic inwestować, męczyć się, w każdym momencie można odejść. Zresztą czytałam dość ciekawy artykuł na ten temat w serwisie Stoprozpuscie.pl. Może nie ze wszystkim się zgadzam ale pewne sprawy są tam bardzo klarownie opisane.

    1. Kalina

      Zgadzam sie calkowicie z ta diagnozą. Niemniej tak jest i kijem Wisly nie zawrocimy. Sadze natomiast, ze wszyscy, łącznie z Kosciolem, powinnismy bronic pewnych zasad. A jedna z nich jest powazne traktowanie małzenstwa i jego nierozerwalnosci. Kosciół zas zamiast przygarniac pod swoje skrzydla ludzi, ktorzy nie bardzo wiedzą, co jest jego istota, powinien postawic na tych, ktorzy sa jak „ziarnko gorczycy”. I ograniczyc sie do nich, a odrzucic plewy. Kosciół katolicki nie powinien byc dla wszystkich i małzenstwo katolickie nie powinno byc dla wszystkich.

          1. anuszka

            Kolejna osoba upewnia mnie, że już jestem poza Kościołem, ze względu na poglądy w dziedzinie etyki seksualnej…

            A jednocześnie dzieje się tak, jak w mojej niedawnej dyskusji z jednym księdzem, który dziwował się: Ojej, przesadza pani z tym skupianiem się na sprawach seksu, przecież na pewno dla większości katolików to nie są sprawy najważniejsze w Kościele. Ha, ha.

            Wygląda na to, że panuje w Kościele nieuświadomiona dwulicowość:
            Jeśli kościelne zafiksowanie na seksie oceniamy jako słuszne, to jesteśmy dobrzy katolicy. Ale jeśli kościelne zafiksowanie na seksie oceniamy jako niesłuszne, to nam mówią, że nieprawda, Kościół wcale nie jest zafiksowany, że to my sami jesteśmy zafiksowani i w ogóle atakujemy Kościół.

  8. cse

    Panie Arturze,
    ponieważ dawno nie było nowego wpisu na blogu, proponuję następujący temat. W kwestii rozwiedzionych KK jest dość sztywny, argumentacja opiera się m.in. na tym, że małżeństwo to sakrament, w związku z czym nie można go cofnąć/złamać.

    Tymczasem, jak czytam tutaj: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,138764,17788834,Posel_Kotlinski_juz_nie_jest_ksiedzem__Decyzja_Watykanu.html#BoxNewsLink, pan Kotliński został zwolniony ze stanu kapłańskiego a także zwolniony z celibatu oraz wszystkich zobowiązań wynikających ze święceń. Kapłaństwo to też sakrament, z resztą o wiele starszy i ugruntowany w Tradycji.

    Skoro więc można zwolnić kogoś z kapłaństwa, równie dobrze można by zwolnić kogoś z małżeństwa. Jakie argumenty przemawiają przeciwko takiemu rozumowaniu?

    Pozdrawiam

    cse

  9. Woziwoda

    „troska o potrzeby partnera, wielkoduszność wobec jego niedomagań i pokora względem własnych możliwości. Takie podejście wydaje mi się zupełnie fundamentalne dla małżeństwa”.

    To jest również znakomite podejście dla partnerów związków nieformalnych. To jest podejście uniwersalne.

  10. Mada

    Widzę, że temat wzbudza wielkie emocje. Dorzucę, że związki nieformalne rozpadają się dużo częściej ( 9 na 10), a małżeństwa maksymalnie 5 na 10. Ponadto małżeństwo przedłuża życie szczególnie mężczyzny ( statystycznie o 10 lat w porównaniu do samotnych) .

Możliwość komentowania została wyłączona.